Lato
było wyjątkowo upalne w tym roku. Słońce przypiekało twarze, temperatura
przekraczała trzydzieści stopni, a ludzie chowali się w cieniu.
Potterowie
nie byli wyjątkami. Harry wyłożył się w leżaku, mając na sobie jedynie
hawajskie, krótkie spodenki i okulary. Ginny smarowała sobie nogi balsamem do
opalania, leżąc obok niego na drugim leżaku. Miała na sobie wielki słomiany
kapelusz, który osłaniał jej głowę przed słońcem, krótką spódniczkę i stanik od
stroju kąpielowego. Marla i Jim biegali po ogródku bez koszulek, a rodzice
podziwiali ich za tyle energii.
—
Jim, zasłoń głowę kapeluszem, bo dostaniesz udaru! — krzyknęła matka.
—
Ale, mamo… On mi przeszkadza. No dobrze — odpuścił chłopczyk po chwili.
—
Tato, Jim oszukuje. — Marla tupnęła nogą, zatrzymując się przed ojcem.
—
Jim, bądź dżentelmenem i ustąp siostrze.
—
Mamo, o której przyjdzie Louise? — zapytał Jim.
—
Zaraz powinien być.
—
Będziemy mieli gości? — zdziwił się Harry, patrząc na Ginny znad okularów.
—
Przecież ci mówiłam.
—
Nie mówiłaś.
—
Może nie pamiętasz.
—
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, CZARNY!
—
Rzeczywiście, nie mówiłam — wyszczerzyła się.
—
I z czego się tu cieszyć? — spytał Harry przyjaciół, kiedy weszli na podwórko.
— Z tego, że się postarzałem o kolejny rok?
Przybyli
Weasleyowie w składzie Ron, Hermiona i Selena, która miała już cztery i pół
roku, Jonsonowie, czyli Jay, Amanda i pięcioipółletni Louise, Williamsowie
składający się z Alexa, Susan i rocznego Jona, bezdzietni Blackowie i Lupinowie
oraz Złodzieje wraz ze swoimi partnerkami. Kizzy i Bruce dwa lata temu zostali
małżeństwem, Scarlet była w siódmym miesiącu ciąży, Cary i Martha zaręczyli się,
podobnie jak Will i Ketherine. Tylko Max nie mógł znaleźć sobie odpowiedniej
partnerki, więc został singlem.
Jay
wystrzelił szampana, mówiąc:
—
Też nie wiem, z czego się tu cieszyć, ale chociaż jest co oblewać.
Zaśmiali
się zgodnie, rozkładając się na leżakach wyczarowanych przez Potterów.
Zapłakana Marla podbiegła do Czarnego.
—
Jim zabrał mi lalkę.
—
Jim! — powiedział groźnie Harry. — Oddaj Marli lalkę!
—
Ale sama mi ją dała! — odparł, oddając siostrze zabawkę.
Jak
gdyby nigdy nic wrócili do zabawy wraz z Louisem i Seleną. Bliźniaki mieli już
siedem lat i czasami dawali rodzicom taki pokaz magii, że ci byli zdumieni ich
zdolnościami.
—
Wszystkiego najlepszego, wujku. — Na podwórko wkroczyła Suzanne.
Wyrosła
na szesnastolatkę tak samo piękną jak jej matka. Miała długie, rude i kręcone
włosy, morskie oczy pełne blasku, szczupłą sylwetkę jak modelka i długie nogi,
które zawróciły niejednemu chłopakowi w głowie. Była nadzwyczaj inteligentna i
potrafiła dopiec jednym słowem, tak jak Harry uczył ją już w dzieciństwie.
Kiedy Czarny zapytał, dlaczego nie przyprowadziła swojego chłopaka, którego
miała, jak dowiedział się od Łapy, odparła:
—
Ten kretyn? Wujek, nie wspominaj o nim, bo coś mi się w żołądku przewraca. Myślałam,
że ma odrobinę więcej klepek we łbie. — Zaśmiali się. No tak, tego mogli się po
niej spodziewać. — Chyba znałeś jego ojca.
—
A jak się zwał?
—
Ronson.
—
Ronson… Hmm… — zastanowił się.
—
To ten, którego przebrałeś w królika — przypomniał mu ze śmiechem Jay.
—
Aaa! — zaśmiał się. — No tak. Miła to była znajomość.
Wybuchnęli
śmiechem. Suzanne uśmiechnęła się półgębkiem.
—
No tak, widocznie to przechodzi z ojca na syna. Tak mnie wkurzył, że przebrałam
go za pajaca.
—
Nie wiem, jakim sposobem, ale ona wdała się w ciebie — powiedziała Ginny do
męża wśród śmiechu wszystkich gości.
—
Za dużo czasu przebywała z nim w dzieciństwie — odparł Łapa.
—
Od początku uczył dzieci pyskowania — stwierdziła Amy. — Ciebie — zwróciła się
do Suzi — Jima, Marlę. I już się bierze za Louise’a.
—
Muszą wiedzieć…
—
…jak się bronić słowem — zakończył Remus. — Słyszeliśmy to niejednokrotnie.
Czarny
wyszczerzył się.
—
Mamo! Patrz jaki fajny kotek!
Marla
przyniosła małego kotka. Był czarny z białymi łatkami i dużymi niebieskimi
oczami. Kurz, który pokrywał jego sierść, robił go o wiele bardziej niewinnego,
niż zapewne był w rzeczywistości.
—
Gdzie go znalazłaś? — zapytała Ginny, gdy Jim, Louise i Selena przybiegli go
zobaczyć.
—
Był w krzakach przed domem. Możemy go zatrzymać?
—
Mamo, prosimy!
Ginny
spojrzała na Czarnego, który udawał, że go tu nie ma.
—
Możecie, ale bierzecie za niego pełną odpowiedzialność i macie się nim
opiekować.
—
I posprzątać, jak narobi nie tam, gdzie powinien — dodał Harry półgębkiem.
Goście
parsknęli śmiechem.
—
Wyczyśćcie mu sierść mokrym ręcznikiem, bo jest cały okurzony — rzekła Ginny z
rozbawieniem.
Jim
i Marla z głośnym krzykiem radości pobiegli do domu. To się nazywają problemy – pomyślał Czarny. Martwienie się, czy kot nie narobi ci do łóżka.
—
Harry, idź zobacz, czy tego kota nie utopili — rzekła Ginny po kilku minutach.
—
Przecież sobie poradzą…
—
Tato!
Harry
walnął głową w oparcie.
—
Nie poradzą — stwierdził, wstając — Idę!
—
Przynieś od razu coś do picia — dodała Ginny.
Mruknął
coś na potwierdzenie. Po chwili przed nimi wylądowały szklanki z napojami.
—
Kot uciekł im na szafkę — powiedział Czarny, gdy wrócił, a Marla i Jim zaczęli
bawić się ze zwierzakiem.
—
Uważaj! — krzyknęła Kizzy. — Ślisko — dodała, gdy Czarny poślizgnął się na
mokrej posadzce i wpadł do basenu.
Wszyscy
wybuchnęli śmiechem, a Harry wynurzył się na powierzchnię.
—
I co się śmiejesz, wiewiórko? — rzekł z rozbawieniem do Ginny.
—
Ja ci zaraz dam wiewiórko! Tylko wyjdź.
—
A ja nie mam takiego zamiaru.
Ginny
zmarszczyła brwi i wstała. Ku zaskoczeniu wszystkich, wskoczyła do wody.
—
Wskakujcie, bo zimniej — rzekła do gości, podtapiając męża.
Suzanne,
nie przejmując się czymś takim jak ściągnięcie ubrań, rzuciła się do basenu.
Powoli
nadchodził wieczór. Kobiety przygotowały coś do jedzenia, a mężczyźni zajęli się
ogniskiem. Noce i wieczory były bardzo ciepłe, więc mogli posiedzieć do późna. Jon,
Selena i Louise zostali przeniesieni do domu, ponieważ pozasypiali w ramionach
rodziców. Potterowie pozwolili swoim potomkom pobawić się trochę dłużej niż
zwykle.
Ginny
rozmawiała wesoło z Amy i Ket, gdy nagle zamilkła, przeprosiła i wręcz pobiegła
do domu, zatykając usta dłonią. Harry spojrzał na nią, a później na jej
wcześniejsze rozmówczynie, które były równie zdezorientowane jak on. Spojrzał
na bliźniaków i coś mu zaświtało. Ginny od kilku dni zachowywała się dziwnie.
Często miewała zawroty głowy, miała mdłości i napady humorów. Po chwili
zorientował się, że w trakcie ogniska mieszała ogórki kiszone i tort
czekoladowy. Aż serce podeszło mu do gardła, gdy uświadomił sobie, co to
oznacza. Przeprosił Remusa i Bruce’a, z którymi rozmawiał, i pognał za żoną.
Wpadł do domu i jego pierwszym celem była łazienka. Wszedł cicho do środka,
dostrzegając bladą Ginny, która opierała się o umywalkę. Podszedł do niej i bez
słowa posadził ją na brzegu wanny. Sam kucnął naprzeciwko niej i spytał:
—
Dobrze się czujesz?
—
Trochę mi niedobrze. Chyba zjadłam coś, czego nie powinnam.
—
Chcesz mi coś powiedzieć?
Spojrzała
na niego i uśmiechnęła się lekko.
—
Trzeci tydzień.
Zaryczał
z radości, a później rozłożył ramiona. Przytuliła go mocno, aż runęli na
ziemię.
—
Przecież… ja natychmiast muszę to ogłosić!
Ginny
zaśmiała się, a on wyleciał z łazienki jak z procy. Jednak stwierdził, że
pierwsze dowiedzą się dzieci.
—
Dzieciaki, ojciec walnie teraz krótką przemowę, więc czeka nas poważna rozmowa
— powiedział, gdy z wyszczerzem opadł na leżak.
—
Uuu… Dzieciaki, bójcie się — zaśmiał się lekko Kevin, gdy te stanęły przed
ojcem jak na komendę.
—
Mamy oddać kotka? — przeraziła się Marla, przytulając zwierzaka jeszcze
bardziej.
—
Nie — odparł i posadził ich u siebie na kolanach. — Chcecie mieć siostrzyczkę
albo braciszka?
—
Siostrzyczkę! — krzyknęła Marla.
—
Chcecie czy nie chcecie, będziecie któreś mieli za jakieś osiem miesięcy.
Goście
otworzyli usta.
—
Dlaczego tak długo? — spytał Jim.
—
Bo musi urosnąć w brzuchu mamy — odparła Ginny, która pojawiła się nie wiadomo
kiedy. — A teraz do łóżek — zarządziła i zaprowadziła ich do sypialni.
—
To kto chce być chrzestnym? — zapytał Harry.
Zaśmiali
się zgodnie, słysząc to pytanie z jego ust po raz kolejny i klepiąc go po
plecach.
—
Tato, szybko.
—
Co się stało?
Jim
w odpowiedzi zaciągnął go na piętro wśród krzyku Ginny, że nie wypada tak niekulturalnie się zachowywać, gdyż Czarny był w
trakcie rozmowy z Kevinem i Carym.
Jim
wyrósł na piętnastolatka równie przystojnego jak jego ojciec. Miał czarne
włosy, które zwykle stawiał na żel i brązowe oczy po matce, dzięki którym
dziewczyny do niego lgnęły. Charakter także odziedziczył po nim. Jak twierdzili
niektórzy: idealna kopia ojca.
Jim
zaprowadził go pod pokój Marli i uchylił cicho drzwi. Do ich uszu wdarł się
dźwięk fortepianu i łagodny śpiew.
Dziewczyna o długich, czarnych jak smoła włosach siedziała przy instrumencie.
Była całkowicie pochłonięta muzyką. Czarny i Jim stanęli w drzwiach i słuchali
jej, dopóki nie skończyła.
—
Siostra, czemu nie powiedziałaś?
Marla
aż podskoczyła.
—
O czym? — speszyła się.
—
Jak to o czym?
—
Jim, idź do Davida — wtrącił Harry, widząc, że Marla nie chce o tym mówić.
Chłopak
spojrzał na ojca z zaparciem, ale wreszcie odpuścił. Czarny zamknął drzwi i
podszedł do córki.
—
Zwinęłaś mi tekst — powiedział, opierając się o fortepian, który dziewczyna dostała
na święta trzy lata temu, gdyż sobie go wymarzyła.
Marla
zaśmiała się.
—
Jakoś sama nie umiałam napisać.
—
Długo się tym interesujesz?
—
Odkąd zagraliście w Hogwarcie koncert. Jakoś mnie to natchnęło.
—
Słyszałem, jak śpiewasz, ale nie sądziłem, że rozważasz to na poważnie.
—
Z czasem zaczęło się to zmieniać. Nie chciałam jakoś się z tym afiszować,
wolałam robić to po kryjomu.
—
A teraz?
—
Teraz… chyba coraz bardziej się to zmienia.
—
Pójdziesz w ślady taty? — zapytał David, który wpadł do pokoju siostry.
—
David, miałeś pukać! — warknęła dziewczyna.
Wystawił
język. Chociaż miał siedem lat, już zaczęli dostrzegać w nim Huncwota.
Odziedziczył rude włosy po Ginny i zielone oczy po Harrym, ale jego charakter
był mieszanką wybuchową. Roztrzepany, zwariowany, walczył o swoje i wstawiał
się za swoimi bliskimi mimo młodego wieku. Nieraz rzucał zaklęciami, gdy był
zdenerwowany, szczególnie na brata.
Marla
była najspokojniejsza z całej trójki. Lubiła robić żarty, ale nie przekraczała
granicy. Zawsze służyła pomocą, a nauka szła jej znakomicie.
Czarny
powiedział mu, że wujek Kevin się z nim pobawi, jako chrzestny, a David
wybiegł. Harry spojrzał pytająco na córkę.
—
Zaczynam o tym myśleć. Ale teraz nauka. Najpierw skończę szkołę. Muzyka na
razie jako pasja i w wolnym czasie.
Harry
poczochrał ją po włosach, jak to zwykle jej robił w dzieciństwie.
—
Tato — wywróciła oczami, a on zaśmiał się.
—
Jeśli będziesz chciała to zmienić, powiedz.
—
Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie — uśmiechnęła się szeroko.
Wyszedł,
twierdząc, że Cary i Kevin czekają. Jak się domyślał, David już powiedział
wszystkim, że Marla zostanie piosenkarką. Świstak i Dragon poruszyli ten temat.
—
Aaa! — wrzasnął nagle Jim, wpadając do pomieszczenia i wskoczył na kanapę,
unosząc coś w dłoni.
—
Dom wariatów — stwierdził Harry.
—
Zostałem kapitanem drużyny!
—
To Pucharu nie zdobędziecie — stwierdził David, a Jim spojrzał na niego
morderczo.
—
David! — warknęła Ginny.
—
Idź, ty kurduplu — powiedział Jim w jego stronę.
—
Jim! Uspokójcie się w końcu! — oburzyła się Ginny, ale pogratulowała synowi,
podobnie jak ojciec i część Złodziei.
—
Będę cię nachodził w nocy — szepnął do Davida starszy brat, nim wyszedł.
David
zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
—
Co w nich wszystkich dzisiaj wstąpiło? — westchnęła Ginny.
BUM!
Wszyscy
spojrzeli w sufit, skąd doszedł wybuch.
—
Jim!
—
Mamo, a mogę też już iść do Hogwartu?
—
David, jeszcze tylko cztery lata.
Wszyscy
Potterowie stali na peronie 9 i ¾, by dwójka z nich udała się do szkoły. Nagle
rozległ się pisk, a dwie dziewczyny rzuciły się na Marlę, by mocno ją
wyściskać.
—
Nie uwierzysz! Mark do mnie napisał! — pisnęła niska szatynka.
Marla
zaśmiała się, dostrzegając wysokiego blondyna, który od dawna jej się podobał,
lecz nie zwracał na nią uwagi. Jej rodzice rozmawiali już z Jayem i Ronem,
widząc, że ich pociechy zajęły się przyjaciółmi. Jim oderwał się od rozmowy z
Louisem i zerknął na jedną z przyjaciółek Marli.
—
Julia, jesteś jeszcze ładniejsza niż przed wakacjami.
Julia
zmierzyła go od góry do dołu.
—
A ty dalej rzucasz tanim podrywem.
—
Może i tani, ale skuteczny.
—
Nie ze mną te numery.
Wróciła
do rozmowy z dziewczynami, a Jim uśmiechnął się jeszcze szerzej.
—
I co się cieszysz? I tak jej nie poderwiesz — powiedział David, trzymając tatę
za rękę. Harry spojrzał na Davida, a później na Jima, który ciskał gromy z oczu
w brata. — Tato, a co to znaczy rzucać tanim podrywem? — zapytał młodszy. — Julia
powiedziała tak do Jima!
Czarny
spojrzał z rozbawieniem na starszego syna, który skrzywił się z
niezadowoleniem.
—
Kiedyś zamknę ci ten dziób na kłódkę — powiedział do Davida.
—
Cześć, Marla.
—
Cz-cześć — wyjąkała dziewczyna, patrząc na blondyna jak wmurowana.
Jej
przyjaciółki pisnęły głośno.
Wszyscy
przywitali się z Remusem, Dorą i Syriuszem, którzy nadal nauczali w Hogwarcie i
akurat pojawili się na peronie. Mężczyźni mieli już miejscami siwe włosy, a
Dora, jako metamorfomag, wybrała kolor kasztanowy. Byli już w podeszłym wieku,
więc nie było się czemu dziwić.
Nadeszła
pora pożegnania. Marla obiecała Czarnemu, że poszuka w Hogwarcie osób, które
interesują się muzyką i, jeśli kogoś znajdzie, zacznie tworzyć muzykę wraz z
zespołem. Jim obiecał za to, że zburzy Hogwart, jako potomek Huncwota. David
stał ze łzami w oczach, chociaż wiecznie kłócił się z rodzeństwem.
—
David, nie martw się. Wyślę ci hogwardzki sedes w kawałkach — zaśmiał się Jim,
ale został zgromiony wzrokiem Ginny.
Weszli
do pociągu wraz z dziećmi innych znajomych i z nauczycielami.
—
Widzimy się na święta! — krzyknęła jeszcze Amanda, machając im.
Pociąg
zniknął im z oczu.
—
Wyobrażasz sobie ten spokój, jaki zapanuje w domu? — zapytała Ginny męża.
Oboje
spojrzeli na Davida.
—
Nie będzie spokoju.
Wszyscy
zaśmiali się.
—
Mam nadzieję, że powiedziałeś Jimowi, żeby się dobrze zachowywał.
—
Syriusz stwierdził, że go przypilnuje.
Ponownie
się zaśmiali i skierowali w stronę wyjścia.
Marla
i Jim wymienili spojrzenia. Każdy miał inne cele na ten rok nauki. Marla:
zdobyć wymarzonego chłopaka i założyć zespół. Jim: poderwać Julię i roznieść
Hogwart.
Ale
to już inna historia.
Masz zamiar pisać jakieś jeszcze opowiadanie?
OdpowiedzUsuńOwszem, jestem w trakcie pisania nowego opowiadania.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, o tak Marla wydała się w ojca i tak mają jeszcze jedno dziecko i jak widać są bardzo szczęśliwi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń