niedziela, 21 sierpnia 2016

II. Rozdział 50 - Prezenterzy

Harry… Łap go!
BUM!
— Zabiję Jaya, że dał mu taką zabawkę!
BUM!
Śmiech dziecka.
— Jim! Stój!
Dzwonek do drzwi.
— Otworzę. Harry, złap go wreszcie!
Ginny pobiegła w stronę drzwi i szybko je otworzyła.
BUM!
— Ty! — wycelowała palcem w Jaya. — Gdyby nie Louise, którego trzymasz na rękach, byłbyś już martwy.
— Eee… Co ja zrobiłem? — zaniepokoił się.
— Idź do salonu to się dowiesz.
Wpuściła gości do środka. W salonie zastali zaskakujący widok. Harry próbował złapać Jima, który latał na małej miotełce.
— Mam cię — odetchnął ojciec, gdy złapał swojego potomka, który wybuchnął płaczem. — Twój chrześniak właśnie nam pokazał, co można zrobić, latając na miotełce — stwierdził, nie reagując na płacz dziecka.
Rozejrzał się po zdemolowanym pomieszczeniu. Zbity wazon i szklanka, ramka ze zdjęciem na ziemi, lampka stłuczona na podłodze.
— Następnym razem dostanie miotełkę, gdy będzie w pustym pomieszczeniu — dodała Ginny.
Jay włożył Louise’a do wózka i podniósł Jima z ziemi, gdzie został postawiony przez Czarnego.
— Niedobry tata, nie? Zabrał ci miotełkę.
— Jeszcze na ojca zwal — prychnął Czarny, naprawiając szkody wyrządzone przez jego potomka.
— Na kogoś trzeba — zaśmiał się Alex.
— Harry, Złodzieje przyszli! Otwórz, bo mam ręce zajęte! — krzyknęła Ginny z kuchni, kiedy Czarny chwycił Marlę na ręce, a ona objęła go mocno za szyję.
Wyszedł, mówiąc przybyłym Huncwotom, aby się rozgościli. Otworzył drzwi Złodziejom i ich partnerkom.
— Nie ma to jak na samym wejściu uroczy widok — wyszczerzyła się Kizzy.
Ubrana w różowy śpioszek Marla spojrzała na nich ze smoczkiem w ustach z radością w oczach. Wszyscy weszli do środka.
— Więcej was matka nie miała?
Mięta zamknął drzwi i całą ekipą wkroczyli do salonu. Czarny spojrzał na swoją córkę, która swoimi oczkami zwalała go z nóg. Pocałował ją w czółko, a ona chwyciła za sznurek od kaptura bluzy i uznała go za niezłą zabawkę. Harry wszedł za gośćmi do środka.
Powodem przybycia Huncwotów i Złodziei wraz z partnerkami było zaproszenie Potterów. Stwierdzili, że zrobią sobie małą nocną imprezę.
— Rozumiem, że wszyscy piją. Amanda?
— Nie, nie. Karmię, więc nie mogę.
— Ja też nie — dodała Hermiona z uśmiechem.
— Nie w tym stanie — rzekł Ron, patrząc na nią.
— To znaczy?
— Jestem w ciąży.
Kizzy i Ginny pisnęły głośno, ściskając przyszłą mamę. Czarny klepnął Rona w plecy, na co chłopak się wyszczerzył. Harry spojrzał na Alexa.
— Co? — spytał zdezorientowany.
— Tylko ty zostałeś z Huncwotów.
— A może już, a my nie wiemy? — dodał Jay.
Alex spojrzał pytająco na swoją żonę, która przełknęła z trudem łyk soku.
— Na razie nie — odparła. — I chyba nie planujemy.
— My też nie planowaliśmy i samo wyszło — zarechotał Jay.
— A my planowaliśmy, ale tylko jedno — dodał Harry. — Też samo wyszło.
Ginny parsknęła śmiechem w szklankę. Alex i Susan wymienili spojrzenia, ku rozbawieniu pozostałych.
— No to ojcowie usypiają dzisiaj dzieci — stwierdziła Amanda.
— Dlaczego my? — oburzyli się Jay i Harry.
— No bo Marla słodko śpi u ciebie w ramionach, więc Jay ci potowarzyszy — odparła z miłym uśmiechem Ginny.
Czarny i Jay spojrzeli na siebie.
— To się nazywa równouprawnienie — rzekł ten drugi.
— Dokładnie. Powinno być tak jak kiedyś. Faceci do roboty, a kobiety do garów i dzieci.
Kobiety zaczęły się śmiać, słysząc ich wymianę zdań. Ojcowie wstali i wzięli swoje pociechy na górę.
— I tak zrobili to z wielką chęcią — zachichotała Amanda.
— Dokładnie. To tylko takie gadanie. Tak zwany męski honor — dodała Ginny.
— Ej, tutaj też są osobniki płci męskiej — oburzył się Cary.
— Zauważyliście, że te dwa największe czuby pierwsze musiały dorosnąć do roli ojców? — rzekła ze śmiechem Ketherine.
Gdy tylko wrócili Jay i Harry, rozpoczęła się impreza.

Czarny spotkał się z członkami zespołu Nexting w jednym z barów. Gadali na różne tematy, nie pomijając magii. Zeszło także na wątki zawodowe, a Kerry i Jack wymienili przelotne spojrzenia, co Harry zauważył. Cash upił łyk piwa i rzekł:
— Stary, mamy dla ciebie propozycję. Już kiedyś ci to mówiliśmy, ale może coś się jednak zmieniło. Nie mamy wokalisty. Przewijali się różni, ale sam wiesz, jak to bywa w takich poszukiwaniach bez konkretnych celów. Gramy same melodie, czasami coś się z siebie wykrztusi, ale jednak… Ponawiamy swoje pytanie sprzed lat. Chciałbyś dołączyć do zespołu?
Czarny spojrzał na każdego z nich. Wiedział, że szukają wokalisty, bo żaden nie spełniał ich wymagań lub sami odchodzili z różnych powodów. Myślał jednak, że jego kandydaturę już skreślili po jego pierwszej odmowie. Widocznie grubo się mylił, a on… chciał z nimi grać, oderwać się czasami od stylu Złodziei, by pochłonęła go mocniejsza muzyka. Jednak czuł się zobowiązany względem Złodziei.
— Nie musisz teraz odpowiadać — rzekł szybko Jack. — Przemyśl wszystko na spokojnie, pogadaj z kim chcesz na ten temat. Zdecyduj i wtedy daj nam odpowiedź.

Czekał na Syriusza przed Grimmauld Place 12 w nissanie. Miał doradzić chrzestnemu, co kupić Amy na urodziny i dlatego wybierali się do Londynu, gdzie planowali dokonać zakupu. Po raz kolejny głośno zatrąbił z myślą, że Łapa wlecze się jak ślimak. Rozbudził się z zamyślenia o Nexting dopiero wtedy, gdy drzwi trzasnęły.
— Pobudka!
— Ty to masz tempo — odparł.
— Nie narzekaj. — Ruszyli. — O czym tak myślisz z taką zawziętą miną?
Włączył kierunkowskaz i skręcił w prawo.
— Praca — mruknął.
— Problemy ze Złodziejami?
Pokręcił powoli głową. Zatrzymał się na pasach i dostrzegł reklamę tabletek uspokajających. Prychnął. Syriusz spojrzał na niego z rozbawieniem, dostrzegając jego wzrok.
— Może jakoś ci pomogę?
— Wątpię — mruknął. — Albo dobra — zmienił decyzję, gdy stanęli w korku. — Chłopaki z Nexting znowu zapytali, czy chciałbym być w ich zespole.
— A chcesz? — zapytał Łapa, patrząc na niego ze skupieniem.
— No… raczej chcę.
— To nad czym się zastanawiasz?
— Jakieś zobowiązania względem Złodziei.
— Gadałeś z nimi na ten temat?
— Jeszcze nie.
Syriusz zamyślił się chwilę.
— Jak na moje, powinieneś patrzeć na to, czego ty chcesz. Pamiętasz obietnicę, którą podpisywaliście przed kamerą? — Czarny pokiwał głową. — Pamiętasz punkt drugi?
Nie będę utrudniał rozwoju pozostałych członków zespołu — zacytował. — Chyba tak to szło.
— Dokładnie tak. Dlatego Złodzieje nie będą ci niczego utrudniać. Ba! Jeszcze będą cię do tego namawiać. Chcesz z nimi grać, odskoczyć czasami od muzyki Złodziei. Jeśli wiesz, że chcesz być w obu grupach i dasz radę, to dłużej się nie zastanawiaj. Pogadaj ze Złodziejami, ale daj im delikatnie do zrozumienia, że decyzję już podjąłeś. Teraz ruszaj, bo już trąbią.
Czarny otrząsnął się z zamyślenia i nacisnął pedał gazu. Przetrawił słowa Syriusza.
— Dzięki.
— W zamian pomożesz mi z prezentem.

Razem ze Złodziejami tworzył kolejną piosenkę. Dostali zlecenie, aby stworzyli utwór do filmu, który miał niedługo wejść do kin. Kizzy wypełniała jakieś papiery na kanapie, a on, zamiast myśleć o piosence, skupił się na tym, jak im to powiedzieć.
— Chłopaki… — Kizzy chrząknęła znacząco — i kobieto — dodał Czarny, a ona kiwnęła głową z zadowoleniem.
— Hę?
— Chłopaki z Nexting znowu chcą mnie do zespołu.
Obserwował ich reakcje, które były różne. Cary i Max przerwali pracę, Kevin poruszył się w krześle, Bruce podniósł na niego wzrok, Will zmarszczył lekko brwi, a Kizzy spojrzała na niego z uśmiechem.
— I? — zapytał Mięta.
— No właśnie chciałem spytać, co o tym sądzicie. Bo jednak jesteśmy grupą i liczę się z waszym zdaniem w tej sprawie.
— Chcesz z nimi grać? — zainteresował się Elgi.
Pokiwał niepewnie głową.
— To dzwoń do nich i mów, że się zgadzasz — rzekł Kevin. — Skoro chcesz, oni chcą, my nie mamy nic przeciwko. Jeśli nie olejesz zespołu i wiesz, że wyrobisz, to nie ma co się zastanawiać.
— Poza tym drugi punkt obietnicy zobowiązuje — dodał Cary.
— No… na co czekasz? — zdziwił się komicznie Will.
— Telefon masz w kieszeni — dodała Kizzy.
Łapcio, czy ty czytasz w myślach? W jego umyśle zaświtał iście wredny plan. Wydusił numer do Kerry’ego.
— Masz tam resztę? — zapytał Harry po przywitaniu.
— Akurat jesteśmy w studiu. Zrobię na głośnomówiący.
Czarny też to zrobił.
— Gadałeś z chłopakami?
— Właśnie mam ich przed sobą.
— I…?
Ściszył głos do niemalże dramatycznego szeptu.
— Powiedzieli, że za tę propozycję ukręcą wam łby. Właśnie stoją nade mną i grożą, że jeśli się zgodzę, podetną mi żyły.
Zapadła cisza. Złodzieje zatkali usta dłońmi, by nie parsknąć śmiechem.
— Czyli… im to nie pasuje? — zapytał niepewnie Cash.
— Wy tam złożyliście jakąś przysięgę krwi? — stęknął Kerry.
Czarny nie mógł wytrzymać i parsknął, ale zaraz zatkał usta.
— Ty durniu! Wkręcasz nas!
Złodzieje nie wytrzymali i wybuchnęli głośnym śmiechem.
— Przyzwyczajajcie się — powiedział ze śmiechem Czarny.
— Czyli co? Zgadzasz się?!
— No tak.
— Ha! Mamy Czarnego! Ludzie, pijemy! Wbijamy do was i pijemy razem!
Szykowała się kolejna impreza.

Gazety huczały, gdy dziennikarze dowiedzieli się o ponownej współpracy Harry’ego z Nexting.
— Czy to koniec Złodziei Serc?
— Nie, zespół trzyma się dobrze i w najbliższym czasie planujemy kolejną trasę koncertową.
Powtarzał to do znudzenia, podobnie jak pozostali Złodzieje. Całkowicie im uwierzyli dopiero wtedy, gdy przyłapali Złodziei i Nexting na wspólnej imprezie.
— Ty po prostu lubisz jak dużo się wokół ciebie dzieje — rzekła pewnego razu Ginny. — Nie lubisz nudy i szukasz wrażeń. Tylko nie szukaj ich czasami u innej kobiety — dodała groźnie.
— Bez obaw. W zupełności mi wystarczysz — uśmiechnął się i pocałował ją krótko w usta.

Ciężko pracowali w studiu nad drugą piosenką, gdy nagle światła zgasły i zapanowała ciemność.
— Bez jaj! — wrzasnął Kerry. — No, ludzie, teraz musieli wyłączyć prąd? Jak tylko wokal nam został? Ciemno jak w dupie. Czarny, weź rzuć jakieś czary-mary.
Harry wywrócił oczami i pstryknął palcami, a żarówka zaświeciła się.
— I tak nie ma sensu tu siedzieć, bo przez magię będą zakłócenia przy sprzęcie.
— Szlag by to trafił — burknął Jack.
Harry zamyślił się. Czy Ginny czasami mu nie mówiła, że weźmie dzieciaki, gdy on będzie w studiu do wieczora i pójdzie w odwiedziny do Blacków?
— Chatę mam wolną. Tam to nagramy.
Zapakowali sprzęt potrzebny do śpiewania oraz podkład melodii na płycie i przenieśli się do Czarnego, by pracować, przynajmniej tak twierdzili. Porządnie pracowali przez pół godziny, później zaczęli smęcić i się obijać, gdy na stole pojawiło się piwo. Kerry poszedł po dostawę do lodówki, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
— O ku*wa.
Wrzucili puszki od piwa pod kanapę i udawali, że zajmują się pracą. Gośćmi byli Złodzieje Serc.
— Byliśmy w studiu, ale was nie zastaliśmy, więc domyśliliśmy się, że przenieśliście pracę.
— Chłopaki, ja was zatłukę — odparł Harry. — Asortyment na stół.
Wyciągnęli puszki spod kanapy, a Złodzieje zaśmiali się głośno.
— Kerry, przynieś trzy razy więcej!
Złodzieje wzięli przykład z Nexting i rozwalili się na wolnych miejscach.
— Więc tak wygląda wasza praca? — zaśmiał się Max.
— Ale my przecież pracujemy. Nie widzisz? W studiu wyłączyli nam prąd, więc wzięliśmy co się dało i intensywnie pracujemy, umilając sobie czas — odparł Czarny.
— Musimy to skończyć — powtarzał do znudzenia Cash.
— Więc gdzie skończyliśmy, zanim przybyli goście?
— Eee… Na pierwszej linijce — odparł niepewnie Harry.
— Poszliśmy jak burza przez tę godzinę. Dobra, naprawdę trzeba zacząć, bo przed pięćdziesiątką nie wydamy płyty.
— Czy przypadkiem nie miałeś być w studiu? — rozległ się groźny głos Ginny.
Czarny niemal podskoczył z zaskoczenia pod sufit. W drzwiach stała Ginny oraz Syriusz. Wzrok jego żony skierował się na puszki.
— Miałem, ale wyłączyli nam prąd…
— Tłumacz się, tłumacz… — zachichotał cicho Cash.
— Więc przenieśliście pracę tutaj z dodatkami?
— Yyy…
Łapa spojrzał na chrześniaka ze współczuciem.
— Pogadamy później — dodała Ginny, by nie wybuchnąć przy tylu osobach.
W drzwiach pojawiła się Amy, trzymając za ręce Jima i Marlę, którzy podbiegli do ojca, gdy tylko go zobaczyły. Posadził dzieciaki na kolanach.
— Dajesz świetny przykład dzieciom — burknęła jeszcze Ginny i wyszła.
Harry dał znać reszcie, że nie ujdzie mu to płazem, przejeżdżając palcem po szyi, jakby ktoś podrzynał mu gardło.
— Synek, nie za wcześnie? — dodał z rozbawieniem, gdy Jim sięgnął po puszkę, co wszyscy przyjęli ze śmiechem.
Odstawił ją, by Jim nie miał do niej dostępu.
— Stary, my już chyba będziemy się zbierać — powiedział Cash. — Lepiej nie być w okolicy tykającej bomby.
— Teraz mnie zostawiacie?
— Lepiej mieć to za sobą — stwierdził Świstak, wstając.
Wszyscy pożegnali się również z Ginny, która zjawiła się w progu. Drzwi zamknęły się, a Harry odwrócił w jej stronę.
— Czyś ty do reszty zgłupiał?!
Goście wymienili spojrzenia już na podwórku.
— Współczuję.

Rzadko była aż tak wściekła na Harry’ego. Kompletnie wyprowadził ją z równowagi swoim zachowaniem. Czego on uczy swoich dzieci?! Wiedziała, że lubi się zabawić z przyjaciółmi, ale czy musiał akurat w domu, do którego w każdej chwili mogła wrócić z dziećmi? Przepraszał ją wielokrotnie i chociaż widziała jego skruszoną twarz, nie odpuszczała.
Wyszła spod prysznica, wytarła mokre ciało i włosy, a następnie ubrała koszulę nocną. Wyszła, by sprawdzić, czy dzieci już śpią. Uchyliła lekko drzwi do ich pokoiku i dostrzegła Harry’ego czytającego im bajkę na dobranoc. Marla już słodko spała, a Jim kręcił się w łóżeczku, patrząc na tatę. Złość machinalnie zniknęła. Nie umiała się teraz na niego gniewać. Uśmiechnęła się delikatnie i przymknęła drzwi.
Było już całkowicie ciemno, kiedy Czarny przyszedł do sypialni i zniknął w łazience. Wyszedł po kilku minutach i skierował się do drzwi. No tak, przecież po awanturze kazała mu spać na kanapie w salonie.
— Chodź tu — szepnęła.
Pewnie myślał, że mamrocze przez sen, ale podszedł do niej. Pogłaskał ją po mokrych włosach i pocałował w czoło. Już chciał wyjść, lecz przytrzymała go za rękę.
— Nie śpię — szepnęła.
Westchnął cicho, ponownie kucając przy łóżku.
— Przepraszam. Wiem, że jestem niemyślącym kretynem i wszystkie te epitety, które powiedziałaś, były całkowicie słuszne. Znasz mnie… Najpierw robię, potem myślę.
Uchyliła powieki, wzdychając cicho. Musiała przyznać mu rację. Dość często zdarzało mu się tak robić.
Przesunęła się kawałek, robiąc mu miejsce na łóżku. Położył się obok niej, a ona obróciła się do niego tyłem. Z początku pomyślał, że to oznaka jej wściekłości, która całkiem nie minęła, lecz chwyciła jego rękę tak, że ją objął. Nie wymienili już ani słowa, ale było to oznaką zgody. Zasnęli po chwili.

— Jak ten czas leci. Bliźniaki mają już dwa lata, Suzi jedenaście, a Louise cztery miesiące. Niedługo będziemy mieć siwe włosy, pomarszczoną skórę i sztuczne szczęki — stwierdziła Amy przy obiedzie. Spojrzała na męża. — Łapa, widzę u ciebie siwy włos.
Oczy Syriusza rozszerzyły się.
— Gdzie?! — Dorwał się do lusterka. — O matko! Siwieję!
Harry parsknął śmiechem.
— Starości nie zatrzymasz — wywrócił oczami Remus.
— Ale siwienie można. Nawet syna nie zdążyłem spłodzić.
Amy zakrztusiła się.
— Niby prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna — zarechotał Alex, klepiąc ją po plecach.
— Wniosek jest prosty: nie jesteś prawdziwym mężczyzną — oznajmił Harry.
Łapa zdzielił go w łeb.
— A ty to co?
— W sumie zostało mi tylko drzewo. Jutro idziemy po sadzonkę — dodał do Ginny, a ona zachichotała. — Baba — dorzucił do Łapy.
Umknął przed jego ręką.
— Od dwóch lat jesteśmy dziadkami, więc już trochę późno na syna — stwierdziła Amy, jakby dopiero teraz dotarło do niej to, co powiedział Syriusz.

Nexting przerwali pracę nad płytą, gdyż Czarny wyjeżdżał w tournée po Ameryce Południowej razem ze Złodziejami Serc. Równy miesiąc mieli krążyć po kontynencie, grając na koncertach w różnych zakątkach. Po tygodniu spędzonym poza domem już napływały informacje odnośnie ich występów oraz zdjęcia.
— Oni mają jednocześnie wakacje i pracę — stwierdził Ron, gdy wraz z przyjaciółmi oglądał fotografie, które opublikowała oficjalna strona zespołu.
Cary i Will z grupką rozradowanych dziewczyn, Bruce w przebraniu Zorro, Czarny z Myszką Miki.
— Ale wiary — powiedział Alex, gdy zobaczyli zdjęcie widowni z lotu ptaka.
— Dziesiątki tysięcy osób. Widać, że mają prawdziwych fanów — dodał Jay.
Czytali także niektóre komentarze fanów, lecz było ich tak dużo, że nie mieli szans przeczytać wszystkich.
Dostali wiadomość od Kizzy, aby weszli na skype’a, więc tak zrobili.
— Chłopaki też chcieli pogadać, ale padli w drodze powrotnej do hotelu — zaśmiała się cicho Kizzy. — Śpią jak zabici. — Aby potwierdzić swoje słowa, odwróciła kamerkę na Złodziei, którzy spali w dość dziwnych pozycjach. — Zaraz zmieszają mnie z błotem, bo dojedziemy do hotelu, więc będę musiała ich obudzić. O, któryś chyba się budzi. Czarny, mam tu…
— Daj mi spokój — mruknął przez sen i odwrócił się na drugi bok.
Kizzy zachichotała cicho.
— No cóż… Wczoraj wieczorem grali koncert, a w nocy spali zaledwie pięć godzin i znowu mieli koncert następnego dnia, więc nie ma co się dziwić. Jutro mają najważniejszy występ, więc muszą jakoś wyglądać i nie mieć worów pod oczami.
— Czemu najważniejszy?
— Nie mówiłam wam? — zdziwiła się szczerze. — Grają koncert charytatywny — uśmiechnęła się szeroko. — Będzie transmisja na żywo. Zaproponował im to inny zespół i jako ludzie o dobrych sercach zgodzili się zagrać koncert, przekazując pieniądze na mugolskie domy dziecka.
— Z jakim zespołem zagrają? — zaciekawił się Jay.
Kiedy Kizzy powiedziała im nazwę zespołu, Huncwoci od razu chcieli dostać się do Ameryki.
— Spokojnie — wyszczerzyła się Kizzy. — Zobaczycie w telewizji.

Tak jak przekazała im Kizzy, obejrzeli transmisję koncertu na żywo, jednak nie spodziewali się, że prezenterami kolejnej części programu charytatywnego, jakim były występy wschodzących gwiazd, będą Harry i Cary. Pojawili się na ekranie telewizora i na telebimach w Ameryce. Widownia wrzasnęła głośno, gdy zobaczyła, kto będzie się zajmował prezentowaniem artystów. Wyszczerzyli się na takie powitanie i przywitali się do mikrofonów, co spotkało się z jeszcze większym rykiem. Wszyscy domyślili się, że wszystko robią na kompletnym spontanie, jednak wychodziło im to genialnie. Na początku nie mieli dużych problemów z prowadzeniem gali, aż wreszcie…
— A teraz wystąpi… Czarny wam to powie — rzekł Cary.
— Przecież wiesz kto — odparł, patrząc na niego.
— Ale ty pewnie chętnie to ogłosisz.
Spojrzeli na siebie. Jasne było, że nie mają o tym pojęcia.
— Ja nie wiem, bo nie napisali za kamerą kartki — rzekł Harry prosto z mostu, lecz zabrzmiało to jak żart.
— No właśnie. Więc skąd ja mam to wiedzieć? — dodał Cary.
— Czekaj, sprawdzę.
Czarny podszedł do barierki na podeście, na którym stali, spojrzał na scenę i powiedział do mikrofonu nazwę zespołu.
To nie była jedyna sytuacja, gdzie musieli improwizować. Wynikały z tego śmieszne sytuacje, gdy na przykład Cary rzekł nagle: pozdrawiam, mamo, a Czarny, zapominając kolejnego artysty, przydusił słuchawkę do swojego ucha i palnął: halo, Ziemia, kto wystąpi?

Amy i Syriusz zrezygnowali z dziecka. Stwierdzili, że ich potomek miałby rodziców-dziadków. Marla i Jim rośli jak na drożdżach, mówiąc coraz więcej, podobnie jak rozrabiając. Louise przysparzał Jonsonom dużo problemów, ale ci nie narzekali. Mogli liczyć na pomoc przyjaciół i swoich rodziców. Brzuszek Hermiony rósł z każdym tygodniem, a ona wraz z mężem zastanawiała się nad imieniem dla dziecka. Alex i Susan starali się, lecz ze znikomym skutkiem. Na wszelki wypadek zrobili badania, jednak wszystko było w całkowitym porządku.
Życie toczyło się w całkowitej harmonii. Nie było żadnych ataków i walk. Złodzieje nadal byli prześladowani przez paparazzi, ale już się do tego przyzwyczaili.
Spokój. Tak jak każdy chciał. Jak chciał Ryan i inni. Jak wymarzył sobie Czarny. Życie bez przekleństwa i przeznaczenia, które ciążyło na nim od zawsze. Wreszcie mógł poczuć, że jest normalnym człowiekiem i nie musi się niczego obawiać, poza natrętnymi fankami.

1 komentarz:

  1. Hej,
    spokojny rozdział, dzieci rosną, a Jim tak coś mi się wydaje, że będzie w drużynie quuidecha jak tylko pójdzie do Hogwartu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń