niedziela, 21 sierpnia 2016

Epilog

Lato było wyjątkowo upalne w tym roku. Słońce przypiekało twarze, temperatura przekraczała trzydzieści stopni, a ludzie chowali się w cieniu.
Potterowie nie byli wyjątkami. Harry wyłożył się w leżaku, mając na sobie jedynie hawajskie, krótkie spodenki i okulary. Ginny smarowała sobie nogi balsamem do opalania, leżąc obok niego na drugim leżaku. Miała na sobie wielki słomiany kapelusz, który osłaniał jej głowę przed słońcem, krótką spódniczkę i stanik od stroju kąpielowego. Marla i Jim biegali po ogródku bez koszulek, a rodzice podziwiali ich za tyle energii.
— Jim, zasłoń głowę kapeluszem, bo dostaniesz udaru! — krzyknęła matka.
— Ale, mamo… On mi przeszkadza. No dobrze — odpuścił chłopczyk po chwili.
— Tato, Jim oszukuje. — Marla tupnęła nogą, zatrzymując się przed ojcem.
— Jim, bądź dżentelmenem i ustąp siostrze.
— Mamo, o której przyjdzie Louise? — zapytał Jim.
— Zaraz powinien być.
— Będziemy mieli gości? — zdziwił się Harry, patrząc na Ginny znad okularów.
— Przecież ci mówiłam.
— Nie mówiłaś.
— Może nie pamiętasz.
— WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, CZARNY!
— Rzeczywiście, nie mówiłam — wyszczerzyła się.
— I z czego się tu cieszyć? — spytał Harry przyjaciół, kiedy weszli na podwórko. — Z tego, że się postarzałem o kolejny rok?
Przybyli Weasleyowie w składzie Ron, Hermiona i Selena, która miała już cztery i pół roku, Jonsonowie, czyli Jay, Amanda i pięcioipółletni Louise, Williamsowie składający się z Alexa, Susan i rocznego Jona, bezdzietni Blackowie i Lupinowie oraz Złodzieje wraz ze swoimi partnerkami. Kizzy i Bruce dwa lata temu zostali małżeństwem, Scarlet była w siódmym miesiącu ciąży, Cary i Martha zaręczyli się, podobnie jak Will i Ketherine. Tylko Max nie mógł znaleźć sobie odpowiedniej partnerki, więc został singlem.
Jay wystrzelił szampana, mówiąc:
— Też nie wiem, z czego się tu cieszyć, ale chociaż jest co oblewać.
Zaśmiali się zgodnie, rozkładając się na leżakach wyczarowanych przez Potterów. Zapłakana Marla podbiegła do Czarnego.
— Jim zabrał mi lalkę.
— Jim! — powiedział groźnie Harry. — Oddaj Marli lalkę!
— Ale sama mi ją dała! — odparł, oddając siostrze zabawkę.
Jak gdyby nigdy nic wrócili do zabawy wraz z Louisem i Seleną. Bliźniaki mieli już siedem lat i czasami dawali rodzicom taki pokaz magii, że ci byli zdumieni ich zdolnościami.
— Wszystkiego najlepszego, wujku. — Na podwórko wkroczyła Suzanne.
Wyrosła na szesnastolatkę tak samo piękną jak jej matka. Miała długie, rude i kręcone włosy, morskie oczy pełne blasku, szczupłą sylwetkę jak modelka i długie nogi, które zawróciły niejednemu chłopakowi w głowie. Była nadzwyczaj inteligentna i potrafiła dopiec jednym słowem, tak jak Harry uczył ją już w dzieciństwie. Kiedy Czarny zapytał, dlaczego nie przyprowadziła swojego chłopaka, którego miała, jak dowiedział się od Łapy, odparła:
— Ten kretyn? Wujek, nie wspominaj o nim, bo coś mi się w żołądku przewraca. Myślałam, że ma odrobinę więcej klepek we łbie. — Zaśmiali się. No tak, tego mogli się po niej spodziewać. — Chyba znałeś jego ojca.
— A jak się zwał?
— Ronson.
— Ronson… Hmm… — zastanowił się.
— To ten, którego przebrałeś w królika — przypomniał mu ze śmiechem Jay.
— Aaa! — zaśmiał się. — No tak. Miła to była znajomość.
Wybuchnęli śmiechem. Suzanne uśmiechnęła się półgębkiem.
— No tak, widocznie to przechodzi z ojca na syna. Tak mnie wkurzył, że przebrałam go za pajaca.
— Nie wiem, jakim sposobem, ale ona wdała się w ciebie — powiedziała Ginny do męża wśród śmiechu wszystkich gości.
— Za dużo czasu przebywała z nim w dzieciństwie — odparł Łapa.
— Od początku uczył dzieci pyskowania — stwierdziła Amy. — Ciebie — zwróciła się do Suzi — Jima, Marlę. I już się bierze za Louise’a.
— Muszą wiedzieć…
— …jak się bronić słowem — zakończył Remus. — Słyszeliśmy to niejednokrotnie.
Czarny wyszczerzył się.
— Mamo! Patrz jaki fajny kotek!
Marla przyniosła małego kotka. Był czarny z białymi łatkami i dużymi niebieskimi oczami. Kurz, który pokrywał jego sierść, robił go o wiele bardziej niewinnego, niż zapewne był w rzeczywistości.
— Gdzie go znalazłaś? — zapytała Ginny, gdy Jim, Louise i Selena przybiegli go zobaczyć.
— Był w krzakach przed domem. Możemy go zatrzymać?
— Mamo, prosimy!
Ginny spojrzała na Czarnego, który udawał, że go tu nie ma.
— Możecie, ale bierzecie za niego pełną odpowiedzialność i macie się nim opiekować.
— I posprzątać, jak narobi nie tam, gdzie powinien — dodał Harry półgębkiem.
Goście parsknęli śmiechem.
— Wyczyśćcie mu sierść mokrym ręcznikiem, bo jest cały okurzony — rzekła Ginny z rozbawieniem.
Jim i Marla z głośnym krzykiem radości pobiegli do domu. To się nazywają problemy – pomyślał Czarny. Martwienie się, czy kot nie narobi ci do łóżka.
— Harry, idź zobacz, czy tego kota nie utopili — rzekła Ginny po kilku minutach.
— Przecież sobie poradzą…
— Tato!
Harry walnął głową w oparcie.
— Nie poradzą — stwierdził, wstając — Idę!
— Przynieś od razu coś do picia — dodała Ginny.
Mruknął coś na potwierdzenie. Po chwili przed nimi wylądowały szklanki z napojami.
— Kot uciekł im na szafkę — powiedział Czarny, gdy wrócił, a Marla i Jim zaczęli bawić się ze zwierzakiem.
— Uważaj! — krzyknęła Kizzy. — Ślisko — dodała, gdy Czarny poślizgnął się na mokrej posadzce i wpadł do basenu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Harry wynurzył się na powierzchnię.
— I co się śmiejesz, wiewiórko? — rzekł z rozbawieniem do Ginny.
— Ja ci zaraz dam wiewiórko! Tylko wyjdź.
— A ja nie mam takiego zamiaru.
Ginny zmarszczyła brwi i wstała. Ku zaskoczeniu wszystkich, wskoczyła do wody.
— Wskakujcie, bo zimniej — rzekła do gości, podtapiając męża.
Suzanne, nie przejmując się czymś takim jak ściągnięcie ubrań, rzuciła się do basenu.
Powoli nadchodził wieczór. Kobiety przygotowały coś do jedzenia, a mężczyźni zajęli się ogniskiem. Noce i wieczory były bardzo ciepłe, więc mogli posiedzieć do późna. Jon, Selena i Louise zostali przeniesieni do domu, ponieważ pozasypiali w ramionach rodziców. Potterowie pozwolili swoim potomkom pobawić się trochę dłużej niż zwykle.
Ginny rozmawiała wesoło z Amy i Ket, gdy nagle zamilkła, przeprosiła i wręcz pobiegła do domu, zatykając usta dłonią. Harry spojrzał na nią, a później na jej wcześniejsze rozmówczynie, które były równie zdezorientowane jak on. Spojrzał na bliźniaków i coś mu zaświtało. Ginny od kilku dni zachowywała się dziwnie. Często miewała zawroty głowy, miała mdłości i napady humorów. Po chwili zorientował się, że w trakcie ogniska mieszała ogórki kiszone i tort czekoladowy. Aż serce podeszło mu do gardła, gdy uświadomił sobie, co to oznacza. Przeprosił Remusa i Bruce’a, z którymi rozmawiał, i pognał za żoną. Wpadł do domu i jego pierwszym celem była łazienka. Wszedł cicho do środka, dostrzegając bladą Ginny, która opierała się o umywalkę. Podszedł do niej i bez słowa posadził ją na brzegu wanny. Sam kucnął naprzeciwko niej i spytał:
— Dobrze się czujesz?
— Trochę mi niedobrze. Chyba zjadłam coś, czego nie powinnam.
— Chcesz mi coś powiedzieć?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
— Trzeci tydzień.
Zaryczał z radości, a później rozłożył ramiona. Przytuliła go mocno, aż runęli na ziemię.
— Przecież… ja natychmiast muszę to ogłosić!
Ginny zaśmiała się, a on wyleciał z łazienki jak z procy. Jednak stwierdził, że pierwsze dowiedzą się dzieci.
— Dzieciaki, ojciec walnie teraz krótką przemowę, więc czeka nas poważna rozmowa — powiedział, gdy z wyszczerzem opadł na leżak.
— Uuu… Dzieciaki, bójcie się — zaśmiał się lekko Kevin, gdy te stanęły przed ojcem jak na komendę.
— Mamy oddać kotka? — przeraziła się Marla, przytulając zwierzaka jeszcze bardziej.
— Nie — odparł i posadził ich u siebie na kolanach. — Chcecie mieć siostrzyczkę albo braciszka?
— Siostrzyczkę! — krzyknęła Marla.
— Chcecie czy nie chcecie, będziecie któreś mieli za jakieś osiem miesięcy.       
Goście otworzyli usta.
— Dlaczego tak długo? — spytał Jim.
— Bo musi urosnąć w brzuchu mamy — odparła Ginny, która pojawiła się nie wiadomo kiedy. — A teraz do łóżek — zarządziła i zaprowadziła ich do sypialni.
— To kto chce być chrzestnym? — zapytał Harry.
Zaśmiali się zgodnie, słysząc to pytanie z jego ust po raz kolejny i klepiąc go po plecach.

— Tato, szybko.
— Co się stało?
Jim w odpowiedzi zaciągnął go na piętro wśród krzyku Ginny, że nie wypada tak niekulturalnie się zachowywać, gdyż Czarny był w trakcie rozmowy z Kevinem i Carym.
Jim wyrósł na piętnastolatka równie przystojnego jak jego ojciec. Miał czarne włosy, które zwykle stawiał na żel i brązowe oczy po matce, dzięki którym dziewczyny do niego lgnęły. Charakter także odziedziczył po nim. Jak twierdzili niektórzy: idealna kopia ojca.
Jim zaprowadził go pod pokój Marli i uchylił cicho drzwi. Do ich uszu wdarł się dźwięk fortepianu  i łagodny śpiew. Dziewczyna o długich, czarnych jak smoła włosach siedziała przy instrumencie. Była całkowicie pochłonięta muzyką. Czarny i Jim stanęli w drzwiach i słuchali jej, dopóki nie skończyła.
— Siostra, czemu nie powiedziałaś?
Marla aż podskoczyła.
— O czym? — speszyła się.
— Jak to o czym?
— Jim, idź do Davida — wtrącił Harry, widząc, że Marla nie chce o tym mówić.
Chłopak spojrzał na ojca z zaparciem, ale wreszcie odpuścił. Czarny zamknął drzwi i podszedł do córki.
— Zwinęłaś mi tekst — powiedział, opierając się o fortepian, który dziewczyna dostała na święta trzy lata temu, gdyż sobie go wymarzyła.
Marla zaśmiała się.
— Jakoś sama nie umiałam napisać.
— Długo się tym interesujesz?
— Odkąd zagraliście w Hogwarcie koncert. Jakoś mnie to natchnęło.
— Słyszałem, jak śpiewasz, ale nie sądziłem, że rozważasz to na poważnie.
— Z czasem zaczęło się to zmieniać. Nie chciałam jakoś się z tym afiszować, wolałam robić to po kryjomu.
— A teraz?
— Teraz… chyba coraz bardziej się to zmienia.
— Pójdziesz w ślady taty? — zapytał David, który wpadł do pokoju siostry.
— David, miałeś pukać! — warknęła dziewczyna.
Wystawił język. Chociaż miał siedem lat, już zaczęli dostrzegać w nim Huncwota. Odziedziczył rude włosy po Ginny i zielone oczy po Harrym, ale jego charakter był mieszanką wybuchową. Roztrzepany, zwariowany, walczył o swoje i wstawiał się za swoimi bliskimi mimo młodego wieku. Nieraz rzucał zaklęciami, gdy był zdenerwowany, szczególnie na brata.
Marla była najspokojniejsza z całej trójki. Lubiła robić żarty, ale nie przekraczała granicy. Zawsze służyła pomocą, a nauka szła jej znakomicie.
Czarny powiedział mu, że wujek Kevin się z nim pobawi, jako chrzestny, a David wybiegł. Harry spojrzał pytająco na córkę.
— Zaczynam o tym myśleć. Ale teraz nauka. Najpierw skończę szkołę. Muzyka na razie jako pasja i w wolnym czasie.
Harry poczochrał ją po włosach, jak to zwykle jej robił w dzieciństwie.
— Tato — wywróciła oczami, a on zaśmiał się.
— Jeśli będziesz chciała to zmienić, powiedz.
— Będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie — uśmiechnęła się szeroko.
Wyszedł, twierdząc, że Cary i Kevin czekają. Jak się domyślał, David już powiedział wszystkim, że Marla zostanie piosenkarką. Świstak i Dragon poruszyli ten temat.
— Aaa! — wrzasnął nagle Jim, wpadając do pomieszczenia i wskoczył na kanapę, unosząc coś w dłoni.
— Dom wariatów — stwierdził Harry.
— Zostałem kapitanem drużyny!
— To Pucharu nie zdobędziecie — stwierdził David, a Jim spojrzał na niego morderczo.
— David! — warknęła Ginny.
— Idź, ty kurduplu — powiedział Jim w jego stronę.
— Jim! Uspokójcie się w końcu! — oburzyła się Ginny, ale pogratulowała synowi, podobnie jak ojciec i część Złodziei.
— Będę cię nachodził w nocy — szepnął do Davida starszy brat, nim wyszedł.
David zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
— Co w nich wszystkich dzisiaj wstąpiło? — westchnęła Ginny.
BUM!
Wszyscy spojrzeli w sufit, skąd doszedł wybuch.
— Jim!

— Mamo, a mogę też już iść do Hogwartu?
— David, jeszcze tylko cztery lata.
Wszyscy Potterowie stali na peronie 9 i ¾, by dwójka z nich udała się do szkoły. Nagle rozległ się pisk, a dwie dziewczyny rzuciły się na Marlę, by mocno ją wyściskać.
— Nie uwierzysz! Mark do mnie napisał! — pisnęła niska szatynka.
Marla zaśmiała się, dostrzegając wysokiego blondyna, który od dawna jej się podobał, lecz nie zwracał na nią uwagi. Jej rodzice rozmawiali już z Jayem i Ronem, widząc, że ich pociechy zajęły się przyjaciółmi. Jim oderwał się od rozmowy z Louisem i zerknął na jedną z przyjaciółek Marli.
— Julia, jesteś jeszcze ładniejsza niż przed wakacjami.
Julia zmierzyła go od góry do dołu.
— A ty dalej rzucasz tanim podrywem.
— Może i tani, ale skuteczny.
— Nie ze mną te numery.
Wróciła do rozmowy z dziewczynami, a Jim uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— I co się cieszysz? I tak jej nie poderwiesz — powiedział David, trzymając tatę za rękę. Harry spojrzał na Davida, a później na Jima, który ciskał gromy z oczu w brata. — Tato, a co to znaczy rzucać tanim podrywem? — zapytał młodszy. — Julia powiedziała tak do Jima!
Czarny spojrzał z rozbawieniem na starszego syna, który skrzywił się z niezadowoleniem.
— Kiedyś zamknę ci ten dziób na kłódkę — powiedział do Davida.
— Cześć, Marla.
— Cz-cześć — wyjąkała dziewczyna, patrząc na blondyna jak wmurowana.
Jej przyjaciółki pisnęły głośno.
Wszyscy przywitali się z Remusem, Dorą i Syriuszem, którzy nadal nauczali w Hogwarcie i akurat pojawili się na peronie. Mężczyźni mieli już miejscami siwe włosy, a Dora, jako metamorfomag, wybrała kolor kasztanowy. Byli już w podeszłym wieku, więc nie było się czemu dziwić.
Nadeszła pora pożegnania. Marla obiecała Czarnemu, że poszuka w Hogwarcie osób, które interesują się muzyką i, jeśli kogoś znajdzie, zacznie tworzyć muzykę wraz z zespołem. Jim obiecał za to, że zburzy Hogwart, jako potomek Huncwota. David stał ze łzami w oczach, chociaż wiecznie kłócił się z rodzeństwem.
— David, nie martw się. Wyślę ci hogwardzki sedes w kawałkach — zaśmiał się Jim, ale został zgromiony wzrokiem Ginny.
Weszli do pociągu wraz z dziećmi innych znajomych i z nauczycielami.
— Widzimy się na święta! — krzyknęła jeszcze Amanda, machając im.
Pociąg zniknął im z oczu.
— Wyobrażasz sobie ten spokój, jaki zapanuje w domu? — zapytała Ginny męża.
Oboje spojrzeli na Davida.
— Nie będzie spokoju.
Wszyscy zaśmiali się.
— Mam nadzieję, że powiedziałeś Jimowi, żeby się dobrze zachowywał.
— Syriusz stwierdził, że go przypilnuje.
Ponownie się zaśmiali i skierowali w stronę wyjścia.
Marla i Jim wymienili spojrzenia. Każdy miał inne cele na ten rok nauki. Marla: zdobyć wymarzonego chłopaka i założyć zespół. Jim: poderwać Julię i roznieść Hogwart.
Ale to już inna historia.

4 komentarze:

  1. Masz zamiar pisać jakieś jeszcze opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, jestem w trakcie pisania nowego opowiadania.

      Usuń
  2. Hej,
    fantastyczny rozdział, o tak Marla wydała się w ojca i tak mają jeszcze jedno dziecko i jak widać są bardzo szczęśliwi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń