Wypad na Pokątną okazał się być bardzo
potrzebny Harry’emu. Nie dość, że musiał kupić Hagridowi i Olimpii jakiś
prezent ślubny, to dodatkowo Silver wymagał opieki, więc musiał zakupić mu
żerdź i coś do jedzenia. Po wysłaniu wszystkich pakunków do domu skierował się
razem z Ginny do małej kawiarenki na prawdziwą randkę, jak to stwierdziła
dziewczyna. Usiedli przy oknie, a Harry zamówił dwie kawy cappuccino oraz dwa
kawałki domowej szarlotki. Randka przebiegłaby tak, jak powinna przebiec każda
normalna randka, ale wydarzyły się dwie rzeczy. Najpierw do budynku weszła
Romilda Vane, co znacznie zepsuło humor Ginny, ale zanim dziewczyna do nich
podeszła, przez drzwi przedarło się kilku śmierciożerców. Wybuchła panika, gdy
poleciały pierwsze zaklęcia. Harry i Ginny zareagowali natychmiast, wyciągając
różdżki. Chłopak przewrócił stolik, żeby zyskali dodatkową ochronę, dlatego
prędko się za nim schowali i stamtąd ciskali zaklęciami w przeciwników.
— Ginny, idź po pomoc! Poszukaj
resztę!
— Przecież cię tutaj nie
zostawię! — odkrzyknęła.
— Zaatakujecie od tyłu, inaczej
ich nie pokonamy! — Po chwili skinęła głową. — Będę cię dodatkowo osłaniał!
Rudowłosa zerwała się do biegu,
przeskakując przez przewrócone krzesła i stoliki, rzucając przed siebie
zaklęcia, a Harry dodatkowo osłaniał ją swoimi tarczami, niezbyt przejmując się
sobą. Wypadła na ulicę. Przed kawiarenką panował chaos, ale ludzie raczej
uciekali z tego miejsca, niż biegli z pomocą. Pognała w stronę Magicznych
Dowcipów Weasleyów, gdzie mieli się wszyscy spotkać. Wpadła z rozwianymi
włosami do środka, dostrzegając Syriusza, którego zaczęła wołać przez ogólny
hałas. Mężczyzna spojrzał na nią i zauważył panikę na jej twarzy, dlatego od
razu spoważniał.
— Śmierciożercy zaatakowali! —
krzyknęła do niego, uciszając osoby stojące w sklepie. — Chodźcie pomóc, bo
zaraz ich wszystkich pozabijają!
— Gdzie Harry? — odpowiedział
Łapa, już biegnąc w jej stronę, a zaraz za nim pozostała grupa.
— Został w środku!
Przedarli się do drzwi i pędem
ruszyli za dziewczyną. Ilość śmierciożerców znacznie się zwiększyła. Bitwa
zdążyła przenieść się również przed kawiarenkę, która była już zdemolowana.
Niektórzy czarodzieje i czarodziejki z Pokątnej włączyli się do walki. Harry
najwidoczniej zdołał wydostać się ze środka, ponieważ dostrzegli go walczącego
jednocześnie z trzema przeciwnikami. Chłopak był już na wyczerpaniu, co zobaczyli
na jego twarzy. Uskakiwał przed zaklęciami i rzucał tarcze, nie mając czasu na
jakikolwiek atak. Najwyraźniej był celem śmierciożerców. Udało mu się trafić
odbitym zaklęciem w jednego z przeciwników, jednak ułamek sekundy później
został trafiony promieniem. Uderzył w mur, po którym osunął się bez przytomności.
Pozostali szybko włączyli się do walki.
Jeden ze śmierciożerców dostrzegł
nieprzytomnego chłopaka. Łatwo było go złapać. Mógł wykorzystać sytuację i być
jednym z lepszych w szeregach Czarnego Pana. Mógł dorównać Bellatriks,
Malfoyowi albo Snape'owi, przyprowadzając Panu Pottera. Mógł być kimś więcej
niż śmieciem, którego torturowano za najmniejszy błąd. Chciał być kimś w oczach
Czarnego Lorda. Serce niemal mu stanęło, gdy uświadomił sobie, że jest tak
blisko. Podszedł bliżej. Jeden przeklęty Potter. Chłopak, który przyczynił się
do odejścia jego Pana na wiele lat. Chłopak, którego Pan chciał zabić jak
nikogo innego. Jeden dzieciak, którego ochroniła miłość matki. Miłość... Co to takiego? Nie znał
takiego słowa. Nigdy nie doświadczył tego uczucia, tak jak większość
śmierciożerców. Chcąc być lepszym, wszedł w szeregi Lorda. W dzieciństwie nie
miał matki, a ojciec był alkoholikiem i mugolem. Gdy dowiedział się, że jego
syn jest czarodziejem, wściekł się nie na żarty. Pobił go do nieprzytomności.
Później chłopak uciekł z domu. W szkole poznał śmierciożerców i w końcu sam się
nim stał. Nauczono go jak zabijać. Chciał zemścić się na ojcu, więc poszedł do
swojego domu i zabił go z zimną krwią. Czarny Pan był z niego zadowolony. Chyba
pierwszy i ostatni raz. Ale to mogło się zmienić. W tym momencie. Musiał tylko
dotknąć chłopaka i deportować się z nim. Już wyciągał rękę, gdy ktoś zagrodził
mu drogę. Syriusz Black. Przeklęty Black. Po co tu przylazł i odgrodził go od
chłopaka? Bo go kocha i nie da skrzywdzić? Bo chce go ochronić? Możliwe. Rzucił
zaklęcie i walka się rozpoczęła.
Jakiś czas później kilku śmierciożerców
leżało związanych. Reszta zdążyła uciec. Hermiona podeszła do Harry’ego i
wybudziła go jednym zaklęciem. Chłopak otworzył oczy, jednak zaraz je przymknął,
marszcząc brwi z bólem na twarzy. Siedział na ziemi, czekając, aż ból trochę
zmaleje. Niemal z paniką spojrzał na Romildę Vane, która kierowała się w jego
stronę.
— Cześć — rzekła słodkim głosem,
więc wymamrotał jakieś powitanie. — Nieźle oberwałeś — dodała z niepokojem w
oczach i chciała do niego podejść, żeby mu pomóc, lecz drogę zagrodziła jej
Ginny.
Harry ledwo powstrzymał śmiech cisnący
się na usta, gdy patrzyła na swoją rywalkę ze zmrużonymi oczami, opierając ręce
na bokach. Wyglądała jak rozjuszona pani Weasley.
— Cześć — rzekła równie słodkim
głosem, co zwiastowało burzę.
Dziewczyny miażdżyły się
spojrzeniami.
— Jakby co to je rozdzielcie —
szepnął Harry do Rona, Hermiony i Syriusza, którzy stali obok.
Łapa spojrzał na niego zdziwiony,
a Ron zaśmiał się, widząc jego minę.
— Nie rozumiesz? Ginny ma
konkurencję.
Syriusz uniósł brwi i przeniósł
rozbawione spojrzenie na chrześniaka, który obserwował dziewczyny, podnosząc
się.
— Po co tu przyszłaś? — zapytała
Ginny.
— Nie do ciebie — odpowiedziała
Romilda.
— Nie jesteś tu mile widziana.
— To nie jest twoja sprawa.
— To może my już pójdziemy? —
wtrącił Harry, widząc coraz groźniejsze miny obu Gryfonek.
— Dobrze, kochanie — odrzekła
Ginny, akcentując ostatnie słowo.
Syriusz parsknął śmiechem. Kochanie? W życiu nie słyszał, żeby
Ginny zwracała się do Harry’ego w taki sposób, więc Romilda musiała wejść jej
mocno za skórę. Harry zerknął na niego z dziwną miną. Romilda wysłała Ginny
mordercze spojrzenie, odwróciła się i odeszła, nawet się nie żegnając. Ron
ryknął śmiechem.
— Kochanie? Bo się posikam!
— Przymknij się.
Zgodnie z tym, co ustalili z
McGonagall, na ślub Hagrida przedostali się przez kominek dyrektorki. Męska
część skierowała się do Wielkiej Sali, bo okazało się, że dziewczyny potrzebują
trochę więcej czasu na przygotowanie się. Wielka Sala udekorowana była tak,
jakby miał się tutaj odbyć drugi bal z okazji Turnieju Trójmagicznego. Podłoga
lśniła, jakby położono na nią warstwę diamentów, a w powietrzu wisiały śnieżne
kule, które oświetlały salę. W jednym kącie pomieszczenia ustawione były
okrągłe stoliki na kilka osób. Śnieżnobiałe obrusy były proste, lecz idealnie
wpasowały się w całość, a na środku stał wazon z małym bukiecikiem konwalii.
Hagrid i Olimpia zaprosili na swój ślub nauczycieli Hogwartu, Weasleyów, oprócz
Percy’ego, niektórych członków Zakonu Feniksa oraz kilka osób, których Harry
nie kojarzył, więc zapewne byli to znajomi kobiety.
— Ile można się stroić? — nie
dowierzał Ron, gdy Hermiona i Ginny nadal się nie pojawiały.
Pomachali do Hagrida, który
uśmiechnął się do nich nerwowo i odmachał im, niemal uderzając ceremoniarza w
głowę swoją wielką ręką.
— Uwierzcie, że to jest jeszcze
krótko — odpowiedział Łapa, rozglądając się po Wielkiej Sali. — Potrafią
spędzić przed lustrem cały dzień, a i tak są później niezadowolone.
Harry zerknął w stronę wrót i
oniemiał. Ginny wyglądała jak anioł w zwiewnej chabrowej sukience, niewielkich
szpilkach i z rudymi włosami prostymi jak druty.
— Oberwałem kolejną strzałą Amora
— stwierdził zdumiony, na co Łapa zaczął się śmiać jak opętany, a później
podniósł mu szczękę, którą lekko opuścił, podobnie jak Ronowi na widok
Hermiony.
Później klepnął ich w plecy i
poszedł w swoją stronę. Obie pary ledwo usiadły na swoich miejscach, gdy
ceremonia rozpoczęła się. Po złożonej przysiędze wszyscy zaczęli składać
życzenia młodej parze. Harry, Ron i Hermiona zostali tak mocno zgniecieni przez
półolbrzyma, że przez kilka kolejnych minut rozcierali obolałe żebra. Zajęli
jeden ze stolików, dosiadając się między innymi do bliźniaków. Kilka minut
później rozpoczęła się zabawa na parkiecie. Sięgnięto po pierwsze butelki
kremowego piwa, a później Ognistej Whisky.
Harry czuł się już nieźle
podchmielony. Ron i bliźniacy ignorowali potępiające spojrzenia swojej matki,
argumentując to tym, że są dorośli. Pan Weasley przekonywał żonę, żeby dała im
spokój i w końcu postanowiła zostawić ich samym sobie, twierdząc, że to oni
będą mieli rano problemy. Dziewczyny nie narzekały na swoich partnerów, bo co
chwilę brali je do tańca, znacznie odważniejsi do popisów tanecznych po wypiciu
alkoholu. Syriusz również musiał trochę wypić, bo głupio się cieszył ze
wszystkiego i co chwilę polewał Remusowi, którego udało mu się upić. Wszyscy
przenieśli spojrzenia w jedną stronę, gdy rozległ się huk. Okazało się, że
pijany Hagrid spadł z krzesła, które się pod nim złamało. Mężczyźni natychmiast
ruszyli mu do pomocy, co było bardzo komiczne. Z każdą godziną towarzystwo
bawiło się coraz głośniej, a po jakimś czasie coraz ciszej, gdy pojedyncze
osoby zaczęły zasypiać przy stołach. Syriusz, Harry i Ron trzymali się twardo,
choć coraz mniej pewnie. Młodzież spojrzała niedowierzająco na Łapę, który
zaczął przysypiać, aż w końcu zasnął z głową w talerzu, co spotkało się z
niepohamowanymi chichotami Ginny i Hermiony. Widząc coraz słabiej wyglądających
chłopaków, stwierdziły, że zabiorą ich do dormitorium Gryfonów, aby później się
z nimi nie męczyć. Po drodze zaczęli wyć tekst jakiejś piosenki, budząc przy
okazji postacie z portretów, które zaczęły na nich złorzeczyć. Gruba Dama
spojrzała na nich potępiającym spojrzeniem, lecz wpuściła ich do środka po
wypowiedzeniu hasła. Harry pociągnął Ginny na łóżko zaraz za sobą, ale szybko
wydostała się z jego objęć. Obaj zasnęli, zanim jeszcze wyszły z pokoju.
Hej,
OdpowiedzUsuńrandka z dreszczykiem, ślub Hagrida, och chyba wszyscy będą na kacu…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia