niedziela, 24 maja 2015

I. Rozdział 26 - Ślub Hagrida

Wypad na Pokątną okazał się być bardzo potrzebny Harry’emu. Nie dość, że musiał kupić Hagridowi i Olimpii jakiś prezent ślubny, to dodatkowo Silver wymagał opieki, więc musiał zakupić mu żerdź i coś do jedzenia. Po wysłaniu wszystkich pakunków do domu skierował się razem z Ginny do małej kawiarenki na prawdziwą randkę, jak to stwierdziła dziewczyna. Usiedli przy oknie, a Harry zamówił dwie kawy cappuccino oraz dwa kawałki domowej szarlotki. Randka przebiegłaby tak, jak powinna przebiec każda normalna randka, ale wydarzyły się dwie rzeczy. Najpierw do budynku weszła Romilda Vane, co znacznie zepsuło humor Ginny, ale zanim dziewczyna do nich podeszła, przez drzwi przedarło się kilku śmierciożerców. Wybuchła panika, gdy poleciały pierwsze zaklęcia. Harry i Ginny zareagowali natychmiast, wyciągając różdżki. Chłopak przewrócił stolik, żeby zyskali dodatkową ochronę, dlatego prędko się za nim schowali i stamtąd ciskali zaklęciami w przeciwników.
— Ginny, idź po pomoc! Poszukaj resztę!
— Przecież cię tutaj nie zostawię! — odkrzyknęła.
— Zaatakujecie od tyłu, inaczej ich nie pokonamy! — Po chwili skinęła głową. — Będę cię dodatkowo osłaniał!
Rudowłosa zerwała się do biegu, przeskakując przez przewrócone krzesła i stoliki, rzucając przed siebie zaklęcia, a Harry dodatkowo osłaniał ją swoimi tarczami, niezbyt przejmując się sobą. Wypadła na ulicę. Przed kawiarenką panował chaos, ale ludzie raczej uciekali z tego miejsca, niż biegli z pomocą. Pognała w stronę Magicznych Dowcipów Weasleyów, gdzie mieli się wszyscy spotkać. Wpadła z rozwianymi włosami do środka, dostrzegając Syriusza, którego zaczęła wołać przez ogólny hałas. Mężczyzna spojrzał na nią i zauważył panikę na jej twarzy, dlatego od razu spoważniał.
— Śmierciożercy zaatakowali! — krzyknęła do niego, uciszając osoby stojące w sklepie. — Chodźcie pomóc, bo zaraz ich wszystkich pozabijają!
— Gdzie Harry? — odpowiedział Łapa, już biegnąc w jej stronę, a zaraz za nim pozostała grupa.
— Został w środku!
Przedarli się do drzwi i pędem ruszyli za dziewczyną. Ilość śmierciożerców znacznie się zwiększyła. Bitwa zdążyła przenieść się również przed kawiarenkę, która była już zdemolowana. Niektórzy czarodzieje i czarodziejki z Pokątnej włączyli się do walki. Harry najwidoczniej zdołał wydostać się ze środka, ponieważ dostrzegli go walczącego jednocześnie z trzema przeciwnikami. Chłopak był już na wyczerpaniu, co zobaczyli na jego twarzy. Uskakiwał przed zaklęciami i rzucał tarcze, nie mając czasu na jakikolwiek atak. Najwyraźniej był celem śmierciożerców. Udało mu się trafić odbitym zaklęciem w jednego z przeciwników, jednak ułamek sekundy później został trafiony promieniem. Uderzył w mur, po którym osunął się bez przytomności. Pozostali szybko włączyli się do walki.
Jeden ze śmierciożerców dostrzegł nieprzytomnego chłopaka. Łatwo było go złapać. Mógł wykorzystać sytuację i być jednym z lepszych w szeregach Czarnego Pana. Mógł dorównać Bellatriks, Malfoyowi albo Snape'owi, przyprowadzając Panu Pottera. Mógł być kimś więcej niż śmieciem, którego torturowano za najmniejszy błąd. Chciał być kimś w oczach Czarnego Lorda. Serce niemal mu stanęło, gdy uświadomił sobie, że jest tak blisko. Podszedł bliżej. Jeden przeklęty Potter. Chłopak, który przyczynił się do odejścia jego Pana na wiele lat. Chłopak, którego Pan chciał zabić jak nikogo innego. Jeden dzieciak, którego ochroniła miłość matki. Miłość... Co to takiego? Nie znał takiego słowa. Nigdy nie doświadczył tego uczucia, tak jak większość śmierciożerców. Chcąc być lepszym, wszedł w szeregi Lorda. W dzieciństwie nie miał matki, a ojciec był alkoholikiem i mugolem. Gdy dowiedział się, że jego syn jest czarodziejem, wściekł się nie na żarty. Pobił go do nieprzytomności. Później chłopak uciekł z domu. W szkole poznał śmierciożerców i w końcu sam się nim stał. Nauczono go jak zabijać. Chciał zemścić się na ojcu, więc poszedł do swojego domu i zabił go z zimną krwią. Czarny Pan był z niego zadowolony. Chyba pierwszy i ostatni raz. Ale to mogło się zmienić. W tym momencie. Musiał tylko dotknąć chłopaka i deportować się z nim. Już wyciągał rękę, gdy ktoś zagrodził mu drogę. Syriusz Black. Przeklęty Black. Po co tu przylazł i odgrodził go od chłopaka? Bo go kocha i nie da skrzywdzić? Bo chce go ochronić? Możliwe. Rzucił zaklęcie i walka się rozpoczęła.
Jakiś czas później kilku śmierciożerców leżało związanych. Reszta zdążyła uciec. Hermiona podeszła do Harry’ego i wybudziła go jednym zaklęciem. Chłopak otworzył oczy, jednak zaraz je przymknął, marszcząc brwi z bólem na twarzy. Siedział na ziemi, czekając, aż ból trochę zmaleje. Niemal z paniką spojrzał na Romildę Vane, która kierowała się w jego stronę.
— Cześć — rzekła słodkim głosem, więc wymamrotał jakieś powitanie. — Nieźle oberwałeś — dodała z niepokojem w oczach i chciała do niego podejść, żeby mu pomóc, lecz drogę zagrodziła jej Ginny.
Harry ledwo powstrzymał śmiech cisnący się na usta, gdy patrzyła na swoją rywalkę ze zmrużonymi oczami, opierając ręce na bokach. Wyglądała jak rozjuszona pani Weasley.
— Cześć — rzekła równie słodkim głosem, co zwiastowało burzę.
Dziewczyny miażdżyły się spojrzeniami.
— Jakby co to je rozdzielcie — szepnął Harry do Rona, Hermiony i Syriusza, którzy stali obok.
Łapa spojrzał na niego zdziwiony, a Ron zaśmiał się, widząc jego minę.
— Nie rozumiesz? Ginny ma konkurencję.
Syriusz uniósł brwi i przeniósł rozbawione spojrzenie na chrześniaka, który obserwował dziewczyny, podnosząc się.
— Po co tu przyszłaś? — zapytała Ginny.
— Nie do ciebie — odpowiedziała Romilda.
— Nie jesteś tu mile widziana.
— To nie jest twoja sprawa.
— To może my już pójdziemy? — wtrącił Harry, widząc coraz groźniejsze miny obu Gryfonek.
— Dobrze, kochanie — odrzekła Ginny, akcentując ostatnie słowo.
Syriusz parsknął śmiechem. Kochanie? W życiu nie słyszał, żeby Ginny zwracała się do Harry’ego w taki sposób, więc Romilda musiała wejść jej mocno za skórę. Harry zerknął na niego z dziwną miną. Romilda wysłała Ginny mordercze spojrzenie, odwróciła się i odeszła, nawet się nie żegnając. Ron ryknął śmiechem.
— Kochanie? Bo się posikam!
— Przymknij się.

Zgodnie z tym, co ustalili z McGonagall, na ślub Hagrida przedostali się przez kominek dyrektorki. Męska część skierowała się do Wielkiej Sali, bo okazało się, że dziewczyny potrzebują trochę więcej czasu na przygotowanie się. Wielka Sala udekorowana była tak, jakby miał się tutaj odbyć drugi bal z okazji Turnieju Trójmagicznego. Podłoga lśniła, jakby położono na nią warstwę diamentów, a w powietrzu wisiały śnieżne kule, które oświetlały salę. W jednym kącie pomieszczenia ustawione były okrągłe stoliki na kilka osób. Śnieżnobiałe obrusy były proste, lecz idealnie wpasowały się w całość, a na środku stał wazon z małym bukiecikiem konwalii. Hagrid i Olimpia zaprosili na swój ślub nauczycieli Hogwartu, Weasleyów, oprócz Percy’ego, niektórych członków Zakonu Feniksa oraz kilka osób, których Harry nie kojarzył, więc zapewne byli to znajomi kobiety.
— Ile można się stroić? — nie dowierzał Ron, gdy Hermiona i Ginny nadal się nie pojawiały.
Pomachali do Hagrida, który uśmiechnął się do nich nerwowo i odmachał im, niemal uderzając ceremoniarza w głowę swoją wielką ręką.
— Uwierzcie, że to jest jeszcze krótko — odpowiedział Łapa, rozglądając się po Wielkiej Sali. — Potrafią spędzić przed lustrem cały dzień, a i tak są później niezadowolone.
Harry zerknął w stronę wrót i oniemiał. Ginny wyglądała jak anioł w zwiewnej chabrowej sukience, niewielkich szpilkach i z rudymi włosami prostymi jak druty.
— Oberwałem kolejną strzałą Amora — stwierdził zdumiony, na co Łapa zaczął się śmiać jak opętany, a później podniósł mu szczękę, którą lekko opuścił, podobnie jak Ronowi na widok Hermiony.
Później klepnął ich w plecy i poszedł w swoją stronę. Obie pary ledwo usiadły na swoich miejscach, gdy ceremonia rozpoczęła się. Po złożonej przysiędze wszyscy zaczęli składać życzenia młodej parze. Harry, Ron i Hermiona zostali tak mocno zgniecieni przez półolbrzyma, że przez kilka kolejnych minut rozcierali obolałe żebra. Zajęli jeden ze stolików, dosiadając się między innymi do bliźniaków. Kilka minut później rozpoczęła się zabawa na parkiecie. Sięgnięto po pierwsze butelki kremowego piwa, a później Ognistej Whisky.
Harry czuł się już nieźle podchmielony. Ron i bliźniacy ignorowali potępiające spojrzenia swojej matki, argumentując to tym, że są dorośli. Pan Weasley przekonywał żonę, żeby dała im spokój i w końcu postanowiła zostawić ich samym sobie, twierdząc, że to oni będą mieli rano problemy. Dziewczyny nie narzekały na swoich partnerów, bo co chwilę brali je do tańca, znacznie odważniejsi do popisów tanecznych po wypiciu alkoholu. Syriusz również musiał trochę wypić, bo głupio się cieszył ze wszystkiego i co chwilę polewał Remusowi, którego udało mu się upić. Wszyscy przenieśli spojrzenia w jedną stronę, gdy rozległ się huk. Okazało się, że pijany Hagrid spadł z krzesła, które się pod nim złamało. Mężczyźni natychmiast ruszyli mu do pomocy, co było bardzo komiczne. Z każdą godziną towarzystwo bawiło się coraz głośniej, a po jakimś czasie coraz ciszej, gdy pojedyncze osoby zaczęły zasypiać przy stołach. Syriusz, Harry i Ron trzymali się twardo, choć coraz mniej pewnie. Młodzież spojrzała niedowierzająco na Łapę, który zaczął przysypiać, aż w końcu zasnął z głową w talerzu, co spotkało się z niepohamowanymi chichotami Ginny i Hermiony. Widząc coraz słabiej wyglądających chłopaków, stwierdziły, że zabiorą ich do dormitorium Gryfonów, aby później się z nimi nie męczyć. Po drodze zaczęli wyć tekst jakiejś piosenki, budząc przy okazji postacie z portretów, które zaczęły na nich złorzeczyć. Gruba Dama spojrzała na nich potępiającym spojrzeniem, lecz wpuściła ich do środka po wypowiedzeniu hasła. Harry pociągnął Ginny na łóżko zaraz za sobą, ale szybko wydostała się z jego objęć. Obaj zasnęli, zanim jeszcze wyszły z pokoju.

1 komentarz:

  1. Hej,
    randka z dreszczykiem, ślub Hagrida, och chyba wszyscy będą na kacu…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń