poniedziałek, 20 kwietnia 2015

I. Rozdział 12 - Dolina Godryka

            Harry z zamyśleniem wpatrywał się w Syriusza, który ze skupioną miną czytał najnowszego Proroka Codziennego. Nie miał pojęcia, w jaki artykuł się zagłębił, ale reagował dość entuzjastycznie, co jakiś czas unosząc brwi lub robiąc zdziwioną minę. Na koniec cmoknął i palnął:
— Nie myślałem, że piłka nożna ma takie skomplikowane zasady. Po jaką cholerę wymyślili spalony?
Harry parsknął śmiechem.
— Myślałem, że czytasz coś poważnego, a nie zasady mugolskich sportów — powiedział, kręcąc głową i zmienił temat: — Chciałbym odwiedzić Dolinę Godryka.
Łapa podniósł głowę z zaskoczeniem na twarzy.
— Jesteś pewien? Dom nie jest w zbyt dobrym stanie.
Harry wzruszył ramionami.
— Nawet nie wiem, gdzie kiedyś mieszkali moi rodzice — mruknął.
Syriusz obserwował go przez chwilę ze zrozumieniem.
— Możemy jutro się wybrać. Właściwie sam nie byłem tam od czasu, gdy zginęli Lily i James — westchnął.
Kolejnego dnia Harry stwierdził, że lekko stresuje się wypadem do Doliny Godryka. Remus, Ginny, Ron i Hermiona dołączyli do ich małej wycieczki. Łapa i Lunatyk przenieśli ich do centrum wioski. Harry rozejrzał się po okolicy i stwierdził, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widział w swoim życiu. Nie dziwił się swoim rodzicom, że wybrali Dolinę Godryka jako miejsce zamieszkania. Gdy spojrzał w prawo, dostrzegł gęsto zarośnięty las. Po lewej natomiast znajdowała się mała polana, na której grupka dzieci lepiła bałwana, oraz niewielka rzeka, która latem musiała przyciągać mieszkańców. Syriusz i Remus pokierowali ich w stronę lasu. Nie spieszyli się, rozglądając się z zaciekawieniem dookoła, co chwilę wyszukując czegoś ciekawego. Po kilku minutach wędrówki Harry dostrzegł dom, w którym mieszkali jego rodzice. Łapa i Lunatyk nie musieli mu tego nawet mówić. Po prostu to wiedział. Miał świadomość, że dom był zniszczony, jednak nie sądził, że została z niego taka ruina.
Na parterze wszystkie okna były wybite. Drzwi wejściowe zostały wyrwane z zawiasów, a na niewielkim ganku dostrzegł kilka dziur w deskach. Pierwsze piętro wyglądało o wiele gorzej. Jedna część była całkowicie zburzona, więc domyślił się, że to tam został zaatakowany przez Voldemorta. Gdy podeszli bliżej, zobaczył tablicę, na której napisano:

Ten dom jest widoczny tylko dla czarodziejów.
31 października 1981 roku zostali tu zamordowani
Lily i James Potterowie przez Lorda Voldemorta.
Ich synowi, Harry'emu, jako jedynemu w historii
udało się przeżyć zaklęcie uśmiercające.

Pod spodem była druga tabliczka. Coś ścisnęło go za serce, gdy dostrzegł, że są to słowa skierowane do niego:

Niech Ci się w życiu wiedzie, Harry.
Wszystkiego najlepszego, Harry!
Niech żyje Harry Potter!

Weszli przez spróchniałą furtkę, która skrzypnęła przeraźliwie. Podwórko z przodu domu było zarośnięte i zaniedbane, a ściany były obdrapane i odpadał z nich tynk. Harry przeszedł przez dziurę prowadzącą do budynku i znalazł się w kwadratowym korytarzu, na którym były schody prowadzące na górę. Na ziemi dostrzegł zakurzone i popękane kafelki w kolorze brązu. Nie mógł zidentyfikować barwy ścian, ponieważ były one wyblakłe. Na niewielkim chodniczku z grubą warstwą kurzu leżała rozbita lampa, pod jedną ze ścian stała zniszczona komoda, a wieszak był przewrócony. Harry skręcił do pierwszego lepszego pomieszczenia, czując, że pozostali idą zaraz za nim. Okazało się, że wylądowali w jadalni połączonej z kuchnią. Pomieszczenie było raczej zaniedbane, a nie zniszczone, więc domyślili się, że walka nie odbywała się tutaj. Po lewej stronie znajdował się aneks kuchenny, a na środku stał stół na kilka osób. Kolejne drzwi wyrwane z zawiasów okazały się być wejściem do pokoju, w którym doszło do bitwy pomiędzy Jamesem Potterem a Voldemortem. Harry się nie mylił. Salon był kompletnie zrujnowany. Obdarta kanapa, przewrócone fotele, połamany stół z kilkoma dziurami, wypalone ślady na ścianach i wyschnięte ślady krwi na jasnym dywanie. Harry przełknął ciężko ślinę, gdy uświadomił sobie, że stoi w pomieszczeniu, w którym zamordowano jego ojca. Syriusz mruknął coś pod nosem i wyszedł z salonu. Najwyraźniej świadomość, że jego przyjaciel stoczył tutaj przegraną bitwę z Voldemortem była dla niego zbyt przytłaczająca.
Harry wyszedł niemal zaraz za nim. Chrzestny stał na korytarzu ze smutkiem widocznym na twarzy. Gryfon wiedział, że mężczyzna przeżywa to tak jak on, o ile nie bardziej, skoro znał Jamesa i Lily osobiście, a Harry właściwie tylko ze zdjęć i historii opowiadanych mu przez inne osoby. Ciężko mu było patrzeć na Syriusza, który ledwo powstrzymywał się przed całkowitym załamaniem. Minęło wiele lat, ale on najwyraźniej jeszcze nie pogodził się ze śmiercią Lily i Jamesa, szczególnie, że znajdował się w domu, w którym doszło do tragedii.
Skierował się do ostatniego pomieszczenia na parterze i dostrzegł niewielką łazienkę, w której znajdowała się kabina prysznicowa, toaleta, umywalka, szafka i lustro. Słyszał dochodzące z salonu ciche rozmowy przyjaciół, ale nie zwrócił na to uwagi. Ruszył po schodach na górę, a Łapa poszedł za nim, najwyraźniej się przełamując. Harry pchnął drzwi po lewej i dostrzegł wielką sypialnię z olbrzymim łożem małżeńskim. Kołdra była splądrowana przez mole, a dźwięk cichutkich kroków mówił o tym, że myszy zdążyły się tutaj zadomowić. Wielkie okno wychodziło na ogród za domem, a światło padło wprost na szafę. Harry skierował swoje kroki do półek, na których stały ramki z ruchomymi zdjęciami. Jedno z nich ukazywało Huncwotów w pełnym składzie z czasów młodości. Na drugim rozpoznał swoich rodziców. Jego ojciec trzymał na barkach swojego rozradowanego syna. Kolejne zdjęcie przedstawiało szczęśliwą rodzinę Potterów. Mały Harry śmigał na dziecięcej miotełce aż poza ramę fotografii. James biegał za nim, by natychmiast go złapać, a niedaleko stała Lily, która śmiała się z poczynań swojego męża i syna. Harry nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Chwycił zdjęcie w dłoń i przyglądał mu się z uwagą, dostrzegając, jak szczęśliwa była cała rodzina. Żałował, że tego nie pamiętał.
— Kupiłem ci tę miotełkę na pierwsze urodziny — odezwał się Syriusz, który nie wiadomo kiedy pojawił się zaraz za nim. — Od razu na nią wsiadłeś i zdemolowałeś cały salon. Gdy tylko James ci ją zabrał, zacząłeś tak przeraźliwie płakać, że natychmiast ci ją oddał. Jak tylko zobaczyliśmy, że zaraz wybuchniesz płaczem, od razu robiliśmy wszystko, na co miałeś ochotę. Byłeś strasznym manipulantem, wiesz?
Ginny zaśmiała się cicho na jego słowa, a Harry zerknął na Syriusza z rozbawieniem.
— Albo to wy byliście tacy miękcy — dorzucił Remus ze śmiechem.
Harry rzucił okiem na pozostałe zdjęcia i dostrzegł kobietę, o której nikt mu nigdy nie opowiadał. Miała długie czarne loki, duże niebieskie oczy i zgrabną figurę.
— Kto to jest? — zapytał, wskazując na fotografię.
— Twoja matka chrzestna — odpowiedział Łapa i uśmiechnął się lekko. — Byłem w niej zakochany na zabój.
— Co się z nią stało?
— Zniknęła jakieś dwa miesiące przed atakiem Voldemorta. Po pewnym czasie znaleziono ją martwą. Ciężko było ją zidentyfikować, bo śmierciożercy zmasakrowali jej ciało — odparł cicho Syriusz. — Obawialiśmy się, że chcieli uzyskać od niej informacje o miejscu waszego pobytu.
Wyszli z sypialni i Harry zerknął za kolejne drzwi, za którymi znajdowała się druga łazienka urządzona w takim samym stylu, jak ta na dole. Zostało ostatnie pomieszczenie, a Harry poczuł, że jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Drzwi były otwarte. Z daleka widział porozrzucane zabawki przygniecione przez kawałki muru. Wszedł do środka i wiedział, że to było to miejsce. W kącie stało kompletnie rozwalone łóżeczko, przez wielką dziurę wiał wiatr, jednak nie dostała się tutaj ani odrobina śniegu, więc ktoś musiał zabezpieczyć pomieszczenie magią. Czując gulę w gardle, zrobił jeszcze kilka kroków i nagle stanął jak wryty, gdy uderzyła go magia tego pomieszczenia, wytwarzając w jego głowie wspomnienie, którego nie mógł pamiętać.
Voldemort otwiera z hukiem drzwi do domu Potterów. James zrywa się z fotela, krzycząc:
— Lily, bierz Harry'ego i uciekaj!
Kobieta bierze dziecko na ręce i biegnie na górę, odcięta od wyjścia z domu, w trakcie gdy James walczył z Voldemortem. Bitwa pomiędzy nimi zakończyła się w salonie, gdzie Rogacz został ugodzony zaklęciem uśmiercającym. Voldemort natychmiast rusza w stronę schodów. W dziecięcym pokoju dostrzega kobietę z dzieckiem na rękach, które prędko wkłada do łóżeczka, jakby to miało je ochronić.
— Błagam, tylko nie Harry!
— Odsuń się!
— Nie! Zabierz mnie, ale nie rób krzywdy Harry’emu!
— Zejdź mi z drogi, głupia kobieto!
— Nie Harry!
Avada Kedavra!
Lily Potter pada martwa na podłogę, starając się chronić swojego synka. Voldemort rusza w stronę dziecka, które obserwuje wszystko z rozszerzonymi oczkami. Czarnoksiężnik celuje w Harry’ego różdżką.
Avada Kedavra!
Dziecko zaczyna płakać, gdy w jego stronę leci zaklęcie. Promień obija się od niego i uderza w Voldemorta.
— Harry! Harry!
Otrząsnął się z szoku, słysząc wołania jego przyjaciół. Zamrugał kilka razy, a jego oczy były rozszerzone w przerażeniu.
— Co się stało?
— Widziałem, jak ich zabijał — wydusił słabo.
— O Merlinie — szepnęła Ginny.
Harry prędko wyszedł z pomieszczenia, nie chcąc dłużej patrzeć na miejsce, gdzie zginęła jego matka, broniąc jego życia do ostatniej chwili. Remus powiedział mu, że niedaleko domu znajduje się cmentarz, na którym zostali pochowani jego rodzice. Szedł tam z bladą twarzą po niezbyt przyjemnym seansie w domu. Minęli jakiś pomnik i Harry z zaskoczeniem dostrzegł, że przedstawia on jego rodziców i jego samego, gdy jeszcze miał roczek. Lunatyk oznajmił, że w ten sposób mieszkańcy wioski chcieli upamiętnić ich rodzinę jako ofiary brutalnej wojny. Nawet Syriusz wydawał się być tym zaskoczony. Harry miał wrażenie, że dzisiejszy wypad zmieni jego zdanie o ludziach w niewiarygodny sposób.
Pomniki Lily i Jamesa były bardzo skromne. Stały bardzo blisko siebie, więc można było stwierdzić, że jest to jeden grób.

JAMES POTTER           LILY POTTER
27.03.1960                     30.01.1960
+31.10.1981                    +31.10.1981

            Zostawili na grobach wiązankę kwiatów i powoli ruszyli w drogę powrotną do centrum wioski, niewiele się odzywając. Harry postanowił jedną rzecz: miał zamiar za jakiś czas odbudować dom rodziny Potterów i zamieszkać w nim z wybranką swojego serca. Z zamyślenia wyrwał go niespodziewany chłód.
            — Czujecie to? — zapytał niepewnie, przystając.
— Chyba spadła temperatura — odpowiedział Ron, rozcierając dłonie uwięzione w rękawiczkach.
— Bardziej mi to przypomina dementorów — stwierdził Harry.
Zdrętwiał, gdy zauważył ich pomiędzy domami. Pozostali szybko spojrzeli w tę stronę, co on i prędko wyciągnęli różdżki. Brunet odwrócił się na pięcie, gdy dostrzegł, że są otoczeni. Odskoczył do tyłu, kiedy tuż za nim zjawił się jeden ze stworów. Siły zaczęły z niego ulatywać, a on nie potrafił przywołać pozytywnego wspomnienia po tym, co stało się w domu. Starał się, ale na końcu jego różdżki pojawił się zaledwie strzęp mgły, jakby po raz pierwszy rzucał zaklęcie. Jego przyjaciele skupili się na wytworzeniu patronusów za jego plecami, lecz on nie był w stanie tego zrobić. Dementor zacisnął ręce na jego ramionach, z łatwością podniósł go i przygwoździł do ściany. Harry poczuł, że zupełnie traci siły, gdy wszelkie pozytywne myśli zaczęły uciekać z jego umysłu. Dłoń z różdżką opadła w dół, miał wrażenie, że zaraz zemdleje. W głowie słyszał głos jego matki błagającej Voldemorta, żeby nie zabijał jej dziecka. Jak przez mgłę dostrzegł, że dementor zbliża usta do jego twarzy i dotarło do niego, że chce złożyć mu Pocałunek. Usłyszał, że ktoś krzyknął jego imię z wyraźnym przerażeniem w głosie. Chwilę później upadł na ziemię, gdy biały wilk przepędził potwora, który go zaatakował. Ledwo udało mu się stanąć na nogach, w trakcie gdy patronusy jego przyjaciół przegoniły wszystkich dementorów. Jeśli wcześniej sądzili, że był przygnębiony po tym, co zobaczył w Dolinie Godryka, to teraz jego oczy wyrażały rozpacz. Energia stworzeń wyssała z niego resztki pozytywnych myśli. Nim zdążyli sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, usłyszeli szyderczy głos Lucjusza Malfoya:
— Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
Natychmiast odwrócili się w stronę głosu i dostrzegli kilku śmierciożerców na czele z Bellatriks i Lucjuszem, którzy musieli pojawić się zaledwie chwilę wcześniej. Harry instynktownie odskoczył na bok, gdy dostrzegł zmierzające w jego stronę zaklęcie. Promień uderzył z całą siłą w ścianę budynku obok. Kobieta roześmiała się szyderczo, z chorą radością rzucając w niego kolejnym urokiem, jednak w tym momencie do walki wkroczyli jego przyjaciele i natychmiast postawili przed nim silną tarczę. Wybuchła bitwa. Śmierciożercy walczyli w przewadze, jednak to nie znaczyło, że wygrywali. Syriusz i Remus zajęli się Bellatriks, Averym i Traversem, a Ginny Rookwoodem. Ron i Hermiona radzili sobie doskonale z Amycusem Carrowem, Dołohowem i jakimś nieznanym im śmierciożercą. Malfoy i Yaxley bez litości rzucali w Harry’ego różnorodnymi zaklęciami, więc musiał się bronić. Coś ścisnęło go za serce, gdy usłyszał krzyk Ginny. Wiedział, że trafił ją jakiś nieprzyjemny urok, najprawdopodobniej torturujący. Szybko cisnął pod nogi śmierciożerców zaklęcie wybuchające, które zwaliło ich z nóg i dorzucił zaklęcie spowalniające na Yaxleya. Jakiś promień świsnął mu nad ramieniem, lecz on prędko odwrócił się w stronę Ginny i przerwał zaklęcie Rookwooda torturującego dziewczynę. Niemal od razu ponownie odwrócił się do Malfoya i Yaxleya, mając nadzieję, że rudowłosa sobie poradzi. Niestety zajęło mu to za dużo czasu. Lucjusz cisnął w niego zaklęciem torturującym. W ostatniej chwili padł na ziemię, unikając bólu. Nim zdołał się podnieść, Yaxley dorzucił od siebie kolejną klątwę. Harry nie miał kiedy wstać, dlatego unikał promieni, przewracając się z boku na bok. Zirytowany cisnął na oślep zaklęciem oszałamiającym i cudem trafił w Yaxleya, którego odrzuciło do tyłu, aż uderzył w ścianę i stracił przytomność. Kątem oka dostrzegł nieprzytomną Hermionę. Ron walczył jednocześnie z Dołohowem i Carrowem, dopóki Dołohow nie rzucił polecenia, żeby mężczyzna zajął się nim. Harry ponownie miał na głowie dwoje przeciwników, więc czuł już niemałe zmęczenie. Nie poddawał się jednak, strzelał zaklęciami, ochraniał się tarczami, niekiedy uciekał przed promieniami. Musiał natychmiast coś zrobić, bo wyczerpanie wpływało na jakość jego walki. Rzucił Zaklęciem Zwieracza Nóg w Carrowa, nie broniąc się przed klątwami rzucanymi przez Malfoya, a później oszołomił Amycusa. Pozbył się jednego śmierciożercy, lecz klątwa Lucjusza wreszcie dotarła do celu, więc upadł na ziemię, czując na sobie efekt zaklęcia torturującego. Zacisnął zęby, żeby nie pokazać mężczyźnie, jak bardzo go boli, chociaż miał ochotę wyć z bólu jak opętany.
— Yaxley, bierz Pottera i uciekamy.
Malfoy przerwał zaklęcie dopiero wtedy, gdy Yaxley był tuż przy Harrym. Chłopak nadal trzymał w dłoni różdżkę, ale jeszcze nie był w stanie jej użyć.
— Mamy go! Wiejemy! — krzyknął.
Yaxley sięgnął po ramię chłopaka, żeby się z nim deportować, ale Harry, kierując się instynktem przetrwania, kopnął go z całej siły z brzuch. Mężczyzna cofnął się z zaskoczenia i bólu. Malfoy spanikował, gdy dostrzegł, że nie mają chłopaka, a część śmierciożerców zdążyła już się teleportować. Harry, wykorzystując zdumienie Yaxleya, prędko go oszołomił. W efekcie końcowym zdołali złapać Yaxleya, Avery’ego, Carrowa i nieznanego śmierciożercę. Harry podniósł się, podczas gdy Syriusz wybudził Hermionę, a Remus i Ron związali nieprzytomnych przeciwników. Lunatyk stwierdził, że deportuje się po aurorów, żeby zajęli się śmierciożercami. Kilka minut później zwolennicy Voldemorta już znajdowali się w Ministerstwie Magii, a Harry wraz z przyjaciółmi wrócił do domu, gdzie pani Weasley odpowiednio się nim zajęła, gdy tylko dowiedziała się, co się stało.

4 komentarze:

  1. Witam,
    o tak ciekawe skąd wiedzieli, ze tam się pojawili, i na szczęście nie udało im się zabrać Harrego....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. O ile dobrze pamiętam, to w pierwszej wersji ten rozdział wyglądał inaczej, prawda? :-) Nie znaczy to jednak, że teraz jest gorzej. Podoba mi się i bardzo się cieszę, że mogę przypomnieć sobie to opowiadanie, czytając je w lepszej wersji ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, jednak się pomyliłem. Miałem na myśli to, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Mimo to podtrzymuje drugą część mojego wcześniejszego komentarza :-)

      Usuń
  3. Matką chrestną Harry'ego była Dorocas Meadowes ,prawda?

    OdpowiedzUsuń