Czas spędzali w różnoraki sposób.
W związku z brakiem szkoły młodzież postanowiła uczyć się zaklęć w domu. Ginny
nie była zbyt zadowolona, gdyż nie była pełnoletnia, więc musiała pominąć część
praktyczną. Harry miał wiele obowiązków związanych z dowodzeniem Zakonem Feniksa, więc od czasu
do czasu organizował spotkania. Nie miał jeszcze okazji brać udziału w żadnej bitwie
lub misji, gdyż Voldemort nie wychylał się ze swojej kryjówki. Jednocześnie
wraz z przyjaciółmi szukał informacji o kolejnych horkruksach czarnoksiężnika,
jednak nie posunęli się naprzód.
Nim się obejrzeli, nadszedł
grudzień. Na zewnątrz prószył lekki śnieg, chociaż często bardzo szybko
zamieniał się w nieprzyjemną breję. Tydzień przed świętami nasypało go jednak tyle, że sięgał im do
łydek. Przy śniadaniu Syriusz oznajmił młodzieży, że dzisiejszego dnia wybiorą
się na Pokątną, gdzie mieli zamiar kupić prezenty. Molly stwierdziła, że
zaprosiła kilka osób, które miały wpaść na wigilijną kolację.
Godzinę później krążyli już po
uliczce zasypanej śniegiem. W tle unosiły się świąteczne piosenki puszczane z
radia, ludzie pędzili z listami zakupów, a sklepy były oblegane przez klientów.
Harry wraz z Ginny, Ronem i Hermioną skierowali się do Centrum
Magiczno-Handlowego, śmiejąc się z opowieści rudzielca o jego przygodzie z
dzieciństwa, gdy drogę zagrodziła im Romilda Vane. Zrobiła to tak gwałtownie,
że Harry niemal na nią wpadł.
— Cześć, Harry — przywitała się,
trzepocząc rzęsami.
— Cześć — odpowiedział
machinalnie.
Ginny wbiła w dziewczynę
spojrzenie spod przymrużonym powiek.
— Cześć — rzuciła z przemiłym
uśmiechem.
Romilda spojrzała na nią, jakby
wcześniej jej nie zauważyła, lecz niemal od razu ponownie przeniosła wzrok na
bruneta.
— Co słychać? — uśmiechnęła się
szeroko.
— Nic ciekawego. — Objął Ginny w
pasie i dodał prędko: — Przepraszam, ale się spieszymy.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby
uderzył ją w twarz. Ominęli ją, lecz Harry zdołał jeszcze usłyszeć, jak cicho
mówi:
— I tak będziesz mój.
Ginny chciała natychmiast
zareagować i gotowa była się odwrócić, by powiedzieć coś niemiłego, jednak
Harry przytrzymał ją i rzucił za siebie:
— Tylko nie wysyłaj mi eliksiru
miłosnego.
Ron chrząknął. Nikt więcej się
nie odwrócił, więc nie dostrzegli reakcji dziewczyny na słowa Harry’ego.
Dotarli do Centrum Magiczno-Handlowego, gdzie postanowili rozdzielić się, aby
kupić sobie nawzajem prezenty. Harry rozglądał się po różnych zakątkach
budynku, lecz wreszcie wylądował w sklepie z biżuterią, gdzie kupił Ginny
srebrny łańcuszek. Później zainwestował jeszcze w prezenty dla pozostałych i
ruszył w miejsce, gdzie byli umówieni. We czwórkę wyszli z Centrum, lecz
Hermiona rzuciła:
— Muszę jeszcze wstąpić po
jedzenie dla Krzywołapa.
— A ja dla Świstoświnki — dorzucił
Ron.
Harry i Ginny zerknęli na siebie
przelotnie.
— To idźcie, a my poczekamy —
zaproponowała rudowłosa. Oboje odeszli, a Harry i Ginny spojrzeli na siebie z
rozbawieniem. — Zastanawiam się, jak długo będą robić jeszcze takie podchody —
stwierdziła, a chłopak roześmiał się i objął ją.
Gdy Ron i Hermiona wrócili,
skierowali się na miejsce spotkania z pozostałą częścią grupy. Po powrocie do
domu Harry wyciągnął Ginny na podwórko za budynkiem, gdzie obsypał ją śniegiem
od góry do dołu. Dziewczyna krzyczała i śmiała się na przemian, rewanżując się
tym samym. Tarzali się w śniegu jak małe dzieci. Zupełnie zapomnieli o
wszystkich problemach, które ostatnimi czasu zaprzątały im głowy. Nie istniał
Voldemort, Zakon, szkoła. Widzieli tylko radość i szczęście na twarzy swojej
ukochanej osoby i to im wystarczało.
Wreszcie Ginny, zmęczona zabawą,
położyła się na ziemi, ciężko dysząc, ale cały czas z uśmiechem na ustach.
Harry zawisł nad nią, obserwując jej zaczerwienioną twarz, wystające spod
czapki ognistorude włosy rozłożone wokół głowy i błyszczące oczy wpatrzone w
niego. Pochylił się nad nią jeszcze bardziej i odszukał jej usta, lekko je
całując. Ginny westchnęła, zamykając oczy i odwzajemniając pocałunek. Nim Harry
się zorientował, co dziewczyna robi, było już za późno. Pisnął, kiedy wsunęła
pod jego kurtkę i sweter śnieg. Gryfonka wybuchnęła szczerym śmiechem, a
następnej chwili uciekała jak szalona przed chłopakiem, który postanowił się
zemścić. W końcu cali przemarznięci wrócili do domu, gdzie szybko usiedli przy
rozpalonym kominku, z ulgą przyjmując ciepło, które wytwarzał ogień. Roześmiana
Hermiona, która widziała ich wyczyny na śniegu, przyniosła im kubki z gorącą
herbatą, a Ginny odniosła wrażenie, że w pewnym momencie spojrzała na nich z
lekką zazdrością.
Święta Bożego Narodzenia mijały w
spokojnej atmosferze, pełnej ciepła i radości. Wszyscy zapomnieli o trwającej
wojnie, chcąc spędzić ten czas z najbliższymi. W drugi dzień świąt Hermiona
wybrała się do rodziców. Dla zabicia czasu Fred i George grali w gargulki, Ron
i Harry w szachy czarodziejów, a Ginny obserwowała ich grę, głaskając wygodnie
leżącego na jej kolanach Krzywołapa. W trakcie bitwy Ron stwierdził, że idzie
po coś do jedzenia, co nie było niczym dziwnym. W drzwiach wpadł wprost na
Hermionę, która wróciła od rodziców.
— Przepraszam, Hermiono — speszył
się chłopak, a jego końcówki uszu poczerwieniały lekko.
Dziewczyna odpowiedziała coś z
zakłopotanym uśmiechem. Harry i Ginny zerknęli na siebie ze szczerym
rozbawieniem. Gdy Harry i Ron wrócili do gry, rudowłosy robił tak głupie błędy,
że brunet z łatwością z nim wygrał. Chłopak patrzył na planszę z
niedowierzaniem, gdy uświadomił sobie, jaką popełnił głupotę ostatnim ruchem.
Harry zaśmiał się i rzekł oficjalnie:
— Ronaldzie Weasley, stan
zakochania przyczynia się do tego, że wygrywam z tobą w szachy czarodziejów.
— Ciiiiiiiiii!
Harry wybuchnął szczerym
śmiechem, ale nie drążył tematu. Syriusz wyciągnął skądś Eksplodującego Durnia
i tak natrętnie powtarzał Lunatykowi, żeby z nim zagrał, że ten w końcu się
zgodził ze zirytowaną miną. Młodzież obserwowała grę, raz po raz komentując ich
wyczyny tylko po to, żeby ich zdekoncentrować. Łapa właśnie dotarł na sam
szczyt irytacji, więc rzucił się na swojego chrześniaka, który wzdychał
boleśnie nad jego ruchami i zatkał mu dłonią usta, gdy w salonie pojawił się
patronus Kingsleya. Wszyscy zamarli, gdy zwrócił się do Harry’ego:
— Hogsmeade zostało zaatakowane
przez setki dementorów. Aurorzy nie mogą sobie poradzić, bo jest ich za mało.
Czekamy na pomoc.
Chłopak długo się nie
zastanawiał, od razu zarządzając teleportację do Hogsmeade osób, które potrafią
Zaklęcie Patronusa.
— Ja też potrafię — rzuciła
natychmiast Ginny.
— Nie jesteś w Zakonie — odparł
od razu Harry.
— Ale byłam w GD i sam mnie tego
nauczyłeś. Wiesz, że dam radę, a potrzebujecie ludzi — naciskała. Widziała, że
się wahał i szybko zrozumiała, że nie może jej zabrać, jeśli nie zgodzi się na
to jej matka. — Mamo? — zwróciła się do kobiety.
— Przyda się — powiedział Remus, gdy
tylko Molly otworzyła usta, aby dać negatywną odpowiedź.
Jej ramiona opadły. Wiedziała, że
jest potrzebna każda osoba, która zna Zaklęcie Patronusa.
— Nie spuszczaj z niej oka —
zwróciła się do Harry’ego, a ten skinął głową.
Ginny z uśmiechem chwyciła go za
łokieć. Po chwili w salonie została tylko pani Weasley i Fleur. Na miejscu
spotkali się z uciekającymi w panice mieszkańcami Hogsmeade, zakapturzonymi
postaciami, aurorami, którzy rzucali zaklęcia i kilkoma członkami Zakonu
Feniksa. Wszyscy rozbiegli się w różne części wioski, aby dołączyć do
odpierania ataku. Harry pociągnął Ginny za sobą, nie mając zamiaru doprowadzić
do tego, żeby rozdzielili ich na więcej niż dwa metry. Szybko pobiegła za nim
ze świadomością, że nie może go zawieść. Dotarli do większej grupki dementorów,
którzy wysysali dusze z kilku mieszkańców. Harry natychmiast pomyślał o swoich
urodzinach z Ginny i radości, którą odczuł, gdy do siebie wrócili.
— Expecto Patronum.
Z jego różdżki wydobył się biały
jeleń, który prędko pognał w stronę potworów. Tuż obok niego pobiegł koń, który
uformował się z różdżki Ginny. Zwierzęta rozgromiły grupę dementorów i dopiero
wtedy zniknęły. Oboje pobiegli dalej, do kolejnych stworów Voldemorta. Harry
przywołał wspomnienie sprzed kilku dni, gdy z dziewczyną tarzali się w śniegu,
śmiejąc się i całując.
— Expecto Patronum.
Po chwili ze zdumieniem
spostrzegł, że zrobił to niewerbalnie. Jeleń był tak silny, że sam zdołał
pokonać dwudziestu dementorów i pognał jeszcze dalej, pomagając mieszkańcom,
aurorom i Zakonnikom. Gdy wreszcie biały jeleń stracił na sile, Harry odczuł
zmęczenie, jednak wiedział, że to jeszcze nie jest koniec walki. Dostrzegł, że
jeden z potworów kieruje się z stronę Hermiony, która skupiła się na rzuceniu
zaklęcia i nie była tego świadoma. Harry natychmiast przywołał najlepsze
wspomnienia związane z przyjaciółmi i po raz trzeci z jego różdżki wydobyła się
biała poświata, która uformowała się w cielesnego patronusa i obroniła Hermionę
i kilka innych osób.
Jakiś czas później dementorzy
zostali pokonani, więc ludzie odetchnęli z ulgą. Wszyscy wyglądali na
wyczerpanych, jednak żaden z Zakonników nie został pozbawiony duszy. Harry
zorientował się w całej sytuacji i dopiero wtedy zarządził powrót do domu. Pani
Weasley i Fleur czekały na wszystkich ze zniecierpliwieniem, a gdy tylko weszli
do domu, natychmiast podały im czekoladę na wzmocnienie. Molly obserwowała
Ginny ze szczególną uwagą, jednak widząc, że nic jej się nie stało, pokiwała
głową z ulgą na twarzy. Harry odetchnął na ten gest, mając świadomość, że zdał
test.
Jeeeeej :D nareszcie rozdział :D przyjemny, lekki, taka trochę zapchaj-dziura :D ale fajny :*
OdpowiedzUsuńPozdrowionka :*
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo dobry rozdział, taki lekki, spokojny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Początek rozdziału bardzo przyjemny, w końcu Harry też potrzebuje chwili wytchnienia i szczęścia.
OdpowiedzUsuńCzyżby zazdrość Hermiony miała coś wspólnego z Ronem? ;)
Co do bitwy to trochę zmian jest, ale ta wersja zdecydowanie bardziej mi pasuje :) I widzę, że teraz jesteś trochę przychylniejsza dla Ginny, bo w końcu doczekała się swojego upragnionego udziału w walce :D
Wybacz, że nie komentuje wszystkiego, ale fabuła zbyt bardzo wciąga :3 Nie mniej jednak postaram się gdzie nigdzie zostawić coś od siebie :))
Ponownie pozdrawiam, Strawberry :)