niedziela, 21 sierpnia 2016

II. Rozdział 48 - "Bądź..."

Wszystkie spojrzenia przeniosły się na Marka, gdy tylko wyszedł w sali, w której znajdował się Czarny.
— Harry jest w stanie śpiączki. Nie wiem, czy kiedykolwiek się z niej wybudzi.
Dopiero po chwili dotarła do nich ta informacja. Ginny powstrzymywała łzy, które cisnęły jej się do oczu, ale po tej wiadomości pękła jak bańka mydlana. Kizzy nie hamowała płaczu, była zbyt słaba, aby trzymać emocje w sobie. Mark westchnął ciężko i ciągnął:
— W trakcie walki oberwał poważnym zaklęciem, które utrzymywał w sobie przez kilka minut, nie pozwalając mu nad sobą zapanować. To bardzo niebezpieczne. W każdej chwili może odzyskać świadomość, jednak istnieje też możliwość, że jego organizm przestanie całkowicie funkcjonować. Nie ma na to określonej zasady. Podtrzymujemy jego czynności życiowe mugolskimi sposobami, gdyż są bardziej skuteczne w takim przypadku. Robiliśmy wszystko, co mogliśmy, ale było za późno.
Kizzy pociągnęła nosem, by po chwili kompletnie stracić nad sobą panowanie. Bruce objął ją z całej siły, patrząc tępo na Marka.
Ginny skierowała się w stronę sali, gdzie leżał jej mąż. Zrobiła kilka chwiejnych kroków, lecz nie wytrzymała tych emocji. Zemdlała.

Świat mugoli dowiedział się o istnieniu magii. Wiadomość o walce w miasteczku pełnym magicznych ludzi i stworów rozniosła się echem po całej kuli ziemskiej. Jedni byli zafascynowani, inni zszokowani, niektórzy nie wierzyli mimo dowodów. Mugolskie media huczały o tym niemal przez cały czas. Wiele walczących osób zostało rozpoznanych, w tym Złodzieje Serc, dlatego chłopcy nie mogli opędzić się od dziennikarzy i paparazzi. Media dowiedziały się także o tym, co się stało z Harrym i kim był naprawdę. Ginny oraz bliscy Harry’ego byli oblegani przez media niemal równie często jak zespół. Teraz każdy czarodziej czarował, kiedy chciał.
Magia istnieje!”,Złodzieje Serc czarodziejami!”,Czarny w śpiączce!”,Walka magów w miasteczku!”, „Czarnomag zamordowany przez Harry’ego Pottera!” – takie i wiele innych tekstów można było zobaczyć na pierwszych stronach mugolskich gazet.
Złodzieje nie odpowiadali na pytania dziennikarzy, dopóki nie padło jedno stwierdzenie:
— Czarny jest mordercą.
Wszyscy natychmiast się zatrzymali.
— Nie, nie jest mordercą — powiedział groźnie Kevin. — Zabił, żeby ochronić między innymi wasze szanowne dupy!
— Czy to był jedyny sposób…?
— Tak, był! — zdenerwował się Max. — Skoro wiecie, że magia istnieje, domyślcie się, że z łatwością uciekłby z więzienia!
Ruszyli dalej, ale dziennikarze jeszcze pytali.
— Mamy użyć magii?! — warknął Will, całkowicie tracąc nad sobą panowanie.
Odsunęli się z lekkim strachem. Złodzieje deportowali się bez większych protestów.

Amy usiadła na brzegu łóżka Harry’ego. Łzy same cisnęły jej się do oczu, gdy na niego patrzyła. Gdyby nie te różne kabelki przylegające do jego ciała, uznałaby, że śpi. Wierzyła w to, że ją słyszy. Czuła to.
— Nawet nie wiesz, co się tutaj dzieje — powiedziała cicho. — Mugole dowiedzieli się o magii. Nigdy nie było takiego zamieszania jak teraz. Dziennikarze to sępy i oblegają chłopaków z zespołu. Wiesz… Dowiedzieli się, że jesteście czarodziejami. Nie uwierzysz, ale czekają na twój komentarz. Zastanawiam się, w jaki sposób byś im pocisnął w tej sytuacji, bo nie wierzę, że akurat ty przeszedłbyś obok tego tematu obojętnie — zaśmiała się lekko. — Wszyscy czekamy — rzekła łamiącym się głosem. — Nie rób nam tego. Ryan odszedł. Nie rób tego co on.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Ukryła twarz w dłoniach, nie mogąc powstrzymać emocji.

Ginny w zamyśleniu i ciszy sprzątała sypialnię. Minął równy tydzień od walki w miasteczku, a wczorajszego dnia odbył się pogrzeb poległych w tej bitwie.
Znowu zabito wroga i znowu Harry nie wyszedł z tego cało. Odwiedzała go codziennie, lecz jego stan się nie zmieniał. Często do niego mówiła, choć nie wiedziała, czy w ogóle ją słyszy.
Ugładziła lekko pościel, gdzie zazwyczaj sypiał Harry. Ze smutkiem na twarzy usiadła na łóżku. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Wmawiała sobie, że Harry wyjechał w trasę koncertową i sam nie wie, kiedy wróci. Marla i Jim leżeli w łóżeczkach, co chwilę dając o sobie znać.
Jakiś czas później przeniosła się do szpitala, gdzie siedziała przez dobrą godzinę, trzymając go za rękę. Przypominała jej się jego żywa twarz: kiedy patrzył na nią z niemal wyczuwalną miłością; kiedy obserwował Marlę i Jima pełen dumy; kiedy wariował z Huncwotami i Złodziejami pełen radości życia; kiedy śpiewał z twarzą wypełnioną pasją; kiedy przekomarzał się z Syriuszem, a jego usta wygięte były w uśmiechu. Teraz na jego twarzy nie było żadnych emocji. Blada, pełna spokoju, zupełnie do niego niepodobna. I ten odgłos przeklętego pikania, który wyprowadzał ją z równowagi. Nie wiedziała, dlaczego nawiedzała ją myśl o Marli Winnhof.
— Zrób to jeszcze raz. Ostatni raz, jeśli możesz. Pomóż nam — szepnęła w przestrzeń.

Scarlet leżała na kanapie, patrząc w sufit. Myślała o tym, co stało się na ślubie. Jej najszczęśliwszy dzień w życiu zamienił się w koszmar, który nie kończył się od miesiąca. Nie zauważyła, gdy Kevin wszedł do środka. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy usiadł na sofie przy jej nogach. Milczał, patrząc na nią w zamyśleniu.
— Jak myślisz, kiedy się obudzi? — spytała wreszcie.
Przez chwilę nie odpowiadał, siedząc w całkowitej ciszy.
— Nie wiem.
Podniosła się i mocno się do niego przytuliła.
— Sen zamienił się w koszmar — szepnęła. — Szkoda mi Ginny. Nie wyobrażam sobie, jak bardzo musi to przeżywać.
— W to nie wątpię. Codziennie tam idzie i siedzi przy nim godzinami — mruknął.
— Tobie też jest ciężko — szepnęła, a on zamknął oczy. — W końcu to twój przyjaciel.
— Czasami wkurzający, ale jednak przyjaciel — odparł po chwili, a ona zaśmiała się smutno.
— I tak wiem, że już ci brakuje jego zwariowanych pomysłów. Tobie i Złodziejom. Każdemu…

Kizzy nie wiedziała, dlaczego katuje się filmikami chłopaków, w których niemal zawsze występował Czarny, jednak po raz kolejny odtworzyła jeden z nich.
— Uwaga! Uwaga! — rozległ się głos Maxa, który trzymał w dłoni kamerkę. — Słyszeliście, jak Czarny i Dragon zmieniają się rolami? Nie? Więc dzisiaj macie okazję!
Kamera przeniosła się na twarze dwójki wokalistów, którzy stali ze słuchawkami na uszach, przy mikrofonach, w studiu.
— Puknij się w łeb — zaśmiał się Cary.
— Zróbcie to dla fanów.
— Jak dla fanów to okay — powiedział Harry i zaczął naśladować rap Dragona w Dedicated w przyspieszonym tempie, aż sam przestał nadążać za tekstem.
Pozostali śmiali się głośno, a on nie przerywał, chociaż jego głos zaczął drżeć. W końcu wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Wszyscy zaklaskali i zaczęli krzyczeć do Dragona, żeby zaśpiewać refren Blackout. Cary zaczął wrzeszczeć jak wariat, co chwilę biorąc głęboki wdech. Złodzieje ryczeli z uciechy, a film urwał się.
Kizzy uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie tę sytuację. Często nagrywali amatorskie filmiki i wrzucali je do sieci, by fani mogli trochę pośmiać się z chłopaków i zobaczyć, jacy są szaleni. Włączyła drugi filmik. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, choć w oczach miała łzy. Usłyszała dzwonek do drzwi i kroki babci. Złodzieje Serc zobaczyli ją przed laptopem, z którego dochodziły znane im dźwięki jednego z filmików, który sami nagrywali.
— Ile dajecie, że trafię w głowę? — zaśmiał się Harry.
— Jak trafisz, idziemy na pizzę z zestawem coli, a jak nie, zamawiamy sushi — zaproponował Bruce.
Czarny chwycił namoczony papier toaletowy zmiętolony w kulkę i rzucił nim w przechodnia z okna hotelu.
— Trafił! — roześmiał się Kevin, chowając się w pokoju przed spojrzeniem ich celu.
— Idziemy na pizzę — rzekł ze śmiechem Will.
Automatycznie włączył się kolejny filmik, a oni patrzyli na niego z uśmiechami.
— Mięta, jak nie wyłączysz tej kamerki, wrzucę ją do klopa razem z twoją głową — powiedział Czarny, kiedy Max nagrywał go, gdy miał grać na bębnach.
Złodzieje zaśmiali się, kiedy podszedł do Maxa i walnął go w łeb, choć nie było tego widać w ekranie. Dobrze wiedzieli, że była to tylko gra i wcale go nie uderzył, ale Mięta runął na ziemię, udając nieprzytomnego z językiem na wierzchu.
Kizzy zaśmiała się cicho przez łzy, które po chwili popłynęły po jej policzkach.
Fanowski filmik rozpoczął się, gdy Czarny w trakcie śpiewania na koncercie Drag wkroczył na wybieg. Nagle na jego głowie wylądował stanik, co spotkało się z wybuchami śmiechu widowni. Czarny chwycił bieliznę, przerywając śpiewanie, przyjrzał jej się uważnie i powiedział poważnie do mikrofonu:
— Naprawdę sądzicie, że powinienem nosić takie duże rozmiary?
Ryk śmiechu widowni był oszałamiający.
Kizzy początkowo płakała ze śmiechu, ale później śmiech zamienił się w szloch. Bruce przygarnął ją w swoje ramiona.
— Chodźcie tu — powiedziała słabo do reszty i wszyscy razem przytulili się do siebie.

Jay wrócił ze szpitala, w którym był razem z Alexem i Ronem. Chciał dowiedzieć się, czy nastąpiła jakiekolwiek zmiana w stanie Harry’ego. Niestety, nie było żadnej.
— I co? — spytała Amanda, siadając obok niego.
— Nic — mruknął. — Zero poprawy, zero pogorszenia. Może tak leżeć latami bez jakichkolwiek zmian w zdrowiu. — Amanda mocno go przytuliła. — Nie wiem, co jest gorsze. To, co dzieje się teraz, czy to, co stało się po śmierci Voldemorta.
— Teraz chociaż mamy go przy sobie — szepnęła.
— Gdyby przynajmniej było wiadomo, jakim zaklęciem go trafił… Może moglibyśmy coś zrobić…
— Jay — powiedziała cicho, chwytając jego twarz w dłonie — nic nie możesz zrobić. Wiem, że bardzo byś chciał, ale nie możesz. Musimy czekać. Nie ma innego wyjścia — szepnęła, patrząc mu głęboko w oczy, w których widziała cierpienie po stracie przyjaciela.
Wiedział, że ma rację. Przymknął powieki i przytulił ją ponownie.
Czekanie było najgorsze.

— Syriusz, naprawdę chciałbym ci powiedzieć, że nastąpiły jakieś zmiany w jego stanie, ale… wtedy musiałbym skłamać i narobić wam nadziei — powiedział z rezygnacją Mark, kiedy kolejna osoba spytała go o to samo z wyraźną nadzieją na poprawę, której nie było.
Ramiona Łapy zwisły bezwładnie. Miał nadzieję, która zgasła. I tak w kółko. Za każdym razem, gdy przychodził do szpitala, łudził się, że coś się zmieniło, ale zawsze kończyło się tak samo. W stanie Harry’ego nie było nawet najmniejszej poprawy. Łapa spojrzał na uzdrowiciela pytająco, a on kiwnął głową, wiedząc, o co chodzi. Syriusz skierował się w stronę drzwi, za którymi leżał jego chrześniak, a Mark obserwował, jak wchodzi do środka. Za każdym razem musiał odbierać im nadzieję na wyzdrowienie chłopaka. To był moment, w którym nie lubił tego, czym się zajmował. Większości ludziom pomagał, ale czasami nie miał wpływu na sytuację i stan zdrowia pacjenta.
Syriusz wyszedł po kilku minutach z opuszczoną głową, zamyśloną twarzą i rękami w kieszeniach. Powiedział coś dyskretnie na pożegnanie i wyszedł. Mark westchnął cicho.
— Tyle osób na niego czeka, a tu żadnej zmiany — powiedziała jedna z pielęgniarek.
— Niestety — odparł cicho, wracając do pracy.

Dylan opierał się o parapet, patrząc na twarz swojego opiekuna z czasów szkolenia. Nie mógł uwierzyć, że leży tutaj już dwa miesiące bez jakichkolwiek oznak życia.
— Większość wierzy, że słyszysz, co do ciebie mówimy, ale nie możesz zareagować. Nie wiem, czy to prawda, ale też w to wierzę. I wiesz, co ci powiem? Nie rób sobie jaj i wracaj do żywych, bo za dużo osób tu na ciebie czeka.
Westchnął, zamykając powieki. Wyszedł z pomieszczenia, wiedząc, że czekają tam na niego Logan i Liam, którzy znali już prawdę o swoim przyjacielu.
— Jak się trzymasz, stary? — spytał ten pierwszy.
— Szkoda słów — mruknął, kierując się w stronę wyjścia.
Gdyby został na sali chwilę dłużej, może zobaczyłby delikatny ruch palcem…

— Codziennie od trzech miesięcy budzę się z myślą, że może to stanie się dzisiaj, a zasypiam z myślą, że może stanie się jutro. Hermi, ja niedługo oszaleję… Nie mogę dłużej bez niego wytrzymać.
Przyjaciółka przytuliła ją mocno ze smutkiem na twarzy, kiedy popłakała się jak dziecko.
— Ginny, nie możesz tracić nadziei. Wszyscy czekają razem z tobą, wierząc, że wreszcie wszystko wróci do porządku, że wreszcie się obudzi. Wszyscy wierzymy. Ty też nie możesz stracić tej nadziei.
— Nawet dzieci zaczynają pytać, gdzie jest tata, a ja nie mogę im odpowiedzieć. Są takie małe, a widzą, co się dzieje i za nim tęsknią. Ledwo sklecają słowa, a wiedziały, jak zadać takie pytanie. Gdybyś widziała, jak nagle się uspokajają, gdy leci piosenka, w której on śpiewa.
— Rozpoznają głos, dlatego tak reagują. Przyzwyczaiły się do jego widoku i głosu. Niedługo się obudzi, jestem o tym przekonana.

Keith przyszła do szpitala wraz z Maxem. Spotykali się od dłuższego czasu, a ona chciała towarzyszyć Mięcie, wiedząc, że Harry to jego przyjaciel. Opowiadał jej o różnych wygłupach, jakie razem robili, powiedział, jak się poznali i jak powstał zespół.
— Pamiętasz, jak tańczyłaś z nim na weselu, a później ze mną? Zrobił to specjalnie, bo wiedział, że nie mam odwagi do ciebie zagadać. Zawsze był taką swatką. To samo zrobił w przypadku Alexa z Susan czy Syriusza z Amy. Czasami się z niego nabijaliśmy, że jest przyzwoitką w męskim wydaniu.
Keith zaśmiała się smutno, chwytając go za rękę, by pokazać mu, że jest razem z nim.
— Max… — szepnęła nagle, patrząc na Harry’ego.
Spojrzał tam, gdzie ona, lecz nic nie zauważył.
— Tak?
— Nie widziałeś? Poruszył ręką!
Ponownie na niego spojrzał. Przez chwilę nic się nie działo, aż wreszcie dostrzegli, że wyprostował lekko palce. Max rozszerzył oczy. Wbijał wzrok w jedno miejsce, nie mogąc wyjść z szoku. Natychmiast powiedzieli o tym Markowi, który stwierdził, że Harry najprawdopodobniej ich słyszy.

— Ludzie! — powiedział od progu Max, gdy pojawił się na kolejnego dnia na obiedzie u Molly Weasley. — Pamiętacie, jak Czarny zawsze się wkurzał, gdy mówiliśmy na niego przyzwoitka w męskim wydaniu? — Kilka osób pokiwało głowami, nie wiedząc, do czego zmierza. — Wczoraj u niego byłem i przez przypadek mi się to wypsnęło. Słyszy nas.
— Skąd wiesz?
— Wyraził swoją wściekłość, poruszając ręką.
Zapanowało poruszenie, które zastąpiła nadzieja.

Słyszał znajome głosy, które zwykle dochodziły do niego jak echo. Nie mógł się ruszyć. Nie miał na to siły. Widział tylko czerń, która go przytłaczała, lecz nie mógł nic zrobić, by się z niej wydostać.
Czasami czuł, że ktoś go dotyka. Najczęściej trzymali go za rękę, choć co jakiś czas ktoś głaskał go po policzku i włosach.
Mówili do niego. Najczęściej prosili go, by do nich wrócił, ale on nie wiedział, jak ma to zrobić. Ciężkie ciało nie pozwalało mu na najmniejszy ruch, chociaż w ten sposób chciał im przekazać, że wszystko słyszy. Gdy wreszcie mu się to udało, usłyszał zaskoczone głosy pełne radości.
Któregoś dnia usłyszał słowo wujek, kiedy indziej tata. Dziecięce głosy, które kochał.
Chciał wrócić. Nie potrafił.

Amy i Syriusz po raz kolejny rozmawiali z Markiem o stanie zdrowia Harry’ego, ale ten nie powiedział im nic nowego. Nagle rozległ się hałas. Tłum dziennikarzy i fotografów wpadł do szpitala, nie przejmując się tym, że powinni zachować ciszę. Mark zmarszczył brwi, przepraszając na chwilę Blacków.
— O co chodzi? — spytał, lecz ci, nie zważając na nic, skierowali się do sali, w której leżał Czarny. — Ej! — Mark natychmiast próbował im przeszkodzić. Zagrodził im drogę, stając w drzwiach. — Co to ma znaczyć?
— Tu leży Czarny!
— No i co z tego? — warknął Syriusz, wpychając się obok Marka.
— Odejdźcie stąd — powiedziała groźnie Amy.
Musiała zareagować ochrona i pielęgniarze.
— Muszą mieć sensację nawet w takiej sytuacji — mruknęła Amy ze smutkiem.
— Niestety, taka praca dziennikarza — dodał niemrawo Łapa. — Coś czuję, że jeszcze nie raz będą chcieli się tu dostać.
— Czego oni od niego chcą? Przecież się, do cholery, nie odezwie! — głos Amy załamał się lekko.
— Na razie nie — mruknął Mark.
Na razie – te słowa utkwiły Syriuszowi w pamięci. Na razie nie, ale to nie znaczy, że nigdy.
Pierwszy raz wyszedł ze szpitala z nadzieją.

Jak się stąd wydostać? Co zrobić, żeby wreszcie nie widzieć tej ciemności, lecz światłość? Czy to zależy wyłącznie od niego? A może też od innych? Czy to koniec? A może dopiero początek lepszego życia bez czyhającego na niego niebezpieczeństwa?
Miał wrażenie, że brakuje mu tylko odrobiny siły, aby wreszcie wydostać się z tej nicości. Ale jej nie miał. I nie wiedział, jak ją zdobyć. Ktoś musiał mu w tym pomóc, gdyż on był zbyt słaby. Tylko kto? Kto mógł mu pomóc? I jakim sposobem? Niezależnie od tego, jak bardzo próbował, i tak kończyło się to na niczym.
Nie mógł, nie potrafił, nie wiedział.
Ale chciał. To się dla niego liczyło. Chciał coś zrobić, żeby wreszcie się stąd wydostać. Otworzyć oczy i zobaczyć biel. A w tej bieli jego przyjaciół, rodzinę, bliskich. Swoją Siłę Życia, której potrzebował w tej chwili jak nigdy wcześniej. Tylko jak ta Siła Życia miała mu pomóc?
Zajrzyj w swoje serce, Harry, a zobaczysz rozwiązanie.

Żyli dalej, choć bez Czarnego to już nie było to samo. On był osobą, która wszystkich pobudzała do wariactwa, szaleństwa, działania. Robili to, co musieli, bez zbytniego zaangażowania i chęci. Podstawowe czynności i zero zapału do dodatkowych obowiązków. Męczyło ich to, że nie wiedzieli, czy mogą pomóc Harry’emu. A jeśli już mogli to zrobić, to w jaki sposób?

Piętnaście osób zasnęło z nieświadomością, co stanie się tej nocy. Że dowiedzą się niezwykłej rzeczy, która niewątpliwie ich wspomoże. Że znajdą się w niezwykłym miejscu, przy niezwykłej osobie. Dokładnie o godzinie trzeciej nad ranem.

Hermiona otworzyła oczy. Nie wiedziała, co się dzieje. Miała wrażenie, że się obudziła, ale jednocześnie wiedziała, że nadal śni. Była… właściwie nie wiedziała gdzie. Panująca biel oślepiała ją. Przed oczami zamajaczyła pewna sylwetka. Zmarszczyła brwi, patrząc na nią. Podeszła bliżej, lecz mgła przeszkadzała jej w rozróżnieniu osoby.
— Kim jesteś? — spytała, ale nie usłyszała swojego głosu.
Jej usta poruszały się, nie wydobywając z gardła najmniejszego dźwięku. Dlaczego sylwetka wydawała jej się znajoma?
— Harry…
Postać poruszyła się lekko, a ona odebrała to jako potwierdzenie. Podbiegła do niego, choć nadal nie widziała jego twarzy. Nagle, tuż przed nim, opadła gruba krata, która ich odgrodziła. Chwyciła pręty w dłonie i szarpnęła. Miała nadzieję, że pomoże mu wyjść z tej klatki, która go od niej oddzielała. Próbowała ją obejść, ale chodziła w kółko. Zatrzymała się zrezygnowana. Nie odczuła, aby Czarny był zawiedzony albo zły. Raczej pełen zrozumienia i wdzięczności.
— Jak ci pomóc? — spytała, ale nadal nie słyszała samej siebie.
Milczał. Nie mógł mówić? A może mówił, lecz go nie słyszała? Sylwetka zaczęła się oddalać i rozmazywać.
— Harry!
Bądź…
Biel zniknęła.

Ron niespodziewanie zerwał się ze snu. Oczy miał szeroko rozwarte, serce biło jak szalone. Chwilę trwało, zanim się uspokoił i dopiero spostrzegł, że Hermiona także nie śpi. Wyglądała tak, jak on się czuł.
— Coś się stało? — spytał ochrypłym głosem.
— Ja… miałam sen — szepnęła. — Dziwny sen. — Zamilkła, patrząc na niego. — A ty?
— Ja… też. A co…?
— Harry — odpowiedziała na niedokończone pytanie. — Ty też? — Kiwnął głową. — Biel, krata, cisza? — zapytała ponownie, a on znów potwierdził. — O co tu chodzi?
— Nie wiem — wymamrotał. — To wyglądało tak, jakby był uwięziony i nie mógł się wydostać.
— A czy… powiedział coś? Słyszałeś?
Bądź. Tylko tyle.
— Co jest grane?

Z samego rana wybrali się do szpitala. Poczuli niemałe zdziwienie, kiedy dostrzegli tam Syriusza, Cary’ego, Jaya, Kevina, Ginny i Lupinów. Ledwo stanęli w sali, a do środka weszli jeszcze Alex i Max. Patrzyli na siebie w ciszy. Po chwili pojawili się także Amy, Will, Bruce i Kizzy.
— Coś się stało? — zapytała niepewnie Kizzy.
Przez chwilę stali w ciszy.
— Czy wam też się to śniło? — spytał prosto z mostu Łapa.
— Wychodzi na to, że tak — uznała Ginny.
Wymienili się relacjami. U każdego sen wyglądał niemal tak samo: biel, sylwetka, nagłe opuszczenie krat, cisza i jedno słowo: bądź.
— To… chyba łączy się wszystko z Siłą Życia — powiedziała cicho Amy. — Pamiętacie Mrok i porwanie Harry’ego? Wtedy byliśmy w takim samym składzie. Mrok nazwał nas Siłą Życia. Byliśmy mu potrzebni, żeby zniszczyć Harry’ego.
Przez chwilę panowała cisza.
— To musi mieć głębszy sens — stwierdził Cary. — Wszystko musi mieć znaczenie.
— Tylko jakie?
— To wszystko działo się w umyśle — zaczął po chwili namysłu Jay. — Kraty oznaczają więzienie…
— Czyli jest uwięziony w swoim umyśle?
— Cisza, milczenie… Nic nie może nam przekazać. Oprócz słowa bądź.
— Co to znaczy?
— Żeby mu pomóc, musimy tylko przy nim być — szepnęła po chwili Ginny
— Przecież cały czas jesteśmy przy nim.
— Ciałem, duchem, umysłem i sercem? Musimy z nim być pod każdym względem. Może po prostu nie wiemy, jak musimy temu sprostać — rzekła Amy. — A może… gdybyśmy sprostali, on… by wrócił…
Bicie serca Harry’ego zakłóciło się przez chwilę, lecz zaraz wróciło do normy. Odebrali to jako potwierdzenie.

— Jak mamy z nim być ciałem, duchem, umysłem i sercem? Ciałem to wiadomo. Być przy nim fizycznie. Cały czas o nim myślimy, chcemy, żeby się obudził. Co jeszcze możemy zrobić?
— Każdy z nas myślał o tym, żeby się obudził pod kątem: bo chcemy, bo tęsknimy. Nikt nie myślał o tym, że jego powrót do rzeczywistości będzie lepszy także dla niego. Nie wczuwaliśmy się w jego stan, jego umysł. To on potrzebuje siły, żeby wrócić, nie my. My musimy być silni i się nie załamywać, żeby on odzyskał moc.
— Czyli… patrzyliśmy na to ze złej perspektywy. Powinniśmy patrzeć jego oczami, a nie naszymi.
— Dokładnie. To my musimy mu pomóc.

Naprawdę niewiele ci brakuje. Im brakuje. Wam. Wiecie, że musicie połączyć siły, by ci się udało. Oni wiedzą, że muszą wczuć się w twoją rolę. Ty wiesz, że musisz tego chcieć i poczuć ich wpływ na ciebie. Razem wam się uda. Jesteście sobie potrzebni. Łączycie się ze sobą jako Siła Życia. Razem możecie przenieść góry.

Dlaczego wszyscy czuli, że muszą tam być? Dlaczego pragnęli tego jak nigdy wcześniej? Dlaczego tam poszli, mimo wielu innych obowiązków? Czuli, że są potrzebni jak nigdy wcześniej.

— Mark, dlaczego nie chcesz nas wpuścić?
— Jest was za dużo. W środku są już Jay, Kevin, Will, Ron, Syriusz i Ginny. Już wielokrotnie łamałem zakaz wpuszczania tylu osób do środka. Ostatnio ordynator robił problemy. Wiem, że mogę wam ufać, ale musimy przestrzegać wszystkich środków bezpieczeństwa. Dziennikarze próbują przedostać się do sali za wszelką cenę, nie powstrzymają się przed oszustwem. Musimy dmuchać na zimne. Dlaczego nagle wszyscy chcecie się tam dostać?
— Nie wiem… Jakieś wewnętrzne rozterki, czy coś w tym stylu — rzekła niemrawo Dora.
Mark spojrzał na nich kolejno.
— Doktorze…
Z początku nie zorientowali się, do jakiego doktora kierowane są te słowa.
— Mark!
Uzdrowiciel odwrócił się w stronę pielęgniarki, która go wołała. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w tabliczkę.
— Coś jest nie tak. Zakłócenia z sercem na piątce.
— Kto…?
— Harry Potter.
Mark zerwał się do biegu.

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, mam nadzieję, że jednak nic nie będzie Harremu, teraz to cały świat dowiedział się o magii...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń