niedziela, 21 sierpnia 2016

II. Rozdział 46 - "To koniec"

Ślub Kevina i Scarlet zbliżał się wielkimi krokami. Wszyscy pomagali im jak tylko mogli, a Złodzieje spisali się w tej kwestii na medal.
— Czemu ostatnio chodzisz z głową w chmurach? — zapytał Harry Jaya pewnego dnia.
Chłopak spojrzał na niego z wahaniem i dopiero po chwili przyznał:
— Chyba oświadczę się Amandzie.
Czarny uniósł kąciki ust.
— Już myślałem, że się tego nie doczekam.
Harry niemal głośno się roześmiał, kiedy tego samego dnia spotkał się z Alexem, a ten zaczął rozmowę.
— Czarny? Pomożesz mi wybrać pierścionek zaręczynowy?
— Co was wszystkich ostatnio wzięło?
— To znaczy?
— Chodź.
Przenieśli się pod dom Jaya, a Harry zadzwonił do drzwi. Otworzył im ich przyjaciel.
— Masz towarzysza niedoli — powiedział Harry na wstępie, a Alex i Jay spojrzeli na siebie.
— Ty też? — spytali równocześnie.
— To co? Podwójny ślub? — zaproponował Harry ze śmiechem.

Trzecia płyta Złodziei Serc pod tytułem Adrenaline ujrzała światło dzienne. Tydzień później w telewizji został puszczony ich nowy teledysk do singla, a po kilku godzinach Jay i Amanda oraz Alex i Susan ogłosili swoje zaręczyny. Kolejną wiadomością, która zaskoczyła niejedną osobę, to słowa Amandy, że jest w ciąży. Jay chodził dumny jak paw, choć z początku Czarny musiał go uspokajać, że w jego wieku to normalne i to nic strasznego. W życiu Lupinów również zaszły istotne zmiany. Znaleźli dla siebie mieszkanie i czy tego chcieli czy nie, odbyła się tam już parapetówka. Syriusz i Amy powoli zachowywali się jak stare, dobre małżeństwo. Ron i Hermiona jasno mówili, że mają zamiar zaczekać z dzieckiem, dopóki porządnie się nie ustatkują. Kizzy i Bruce byli jak papużki-nierozłączki. Kłócili się dość często, niekiedy przy wszystkich, ale zwykle już po kilku minutach się godzili. Najczęściej to Kizzy siadała Elgi’emu na kolanach, co było oznaką zgody. Nie wszystkim jednak układało się tak dobrze. Max i Fiona rozstali się po wielu poważnych spięciach, które zaczęły ich męczyć. Will i Ketherine nie mieli takich problemów, podobnie jak Cary i Martha. Harry i Ginny uznawani byli za najbardziej ogniste połączenie. Kłócili się rzadko, ale ostro. Często rozbijane były kubki i talerze. Niekiedy mieli ciche dni, jednak zwykle godzili się już w ciągu kilku godzin albo i minut.
Złodzieje i Kizzy byli świadkami jednej z ich sprzeczek. Siedzieli w salonie, spoglądając na siebie z lekkim przestrachem. Kizzy aż podskoczyła w fotelu, gdy rozległ się dźwięk tłuczonej porcelany.
— Oni się tam nie pozabijają? — zapytał niepewnie Max.
— Nie wiem — odparła Kizzy, patrząc na drzwi, za którymi dochodziło do awantury. — To się dopiero nazywa kłótnia— dodała z przerażeniem, gdy coś uderzyło w drzwi.
— Zabiję cię! Normalnie kiedyś rozszarpię cię na strzępy! — wrzasnęła Ginny, a po jej słowach zapanowała niezmącona cisza.
— Spełniła swoje pogróżki? — przeraził się Kevin.
Zerknęli na siebie, przełykając ślinę. Uchylili drzwi. Jadalnia wyglądała tak, jakby przeszło tutaj tornado, a Harry i Ginny najwyraźniej byli w trakcie przeprosin, gdyż całowali się, niczym się nie przejmując.
— A ja już myślałem, że będziemy szukać nowego wokalisty — oznajmił Cary, a Potterowie oderwali się od siebie.
— Sorki — powiedziała w ich stronę Ginny, gdy uświadomiła sobie, że kłócili się na cały dom.
— Nie no, spoko — zachichotała Kizzy.
— Ty sprzątasz — dodała Ginny do męża.
— Ostatnio musiałem to zrobić — oburzył się.
— Jeszcze jeden raz ci nie zaszkodzi — uśmiechnęła się słodko, umykając z jego objęć i zaganiając Złodziei oraz Kizzy do salonu.
— Fajnie — mruknął i machnął ręką.
Ucho od kubka połączyło się z kawałkiem talerza, a on westchnął. Nigdy się tego nie nauczę…

— Często aż tak się kłócicie? — zapytała Kizzy, kiedy Złodzieje zajęli się pracą, a kobiety przygotowywały coś do zjedzenia.
— Rzadko, ale jeśli już to właśnie tak — odparła z lekkim rozbawieniem.
— Nie boisz się, że kiedyś przekroczycie granicę?
— Nie — odpowiedziała po chwili zastanowienia. — Całkowicie mu ufam i wiem, że nawet w trakcie kłótni nic mi się nie stanie. Znamy umiar w sprzeczkach, chociaż może postronni tego nie widzą. Takie sprzeczki, moim zdaniem i jego chyba też, umacniają związek i… nadają pikanterii — dodała trochę ciszej.
— Czyli mam rozumieć, że gdyby nas tutaj nie było, awantura skończyłaby się piętro wyżej? — zapytała z rozbawieniem Kizzy.
— Tak zazwyczaj kończą się nasze kłótnie — odpowiedziała bez jakiegokolwiek zakłopotania. — Nie, inaczej. Tak zazwyczaj kończy się nasza zgoda — poprawiła się.
Kizzy pokręciła głową z rozbawieniem.
— Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam tak dobrze dobraną parę.
— Wiesz… to wszystko wychodzi po wspólnym zamieszkaniu. Wtedy dowiadujesz się każdego szczegółu. Wcześniej na przykład nie myślałam, że Harry jest takim bałaganiarzem albo że będę musiała mu przypominać, żeby pościelił łóżko. Jednak dopiero wtedy uświadamiasz sobie, jak bardzo kogoś kochasz, mimo jego wad. No i nigdy nie myślałam, że nasze kłótnie i zgody będą wyglądały w taki sposób — dodała z chichotem.
— Chyba muszę tego wypróbować na Elgim — stwierdziła Kizzy.
Spojrzały na siebie i wybuchnęły zgodnym śmiechem.

Harry i Ginny pojawili się w miejscu, gdzie miał odbyć się ślub Kevina i Scarlet. Dzieci zostawili pod opieką Mirandy i Kiry. Goście kręcili się po ogrodzie, niektórzy już siedzieli na swoich miejscach. Kizzy pomachała im z daleka, więc skierowali się w jej stronę, dostrzegając także Bruce’a i Maxa. Przywitali się z nimi, siadając obok.
— Na takich imprezach powinny obowiązywać stroje luzackie — stwierdził Mięta, popuszczając lekko krawat.
Kizzy zdzieliła go w rękę.
— Zostaw to, bo będziesz wyglądał jak fleja. Od czasu do czasu możesz posiedzieć w takim stroju.
— Ale ten krawat mnie dusi — stęknął.
Kizzy wywróciła oczami i poprawiła Czarnemu włosy.
— Z przyzwyczajenia — uśmiechnęła się słodko.
Po jakimś czasie pojawił się Świstak wraz z Carym, który był jego świadkiem. Wszyscy oczekiwali przyjścia panny młodej. Kevin wyraźnie odetchnął, kiedy Scarlet pojawiła się wraz ze swoją przyjaciółką, która była jej druhną.
— Czemu ja jej wcześniej nie widziałem? — spytał cicho Czarnego Max.
Harry spojrzał na niego.
— Zakochałeś się od pierwszego wejrzenia?
— Tylko pytam…
Ceremonia rozpoczęła się, a Mięta nie odrywał wzroku od przyjaciółki Scarlet. Państwo młodzi powiedzieli sobie tak, aby potwierdzić, że chcą być razem do końca życia. Czarny musiał przywalić Maxowi z łokcia w żebro, żeby zrozumiał, że powinien klaskać. Spojrzał na niego zdezorientowany i dopiero po chwili domyślił się, co jest grane. Zerwał się z krzesła, szybko klaszcząc, co Czarny przyjął ze śmiechem. Złożyli Kevinowi i Scarlet najlepsze życzenia. Pierwszy taniec należał do pary młodej. Później na parkiet weszli goście, gdzie doskonale się bawili.
Mięta wypił pierwszy kieliszek wódki na odwagę i skierował się z stronę przyjaciółki Scarlet. Był już niedaleko jej stolika, ale zwątpił. Odwrócił się na pięcie i wrócił tam, skąd przyszedł.
— Już? — zdziwił się Czarny. — Spławiła cię?
— Nie… Stchórzyłem — stęknął, opadając na krzesło.
Harry westchnął cierpiętniczo.
— Wiesz w ogóle, jak ma na imię albo czy nie ma chłopaka?
— Eee… Nie.
— To zapytaj Scarlet albo Świstaka.
— Ech… Zaraz… Niech się teraz natańczą — westchnął, patrząc na swoją lubą.
— Zachowujesz się jak niepoprawny romantyk — zaśmiał się Czarny.
Do przyjaciółki Scarlet podszedł jakiś chłopak. Coś do niej powiedział, na co ona się roześmiała. Razem poszli zatańczyć, a Max westchnął żałośnie.
— No to już po ptakach — stwierdził. — Ma chłopaka.
Wypił zawartość kieliszka, a następnie zabrał Hermionę do tańca. Czarny wziął z niego przykład i wyciągnął na parkiet Natalie, z którą zawsze dobrze się bawił.

Wykończony po tańcu z Natalie, Susan, Ket i Karen opadł na krzesło, by wypić coś dla ochłody. Po chwili dosiadł się do niego Remus, nie mniej zmęczony od niego. Do stołu dosiadła się druhna panny młodej wraz z chłopakiem, który wcześniej z nią tańczył.
— Keith, mówię ci, przestań narzekać na te obcasy, bo ci je odetnę.
— Braciszku, skoro jesteś taki mądry — uśmiechnęła się słodko — to tańcz w tym do rana — warknęła na koniec. — Idź mi po inne, proooszę.
Westchnął i zniknął. Czarny zamrugał kilka razy, trawiąc usłyszane informacje. Więc to nie był jej chłopak!
— Remi, wybacz, ale muszę powiedzieć coś Mięcie o jego obiekcie westchnień. — Zaciągnął Maxa na bok i powiedział na wstępie, widząc jego pytające spojrzenie: — Jak zwykle byłem we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Twój obiekt westchnień nazywa się Keith, a ten koleś to jej brat.
Mięta rozszerzył oczy, które błysnęły.
— Stary, masz u mnie Ognistą — ucieszył się. — Na pewno nie ma chłopaka, skoro jest na weselu ze swoim bratem.
— No to teraz do niej idź. Siedzi przy stole.
I Mięcie mina zrzedła.
— Teraz?
— A kiedy? Jak skończy się wesele? — zirytował się.
— Ale teraz jest z tym bratem… Nie… Później — stwierdził z wahaniem.
— Nie będę wysłuchiwał twoich jęków, jeśli do niej nie zagadasz.
— Nie będziesz musiał — zapewnił go.
— Mam nadzieję.

Dobrał się z Łapą i Huncwotami do butelki wódki. Opanowali stolik, robiąc rozpierduchę, jak to nazwał Świstak. Nie byli pijani, ale też nie do końca trzeźwi.
— Harry, jeśli się upijesz, nie będę cię niosła do domu — zagroziła Ginny.
— Chłopaki, mówię wam, zastanówcie się dobrze, czy chcecie się żenić — powiedział Harry do Jaya i Alexa. — Będziecie musieli słuchać między innymi takiego gadania. I koniec picia do nieprzytomności.
— Tak — potwierdził Syriusz. — I zrzędzenie, że macie po sobie posprzątać.
— A jak pojawi się dziecko — dodał Czarny do Jaya — to jeszcze: uśpij dziecko i zmień pieluchę.
— Oczywiście, są też plusy i to takie, że czasami zapomina się o minusach.
Zaśmiali się zgodnie.
— A tu co za męskie pogaduchy, co? — Dosiadła się do nich Amy.
— Chłopaki mówią nam o plusach i minusach małżeństwa — zakomunikował Alex.
— Taaa…? To jakie są minusy, hę?
— Takie małe, nic nieznaczące — odparł szybko Łapa. — Chodź potańczyć. — Mrugnął do męskiej części towarzystwa, a oni zaśmiali się znacząco.

— Mięta, bierz się do roboty, bo ci ją zwiną sprzed nosa.
— Przecież próbuję.
— To próbuj bardziej skutecznie. Nawet do niej nie podszedłeś, ośle.
Porwał do tańca Marthę, nie wierząc w to, że Mięta nie ma odwagi zagadać do Keith. Max po chwili poszedł za nim wraz z Ginny. Keith z bratem tańczyła niedaleko nich.
— Mięta — powiedział Czarny przez zaciśnięte zęby, już porządnie zirytowany. — Cykasz się jak dziewica przed pierwszym razem.
— Ej! — oburzyły się zgodnie Ginny i Martha.
— Tak się mówi — uśmiechnął się przepraszająco. — Kuźwa, co za kiep — mruknął do siebie, a Martha parsknęła śmiechem. — Odbijany.
Max rozszerzył oczy, gdy Harry przekazał Marthę bratu Keith, a sam zaczął z nią tańczyć. Bawili się razem pod zazdrosnym spojrzeniem Maxa i rozbawionym wzrokiem Ginny, która poznała intencje swojego męża.
— Odbijany — stwierdził Harry po raz kolejny, porwał żonę z rąk Maxa i popchnął chłopaka w stronę Keith.
Keith natychmiast zaciągnęła Miętę do zabawy. Ginny zachichotała, a Czarny wyszczerzył się, gdy gitarzysta nie bardzo sobie radził, wpatrzony w dziewczynę. Keith śmiała się z niego, twierdząc, że będzie z nim tańczyć, dopóki się nie nauczy, na co Maxowi zaświeciły się oczy.
— Chodź tu, ty moja swatko — mruknęła Ginny, a Czarny przyciągnął ją bliżej siebie, mając nadzieję, że Max nie zmarnuje takiej szansy.

— Młody, jak ci idzie z Loganem i Liamem?
— Cały czas ćwiczę z nimi oklumencję, ale w tak krótkim czasie niewiele przyswoili. Rodzice już się dowiedzieli. Przeżyli szok, chociaż i tak było lepiej, niż przypuszczałem. Z początku myśleli, że robię sobie jaja, ale pokazałem im kilka rzeczy, które przekraczały nawet ich umiejętności i wreszcie uwierzyli.
— Wcale im się nie dziwię.
— Ja też nie, ale pierwsze koty za płoty.
Harry pokiwał głową. Przysiedli się do nich młodzi państwo Weasley oraz Ginny. Po chwili rozmowy Harry i Dylan dostali telepatyczną wiadomość od Ryana:
Dyskretnie przenieście się do zamku.
Zerknęli na siebie niezauważalnie.
— Pijemy? — zapytał Ron.
— Wiecie co? Muszę się odlać — skłamał Czarny.
— Widziałeś Natalie? Mam do niej pytanie — rzekł szybko Dylan.
— Chyba poszła z Karen i Seanem do budynku.
— Pójdę z tobą i ich poszukam.
Wstali i poszli do budynku, skąd deportowali się do zamku Bezimiennych, jednak tego już nikt nie widział.

Łapa opadł na krzesło, gdy zespół zrobił sobie chwilę przerwy. Huncwoci natychmiast się do niego dosiedli, podobnie jak Ginny.
— Gdzie Amy?
— A nie wiem. Nie widziałam jej od dobrego kwadransa — odparła Ginny. — Zresztą… Harry’ego też nie.
Jay zmarszczył brwi, rozglądając się po placu.
— Zauważyliście, że nie ma tutaj żadnego Bezimiennego?
Rozejrzeli się.
— Znowu mają jakiś zwariowany pomysł?
Rozmawiali najnormalniej na świecie, niezbyt się tym przejmując.
Spokój przerwały piski, zduszone krzyki i niespodziewana osoba pojawiająca się na środku placu weselnego. Natalie stała w poszarpanym i poplamionym krwią stroju Aniołów, zadrapaniami na twarzy i pustym wzrokiem. Kilka osób podbiegło do niej.
— Natalie, co się stało?
— Mrok zaatakował — wydukała. — Ledwo sobie radzimy. — Oczy gości weselnych rosły z każdym słowem kobiety. — To koniec. Czarny i Mrok chcą się pozabijać. Mrok już nie chce jego siły. Potrzebujemy pomocy.
Kilka osób zerwało się z krzeseł.
— Gdzie? — zapytał Syriusz.
— Zostawię wam świstokliki. Gdy wszyscy będziecie gotowi do walki, powiedzcie miasto i wszystkie się uaktywnią. Aurorzy, Feniksy i Niebiescy już wiedzą. Szybko, proszę.
Zniknęła im z oczu. Kevin i Scarlet spojrzeli na siebie.
— Wszyscy, którzy chcą uczestniczyć w walce, niech dotkną któryś ze świstoklików — zarządził Świstak.
Ślub został przerwany.

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, piękne ślub, Max taki niepewny, agrh akurat teraz musiał pojawić się mrok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń