sobota, 20 sierpnia 2016

II. Rozdział 43 - Zamiana dusz

Podjechał nissanem pod studio, gdzie miała czekać na niego Kizzy. Wsiadła do auta, gdy tylko się zatrzymał.
— Pokaż się — rzekła na wstępie.
Westchnął i puścił kierownicę, żeby mogła mu się lepiej przyjrzeć. Zmierzyła go od góry do dołu i szeroko się uśmiechnęła.
— Chyba wezmę cię ze sobą na zakupy, bo masz świetny gust — wyszczerzyła się, zapinając pasy. — Denerwujesz się?
Wzruszył ramionami.
— Jakiś babsztyl nie będzie właził z buciorami w moje życie.
— Ale wiesz, że i tak to zrobi?
— Wiem, co nie znaczy, że przyjmę to z obojętnością.
Zmarszczyła lekko brwi.
— Co planujesz?
Harry stanął na pasach, przepuszczając ludzi. Spojrzał na nią.
— Trzeba wreszcie utrzeć nosa tej babie.
Jej oczy błysnęły.

Za pięć minut miała zacząć się transmisja wywiadu z Czarnym. Wszyscy, tak jak obiecali, razem zasiedli przed telewizorem u Potterów z minami świadczącymi o tym, że boją się tego, co się będzie działo.
Zaczęło się, a Kubek się przeżegnał. Na ekranie pojawiła się kobieta czarnymi włosami, zielonymi oczami i ironicznym uśmiechem. Na nos założyła małe okularki, co jeszcze bardziej podkreślało jej przemądrzałość i bezczelność. Za nią siedzieli widzowie, czekając na wywiad. Przedstawiła siebie oraz gościa i bez jakichkolwiek powitań zaczęła się go czepiać, jak to zwykle robiła. Kevin jęknął żałośnie.
Kobieta nie dopuszczała Czarnego do słowa, a on siedział jak u siebie, z uniesioną brwią, patrząc na nią jak na idiotkę. Po chwili jego irytacja sięgnęła zenitu.
— To ma być wywiad czy monolog? — spytał głośno, ale uprzejmie, choć słodki uśmiech psuł efekt.
Zamilkła w pół słowa. Nikt nigdy jej tak chamsko nie przerwał! Mięta rozszerzył oczy i zarechotał.
— Wiecie, co czuję? Że Czarny nie ma wcale zamiaru dać się jej zdeptać.
Kobieta spojrzała na Czarnego, wiedząc, że po kilku pytaniach nie będzie taki bezczelny. Najwidoczniej go nie znała…
— Może odpowiesz na pierwsze pytanie? — rzekła z zadowolonym uśmiechem.
— A możesz powtórzyć, bo przez ich nawał jakoś pierwszego nie zapamiętałem. Drugiego i dziesiątego zresztą też nie, nie pomijając tych pomiędzy.
— Dlaczego w ciągu dwutygodniowej trasy zagraliście tylko tyle koncertów? — uśmiechnęła się wrednie, a Cary aż krzyknął z oburzeniem na te słowa.
— Autobus nie mógł wyciągnąć do dwustu kilometrów na godzinę.
— Może czas zainwestować w nowy?
— Sponsorujesz? — odpowiedział krótko, a w jego głosie była czysta ironia.
— Chyba uderzyłeś się w głowę. Kiedy wyjdzie nowa płyta? Minęło już tyle czasu, że zaczynam się zastanawiać, co wyrabiacie w tym studiu. Nic nie robicie i tylko na siebie patrzycie?
— O ty suko! — warknął Kevin, ale umilkł, widząc spojrzenie Scarlet.
Harry zmarszczył brwi.
— Oczywiście, że nic nie robimy. Bo po co? Patrzymy na siebie. To takie interesujące. Jesteśmy do siebie tak przywiązani, że nie możemy oderwać od siebie spojrzeń…
— Czyli jesteście leniwi i po prostu nie chce wam się ruszyć tyłków — przerwała mu.
— Lenistwo to nasze drugie… — nie zdążył dokończyć, bo znowu się wtrąciła.
— Zakochani?
— Raczej bym się nie ożenił, a oni nie mieliby dziewczyn, gdyby tak było — powiedział cierpliwie.
— Przykrywka?
— Sugerujesz, że jesteśmy gejami?
Mięta pisnął, zatykając usta dłońmi, aby powstrzymać śmiech.
— Kto wie, co wam w głowach siedzi — rzekła dziennikarka.
— Kizzy! — wrzasnął Czarny za siebie. — Miałem jakiegoś chłopaka?!
Ginny wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem.
— Nic mi o tym nie wiadomo! — odkrzyknęła zza kulis menedżerka.
— No mnie też nie — stwierdził Harry, patrząc na kobietę. — A mogę cię zapewnić, że nie zauważyłem u reszty odmiennych zachowań…
— Może…?
— Jeszcze raz mi przerwiesz to stąd wyjdę — zagłuszył ją. — Bi też nie — uprzedził jej pytanie. — Kto jak kto, ale ja to wi…
— Ale… — zaczęła, lecz zamilkła, gdy Czarny burknął:
— No ile można?
Wstał i wyszedł.
Widownia poruszyła się niespokojnie, a dziennikarka zamarła z głupią miną.
— Tylko spełnił obietnicę — zachichotała Natalie.
— Do cholery, wyszedł — palnęła dziennikarka, zapominając, że program leci na żywo.

Harry zszedł z planu z całkowitą powagą na twarzy. Kizzy zagryzła dolną wargę, powstrzymując śmiech.
— Ty tak serio? — szepnęła.
— Zabawimy się.
— Kamera — powiedziała półgębkiem, więc zaczęli symulować.
— Mówiłem? Mówiłem — oznajmił. — To nie słucha.                                                    
— Czarny, nie rób jaj. Jest wredną zołzą, tu się zgodzę — mówiła ze świadomością, że kamera wszystko filmuje i jej słowa rozejdą się na całą Wielką Brytanię, o ile nie dalej.
— Cholera jasna, przyprowadźcie go z powrotem! — Dziennikarka chyba trochę się zapomniała, przez co nie zauważyła, że przeklina na antenie.
Kizzy rozszerzyła oczy i zaczęła chichotać, a Czarny parsknął śmiechem. Menedżerka odwróciła go i popchnęła w stronę kanap. Westchnął z irytacją i usiadł tam, gdzie wcześniej, ze znanym już słodkim uśmiechem. Dziennikarka zadała kolejne pytanie, udając, że nic się nie stało. Nie zmieniła swojego zachowania. Nadal mu przerywała i docinała. Odpowiadał ciętą ripostą, jak to miał w zwyczaju. Jego granica cierpliwości była jeszcze daleko, ale stwierdził, że trzeba jej pokazać, że nie jest pępkiem świata.

— Ja bym tej babie chyba już ukręcił łeb, gdyby tak mi przerywała — stwierdził Sean.
— Myślisz, że Czarny nie ma na to ochoty? — zaśmiał się Lucy.
— Mówią, że to, czego nie umiecie, nadrabiacie wyglądem — oznajmiła prezenterka.
— Widocznie mamy czym.
— Wysoka samoocena?
— Głupie gadanie, nie tylko moje — rzekł Czarny, patrząc znacząco na dziennikarkę.
— Myślę, że głównie twoje.
— Myśl sobie, co ch…
Widzieli, jak Czarny wręcz zgrzyta zębami, kiedy wtrąciła się po raz kolejny.
— Myślę, że jednak nie… — zaczęła.
— Wygodną macie kanapę — przerwał jej.
— … nie wydacie płyty…
— Na serio wygodna.
— …płyty — warknęła — przed końcem roku…
— Chyba taką sobie kupię.
— Nie przerywaj mi — zirytowała się.
Uśmiechnął się słodko.
— Miłe uczucie, prawda? Też nie dajesz mi dokończyć zdania i ciągle…
— Nie przeginaj…
— Właśnie o tym mówię!
Umilkli na chwilę, patrząc na siebie wrogo.
Czy dziennikarka zmieniła swoje zachowanie? Skądże! Czarny był na tyle chamski, że reagował podobnie.
— Myślisz, że twoje dzieci też w przyszłości będą takie bezczelne?
— Moich dzieci się czepisz, suko? — Zła mina Ginny pokazywała, że zaraz deportuje się do studia, by wyrwać jej kudły.
Hermiona położyła jej uspokajająco dłoń na ramieniu, mówiąc, że Harry jej tego nie popuści.
— Nawet małych dzieci zaczynasz się czepiać? — W oczach mignął mu złowrogi cień.
— Tylko pytam cię o zdanie — uśmiechnęła się wyzywająco.
— Pewnie po ojcu odziedziczą to, że będą bezczelne tylko wtedy, gdy będzie tego wymagała sytuacja. — Dziennikarce na chwilę zrzedła mina, więc Harry postanowił wykorzystać tę sytuację. — O ile mi wiadomo, nie masz dzieci. Przykro mi to mówić, ale jeśli kiedyś będziesz je miała i będą takie jak ty, to chyba lepiej odizolować was od świata.
Teraz totalnie ją rozjuszył i przed milionami telewidzów zaczęli się kłócić. Na Grummauld Place 12 wszyscy siedzieli z ustami rozszerzonymi w wielką literkę O.
— Dobrali się… Dwa ostre charakterki — wydusił Max.
— Macie tu myszy — powiedział niespodziewanie Czarny, uspokajając się.
— … jesteś…! Co? — zdziwiła się.
— Właśnie wbiegła za twój fotel.
Z wrzaskiem wskoczyła na mebel. Jednocześnie podwinęła jej się spódnica, ukazując czerwone stringi. Wszyscy na Grimmauld Place wybuchnęli śmiechem.
— Oj, przepraszam, to była tylko gra świateł — rzekł Czarny z przepraszającym uśmiechem. — Gustowna bielizna.
Przyjaciele ponownie zawyli z uciechy. Dziennikarka z zażenowaniem usiadła, ciągnąc wywiad. Jej zachowanie zmieniło się nie do poznania.

— Czarny! — Do domu przez kominek wpadł Sean. — Atak na Pokątnej. Mrok — wyjaśnił, widząc, że chłopak otwiera usta, by zadać pytanie. — Dostaliśmy informację. Nie wiemy, dlaczego to zrobił, ale nas powiadomił.
Czarny zmarszczył brwi.
— Za ile?
— Pół godziny. Nie wiemy, ilu będzie przeciwników, ale lepiej nazbierać jak najwięcej osób. Wszyscy zbierają się na Grimmauld Place. Powiadom aurorów, okay?
— Jasne.
Sean zniknął w kominku tak szybko jak się pojawił.
— Ktoś tu był? — spytała Ginny, wchodząc do pomieszczenia.
— Sean. Muszę iść. Mrok chce zaatakować Pokątną. Wszyscy zbierają się na Grimmauld Place.
— Pójdę z tobą. Nie, nie walczyć — uprzedziła go. — Tylko na Grimmauld Place. Chcę być na bieżąco. Spotkamy się na miejscu.
Kiwnął głową i deportował się. Chwilę później był w Kwaterze Głównej, gdzie zebrali się Bezimienni wraz ze wszystkimi możliwymi osobami.
— Aurorzy wiedzą? — spytał na wstępie Ryan.
— Wiedzą.  Zbierają się na miejscu i zajmują ewakuacją. O co mu właściwie chodzi? — dodał ze zmarszczonymi brwiami. — Powiadomił o ataku z wyprzedzeniem i to jeszcze w dokładnym miejscu? Coś mi tu nie gra.
— Wydaje mi się, że znowu chodzi mu o ciebie — odparł Ryan. — Nie atakował prawie rok. Ostatnio chyba… w grudniu, gdy straciłeś pamięć.
— Czarny, może lepiej… — zaczęła Amy.
— Nie — rzekł twardo, wiedząc, co chce powiedzieć.
Wypuściła ze świstem powietrze.
— Gdzie Młody?
— Zaraz będzie. Musi urwać się z lekcji — odparła Natalie. — A Ginny…?
— Pomoże jako uzdrowicielka.
Pokiwała głową. Dylan wpadł do pomieszczenia wraz z Remusem.
— Jakieś problemy? — zainteresował się Najwyższy.
— Liam i Logan pewnie będą chcieli wiedzieć, czemu zmyłem się w środku lekcji.
— Nauczysz ich oklumencji i wtedy im powiesz — postanowił Ryan.
— Ty! — Ginny stanęła obok nich, dźgając Czarnego palcem w ramię. — Z głowy ci nie wybiję, żebyś nie szedł, ale jeśli znowu wpakujesz się w jakąś kabałę, nie ręczę za siebie, zrozumiano?
— Jasne — odparł z zaskoczeniem.
Gdy odeszła, Harry odwrócił się z powrotem w stronę Bezimiennych z uniesionymi brwiami.
— Krótko cię trzyma — powiedział Frank i parsknął śmiechem.
Rozeszli się w różne strony. Czarny spojrzał na Dylana, który przełknął ciężko ślinę.
— Pierwsza walka zawsze jest najgorsza.
— Zawsze musi być ten pierwszy raz — odparł chłopak.
— Znasz zasady.
— Jasne.
— I pamiętaj… — dodał Czarny, kiedy podeszli do nich Max i Kizzy.
— … zero litości, bo oni tego nie zrobią.
Czarny kiwnął głową, poczochrał go po włosach i zmienił mu szatę na tę od Bezimiennych.
— Spytaj Ryana, kogo ci przydzielił.
— A ty kogo masz?
— Wampiry. — Dylan gwizdnął. — Ktoś musi.
— Nie ma to jak motto życiowe — skrzywił się Mięta, kiedy chłopak odszedł.
— Kizzy, zostajesz? — Pokręciła głową. — Idziesz?
— No tak. Uzdrowicieli nie brakuje, a ja się na tym za bardzo nie znam, więc idę.
— Elgi ci na to pozwala?
— Nie — zaśmiała się.
— Idziemy! — krzyknął Ryan.
Pojawili się z głośnym trzaskiem na ulicy Pokątnej, gdzie znajdowali się tylko aurorzy w całkowitej gotowości. Wycelowali w nich różdżkami, ale dostrzegając, że to pomoc, opuścili je.
— Ludzie zostali ewakuowani, sklepy zamknięte, podobnie jak Bank Gringotta — rzekł auror dowodzący akcją.
Czarny dostrzegł wśród aurorów Jaya, Alexa i Rona, którzy rozglądali się po nowoprzybyłych. Widocznie odetchnęli, gdy nie zauważyli swoich drugich połówek.
— Może ich jakoś specjalnie powitamy? — zaproponował w pewnej chwili Dylan.
Bezimienni spojrzeli na niego, dostrzegając w oczach niezidentyfikowane błyski.
— Tutaj płynie krew Bezimiennego — powiedział z rozbawieniem Lucy.
— Może rzucimy im po Kuli Ognia?
Ryan z chęcią się zgodził i natychmiast rozkazał wszystkim stanąć za Aniołami. Zajęli się rzuceniem zaklęcia przekierowującego, a później każdy z Bezimiennych wyciągnął jedną dłoń, drugą tworząc kulę. Ich palce zapłonęły, przyłożyli płonącą dłoń do ust i dmuchnęli. Nad palcami zaczęły tworzyć się kule ognia, rosnąc z każdą sekundą. Przybrały mniej więcej wielkości piłki nożnej, choć Ryana i Czarnego były nawet większe. Trzymali je nad swoimi dłońmi, dopóki nie rozległ się głośny trzask. Bezimienni niemal natychmiast rzucili Kulami Ognia przed siebie. Odwrócili się plecami do płomieni, gdy gorący powiew uderzył ich w twarze, a chwilę później ruszyli do walki. Na drodze leżało kilkanaście spalonych ciał, jednak nie zwrócili na to uwagi.
Czarny wyłapał wzrokiem pierwszego wampira. Ryan dał mu najtrudniejszych przeciwników do wyeliminowania, ale całkowicie ufał mu w tej sprawie. Był najszybszy z nich wszystkich i miał większe szanse niż ktokolwiek inny. Nawiedzała go jednak inna myśl. Zanim wszystkich pozabija, duża część osób będzie zamordowana lub zamieniona w krwiopijcę. Do głowy wpadła mu jedna myśl i postanowił ją zrealizować, by usunąć wampiry.
Avada Kedavra — pomyślał, kierując dłoń w stronę jednego z przeciwników.
Cud, że trafił prosto w pierś. Jak najszybciej się dało, zaciągnął go za róg, zdając sobie sprawę z tego, że krwiopijca jest jedynie nieprzytomny. Uchylił się przed zaklęciem, które przyleciało nie wiadomo skąd. Wampir. Zaklął w myślach, atakując go. Przegrywał, lecz nadeszła pomoc ze strony Kizzy, Bruce’a i Kevina. Harry zerknął na wampira leżącego niedaleko w kartonach. Przebudzał się.
Zajmijcie się nim — przekazał telepatycznie trójce przyjaciół.
— Czarny, bez ciebie nie damy rady! — krzyknęła z paniką Kizzy, odbijając zaklęcie.
Tylko chwila — zapewnił ich.
Kizzy jęknęła, a on powrócił do półprzytomnego wampira. Powtórnie rzucił w niego zaklęciem uśmiercającym i klęknął przy nim. Wystawił rękę nad jego sercem i przymknął powieki. Wszystko ucichło, kiedy zaczął wymawiać formułki zaklęć. Ból rozlał się po jego ciele, ale nie przestawał mówić. Kiedy skończył, wszystko ustąpiło. Otworzył oczy. Wszystko widział o wiele wyraźniej i dostrzegł, że Elgi został powalony na ziemię, a Kizzy i Kevin ledwo radzą sobie z odbijaniem zaklęć, które latały z szybkością błyskawicy. Bruce podniósł się z ziemi i zobaczył Czarnego. Rozszerzył oczy z przerażenia, co Harry’ego nie zdziwiło. Wiedział, że przejmując duszę wampira, jednocześnie oczy przybierają kolor smoły, a skóra mleka. W niesamowitym tempie podbiegł do atakującej ich bestii i chwycił ją za szyję. Świstak i Kizzy otworzyli szerzej oczy. Czarny rzucił przeciwnikiem o ścianę, a ten wbił się w mur. Harry doskoczył do niego w ciągu sekundy, a Kizzy, Kevin i Bruce nie do końca wiedzieli, co się stało. Widzieli tylko, że Czarny chwycił wampira za rękę i przerzucił go przez siebie, a ten z całym impetem uderzył w ziemię. Nim zdążył się podnieść, Czarny oderwał mu głowę. Kizzy zamrugała kilka razy.
— Coś ty zrobił? — wyjąkała. — Wyglądasz jak… wampir.
— Chwilowo — odparł, a oni dostrzegli, że nawet dwa zęby trochę mu się wydłużyły. — Wybaczcie, ale praca czeka…
W niesamowitym tempie zniknął im sprzed oczu.
Na samym wstępie dostrzegł Maxa unikającego jednego z wampirów. Natychmiast ruszył w jego stronę, kiedy krwiopijca chwycił chłopaka za szyję, unosząc go w górę. Mięta próbował się wyrwać, jednak nie miał najmniejszych szans na uwolnienie się z uścisku. Z rozszerzonymi oczami patrzył na krwiopijcę, który wyszczerzył kły. Nagle palce zniknęły, a on opadł na ziemię, ciężko dysząc. Jego powieki rozwarły się szeroko, kiedy dostrzegł, z jaką łatwością Harry kopnął potwora w klatkę piersiową, a ten wpadł w mur z całym impetem. Czarny doskoczył do niego. Po jego ręce została jedynie smuga, gdy uderzył bestię w twarz. Część czaszki rozkruszyła się, a ciało opadło bezwładnie na ziemię. Harry pobiegł dalej, zostawiając zdumionego Maxa.

Nie cały czas było tak kolorowo, że bez problemów pokonywał przeciwników. Również obrywał, i to całkiem mocno, ale jako człowiek o duszy wampira nie odczuwał tego w tak wielkim stopniu.
Właśnie odnalazł trudnego do pokonania przeciwnika, którego nie mógł zlikwidować. Próbował zmiażdżyć jego czaszkę, jednak wampir chwycił go za rękę i z łatwością rzucił nim wprost w szybę jednego ze sklepów. Z rumorem wpadł na stół, łamiąc go na drobne kawałki. Przeciwnik wskoczył za nim do środka, kiedy tylko podniósł się na nogi. Uderzali się pięściami i kopali po różnych częściach ciałach, przy okazji zamieniając pomieszczenie w ruinę. Wszystko łamało się z dziecięcą łatwością.
Harry z całej siły kopnął przeciwnika w pierś, a ten wyleciał w powietrze, przebijając ścianę oddzielającą ich od pola walki. Runął wprost przed Remusa, Syriusza i Amy, którzy wymieniali się zaklęciami z innym krwiopijcą. Cała czwórka stanęła z zaskoczeniem, dostrzegając walczące ze sobą wampiry. Przecież były po jednej stronie!
— Czarny?! — pisnęła Amy, kiedy chłopak z łatwością urwał krwiopijcy głowę.
Jednak on nie zwrócił na nią większej uwagi. Jego wzrok skupił się na wampirze, z którym niedawno walczyli. Chciał wykorzystać chwilę ich nieuwagi, lecz Czarny mu w tym przeszkodził, doskakując się do niego w ekspresowym tempie. Wykręcił mu kark, a ten złamał się jak zapałka.
— Coś ty…? — zaczęła Amy z przerażeniem, ale znowu niedane było jej dokończyć.
Czarny odwrócił się gwałtownie i zamachnął, pięścią trafiając dokładnie w twarz następnego wampira. Bardzo szybkim ruchem wykręcił mu ramię, podciął nogi, a później rzucił o ścianę jak szmacianą lalką. Ten jednak nadal nie miał zamiaru się poddać i ekspresowo podniósł się do pionu.
Amy doszła do wniosku, że zapyta go o to później. Teraz musieli wrócić do walki.

Z kalkulacji Czarnego wynikało, że wampirów pozostało już tylko tyle, że walczący mogli sobie z nimi poradzić. Alexa uchronił przed pozbyciem się głowy, Cary’ego i Rona przed ugryzieniem, a Briana, Weitera i Franka przed wykańczającym ich przeciwnikiem.
Zaraz po pokonaniu wampira atakującego jakiegoś aurora poczuł, że musi oddać duszę, gdyż zaczęło go boleć całe ciało. Ruszył szybko do miejsca, gdzie zostawił zwłoki, ale ich tam nie zastał. Z rozszerzonymi z przerażenia oczami osunął się na kolana. Przerzucił kartony, w których schowany był wampir, jednak nie było po nim najmniejszego śladu.
— Mam prze*ebane — szepnął do siebie.

2 komentarze:

  1. Hej,
    ech ta dziennikarka bardzo mnie wkurzyła, ale pięknie została załatwiona, właśnie czemu mrok poinformował o ataku, może jakiś inny cel, i gdzie podział się ten wampir...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Bardzo lubię twój styl pisania, dlatego przeczytałam twoje wszystkie opowiadania. Postać Czarnego jest genialna, choć dla Kobry zawsze zostanie miejsce w moim sercu. Widzę, że zbliżam się do końca opowiadania, mam nadzieję że nie odwalisz czegoś takiego jak w Umowie Przymierza. Jak zabijesz mi Harrusia, znajdę cię i wypatroszę!
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń