sobota, 20 sierpnia 2016

II. Rozdział 41 - Szczęśliwy tata

Wraz z Ginny podjechał pod dom, w którym kiedyś mieszkał. Zatrzymał nissana na parkingu niedaleko numery cztery i zgasił silnik. Ginny spojrzała na niego i od razu zorientowała się, że chłopak się denerwuje. Chwyciła go za dłoń z nadzieją, że uda jej się trochę go uspokoić.
— Jeśli coś będzie nie tak, posiedzimy krótko i wrócimy do domu.
Harry skinął głową. Wysiedli z samochodu, zabierając ze sobą dwie różyczki z tylnego siedzenia. Ruszyli w stronę domu z numerem cztery. Ogródek jak zwykle był doskonale zadbany, chociaż na ziemi leżała niewielka warstwa śniegu. Stanęli przed drzwiami i zadzwonili. Usłyszeli szybkie kroki i zdążyli jedynie wymienić krótkie spojrzenia, gdy przed nimi stanęła Tina.
— Cześć — rzekła na wstępie z wielkim uśmiechem. — Wejdźcie.
Weszli do środka, gdzie Harry wręczył jej różyczkę, za co mu podziękowała. Później kobiety zapoznały się ze sobą.
— Jejku, ja też taki chcę — powiedziała ze śmiechem Tina, wskazując na brzuch dziewczyny.
— Z tą sprawą to nie do nas — zaśmiał się Harry.
Tina parsknęła śmiechem, a Ginny zachichotała.
— Chodźcie.
Ściany zostały przemalowane na inne kolory, a kanapa wymieniona na nową, poza tym nie zaszło tutaj więcej istotnych zmian. Przywitali się z pozostałymi Dursleyami, Petunia z pomocą Tiny przyniosła ciasto i napoje, a późniejsza rozmowa przebiegała bez większych problemów.

— Za dwa tygodnie będziesz już chodził z wózkiem — powiedziała Hermiona z uśmiechem, stawiając przed przyjacielem kawę.
— Taaa… I zmieniał pieluchy — mruknął.
— Śmierdząca robota — rzekł Ron, na co cała trójka zaśmiała się.
Siedzieli w małym domku Rona i Hermiony. Nie było to duże mieszkanie, ale bardzo przytulne. W sam raz dla młodego małżeństwa. Kuchnia połączona z jadalnią, salon, łazienka, sypialnia i jeden pokoik. Kupili mieszkanko za odkładane oszczędności, a także za pieniądze ze ślubu.
— Poradzisz sobie — powiedziała dziewczyna, jakby czytała jego obawy z twarzy. — Masz podejście do dzieci. Zobacz na Suzi czy Ginger.
— Tylko to nie moje dzieci, które mają już prawie osiem lat…
— To nie ma znaczenia. Poradzicie sobie.
— Jakby co to od czegoś są chrzestni — mrugnął do niego Ron.
— I przyjaciele — dodała Hermiona, patrząc na niego groźnie, co tylko rozbawiło Harry’ego.
— Wiecie, co mnie ciekawi? — zamyślił się. — Jak będzie wyglądać Jay z małym dzieckiem na rękach.
— To będzie przełomowy moment — zaśmiał się Ron, wśród chichotu żony.

— No zobacz. Przecież ta cała aktoreczka ma powiększone usta.
— Czy ja wiem… Widziałem ją na żywo i tak to nie wyglądało.
— To może patrzyłeś trochę niżej. Też powiększone. — Ginny zgromiła go wzrokiem.
— A gdzie tam — zaśmiał się. — Powiększone są mniej interesujące.
— A to ci nowość — prychnęła.
— Poza tym mam swoje.
— Jako chłopak nie masz zbyt dużych — zachichotała.

— Chodziło mi, że twoje są moje.
— Przecież moje to moje — wystawiła język.
— Od kiedy mnie poślubiłaś, są nasze.
Wybuchnęła śmiechem, a on objął ją lekko od tyłu, otaczając ramionami jej wielki brzuch. Mruknęła cicho, kiedy poczuła jego usta na szyi. Nie mogła skupić się na ekranie telewizora, gdzie leciał jakiś amerykański film. Nagle poczuła mocny skurcz. Czarny widocznie poczuł, że nagle się spięła, bo zaprzestał swojej czynności.
— Harry — jęknęła, gdy ból się nasilał — chyba się zaczyna.
— Jak to? Przecież jeszcze dobry tydzień — spanikował.
— Nie wiem, ale Potterowie zawsze łamali wszelkie zasady — wydusiła przez zaciśnięte zęby. — Szybko!
Pierwszą osobą, jaka wpadła mu do głowy, to Hermiona. Deportował się, myśląc właśnie o niej. Stanął w salonie na Grimmauld Place. Remus upuścił szklankę, a Amy pisnęła, gdy pojawił się tak niespodziewanie. Jego jednak zainteresowała szatynka, która z zaskoczenia odskoczyła do tyłu.
— Rany boskie, co się stało? — zapytał Lunatyk, gdy zobaczył przerażoną minę chłopaka.
— Ginny rodzi.
Chwycił Hermionę za rękę i deportował oboje do salonu. Amy i Lunatyk patrzyli w oszołomieniu na miejsce, gdzie zniknęli. Po chwili we dwójkę deportowali się do Doliny Godryka i wpadli do budynku.  Harry wręcz podskakiwał z nerwów, a Hermiona mówiła do niego szybko:
— Idź po Marka. Jak najszybciej. Powinieneś go znaleźć w Mungu. Jeśli nie, idź do Pomfrey. Zrozumiałeś? — dodała dla pewności, a on pokiwał głową. — Ja z nią zostanę.
Hermiona spojrzała na nowoprzybyłych, kiedy Czarny zniknął i rozległ się krzyk bólu Ginny. Do pomocy zwerbowała Amy. Nie minęła minuta, jak wrócił Harry z Markiem. Uzdrowiciel wpadł do pomieszczenia, zatrzaskując drzwi. Czarny chodził w tę i z powrotem, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Lunatyk kroczył za nim wzrokiem o wiele spokojniejszy. W końcu opadł na krzesło, ale gdy rozległ się krzyk Ginny, znowu poderwał się do pionu i wrócił do poprzedniej czynności.
— Powiadomię Molly, Artura i Łapę, co?
Harry kiwnął sztywno głową, a Lunatyk wyszedł, by za murami domu deportować się we wskazane miejsca. Po chwili do jadalni wpadł Syriusz.
— Ja pitolę, twoim dzieciakom spieszy się na świat czy co?
Czarny spojrzał na niego żałośnie.
— Człowieku, ja tu zaraz oszaleję.
Łapa zaśmiał się lekko i siłą posadził go na krześle. Czarny walnął głową w stół, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kolejny krzyk. Syriusz instynktownie nie pozwolił Czarnemu wstać z miejsca, przytrzymując go za ramiona.
— Siedź tu.
Zjawili się Molly, Artur i Remus, którzy dotrzymali im towarzystwa. W Czarnym emocje buzowały, więc w końcu na nowo zaczął krążyć po domu. Na każdy kolejny krzyk podrygiwał niekontrolowanie z nadzieją, że może to już koniec.
Nagle do jego uszu wdarł się płacz dziecka. Zatrzymał się i poczuł, że zaraz chyba zemdleje. Patrzył na drzwi, chcąc tam natychmiast wejść, ale ktoś go przytrzymał.
— Jeszcze chwila…
Dla Harry’ego była to wieczność, choć minęły najwyżej dwie minuty, gdy rozległ się drugi płacz. Drzwi otworzyły się po chwili i wyszła Amy z wielkim uśmiechem. Porwała Czarnego w ramiona, czując, że ten ledwo stoi na nogach.
— Gratulacje. Dwa zdrowe bliźniaki.
Poczuła, jak automatycznie się rozluźnił, słysząc te słowa. Wkroczył Mark, który klepnął go w plecy.
— Możesz wejść.
Wszedł do salonu na nogach jak z waty. Ginny była blada i zmęczona, a po czole spływała jej stróżka potu. W ramionach trzymała dziecko, drugie podawała jej Hermiona. Obie kobiety spojrzały na niego z wielkimi uśmiechami. Hermiona uścisnęła go lekko, gratulując zdrowych dzieci. Podszedł do Ginny i tuż przy kanapie osunął się na kolana. Pocałował Ginny w czoło. Przytulił ją lekko, uważając na noworodki. Drżącymi rękoma odebrał od niej jedno dziecko. Taki widok zastali pozostali. Twarze rodziców lśniły bezgranicznym szczęściem. Dzieci uspokoiły się w ramionach rodziców.
— Poznaje tatuśka — powiedział Łapa do Czarnego, a jemu po prostu zmiękło serce.
— Chyba nie wytrzeźwieję przez kolejny tydzień — szepnął, na co wszyscy zaśmiali się cicho.

Jay, Alex i Ron rozmawiali o bzdurach w domu tego drugiego. Co jakiś czas przez pomieszczenie przewijała się jego rodzina. Starszy mężczyzna o czarnych włosach, po którym Alex odziedziczył humor, brązowowłosa kobieta, która co chwilę podstawiała im pod nos smakołyki i brunetka, która co jakiś czas wtrącała się do rozmowy.
—  Czarnego z wami nie ma? — zapytała w pewnej chwili.
— Jest w studiu. A ty co się o niego pytasz? — spytał Alex podejrzliwie. — Zakochałaś się w nim czy co? On ma żonę i dzieci w drodze.
— Idź, ty kretynie. Nie co dzień ma się w domu gwiazdę rocka. Chociaż… gdyby był wolny, czemu nie… — dodała pod nosem, a Alex wypluł kawę z ust. — Tylko gdybam — burknęła.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
— Rusz się — powiedział Alex do siostry, na co ona prychnęła.
— Mówi się proszę, dżentelmenie od siedmiu boleści — odparła, ale wstała.
— Rany boskie, kiedyś ją zabiję — burknął Alex wśród chichotu pozostałych.
W następnej chwili przez pomieszczenie przeszła burza w postaci Czarnego.
— Chłopaki, pijemy przez tydzień — zaczął bez przywitania, z radością wypisaną na twarzy. — Jestem ojcem!
Z głośnym rykiem rzucili się na niego, co sprowadziło całą rodzinę Williamsów.
— Ktoś tu wygrał w totka? — spytał pan Williams.
— Czarny został ojcem, a ja chrzestnym!
— Ty chrzestnym? Zero będzie z ciebie pożytku — zachichotała siostra Alexa.
Williamsowie złożyli uszczęśliwionemu Czarnemu gratulacje. Huncwoci oznajmili, że już niedługo pojawią się  domu Potterów.

— Ile można się spóźniać?! — wściekała się Kizzy.
— Daj spokój. Może coś mu wypadło — odparł Max, gapiąc się w monitor i pokazując coś Willowi.
— To mógł uprzedzić.
Kevin spojrzał na nią.
— Wiesz, w jakiej jest teraz sytuacji. Może Ginny miała humorki, wrzuciła mu telefon do klopa i zamknęła w domu, a on się nie bronił, żeby jej nie denerwować.
Kizzy zaśmiała się lekko.
Wszyscy pracowali w ciszy i skupieniu, więc podskoczyli gwałtownie, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem.
— Cza…! — zaczęła Kizzy z przerażeniem, ale nie zdołała dokończyć.
— Jestem ojcem!
Głośny pisk dziewczyny i ryk chłopaków. Menedżerka natychmiast porwała go w ramiona.
— Ja chcę ich zobaczyć! — pisnęła.
— To dalej — zaśmiał się i przerzucił ją sobie przez ramię.
Wyszedł wśród jej hałaśliwego chichotu, a Złodzieje, śmiejąc się głośno, za nimi.

— Jejku, jakie słodziaki — pisnęła cicho Kizzy, gdy zobaczyła po raz pierwszy dzieci Harry’ego.
Marla i Jim spali smacznie w łóżeczkach, a znajomi Potterów co chwilę do nich zaglądali.
— Kto starszy? — zapytał szeptem Max.
— Jim, dwie minuty różnicy — odparła cicho Ginny, patrząc na swoje dzieci.
— To teraz głównie wózek i pieluchy — wyszczerzył się Bruce.
— Na to wychodzi.
— Czyją chrzestną będę? — zapytała Kizzy z wielkim uśmiechem.
— Tego, kogo ma Jay.
— A on?
— Wykłóca się o to z Alexem.
Zachichotali. Wymienione osoby po chwili weszły cicho do pomieszczenia, a Jay powiedział szeptem:
— Ustaliliśmy, że ja Jima, a on Marlę.
— Czyli mam chrześniaka — uśmiechnęła się Kizzy, uwagę natychmiast przerzucając na Jima.

Tak się złożyło, że pod wieczór w domu Potterów zostali tylko Złodzieje i Huncwoci Junior. Czarny znał ich powody, choć nie pisnęli na ten temat ani słówkiem. A przeszkoda nazywała się Ginny Potter. Widziała, jak jej mąż wymienia się spojrzeniami z przyjaciółmi, ale nie reagowała pełna zrozumienia i rozbawienia. Wreszcie stanęła w jadalni, gdy spojrzeli na nią błagalnie. Spojrzała na stojącego niedaleko męża, który patrzył to na nią, to na chłopaków. Wybuchnęła śmiechem i rzekła:
— No idźcie już się napić, bo zaraz chyba będziecie mnie błagać na kolanach.
Od razu podnieśli się z szerokimi uśmiechami, a Czarny pocałował ją krótko w usta.
— Idziemy, zgrajo!
— Zadzwonię po trzech dniach! — krzyknęła za nimi Ginny.
— Wystarczy! — odkrzyknęli chórem.

— Pozwoliłaś mu imprezować przez trzy dni? — nie dowierzała Amy, gdy wraz z mężem i Lupinami odwiedzili młodych rodziców.
Pokiwała głową z rozbawieniem.
— Jesteś niemożliwa. — Syriusz pokręcił głową.
— To lepsze niż tydzień — zaśmiała się. — Marla i Jim są na razie nawet spokojni, więc nie mam zbyt dużo problemów. Póki może, niech się zabawi, bo później będzie mniej okazji. Chrzestni balują z nim, więc jakby co pomagają mi chrzestne. Mam zamiar do niego zadzwonić pod wieczór.
Nie musiała nawet dotknąć komórki, gdyż rozległy się kroki, a raczej szuranie nóg. Czarny wyglądał… kiepsko. Rozczochrane włosy, zmęczone oczy, zmięte ubranie. Runął na krzesło, kładąc twarz na blacie.
— Ale było… — powiedział tylko, a oni zaśmiali się głośno.
— Dobra, to teraz idź pod prysznic, bo śmierdzisz samą wódką i papierosami — skrzywiła się Ginny. — Papierosami? — zdziwiła się po chwili. — Paliłeś?
— Nie — stęknął, ale pod jej wzrokiem szybko się poprawił: — Jednego, bo mi wcisnęli do gęby po pijaku.
Ginny wyrzuciła go do łazienki, a później zajął się ojcowaniem.

Obudził go płacz dziecka, do którego chwilę później dołączył drugi.
— Harry, idź. Ja wstawałam przez ostatnie dwie nocki — mruknęła Ginny przez sen.
Westchnął i zwlekł się z łóżka. Ubrał kapcie i wyszedł z pokoju, kierując się do drzwi naprzeciwko, gdzie były niemowlaki. Chwycił dzieci na ręce, tak jak nauczyła go Ginny, i usiadł na kanapie, aby ich nie upuścić. Stwierdził, że trzeba położyć je w osobnych pokojach, gdyż jeden budził drugiego. Bardzo dużo czasu zajęło mu uspokajanie bliźniaków. Włożył Marlę do łóżeczka, kiedy był pewny, że oboje śpią. Drugie łóżeczko przelewitował do sypialni i tam położył Jima. Przekazał wiadomość Ginny, wślizgując się do łóżka. Mruknęła coś przez sen, odwracając się w jego stronę i przytulając do niego. Nie minęły dwie minuty, jak oboje zasnęli.

Nie zorientował się, ile godzin minęło, gdy musiał wstać ponownie. Prawie na oślep doszedł do pokoju, gdzie płakała Marla. Wyciągnął ją z łóżeczka i chodził z nią po pokoju, uspakajając głosem. Zasnęła ponownie po dobrym kwadransie, a on wrócił do pokoju, gdzie Ginny uspakajała Jima.
— Czy bliźniaki nawet budzą się równocześnie? — mruknął cicho, gdy zobaczył, że żona wreszcie go uspokoiła.
— Nie wiem — odparła niemrawo przez sen, przytulając twarz do poduszki.
Objął ją od tyłu i prędko zasnęli.
Kolejne nocki nie wyglądały lepiej.

Wsadzili Marlę i Jima do samochodu, a Ginny usiadła wraz z nimi z tyłu. Wyruszyli na obiad u Molly Weasley.
— Awaryjna sytuacja — stwierdziła po chwili, gdy Jim zaczął płakać.
— Za minutę będziemy na miejscu — westchnął.
Stanęli przed Norą wśród płaczu chłopczyka. Gdy wysiedli, Harry powiększył wózek, gdzie włożył Marlę, która zaczęła grymasić. Ginny wzięła płaczącego Jima na ręce, a Czarny pchnął wózek. Nim zadzwonili do drzwi, otworzył im Bill.
— Widzę, że trudna noc — powitał ich, dostrzegając zmęczone twarze.
— Mało powiedziane — odparła Ginny, wchodząc do jadalni.
Przywitała się ze wszystkimi i spytała matkę o wolny pokój. Zniknęła w salonie razem z synem i chrzestnymi chłopczyka.
— I jak tam nasz szczęśliwy tatuś? — zaczął Kevin. — Oj, już chyba nie taki szczęśliwy — dodał, gdy zobaczył niemrawą minę Czarnego.
Hermiona zajrzała do wózka wraz z Suzanne.
— Jaka malutka — powiedziała z zachwytem dziewczynka.
— Harry, Ginny się pyta, czy wziąłeś z samochodu pieluchy — rzekła Kizzy, wchodząc do pomieszczenia.
Zmarszczył czoło, patrząc pod wózek. Podał jej to, o co prosiła żona. Jednocześnie przestał jeździć wózkiem do przodu i do tyłu, co przyczyniło się do niezadowolenia Marli. Coraz głośniejsze oburzenie wydobywało się z pojazdu, więc szybko wrócił do poprzedniej czynności. Uspokoiła się niemal natychmiast.
— Wymagająca — zaśmiał się Alex, zerkając do swojej chrześniaczki. — Czarny, chyba jej się już to znudziło — stwierdził po chwili, gdy zobaczył, że twarz dziewczynki wygina się w grymasie niezadowolenia.
— To czyń honory chrzestnego.
— Że co? — przeraził się.
— Potrzymaj ją.
— Myślisz, że wiem jak?
— A myślisz, że ja wiedziałem? — wywrócił oczami z rozbawieniem i wstał.
Chwycił Marlę i przekazał Alexowi, który niepewnie odebrał ją z rąk ojca dziewczynki. Ułożył ją tak, jak widział u Czarnego. Nie dość, że Marla go ośliniła to jeszcze wybuchnęła głośnym płaczem.
— Umm… Chyba mnie nie polubiła — stwierdził, gdy zobaczył uśmiech rozbawienia na twarzy Susan.
— A kto tu tak płacze, hę? — Do pomieszczenia wszedł Jay. — O — zaśmiał się. — Ciebie też nie polubiła? Jim też zaczął płakać, jak go chwyciłem — skrzywił się lekko, a Czarny zaśmiał się.
— To się dobraliście. — Odebrał Marlę od Alexa, który stwierdził, że lepiej będzie, jeśli tatuś ją uspokoił.
Wróciła Ginny z płaczącym Jimem.
— Chrzestni od siedmiu boleści — zachichotał Ron.
Małżeństwo z dziećmi wyszło. Nie wracali przez następne pół godziny. Mieli spokój przez kolejną godzinę, ale nie mogło to trwać wiecznie. Z głośniczka rozległ się płacz. Harry i Ginny spojrzeli na siebie. Czarny westchnął i spytał:
— Kto?
— Jim.
Wstał i poszedł na górę.
— Akurat mieliśmy cię wołać — powiedział Łapa, którego spotkał wraz z Remusem i Charliem.
Czarny wszedł do sypialni, gdzie znajdował się jego syn. Westchnął ciężko i chwycił go na ręce.
— Zamiast mnie wołać, mogłeś go ponosić.
— Umm…
— No, dziadziuś, wykaż się trochę.
Charlie i Remus zaczęli się śmiać.
— Wiesz, chyba wyszedłem z wprawy — uśmiechnął się niepewnie Syriusz.
— To sprawdźmy.
Wsadził Jima w ręce przerażonego Łapy.
— No patrzcie, jak słodko — powiedział Harry z rozbawieniem.
Jim zareagował na nową osobę głośnym okrzykiem.
— Chyba cię polubił — zaśmiał się Charlie.
— Eee… I niby ja mam go uśpić? — zapytał Łapa.
— Raz się poświęć. Ja jeszcze zdążę to przerobić dzisiaj w nocy kilka razy.
Syriusz chwycił dziecko pewniej. Harry rozwalił się na łóżku George’a, by choć przez chwilę odetchnąć. Syriusz ledwo odłożył śpiącego Jima do łóżeczka, kiedy usłyszeli płacz z drugiego pokoju. Harry jęknął żałośnie.
— Teraz idź jeszcze zmień pieluchę Marli.
— Ooo nie. W to mnie nie wpakujesz.
— No weeeeeeź…
— Chcesz mnie wpakować w najgorszą robotę.
— Odświeżysz sobie podstawy.
Syriusz pokręcił głową, a Czarny westchnął i podniósł się z żałosną miną, kierując w stronę drzwi.
— No dobra — stęknął Łapa. — Ale przydadzą się instrukcje.
Harry wyszczerzył się, ciągnąc go w stronę pokoju Marli. Remus i Charlie z rozbawieniem wrócili do jadalni.

Czarny przyszedł do jadalni, zatykając usta dłonią, czerwony na twarzy i ze łzami w oczach.
— Zabiję cię, że mnie w to wpakowałeś! — warknął za nim Syriusz.
Harry nie wytrzymał i ryknął śmiechem, gdy chrzestny wszedł do środka.
— Olała mnie — powiedział z mokrą plamą na koszuli.
— Co? —zaśmiała się Amy.
— On — wskazał na wyjącego Harry’ego — zmusił mnie, żebym przebrał Marli pieluchę, a ona na mnie nasikała.
Wszyscy wybuchnęli głośnymi śmiechami.
— To była oznaka sympatii — powiedział Czarny, po raz kolejny wybuchając rechotem.

2 komentarze:

  1. Hej,
    o pięknie u już Harry został szczęśliwym tatusiem i to bliźniaków, to było dobre potterowie zawsze łamali zasady, no i była imprezka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń