sobota, 20 sierpnia 2016

II. Rozdział 38 - Zapomnienie

Wraz z Ginny wrócił do domu. Dziewczyna powstrzymywała łzy od chwili, gdy dowiedziała się, że Harry powoli będzie tracił pamięć. Zamknął się w łazience, zachowując się tak, jakby wszystko było w porządku. Stała w miejscu z zamkniętymi oczami, nadal czując, że pocałował ją w czoło. Nie ruszała się przez kilkanaście sekund, lecz nagle usłyszała huk dochodzący z łazienki. Zacisnęła pięści w geście bezsilności. Wiedziała, że Harry nie wytrzymał udawania. Otworzyła drzwi, dostrzegając leżące na ziemi kosmetyki i perfumy. Harry stał przed lustrem z opuszczoną głową. Podeszła do niego i objęła z całej siły. Przygarnął ją do siebie jeszcze bardziej. Z jej piersi wydobył się bezgłośny szloch. Ujął jej twarz w dłonie, widząc ślady łez na policzkach. Pocałował ją krótko w usta i szepnął:
— Ciebie zawsze będę kochać, nawet wtedy, gdy cię nie rozpoznam.
Starł delikatnie wilgotne smugi z jej policzków, a ona ponownie się w niego wtuliła.

Nieuniknione było to, że Bezimienni dowiedzą się, co się stało Czarnemu. Byli wstrząśnięci i od razu wzięli się za poszukiwania odpowiedniej metody na cofnięcie przypadłości chłopaka. Harry był im bardzo wdzięczny z tego powodu. Gdy po raz kolejny zastał ich w stertach książek, zdumiał się, ile potrafią tak przesiedzieć.
— Nie odpuścimy do końca — rzekł uparcie Lucy.
Czarny uśmiechnął się lekko na te słowa.
— Mam prośbę.
— Jaką? — spytała Ellen.
— Kiedy już dojdzie do tych końcowych faz, gdzie właściwie będę bezużyteczną rośliną…
— Harry — jęknęła Amy.
— … lepiej mnie wtedy zabijcie.
Dylan spojrzał na niego smutno, podziwiając go za spokój i opanowanie w takiej sytuacji.
— Proszę cię, nie mów tak — powiedziała ze łzami w oczach Natalie.
— Po prostu mi to obiecajcie.
— Wiesz, że nikt z nas tego nie zrobi.
— W takim razie zrobię to sam, dopóki będę wiedział jak.
Wiedzieli, że w takim przypadku dojdzie do tego wcześniej niż przewidywali.
— Nie — powiedział twardo Ellen.
— Zrobicie to?
Przez chwilę panowała cisza, chociaż Harry czuł, że wcale nie milczą.
— Zrobimy — rzekł Ryan.
— Obiecajcie.
Ryan wymienił spojrzenie z Frankiem.
— Obiecujemy.
Zabłysło złote światło, które przypieczętowało zapewnienie.
— Jeszcze czuję, że ktoś rozmawia telepatycznie. — Czarny uśmiechnął się słabo, widząc ich przerażone twarze.
— Musiałeś zrobić to podstępem? — wydukała Karen.
— Domyślałem się, że powiecie to dla świętego spokoju.
— To było nie fair…
— Wiem — odparł cicho.

Po tygodniu Harry nie wiedział, jak posługiwać się magią bezróżdżkową, zapomniał teksty swoich piosenek, a na gitarze nie potrafił zagrać najprostszej melodii.
Po dwóch tygodniach niemal nie wiedział, czym jest rzucanie zaklęć, nie umiał posługiwać się telepatią, nie znał kluczowych informacji o przyjaciołach.
Ryan za każdym razem zadawał mu mnóstwo pytań, a on udzielał coraz mniej odpowiedzi.
Po miesiącu przeżyli cios prosto w serce, gdy zapomniał imię Suzi, a Alexa pomylił z Jayem.

Siedział w studiu razem ze Złodziejami, nie wiedząc, po co w ogóle tutaj przyszedł. Zapomniał, jak się tworzy, do czego to wszystko służy. Próbowali mu to wszystko przypominać, ale działało to na krótką metę.
— Chłopaki, to nie ma sensu — powiedział wreszcie, widząc ich uparte twarze. — I tak to wszystko machinalnie zapominam. Bądźmy szczerzy: już nic więcej nie stworzę.
Mięta opadł bezwładnie na krzesło. Wszyscy wiedzieli, że ma rację. Harry uśmiechnął się smutno. Było mu przykro, że nie potrafi zrobić tego, co kocha. Cieszył oczy tym, jak tworzą pozostali.

Wiedzieli, że Czarny chce, aby zachowywali się jak gdyby nigdy nic, dlatego kiedy Syriusz zobaczył go w drzwiach swojego domu, wywrócił oczami, jak to zwykle robił.
— I tak wiem, że się cieszysz — odparł Harry z uśmiechem. Łapa wpuścił go do środka. — Myślałem, że zastanę Amy. Nie powinieneś być w szkole?
— Nie mam dzisiaj zajęć. Amy ma dyżur — odparł, tłumiąc w sobie smutek. — Dzisiaj środa.
Po minie Czarnego poznał, że nie bardzo orientuje się w dniach tygodnia.
— Dałbym rękę sobie uciąć, że widziałem w kalendarzu wtorek — mruknął.
Syriusz nic na to nie odpowiedział, martwiąc się o niego coraz bardziej. Usiedli w salonie, rozmawiając tak jak zwykle, normalnie, jakby nic się nie działo. Łapa zdołał jednak dostrzec, że chłopak ma dosyć tego, że wiele informacji Syriusz musi mu przypominać, a wiele faktów miesza się z innymi. Czasami nawet nie mógł się wysłowić, gdyż zasób słów stawał się coraz uboższy. Wręcz zgrzytnął zębami, kiedy zapomniał czyjeś imię. Warknął cicho zirytowany.
— Wścieknę się zaraz — burknął do siebie. Westchnął po chwili. — O czym ja mówiłem?
— O czymś, co widziałeś w telewizji — mruknął Łapa.
Harry siedział w milczeniu, a po chwili uśmiechnął się lekko z politowaniem do samego siebie.
— Już mi to z głowy wyfrunęło. Litości — stęknął. — Żeby nie pamiętać, co się mówiło kilka sekund temu? — Syriusz dosłyszał nutkę załamania w jego głosie. — Niedługo zapomnę, jak się nazywam — dodał do siebie pod nosem.
Syriusz westchnął.
— Bezimienni nadal szukają. Na pewno coś znajdą — próbował go pocieszyć.
— Wątpię — mruknął. — Nawet jeśli, to te zaniki zaszły tak daleko, że nie zwrócą mi wszystkiego.
— Ale zatrzymają proces i się poduczysz — upierał się przy swoim. — Idź tam i przeryj bibliotekę razem z nimi. Wszyscy robią, co mogą…
— Chodziłem, do czasu…
— Czemu przestałeś?
Harry wsparł się łokciem o stół, podpierając głowę na dłoni. Spojrzał na niego bezbronnym wzrokiem i przyznał stłumionym głosem:
— Bo już nawet nie umiem czytać. Dlatego nic nie mogę zrobić, bo bez czytania stoję w miejscu. Gdy to umiałem, chodziłem do studia. Zdążyliśmy nagrać piosenkę, jeszcze w niej zaśpiewałem. Później nie mogłem tego robić nawet z kartką. Jednym zdaniem podsumowując: cofam się w rozwoju. Nie zgadniesz, jakie zaklęcie pamiętam. O ironio, zapomnienia. Nawet różdżki nie noszę, bo jakby ktoś mnie zaatakował, chyba tylko mógłbym nią komuś wydłubać oko.
Łapa uśmiechnął się lekko, słysząc rozbawienie w głosie chłopaka. Harry pogodził się z tym, co go spotkało i żartował z tego, przez co Syriusz go podziwiał. Inni by się załamali, wyklinali wszystko i wszystkich, a on miał z tego niezły ubaw.
— Teraz mam do wszystkiego wytłumaczenie — dodał chłopak z iskierkami wesołości w oczach. — Powiem, że zapomniałem to nikt nie ma pretensji.
Syriusz rozlał wodę, którą pił, gdy parsknął śmiechem. Czarny wyszczerzył się.
— I co? Są też plusy. Do czasu, ale jednak. Co będzie to będzie — westchnął na koniec.

Dziękował wszystkim za to, że nie zapomniał szczegółów o swoich nienarodzonych potomkach i żonie. Może dlatego, że przebywał z nimi najdłużej i najczęściej. O nich pamiętał niemal wszystko, lecz z czasem i to zaczęło się zmieniać.
Kiedy nachodziła go myśl, że przecież nie zapamięta swoich dzieci zaraz po narodzinach albo w ogóle ich nie zobaczy, co było bardziej prawdopodobne, czuł żal w sercu.
Patrzył na zdjęcie USG, nie widząc nic poza nim. Uśmiechnął się smutno, gdy Ginny usiadła obok, opierając głowę na jego ramieniu.
Dlaczego zły los nie chce zostawić mnie w spokoju?

— Harry, wstawaj wreszcie, bo znowu spóźnimy się na obiad do mamy.
— Jaki obiad? — zdziwił się na pół przytomny.
— Niedzielny — mruknęła niemrawo.
Wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak przecież dzisiaj piątek.
— Nie, Harry. Dzisiaj niedziela.
Otworzył jedno oko i wiedział, że znowu wszystko mu się poprzestawiało.
— Już — mruknął niechętnie.
— Strasznie się ostatnio rozleniwiłeś — rzekła z rozbawieniem.
— Zmęczenie życiem — odparł, przymykając powieki. — Już wstaję.
— Oby.
Wyszła. Gdy drzwi zatrzasnęły się, zapadł w drzemkę.

— Harry, do cholery!
Obudził się gwałtownie, gdy dotarły do niego wrzaski żony.
— Co? — stęknął cicho.
— Budziłam cię prawie godzinę temu! Znowu jesteśmy spóźnieni. Wstawaj!
Ruszył się z łóżka, kiedy zaczęła nim potrząsać. Doszedł do łazienki poganiany przez Ginny.
— No to deportujemy się do Nory — powiedziała, gdy stawił się w salonie.
— Gdzie?
Spojrzała na niego z obawą.
— Nora, dom moich rodziców.
Pokiwał głową i westchnął.
— Kieruj, bo nie trafię.
Chwyciła go za łokieć i razem zniknęli, a ona bała się coraz bardziej nadchodzących dni.

— Czy wy chociaż raz nie możecie być na czas? — westchnął Bill, gdy usiedli przy stole.
— Komuś nie chciało się ruszyć z łóżka. — Tu wzrok Ginny pokierował się w stronę męża, który ewidentnie przysypiał przy stole.
Kevin celowo walnął dłonią w blat, a Harry podskoczył lekko w krześle, otwierając szybko oczy. Pokręcił głową z politowaniem, gdy zobaczył uśmieszek chłopaka.
— Amy, czy te zaniki pamięci mają jakieś efekty uboczne? — zapytała Ginny, kiedy Harry poszedł do salonu ciągnięty przez Suzi.
— Co masz na myśli?
— Nie wiem, czy to normalne, ale odkąd zaniki stały się bardziej zaawansowane, właściwie przesypia całe dnie. Dzisiaj ledwo wyciągnęłam go z łóżka, a spał już przed dwudziestą.
Amy zmarszczyła brwi.
— Możliwe, że to uboczne efekty, ale może tylko się nie wysypia?
Wzruszyła bezradnie ramionami. Niezadowolona Suzi wróciła kilka minut później.
— Gdzie wujek? Zaraz deser — rzekła do niej pani Weasley.
— Wujek zasnął.
Ginny spojrzała na Amy, która przygryzła dolną wargę. Syriuszowi wpadły do głowy słowa Harry’ego sprzed kilku dni, że cofa się w rozwoju i naszła go myśl, którą za wszelką cenę próbował odrzucić.
— Pójdę go obudzić — mruknęła Ginny.
Nie było to łatwe, gdyż spał dość mocnym snem. Kiedy wreszcie jej się to udało, spojrzał na nią mętnym wzrokiem.
— Chodź na deser — rzekła łamliwym głosem.
Wiedziała, że nie jest to zwykłe przemęczenie. Usiadł przy stole pod czujnym okiem Amy i zaniepokojonym Syriusza. Kobieta pytała go o różne rzeczy, a on odpowiadał niemrawo, zerkając na nią niepewnie.
— Czarny? — Podniósł na nią wzrok. — Jak mam na imię?
Patrzył, lecz nie odpowiedział, a wszyscy wiedzieli dlaczego. Kizzy i Hermiona spojrzały na siebie ze smutkiem w oczach.
— Wracamy do domu? — spytała szeptem Ginny jakiś czas później, gdy zobaczyła, jak bardzo chłopak jest zmęczony.
Pokiwał lekko głową. Harry podniósł się z krzesła z niemałym trudem, gdyż czuł, że po prostu nie ma na to siły. Pożegnali się i wrócili do siebie. Amy patrzyła w miejsce, gdzie zniknęli.
— Boję się tego, czy już nie jest za późno — powiedziała cicho.
— Amy, to na razie tylko imię.
— Nie o to chodzi. Wiem, czemu jest taki zmęczony i śpiący. To są ostatnie fazy. Zamiast iść dalej w rozwoju, on idzie w tył. — Syriuszowi niemal stanęło serce, gdy poczuł, że Amy potwierdzi jego obawy. — Widzieliście, z jaką trudnością wstawał. Można powiedzieć, że będzie jak coraz mniejsze dziecko, które nie chodzi, nie mówi, dużo śpi. Tylko że dziecko, które nigdy już się tego nie nauczy — dodała, ledwo panując nad płaczem.
— Czyli… roślina — wydusił Ron.
Pokiwała głową.
— Nigdy? — szepnęła Kizzy.
— Nigdy. I on dobrze o tym wie. — Zacisnęła dłonie w pięści. — Dlatego podstępem nałożył na Bezimiennych obietnicę.
— Jaką?
— Gdy do tego dojdzie, musimy go zabić.
Przerażająca cisza zalała pomieszczenie.
— A jeśli nie? — spytał cicho Remus.
— Nie ma takiej opcji. Padnie na kogoś z nas i nie będziemy kontrolowali tego, co robimy — szepnęła. — Zabijemy go i ani siebie nie powstrzymamy, ani nikt inny tego nie zrobi.
Nikt już nie miał ochoty na rozmowę.

Czy Harry wiedział, że zbliżają się końcowe fazy jego amnezji? Tak, wiedział o tym doskonale. Próbował zachowywać się jak najbardziej normalnie, ale Ginny była osobą spostrzegawczą i na pewno domyślała się, co czeka nie tylko jego, ale także ją. Wciąż żyła nadzieją, że uda się cofnąć przypadłość męża, chociaż część wspomnień. Byle tylko zatrzymać proces, przez który Harry miał problemy z pamięcią.
Czarny naprawdę dużo ostatnio spał, chodził bardzo zmęczony, bez energii do życia. Nie był już człowiekiem, który nie potrafił usiedzieć na miejscu. Po prostu cała siła powoli ulatniała się z niego z każdym dniem.
W trakcie odwiedzin Seana, Ryana i Ellen Czarny siedział z niemrawą miną, niewyspany, wyprany z sił.
— Jak samopoczucie? — spytała kobieta.
Spojrzał na nią mętnym wzrokiem.
— A jaki widok przedstawiam? — mruknął. — Raczej nie pałam energią, która rozprzestrzenia się na świat.
Cała trójka wymieniła spojrzenia, widząc na własne oczy, że słowa Amy były w pełni uzasadnione. To było niepodobne do Harry’ego, żeby o takiej godzinie był niezdatny do prawidłowego funkcjonowania.
— Za cholerę nic mi się nie chce. Poza spaniem — dodał po chwili namysłu. Widział, że znowu wymieniają się spojrzeniami. — Wiem, że zaczynają się końcowe fazy — wyręczył ich przed powiedzeniem tego. — Czuję to bardziej niż wcześniej. — Zobaczył łzy w oczach Ellen i zaczął żałować, że zmusił ich do przyrzeczenia. — Przepraszam, że zmusiłem was do tej obietnicy.
Ellen wybuchnęła płaczem, a on spuścił głowę, czując gulę w gardle. Bał się tego, co miało się stać już za kilka dni. Teraz zdał sobie sprawę, co na nim ciąży i… że nie chce umierać.
— Mogłem ci pomóc już wtedy — mruknął przygnębiony Ryan. — Nie dostrzegłem, po co Mrok tak naprawdę to zrobił. Być może zrobiłem coś gorszego niż mogło się stać.
— Gadasz brednie, a obwinianie się do ciebie nie pasuje — przerwał mu Czarny. — Pomogłeś mi i to doceniam. Już wtedy mogłem się wykończyć, gdyby nie twoja pomoc. Dałeś mi więcej czasu. Nie jesteś jasnowidzem, nie mogłeś tego przewidzieć. Każdy był przekonany, że chodziło mu tylko o wspomnienia. Nawet ja nie zorientowałem się, co się dzieje.
— Nic nie znaleźliśmy — wymamrotał Sean, gdy Czarny umilkł.
— Chociaż próbowaliście — uśmiechnął się smutno. — Tylko dokończcie to, co razem zaczęliśmy.
— Gnojek pożałuje, że doprowadził cię do takie stanu — powiedział cicho Ryan, kiedy wyszli z Ellen i Seanem z domu Harry’ego.

Poszedł do Nory, Jaya, Alexa, na Grimmauld Place 12, do studia, Bezimiennych. Do wszystkich ważnych osób, jego bliskich. Nikomu nie powiedział, dlaczego się pojawił. Rozmawiali na różne tematy, jak zawsze, próbując nie myśleć o przyszłości. Bali się, ale nie okazywali tego, wiedząc, że on tego nie chce.
Pożegnanie z Suzanne było trudniejsze niż myślał. Siedziała cały czas na jego kolanach, nie odzywając się ani słowem. Patrzyła tylko na niego błagalnym wzrokiem do momentu, gdy miał już wracać do siebie. Uwiesiła się na jego szyi i nie chciała puścić. Przez płacz prosiła, aby nie odchodził, jakby wiedziała, co się niedługo stanie. Patrzyli na nich zbolałymi spojrzeniami. Hermiona odwróciła się ze łzami w oczach. Harry postawił Suzi na ziemi i kucnął naprzeciwko.
— Będę przy tobie nawet wtedy, gdy nie będziesz mnie widzieć — odparł cicho z wymuszonym uśmiechem.
Załzawione oczy, zaschnięte łzy na policzkach, smutek na ustach. Pocałował ją w czółko, pożegnał z pozostałymi, jak to zawsze robił, i wyszedł, czując, że jeszcze chwila, a nie wytrzyma napięcia i powie, że nie chce odejść… na zawsze. Nie wiedzieli, że zwykłą rozmową chce się pożegnać. Zrobił to, czując, że jutro już nie będzie miał okazji.

Odwiedził również Hogwart, gdzie spotkał się z Hagridem. Później krążył po opustoszałych korytarzach, starając się nie myśleć o niczym. Miał szczęście, że nadal potrafił się deportować. Omal nie zderzył się z Dylanem.
— Jak zwykle łamiesz regulamin — powiedział Czarny.
— Rozrabiaki mają taki przywilej.
We dwójkę skierowali się w jedną stronę bez słowa.
— Czemu przyszedłeś? — zagadnął Dylan.
— Bo niby zawsze lubiłem łazić po korytarzach Hogwartu wieczorami.
— Niby?
Czarny spojrzał na niego z rozbawieniem w oczach.
— Dowiedziałem się tego od Hermiony jakąś godzinę temu.
Gryfon pokiwał głową w zamyślaniu.
— Ja zawsze robię to z nudów albo jak nie mogę spać. Naprawdę nie wiesz, jak to cofnąć? — spytał zdławionym głosem po chwili ciszy.
Czarny uśmiechnął się smutno.
— Uwierz, Dylan, że gdybym wiedział, próbowałbym to wykorzystać.
Stanęli w miejscu, dostrzegając, że znajdują się przy gabinecie Filcha.
— Ostatni kawał ze strony Pottera, panie Filch — rzekł cicho Harry, a Dylan wiedział, że ten żart utkwi mu w pamięci do końca życia.

Obudził się, lecz nie wiedział, gdzie się znajduje. Rozejrzał się w zastanowieniu, z trudem podnosząc się z miękkiego łóżka. Ubrał ciuchy, które leżały na krześle i zszedł po schodach ze zmarszczonymi brwiami. W jadalni trafił na rudowłosą kobietę w ciąży, która powitała go z uśmiechem. Pocałowała go w policzek, a on spojrzał na nią z niezrozumieniem.
— Harry — szepnęła. — Wiesz… wiesz, kim… ja jestem?
Patrzył na nią niepewnie, lecz po dłuższym zastanowieniu pokręcił głową. Szok, ból, przerażenie – to zobaczył w brązowych oczach.
— Harry, proszę, przypomnij sobie — rzekła drżącym głosem.
Kompletna pustka w głowie. Nie znał jej, nie wiedział, gdzie jest, co się dzieje. Chciał… uciec.
— Ginny, pamiętasz? Harry… Twoja żona. Ginny. — Nie zorientowała się, że z jej oczu płyną łzy.
— Gdzie ja jestem?
— Boże, nie — zapłakała.
Sprawiał jej ból, choć nie wiedział czym. Jego żona. Ale przecież on w ogóle jej nie znał! Odsunął się od niej o krok, co przyczyniło się do kolejnych łez. W myślach miał tylko jedno miejsce, do którego chciał się przenieść. Pełno marmurowych płyt, a wśród nich jedno imię: Marla. Tam chciał teraz być. Spojrzał na rudowłosą kobietę. Zupełnie jej nie kojarzył. Czuł się zagubiony i samotny w obcym miejscu. Jedyne miejsce, które kojarzył, to ten cmentarz. Wiedział nawet, jakim sposobem tam trafić. Tak, chciał uciec jak najszybciej, by nie czuć tej pustki i strachu. Cofnął się kolejny krok.
— Harry — szepnęła kobieta, a po twarzy popłynęły kolejne potoki łez.
Deportował się na jej oczach.
— Nie!

Wylądował przed bramą prowadzącą na cmentarz. Przeszedł przez nią, odczuwając chłód. Był środek zimy, śnieg sięgał mu do kostek, a on miał na sobie jedynie koszulkę, bluzę, zwykłe jeansy i adidasy. Nasunął mocniej kaptur, mając nadzieję, że ten chociaż trochę go ogrzeje. Szedł między nagrobkami, szukając jednego, na którym tak mu zależało. Wreszcie dostrzegł to słowo na marmurowej płycie. Zgarnął śnieg, patrząc na imię, które znaczyło dla niego bardzo wiele, choć nie wiedział dlaczego.
Przesiedział na ławce przy nagrobku dłuższy czas, dopóki nie zaczął się trząść. Robiło się coraz ciemniej, a on nie wiedział, co ma zrobić.
Spojrzał pustym wzrokiem w dal, gdy uświadomił sobie, że nie wie, gdzie jest jego dom.

1 komentarz:

  1. Witam,
    czemu aniołowie nie pomogą? mam nadzieję, że jednak cos się zdarzy i wszystko sobie przypomni, no zastanawiające jest to, że Marlę to pamięta...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń