niedziela, 7 sierpnia 2016

II. Rozdział 37 - Walka umysłów

Po miesiącu spędzonym w zamku Bezimiennych Dylan był tak zżyty z Aniołami, jakby znali się od wielu lat. Harry dobrze wywnioskował, że chłopak będzie nową maskotką Ellen. Bezimienni zgodnie stwierdzili, że najlepiej idzie mu walka bronią białą i lecznictwo. Gorzej było z czarną magią, magią umysłu i telepatią. Czarna magia polegała głównie na zadawaniu bólu i zabijaniu, czego chłopak nie chciał robić, więc jednocześnie nie potrafił przystosować tej magii do siebie. Nie rozumiał również, jak ma postawić mur w swoim umyśle, aby inni nie oglądali jego wspomnień i jak ma rozmawiać, nie używając to tego głosu.
— Telepatia jest jedną z dziedzin magii umysłu — rzekł Frank na pierwszej lekcji — jednak Ryan postanowił oddzielić ją od reszty, gdyż jest najtrudniejszą z nich i czasami potrzebowalibyśmy kilku miesięcy więcej.
— Nie rozumiem tego — wyżalił się swojemu opiekunowi Dylan. — Jak można mówić umysłem do innych?
Czarny pokazał mu jeden ze sposobów Briana, dzięki którym sam pojął logikę tego procesu i po dwóch tygodniach pojawiły się pierwsze pozytywy. Czarna magia nadal była problemem.
— Jak mam się tego nauczyć, wcale tego nie chcąc? — wymamrotał chłopak po kolejnej próbie rzucenia zaklęcia.
Czarny myślał pół nocy nad tym, jak pomóc podopiecznemu w tej sprawie. Nie chciał posuwać się do zbyt bolesnych środków, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
Kolejnego dnia, kiedy Dylan otworzył drzwi do sali, szczęka mu opadła. Liam i Logan uśmiechnęli się do niego szeroko, dostrzegając go, gdy nagle jedne z drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła grupka ludzi odzianych w stroje śmierciożerców.
Avada Kedavra!
Jego przyjaciele osunęli się na ziemię martwi. Dylan stał jak zaklęty, patrząc na trupy dwójki Gryfonów, których tak dobrze znał.
— Co teraz byś zrobił? — rozległ się głos Harry’ego gdzieś za nim.
Dylan odwrócił się w jego stronę.
— Musiałeś użyć takich środków, żeby mi to uświadomić? — zapytał słabym głosem.
— Niestety. Musisz zrozumieć, że powinieneś to umieć. Zabijają twoich przyjaciół, więc chcesz się zemścić, ale…
— … nie umiem — mruknął.
— Właśnie. Nie jest to może zbyt dobry przykład, ale miał ci uświadomić ważną rzecz: czarną magią możesz też ich chronić. Spójrz na inną sytuację.
Liam i Logan stoją przed hienolwem, który, niewątpliwie, chce ich pożreć.
— Rzuć zaklęcie — rzekł Czarny.
Dylan rzucił zaklęcie oszałamiające, lecz to jeszcze bardziej rozwścieczyło zwierzę. Hienolew rzucił się na jego przyjaciół w momencie, gdy wszystko zniknęło. Dylan zacisnął dłonie w pięści. Kolejna sytuacja, taka jak poprzednia. Liam i Logan stoją przed stworem. Znikąd pojawia się lis, a Dylan wie, że to on w formie animagicznej. Lis rzuca się na hienolwa, lecz po chwili szarpaniny pada na ziemię nieprzytomny, a hienolew rozszarpuje dwójkę przyjaciół.
— Tylko dzięki czarnej magii miałbyś szanse, żeby im pomóc. Silna, dobrze rzucona Avada może zabić hienolwa, chociaż nie jest to takie proste. Ale trzeba zaznaczyć, że nawet gdybyś go nie zabił, lecz zranił lub pozbawił przytomności, miałbyś możliwość chwilowego wyeliminowania go z walki, a tym samym mógłbyś pomóc Liamowi i Loganowi. Zwykłe zaklęcia nic nie dadzą. Dobrze ci idzie z walką mieczem, prawda? — Dylan pokiwał głową. — Pomyśl: tam ranisz i zabijasz mieczem. Tutaj jest tak samo.
— To było brutalne — burknął chłopak, gdyż lubił walkę wręcz.
— Wiem, ale muszę cię uświadomić.
— Zrozumiałem aluzję.
Harry uśmiechnął się lekko.
— Dylan, nie każdy, kto posługuje się czarną magią, od razu staje się czarnoksiężnikiem. Czarna magia wielokrotnie pomaga w życiu. Wystarczy wiedzieć, czym ona jest i umieć się nią posługiwać, aby nie przejęła kontroli nad życiem, tak jak w przypadku Voldemorta, Mroku Dnia czy moim.
— Jak udało ci się to opanować po tylu tygodniach, gdy już cię kontrolowała?
— Uwierz mi, że sam tego nie osiągnąłem i musiałem wykazać się ogromną cierpliwością i chęcią usunięcia jej z życia. Łatwo nie było, ale dla chcącego nic trudnego.
Po uświadomieniu Dylanowi tego, że czarna magia nie musi służyć wyłącznie do czynów czarnomagicznych, chłopak radził sobie coraz lepiej.

Już jutro miało odbyć się przyłączenie Dylana do Bezimiennych. Harry już nie mógł się doczekać, gdyż bardzo stęsknił się za Ginny i przyjaciółmi oraz muzyką i zwykłym życiem.
Jedli ostatnią kolację w całkowitym spokoju, co chwilę śmiejąc się lub przypominając fragmenty ich szkoleń.
— A pamiętacie, jak Czarny i Ryan upili się w trakcie lekcji? — zachichotała Karen.
— Będziesz nam to wypominać? — zaśmiał się Najwyższy, gdy Steve położył głowę na stole, rycząc ze śmiechu. — Ale wtedy były jaja — dodał po chwili, a Harry wyszczerzył się.
Czarny słuchał Natalie, która opowiadała, jak prawie uciekła z zamku, gdy Frank chciał ją nauczyć rzucać Cruciatusa, kiedy obraz lekko mu się rozmazał, a przed oczami mignęła sytuacja, gdy dowiedział się, że jest czarodziejem. Poczuł, że oblewa go pot. Wspomnienie, gdzie uczył się zamieniać w pumę. Próbował wbić widelec w makaron, ale trafił obok, gdyż nie mógł idealnie wycelować tam, gdzie chciał. Przetarł twarz dłonią, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Wspomnienie, gdzie uczył się celności, równowagi i umiaru przeleciało przez jego umysł z szybkością błyskawicy. Na kilka sekund biel zalała mu umysł. Chciał się odezwać, przekazać im, że coś się z nim dzieje, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Ostatkami sił chwycił osobę, która siedziała obok. Lucy spojrzał w jego stronę, czując uścisk na łokciu.
— Co? — spytał, rozbawiony słowami Seana sprzed chwili, lecz uśmiech zaraz zszedł mu z twarzy. — Czarny? — zaniepokoił się, dostrzegając bladą twarz i mętny wzrok. — Jasna cholera! — Zerwał się z krzesła, przytrzymując Harry’ego na krześle, gdy ten zacząć niekontrolowanie drżeć.
Pozostali natychmiast zorientowali się, że coś jest nie tak i momentalnie znaleźli się przy nich. Czarny już cały dygotał, jakby podłączono go pod napięcie. Z przerażeniem wypisanym na twarzach położyli go na ziemi. Ryan chwycił go dłońmi za głowę tak, aby chłopak spojrzał na niego zamglonymi zielonymi oczami.
— Czarny, co się dzieje? — powiedział spokojnie, czując jak mocno chłopak się trzęsie.
— Nie wiem — odpowiedział bezgłośnie ze strachem w oczach. — On chyba kradnie mi wspomnienia — przekazał telepatycznie, zaciskając powieki.
Ryan zaklął szpetnie.
— Pamiętasz nasze lekcje? Postaw mur na jego drodze i nie pozwól wtargnąć w swoje myśli.
— Nie… mogę… — szepnął ledwo dosłyszalnie.
— Otwórz oczy. — Wykonał polecenie, trafiając na piwne tęczówki mężczyzny. — Próbuj. Od tego zależy twoje życie.
Próbował, lecz z marnym skutkiem.
— Zabrnął za daleko — rzekła roztrzęsiona Natalie. — Sam sobie nie poradzi.
— Czarny, przypomnij sobie lekcje z Jimem. — Bezimienni podziwiali opanowanie Ryana w takiej sytuacji. — Pomoc umysłowa drugiej osoby. Pamiętasz? — Harry pokiwał lekko głową. — Usuń barierę to ci pomogę. Nie zapomnij zamknąć mnie w umyśle.
— Zabijesz się — szepnął Czarny, zaciskając pięści.
— Będziemy mieć nad nim przewagę. Nic mi nie będzie. Gotowy?
Przytaknął i usunął barierę umysłową. Gdy tylko to zrobił, Mrok zaatakował z podwójną siłą, co aż zabolało. Amy pogłaskała go uspokajająco po włosach.
— Będzie dobrze — szepnęła.
Harry poczuł kolejną osobę w swoim umyśle, która była o wiele bardziej delikatna w swoich czynach niż Mrok. Wiedział, że to Ryan. Z niemałym wysiłkiem zamknął swój umysł, w którym toczyła się walka. Nikt nie wiedział, ile czasu minęło, gdy Najwyższy wreszcie wydostał się z jego myśli, a Harry oddychał ciężko ze zdrętwiałym ciałem i pulsującą głową.
— Trzymał się jak rzep psiego ogona — sapnął Ryan.
— Młody, na sam koniec szkolenia miałeś niezły pokaz walki umysłów — powiedziała Natalie do Dylana. — Teraz w praktyce zobaczyłeś, dlaczego jest taka niebezpieczna.
— Jakoś niekoniecznie jestem z tego faktu zadowolony.
Ryan uśmiechnął się półgębkiem.
— I słusznie.

Czy uczniowie byli zaskoczeni, gdy zobaczyli Dylana po jego dniu nieobecności? Oczywiście. Jakim cudem mógł tak się zmienić przez dwadzieścia cztery godziny? Przybyło mu mięśni i wzrostu, skóra była trochę bardziej opalona, gdyż u Bezimiennych cały czas było ciepło, rysy twarzy stały się wyraźniejsze. Uczniowie, jak to mieli w zwyczaju, próbowali połączyć fakty i wychodziły z tego niestworzone historie. Bezimienni zgodnie stwierdzili, że nauczyciele powinni wiedzieć o nowym członku ich ekipy i poprosili wszystkich o spotkanie w gabinecie dyrektorki.
— Słuchamy, co chcieliście nam przekazać? — rzekła McGonagall.
— Przez dwadzieścia cztery godziny, w trakcie których nie było ochrony, dwójki nauczycieli i jednego z uczniów, zaszły istotne zmiany — rozpoczął Ryan. — Ponieważ świat wie już o istnieniu Bezimiennych, stwierdziliśmy, że powinniśmy to wam przekazać, jednak nie chcielibyśmy, żeby ta informacja przedostała się w niepowołane ręce, dlatego liczymy na dyskrecję. Jeden z uczniów został przeszkolony na Bezimiennego.
— Który to uczeń? — spytała McGonagall wśród zaskoczonych spojrzeń nauczycieli.
— Dylan? — domyśliła się Hermiona.
— Tak — potwierdził Ryan. — Chcielibyśmy, aby mimo szkolenia nadal chodził do szkoły, jak zwykły uczeń. Nie chcemy odbierać mu szansy na przyszłość. On sam chciałby nadal uczęszczać do Hogwartu.
— Oczywiście. Nie możemy przerwać jego nauki, skoro tego nie chce — rzekła dyrektorka, a Najwyższy pokiwał głową z zadowoleniem.
— W takim razie prosimy, abyście traktowali go tak jak przed szkoleniem. Jednak jako Bezimienny ma pewne obowiązki. Czasami będzie musiał wymykać się niespodziewanie z zamku. Poza tym bierze udział w walkach, jak każdy z Aniołów.
McGonagall nie wyglądała na zadowoloną ostatnim warunkiem, ale musiała się zgodzić. Nauczyciele oraz Bezimienni opuścili gabinet, w którym zostali tylko Sean i Harry.
— O ile się nie mylę, chodzi o stanowisko nauczyciela walki bronią — rzekła kobieta.
— Tak. Mogę wrócić na stanowisko — odpowiedział Sean.
— Od dzisiejszej lekcji?
— Poprowadzę lekcje do końca tygodnia, żeby nie wzbudzić podejrzeń uczniów — odparł Czarny.
McGonagall skinęła głową, więc pożegnali się i opuścili pomieszczenie.
— Wreszcie spokój i obijanie się — powiedział Czarny, gdy schodzili schodami w dół.
Sean zaśmiał się.
— A ja znowu udręki i harowanie.
Na korytarzu zobaczyli Amy wiszącą na Syriuszu. Nie dziwili się. W końcu nie widziała go półtora roku.
— Amy, wyraź lepiej swoje uczucia w jego gabinecie. — Sean mrugnął do rozbawionego Harry’ego.
— Spadaj, głupku — odparła rozweselona. — Nie widziałam go półtora roku, więc mam prawo się stęsknić. Po co zostaliście?
— Dusisz Łapcie — powiedział Czarny.
Puściła mężczyznę, więc ten odetchnął.
— Gadaliśmy o stanowisku nauczyciela walki.
— I? — spytał Łapa.
— Męczysz się ze mną do końca tygodnia — odparł Harry.
— Teraz poświęcisz się karierze i rodzinie — wyszczerzyła się Amy.
— Chyba zacznę od zaraz — stwierdził i zniknął w czarnym dymie.
Gdy tylko pojawił się w domu, od razu porwał Ginny w objęcia. Z zaskoczenia upuściła talerze na ziemię.
— Zwariowałeś?
— Tak, z tęsknoty.
— Wczoraj się widzieliśmy — zaśmiała się.
— Ty mnie tak, a ja ciebie półtora roku temu. Zamknęli mnie w zamku — wytłumaczył.
— Po co? — zdziwiła się
— Szkoliliśmy nowego. Później ci powiem…
Pocałował ją tęsknie w usta, a ona zarzuciła ręce na jego szyję. Nie przestając jej całować, chwycił ją na ręce i skierował się w stronę schodów.

Kiedy przekazał grupie zaawansowanej, że to ostatnia lekcja prowadzona przez niego, sam musiał przyznać, że trochę mu tego szkoda. Zdążył przyzwyczaić się do tego, co robił. Uczniowie doskonale wiedzieli, że w końcu nauczyciel odejdzie, gdyż był na zastępstwie, ale i tak było im żal.
— A nie możecie prowadzić lekcji… na zmianę albo… razem? — zaproponowała Dulce, co Harry przyjął ze śmiechem.
— Nie sądzę — odparł z uśmiechem.
— Więc za to możemy liczyć na koncert? — spytał Joe, a Czarny ponownie się zaśmiał.
— Kto to wie.
— A jak się nazywa nowa płyta?
Harry zmarszczył brwi. Mieli wstępną nazwę, ale… nie pamiętał, jak ona brzmiała. Podrapał się po głowie.
— Nie pamiętam — odrzekł, sam lekko zaskoczony.
Uczniowie zaśmiali się szczerze, a Dylan uniósł brwi, doskonale pamiętając, że Czarny zdradził mu nazwę płyty na szkoleniu. Harry pokręcił głową ze zmarszczonymi brwiami. Za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć nazwy płyty!
— Nie te lata — mruknął do siebie i rozpoczął lekcję.

Wspólnie ze Złodziejami tworzyli kolejną melodię do piosenki. W utworze High Voltage postawili na rap Dragona. Czarny miał do zaśpiewania tylko mały fragment, który bardzo szybko nauczył się na pamięć. Razem z Carym wszedł do pomieszczenia, w którym stały mikrofony, aby zaśpiewać wstępną wersję piosenki. Dragon zrobił swoje i przekazał pałeczkę Harry’emu, lecz ten milczał. Wyłączyli melodię.
— Czarny, co ty odpie*dalasz? — stęknął Kevin.
— Zapomniałem tekstu.
— No jak to? Przecież jakby obudzili cię w nocy, machinalnie byś to zaśpiewał — zaśmiał się Max.
— Też mi się tak wydawało.
— Ty ciołku — zachichotała Kizzy, wchodząc do pomieszczenia i podając mu kartkę z tekstem.

Siedział przy sprzęcie, odsłuchując wstępną wersję piosenki.
— A gdyby tak dać więcej bitu? Czarny, weź naciśnij.
Harry spojrzał na wszystkie przyciski z zastanowieniem.
— Gdzie był ten cholerny guzik? — warknął z rozdrażnieniem.
Bruce wywrócił oczami, pokazując mu odpowiedni przycisk. Czarny przetarł twarz dłonią i wstał, mrucząc, że zaraz wróci. Drzwi zatrzasnęły się.
— Co mu jest? — spytał Will.
Max wzruszył ramionami.

— Do cholery, co się znowu dzieje? — szepnął do siebie, patrząc w swoje lustrzane odbicie.
Odkręcił kurek i ochlapał twarz zimną wodą. Oparł się o porcelanę z mętlikiem w głowie.
Zapominał o najmniejszych bzdurach. Dzisiaj na przykład odłożył telefon na stół, a chwilę później już nie pamiętał, gdzie go zapodział. Ginny wysłała go do sklepu, a on zapomniał, co miał kupić. Chciał rzucić zaklęcie czyszczące, ale nie pamiętał formułki zaklęcia.
Przymknął powieki, słuchając szumu wody. Zakręcił kurek i wrócił do reszty Złodziei. Opadł na krzesło, patrząc w ekran.
— Wszystko w porządku? — spytała Kizzy.
— Jasne — skłamał.
— Na pewno?
— Tak.
— Jakiś dziwny dzisiaj jesteś — drążyła, świadoma tego, że naraża się na jego zły humor.
— Wydaje ci się.
— Nie wydaje mi się. Coś się stało…
— Nic się nie stało.
— Tylko tak mówisz.
— Kizzy! — warknął z rozdrażnieniem, patrząc na nią.
— Martwię się.
Westchnął, uspokajając się.
— Wiem, ale naprawdę nie masz czym.
Nie wyglądała na przekonaną.
— Gdzie ten pie*dolony guzik?!
Max i Kizzy wymienili spojrzenia. Kevin wyciągnął Czarnemu z rąk kartkę i rzekł:
— Idź, człowieku, do domu, bo nie ma z ciebie pożytku.
— Ale piosenka…
— My nad nią popracujemy, a dokończymy razem w poniedziałek — przerwał mu.
— Widzimy się jutro na obiedzie — dodał Bruce.
— Wyrzucacie mnie?
— Można to tak nazwać.
Westchnął, pożegnał się i zniknął.

Dzień później siedział z Suzi na kolanach przy obiedzie.
— Wujuś, a kiedy będą małe bobasy? — pytała, jak to miała w zwyczaju.
— Jeszcze siedem miesięcy.
— Tak długo? — zasmuciła się.
— Też tak sądzę. Okropnie długo siedzą w brzuchu.
Ginny zachichotała, słysząc jego słowa.
— A będę mogła się z nimi bawić?
— Oczywiście. Jak tylko podrosną.
— A kiedy pójdę do Hogwartu?
— Za trzy lata.
— Dlaczego tak długo?
— Zadajesz naprawdę za dużo pytań — westchnął.
Uśmiechnęła się słodko znad talerza z ziemniakami.
— Przyzwyczajaj się — powiedział Bill. — Potrafi zadać pięćdziesiąt pytań na minutę, a na większość nie znam odpowiedzi.
— Etap skąd się biorą dzieci na szczęście mamy za sobą — dodała Fleur francuskim akcentem.
— Uwierz, że to nie było zbyt proste, znając jej uwielbienie do zadawania pytań.
— Nie wątpię — rzekł Czarny z rozbawieniem.
— Suzi, zostaw różdżkę wujka!
Harry nawet nie zorientował się, że dziewczynka wyciąga mu różdżkę z kieszeni.
— Skoro Czarny się nie zorientował, musi już mieć nie najgorszą wprawę — zaśmiał się Alex.
— Dała nam niezły pokaz magii — rzekł Bill. — Zbity wazon, przewrócona komoda, zalana łazienka i przypalone ubrania.
— Nie no, mistrzostwo. — Jay zaczął się śmiać.
— A takie niewinne z twarzy — dodał Will.
— A w środku diabeł wcielony.
Goście rozeszli się po domu i podwórku, rozmawiając na różne tematy. Pani Weasley, Hermiona i Ginny szykowały deser; Syriusz, Bill i Ryan, który wyjątkowo zjawił się na obiedzie, śmiali się z czegoś w kącie salonu; Suzi bawiła się z Carym i Ronem; Kevin i Alex plotkowali, z czego śmiały się Kizzy i Amy; Jay rozłożył się obok Czarnego na kanapie i chwycił jego telefon, przeglądając, czy nie ma przypadkiem nowych zdjęć i piosenek.
— Jonson, nie uczyli cię, że cudzych rzeczy się nie tyka? — rzekł Harry, patrząc mu przez ramię.
Jay wyszczerzył się.
— A co tam maniery… Aaa! Skąd ty masz moje zdjęcie w pieluszce?! — Harry zaczął się śmiać, widząc jego przerażenie. — Usunę to w momencie natychmiastowym!
— Ani się waż!
Rzucił się na niego, próbując odebrać swój telefon, jednak Jay nie dał się tak łatwo.
— Skąd to masz? — stęknął Jay, próbując uciec od rąk Czarnego.
— Twoja matka mnie polubiła… — chwycił go za nadgarstek — i pokazała… Au!... kilka twoich… zdjęć z dzieciństwa.
— A ty musiałeś… strzelić fotkę, nie? — warknął.
— Inaczej nie byłbym sobą… Mam!
— Nie oddam!
— Ty matole! Zaraz gdzieś przypadkiem zadzwonisz! Dawaj, do cholery, ten telefon!
Łapa śmiał się jak opętany wraz z pozostałymi, widząc ich walkę.
— Suzi, zobacz, jak się bawią twoi wujkowie — zaśmiał się Świstak.
Uradowany Jay nagle zerwał się z kanapy z telefonem w dłoni.
— Cholera, kupisz sobie wynalazek i nie wiem, gdzie jest usuń — warknął.
Czarny ponownie się na niego rzucił. Uwiesił się na nim, próbując wyrwać komórkę, ale Jay schylił się, więc Harry zawisł na jego plecach. Jay próbował go z siebie zrzucić, ale Bezimienny trzymał uporczywie komórkę.
— Dawaj to! Niezależnie od tego, w jakim jestem humorze, spojrzę na to zdjęcie i od razu mam powód do śmiechu! — zaśmiał się Czarny.
— Tym bardziej usunę!
Alex, Ron i Łapa wręcz wyli ze śmiechu, gdy runęli na ziemię, nie przerywając walki. W drzwiach stanęła Ginny, która rozszerzyła oczy w zdumieniu.
— Eee… Czy to mój mąż? — spytała Ryana.
— Tak — zaśmiał się.
— Ojciec moich dzieci?
— Tak.
— Człowiek, z którym mieszkam?
— Tak.
— Dzieci mają dzieci — podsumowała.
Czarny zerwał się z ziemi z komórką w dłoni, a Jay walnął głową w podłogę.
— Trzeba było nie tykać telefonu. Żyłbyś w nieświadomości — wyszczerzył się Czarny.
— A ty miałbyś ze mnie ubaw — warknął.
Wystarczyło, że Harry odwrócił się, a Jay rzucił się na niego i wyrwał mu telefon.
— A zresztą — westchnął Czarny, gdy Jay wcisnął usuń. — I tak mam tę fotkę w laptopie — zaśmiał się, a Jay warknął, obrażając się na cały świat.

— Wujuś — Suzi wślizgnęła się obok Harry’ego na kanapę — zamienisz się w pumę?
Uśmiech powoli schodził z twarzy Czarnego, gdy uświadomił sobie, że nie potrafi. Jay uniósł jedną brew, siedząc naprzeciwko niego. Foch przeszedł mu po godzinie.
— Niech wujek Jay poudaje małpę — powiedział z lekko wymuszonym uśmiechem. — Wiesz, gdzie jest Ryan? — spytał przyjaciela, gdy dziewczynka usiadła tamtemu na kolanach z błagalną miną.
— Chyba wyszedł na podwórze.
Harry nie zdążył nawet wstać, kiedy Najwyższy wszedł do środka z Syriuszem i opadł obok niego na kanapę, nie przerywając rozmowy.
— Ryan? — wtrącił się Harry zduszonym głosem, nie potrafiąc się powstrzymać.
— Hę? — Najwyższy spojrzał na niego.
— Jakie są powody zaników pamięci?
Ryan zmarszczył brwi.
— Zależy od przypadku. O kogo chodzi?
— O mnie.
Ryan uniósł się lekko, a niektórzy spojrzeli na Czarnego ze zdumieniem.
— Co masz na myśli? — spytał zaniepokojony Najwyższy.
— Od kilku dni zapominam o różnych bzdetach — przyznał wreszcie — nie pamiętam najprostszych zaklęć i nie mam pojęcia, co robiłem wczoraj wieczorem. — Jayowi opadła szczęka, a pozostali wybałuszyli na niego oczy. — I tak jakby… nie potrafię zamienić się w pumę — dodał niemal rozpaczliwie.
— Nic? Zero? — zdumiał się Ryan.
— Nic.
— Przypomnij sobie lekcje z Karen.
— Jakie lekcje? — zapytał słabo.
Ryan aż otworzył usta z przerażenia.
— Kiedy to się zaczęło?
— Po powrocie ze szkolenia Dylana.
Wtedy jego oczy rozszerzyły się, a Ryan zbladł.
— Mrok — powiedział Najwyższy.
— Po walce — dodał cicho Czarny.
— Jakiej walce? — spytał Alex, patrząc to na niego, to na Ryana.
— W zamku zaatakował mój umysł. Próbował wykraść mi wspomnienia i chyba mu się udało.
— Nie, nie udało mu się — rzekł w zamyśleniu Najwyższy. — Też to widziałem, w końcu ci pomagałem. Wspomnienia wróciły, gdy tylko go wypędziliśmy. Dość szybko się zorientowałeś, co się dzieje. Musiało mu chodzić o coś innego.
— Jeśli dobrze się orientuję — wtrącił Kevin — mówicie o tym, że zapominasz to, co umiałeś wcześniej? — Harry pokiwał głową. — Studio. — Spojrzał na Kizzy, która nagle pobladła, gdy zrozumiała, o co mu chodzi. — Znałeś ten tekst, prawda? — Czarny ponownie przytaknął. — Nagle cały zapomniałeś.
— Ryan, on cały czas siedzi mi w głowie — wydukał Czarny z przerażeniem. — Zżera mi wspomnienia, a ja tego nie czuję.
Najwyższy nie zaprzeczył, co tylko utwierdziło go w tym fakcie.
— Musimy dowiedzieć się, czego nie pamiętasz. Odpowiednie części życia — rzekł. Rozejrzał się po ludziach wpatrzonych wprost w nich. — Forma animagiczna Syriusza?
— Wilczur.
— Jaya?
— Małpa.
— Alexa?
Po chwili zastanowienia pokręcił głową.
— Stary, przed chwilą o tym mówiliśmy — wymamrotał Alex.
— Imię córki Billa?
— Suzi.
— Ile jest zaklęć zadających bezpośrednią śmierć?
— Trzy.
— Najpopularniejsze?
— Avada Kedavra.
— Potrafisz je rzucić?
Pokręcił głową. Ryan przetarł twarz dłonią, odetchnął i ciągnął:
— Menedżerka zespołu?
— Kizzy.
— Dajcie nóż. — Po chwili w jego dłoni wylądowało ostrze. — Lekcja celności. Traf w tę linię.
Narysował linię na drzwiach oddalonych o kilka metrów. Czarny trafił kilkanaście centymetrów obok niej. Wypuścił ze świstem powietrze, widząc, że celność ma beznadziejną.
— O co kłóciłeś się z Jayem godzinę temu?
— O telefon.
— Dokładniej.
Zmarszczył brwi.
— Fotkę.
— Czyją?
— Jego?
— Trafiasz?
— Tak.
Ryan wypuścił ze świstem powietrze.
— Pierwsi Bezimienni jakich poznałeś?
— Amy i Jim.
— Wymyślcie coś — rzekł do pozostałych. — Na przykład ze szkoły.
— Znienawidzony nauczyciel? — spytał Ron.
— Snape.
— Wejście do Komnaty Tajemnic? — dodała Hermiona.
— Łazienka Jęczącej Marty.
— Adres zamieszkania z dzieciństwa?
— Privet Drive cztery.
— Trzecie zadanie Turnieju Trójmagicznego? — ponowił Ryan.
— Labirynt.
— O co przed chwilą zapytałem?
Harry’ego zatkało.
— Nie pamiętam.
— Ja pie*dolę — podsumował Najwyższy, co było do niego niepodobne.
Pytali jeszcze sporo rzeczy, które powinien pamiętać z różnych dziedzin życia, lecz na niektóre pytania nie znał odpowiedzi.
— Nie wygląda to za ciekawie — rzekł Ryan po stercie pytań. — Zapominasz o rzeczach z całego życia, niezależnie od dziedziny. Fragmenty wspomnień, zaklęcia, informacje o osobach… Wszystko ci ucieka.
— Chcesz mi przez to powiedzieć, że niedługo zapomnę, jak się nazywacie? — Ryan nie odpowiedział, co było jasnym przekazem. — A później nawet jak chodzić czy mówić?
Nadal milczał. Szklanka wysunęła się z dłoni Amy, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
— Ryan, na pewno da się to cofnąć — szepnęła.
— Będziemy próbować.
— Ile zostało? — spytał Czarny Najwyższego.
— Miesiąc, może dwa — odpowiedział cicho.
Wiedział, że pozostali nie mają pojęcia, co zrobić czy powiedzieć. On sam zamilkł.

4 komentarze:

  1. Dzięki za nowe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, wreszcie nowe rozsdzialiki

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie w tej wersji, jak i w tej starszej.
    Czekam na nexta.
    Pozdro,
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Harry zapomina, dlaczego tak późno, mam nadzieję że wszystko będzie dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń