piątek, 1 lipca 2016

II. Rozdział 31 - "Złodzieje wracają do łask"

Złodzieje Serc wyjechali do Chicago, gdzie zagrali dwa koncerty i nagrali teledysk. Kiedy wrócili, byli pożarci na amen. Kizzy robiła wszystko, co mogła, aby ich pogodzić, jednak na końcu zaczęli boczyć się także na nią. Pozostali pytali o powody kłótni, ale sama nie wiedziała zbyt dużo.
— Wiem tylko tyle, że Czarny i Świstak dość mocno się pożarli. Pozostali zaczęli się w to wtrącać i w końcu pokłócili się również między sobą o jakieś duperele. Nie wiem, co im odbiło. Przez cały tydzień słychać było tylko jak się na siebie wydzierają. Nie szło z nimi wysiedzieć w jednym pomieszczeniu przez kilka minut. Na koncertach udawali, że wszystko jest okay, ale widziałam, że najchętniej by się pozabijali. Raz nawet Ray musiał interweniować, żeby Czarny i Świstak się nie pobili. Zachowują się tak, jakby ktoś kogoś zabił. Nie wyobrażam sobie dzisiaj z nimi siedzieć przy jednym stole…
Ledwo to powiedziała, a już się zaczęło. Z podwórka słyszeli kłótnię Harry’ego i Kevina. Nie znali powodu, ale żarli się dość mocno. Kizzy wyszła z pomieszczenia jak burza. Na zewnątrz dostrzegła, że Max wsparł Czarnego, a Cary Świstaka. Wywlekali sprawy sprzed kilku lat, aby nawzajem rozjuszyć przeciwną stronę.
— Zamknijcie się! — wrzasnęła.
— Nie wtrącaj się — warknął Dragon, ciskając gromy z oczu w Miętę.
— Nie będę słuchać, jak kłócicie się o byle głupotę!
— To nie słuchaj — burknął Kevin, a Kizzy warknęła jak pies.
— Masz coś do niej? — Bruce natychmiast wstawił się za swoją dziewczyną.
— Nic do niej nie mam, ale nie musi się wtrącać skoro jej to nie dotyczy — burknął, nie odrywając wzroku od Czarnego, który wyglądał na rozwścieczonego.
— Nie musisz wyżywać się jeszcze na niej — warknął.
— Znalazł się Pan Dobra Rada. Tylko szkoda, że sam ich nie słuchasz.
— O co ci chodzi?
— Jak wszyscy ci radzili, żebyś przestał brać, to nie słuchałeś. — To był cios poniżej pasa,  o czym każdy wiedział. — Ja przynajmniej nie byłem ćpunem.
— Świstak! — wykrzyknęła z oburzeniem Scarlet.
Kevin nie widział łez w oczach Kizzy i niedowierzania u pozostałych. Max przytrzymał Czarnego, żeby nie rzucił się na chłopaka z pięściami.
— Może powinieneś to przestałbyś głupio pieprzyć — warknął Harry.
— Tobie jakoś to nie przysłużyło.
— Przestańcie! — Kizzy nie mogła powstrzymać łez wypływających spod powiek.
— Szkoda na niego słów. Chodź, stary — mruknął Mięta, spoglądając z byka na Świstaka.
— I co ja mam zrobić, do cholery!? — wrzasnęła Kizzy. — Chcecie rozwalić nie tylko zespół, ale i swoją znajomość?!
— Wiesz co… Ten zespół chyba już się rozpadł — powiedział Will.
Te słowa ich zabolały, ale zawierały prawdę. Zespół zaczął się sypać. Większość była ze sobą poważnie skłócona, a radosna atmosfera wśród nich zniknęła.
— Co? — szepnęła dziewczyna z niedowierzaniem.
— Chyba każdy to widzi — dodał Max.
Cisza.
Czarny i Mięta wrócili do jadalni, gdzie w milczeniu usiedli. Pozostali wrócili po chwili. Pomiędzy Złodziejami czuć było dystans i chłód, więc atmosfera przy stole była napięta. Żaden z nich się nie odzywał. Kizzy wpadła niespodziewanie do pomieszczenia z wściekłością wymalowaną na twarzy.
— Co wy, do cholery, sobie myślicie? — zaczęła sykiem. — Zakichanymi bzdetami chcecie zniszczyć wszystko, co razem stworzyliście? Chyba śnicie! Na pewno nie teraz, nie przez takie powody, wy… wy… kretyni! — Jej syk przeszedł powoli do wrzasku. — Skończone dupki nieliczące się z innymi! Sodówa uderzyła wam chyba do głów! Jakie głowy?! Puste łby! — Poleciały w ich stronę epitety, których nigdy się po niej nie spodziewali. — Dopóki się nie pogodzicie, nie macie się do mnie odzywać! Do ciebie też to mówię! — dodała do Bruce’a. — Pani Weasley — rzekła, opanowując się — dziękuję za obiad, był pyszny, jak zwykle zresztą, ale dłużej nie wysiedzę w takiej atmosferze.
Wyszła, by deportować się na podwórku. Cisza.
— Zaje*iście — podsumował cicho Cary.
Żaden ze Złodziei nie tknął już jedzenia.
— Wujuś, a dlaczego ciocia tak krzyczała? — Suzi wdrapała się Czarnemu na kolana.
Westchnął.
— Trochę się zdenerwowała.
— A dlaczego?
— Bo doszła do wniosku, że poznała kretynów.
— A kto to kretyn?
— Spójrz na wujka to się dowiesz.
Mięta parsknął śmiechem.
— Czyli kto? — nie rozumiała.
— Idiota? — Nadal nie wiedziała, o kogo chodzi. — Głupek.
Komicznie zmarszczyła brwi.
— Ale wujuś nie jest głupkiem — stwierdziła.
— Jest, tylko jeszcze tego nie dostrzegasz — mruknął.
Uwieszeniem się na jego szyi rozwiała wszystkie problemy, które go męczyły.

Kolejna kłótnia i dużo złości. Harry uderzał w worek treningowy, klnąc w myślach na cały świat. Muzyka grała na cały dom, a on cieszył się, że w takim momencie Ginny jest w pracy. Ledwo usłyszał dzwonek do drzwi przez napady furii i muzykę. Wyszedł na balkon, aby zobaczyć, któż zjawił się w progach jego domu. Mięta – osoba, z którą się nie pokłócił i na to się nie zapowiadało. Chociaż… w ostatnich dniach wszystko było możliwe. Od czasu kłótni zespołu bardziej trzymali się razem i miał nadzieję, że chociaż z nim nie dojdzie do żadnej sprzeczki.
— Właź! — przekrzyczał muzykę, a ten spojrzał na balkon i uniósł kciuk do góry.
Czarny wrócił do pokoju, gdzie wisiał worek treningowy i na powrót zaczął w niego uderzać. Mięta przyszedł po chwili.
— Chyba też w coś takiego zainwestuję — stwierdził Max, opadając na fotel, by wygodnie się na nim rozłożyć.
— Warto — odparł Czarny, przykładając pięścią w materiał.
— Też już masz tego dosyć?
— Cholernie. — Kolejne uderzenie. — Wszystko się posypało przez jeden wyjazd. Nawet nie pamiętam, od czego — uderzenie — się zaczęło.
— Ja też nie. I pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu docinaliśmy sobie bez obawy, że zacznie się mega kłótnią.
— Dokładnie. Już nawet miałem wyciągnąć rękę do Świstaka, ale po tych słowach o ćpaniu ochota na przeprosiny minęła jak skinieniem palca.
— Ostro przesadził. Nie sądziłem, że powie coś takiego. Idę po coś do żarcia, bo nie jadłem obiadu.
— Spoko.
Max wyszedł, kierując się do kuchni. Wrócił z dwoma puszkami piwa.
— Obiad — prychnął Harry, a Max wyszczerzył się.
Podał mu jedno, więc ściągnął rękawice i chwycił je w dłoń.
— Od momentu wyjazdu i zaprzestania tworzenia płyty, nie mam co ze sobą zrobić — ziewnął młodszy. — Rzygać mi się chce, jak oglądam w telewizji te wszystkie gwiazdki, które piszczą jak zarzynane świnie i twierdzą, że są artystami. Koniec końców wyszliśmy na zespół jednego sezonu. Wiązałem z tym przyszłość, a teraz… Pamiętasz? Nie zejdziemy ze sceny, dopóki nie wywleką nas siłą. I co? Sami zeszliśmy!
Harry jednym uderzeniem pięści zgniótł pustą puszkę. Max miał rację. Sami zniszczyli zespół przez głupotę. Nikt nie wiedział, czy będą w stanie chociażby odbudować swoje relacje jako znajomi. Tworzyło się koło. Bez dobrych relacji zespół nie mógłby funkcjonować.
— Co zrobisz, jak zespół rozsypie się na amen? — zapytał Mięta. — Solowa kariera?
— Jeszcze o tym nie myślałem. Chociaż… Nic wam nie mówiłem, ale jakiś czas temu dostałem pewną propozycję.
— Serio? Jaką? — zaciekawił się.
— Nagranie płyty z zespołem Nexting. Jeśli bym się zgodził, miała być tylko odskocznia od Złodziei, ale w tej sytuacji… Nie mają wokalisty i szukają kolejnego.
— Zgodziłeś się?
— Nie dałem im odpowiedzi.
— Tak na serio o tym myślałeś?
— Skoro i tak siedzę w domu jak idiota to może czymś bym się zajął. Na razie umawialiśmy się na jedną płytę.
— Tylko pamiętaj o takim kimś jak Mięta.
— Spoko — wyszczerzył się i przybili sobie żółwiki.

— Czarny założył nowy zespół?
Kizzy siedziała z wielkimi oczami, wpatrując się w nagłówek gazety: Nowy zespół Czarnego! Złodzieje poczuli, jak coś przewraca im się w żołądkach. Tylko Mięta siedział niewzruszony.
— Coś wspominał, że dostał propozycję — powiedział Syriusz, dłubiąc w ziemniakach.
Brakowało Potterów, którzy standardowo byli spóźnieni.
— Mógł powiedzieć — burknęła niemrawo Kizzy.
— A kto powiedział, że nie mamy się do ciebie odzywać? — prychnął Max.
— Wiedziałeś? — spytał Cary.
— Gdybyście się na niego nie boczyli, też by wam powiedział.
— Coś poważniejszego? — Kizzy wyraziła swoje obawy.
— Niech on wam powie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, a po chwili Czarny wraz z Ginny weszli do pomieszczenia. Harry miał nietęgą minę, gdy siadał między gośćmi.
— Mówiłam, że znowu się spóźnimy — burknęła cicho do męża Ginny.
— Nie moja wina.
— Nie? — zdziwiła się komicznie. — A kto nie mógł się z łóżka ruszyć, bo go kacyk męczył? — dodała ciszej.
Harry spojrzał na nią spode łba, a Max zachichotał.
— Czyli opijaliście umowę, o ile się nie mylę? — rzekł rozbawiony.
— Jakie opijaliśmy? Trochę wypiliśmy.
— Trochę? — prychnęła Ginny. — A do domu to na kolanach przyszedł!
— Litości — stęknął Czarny, kiedy Mięta parsknął śmiechem.
— Za wczorajszy wybryk litości nie będzie.
Harry westchnął.
— Czarny?
Chłopak otrząsnął się jak pies, kiedy Kizzy się do niego odezwała.
— Mięta? Czy mnie słuch nie myli? — nie dowierzał.
— Cuda się zdarzają — wyszczerzył się
Harry spojrzał na Kizzy z niepokojem.
— Słucham.
— Czy to prawda, co piszą w gazecie?
— To znaczy?
— O nowym zespole.
— Niedługo będą wiedzieć szybciej ode mnie — mruknął do siebie. — Prawda.
— Ale… to tak poważnie?
— Nie wiem — odparł, patrząc na nią uważnie.
— Ymm… A Złodzieje? — zawahała się.
Niezręczna cisza przy całym stole.
— O ile słuch mnie nie mylił — zaczął Harry — było powiedziane, że Złodzieje są na skraju rozpadu. Sam tej decyzji nie podjąłem — podniósł trochę głos, widząc, że otwiera usta. — Zespół jest nieoficjalnie zawieszony, a mi się nie chce bezczynnie siedzieć w domu. Dostałem propozycję, więc ją przyjąłem.
— W gazecie piszą, że założyłeś nowy zespół.
— Na razie umówiliśmy się na jedną płytę. Jeszcze nie ustaliliśmy, czy będzie to jednorazowa współpraca czy coś dłuższego, więc tak bym tego nie ujął.
— A ich poprzedni wokalista? Na pewno jakiegoś mają i…
— Nie mają — przerwał jej. — Szukają nowego.
— Ale…
— Nie mam zamiaru siedzieć całymi dniami i patrzeć w sufit, czekając na zbawienie. Chcę spróbować czegoś nowego. Nawet jeśli stwierdzimy, że niezbyt się czujemy w zespole, zgarnę to na swoje konto i kiedyś może się przyda.
Max pokiwał głową w zamyśleniu.
— Ty jednak myślisz — rzekł, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Nawet Złodzieje uśmiechnęli się lekko, przypominając sobie te złośliwe wymiany zdań.
— Czyli czymś się różnimy — zripostował Czarny.
Kolejny napad śmiechu.
— Mistrza Ciętej Riposty nigdy nie pokonam — westchnął Max.

Utwory tworzyli bardzo szybko, co nie znaczyło, że były one słabe. Po miesiącu płyta była gotowa w większej części. Złodzieje Serc nadal nie zakopali toporów wojennych. Wszyscy razem widywali się praktycznie tylko na obiadach u Weasleyów, gdzie niemal się do siebie nie odzywali.
— Czy ty musisz pracować nawet w niedziele, które powinieneś mieć wolne? — zirytowała się Ginny, gdy siedzieli przy jednym z obiadów, a Czarny zasypywany był telefonami.
Jego bezradna mina mówiła sama za siebie. Wysłał jej przepraszające spojrzenie, kiedy komórka znowu się odezwała.
— Po tym wyłączę — zapewnił ją i wyszedł do innego pokoju.
Wrócił z dość zdezorientowaną i niepewną miną. Wyłączył komórkę, tak jak obiecał Ginny i opadł na krzesło z mózgiem pracującym na pełnych obrotach.
— Ziemia do Czarnego! — wrzasnął mu Jay do ucha, więc się rozbudził. — Mówię do ciebie. Czemu masz głowę w chmurach?
— Chłopaki się pytają, co ma być na okładce płyty.
— I przez to masz dylematy? Walnijcie jakiś obrazek i już — powiedział Mięta.
— Nie o to chodzi. Pytają, czy ma być nazwa zespołu czy collab.
Kizzy zesztywniała na te słowa.
— Co to jest collab? — zapytał Łapa z głupią miną.
— Współpraca.
— A co to za różnica?
— No wiesz, collab jest postrzegany trochę mniej zobowiązująco.
— Czyli jak napiszecie nazwę zespołu to można uznać, że należysz do zespołu, tak?
— Mniej więcej tak to może wyglądać.
— I co zrobisz?
Czarny wzruszył bezradnie ramionami.

— Nie. Ja tak tego nie zostawię — mówiła do siebie Kizzy, patrząc w sufit swojego pokoju. — Co ja mam zrobić? Jak ich pogodzić? Myśl, Kizzucha.
Zeszła do kuchni, gdzie zastała swoją babcię, która szykowała kolację. Pomogła jej i razem zasiadły przy stole.
— Coś cię trapi — rzekła staruszka z ciepłymi oczami koloru morza i siwymi włosami.
— Babciu, co ja mam zrobić? — zapytała jękliwie.
— Nadal się tym zadręczasz — westchnęła.
— Bo zachowują się jak dzieci, chociaż nikt z nich tak naprawdę nie chce psuć tego wszystkiego.
— Może wykorzystaj to, co każdy z nich lubi, co ich łączy. Wykorzystaj przeszłość i przypomnij im, ile dla siebie znaczą. Byle kłótnia nie może skończyć takiej więzi.
— Babciu, jesteś genialna — rzekła po chwili uradowana, pocałowała kobietę w policzek i wybiegła, zostawiając kanapkę na talerzu.
Staruszka uśmiechnęła się ciepło.

— Musicie mi pomóc.
— W czym?
— W pogodzeniu tych upartych kretynów.
— Już wiadomo, o kim mowa — oznajmił Alex, a ona uśmiechnęła się słodko.
Ściągnęła na Grimmauld Place 12 tyle osób, ile tylko się dało: Hermionę, Huncwotów, Bezimiennych, bliźniaków i oczywiście mieszkańców domu. Ginny i dziewczyny Złodziei także się pojawiły.
— Mam plan. Dziewczyny, wiecie może, czy chłopaki mają plany na jakieś, załóżmy, trzy dni?
Okazało się, że Świstak, Mięta i Dragon siedzą w domu, a Kubek planował odwiedzić jakąś ciotkę, lecz Ket uznała, że to nic ważnego.
— Elgi będzie siedział w domu. Poświęciłam się i odezwałam do niego, chociaż miałam chęć ukręcić mu łeb — przyznała Kizzy. — A Czarny? — zwróciła się do Ginny.
— Standard. Studio.
Kizzy podrapała się po brodzie.
— Masz numer do kogoś z tych kolesi z Nexting?
— Ostatnio dzwonił do któregoś z nich z mojego telefonu, więc numer pewnie zapisał się w ostatnich połączeniach.
— Mogłabyś zadzwonić do niego i powiedzieć, że Czarny nie pojawi się w studiu przez prawdopodobnie kilka dni?
Dziewczyna natychmiast wykręciła numer i wszystko ustaliła, prosząc, żeby na razie nie mówił nic Czarnemu, bo szykuje mu niespodziankę.
— Co wymyśliłaś? — spytał Sean, a Kizzy opowiedziała im o spisku przeciw Złodziejom.
Akcja otrzymała nazwę: Złodzieje wracają do łask.

Podstępem ściągnęli wszystkich Złodziei do Hogwartu. W drodze do gabinetu Natalie wielokrotnie zasypywani byli gromadami uczniów, którzy wykorzystali to, że przez przypadek wpadli na swoich idoli. Czarny i Max weszli do pomieszczenia, wcześniej kulturalnie pukając.
— Dobrze, że jesteście — rzekła na wstępie. — Muszę wam coś pokazać. Chodźcie. — Stanęli przed drzwiami, których wcześniej u niej nie widzieli. Nie zauważyli także, jak różdżki znikają z ich kieszeni. — Musicie szybko wejść, żeby to, co jest w środku nie wyleciało. Nic groźnego, ale zawsze chce uciec.
— Co ty tam masz? — zdziwił się Max.
— Zobaczycie. Nie pożałujecie.
Max i Czarny wymienili zgłupiałe spojrzenia. Nie obawiając się zagrożenia ze strony byłej nauczycielki, weszli do pomieszczenia, jak ich prosiła. Kiedy tylko przeszli przez próg, rozległ się głośny ryk:
— Spier*alać!
Bruce, Kevin, Cary i Will rzucili się w ich stronę. Poszli za ich radą i odwrócili się, by uciec. Łup! Zaryli nosami wprost w zamknięte drzwi. Mięta głośno zaklął, trzymając się za nos. Zapadła niezręczna cisza.
— Emm… Co tu się dzieje? — spytał wreszcie Max.
— Moglibyśmy zapytać was o to samo. Natalie zamknęła nas tu pod pretekstem zobaczenia czegoś nieprawdopodobnego — odparł Elgi.
Czarny i Mięta wymienili spojrzenia.
— Cześć, chłopaki — usłyszeli głos Kizzy. Rozejrzeli się zdezorientowani po pustym pomieszczeniu. — Tu jestem — zaśmiała się.
— To znaczy? — zirytował się Świstak.
— Górny róg pomieszczenia, naprzeciwko Kubka.
Spojrzeli tam, dostrzegając małą kamerkę. Podeszli bliżej, patrząc głupio na przedmiot.
— Że niby tutaj? — zapytał Max.
— Tak. Widzę wasze głupie miny. I nie tylko ja.
— Ej! O co chodzi? — oburzył się Dragon.
— Wasza kłótnia zaczęła nas męczyć. Sami zresztą też się z tym męczycie. Zostaniecie tutaj, dopóki wszyscy się nie pogodzicie.
Skretyniałymi minami mogli wygrać konkurs na najbardziej idiotyczną mimikę twarzy.
— Nas? To znaczy kto? — spytał na pozór spokojnie Świstak.
— Można powiedzieć, że większość waszych znajomych — odparła Natalie. — Różdżek nie szukajcie. Zwinęłam je wam przed wejściem.
— Czarny… — rzekł Ryan.
— No nie, ty też?! — oburzył się Harry.
Najwyższy zaśmiał się i ciągnął:
— Mówię to bezpośrednio do ciebie, bo jako jedyny masz takie możliwości. Wszyscy Bezimienni postarali się o najsilniejsze zabezpieczenia. Zero deportacji, zero magii, zero telepatii.
Harry otwierał niemo ustami, a później komicznie się obraził.
— Ale… ja muszę do studia — stęknął po chwili. — Umówiłem się z chłopakami.
— Już wiedzą, że nie przyjdziesz — rzekła Ginny.
— Zdrajczyni.
— Ej, no! Tak nie można! — krzyknął Bruce. — To jest przetrzymywanie ludzi wbrew ich woli. A to jest karalne!
— Mówi się trudno — odparł Jay, a Czarny prychnął, słysząc, że nawet on go zdradził.
— Sami się o to prosiliście — podsumował Łapa. — Macie, co chcieliście. Nie wyjdziecie, dopóki się nie pogodzicie.
— Cały czas będziemy mieli was na widoku — dodała Kizzy. — Radźcie sobie sami.
Więcej się nie odezwali, a Złodzieje patrzyli tępo w kamerkę.

— Myślicie, że to coś da? — zapytała Hermiona, obserwując, jak Złodzieje Serc rozkładają się na ziemi z nietęgimi minami.
— Mam nadzieję — odparła Kizzy. — Jeśli się nie pozabijają, to się pogodzą, a przecież się nie zabiją.
— Zamknęłaś ich z człowiekiem, który kiedyś był postrachem Voldemorta, a teraz jest postrachem Mroku Dnia — rzekł Ryan ze śmiechem.
Kizzy wyraźnie się zawahała.
— Kumplom nic nie zrobi — stwierdziła pewnie, rozluźniając się.
— Oby, Kizzy, oby.
Opadła na krzesło w gabinecie Syriusza, patrząc na monitor, gdzie byli Złodzieje Serc.

1 komentarz:

  1. Hej,
    co, nie, nie proszę, o co się tak naprawdę pokłocili, tak świetnie się dogadywali ze sobą wcześniej, niech Czarny nie przyłącza się do tamtego zespołu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń