Złodzieje
Serc wyjechali do Chicago, gdzie zagrali dwa koncerty i nagrali teledysk. Kiedy
wrócili, byli pożarci na amen. Kizzy robiła wszystko, co mogła, aby ich
pogodzić, jednak na końcu zaczęli boczyć się także na nią. Pozostali pytali o
powody kłótni, ale sama nie wiedziała zbyt dużo.
—
Wiem tylko tyle, że Czarny i Świstak dość mocno się pożarli. Pozostali zaczęli
się w to wtrącać i w końcu pokłócili się również między sobą o jakieś duperele.
Nie wiem, co im odbiło. Przez cały tydzień słychać było tylko jak się na siebie
wydzierają. Nie szło z nimi wysiedzieć w jednym pomieszczeniu przez kilka
minut. Na koncertach udawali, że wszystko jest okay, ale widziałam, że
najchętniej by się pozabijali. Raz nawet Ray musiał interweniować, żeby Czarny
i Świstak się nie pobili. Zachowują się tak, jakby ktoś kogoś zabił. Nie
wyobrażam sobie dzisiaj z nimi siedzieć przy jednym stole…
Ledwo
to powiedziała, a już się zaczęło. Z podwórka słyszeli kłótnię Harry’ego i
Kevina. Nie znali powodu, ale żarli się dość mocno. Kizzy wyszła z pomieszczenia
jak burza. Na zewnątrz dostrzegła, że Max wsparł Czarnego, a Cary Świstaka.
Wywlekali sprawy sprzed kilku lat, aby nawzajem rozjuszyć przeciwną stronę.
—
Zamknijcie się! — wrzasnęła.
—
Nie wtrącaj się — warknął Dragon, ciskając gromy z oczu w Miętę.
—
Nie będę słuchać, jak kłócicie się o byle głupotę!
—
To nie słuchaj — burknął Kevin, a Kizzy warknęła jak pies.
—
Masz coś do niej? — Bruce natychmiast wstawił się za swoją dziewczyną.
—
Nic do niej nie mam, ale nie musi się wtrącać skoro jej to nie dotyczy —
burknął, nie odrywając wzroku od Czarnego, który wyglądał na rozwścieczonego.
—
Nie musisz wyżywać się jeszcze na niej — warknął.
—
Znalazł się Pan Dobra Rada. Tylko szkoda, że sam ich nie słuchasz.
—
O co ci chodzi?
—
Jak wszyscy ci radzili, żebyś przestał brać, to nie słuchałeś. — To był cios poniżej
pasa, o czym każdy wiedział. — Ja
przynajmniej nie byłem ćpunem.
—
Świstak! — wykrzyknęła z oburzeniem Scarlet.
Kevin
nie widział łez w oczach Kizzy i niedowierzania u pozostałych. Max przytrzymał
Czarnego, żeby nie rzucił się na chłopaka z pięściami.
—
Może powinieneś to przestałbyś głupio pieprzyć — warknął Harry.
—
Tobie jakoś to nie przysłużyło.
—
Przestańcie! — Kizzy nie mogła powstrzymać łez wypływających spod powiek.
—
Szkoda na niego słów. Chodź, stary — mruknął Mięta, spoglądając z byka na
Świstaka.
—
I co ja mam zrobić, do cholery!? — wrzasnęła Kizzy. — Chcecie rozwalić nie
tylko zespół, ale i swoją znajomość?!
—
Wiesz co… Ten zespół chyba już się rozpadł — powiedział Will.
Te
słowa ich zabolały, ale zawierały prawdę. Zespół zaczął się sypać. Większość
była ze sobą poważnie skłócona, a radosna atmosfera wśród nich zniknęła.
—
Co? — szepnęła dziewczyna z niedowierzaniem.
—
Chyba każdy to widzi — dodał Max.
Cisza.
Czarny
i Mięta wrócili do jadalni, gdzie w milczeniu usiedli. Pozostali wrócili po
chwili. Pomiędzy Złodziejami czuć było dystans i chłód, więc atmosfera przy
stole była napięta. Żaden z nich się nie odzywał. Kizzy wpadła niespodziewanie
do pomieszczenia z wściekłością wymalowaną na twarzy.
—
Co wy, do cholery, sobie myślicie? — zaczęła sykiem. — Zakichanymi bzdetami
chcecie zniszczyć wszystko, co razem stworzyliście? Chyba śnicie! Na pewno nie
teraz, nie przez takie powody, wy… wy… kretyni! — Jej syk przeszedł powoli do
wrzasku. — Skończone dupki nieliczące się z innymi! Sodówa uderzyła wam chyba
do głów! Jakie głowy?! Puste łby! — Poleciały w ich stronę epitety, których nigdy
się po niej nie spodziewali. — Dopóki się nie pogodzicie, nie macie się do mnie
odzywać! Do ciebie też to mówię! — dodała do Bruce’a. — Pani Weasley — rzekła,
opanowując się — dziękuję za obiad, był pyszny, jak zwykle zresztą, ale dłużej
nie wysiedzę w takiej atmosferze.
Wyszła,
by deportować się na podwórku. Cisza.
—
Zaje*iście — podsumował cicho Cary.
Żaden
ze Złodziei nie tknął już jedzenia.
—
Wujuś, a dlaczego ciocia tak krzyczała? — Suzi wdrapała się Czarnemu na kolana.
Westchnął.
—
Trochę się zdenerwowała.
—
A dlaczego?
—
Bo doszła do wniosku, że poznała kretynów.
—
A kto to kretyn?
—
Spójrz na wujka to się dowiesz.
Mięta
parsknął śmiechem.
—
Czyli kto? — nie rozumiała.
—
Idiota? — Nadal nie wiedziała, o kogo chodzi. — Głupek.
Komicznie
zmarszczyła brwi.
—
Ale wujuś nie jest głupkiem — stwierdziła.
—
Jest, tylko jeszcze tego nie dostrzegasz — mruknął.
Uwieszeniem
się na jego szyi rozwiała wszystkie problemy, które go męczyły.
Kolejna
kłótnia i dużo złości. Harry uderzał w worek treningowy, klnąc w myślach na
cały świat. Muzyka grała na cały dom, a on cieszył się, że w takim momencie
Ginny jest w pracy. Ledwo usłyszał dzwonek do drzwi przez napady furii i
muzykę. Wyszedł na balkon, aby zobaczyć, któż zjawił się w progach jego domu.
Mięta – osoba, z którą się nie pokłócił i na to się nie zapowiadało. Chociaż… w
ostatnich dniach wszystko było możliwe. Od czasu kłótni zespołu bardziej
trzymali się razem i miał nadzieję, że chociaż z nim nie dojdzie do żadnej
sprzeczki.
—
Właź! — przekrzyczał muzykę, a ten spojrzał na balkon i uniósł kciuk do góry.
Czarny
wrócił do pokoju, gdzie wisiał worek treningowy i na powrót zaczął w niego
uderzać. Mięta przyszedł po chwili.
—
Chyba też w coś takiego zainwestuję — stwierdził Max, opadając na fotel, by
wygodnie się na nim rozłożyć.
—
Warto — odparł Czarny, przykładając pięścią w materiał.
—
Też już masz tego dosyć?
—
Cholernie. — Kolejne uderzenie. — Wszystko się posypało przez jeden wyjazd.
Nawet nie pamiętam, od czego — uderzenie — się zaczęło.
—
Ja też nie. I pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu docinaliśmy sobie bez obawy, że
zacznie się mega kłótnią.
—
Dokładnie. Już nawet miałem wyciągnąć rękę do Świstaka, ale po tych słowach o
ćpaniu ochota na przeprosiny minęła jak skinieniem palca.
—
Ostro przesadził. Nie sądziłem, że powie coś takiego. Idę po coś do żarcia, bo
nie jadłem obiadu.
—
Spoko.
Max
wyszedł, kierując się do kuchni. Wrócił z dwoma puszkami piwa.
—
Obiad — prychnął Harry, a Max wyszczerzył się.
Podał
mu jedno, więc ściągnął rękawice i chwycił je w dłoń.
—
Od momentu wyjazdu i zaprzestania tworzenia płyty, nie mam co ze sobą zrobić —
ziewnął młodszy. — Rzygać mi się chce, jak oglądam w telewizji te wszystkie
gwiazdki, które piszczą jak zarzynane świnie i twierdzą, że są artystami.
Koniec końców wyszliśmy na zespół jednego sezonu. Wiązałem z tym przyszłość, a
teraz… Pamiętasz? Nie zejdziemy ze sceny,
dopóki nie wywleką nas siłą. I co? Sami zeszliśmy!
Harry
jednym uderzeniem pięści zgniótł pustą puszkę. Max miał rację. Sami zniszczyli
zespół przez głupotę. Nikt nie wiedział, czy będą w stanie chociażby odbudować
swoje relacje jako znajomi. Tworzyło się koło. Bez dobrych relacji zespół nie
mógłby funkcjonować.
—
Co zrobisz, jak zespół rozsypie się na amen? — zapytał Mięta. — Solowa kariera?
—
Jeszcze o tym nie myślałem. Chociaż… Nic wam nie mówiłem, ale jakiś czas temu
dostałem pewną propozycję.
—
Serio? Jaką? — zaciekawił się.
—
Nagranie płyty z zespołem Nexting. Jeśli bym się zgodził, miała być tylko
odskocznia od Złodziei, ale w tej sytuacji… Nie mają wokalisty i szukają
kolejnego.
—
Zgodziłeś się?
—
Nie dałem im odpowiedzi.
—
Tak na serio o tym myślałeś?
—
Skoro i tak siedzę w domu jak idiota to może czymś bym się zajął. Na razie umawialiśmy
się na jedną płytę.
—
Tylko pamiętaj o takim kimś jak Mięta.
—
Spoko — wyszczerzył się i przybili sobie żółwiki.
—
Czarny założył nowy zespół?
Kizzy
siedziała z wielkimi oczami, wpatrując się w nagłówek gazety: Nowy zespół Czarnego! Złodzieje poczuli,
jak coś przewraca im się w żołądkach. Tylko Mięta siedział niewzruszony.
—
Coś wspominał, że dostał propozycję — powiedział Syriusz, dłubiąc w
ziemniakach.
Brakowało
Potterów, którzy standardowo byli spóźnieni.
—
Mógł powiedzieć — burknęła niemrawo Kizzy.
—
A kto powiedział, że nie mamy się do ciebie odzywać? — prychnął Max.
—
Wiedziałeś? — spytał Cary.
—
Gdybyście się na niego nie boczyli, też by wam powiedział.
—
Coś poważniejszego? — Kizzy wyraziła swoje obawy.
—
Niech on wam powie.
Zadzwonił
dzwonek do drzwi, a po chwili Czarny wraz z Ginny weszli do pomieszczenia. Harry
miał nietęgą minę, gdy siadał między gośćmi.
—
Mówiłam, że znowu się spóźnimy — burknęła cicho do męża Ginny.
—
Nie moja wina.
—
Nie? — zdziwiła się komicznie. — A kto nie mógł się z łóżka ruszyć, bo go kacyk
męczył? — dodała ciszej.
Harry
spojrzał na nią spode łba, a Max zachichotał.
—
Czyli opijaliście umowę, o ile się nie mylę? — rzekł rozbawiony.
—
Jakie opijaliśmy? Trochę wypiliśmy.
—
Trochę? — prychnęła Ginny. — A do domu to na kolanach przyszedł!
—
Litości — stęknął Czarny, kiedy Mięta parsknął śmiechem.
—
Za wczorajszy wybryk litości nie będzie.
Harry
westchnął.
—
Czarny?
Chłopak
otrząsnął się jak pies, kiedy Kizzy się do niego odezwała.
—
Mięta? Czy mnie słuch nie myli? — nie dowierzał.
—
Cuda się zdarzają — wyszczerzył się
Harry
spojrzał na Kizzy z niepokojem.
—
Słucham.
—
Czy to prawda, co piszą w gazecie?
—
To znaczy?
—
O nowym zespole.
—
Niedługo będą wiedzieć szybciej ode mnie — mruknął do siebie. — Prawda.
—
Ale… to tak poważnie?
—
Nie wiem — odparł, patrząc na nią uważnie.
—
Ymm… A Złodzieje? — zawahała się.
Niezręczna
cisza przy całym stole.
—
O ile słuch mnie nie mylił — zaczął Harry — było powiedziane, że Złodzieje są
na skraju rozpadu. Sam tej decyzji nie podjąłem — podniósł trochę głos, widząc,
że otwiera usta. — Zespół jest nieoficjalnie zawieszony, a mi się nie chce
bezczynnie siedzieć w domu. Dostałem propozycję, więc ją przyjąłem.
—
W gazecie piszą, że założyłeś nowy zespół.
—
Na razie umówiliśmy się na jedną płytę. Jeszcze nie ustaliliśmy, czy będzie to
jednorazowa współpraca czy coś dłuższego, więc tak bym tego nie ujął.
—
A ich poprzedni wokalista? Na pewno jakiegoś mają i…
—
Nie mają — przerwał jej. — Szukają nowego.
—
Ale…
—
Nie mam zamiaru siedzieć całymi dniami i patrzeć w sufit, czekając na
zbawienie. Chcę spróbować czegoś nowego. Nawet jeśli stwierdzimy, że niezbyt
się czujemy w zespole, zgarnę to na swoje konto i kiedyś może się przyda.
Max
pokiwał głową w zamyśleniu.
—
Ty jednak myślisz — rzekł, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Nawet
Złodzieje uśmiechnęli się lekko, przypominając sobie te złośliwe wymiany zdań.
—
Czyli czymś się różnimy — zripostował Czarny.
Kolejny
napad śmiechu.
—
Mistrza Ciętej Riposty nigdy nie pokonam — westchnął Max.
Utwory
tworzyli bardzo szybko, co nie znaczyło, że były one słabe. Po miesiącu płyta
była gotowa w większej części. Złodzieje Serc nadal nie zakopali toporów
wojennych. Wszyscy razem widywali się praktycznie tylko na obiadach u
Weasleyów, gdzie niemal się do siebie nie odzywali.
—
Czy ty musisz pracować nawet w niedziele, które powinieneś mieć wolne? — zirytowała
się Ginny, gdy siedzieli przy jednym z obiadów, a Czarny zasypywany był
telefonami.
Jego
bezradna mina mówiła sama za siebie. Wysłał jej przepraszające spojrzenie,
kiedy komórka znowu się odezwała.
—
Po tym wyłączę — zapewnił ją i wyszedł do innego pokoju.
Wrócił
z dość zdezorientowaną i niepewną miną. Wyłączył komórkę, tak jak obiecał Ginny
i opadł na krzesło z mózgiem pracującym na pełnych obrotach.
—
Ziemia do Czarnego! — wrzasnął mu Jay do ucha, więc się rozbudził. — Mówię do
ciebie. Czemu masz głowę w chmurach?
—
Chłopaki się pytają, co ma być na okładce płyty.
—
I przez to masz dylematy? Walnijcie jakiś obrazek i już — powiedział Mięta.
—
Nie o to chodzi. Pytają, czy ma być nazwa zespołu czy collab.
Kizzy
zesztywniała na te słowa.
—
Co to jest collab? — zapytał Łapa z głupią miną.
—
Współpraca.
—
A co to za różnica?
—
No wiesz, collab jest postrzegany trochę mniej zobowiązująco.
—
Czyli jak napiszecie nazwę zespołu to można uznać, że należysz do zespołu, tak?
—
Mniej więcej tak to może wyglądać.
—
I co zrobisz?
Czarny
wzruszył bezradnie ramionami.
—
Nie. Ja tak tego nie zostawię — mówiła do siebie Kizzy, patrząc w sufit swojego
pokoju. — Co ja mam zrobić? Jak ich pogodzić? Myśl, Kizzucha.
Zeszła
do kuchni, gdzie zastała swoją babcię, która szykowała kolację. Pomogła jej i
razem zasiadły przy stole.
—
Coś cię trapi — rzekła staruszka z ciepłymi oczami koloru morza i siwymi
włosami.
—
Babciu, co ja mam zrobić? — zapytała jękliwie.
—
Nadal się tym zadręczasz — westchnęła.
—
Bo zachowują się jak dzieci, chociaż nikt z nich tak naprawdę nie chce psuć
tego wszystkiego.
—
Może wykorzystaj to, co każdy z nich lubi, co ich łączy. Wykorzystaj przeszłość
i przypomnij im, ile dla siebie znaczą. Byle kłótnia nie może skończyć takiej
więzi.
—
Babciu, jesteś genialna — rzekła po chwili uradowana, pocałowała kobietę w
policzek i wybiegła, zostawiając kanapkę na talerzu.
Staruszka
uśmiechnęła się ciepło.
—
Musicie mi pomóc.
—
W czym?
—
W pogodzeniu tych upartych kretynów.
—
Już wiadomo, o kim mowa — oznajmił Alex, a ona uśmiechnęła się słodko.
Ściągnęła
na Grimmauld Place 12 tyle osób, ile tylko się dało: Hermionę, Huncwotów,
Bezimiennych, bliźniaków i oczywiście mieszkańców domu. Ginny i dziewczyny
Złodziei także się pojawiły.
—
Mam plan. Dziewczyny, wiecie może, czy chłopaki mają plany na jakieś, załóżmy,
trzy dni?
Okazało
się, że Świstak, Mięta i Dragon siedzą w domu, a Kubek planował odwiedzić jakąś
ciotkę, lecz Ket uznała, że to nic ważnego.
—
Elgi będzie siedział w domu. Poświęciłam się i odezwałam do niego, chociaż
miałam chęć ukręcić mu łeb — przyznała Kizzy. — A Czarny? — zwróciła się do
Ginny.
—
Standard. Studio.
Kizzy
podrapała się po brodzie.
—
Masz numer do kogoś z tych kolesi z Nexting?
—
Ostatnio dzwonił do któregoś z nich z mojego telefonu, więc numer pewnie
zapisał się w ostatnich połączeniach.
—
Mogłabyś zadzwonić do niego i powiedzieć, że Czarny nie pojawi się w studiu
przez prawdopodobnie kilka dni?
Dziewczyna
natychmiast wykręciła numer i wszystko ustaliła, prosząc, żeby na razie nie
mówił nic Czarnemu, bo szykuje mu niespodziankę.
—
Co wymyśliłaś? — spytał Sean, a Kizzy opowiedziała im o spisku przeciw
Złodziejom.
Akcja
otrzymała nazwę: Złodzieje wracają do
łask.
Podstępem
ściągnęli wszystkich Złodziei do Hogwartu. W drodze do gabinetu Natalie
wielokrotnie zasypywani byli gromadami uczniów, którzy wykorzystali to, że
przez przypadek wpadli na swoich idoli. Czarny i Max weszli do pomieszczenia,
wcześniej kulturalnie pukając.
—
Dobrze, że jesteście — rzekła na wstępie. — Muszę wam coś pokazać. Chodźcie. —
Stanęli przed drzwiami, których wcześniej u niej nie widzieli. Nie zauważyli
także, jak różdżki znikają z ich kieszeni. — Musicie szybko wejść, żeby to, co
jest w środku nie wyleciało. Nic groźnego, ale zawsze chce uciec.
—
Co ty tam masz? — zdziwił się Max.
—
Zobaczycie. Nie pożałujecie.
Max
i Czarny wymienili zgłupiałe spojrzenia. Nie obawiając się zagrożenia ze strony
byłej nauczycielki, weszli do pomieszczenia, jak ich prosiła. Kiedy tylko
przeszli przez próg, rozległ się głośny ryk:
—
Spier*alać!
Bruce,
Kevin, Cary i Will rzucili się w ich stronę. Poszli za ich radą i odwrócili się,
by uciec. Łup! Zaryli nosami wprost w
zamknięte drzwi. Mięta głośno zaklął, trzymając się za nos. Zapadła niezręczna
cisza.
—
Emm… Co tu się dzieje? — spytał wreszcie Max.
—
Moglibyśmy zapytać was o to samo. Natalie zamknęła nas tu pod pretekstem zobaczenia
czegoś nieprawdopodobnego — odparł Elgi.
Czarny
i Mięta wymienili spojrzenia.
—
Cześć, chłopaki — usłyszeli głos Kizzy. Rozejrzeli się zdezorientowani po
pustym pomieszczeniu. — Tu jestem — zaśmiała się.
—
To znaczy? — zirytował się Świstak.
—
Górny róg pomieszczenia, naprzeciwko Kubka.
Spojrzeli
tam, dostrzegając małą kamerkę. Podeszli bliżej, patrząc głupio na przedmiot.
—
Że niby tutaj? — zapytał Max.
—
Tak. Widzę wasze głupie miny. I nie tylko ja.
—
Ej! O co chodzi? — oburzył się Dragon.
—
Wasza kłótnia zaczęła nas męczyć. Sami zresztą też się z tym męczycie. Zostaniecie
tutaj, dopóki wszyscy się nie pogodzicie.
Skretyniałymi
minami mogli wygrać konkurs na najbardziej idiotyczną mimikę twarzy.
—
Nas? To znaczy kto? — spytał na pozór spokojnie Świstak.
—
Można powiedzieć, że większość waszych znajomych — odparła Natalie. — Różdżek
nie szukajcie. Zwinęłam je wam przed wejściem.
—
Czarny… — rzekł Ryan.
—
No nie, ty też?! — oburzył się Harry.
Najwyższy
zaśmiał się i ciągnął:
—
Mówię to bezpośrednio do ciebie, bo jako jedyny masz takie możliwości. Wszyscy
Bezimienni postarali się o najsilniejsze zabezpieczenia. Zero deportacji, zero
magii, zero telepatii.
Harry
otwierał niemo ustami, a później komicznie się obraził.
—
Ale… ja muszę do studia — stęknął po chwili. — Umówiłem się z chłopakami.
—
Już wiedzą, że nie przyjdziesz — rzekła Ginny.
—
Zdrajczyni.
—
Ej, no! Tak nie można! — krzyknął Bruce. — To jest przetrzymywanie ludzi wbrew
ich woli. A to jest karalne!
—
Mówi się trudno — odparł Jay, a Czarny prychnął, słysząc, że nawet on go
zdradził.
—
Sami się o to prosiliście — podsumował Łapa. — Macie, co chcieliście. Nie
wyjdziecie, dopóki się nie pogodzicie.
—
Cały czas będziemy mieli was na widoku — dodała Kizzy. — Radźcie sobie sami.
Więcej
się nie odezwali, a Złodzieje patrzyli tępo w kamerkę.
—
Myślicie, że to coś da? — zapytała Hermiona, obserwując, jak Złodzieje Serc
rozkładają się na ziemi z nietęgimi minami.
—
Mam nadzieję — odparła Kizzy. — Jeśli się nie pozabijają, to się pogodzą, a
przecież się nie zabiją.
—
Zamknęłaś ich z człowiekiem, który kiedyś był postrachem Voldemorta, a teraz
jest postrachem Mroku Dnia — rzekł Ryan ze śmiechem.
Kizzy
wyraźnie się zawahała.
—
Kumplom nic nie zrobi — stwierdziła pewnie, rozluźniając się.
—
Oby, Kizzy, oby.
Opadła
na krzesło w gabinecie Syriusza, patrząc na monitor, gdzie byli Złodzieje Serc.
Hej,
OdpowiedzUsuńco, nie, nie proszę, o co się tak naprawdę pokłocili, tak świetnie się dogadywali ze sobą wcześniej, niech Czarny nie przyłącza się do tamtego zespołu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia