—
Czarny…
—
Co?
—
Czarny…
—
Co?
—
Czarny…
—
Co, do jasnej cholery?!
—
Chciałem sprawdzić twoją cierpliwość.
—
Mięta…
—
No co? — jęknął. — Nudzi mi się.
—
Nie tylko tobie.
Leżeli
na ziemi jak tylko się dało. Czarny z nogami na ścianie, Dragon płasko na
brzuchu, a Kubek na plecach, Mięta tulił się do muru, Świstak skulił się w
kącie, Elgi przybrał dość dziwną pozycję siedząco-leżącą.
—
Ku*wa — jęknął Cary.
—
Nie sądziłem, że znam tak piz*niętych ludzi, którzy zrobią coś takiego —
powiedział Will.
—
A co ja mam powiedzieć? — burknął Harry. — Własna żona mnie tu zamknęła. Nawet cholerny
Kodeks Huncwotów odleciał w kąt.
—
Harry, nie mieszaj w to Kodeksu — rzekł Alex przez mikrofon.
—
Nie odzywaj się do mnie.
Z
kamerki dobiegł ich śmiech kilku osób, na co Czarny prychnął.
Kwadrans
później.
—
Czarny…
—
Co?
—
Ymmm…
—
Mięta, idź się leczyć…
Dwadzieścia
pięć minut później.
Świstak
zerwał się z ziemi i podszedł do kamerki odprowadzony spojrzeniami pozostałych.
—
Ej! — powiedział do ludzi po drugiej stronie. — Kizzy!
—
Co? — burknęła.
—
Każdy człowiek ma potrzeby.
—
To znaczy?
—
To znaczy, że ja muszę do kibla!
—
Wyczucie momentu — zachichotał Cary.
—
Powstrzymaj się — prychnęła.
—
Mam nalać na ścianę?
—
Eee…
Bruce
zerwał się z ziemi i stanął obok Kevina.
—
Powstrzymywanie moczu może spowodować problemy z prostatą — powiedział
filozoficznie, ale najpoważniej jak mógł. — Chłopaki, chyba nie chcecie mieć
problemów, co nie?
—
No ba! — rzucił szybko Will.
—
On ma rację! — dodał Max.
—
Prawdę mówi! — zakończył Dragon.
—
Ha! Musicie nas wypuścić, żeby nie narażać naszego zdrowia — uradował się
Świstak.
Chwila
niezrozumiałych szeptów zza kamery, aż wreszcie Kizzy powiedziała:
—
Kibel macie po prawej.
Walnęli
głupie miny, widząc drzwi. Nie o to im przecież chodziło! Wszyscy natychmiast
wpadli do łazienki.
—
A ręce to co?! W moczu myć?! — wrzasnął Harry tak, aby słyszeli go zza kamery.
Wszyscy
wybuchnęli śmiechem tak niepohamowanym, że Świstak aż się poryczał.
—
Mądrze mówi — wyjąkał Cary.
—
Macie — odparła Kizzy, nie powstrzymując chichotu, a obok toalety pojawiła się
umywalka.
—
Chociaż klopa mamy — powiedział rozbawiony Max, kładąc się na poprzednie
miejsce.
—
Zaraz dupa mi odpadnie! — wściekł się niespodziewanie Dragon. — Ile można leżeć
albo siedzieć na zimnej posadzce? Dalibyście coś do siedzenia.
Zza
kamerki nikt się nie odezwał.
—
Gnojki — burknął Max. — Teraz nie będą odzywać, żebyśmy mieli kontakt tylko ze
sobą.
Trafił
w sam środek.
Za
oknem robiło się coraz ciemniej, a oni siedzieli na ziemi znudzeni, znużeni i
zniecierpliwieni, wymieniając czasami jakieś zdania. Zza kamerki nikt nic nie
mówił, ale wiedzieli, że cały czas ktoś na nich patrzy.
Półmrok.
Zimna posadzka z kamienia, od której bił chłód, i takie same ściany. Małe
pomieszczenie, które wyglądało jak… cela.
Harry
otworzył oczy, gdy wspomnienia naparły na niego z całą siłą. Omiótł spojrzeniem
pokój z wrażeniem, że zaraz serce wyskoczy mu przez gardło.
Krew…
Zacisnął
mocno szczęki, nie mogąc pozbyć się tego obrazu sprzed oczu.
Łańcuchy…
Zerknął
na sufit, sprawdzając, czy nawet one tam są. Były. W jego wyobraźni.
Ból…
Plecy
zapiekły, gdy przypomniał sobie te przeklęte godziny, gdy nożem rysowali
skrzydła.
Ze
wspomnień wybudziło go uderzenie w bok.
—
Co? — mruknął, widząc Elgiego.
—
Pytamy, czy masz aktualnie sny na jawie.
Uśmiechnął
się krzywo. Nie wyobrażali sobie jakie.
—
Co jest? — zapytał Mięta, obserwując go z lekkim niepokojem.
—
Mam uraz do takich miejsc — powiedział po chwili milczenia, mając wrażenie, że
zaraz dopadnie go atak paniki.
Kevin
i Max zmarszczyli brwi.
—
To znaczy? — zapytał Will.
Cary
szturchnął go w ramię, nagle pojmując, co chłopak miał na myśli. Czarny
zacisnął dłonie, kiedy zaczęły mu drżeć.
—
Kizzy… — zaczęła z obawą Hermiona.
—
Nie rozumiem, o co mu chodzi — odparła, patrząc niepewnie w monitor ze
zmarszczonymi brwiami.
—
W mroku to pomieszczenie wygląda jak kopia lochów u Malfoya — wydukał
niespodziewanie Jay.
Przenieśli
na niego przerażone spojrzenia. Stał z lekko skrzywioną twarzą, przypominając
sobie miejsce, gdzie znaleźli Czarnego.
—
Tak, na pewno to miejsce mu się kojarzy. Kamień, mrok, małe pomieszczenie, zero
mebli, a okna jakby w ogóle w nocy ich nie było. Resztę łatwo sobie wyobrazić,
bo mózg płata różne figle.
—
Mogliście wcześniej powiedzieć — jęknęła Kizzy.
—
Widzieliśmy to tylko w dzień. Wtedy nie było tego widać.
—
Wstawcie lampę i jakieś fotele. Nie ma sensu, żeby siedzieli na ziemi i
przypominali sobie to, czego nie powinni.
Harry
poczuł się o wiele lepiej, kiedy zaświecono światło i pojawiły fotele. Teraz
pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej od lochów Malfoya. Od razu się
uspokoił, choć na plecach nadal czuł zimny pot i nie wątpił, że jego twarz
przybrała kolor mleka.
Wszyscy
Złodzieje wykorzystali to, że przysłano im coś wygodniejszego do siedzenia od
podłogi.
—
Po pobudce chcę coś dobrego do jedzenia — zażyczył sobie Kevin, zanim zamknął
oczy, by zasnąć.
—
No co oni robią? — oburzyła się Kizzy. — Godzina dziewiętnasta, a oni idą
spać?!
—
A myślałaś, że co? — zaśmiał się Ron.
—
Mieli się godzić!
—
Myślisz, że ustąpią w tak krótkim czasie? — rzekł rozbawiony Remus. — Szykujmy
się na kilka dni.
—
To co robimy? Trzeba to przyśpieszyć.
—
Chyba mam pomysł — uśmiechnęła się szeroko Hermiona.
—
Pobudka, chłopaki!
Nadal
zaspani uchylili powieki.
—
A myślałem, że to wszystko mi się śniło — mruknął Bruce i z powrotem położył
głowę na oparciu.
—
Która godzina? — ziewnął Cary.
—
Po siódmej.
—
Kobieto, o tej godzinie to ja się przewracam na drugi bok — stęknął Czarny.
—
Narzekacie. Na stole macie śniadanie. Smacznego.
Nie
mieli innego wyboru, więc zjedli to, co mieli. Kolejne godziny mijały nim na nudzie.
Nie było żadnych oznak mówiących o tym, że mają zamiar się pogodzić, co bardzo
irytowało Kizzy. Plusem było chociaż to, że się nie kłócili, a to odrobinę
ułatwiało sprawę.
—
Cholera, to już jest przesada — powiedział Bruce. — Myślałem, że robią sobie
jaja, potrzymają nas tu kilka-kilkanaście godzin i im się znudzi. Ile już tutaj
siedzimy?
—
Patrząc za okno wychodzi na to, że zaraz będziemy mieli trzecią nockę w tym
miejscu — odparł Will.
—
O rany — stęknął Max w oparcie fotela.
—
Ile można? Ludzi przetrzymują to chociaż jakieś wygodne łóżka by się przydały. Zaraz
kości chyba mi pękną.
—
Za dużo wymagasz. Nie dadzą ci wygodnego łóżka, bo przez niewygody będziesz
chciał szybciej wyjść, czyli wcześniej spełnisz ich warunki — odparł
filozoficznych głosem Dragon.
—
Nie ma co tych ludzi denerwować. Dobrze to wiedzieć na przyszłość — rzekł Will.
— Czy naprawdę wszyscy biorą w tym udział?
—
Najprawdopodobniej tak — mruknął Czarny.
—
Skąd pewność?
—
Głównym źródłem jest nasza wspaniała menedżerka, o ile się nie mylę. Liroff
Natalie nas tutaj zaciągnęła, a jeśli ona, to także pozostali Bezimienni, jak
dobrze słyszeliśmy. Wśród Bezimiennych jest Black Amy, a jeśli ona, to także
Black Syriusz. Za nimi poszli Lupinowie, gdyż na pewno o tym wiedzą i okazji
nie przepuszczą. Słyszeliśmy także Jonsona Jaya i Williamsa Alexa, co utwierdza
mnie w fakcie, iż uczestniczy w tym też Weasley Ronald i Granger Hermiona. Nie
zapomnijmy o Potter Ginewrze, która prawdopodobnie była pierwszą osobą, która
pomogła McPamant Kizzy. Kogoś pominąłem? No tak. Wasze szanowne kobiety, które
musiały wiedzieć, że znikniecie na jakiś czas.
—
Twoje rozumowanie powala — zaśmiał się Max.
—
Ale raczej jest słuszne — zauważył Will.
—
Zdrada — westchnął na koniec Świstak.
—
Chłopaki, mamy dla was coś, co pewnie wam się spodoba — oznajmiła Kizzy kilka
godzin później, w trakcie gdy Mięta z nudów grał z Carym w łapki, a Will
majstrował przy drzwiach.
—
To znaczy? — mruknął Świstak.
—
Film.
—
Jaki?
—
Hmm… Biografia.
—
To nuda.
—
Niekoniecznie.
Naprzeciwko
nich pojawił się telewizor, więc wszyscy zajęli swoje fotele.
—
Macie zapewnionych kilka godzin rozrywki.
—
Wiedziałem, że coś się za tym kryje — wymamrotał Max, kiedy na ekranie pojawił
się napis: ZŁODZIEJE SERC – JAK TO
WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO.
— Kevin, słyszałeś to?
— śmiał się blondyn z naszywką Slytherinu na szacie. — Już chyba nie wiedzą, co
robić. Lekcja muzyki… He, he.
— A czemu? Może będzie
to coś fajnego — odparła Scarlet siedząca obok swojego chłopaka. — Sama
osobiście nie pójdę, bo mam zbyt dużo na głowie.
— Kevin, co ci się tak
oczy świecą? — spytał blondyn.
—Wyobrażasz sobie te
wszystkie beztalencia udające piosenkarzy? — zaśmiał się.
— Muszę to usłyszeć! —
wybuchnął śmiechem.
— Ja też — wyszczerzył
się Kevin.
— Jesteście chamscy —
podsumowała Scarlet, kręcąc głową.
— Will, co robisz
jutro?
— Prawdopodobnie będę
się zastanawiać, jak wymigać się od zadania z eliksirów.
— Chodź ze mną na
lekcje muzyki.
— Oszalałeś? Jeszcze
mnie tak nie popieprzyło.
— Stary, no. Tak dla
towarzystwa.
— Niech ci będzie, ale
przestań mi tu jęczeć.
— Idziemy na lekcję
muzyki?
— A po co? Ja? Max Leyc
śpiewać? Nie rozśmieszaj mnie.
— Ponabijamy się z
innych i damy nogę z kolejnych zajęć.
— Na taki jednorazowy
wybryk mogę się zgodzić.
— Chłopaki, jest misja.
Towarzyszycie mi na lekcji muzyki.
Alex i Jay wyszczerzyli
się.
— Okay.
— A Ron?
— Stwierdził, że woli wykorzystać
ten czas na spanie.
— Chcesz zrobić karierę
jako muzyk? — zaśmiał się Jay.
Czarny parsknął
śmiechem.
— Idę ze względu na
Natalie. Urwie mi jaja, jeśli się nie pojawię.
— Bruce, gdzie idziesz?
— Mam szlaban.
— Stary, chodź na muzykę
to tego unikniesz! Flitwick ci odpuści, bo sam prowadzi chór.
Bruce wyszczerzył się.
— Dalej, idziemy.
— Stary, chyba oszalałeś.
Przestań ciągnąć mnie na tę cholerą muzykę, bo nie ręczę za siebie! Mówię:
przestań!
Było za późno. Kumpel
wepchnął Cary’ego do Wielkiej Sali i już nie miał wyboru.
Propozycja Natalie, aby
wzięli udział w koncercie.
Patrzyli
na to, nie odrywając wzroku od ekranu. Każdy trafił na lekcję muzyki przez
całkowity przypadek. Gdyby nie to, nigdy nie stworzyliby żadnego zespołu. Na
ekranie pojawił się napis: PIERWSZE
LEKCJE I POCZĄTKI ZNAJOMOŚCI.
— No to bierzemy się do
roboty — rzekła z zapałem Natalie, patrząc na przyszły zespół i ich
instrumenty.
— Ale… jak się tym
posługiwać? — zapytał niepewnie Will.
— A jak się tym
wszystkim posługiwaliście na pierwszej lekcji? — uśmiechnęła się szeroko. —
Musicie dać się pochłonąć i sami to rozgryziecie. Myślicie, że potrafię na tym
wszystkim grać? — roześmiała się. — Według magii macie talent, więc jesteście w
stanie sami wszystko ogarnąć.
Usiadła wygodnie z
szerokim uśmiechem, patrząc na nich nagląco.
— Super — powiedział
Bruce z głupią miną.
— Harry i Cary. Kolej
na wasze wokale.
Krukon poruszył się
niespokojnie, a Czarny zrobił dziwną minę.
— Nie lubię śpiewać
publicznie — oznajmił Cary.
— Nie będziesz śpiewać
tylko rapować.
— Też mi różnica —
jęknął rozpaczliwie. — Zbłaźnię się przed całą szkołą.
— Słyszałam, jak pod
nosem udawałeś Eminema w trakcie lekcji i nie ma opcji, że się zbłaźnisz. Weź
przykład z Czarnego. Uwielbia śpiewać publicznie.
— Coś takiego! —
prychnął omawiany chłopak.
— No dobra, jak trochę
wypijesz to lubisz, ale to bez różnicy.
— Serio? — nie
dowierzał. — To sama wyjdziesz na scenę, cwaniaro.
— Sorry, że tak się
wtrącam, ale czy wy znaliście się wcześniej? — zapytał Kevin, zerkając to na
Gryfona, to na nauczycielkę.
— Owszem — uśmiechnęła
się lekko Natalie. — Ale to nie ma znaczenia. — Ponownie spojrzała na dwójkę solistów.
— Bez wokalistów nie ma zespołu. Wy potraficie śpiewać, więc nie macie wyjścia.
Musicie się przełamać, bo inaczej to nie będzie miało sensu. Wiedzieliście, co
was czeka, gdy proponowałam wam współpracę.
— Chyba zaczynam
żałować — wymamrotał Cary.
— Gdy już zaczniecie,
poczujecie, że to jest to, uwierzcie mi. Do roboty!
— Ha! Wyszło mi! — ucieszył
się Max, gdy udało mu się zagrać kawałek melodii.
Natalie zaśmiała się
szczerze.
— Brawo.
— Masz cukierki
miętowe?
— Cukierki miętowe? —
zdziwiła się.
— Lubię miętę i
aktualnie czuję jej zapach — odparł, pociągając nosem.
Rozbawiona nauczycielka
podała mu całą paczkę cukierków.
— Ej, Mięta, bierz się do
roboty — zaśmiał się Will, czym zapoczątkował przezwisko Maxa.
— Czarny, do choinki, śpiewaj
to wyżej.
— Posłuchaj sobie
oryginału — zirytował się. — Chester śpiewa to niskim głosem.
— Czemu Czarny? —
zaciekawił się Kevin.
— Bo ma czarne kudły i
zmienny charakterek — odparła Natalie.
— Tak? Nie odczułem
tego — zdziwił się Świstak.
— Zdążysz to odczuć,
gdy się wkurzy albo się nie wyśpi.
— Wal się — mruknął
jedynie Czarny.
— Czemu mówią na ciebie
Kubi? — spytał Cary Willa.
— Od dzieciństwa
rodzice tak na mnie mówili, a rodzeństwo gada tak na mnie w szkole, więc
wszyscy to podłapali.
— Może od kubka? — zarechotał
Bruce.
Zastanowił się.
— Możliwe. Kiedyś była
jakaś akcja z kubkiem, który rozbiłem na głowie brata.
Zaśmiali się zgodnie,
przyjmując jego nowe przezwisko.
— Natalie, co to jest?
— spytał Kevin, przeglądając zdjęcia na półce. — Świstak?
— Jaki świstak? —
zachichotała. — Bóbr.
— Ach… Bardziej do
świstaka mi pasuje.
— Sam jesteś świstak.
— Mogę być —
wyszczerzył się.
— Czy ty masz fisia na
punkcie bluzek ze smokami? — zapytał Max Cary’ego.
— Hmm — zastanowił się.
— No tak. Połowa szafy to bluzki ze smokami. Nawet Smoczek na mnie mówią —
skrzywił się.
— Smoczek? —
zachichotał Czarny. — To nie lepiej Smok albo… Dragon?
Cary powoli przeniósł
na niego spojrzenie. Na usta wkradł się wielki uśmiech.
— Smoka nie chcą, ale
Dragona muszą polubić.
— Bruce, mamy Świstaka,
Czarnego, Dragona, Kubka i Miętę. A ty co?
— No co co? — zirytował
się. — Nic.
— Zaraz będzie coś z
niczego — odparł Max. — Imię matki i ojca.
— Eleonora i Louise.
— Hmm… Weźmy pierwsze
litery — zastanowił się Mięta ze zmarszczonymi brwiami. — El…
— Gra na gitarze, więc
El… gi. Elgi — powiedział Harry,
— No i jest git —
ucieszył się Kevin.
Bruce zaśmiał się.
— Czy wszyscy Gryfoni
mają tak bujną wyobraźnię? fizia
Czarny i Mięta wyszczerzyli
się. Przezwisko było ustalone.
Nie
mogli się nie uśmiechać, patrząc w ekran. Z tak dziwnych sytuacji powstały ich
przezwiska, dzięki którym teraz byli rozpoznawalni. Wtedy nie domyślali się,
jak duże będą miały znaczenie. Czarny, Dragon, Elgi, Mięta, Świstak i Kubek.
Wtedy zgrana paczka, która nie przejmowała się niczym. Teraz skłóceni dorośli,
którzy zachowują się jak dzieci, nie potrafiąc przeprosić przyjaciół.
Kolejne próby zespołu,
coraz większa zażyłość między chłopakami. Kłótnie, po których godzili się
niemal od razu, wygłupy, rozwiązywanie problemów innego członka zespołu,
wspólne irytowanie Natalie. Koncert w Hogwarcie, wyniki konkursu, radość po
występie. Wspólna impreza u Gryfonów, prace nad drugim etapem konkursu i
piosenka And One. Drugi
występ, zwycięstwo, spotkanie z Linkin Park.
Milczeli,
oglądając to wszystko i powoli uświadamiając sobie, co narobili i do czego
doprowadzili.
Prace nad płytą w
studiu, sprzeczki dotyczące nowych piosenek, nagrywanie teledysków. Znowu
wygłupy, znowu imprezy i znowu radość. Pierwsza płyta i to szczęście, gdy
piosenka poleciała w radiu.
Spotkanie, już bez
Harry’ego, dotyczące nowego wokalisty i ich słowa, że poczekają. Powrót
Czarnego i reanimacja zespołu. Powstanie pierwszej piosenki w tajemnicy przed wszystkimi
i koncert w Hogwarcie. Wspólne pokonywanie problemów, występy, wywiady, trasy
koncertowe.
Pojawił
się czarny ekran, a po chwili ukazał się na napis ZŁODZIEJE SERC, który powoli się rozsypywał.
Przywrócili
im do pamięci kłótnie, przez które zespół zaczął się kruszyć. Patrzyli na to ze
ściśniętymi szczękami, dopóki film nie dobiegł końca. Nie ruszali się, nadal
patrząc tam, gdzie wcześniej.
Kizzy
odwróciła się od monitora, w którym razem z pozostałymi oglądała ten sam film.
W oczach miała łzy, które ledwo powstrzymywała.
—
Jeśli to nie pomoże, ja rezygnuję — szepnęła wśród panującej ciszy.
Zerknęła
na obraz, gdzie wszyscy Złodzieje siedzieli jak zamurowani.
Cary
poruszył się pierwszy, co wyrwało pozostałych z transu, jednak w dalszym ciągu
milczeli. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Nie sądzili, że film wywrze w nich tyle
emocji. Nie mieli odwagi przeprosić, czuli się głupio, że doprowadzili do
takiej sytuacji.
—
Kizzy, ale bez zestawu imprezowicza to się chyba nie obędzie — rzucił Czarny w
przestrzeń.
Złodzieje
uśmiechnęli się lekko z ulgą. Pierwsze koty za płoty. Na stole pojawiło się
kilka butelek, na co Harry prychnął.
—
Tyle to ja sam wyżłopię — dodał do kamerki, a Złodzieje zaśmiali się lekko.
Na
stole przybyło butelek i jakichś przekąsek, skądś poleciała również muzyka.
Alkohol
sprawił, że bardziej się wyluzowali. Harry rozmawiał z Miętą, czując, że język
mu się rozplątał. Nagle podjął decyzję. Wyłapał wzrokiem Cary’ego, który stał
przy oknie.
—
Raz kozie śmierć — powiedział na wydechu i wstał. — Dragon — rzekł, kiedy
stanął obok chłopaka.
Cary
spojrzał na niego obojętnie, później z lekką obawą, a na końcu wyczekująco i z
jakąś nadzieją.
—
Nasza kłótnia była pozbawiona sensu — przyznał Czarny.
—
Owszem, to był beznadziejny powód — odparł z westchnięciem.
—
Następnym razem wymyślmy coś lepszego.
Obaj
zaśmiali się. Na potwierdzenie rozejmu stuknęli się butelkami i zdrowo napili,
nie wyobrażając sobie, co w tym momencie wyrabiała Kizzy przed monitorem.
W
ruch poszły kolejne butelki. Kizzy zaczęła katować ich piosenkami Złodziei. Harry
i Cary mieli już niezły dym, gdyż siedzieli na jednym fotelu i śpiewali do
butelek. Nadrabiali tygodnie, przez które byli skłóceni.
—
Skoro z tobą pokłóciłem się o piosenkę — czknął nagle Dragon — i stwierdziliśmy
zgodnie, że to beznadziejny powód do kłótni, to dlaczego, do jasnej choinki, z
Elgim jestem pożarty, skoro powód mieliśmy taki sam?
—
Bo żaden z was nie wyciągnął do drugiego ręki? — zaproponował Czarny z
rozbawieniem.
—
Idę do niego.
Zerwał
się z fotela i podszedł do Bruce’a gadającego z Willem.
—
Elgi — zaczął z entuzjazmem — czy nie sądzisz, że kłócimy się bez sensu?
—
A kto zaczął? — odparł.
Dragon
zastanowił się.
—
Nie pamiętam.
—
No ja też nie — wyszczerzył się i wyciągnął dłoń, którą Dragon uścisnął.
Świstak
i Mięta uważnie obserwowali ruchy obojga chłopaków i uśmiechnęli się lekko,
widząc zgodę wśród nich. Kolej na twój
ruch – westchnął Max w myślach.
—
Ślizgoni i Gryfoni od zawsze byli skłóceni, ale jakimś cudem się dogadaliśmy.
Głupio byłoby to schrzanić przez bzdury — rzekł niepewnie.
Kevin
przeniósł na niego wzrok.
—
Za bardzo nas chyba poniosło — przyznał.
Bez
dalszych słów stuknęli się butelkami, kończąc spór.
—
Czarny też był Gryfonem — powiedział w pewnej chwili Max, patrząc uważnie na
Kevina, który przygryzł dolną wargę.
—
Z nim to inna sprawa — mruknął, upijając kolejny łyk napoju. — Niemal
doprowadziliśmy do mordobicia i wygarnęliśmy sobie wszystkie najgorsze sprawy.
Max
zawahał się.
—
Nie powinienem tego mówić, ale chciał się z tobą pogodzić, wtedy w Norze, ale
zrezygnował po tym, jak znowu zaczęliście się kłócić i wygarnąłeś mu, że kiedyś
ćpał.
Świstak
skrzywił się.
—
Jakby na to nie patrzeć, wtedy nieźle przegiąłeś — powiedział Will,
przysiadając się do nich.
—
Problem leży w tym, że trzeba pokonać dumę Ślizgona — zauważył Max, na co
Świstak się skrzywił.
—
Nie tylko. Mam wrażenie, że mi przy*ierdoli.
Max
i Will zaśmiali się.
—
Boisz się go? — zachichotał Mięta.
—
Czasami — burknął.
—
Nie żebym się dziwił — przyznał Kubek. — Jak czasami spojrzy na człowieka…
—
Ale teraz? — zaśmiał się Max, patrząc jak Czarny śpiewa do butelki razem z
Brucem i Carym.
Kevin
chrząknął, maskując śmiech.
—
Teraz jest pokojowo nastawiony, dopóki jest w stanie nietrzeźwości — śmiał się
Mięta.
Był.
Dopóki nie zrzucili go z fotela.
—
Elgi, zaraz ci przy*ierdolę!
Kevin
stracił zapał, widząc minę Harry’ego
—
Radzicie mi wyciągnąć rękę do Czarnego, a sami jesteście pożarci — prychnął
nagle.
Max
i Will zamknęli usta, spoglądając na siebie. Kevin poszedł po butelkę trunku, zostawiając
ich w ciszy.
—
Ten telefon i tak nadawał się na złom — rzekł nagle Mięta. — Dobrze, że wpadł
ci do kanalizacji, bo nie miałem serca go wyrzucić.
—
To nie było celowe — odparł Will.
Zaśmiali
się zgodnie ze swojej głupoty.
Wypili…
za dużo. Bruce i Max pogodzili się ze sobą, rzucając się sobie w ramiona.
Dosłownie. Pozostali nieźle się nabijali z tego rozejmu pełnego uczucia, ale
dobrze wiedzieli, że zrobili to wyłącznie po to, aby rozbawić towarzystwo.
Chwilę później Elgi pogodził się także z Kevinem, przyznając, że ich kłótnia
była dziecinna. Świstak zgodził się z nim i już kilka sekund później razem
śpiewali jedną z piosenek Złodziei Serc.
Wszyscy
zdawali sobie sprawę z tego, że najcięższy spór pomiędzy Harrym i Keviem będzie
najtrudniejszy do rozstrzygnięcia. Wszystko właściwie zaczęło się od nich i
wiedzieli, że jeśli oni się nie pogodzą to ktoś będzie musiał opuścić zespół.
Harry,
czując się już niezbyt pewnie, siedział w fotelu i obserwował wygłupiającego
się Miętę, kiedy muzyka została ściszona i rozległ się niepewny głos Kizzy:
—
Czarny?
—
Nom?
—
Chłopaki z Nexting chcą, żebyś przesłuchał waszą piosenkę i powiedział, czy i jakie
mają wprowadzić poprawki. Przekazali nam płytę z nagraniem. Puścić?
—
Puszczaj! — krzyknęli zgodnie Mięta i Kubek.
Najwyraźniej
Kizzy tylko czekała na małą zachętę, gdyż nie zważała na zgodę Harry’ego i
włączyła utwór.
As the countless numbers hunger for worldwide renown
All the pimping sons of plunder will roll up their
sleeves
All searching for the answers they don't even care to
know
Give it to me
Give it to me
You like it?
[Disturbed – Sons of plunder]
—
Wow — powiedział z uznaniem Cary.
—
Miazga — dodał Max, kiwając głową. — Nie dawaj żadnych poprawek.
—
Czarny, twoja decyzja? — zapytała Kizzy.
—
Niech tak zostawią.
—
Jest zaje*ista — powiedziała smutnym głosem.
—
Słyszę, że niespecjalnie cię to cieszy.
—
Egoistycznie przyznam, że nie chciałam, żebyś tak dobrze radził sobie z innym
zespołem, gdy Złodzieje są w takiej sytuacji. — Zapadła chwila niezręcznej
ciszy. — Poza tym pytają się, czy podjąłeś decyzję co do tego, czy ma być
collab — dodała niemrawo.
Złodzieje
milczeli. Harry patrzył na kamerkę, nie mając pojęcia, co ma odpowiedzieć.
—
Powiedz im, że Czarny nie będzie miał czasu, bo musi dokończyć płytę ze
Złodziejami — rzekł za niego Świstak. Wszyscy przenieśli na niego spojrzenia,
kiedy podszedł do bruneta. — Chyba że nie chcesz — dodał bezpośrednio do
chłopaka. — O gustach i poglądach się nie dyskutuje, a my przez to
doprowadziliśmy do mordobicia. Nie powinienem mówić tych rzeczy, które
wypowiedziałem w trakcie kłótni. Mogę usprawiedliwić się tylko tym, że byłem
wściekły i chciałem cię wkurzyć.
—
Miałem taki sam powód — przyznał Czarny szczerze. Chwila ciszy. — Zgoda?
Na
twarzy Świstaka pojawiła się ulga.
—
Zgoda.
Uścisnęli
sobie dłonie na pojednanie, a pozostali wyszczerzyli się.
—
Czemu powiedziałeś: doprowadziliśmy do
mordobicia? — spytał nagle Will.
—
Właśnie — rzekł Harry. — Tego lewego sierpowego ci nie wybaczę.
—
A ja tobie tego prosto w szczękę — odparł Kevin.
—
Biliście się?! — krzyknęli zgodnie Złodzieje i ludzie zza kamerki.
Czarny
i Świstak zaśmiali się.
—
No tak — odparł ten drugi z rozbawieniem.
—
Jak nikt nie widział — dorzucił Harry.
—
Trafiliśmy na siebie w łazience i jakoś tak od słowa do czynów.
—
Debil mi nos złamał.
—
Idiota wybił mi połowę zębów.
—
Jesteśmy kwita.
—
Ktoś tu jest poje*any — zaśmiał się Max. — I nie mówię o sobie.
Harry
odwrócił się w stronę kamerki.
—
Powiedz chłopakom, że dokończymy płytę, zagramy koncerty, a później wracam do
korzeni.
Usłyszeli
radosny wrzask Kizzy.
—
Znowu zrobimy rozróbę! — krzyknął Mięta, nim wszyscy runęli na ziemię ze świadomością,
że Złodzieje Serc ponownie podbiją serca fanów.
Nie wrzuciłas 25
OdpowiedzUsuńJest wrzucony.
UsuńŚwietne rozdziay *_*
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńswietnie, to zamknięcie aby się pogodzili, wiele czasu minęło, aż w końcu przestali i zaczęli się godzić, tak, tak złodzieje wracają do łask...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia