piątek, 1 lipca 2016

II. Rozdział 32 - "Jak to wszystko się zaczęło"

Czarny…
— Co?
— Czarny…
— Co?
— Czarny…
— Co, do jasnej cholery?!
— Chciałem sprawdzić twoją cierpliwość.
— Mięta…
— No co? — jęknął. — Nudzi mi się.
— Nie tylko tobie.
Leżeli na ziemi jak tylko się dało. Czarny z nogami na ścianie, Dragon płasko na brzuchu, a Kubek na plecach, Mięta tulił się do muru, Świstak skulił się w kącie, Elgi przybrał dość dziwną pozycję siedząco-leżącą.
— Ku*wa — jęknął Cary.
— Nie sądziłem, że znam tak piz*niętych ludzi, którzy zrobią coś takiego — powiedział Will.
— A co ja mam powiedzieć? — burknął Harry. — Własna żona mnie tu zamknęła. Nawet cholerny Kodeks Huncwotów odleciał w kąt.
— Harry, nie mieszaj w to Kodeksu — rzekł Alex przez mikrofon.
— Nie odzywaj się do mnie.
Z kamerki dobiegł ich śmiech kilku osób, na co Czarny prychnął.

Kwadrans później.
— Czarny…
— Co?
— Ymmm…
— Mięta, idź się leczyć…

Dwadzieścia pięć minut później.
Świstak zerwał się z ziemi i podszedł do kamerki odprowadzony spojrzeniami pozostałych.
— Ej! — powiedział do ludzi po drugiej stronie. — Kizzy!
— Co? — burknęła.
— Każdy człowiek ma potrzeby.
— To znaczy?
— To znaczy, że ja muszę do kibla!
— Wyczucie momentu — zachichotał Cary.
— Powstrzymaj się — prychnęła.
— Mam nalać na ścianę?
— Eee…
Bruce zerwał się z ziemi i stanął obok Kevina.
— Powstrzymywanie moczu może spowodować problemy z prostatą — powiedział filozoficznie, ale najpoważniej jak mógł. — Chłopaki, chyba nie chcecie mieć problemów, co nie?
— No ba! — rzucił szybko Will.
— On ma rację! — dodał Max.
— Prawdę mówi! — zakończył Dragon.
— Ha! Musicie nas wypuścić, żeby nie narażać naszego zdrowia — uradował się Świstak.
Chwila niezrozumiałych szeptów zza kamery, aż wreszcie Kizzy powiedziała:
— Kibel macie po prawej.
Walnęli głupie miny, widząc drzwi. Nie o to im przecież chodziło! Wszyscy natychmiast wpadli do łazienki.
— A ręce to co?! W moczu myć?! — wrzasnął Harry tak, aby słyszeli go zza kamery.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem tak niepohamowanym, że Świstak aż się poryczał.
— Mądrze mówi — wyjąkał Cary.
— Macie — odparła Kizzy, nie powstrzymując chichotu, a obok toalety pojawiła się umywalka.
— Chociaż klopa mamy — powiedział rozbawiony Max, kładąc się na poprzednie miejsce.

— Zaraz dupa mi odpadnie! — wściekł się niespodziewanie Dragon. — Ile można leżeć albo siedzieć na zimnej posadzce? Dalibyście coś do siedzenia.
Zza kamerki nikt się nie odezwał.
— Gnojki — burknął Max. — Teraz nie będą odzywać, żebyśmy mieli kontakt tylko ze sobą.
Trafił w sam środek.

Za oknem robiło się coraz ciemniej, a oni siedzieli na ziemi znudzeni, znużeni i zniecierpliwieni, wymieniając czasami jakieś zdania. Zza kamerki nikt nic nie mówił, ale wiedzieli, że cały czas ktoś na nich patrzy.
Półmrok. Zimna posadzka z kamienia, od której bił chłód, i takie same ściany. Małe pomieszczenie, które wyglądało jak… cela.
Harry otworzył oczy, gdy wspomnienia naparły na niego z całą siłą. Omiótł spojrzeniem pokój z wrażeniem, że zaraz serce wyskoczy mu przez gardło.
Krew…
Zacisnął mocno szczęki, nie mogąc pozbyć się tego obrazu sprzed oczu.
Łańcuchy…
Zerknął na sufit, sprawdzając, czy nawet one tam są. Były. W jego wyobraźni.
Ból…
Plecy zapiekły, gdy przypomniał sobie te przeklęte godziny, gdy nożem rysowali skrzydła.
Ze wspomnień wybudziło go uderzenie w bok.
— Co? — mruknął, widząc Elgiego.
— Pytamy, czy masz aktualnie sny na jawie.
Uśmiechnął się krzywo. Nie wyobrażali sobie jakie.
— Co jest? — zapytał Mięta, obserwując go z lekkim niepokojem.
— Mam uraz do takich miejsc — powiedział po chwili milczenia, mając wrażenie, że zaraz dopadnie go atak paniki.
Kevin i Max zmarszczyli brwi.
— To znaczy? — zapytał Will.
Cary szturchnął go w ramię, nagle pojmując, co chłopak miał na myśli. Czarny zacisnął dłonie, kiedy zaczęły mu drżeć.

— Kizzy… — zaczęła z obawą Hermiona.
— Nie rozumiem, o co mu chodzi — odparła, patrząc niepewnie w monitor ze zmarszczonymi brwiami.
— W mroku to pomieszczenie wygląda jak kopia lochów u Malfoya — wydukał niespodziewanie Jay.
Przenieśli na niego przerażone spojrzenia. Stał z lekko skrzywioną twarzą, przypominając sobie miejsce, gdzie znaleźli Czarnego.
— Tak, na pewno to miejsce mu się kojarzy. Kamień, mrok, małe pomieszczenie, zero mebli, a okna jakby w ogóle w nocy ich nie było. Resztę łatwo sobie wyobrazić, bo mózg płata różne figle.
— Mogliście wcześniej powiedzieć — jęknęła Kizzy.
— Widzieliśmy to tylko w dzień. Wtedy nie było tego widać.
— Wstawcie lampę i jakieś fotele. Nie ma sensu, żeby siedzieli na ziemi i przypominali sobie to, czego nie powinni.

Harry poczuł się o wiele lepiej, kiedy zaświecono światło i pojawiły fotele. Teraz pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej od lochów Malfoya. Od razu się uspokoił, choć na plecach nadal czuł zimny pot i nie wątpił, że jego twarz przybrała kolor mleka.
Wszyscy Złodzieje wykorzystali to, że przysłano im coś wygodniejszego do siedzenia od podłogi.
— Po pobudce chcę coś dobrego do jedzenia — zażyczył sobie Kevin, zanim zamknął oczy, by zasnąć.

— No co oni robią? — oburzyła się Kizzy. — Godzina dziewiętnasta, a oni idą spać?!
— A myślałaś, że co? — zaśmiał się Ron.
— Mieli się godzić!
— Myślisz, że ustąpią w tak krótkim czasie? — rzekł rozbawiony Remus. — Szykujmy się na kilka dni.
— To co robimy? Trzeba to przyśpieszyć.
— Chyba mam pomysł — uśmiechnęła się szeroko Hermiona.

— Pobudka, chłopaki!
Nadal zaspani uchylili powieki.
— A myślałem, że to wszystko mi się śniło — mruknął Bruce i z powrotem położył głowę na oparciu.
— Która godzina? — ziewnął Cary.
— Po siódmej.
— Kobieto, o tej godzinie to ja się przewracam na drugi bok — stęknął Czarny.
— Narzekacie. Na stole macie śniadanie. Smacznego.
Nie mieli innego wyboru, więc zjedli to, co mieli. Kolejne godziny mijały nim na nudzie. Nie było żadnych oznak mówiących o tym, że mają zamiar się pogodzić, co bardzo irytowało Kizzy. Plusem było chociaż to, że się nie kłócili, a to odrobinę ułatwiało sprawę.

— Cholera, to już jest przesada — powiedział Bruce. — Myślałem, że robią sobie jaja, potrzymają nas tu kilka-kilkanaście godzin i im się znudzi. Ile już tutaj siedzimy?
— Patrząc za okno wychodzi na to, że zaraz będziemy mieli trzecią nockę w tym miejscu — odparł Will.
— O rany — stęknął Max w oparcie fotela.
— Ile można? Ludzi przetrzymują to chociaż jakieś wygodne łóżka by się przydały. Zaraz kości chyba mi pękną.
— Za dużo wymagasz. Nie dadzą ci wygodnego łóżka, bo przez niewygody będziesz chciał szybciej wyjść, czyli wcześniej spełnisz ich warunki — odparł filozoficznych głosem Dragon.
— Nie ma co tych ludzi denerwować. Dobrze to wiedzieć na przyszłość — rzekł Will. — Czy naprawdę wszyscy biorą w tym udział?
— Najprawdopodobniej tak — mruknął Czarny.
— Skąd pewność?
— Głównym źródłem jest nasza wspaniała menedżerka, o ile się nie mylę. Liroff Natalie nas tutaj zaciągnęła, a jeśli ona, to także pozostali Bezimienni, jak dobrze słyszeliśmy. Wśród Bezimiennych jest Black Amy, a jeśli ona, to także Black Syriusz. Za nimi poszli Lupinowie, gdyż na pewno o tym wiedzą i okazji nie przepuszczą. Słyszeliśmy także Jonsona Jaya i Williamsa Alexa, co utwierdza mnie w fakcie, iż uczestniczy w tym też Weasley Ronald i Granger Hermiona. Nie zapomnijmy o Potter Ginewrze, która prawdopodobnie była pierwszą osobą, która pomogła McPamant Kizzy. Kogoś pominąłem? No tak. Wasze szanowne kobiety, które musiały wiedzieć, że znikniecie na jakiś czas.
— Twoje rozumowanie powala — zaśmiał się Max.
— Ale raczej jest słuszne — zauważył Will.
— Zdrada — westchnął na koniec Świstak.

— Chłopaki, mamy dla was coś, co pewnie wam się spodoba — oznajmiła Kizzy kilka godzin później, w trakcie gdy Mięta z nudów grał z Carym w łapki, a Will majstrował przy drzwiach.
— To znaczy? — mruknął Świstak.
— Film.
— Jaki?
— Hmm… Biografia.
— To nuda.
— Niekoniecznie.
Naprzeciwko nich pojawił się telewizor, więc wszyscy zajęli swoje fotele.
— Macie zapewnionych kilka godzin rozrywki.
— Wiedziałem, że coś się za tym kryje — wymamrotał Max, kiedy na ekranie pojawił się napis: ZŁODZIEJE SERC – JAK TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO.

— Kevin, słyszałeś to? — śmiał się blondyn z naszywką Slytherinu na szacie. — Już chyba nie wiedzą, co robić. Lekcja muzyki… He, he.
— A czemu? Może będzie to coś fajnego — odparła Scarlet siedząca obok swojego chłopaka. — Sama osobiście nie pójdę, bo mam zbyt dużo na głowie.
— Kevin, co ci się tak oczy świecą? — spytał blondyn.
—Wyobrażasz sobie te wszystkie beztalencia udające piosenkarzy? — zaśmiał się.
— Muszę to usłyszeć! — wybuchnął śmiechem.
— Ja też — wyszczerzył się Kevin.
— Jesteście chamscy — podsumowała Scarlet, kręcąc głową.

— Will, co robisz jutro?
— Prawdopodobnie będę się zastanawiać, jak wymigać się od zadania z eliksirów.
— Chodź ze mną na lekcje muzyki.
— Oszalałeś? Jeszcze mnie tak nie popieprzyło.
— Stary, no. Tak dla towarzystwa.
— Niech ci będzie, ale przestań mi tu jęczeć.

— Idziemy na lekcję muzyki?
— A po co? Ja? Max Leyc śpiewać? Nie rozśmieszaj mnie.
— Ponabijamy się z innych i damy nogę z kolejnych zajęć.
— Na taki jednorazowy wybryk mogę się zgodzić.

— Chłopaki, jest misja. Towarzyszycie mi na lekcji muzyki.
Alex i Jay wyszczerzyli się.
— Okay.
— A Ron?
— Stwierdził, że woli wykorzystać ten czas na spanie.
— Chcesz zrobić karierę jako muzyk? — zaśmiał się Jay.
Czarny parsknął śmiechem.
— Idę ze względu na Natalie. Urwie mi jaja, jeśli się nie pojawię.

— Bruce, gdzie idziesz?
— Mam szlaban.
— Stary, chodź na muzykę to tego unikniesz! Flitwick ci odpuści, bo sam prowadzi chór.
Bruce wyszczerzył się.
— Dalej, idziemy.

— Stary, chyba oszalałeś. Przestań ciągnąć mnie na tę cholerą muzykę, bo nie ręczę za siebie! Mówię: przestań!
Było za późno. Kumpel wepchnął Cary’ego do Wielkiej Sali i już nie miał wyboru.

Propozycja Natalie, aby wzięli udział w koncercie.

Patrzyli na to, nie odrywając wzroku od ekranu. Każdy trafił na lekcję muzyki przez całkowity przypadek. Gdyby nie to, nigdy nie stworzyliby żadnego zespołu. Na ekranie pojawił się napis: PIERWSZE LEKCJE I POCZĄTKI ZNAJOMOŚCI.

— No to bierzemy się do roboty — rzekła z zapałem Natalie, patrząc na przyszły zespół i ich instrumenty.
— Ale… jak się tym posługiwać? — zapytał niepewnie Will.
— A jak się tym wszystkim posługiwaliście na pierwszej lekcji? — uśmiechnęła się szeroko. — Musicie dać się pochłonąć i sami to rozgryziecie. Myślicie, że potrafię na tym wszystkim grać? — roześmiała się. — Według magii macie talent, więc jesteście w stanie sami wszystko ogarnąć.
Usiadła wygodnie z szerokim uśmiechem, patrząc na nich nagląco.
— Super — powiedział Bruce z głupią miną.

— Harry i Cary. Kolej na wasze wokale.
Krukon poruszył się niespokojnie, a Czarny zrobił dziwną minę.
— Nie lubię śpiewać publicznie — oznajmił Cary.
— Nie będziesz śpiewać tylko rapować.
— Też mi różnica — jęknął rozpaczliwie. — Zbłaźnię się przed całą szkołą.
— Słyszałam, jak pod nosem udawałeś Eminema w trakcie lekcji i nie ma opcji, że się zbłaźnisz. Weź przykład z Czarnego. Uwielbia śpiewać publicznie.
— Coś takiego! — prychnął omawiany chłopak.
— No dobra, jak trochę wypijesz to lubisz, ale to bez różnicy.
— Serio? — nie dowierzał. — To sama wyjdziesz na scenę, cwaniaro.
— Sorry, że tak się wtrącam, ale czy wy znaliście się wcześniej? — zapytał Kevin, zerkając to na Gryfona, to na nauczycielkę.
— Owszem — uśmiechnęła się lekko Natalie. — Ale to nie ma znaczenia. — Ponownie spojrzała na dwójkę solistów. — Bez wokalistów nie ma zespołu. Wy potraficie śpiewać, więc nie macie wyjścia. Musicie się przełamać, bo inaczej to nie będzie miało sensu. Wiedzieliście, co was czeka, gdy proponowałam wam współpracę.
— Chyba zaczynam żałować — wymamrotał Cary.
— Gdy już zaczniecie, poczujecie, że to jest to, uwierzcie mi. Do roboty!

— Ha! Wyszło mi! — ucieszył się Max, gdy udało mu się zagrać kawałek melodii.
Natalie zaśmiała się szczerze.
— Brawo.
— Masz cukierki miętowe?
— Cukierki miętowe? — zdziwiła się.
— Lubię miętę i aktualnie czuję jej zapach — odparł, pociągając nosem.
Rozbawiona nauczycielka podała mu całą paczkę cukierków.
— Ej, Mięta, bierz się do roboty — zaśmiał się Will, czym zapoczątkował przezwisko Maxa.

— Czarny, do choinki, śpiewaj to wyżej.
— Posłuchaj sobie oryginału — zirytował się. — Chester śpiewa to niskim głosem.
— Czemu Czarny? — zaciekawił się Kevin.
— Bo ma czarne kudły i zmienny charakterek — odparła Natalie.
— Tak? Nie odczułem tego — zdziwił się Świstak.
— Zdążysz to odczuć, gdy się wkurzy albo się nie wyśpi.
— Wal się — mruknął jedynie Czarny.

— Czemu mówią na ciebie Kubi? — spytał Cary Willa.
— Od dzieciństwa rodzice tak na mnie mówili, a rodzeństwo gada tak na mnie w szkole, więc wszyscy to podłapali.
— Może od kubka? — zarechotał Bruce.
Zastanowił się.
— Możliwe. Kiedyś była jakaś akcja z kubkiem, który rozbiłem na głowie brata.
Zaśmiali się zgodnie, przyjmując jego nowe przezwisko.

— Natalie, co to jest? — spytał Kevin, przeglądając zdjęcia na półce. — Świstak?
— Jaki świstak? — zachichotała. — Bóbr.
— Ach… Bardziej do świstaka mi pasuje.
— Sam jesteś świstak.
— Mogę być — wyszczerzył się.

— Czy ty masz fisia na punkcie bluzek ze smokami? — zapytał Max Cary’ego.
— Hmm — zastanowił się. — No tak. Połowa szafy to bluzki ze smokami. Nawet Smoczek na mnie mówią — skrzywił się.
— Smoczek? — zachichotał Czarny. — To nie lepiej Smok albo… Dragon?
Cary powoli przeniósł na niego spojrzenie. Na usta wkradł się wielki uśmiech.
— Smoka nie chcą, ale Dragona muszą polubić.

— Bruce, mamy Świstaka, Czarnego, Dragona, Kubka i Miętę. A ty co?
— No co co? — zirytował się. — Nic.
— Zaraz będzie coś z niczego — odparł Max. — Imię matki i ojca.
— Eleonora i Louise.
— Hmm… Weźmy pierwsze litery — zastanowił się Mięta ze zmarszczonymi brwiami. — El…
— Gra na gitarze, więc El… gi. Elgi — powiedział Harry,
— No i jest git — ucieszył się Kevin.
Bruce zaśmiał się.
— Czy wszyscy Gryfoni mają tak bujną wyobraźnię? fizia
Czarny i Mięta wyszczerzyli się. Przezwisko było ustalone.

Nie mogli się nie uśmiechać, patrząc w ekran. Z tak dziwnych sytuacji powstały ich przezwiska, dzięki którym teraz byli rozpoznawalni. Wtedy nie domyślali się, jak duże będą miały znaczenie. Czarny, Dragon, Elgi, Mięta, Świstak i Kubek. Wtedy zgrana paczka, która nie przejmowała się niczym. Teraz skłóceni dorośli, którzy zachowują się jak dzieci, nie potrafiąc przeprosić przyjaciół.

Kolejne próby zespołu, coraz większa zażyłość między chłopakami. Kłótnie, po których godzili się niemal od razu, wygłupy, rozwiązywanie problemów innego członka zespołu, wspólne irytowanie Natalie. Koncert w Hogwarcie, wyniki konkursu, radość po występie. Wspólna impreza u Gryfonów, prace nad drugim etapem konkursu i piosenka And One. Drugi występ, zwycięstwo, spotkanie z Linkin Park.

Milczeli, oglądając to wszystko i powoli uświadamiając sobie, co narobili i do czego doprowadzili.

Prace nad płytą w studiu, sprzeczki dotyczące nowych piosenek, nagrywanie teledysków. Znowu wygłupy, znowu imprezy i znowu radość. Pierwsza płyta i to szczęście, gdy piosenka poleciała w radiu.
Spotkanie, już bez Harry’ego, dotyczące nowego wokalisty i ich słowa, że poczekają. Powrót Czarnego i reanimacja zespołu. Powstanie pierwszej piosenki w tajemnicy przed wszystkimi i koncert w Hogwarcie. Wspólne pokonywanie problemów, występy, wywiady, trasy koncertowe.

Pojawił się czarny ekran, a po chwili ukazał się na napis ZŁODZIEJE SERC, który powoli się rozsypywał.
Przywrócili im do pamięci kłótnie, przez które zespół zaczął się kruszyć. Patrzyli na to ze ściśniętymi szczękami, dopóki film nie dobiegł końca. Nie ruszali się, nadal patrząc tam, gdzie wcześniej.

Kizzy odwróciła się od monitora, w którym razem z pozostałymi oglądała ten sam film. W oczach miała łzy, które ledwo powstrzymywała.
— Jeśli to nie pomoże, ja rezygnuję — szepnęła wśród panującej ciszy.
Zerknęła na obraz, gdzie wszyscy Złodzieje siedzieli jak zamurowani.

Cary poruszył się pierwszy, co wyrwało pozostałych z transu, jednak w dalszym ciągu milczeli. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Nie sądzili, że film wywrze w nich tyle emocji. Nie mieli odwagi przeprosić, czuli się głupio, że doprowadzili do takiej sytuacji.
— Kizzy, ale bez zestawu imprezowicza to się chyba nie obędzie — rzucił Czarny w przestrzeń.
Złodzieje uśmiechnęli się lekko z ulgą. Pierwsze koty za płoty. Na stole pojawiło się kilka butelek, na co Harry prychnął.
— Tyle to ja sam wyżłopię — dodał do kamerki, a Złodzieje zaśmiali się lekko.
Na stole przybyło butelek i jakichś przekąsek, skądś poleciała również muzyka.
Alkohol sprawił, że bardziej się wyluzowali. Harry rozmawiał z Miętą, czując, że język mu się rozplątał. Nagle podjął decyzję. Wyłapał wzrokiem Cary’ego, który stał przy oknie.
— Raz kozie śmierć — powiedział na wydechu i wstał. — Dragon — rzekł, kiedy stanął obok chłopaka.
Cary spojrzał na niego obojętnie, później z lekką obawą, a na końcu wyczekująco i z jakąś nadzieją.
— Nasza kłótnia była pozbawiona sensu — przyznał Czarny.
— Owszem, to był beznadziejny powód — odparł z westchnięciem.
— Następnym razem wymyślmy coś lepszego.
Obaj zaśmiali się. Na potwierdzenie rozejmu stuknęli się butelkami i zdrowo napili, nie wyobrażając sobie, co w tym momencie wyrabiała Kizzy przed monitorem.

W ruch poszły kolejne butelki. Kizzy zaczęła katować ich piosenkami Złodziei. Harry i Cary mieli już niezły dym, gdyż siedzieli na jednym fotelu i śpiewali do butelek. Nadrabiali tygodnie, przez które byli skłóceni.
— Skoro z tobą pokłóciłem się o piosenkę — czknął nagle Dragon — i stwierdziliśmy zgodnie, że to beznadziejny powód do kłótni, to dlaczego, do jasnej choinki, z Elgim jestem pożarty, skoro powód mieliśmy taki sam?
— Bo żaden z was nie wyciągnął do drugiego ręki? — zaproponował Czarny z rozbawieniem.
— Idę do niego.
Zerwał się z fotela i podszedł do Bruce’a gadającego z Willem.
— Elgi — zaczął z entuzjazmem — czy nie sądzisz, że kłócimy się bez sensu?
— A kto zaczął? — odparł.
Dragon zastanowił się.
— Nie pamiętam.
— No ja też nie — wyszczerzył się i wyciągnął dłoń, którą Dragon uścisnął.
Świstak i Mięta uważnie obserwowali ruchy obojga chłopaków i uśmiechnęli się lekko, widząc zgodę wśród nich. Kolej na twój ruch – westchnął Max w myślach.
— Ślizgoni i Gryfoni od zawsze byli skłóceni, ale jakimś cudem się dogadaliśmy. Głupio byłoby to schrzanić przez bzdury — rzekł niepewnie.
Kevin przeniósł na niego wzrok.
— Za bardzo nas chyba poniosło — przyznał.
Bez dalszych słów stuknęli się butelkami, kończąc spór.
— Czarny też był Gryfonem — powiedział w pewnej chwili Max, patrząc uważnie na Kevina, który przygryzł dolną wargę.
— Z nim to inna sprawa — mruknął, upijając kolejny łyk napoju. — Niemal doprowadziliśmy do mordobicia i wygarnęliśmy sobie wszystkie najgorsze sprawy.
Max zawahał się.
— Nie powinienem tego mówić, ale chciał się z tobą pogodzić, wtedy w Norze, ale zrezygnował po tym, jak znowu zaczęliście się kłócić i wygarnąłeś mu, że kiedyś ćpał.
Świstak skrzywił się.
— Jakby na to nie patrzeć, wtedy nieźle przegiąłeś — powiedział Will, przysiadając się do nich.
— Problem leży w tym, że trzeba pokonać dumę Ślizgona — zauważył Max, na co Świstak się skrzywił.
— Nie tylko. Mam wrażenie, że mi przy*ierdoli.
Max i Will zaśmiali się.
— Boisz się go? — zachichotał Mięta.
— Czasami — burknął.
— Nie żebym się dziwił — przyznał Kubek. — Jak czasami spojrzy na człowieka…
— Ale teraz? — zaśmiał się Max, patrząc jak Czarny śpiewa do butelki razem z Brucem i Carym.
Kevin chrząknął, maskując śmiech.
— Teraz jest pokojowo nastawiony, dopóki jest w stanie nietrzeźwości — śmiał się Mięta.
Był. Dopóki nie zrzucili go z fotela.
— Elgi, zaraz ci przy*ierdolę!
Kevin stracił zapał, widząc minę Harry’ego
— Radzicie mi wyciągnąć rękę do Czarnego, a sami jesteście pożarci — prychnął nagle.
Max i Will zamknęli usta, spoglądając na siebie. Kevin poszedł po butelkę trunku, zostawiając ich w ciszy.
— Ten telefon i tak nadawał się na złom — rzekł nagle Mięta. — Dobrze, że wpadł ci do kanalizacji, bo nie miałem serca go wyrzucić.
— To nie było celowe — odparł Will.
Zaśmiali się zgodnie ze swojej głupoty.

Wypili… za dużo. Bruce i Max pogodzili się ze sobą, rzucając się sobie w ramiona. Dosłownie. Pozostali nieźle się nabijali z tego rozejmu pełnego uczucia, ale dobrze wiedzieli, że zrobili to wyłącznie po to, aby rozbawić towarzystwo. Chwilę później Elgi pogodził się także z Kevinem, przyznając, że ich kłótnia była dziecinna. Świstak zgodził się z nim i już kilka sekund później razem śpiewali jedną z piosenek Złodziei Serc.
Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że najcięższy spór pomiędzy Harrym i Keviem będzie najtrudniejszy do rozstrzygnięcia. Wszystko właściwie zaczęło się od nich i wiedzieli, że jeśli oni się nie pogodzą to ktoś będzie musiał opuścić zespół.
Harry, czując się już niezbyt pewnie, siedział w fotelu i obserwował wygłupiającego się Miętę, kiedy muzyka została ściszona i rozległ się niepewny głos Kizzy:
— Czarny?
— Nom?
— Chłopaki z Nexting chcą, żebyś przesłuchał waszą piosenkę i powiedział, czy i jakie mają wprowadzić poprawki. Przekazali nam płytę z nagraniem. Puścić?
— Puszczaj! — krzyknęli zgodnie Mięta i Kubek.
Najwyraźniej Kizzy tylko czekała na małą zachętę, gdyż nie zważała na zgodę Harry’ego i włączyła utwór.

As the countless numbers hunger for worldwide renown
All the pimping sons of plunder will roll up their sleeves
All searching for the answers they don't even care to know
Give it to me
Give it to me
You like it?
[Disturbed – Sons of plunder]

— Wow — powiedział z uznaniem Cary.
— Miazga — dodał Max, kiwając głową. — Nie dawaj żadnych poprawek.
— Czarny, twoja decyzja? — zapytała Kizzy.
— Niech tak zostawią.
— Jest zaje*ista — powiedziała smutnym głosem.
— Słyszę, że niespecjalnie cię to cieszy.
— Egoistycznie przyznam, że nie chciałam, żebyś tak dobrze radził sobie z innym zespołem, gdy Złodzieje są w takiej sytuacji. — Zapadła chwila niezręcznej ciszy. — Poza tym pytają się, czy podjąłeś decyzję co do tego, czy ma być collab — dodała niemrawo.
Złodzieje milczeli. Harry patrzył na kamerkę, nie mając pojęcia, co ma odpowiedzieć.
— Powiedz im, że Czarny nie będzie miał czasu, bo musi dokończyć płytę ze Złodziejami — rzekł za niego Świstak. Wszyscy przenieśli na niego spojrzenia, kiedy podszedł do bruneta. — Chyba że nie chcesz — dodał bezpośrednio do chłopaka. — O gustach i poglądach się nie dyskutuje, a my przez to doprowadziliśmy do mordobicia. Nie powinienem mówić tych rzeczy, które wypowiedziałem w trakcie kłótni. Mogę usprawiedliwić się tylko tym, że byłem wściekły i chciałem cię wkurzyć.
— Miałem taki sam powód — przyznał Czarny szczerze. Chwila ciszy. — Zgoda?
Na twarzy Świstaka pojawiła się ulga.
— Zgoda.
Uścisnęli sobie dłonie na pojednanie, a pozostali wyszczerzyli się.
— Czemu powiedziałeś: doprowadziliśmy do mordobicia? — spytał nagle Will.
— Właśnie — rzekł Harry. — Tego lewego sierpowego ci nie wybaczę.
— A ja tobie tego prosto w szczękę — odparł Kevin.
— Biliście się?! — krzyknęli zgodnie Złodzieje i ludzie zza kamerki.
Czarny i Świstak zaśmiali się.
— No tak — odparł ten drugi z rozbawieniem.
— Jak nikt nie widział — dorzucił Harry.
— Trafiliśmy na siebie w łazience i jakoś tak od słowa do czynów.
— Debil mi nos złamał.
— Idiota wybił mi połowę zębów.
— Jesteśmy kwita.
— Ktoś tu jest poje*any — zaśmiał się Max. — I nie mówię o sobie.
Harry odwrócił się w stronę kamerki.
— Powiedz chłopakom, że dokończymy płytę, zagramy koncerty, a później wracam do korzeni.
Usłyszeli radosny wrzask Kizzy.
— Znowu zrobimy rozróbę! — krzyknął Mięta, nim wszyscy runęli na ziemię ze świadomością, że Złodzieje Serc ponownie podbiją serca fanów.

4 komentarze:

  1. Nie wrzuciłas 25

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    swietnie, to zamknięcie aby się pogodzili, wiele czasu minęło, aż w końcu przestali i zaczęli się godzić, tak, tak złodzieje wracają do łask...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń