piątek, 1 lipca 2016

II. Rozdział 28 - Nałóg

Harry zerwał kontakty ze wszystkimi, których poznał poprzez Raptora, Cassy i Louise’a. Większość czasu spędzał w domu razem z Ginny. Powoli zaczęli odbudowywać swoje relacje. Dziewczyna odstawiła leki nasenne i teraz, aby zapomnieć o problemach, sporządzała eliksiry. Jeśli to nie pomagało, szukała wsparcia u Harry’ego, Hermiony, Kizzy lub matki. Pamiętała niedawną sytuację, gdy nawet skupienie na eliksirach nie pomogło. Zadzwoniła do swojego męża, a on, nie zwracając uwagi na to, że był w trakcie tworzenia piosenki w studiu z chłopakami, wziął kluczyki od auta i wrócił do domu.
Czarny miewał czasami napady agresji. Sam musiał przyznać przed sobą, że przez te kilkanaście dni zaczął się uzależniać od narkotyków. Nie myślał, że rzucenie ich będzie tak trudne. Ich brak czasami doprowadzał go do furii. Przyjaciele, tak jak obiecali, pomagali mu. Nie sądził, że aż tak się przyłożą, aby wyciągnąć go, bądź co bądź, z uzależnienia. Nie odsunęli się od niego, tak jak potrafili to zrobić niektórzy. Wręcz przeciwnie: zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Praca nad płytą również mu pomagała. Trudno było mieć za towarzyszy Złodziei oraz Kizzy i nie zapomnieć o problemach.

Od samego rana źle się czuł. Wiedział, jakie są tego powody. Już tak długo nie brał, że organizm zaczął domagać się środków odurzających.
— Może zostaniemy w domu i nie pójdziemy na obiad do Nory? — szepnęła Ginny, głaszcząc go po policzku.
— Nie, chodźmy — mruknął. — Wystarczająco długo tam nie byliśmy.
Deportowali się przed drzwi Nory. Pani Weasley wyraźnie ucieszyła się na ich widok i przygarnęła ich w swoje ramiona. Weszli do jadalni i poczuli, że coś ściska ich za serca, gdy zobaczyli uśmiechniętą Suzi. Widzieli ją pierwszy raz od pechowego napadu śmierciożerców. Nie myśleli, że bezpośredni kontakt z jakimkolwiek dzieckiem sprawi im aż taki ból, szczególnie gdy rzuciła im się w ramiona z radosnym okrzykiem. Ginny nie mogła opanować szklących się oczu. Suzi zasmuciła się, nie widząc ich wesołych twarzy. Goście nie mogli nie zwrócić na to uwagi. Fleur chciała już nawet wziąć córkę sprzed oczu małżonków, lecz wreszcie zobaczyła lekki uśmiech na twarzy Czarnego. Chwycił dziewczynkę na ręce, a ta przytuliła się do niego z całej siły. Chwilę później Ginny poczochrała bratanicę po włosach z uśmiechem, a ta natychmiast wyciągnęła do niej ramiona.
Harry czuł się nie na miejscu. Nie było mu do śmiechu, chociaż taka panowała atmosfera przy stole. Zjadł niewiele, kręcił się niespokojnie w krześle. Wszyscy widzieli, że jest nienaturalnie blady. Muszę coś wziąć, bo nie wytrzymam. Oszaleję… Ginny ścisnęła go lekko za rękę, czując, że ta nieznacznie drży. Spojrzała na niego niemal błagalnie, jakby wiedziała, co mu chodzi po głowie. Pogładził ją po dłoni i mruknął:
— Pójdę do łazienki. — Jej wzrok wyrażał obawę, jakby myślała, że chce zrobić coś, czego nie powinien. — Tylko pójdę — dodał, widząc jej wzrok. — Nic nie wezmę, bo nic nie mam.
— A jakbyś miał, to byś wziął? — Sama nie wiedziała, dlaczego zadała to pytanie.
Spojrzał na nią z czymś nieokreślonym.
— Starałbym się nie wziąć.
Wyszedł odprowadzony jej wzrokiem. Chwilę później odezwała się jego komórka, którą zostawił na stole. Ginny sięgnęła po telefon, aby przekazać, że Harry za chwilę oddzwoni. Wyświetlił się numer. Nie zdążyła się odezwać, gdy ktoś zaczął mówić bez powitania:
— Czarny, wiem, co mówiłeś, ale mam to w dupie. Jest problem z towarem Louise’a. Prawdopodobnie wiesz, gdzie go schował, a Tucker chce go z powrotem…
Coś ścisnęło ją w żołądku. Odrzuciła połączenie, nie mogła tego słuchać. Wstała, nie reagując na pytania. Chciała iść do Harry’ego, ale trafili na siebie w drzwiach.
— Dlaczego nas okłamałeś? — spytała przez ściśnięte gardło.
— Co? — zdziwił się.
— Mówiłeś, że przestaniesz, rzucisz i nie wrócisz do ćpania. Czemu znowu to robisz?
Wszyscy, którzy usłyszeli jej słowa, zamarli.
— O czym ty mówisz? — spytał zdezorientowany Harry.
— Dzwonili do ciebie.
— Kto?
— Nie wiem kto, ale to nieważne! Ważne, że znowu zacząłeś!
— Nie wiem, kto naopowiadał ci takich bzdur, ale najwyraźniej coś mu się pomieszało. Już. Nie. Biorę — zaznaczył.
— To co znaczyły słowa o towarze, który ktoś gdzieś schował, a ty wiesz gdzie?! — zdenerwowała się. — Mówiły same za siebie!
— Skąd mam wiedzieć, do cholery?! — warknął rozdrażniony. — Mówiłem im, że mają się odczepić i nie dzwonić!
Ginny odsunęła się gwałtownie do tyłu, gdy zobaczyła u niego tyle agresji. Wszystko się w nim skumulowało. Zamknął oczy, próbując nad sobą zapanować, lecz nie było to takie łatwe. Musiał się wyładować. Syriusz niespodziewanie pojawił się w drzwiach i odsunął Czarnego do tyłu, aby nie zrobił nic głupiego. Co za idiota znowu chce mi namieszać? Przywołał telefon i wyszedł z Nory, trzaskając drzwiami. W salonie zapanowała cisza.
Harry oddzwonił na numer, który pokazał się w ostatnich połączeniach.
— Czarny! Co się, do chol…?
— Ty mi lepiej powiedz! — warknął. — Po co znowu do mnie dzwonisz?! Mówiłem wam, że macie mnie skreślić, jakby w ogóle mnie nie było! Czy ty nie rozumiesz, że rzucam to cholerstwo?!
— Stary, jakie rzucasz? Tego nie idzie rzucić…
— Że tobie się nie udało, nie znaczy, że innym też się nie uda!
— Zobaczysz, jeszcze do nas wrócisz…
— Prędzej mnie piekło pochłonie. Odczepcie się ode mnie raz na zawsze.
— Z tym tak łatwo nie zerwiesz. A poza tym… gazety chętnie dowiedzą się, co masz na sumieniu.
— Pieprzony kutasie, jeszcze mnie szantażujesz?!
— Coś przez przypadek może nam się wymsknąć…
— Mam głęboko w dupie, co będą pisać. Przynajmniej przestanę się staczać, w przeciwieństwie do ciebie. A ten towar zgarnęła policja, gdy zabierali ciała Cassy i Raptora — warknął i rozłączył się, drżąc z nerwów.
Nie mógł zapanować nad agresją. Cisnął komórką o ziemię, a ta rozsypała się na kawałki. Zrobiło mu się słabo, więc podparł się ręką o drzewo.
— Wujuś…
Spojrzał lekko nieprzytomnie na Suzi, siadając na ziemi, by się nie przewrócić.
— Hmm?
Uśmiechnęła się przymilnie.
— Pobawisz się ze mną?
Uniósł lekko kąciki ust.
— Oczywiście.
Usiadła obok niego i zaczęła budować z piasku figurki, a później prosiła, aby Czarny je ożywiał. Motylki, małe ptaszki, konie, pieski, wróżki… wszystko latało wokół Suzi. Niespodziewanie wślizgnęła się na kolana odganiającego sen Harry’ego. Przytuliła się do niego, jakby chciała pomóc mu odrzucić smutki i problemy. Chwilę później zasnęła w jego ramionach, a Czarny zaraz po niej.

Ginny stała przy oknie z zaszklonymi oczami. Wiedziała, że niesłusznie oskarżyła Harry’ego, ale pocieszali ją, że każdy by tak zareagował. Myślała, że będzie choć odrobinę prościej, ale pomyliła się. Jeszcze ten wzrok Harry’ego pełen złości. Wtedy naprawdę pomyślała, że ją uderzy albo zrani w jakiś inny sposób. Gdyby nie Syriusz, nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło. Nikt nie tryskał energią. Problemy Czarnego przytłaczały nawet ich.
Wyszła cicho i poszła tam, gdzie widziała Harry’ego i Suzi. Dziewczynka spała na jego brzuchu, a on opierając się plecami o drzewo. Lekko się do niego przytuliła, aby nikogo nie obudzić. Czarny objął ją przez sen, przyciągając bliżej siebie. Skuliła się, zamykając oczy.

Patrzył jak korona drzew porusza się pod wpływem wiatru. Miał dosyć tego wszystkiego. Wiedział, że to on jest powodem wszystkich problemów, jakie spadają na jego bliskich. Jak nie Voldemort, to Mrok Dnia, śmierciożercy lub jego własna głupota. Inaczej wyobrażał sobie swoje życie, kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem. Szybko pogodził się z tym, że to on musi zabić Czarnego Pana, ale co z tego, skoro po wypełnieniu misji spadła na niego kolejna? Teraz jeszcze uzależnienie. Sam przyznawał, że był idiotą, gdy sięgnął po te przeklęte narkotyki. Gdyby nie Syriusz, nie wiedział, czy umiałby nad sobą zapanować dzisiejszego dnia.
Zostawił dla siebie to, że strata dziecka nie była jedynym powodem, przez  który sięgnął po te środki. Prawda była taka, że to zdarzenie tylko do końca go przybiło. Chciał wszystko odreagować. Wziął raz, żeby zapomnieć, a później poszło z górki. Teraz wiedział, że popełnił olbrzymi błąd.
— O czym myślisz? — usłyszał cichy głos swojej żony.
— Nie masz tego dosyć? — zapytał, zerkając na nią.
— Czego?
— Chociażby mnie. Ściągam na nas same problemy.
— Przestań tak mówić. Każdy ma problemy, ty trochę większe, ale to nie twoja wina. Przejdziemy przez to i wreszcie będziemy mieli normalnie życie. Złapią śmierciożerców, wyjdziesz z nałogu, Mrok zginie, a my będziemy zwykłą rodziną. Wszyscy nam pomogą.
— Widziałaś mnie dzisiaj… Nie mogłem się opanować — rzekł lekko podłamanym głosem.
— Nie myśl o tym. Coś na to poradzimy. To normalne objawy. Musisz się wyładować. Coś wymyślimy.
Pocałował ją w czoło, przyciągając bliżej siebie.
— Przepraszam, że w to uwierzyłam — szepnęła.
— Nie przepraszaj. Każdy by to zrobił na twoim miejscu.
— Coś mówiłeś przez telefon o szantażu — powiedziała po chwili ciszy.
Uśmiechnął się smutno.
— Zapewne niedługo w gazetach pojawi się rozległy opis tego, co wyprawiałem.

— Jako Huncwoci nie możemy tak tego zostawić — powiedział stanowczo Jay do Alexa i Rona.
— Co masz na myśli?
— Jak to co? Wyciągniemy go z tego syfu! — walnął pięścią w stół, aż wszyscy podskoczyli. — Faza pierwsza…
— Tłumienie agresji — dokończył Alex.
— Jakieś pomysły?
Zamilkli, myśląc. Nagle Ron uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby.
— Zapiszemy go na boks.
— Nie go — rzekł Alex. — Pójdziemy razem z nim.
Drzwi otworzyły się cicho i wślizgnęła się Ginny.
— Gdzie położyć Suzi? Zasnęła — wytłumaczyła, widząc pytające spojrzenie Fleur.
— Połóżcie ją w pierwszej sypialni po lewej — rzekła Molly, a Ginny wyszła.
Po chwili wróciła wraz z Czarnym. Wszyscy zachowywali się tak, jakby wcześniejszego incydentu nie było, za co Harry był im wdzięczny.
— Stary, mamy genialny plan — zakomunikował Jay. — Złota idea, myśl geniusza Ronalda, która zmieni wszechświat. Jutro idziemy zapisać się na boks. Bez gadania, całą czwórką. Wiedziałem, że się zgodzisz.
Harry wywrócił oczami, gdyż nie dał żadnego znaku, że się zgadza. Ale cóż… decyzja była podjęta. Wiedział, dlaczego to zaproponowali. I był im za to wdzięczny. Za to, że idą razem z nim – też.

To był idealny pomysł, żeby zapisali się na boks. Wyładowali się jak nigdy wcześniej na worku treningowym i musieli przyznać, że czuli się o wiele lepiej, szczególnie Harry. Stwierdził, że taki wór mógłby mieć pod ręką w każdym przypadku, więc kupił go sobie do domu.
Przydał się, i to bardzo, szczególnie kiedy do gazet wypłynęły jego wybryki w chwilach załamania. Po przeczytaniu artykułu kroki Harry’ego skierowały się do pokoju, w którym wisiał worek treningowy. Wyobrażając sobie głowę faceta, który sprzedał informacje do gazety, uderzał w niego z całej siły, dopóki nie usłyszał dzwonka do drzwi.
— Ja nic nie zrobiłem — powiedział na wstępie Łapa, widząc rękawice bokserskie na dłoniach Czarnego.
— Tylko winny się tłumaczy — odparł, dostrzegając jeszcze Remusa i Jaya.
— Z jakiego powodu tym razem się wyżywasz? — spytał Jay, włażąc do pomieszczenia.
— Pewnie z tego samego, z jakim przyszliście.
— Czytałeś?
— I nie wiem, czy to był dobry pomysł.
— Nieźle narozrabiałeś.
Rozgościli się w salonie, jak to mieli w zwyczaju.
— I co z tym zrobisz? — zapytał Remus.
— A co mogę zrobić? Małe sprostowanie i nic więcej nie poradzę. Ci, którzy powinni, wszystko wiedzą i to mi wystarczy.
Zerknął z niechęcią na gazetę. Temat z pierwszej strony: Cała prawda o załamaniu Czarnego! Jego serdeczny kolega nie przemilczał najmniejszej kwestii, posuwając się nawet do tego, że ujawił główny powód jego problemów.

…Może to się wydawać nieprawdopodobne, ale Czarny w ciągu kilku dni spadł na samo dno. Pił, wpadał w bójki, imprezował całe noce. Fani nie wiedzieli, co się z nim dzieje, dlatego ciągle o to pytali, co można zobaczyć na portalach społecznościowych i stronie internetowej zespołu. Czarnego złapała policja, gdy pijany jechał samochodem. Wzięli go na izbę wytrzeźwień, dostał spory mandat. Nadszedł też moment, gdzie sięgnął po narkotyki. Dość szybko go to pochłonęło. Wiele razy był w takim stanie, że kompletnie nie kontaktował. Kiedy już dochodził do siebie, zaczynał wszystko od nowa, chcąc odciąć się od wszystkiego…

Czytał te zdania kilka razy i za każdym razem coraz bardziej nie wierzył, że robił coś tak głupiego.

…Złodzieje Serc i Kizzy McPamant nie chcieli wypowiadać się na ten temat. Tylko jeden raz zapewnili, że to tylko chwila załamania i niedługo wszystko wróci do normy. Lecz sytuacja przedłużała się, a Czarny coraz bardziej wpadał w nałogi. Nic nie wskazywało na to, że ma zamiar wrócić do poprzedniego życia. Fani obawiali się nawet rozpadu zespołu, odwołanych koncertów czy braku kolejnej płyty. Złośliwi zaczęli mówić o Złodziejach, że więcej ich nie ma, niż są…

— Gdzie Ginny? — zapytał Remus, widząc jego wzrok.
— W pracy. — Oderwał spojrzenie od gazety, wracając do rzeczywistości.
— Miała wrócić dopiero za tydzień — zdziwił się Łapa.
— Stwierdziła, że nie będzie siedzieć sama w domu, gdy ja siedzę w studiu.
— Może to i lepiej.
— Raczej tak.

Patrzył w ciemny sufit nad sobą. Od kilku godzin próbował zmusić się do spania, ale nic z tego nie wychodziło. Kręcił się niespokojnie z boku na bok. Zegarek wskazywał 2:29, a on wychodził z siebie.
— Oszaleć można — mruknął do siebie, po raz kolejny zerkając na zegarek, którego wskazówki przesunęły się tylko o minutę.
Wstał, słysząc ciche marudzenie Ginny przez sen. Dziewczyna już wróciła do siebie po zażywaniu leków nasennych i spała spokojnie bez nich. On miał większe problemy, ale sam się w to wpakował i dobrze o tym wiedział.
W piżamie składającej się tylko z luźnych spodni wyszedł cicho z sypialni. Wiedział, że w najbliższych minutach tak szybko nie zaśnie. Najpierw musiał pozbyć się tego przeklętego uczucia braku czegoś, do czego się już przyzwyczaił.
Rękawice bokserskie i worek treningowy – jego najlepszy sposób na wyładowanie emocji. Wyobraził sobie, że worek treningowy to twarz Malfoya, który do tego wszystkiego doprowadził. Idealne wyobrażenie i silny cios prosto w nos. Wyżywał się na worze, dopóki nie poczuł, że ktoś go obserwuje.
— Nie możesz spać? — spytał, odwracając się.
— Słyszałam, jak wstawałeś, więc chciałam sprawdzić, czy nic się nie stało — odparła Ginny, podchodząc bliżej niego.
— Nic, poza tym, co zwykle — mruknął, całując ją w głowę.
Spojrzała mu w oczy, a później jej wzrok mimowolnie skierował się na spocony tors. Lekko opalone, umięśnione ciało od ciągłych treningów i koncertów. Czuła niewyobrażalną chęć, żeby go dotknąć. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, przysuwając się do niego jak najbliżej mogła. Pogładziła go lekko, chcąc wreszcie zrobić krok w przód. Stanęła na palcach, sięgając ustami do jego warg. Przymknęła powieki, kiedy poczuła to, na co od dawna czekała, czując jego usta przy swoich. Czuła jego ciepły oddech przyspieszony przez zmęczenie. Nie wytrzymała i przywarła do niego. Czarny natychmiast pogłębił pocałunek, najwyraźniej czując to samo.
— Znajdziemy inny sposób — szepnęła lekko zachrypniętym głosem.
Pochylił się nad nią i mruknął jej do ucha:
— Jaki?
— Lepszy…
Chwyciła go za ręce, ściągając rękawice i zaciągnęła go do pokoju, z którego przyszli. Nim doszli do łóżka, już pochłonięci byli sobą.
— Spróbujemy jeszcze raz — szepnęła.
Nie musiała nic więcej tłumaczyć. Wiedział, co miała na myśli.

Harry, tak jak mówił, postanowił dać małe sprostowanie. Gazeta z chęcią zaprosiła go na wywiad, gdzie wyjaśnił okoliczności, przez które wpadł w tak wielkie kłopoty. Zapewniał też, że jest na dobrej drodze do zerwania z nałogiem. Jego wypowiedź została przyjęta przez fanów z radością, szczególnie kiedy dodał, że intensywnie pracują nad trzecią płytą i niedługo wyjeżdżają w następną trasę koncertową.
Wiedział, że nie zapomni sytuacji, która ostatnio go spotkała, gdy chodził po mieście razem z Łapą i Ronem. Zagadnęła go grupka fanów, która poprosiła o autografy i zdjęcia.
— Jesteśmy z tobą — dodał jakiś chłopak, zanim odeszli, uradowani spotkaniem z idolem.
Niestety, spotkała go też sytuacja, której wolałby uniknąć. Po drugiej stronie ulicy zobaczył faceta, który sprzedał informacje do gazet. Sprzedawał nie tylko to…
— Wejdźmy tu — mruknął do przyjaciół, chcąc uniknąć spotkania z mężczyzną.
Weszli do pierwszego lepszego sklepu, który okazał się być sklepem z biżuterią.
— O co chodzi? — spytał Łapa, dla niepoznaki oglądając damskie naszyjniki.
— Osoba, której wolałbym nie spotkać — odparł niechętnie z lekkim skrzywieniem.
— Dziennikarz?
— Koleś, który sprzedał informacje. Diler — dodał cicho.
Łapa pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Wiesz co? Amy ostatnio na mnie narzeka — poskarżył się komicznie. — Trzeba ją przekupić.
Czarny parsknął śmiechem, dostrzegając jednocześnie Rona przy pierścionkach zaręczynowych.
— Czy mi się zdaje, czy Ron coś planuje? — spytał szeptem chrzestnego.
Syriusz zerknął w stronę chłopaka, a później wymienił spojrzenie z Czarnem. Błyski w obu parach oczu mówiły, że obaj to Huncwoci z krwi i kości.
— Ronaldzie, czy nam czegoś nie powiedziałeś? — zagadnął Harry, w mgnieniu oka przedostając się do przyjaciela.
Ron zmieszał się, lecz nic nie odpowiedział, co tylko utwierdzało ich w przekonaniu.
Już dwa dni później Ron i Hermiona ogłosili radosną nowinę dotyczącą zaręczyn.

Spokój w Norze został gwałtownie przerwany.
— Śmierciożercy chcą się tu dostać! — George wbiegł z krzykiem do jadalni.
— Proszę cię, nie idź — szepnęła do Czarnego Ginny z paniką w głosie.
— Nic mi nie będzie. Przydam im się. Złapiemy ich — próbował ją uspokoić. — Weź Suzi do naszego domu. Zabierz jeszcze Fleur, matkę, Kizzy i Hermionę. Powiadomimy was, gdy to się skończy.
— Wezwiemy aurorów — dodała jeszcze.
Pokiwał głową.
— Leć już.
— Uważaj.
— Ty też.
Patrzyła za nim z obawą i niepokojem, lecz wybiegł wraz z resztą. Wypełniła jego polecenie i razem z innymi kobietami przedostała się do Doliny Godryka.
Śmierciożerców nie było dużo, lecz bardziej obawiali się wilkołaków, które przyłączyły się do ataku. Nikt z ich przeciwników nie miał zamiaru wymieniać jakichkolwiek słów. Od razu rzucili zaklęcia.
Harry miał jeden najważniejszy cel: chciał za wszelką cenę złapać Malfoya, bo to on rozpoczął odwet śmierciożerców za śmierć Voldemorta. Dostrzegł go przy lesie wśród promieni zaklęć. Pojawili się aurorzy, co wywołało jeszcze większe zamieszanie. Śmierciożercy ruszyli w stronę lasu, by przedostać się poza bariery antydeportacyjne. Harry nie miał zamiaru teraz odpuścić. To mogła być największa szansa. Aurorzy rzucili się w stronę lasu. Huncwoci pognali zaraz za nimi. Spojrzenia Czarnego i Malfoya spotkały się na chwilę. Ten drugi uśmiechnął się kpiąco i pomknął za resztą. W chłopaku zawrzała krew. Nie posłuchał poleceń innych i rzucił się za nim w pogoń. Biegł, widząc przed sobą sylwetkę Lucjusza. Raz po raz rzucali w siebie promieniami zaklęć, które jednak nie trafiały do celu. Harry wpadł na niewielką polankę, gdzie zalała go niepokojąca cisza. Coś mu mówiło, że dał się wciągnąć w pułapkę. Wśród drzew błysnęły oczy zwierzęcia. Myśli kotłowały się w jego głowie, a krew buzowała w żyłach. Prędko zmienił się w pumę. Był to dobry wybór, gdyż zza drzew wyszły trzy wilkołaki, które go okrążyły. Wiedział, że jest na straconej pozycji. Zareagował zbyt impulsywnie na widok Mafloya, lecz teraz było już za późno.
Jeden z wilkołaków zawył głośno wśród zapadłej nagle ciszy. Rozejrzał się szybko, gdy cała trójka jednocześnie rzuciła się w jego stronę. Nikogo nie było, żadnego miejsca, gdzie mógłby się ukryć, żadnej pomocy. Walczył, lecz tylko przez chwilę. Później stracił siły. Głośne wycie po raz kolejny zakłóciło ciszę, gdy puma bezwładnie zsunęła się na ziemię.
Śmiech szaleńca. Trzask deportacji.
— Harry!
Lecz Harry’ego już nie było.

1 komentarz:

  1. Hej,
    cieszę się, że przyjaciele są i wspierają Harrego w walce z wyjściem z tego nałogu, no i co? znów pułapka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń