Brzuszek
Ginny rósł coraz bardziej. Była już w drugim miesiącu ciąży. Harry i Ginny nie
chcieli znać płci dziecka, więc trwały spekulacje dotyczące imion.
—
Dziewczynka: Angel Potter.
—
Czyś ty oszalała?! Chcesz dziecku zmarnować życie przez imię?
—
Mówię wam: Jake będzie świetne!
—
No nie, trzymajcie mnie!
—
To Brad. Co powiecie na to, hę? — Fred zwrócił się do przyszłych rodziców.
—
Może to nam zostawicie decyzję, hę? — odparł Czarny z rozbawieniem.
—
No wiesz… to takie luźne propozycje — wyszczerzył się Alex i powrócił do kłótni
Huncwotów.
—
A może… — zaczęła niepewnie Ginny, patrząc na Harry’ego — Marla i Jim?
Huncwoci
nagle zamilkli. Cisza niemal brzęczała w uszach. Czarny przeniósł wzrok na
swoją żonę. Wiedziała, jak dużo znaczyły dla niego osoby, które posiadały te
imiona. Miała świadomość, jak ważnymi osobami były w życiu Harry’ego i nie
przeszkadzało jej to, że ich dziecko miałoby mieć imię po wielkiej miłości chłopaka.
Czarny uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Imiona były ustalone.
—
I znowu mnie opuszczasz. Kto mi będzie przynosił lody w środku nocy?
—
Może zdążę jeszcze wrócić, żeby przenieść ci lodówkę do sypialni?
Zaśmiała
się, ściskając go mocno.
Harry
wyjeżdżał w trasę na półtora miesiąca i właśnie byli na lotnisku, gdzie żegnali
się przed wyjazdem.
—
Będziemy tęsknić — mruknęła.
—
Ja też. A ty, mały człowieczku w brzuchu, nie masz mamuśce robić problemów,
zrozumiano?
Ginny
zachichotała. Uwielbiała, jak Harry mówił do ich nienarodzonego dziecka. Kilka
minut później patrzyła, jak znika za barierką, a później za drzwiami.
Ginny
siedziała w Norze z niemrawą miną. Źle się czuła, miała mdłości i nie mogła
patrzeć na jedzenie.
—
Dobrze się czujesz? — spytał Łapa. — Blada jesteś.
Harry
zlecił mu misję dbania o Ginny w czasie, gdy go nie będzie. Zresztą… wszystkim
mówił, żeby się nią opiekowali. Zamiast odpowiedzieć, wybiegła z jadalni do
łazienki.
—
Chyba zjadła coś, czego nie powinna — stwierdziła Hermiona, wychodząc za nią.
—
Nie rozumiem kobiet w ciąży — stwierdził Ron, gdy po powrocie z łazienki jego
siostra niemal natychmiast dorwała się do ogórków kiszonych.
Wyszczerzyła
się do niego.
—
Przekonasz się, o co chodzi, gdy będziesz w takiej sytuacji, w jakiej jest
Harry.
—
Co masz na myśli? — spytał Alex.
—
Żeby w nocy nie wstawać z łóżka, wieczorem stawia w sypialni na szafce słoik z
ogórkami, żebym miała pod ręką. W akcie desperacji po piątym z rzędzie
wstawianiu po jedzenie chciał przenieść lodówkę do sypialni. — Zrobiła minę
niewiniątka, gdy zaczęli się śmiać. — Sama się dziwię, że jeszcze ma do mnie
cierpliwość. — Zmrużyła oczy w zamyśleniu. — Dlatego sobie w trasę pojechał! —
stwierdziła nagle. — Że też wcześniej się nie domyśliłam!
Harry
mówił im przed wyjazdem, że Ginny miewa humorki i prosił, by w razie czego
wybronili go, bo, jak twierdził, nie wiadomo, jakie najdą ją myśli.
—
Ale on dowiedział się o trasie przed ciążą — rzekł szybko Jay.
Nie
chciał posłać przyjaciela na rozjuszonego lwa, a raczej żonę w ciąży.
—
No racja. Jest wytłumaczony — oznajmiła, a oni spojrzeli na siebie z ulgą. —
Dora, mogłabyś podać mi ten talerz z kremówkami?
—
Blee… Jak ty możesz mieszać kremówkę i ogórki? — skrzywił się Fred.
Ginny
spojrzała na niego wściekle.
—
Bo tak mi smakuje! — burknęła.
—
Zwracam Czarnemu wyrazy honoru — szepnął George do bliźniaka, gdy chwilę
później chichotała w najlepsze.
Nowy
Jork, godzina dwudziesta pierwsza.
Tłumy
ludzi skakały w rytm muzyki wydobywającej się z głośników. Fani głośno śpiewali
wraz z wokalistą, wyśmienicie się bawiąc.
—
Jestem padnięty — westchnął Elgi, opadając na kanapę w pokoju przygotowań.
—
Ale jednocześnie bardzo zadowolony — zauważyła Kizzy.
—
Z tym się zgodzę.
—
Teraz do hotelu? — spytał Kubek.
—
Oczywiście.
—
A Czarny gdzie? — zdziwił się Mięta.
—
Mógłbym się założyć, że szedł zaraz za nami — stwierdził Świstak ze
zmarszczonymi brwiami.
—
Może jakaś fanka go molestuje — zaśmiał się Will, a reszta do niego dołączyła.
Gdy
nie wracał przez kolejne minuty, zaczęli się niepokoić. Kizzy otworzyła drzwi,
by go poszukać, ale wystarczyło, że wystawiła głowę na korytarz, a już go
dostrzegła. Stał niedaleko oparty o ścianę. Czytał jakiś list, zaciskając
dłonie na kartce. Był niepokojąco blady. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że
Złodzieje i Kizzy go obserwują. Przełknął ślinę i zmiął papier w pięści.
—
Czarny, coś się stało? — spytała wreszcie Kizzy, podchodząc bliżej.
Podał
jej kartkę z miną, która nic nie wyrażała.
—
Ktoś wcisnął mi to do ręki w trakcie spotkania z widownią.
Wszyscy
pochylili się nad pergaminem.
Witaj Potter,
Na pewno nas pamiętasz,
choć minęło sporo lat od naszego ostatniego spotkania. Wiedz, że my o tobie nie
zapomnieliśmy i pamiętamy, że to ty zabiłeś Czarnego Pana. Pożałujesz tego
najgorszym sposobem, jaki wpadnie nam do głowy. Twoja żona będzie do tego idealnym
narzędziem. Lepiej pilnuj jej jak oka w głowie. A co do ciebie… Czeka cię
ciężka śmierć w męczarniach.
Do szybkiego
zobaczenia.
Nie
było żadnego podpisu, ale każdy domyślał się, kto to napisał. Spojrzeli na
Czarnego z obawą.
—
Myślisz, że to śmierciożercy? — zapytał Cary.
—
Nie mam co do tego wątpliwości.
—
Przecież wszyscy trafili do Azkabanu.
—
Tego nie wiemy. Może jakimś cudem udało im się uciec po bitwie w Hogwarcie.
—
Nie mogło być ich dużo. Złapią ich…
—
Nie rozumiecie? To będzie ciągnąć się za mną do końca życia. Jeśli nie Voldemort,
to Mrok. Nawet kiedy obaj zdechną, nic mi to nie da, bo będą jeszcze ich
cholerne pieski, które z chęcią dobiją mnie i całą moją rodzinę.
Powoli
tracił nerwy. Miał dosyć życia ze śmiertelnymi wrogami na karku. Wszedł do
pokoju, trzaskając drzwiami. Teraz musiał zatroszczyć się o bezpieczeństwo
Ginny i dziecka. Chwycił za telefon. Pięć nieodebranych połączeń od Jaya i
jeden sms od niego. Najpierw odczytał wiadomość. Zadzwoń jak najszybciej. To pilne. Zrobił to.
—
Wreszcie. Czarny, jest ważna sprawa.
—
Mów, co się dzieje, bo mam coś pilnego do załatwienia.
—
Malfoy uciekł z Azkabanu.
Czarny
natychmiast ucichł.
—
Jesteś tam?
—
Jestem — powiedział słabym głosem.— Kto słyszy tę rozmowę?
—
Alex, Ron, Syriusz i Remus.
—
Nikomu nie mówicie o tym, co wam powiem, a szczególnie Ginny. Przed chwilą
dostałem list… z pogróżkami… od śmierciożerców.
Łapa
zaklął cicho.
—
Czyli jest ich więcej — powiedział Remus.
—
Widocznie tak. Ktoś jeszcze uciekł?
—
Dostaliśmy informację tylko o nim.
—
Reszta może być na wolności od samego początku i dopiero po ucieczce Malfoya
stwierdzili, że czas się zemścić. Słuchajcie, na razie nie mówicie o tym Ginny.
Weźcie ją z Doliny Godryka na dwa tygodnie, żeby nie była tam sama. Nie
puszczajcie jej nigdzie samej, bo nie wiadomo, co planują.
—
Jasne. Przecież nie zostawimy jej na pastwę tych bydlaków — mruknął Ron.
—
Cholera, że też musieli wybrać moment, kiedy mnie nie ma w kraju.
Przetarł
twarz dłonią, gdy Złodzieje i Kizzy weszli do środka.
—
Zajmiemy się nią. Ty też się pilnuj, bo może się okazać, że będziemy ją
chronić, a tak naprawdę na oku będą mieli ciebie — odparł Łapa.
Ktoś
zapukał do drzwi, więc Bruce je otworzył. Ochroniarz podał mu kopertę
zaadresowaną do Harry’ego. Byli już przyzwyczajeni do takich form przekazu
przez fanów, więc chłopak podał ją Czarnemu, który automatycznie otworzył ją,
rozmawiając przez telefon.
—
Malfoy to czubek. Nie wiadomo, co mu odbi… Ku*wa!
Upuścił
telefon i list, odskakując do tyłu, gdy ze środka buchnęła wprost na niego
krew. Kizzy krzyknęła głośno. Czarny oddychał głośno, patrząc na to, jak posoka
zalewa dywan.
—
Merlinie, co to ma być… — jęknął Max.
—
Jesteś cały od krwi — wydukała Kizzy, patrząc na Czarnego, który miał całe
poplamione ubranie.
Harry
sięgnął po telefon, w którym słyszał nawoływania.
—
Jestem — powiedział słabo.
—
Co się stało?
—
Te psychol wysłał mi list z uświadamiającą treścią.
—
Jaką?
—
Oblał mnie krwią.
—
Weźcie to posprzątajcie, żeby nikt tego nie zobaczył — jęknęła Kizzy słabo. —
Czarny, umyj się, bo wyglądasz jak rzeźnik. Chyba zwymiotuję…
Cary
rzucił kilka zaklęć, które zatrzymały makabryczną fontannę, później spalił
kopertę, a Bruce wyczyścił dywan. Świstak w tym czasie wyszedł, by zawołać
ochroniarza, który przyniósł list.
—
Pilnujcie Ginny — rzekł Czarny do słuchawki. — Ja jakoś sobie poradzę.
Pożegnali
się, więc chłopak prędko rzucił na siebie zaklęcie czyszczące. Kevin wrócił z
ochroniarzem.
—
Od kogo dostaliście ostatni list? — zapytał Harry.
—
Dość wysoki koleś, dziwnie ubrany jak na tę porę roku. Wyglądał na zaniedbanego.
Długie, blond włosy. Właściwie szare, chociaż chyba były białe, ale brudne. Tak
na mnie spojrzał, jakby chciał mnie zabić — dodał, kręcąc głową. — Jakiś
czubek. Psychofan?
—
Powiedzmy — mruknął Harry. — Okej. Dzięki.
—
Malfoy — potwierdził Kevin, gdy mężczyzna wyszedł, a Czarny pokiwał głową.
—
Jay przed chwilą mi powiedział, że dał nogę z Azkabanu.
—
Kto to jest? — zapytała Kizzy.
—
Jeden z tych śmierciożerców, którzy chcieli wysłać mnie w piach za wszelką cenę
— mruknął.
—
Czemu tak mu na tym zależy?
Czarny
zerknął na Maxa, który zadał to pytanie.
—
Twierdzi, że to moja wina, że zginął Draco, chociaż sam go zabił.
Kevin
otworzył usta ze zdumienia. Harry opowiedział, jak skrzyżowały się drogi jego i
Malfoya, a oni słuchali go bez przerywania.
—
Teraz wiem, dlaczego Huncwoci gadają, że jesteś nieśmiertelny — rzekł Cary, a
Czarny uśmiechnął się słabo.
—
Takim fuksem to dożyjesz starości — dodał Will.
Zaśmiali
się.
—
Ale to nie zmienia faktu, że Ginny cały czas jest zagrożona — mruknął.
Zamilkli,
gdyż miał całkowitą rację.
Ginny
nie rozumiała, po co ma się przeprowadzić do Nory, dopóki nie wróci Harry.
Miała wrażenie, że wszyscy coś przed nią ukrywają. Pytała Syriusza, ale on powtarzał,
że Czarny ich o to prosił, ponieważ nie chciał, żeby była sama. Dlatego też zadzwoniła
do męża.
—
Przecież zostały niecałe dwa tygodnie! Wcześniej mogłam siedzieć w Dolinie
Godryka i nie nalegałeś, żebym się przeprowadziła! Co wy przede mną ukrywacie?!
Chcę wiedzieć, o co chodzi i dlaczego nigdzie nie chcą mnie puścić samej!
—
Ginny, proszę, uspokój się — powiedział zrezygnowany.
Wiedział,
że prędzej czy później dowie się całej prawdy, ale wolał osobiście jej wszystko
wytłumaczyć.
—
Jak mam być spokojna, skoro nic nie chcecie mi powiedzieć?!
—
Obiecuję, że wszystko ci wytłumaczę, gdy tylko wrócę. Tutaj chodzi o bezpieczeństwo
twoje i dziecka. Nie chcę, żeby coś wam się stało, dlatego proszę cię,
przeprowadź się do mojego powrotu do Nory.
—
Dlaczego tak nalegacie?
—
Ginny, powiem ci wszystko, tylko teraz zrób to, o co cię proszę. Gdy to zrobisz,
będę spokojniejszy.
—
Powiedz mi chociaż ogólniki.
—
To nie jest rozmowa na telefon.
—
Świetnie — burknęła. — Jak zwykle nic nie mogę wiedzieć.
Rozłączyła
się bez pożegnania, niesamowicie na niego wściekła.
—
Jak się mają sprawy ze śmierciożercami?
—
Kiepsko. Stoimy w miejscu. Rozpłynęli się w powietrzu. Ani śladu, nikt nie widział,
nikt nie słyszał.
Harry
wrócił z trasy koncertowej, jednak wiadomości nadal nie były zadowalające. Jay,
Alex i Ron przekazali mu wszystko, co wiedzieli, lecz były to w większości mało
istotne informacje. Śmierciożercy zapadli się pod ziemię.
—
Gadaliśmy na temat Malfoya z odpowiednimi osobami — ciągnął Ron. — Jego
zachowanie od jakiegoś czasu było dziwne. Stał się milczący. Potrafił dniami i
nocami leżeć na pryczy i gapić się w sufit. Zaczynał wariować…
—
… i prawdopodobnie tylko zemsta zmusiła go do ucieczki — dodał Jay. — Nie
będziemy przed tobą nic ukrywać, bo jesteś osobą, która powinna wszystko
wiedzieć. Dzień przed ucieczką majaczył coś na twój temat. Słyszało to kilku
aurorów. W większość były to pogróżki kierowane w twoją stronę. Koleś ma zapewne
jakieś plany.
—
Powiesz Ginny?
—
A mam wybór? Po tym, jak na mnie nawrzeszczała przez telefon, nie mam wyjścia.
Poza tym powinna wiedzieć, żeby nie lekceważyła sytuacji. Tak w ogóle to gdzie
ona jest?
—
Poszła z Hermioną na babskie ploty. Nie dziw się, bo miałeś być wieczorem, a
nie z rana. Skąd ta zmiana planów?
—
Byłem na drugim końcu świata, więc godziny się zmieniają. Powiedziałem wam w
tamtym czasie, a nie w tym.
Po
dość długiej rozmowie z przyjaciółmi postanowił wrócić do Doliny Godryka, by
doprowadzić się do porządku po podróży. Po wielu zastrzeżeniach, aby na siebie
uważał, wreszcie mógł się deportować wprost do domu. Cisza panująca w mieszkaniu
trochę go przytłaczała. Przyzwyczaił się już do ciągłego hałasu lub przynajmniej
jakichś najmniejszych dźwięków. Zostawił bagaże w sypialni i wszedł pod
prysznic.
Ginny
deportowała się wraz z Hermioną do Doliny Godryka z kilkoma torbami w dłoniach.
Zakupy poprawiły im humory i pozwoliły im się odprężyć.
—
Pokażę ci tę sukienkę, którą ostatnio sobie kupiłam — rzekła Ginny.
—
Poczekam w salonie i przy okazji zrobię coś do picia — odparła Hermona.
Gdy
tylko Ginny zniknęła na schodach, szybko sprawdziła, czy ktoś jeszcze jest w
domu. Wykazało jedną osobę za dużo. Rozszerzyła oczy z przerażenia.
—
Ginny! — krzyknęła, wbiegając po schodach, gdy usłyszała głośny pisk
dziewczyny.
Ginny
weszła po schodach na górę, a później do sypialni. W oczy rzuciły jej się
bagaże. Nim dotarło do niej, czyje one są, drzwi od łazienki otworzyły się.
Pisnęła głośno, wskakując na lekko zdezorientowanego Harry’ego, który
najwidoczniej ledwo wyszedł spod prysznica. Uświadomił sobie, kto go niemal
staranował, gdy dziewczyna pocałowała go prosto w usta. Drzwi otworzyły się niespodziewanie i wpadła
Hermiona z rozwianymi włosami.
—
Harry, zabiję cię! — warknęła, gdy zobaczyła przyjaciela. — Myślałam, że coś
się stało — dodała spokojniej.
Czarny
zrozumiał, co miała na myśli, więc wysłał jej przepraszając spojrzenie. Stwierdziła,
że pójdzie zrobić tę nieszczęsną herbatę i zostawiła ich samych.
—
A teraz — odsunęła się od niego ze zmrużonymi oczami — powiesz mi, o co chodzi.
—
Ginny, dopiero przyjechałem — stęknął. — Daj się nacieszyć.
Przyciągnął
ją do siebie, mimo że ciskała w niego gromy z oczu, które powoli zniknęły,
kiedy z utęsknieniem pocałował ją w usta.
—
Pójdę do Hermiony, bo pomyśli, że mnie porwałeś.
Harry’emu
najwyraźniej nie spodobało się to stwierdzenie. Umknęła mu z objęć i pobiegła
na dół. Czarny westchnął, myśląc o tym, jak ma jej powiedzieć o Malfoyu i
powrocie śmierciożerców. Wiedział, że nie będzie to łatwa rozmowa, szczególnie
że w aktualnym stanie dziewczyna nie powinna się denerwować. Włożył na siebie
koszulkę i zszedł do żony oraz przyjaciółki.
—
Powiesz mi wreszcie, o co chodzi z tą przeprowadzką do Nory? Obiecałeś —
dodała, gdy zobaczyła jego niechętną minę.
—
Wiem — westchnął, przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej. — Wolałem powiedzieć
ci to osobiście, żebyś się nie denerwowała. Nie chciałem, żebyś została tutaj sama
i poleciłem reszcie, żeby cię pilnowali… was pilnowali, bo chodziło o wasze
bezpieczeństwo. Dom nie był dostatecznie zabezpieczony w tej sytuacji.
—
Jakiej?
—
Chodzi o śmierciożerców. — Czuł, jak dziewczyna automatycznie się spięła. —
Malfoy uciekł z Azkabanu i chcą się zemścić za Voldemorta.
—
Czyli chodzi im… o ciebie, tak? — szepnęła.
—
Tak. I dlatego boję się, że mogą wykorzystać do tego ciebie i dziecko.
—
Czy to nigdy się nie skończy? — szepnęła, mocno się do niego przytulając.
—
Nie wiem, Ginny, naprawdę nie wiem — odparł cicho, obejmując ją troskliwie. —
Wszystko będzie dobrze. Niedługo ich złapią.
Tylko
kiedy i po jakich cierpieniach?
Ginny
wzięła sobie do serca słowa Harry’ego. Musiała dbać nie tylko o siebie, ale
także o ich nienarodzone dziecko. Czarny rzucił jeszcze kilka zaklęć ochronnych
na dom, jednak nadal żyli z niepokojem o jutrzejszy dzień. O śmierciożercach
nigdzie nie mówiono, jakby nic takiego się nie stało, choć wywieszono listy
gończe za Lucjuszem Malfoyem. Harry pilnował Ginny jak oka w głowie. Nie
chciał, aby jej i dziecku stało się coś złego, więc musiał zapewnić im bezpieczeństwo.
Aurorzy przeszukali miejsca, gdzie uciekinier mógłby się ukryć wraz ze swoimi
sprzymierzeńcami.
Mrok
Dnia nie dawał znaku życia, co stawało się niepokojące. Po jakimś czasie doszli
do wniosku, że ten działa całkiem inaczej od Voldemorta. Nie było typowych
napadów na wioski. Mrok najwidoczniej wolał działać z ukrycia. Knuł spiski,
które najczęściej miały na celu usunięcie Harry’ego i przejęcie jego siły. Jego
kilkutygodniowe, a nawet i miesięczne nieobecności zaczynały być normą, lecz
wszyscy obawiali się kolejnego niespodziewanego ataku z jego strony. Złodzieje
na razie dali sobie spokój z koncertowaniem, teledyskami, piosenkami, wywiadami
i innymi działami kariery muzycznej.
—
Zaczynam się zastanawiać, czy nie rzucić na dom zaklęcia Strażnika Tajemnicy —
mruknął Harry do Remusa i Syriusza, kiedy spotkali się na obiedzie u Molly
Weasley.
Stał
przy oknie, obserwując podwórze, na którym było już dość ciemno. Dwóch mężczyzn
stało obok. Sami byli zaniepokojeni ucieczką Malfoya, chociaż minęło już kilka
tygodni. Wiedzieli, że atak skierowany będzie właśnie na chłopaka oraz jego
żonę i dziecko. Nie mogli tego zlekceważyć. Czarny był w kiepskiej sytuacji i
doskonale o tym wiedzieli. Z jednej strony Mrok Dnia, który za wszelką cenę
chce zdobyć jego moc, a później zabić. Z drugiej natomiast śmierciożercy na
czele z psychicznie chorym człowiekiem, który chce wykorzystać jego rodzinę i
zamordować w jak najbardziej okrutny sposób. Chłopak nie miał powodów do
radości.
Harry
miał obawy dotyczące zaklęcia Strażnika Tajemnicy. Bał się, że historia zatoczy
koło. Zaklęcie, rodzina Potterów, ten sam dom. Wtedy wszystko skończyło się
śmiercią. Czy teraz miało się to powtórzyć? Nie, nikt nie wierzył w zdradę. Ale
wtedy też zaufali zdrajcy…
—
Ostatnio po Dolinie Godryka kręcili się jacyś podejrzani goście — ciągnął. —
Nie wyglądało to normalnie. W trzydziestostopniowy upał chodzić w grubych,
czarnych szatach to nawet do czarodziei niepodobne. — Syriusz i Remus
zaniepokoili się jeszcze bardziej, słysząc takie słowa. Rzeczywiście, normalnie
to nie było. — Chyba mam już jakąś paranoję — stwierdził, przecierając twarz.
—
To normalne w twojej sytuacji — powiedział Remus. — Musisz być czujny i uważać
na większość tego, co się dzieje.
—
A ci goście…? — zaczął Syriusz.
—
Chciałem już ich walnąć jakimś zaklęciem, ale zdążyli się zmyć. Czarne szaty,
kaptury na głowach. Typowi śmierciożercy tylko bez masek.
—
Potrafiłbyś ich rozpoznać?
Pokręcił
głową.
—
Byli za daleko. Poza tym mogłem się mylić.
—
Takie słowa są do ciebie niepodobne. Od razu powinieneś stwierdzić, że nie
miałbyś z nimi miłej pogawędki — rzekł Łapa z lekko zmarszczonymi brwiami. —
Szczególnie w tej sytuacji.
—
Ale czy śmierciożercy tak perfidnie by się pokazali? Raczej działaliby z
ukrycia, żeby ich nie zdemaskowano.
—
Też racja. Tyle że ich inteligencja nie podnosi IQ krajowej.
Nie
mogli powstrzymać śmiechu na to stwierdzenie.
—
Oni może nie, ale Malfoy nie jest głupi. Przynajmniej kiedyś nie był. Idiota
raczej nie uciekłby z Azkabanu.
—
Czuję się bardziej dowartościowany — wyszczerzył się Łapa, ku rozbawieniu
pozostałej dwójki.
Harry
poczuł, że ktoś ciągnie go za rękaw. Suzi stała obok niego z maślanymi oczkami
i milutkim uśmiechem.
—
Wujuś? — Jak ten mały dzieciak jednym słówkiem mógł zmienić jego humor? Nagle
zasmuciła się. — A jak bobas przyjdzie na świat, nie zapomnisz o mnie, prawda?
—
Skąd ci takie myśli przychodzą do głowy? — zdumiał się.
—
No bo będzie mały bobas i wszyscy będą się nim zajmować…
W
jej oczach pojawiły się łzy. Podsadził ją i postawił na parapecie.
—
Jak mógłbym o tobie zapomnieć? — Ucieszyła się na te słowa i uwiesiła na jego
szyi. — Rany boskie, ile ty zjadłaś przez te dwa miesiące? — stęknął komicznie.
Zachichotała
słodko, a Łapa i Lunatyk patrzyli na nich z wielkimi uśmiechami.
—
Czarny — do pomieszczenia wszedł Jay — twój potomek chyba będzie piłkarzem.
Chodź.
Ściągnął
z siebie Suzi i wszyscy weszli do salonu. Ginny siedziała na kanapie, z wielkim
uśmiechem trzymając dłoń na brzuchu. Przywołała go gestem do siebie i położyła
jego dłoń na swoim zaokrąglonym brzuchu. Poczuł lekkie ruchy.
—
Kopie — szepnęła.
Rozanielona
mina Czarnego mówiła sama za siebie. Zaciekawiona Suzi wślizgnęła się na kanapę
obok ciężarnej. Wyciągnęła małą dłoń i położyła ją na brzuchu cioci.
Czarny
niespodziewanie poczuł niepokój. Czas zwolnił, a on miał wrażenie, że jest już
za późno, że coś się stanie. Dotarło do niego, że Nora nie jest zabezpieczona.
—
Harry? — Ginny zaniepokoiła się, gdy zobaczyła jego nieobecną twarz i lęk w
oczach.
—
Zaraz wrócę — powiedział cicho i wyszedł, ciągnąc za sobą Huncwotów.
—
Co jest? — spytali, gdy znaleźli się na podwórzu.
—
Nora nie jest zabezpieczona — odparł z wyczuwalnym strachem.
—
Czarny…
—
Coś jest nie tak…
W
tym momencie poczuł, że uderza go zaklęcie.
Hej,
OdpowiedzUsuńMalfloy uciekł z azkabanu, zaczęły się pogróżki, a może mrok i śmierciożercy połączą siły? Ginny i jej humorko, no i końcówka boska...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia