piątek, 1 lipca 2016

II. Rozdział 25 - Ojciec

Nie mieli pojęcia, kiedy ostatnio widzieli tak zdesperowanego Harry’ego. Wpadł do Wielkiej Sali, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
— Co jest? — spytał zaniepokojony Ron, kiedy chłopak wyszedł, by odwołać straż przed wrotami zamku.
— Porwali Ginny — odparł Remus.
Usłyszeli, jak zbroja rozsypuje się na kawałki, prawdopodobnie rozwalona wściekłością Czarnego.
Harry z niecierpliwością wyczekiwał posłańca od Mroku. Czas mu się dłużył. Uczniów odprowadzono do dormitoriów, stawiając przed wejściami do pokojów wspólnych aurorów. Wreszcie do pomieszczenia wpadł Alex, który wypatrywał posłańca z korytarza.
— Przyszedł. — Wszyscy zerwali się z miejsc, lecz pokręcił głową. — Chce się widzieć tylko z Harrym.
— Będziemy wszystko obserwować z okien — poinformował Ryan, zanim Czarny wyszedł.
Otworzył drzwi wejściowe i stanął oko w oko z jaszczuroludziem.
— Mrok proponuje wymianę — zaczął. — Dwoje ludzi za księgę, którą ukradłeś z Gringotta.
— Jeśli nie? — zapytał, gdyż wiedział, że księga w rękach Mroku ściągnie na wszystkich wiele nieszczęść.
— To przyślemy wam ich głowy. Za kwadrans w tym samym miejscu.
Pomknął w stronę Zakazanego Lasu niezatrzymywany przez nikogo. Czarny obserwował go, dopóki nie zniknął wśród drzew.
— I co? — zapytał Jay, gdy tylko wrócił do Wielkiej Sali.
— Chce księgę, którą zwinąłem z Gringotta.
— Nie oddałeś jej? — zdumiał się Remus, a on pokręcił głową.
— Po co im ta księga?
— Powinno wam wystarczyć to, że jeśli ją dostanie, już jest po nas.
— Oddasz ją?
— Chyba nie mam wyjścia — odparł po chwili milczenia.
Deportował się do własnego domu, a swoje kroki natychmiast skierował do sypialni, gdzie znajdowała się tajna skrytka, o której wiedzieli tylko Potterowie. Przejechał dłonią po chropowatej, czarnej okładce. Doskonale pamiętał, jak ukradł ją z banku wraz z Rosą. Teraz miała trafić w ręce kogoś, kto wykorzysta ją w nieprawidłowy sposób? Wiedział, że oddając tę księgę, skazuje świat na olbrzymie problemy. On nie może jej dostać w swoje łapy.

Czekał, aż wybije ustalona godzina. Oddał książkę posłańcowi, widząc w niedalekiej odległości Seana i Ellen. Przeciwnicy pomknęli w stronę lasu, a Harry prędko podszedł do Bezimiennych. Ellen przygarnęła go w swoje ramiona, zakrwawiona i zalana łzami. Pomógł im dojść do szkoły.
— Czarny, oni porwali jakiegoś ucznia — rzekł cicho Sean. — Wiesz o Ginny?
— Wiem — mruknął, zaciskając pięści. — Trzeba sprawdzić, co to za uczeń — dodał do McGonagall.
— Na oko miał piętnaście albo szesnaście lat — rzuciła Ellen.
— Z Gryffindoru. Miał naszywkę — dopowiedział Sean.
Nauczyciele od razu zajęli się tą sprawą.
Po raz kolejny zawołano Harry’ego pół godziny później. Wyszedł sam przed wrota, tak jak mu kazano.
— Ty za pozostałych — oznajmił posłaniec, nie zaskakując tym Czarnego. — Nie masz czasu na decyzje. Odpowiadasz teraz i od razu idziesz ze mną. — Chłopak skinął głową. — Dopóki Mrok cię nie zobaczy, nie wypuści zakładników, więc nie próbuj uciekać. Zamień się i biegnij cały czas obok mnie.
Zamienili się w zwierzęta i pomknęli w stronę Zakazanego Lasu. Usłyszał jeszcze krzyk Amy zza okna w Wielkiej Sali:
— Czarny, nie!
Zniknęli za murem drzew.

Dotarli na miejsce po kilku minutach biegu. Znajdowali się przed małym domkiem, który przyciągał do siebie samym wyglądem. Weszli do środka, gdzie stanęli oko w oko z Mrokiem. W kącie siedzieli związani i zakneblowani Lucy, Steve, Ginny oraz uczeń. Mrok uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Wypuśćcie ich i doprowadźcie do zamku tak, żeby nie zapamiętali drogi — rzekł do podwładnych. Jaszczuroludzie odwiązali ich. — Zostawcie tylko tego dzieciaka — dodał po chwili.
— Mieli być wszyscy — warknął Harry.
— Wolę mieć pewność, że ci nie odbije, żeby się zmyć. Nie zostawisz przecież dzieciaka na pastwę losu.
Ginny, Steve i Lucy rzucali Czarnemu nieszczęśliwe spojrzenia, kiedy ich wyprowadzano, nadal zakneblowanych. Zniknęli za drzwiami, a Harry spojrzał na dzieciaka, który siedział jak skamieniały. Poznał go: członek kolejnego pokolenia największych rozrabiaków w Hogwarcie. Pamiętał, jak niedawno wpadł w ich pułapkę w obecności Syriusza, za co mieli dostać szlaban. Czarny wstawił się jednak za nimi u opiekuna domu. Nieźle się wtedy naśmiali, a rozrabiacy tłumaczyli, że miało paść na Filcha, czym zyskali sobie sympatię Harry’ego.
Księgę dostrzegł na stole po drugiej stronie pomieszczenia. Spojrzał Gryfonowi w oczy, wiedząc, że nie może nic przekazać telepatycznie. Włamał się do jego umysłu w taki sposób, aby chłopak tego nie odczuł i przekazał mu wiadomość. Uczeń był zaskoczony taką formą przekazu. Wiedział, że istnieje telepatia, której teraz nikt nie mógł użyć, ale żeby takie coś?! Po chwili przypomniał sobie, że to przecież jeden z najsilniejszych magów na świecie.
— I co teraz masz zamiar zrobić? — Harry grał na zwłokę.
— Teraz tak łatwo nie uciekniesz. Choć pewnie sam przyznasz, że wyprawa przez labirynt była ciekawą przygodą.
— Taa… Szczególnie uciekanie przed dzikimi gryfami — prychnął z ironią.
Mrok zmrużył swoje oczy.
— Znowu pozbawiłeś mnie zbyt wielu podwładnych i to właściwie bez magii. Jak ty to robisz, że masz tyle mocy bez udziału magii piekielnej? — Obszedł Harry’ego dookoła. —Zwykły człowiek, a mimo wszystko zrobił coś niemożliwego i dostał się tam, gdzie powinni być wyłącznie zmarli. Co więcej: wróciłeś bez niemal żadnych konsekwencji tamtych czynów. Tyle okrutnych mordów, a mimo to dostałeś następną szansę.
Harry zerknął na Gryfona. Jakimś sposobem odwiązał jedną rękę. Wszyscy byli tak pochłonięci słowami Mroku Dnia, że nie zwracali na niego uwagi.
— Na dodatek byłeś w trzech miejscach — ciągnął Mrok. — Co więcej, decydowałeś, co zrobić z tymi, którzy trafili na granicę. Zaufali ci, choć nie wiedzieli, czy po powrocie nie wrócisz do poprzedniego życia. Dali ci następną siłę, żeby mnie pokonać, chociaż nadal nie wiem, dlaczego. Co ty w sobie masz, że tak ci pomagają, choć nie powinni?
— Pomyśl, czego ty nie miałeś.
Mrok uśmiechnął się półgębkiem.
— Same pozytywne uczucia nie mogą tyle zdziałać.
— Voldemort też tak myślał i leży w piachu.
Kątem oka zobaczył, że uczeń już ma rozwiązane ręce, lecz umiejętnie to ukrywa. Młodszy kiwnął ledwo widocznie głową, widząc jego spojrzenie.
BUM!
Chłopak rzucił się w stronę książki, kiedy Harry uderzył Mrok zaklęciem. Nim jaszczuroludzie zdążyli zareagować, rzucił na nich masowe zaklęcie spowalniające. W połowie drogi do książki zabrał ze sobą różdżki przyjaciół. W jego stronę poleciały pierwsze zaklęcia, ale zwinnie ich uniknął. Ze wszystkimi różdżkami w dłoni rzucił Drętwotę, co spowodowało pogrom. Przedostał się do chłopaka, który trzymał już książkę. Czarny cisnął za siebie zaklęciem, a ogień buchnął gorącym strumieniem. Chwycił księgę.
— Błonia.
Poczuł znajome szarpnięcie w okolicy pępka i już nie było ich w płonącym domku. Na błoniach panowała całkowita noc. W oddali dostrzegli płonący Zakazany Las, lecz Czarny wiedział, że to nie koniec pojedynku.
— Leć do Wielkiej Sali i oddaj wszystkim różdżki. Będą wiedzieli, co robić. Książkę miej przy sobie. Biegnij.
Gryfon pomknął w stronę wrót zamku, wcześniej odbierając od Czarnego różdżki i księgę. Harry słyszał z niedaleka warczenia zwierząt i uderzenia łap o ziemię. Widział, kto zaraz się tutaj zjawi, więc spokojnie czekał.

Syriusz stał przy oknie, patrząc na Zakazany Las. Ginny, Steve i Lucy zostali przed chwilą przyprowadzeni przez podwładnych Mroku Dnia. Nie znali drogi powrotnej, więc nie mogli zareagować, dlatego z niecierpliwością czekali na dalszy rozwój akcji. Wiedzieli, że Harry nie podda się tak łatwo.
Łapa zmarszczył brwi, widząc małe światełko w głębi Zakazanego Lasu, które powoli zwiększało swoją objętość.
— Cholera, tam się pali!
Wszyscy rzucili się do okien, by dostrzec ogień wznoszący się coraz wyżej. Niespodziewanie otworzyły się drzwi, przez które wpadł porwany uczeń, nadal przerażony wydarzeniami, jakie miały miejsce.
— Dylan, nic ci nie jest?! — Nauczyciele natychmiast zareagowali.
— Jest okej — wydyszał, kładąc różdżki na stole. — Uciekliśmy. Książka była świstoklikiem.
— Gdzie Harry?
— Został na błoniach. Powiedział, że będziecie wiedzieć, co macie robić.
— Zabił wszystkich?
— Nie, chyba tutaj biegną.
— Czeka na nich — powiedział Ryan. — Bierzcie różdżki i jazda na błonia. Kilku aurorów ma pilnować zamku.
W momencie gdy wybiegali z pomieszczenia, usłyszeli głośny huk dochodzący z błoni, a przez okna wpadło jasne światło.
Kilka drzew Zakazanego Lasu paliło się, wilkołaki oraz jaszczuroludzie stały w skupisku, przyglądając się kolorowemu pokazowi. Podbiegli bliżej, lecz znienacka poczuli, że coś na nich napiera, jakaś aura, która nie pozwoliła im się zbliżyć, więc cofnęli się na bezpieczną odległość. Światła zgasły, a oni zobaczyli Harry’ego i Mrok Dnia – to oni walczyli tak, że dwie silne aury zabierały dech z piersi. Obaj wyglądali na zmęczonych, lecz też zapartych i gotowych do dalszej walki. Równocześnie rzucili zaklęcia, ale promienie minęły się z celem. W stronę Czarnego poleciał sznur ognia, lecz ten bez problemu odbił go, aż rozsypał się na dwie części i odleciał w różne strony, podpalając błonia. Czarny skierował różdżkę w ziemię, z której buchnęła gleba. Zmieniła się ona w ostre kolce pokryte metalową powłoką. Poleciały one w Mrok, ale ten zatrzymał je tuż przed sobą, zmienił w gwoździe i wyrzucił w górę w taki sposób, by spadły na Harry’ego. Ten jednak machnął różdżką, przekształcając je w liście, które zapłonęły żywym ogniem i zaatakowały Mrok. Ten prędko zareagował,  posyłając w ich stronę kulki wody, które zamknęły ogień w szklanej pułapce. Mrok wysłał je w stronę Czarnego, w momencie gdy chłopak rzucił następne zaklęcie. Głośno buchnęło, a wszyscy wstrzymali oddechy, kiedy wokół przeciwników zapalił się ogień zamykający ich w pułapce. Harry rozłożył ręce i tupnął nogą, a płomienie zebrały się nad nim, formując w jakąś postać. Mrok natomiast przebił ręką płomienie i zaczął mamrotać jakieś formułki. Ogień zaczął krążyć wokół własnej osi, zmieniając się w płomienistego potwora. Oba stwory ruszyły na siebie z agresją. W momencie gdy się dotknęły, cała ziemia zaczęła drżeć, a gorący powiew rozgrzał im twarze. Płomienie ułożyły się w dach nad dwoma przeciwnikami, którzy ponownie rzucili na siebie różnorodne zaklęcia.
Wszyscy patrzyli na pojedynek z fascynacją. Nawet Bezimienni wyglądali na pełnych podziwu. Walka Harry’ego z Voldemortem była niczym w porównaniu z tą. Dopiero teraz Czarny pokazał, ile posiada mocy i jak potrafi ją wykorzystać.
Syriusz nie mógł wyjść ze zdziwienia, jak ten zwariowany chłopak, pełen energii, szaleństwa i żywiołu na scenie oraz w życiu zamienia się w groźnego, mrocznego przeciwnika potrafiącego zabić bez litości. Obserwował właśnie, jak wielki głaz spada na Czarnego, lecz tuż przed nim rozbija się na kawałki, które zmieniają się w szpikulce i lecą do Mroku, próbując go zadźgać. Dech mu zaparło, gdy Harry złapał część ognia, który się nad nim unosił i rzucił nim o ziemię. Grunt zadrżał im pod nogami, a płomienie zniknęły, jak gdyby nigdy nic. Niespodziewanie spod Mroku wyłonił się wielki, ognisty wąż, który odrzucił go do tyłu. Każdy myślał, że to Czarny jest na prowadzeniu, lecz reszta ognistego dachu runęła mu przed nogi i powaliła na ziemię. Obaj podnieśli się, klnąc w myślach na przeciwnika. Wwiercali w siebie spojrzenia pełne nienawiści, przerywając walkę. Obaj wiedzieli, że taki pojedynek mógłby dzisiaj toczyć się godzinami. Obie aury opadły, jednocześnie dając do zrozumienia, że walkę kończą remisem. Opuścili różdżki, ale nadal nie odrywali od siebie spojrzeń. Mrok kiwnął głową na swoich podwładnych, więc ruszyli w stronę bramy Hogwartu. Gdy tylko za nią wyszli, aurorzy natychmiast ją zamknęli. Dopiero teraz wszyscy się odprężyli.
Harry zerknął na płonące błonia i Zakazany Las. Skierował różdżkę w stronę ziemi, a ta zadrżała. Tupnął nogą, a część ognia została wchłonięta. Kiedy powiedział w stronę aurorów, że resztę muszą zgasić wodą, zrobili to bez ociągania. Czarny przechylił głowę w prawo i w lewo, aż strzyknęło mu w karku.
— Starość nie radość. To już nie te lata — stwierdził.
Zaśmiali się, a Ryan klepnął go w plecy.
— Dobra robota.

Przygotowania na galę The Best ruszyły pełną parą. Ginny dorwała się do szafy Harry’ego już dwa dni wcześniej i wybrała mu odpowiednie ubranie. Czarny poprosił ją tylko o to, aby nie były to ciuchy, w których czułby się jak w kaftanie bezpieczeństwa.
— Połączę elegancję z luzem — oznajmiła, otwierając drzwi.
Gdy w dzień gali wciągał na siebie odpowiednie ubranie, Ginny mierzyła go wzrokiem. Połączyła koszulę w kratę i krawat w taki sposób, aby się nie gryzły. Do tego luźna kamizelka, ciemne jeansy i buty.
— Nie możesz tak iść — oznajmiła.
— Czemu? Chyba jest okej.
— Bo te wszystkie panny będą miały ochotę się obmacywać.
Czarny roześmiał się szczerze. Podszedł do niej, powoli zbliżył do niej twarz i pocałował z zapałem.
— Harry… — szepnęła po chwili.
— Hmm?
— Muszę ci coś powiedzieć.
Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc Harry ruszył do nich z ociąganiem. Mięta wpakował się do domu. Czarny usadził go w salonie, a sam poszedł do kuchni, gdzie znajdowała się Ginny.
— Co chciałaś powiedzieć?
— Będziesz…
Kolejny dzwonek. Harry mruknął coś pod nosem.
— Mięta, otwórz!
— Spoko!
— Jeszcze raz.
— Bę…
— Stary!
— Ku*wa! — wściekł się, a Ginny wybuchnęła śmiechem.
— Spokojnie — zaśmiał się Świstak, stając w drzwiach.
Czarny wypchnął wszystkich za drzwi.
— Na pewno nikt mi już nie przerwie?
— Na pe…
— Jedziemy? — Złodzieje wpadli do kuchni w całym składzie.
— Ja pie*dolę! Wypie*dalać stąd! — Harry wpadał w furię.
—  No sorry, ale czasami się spóźnimy — rzekł Will.
Harry wskazał palcem na drzwi.
— Won do samochodu. Zaraz przyjdę i nie ważcie się tutaj przychodzić.
Rozbawieni Złodzieje wyszli. W tym czasie Ginny wyciągnęła z szafki małe buciki, które postawiła na blacie, patrząc na Harry’ego, który spoglądał to na nią, to na małe, dziecięce obuwie.
— Będziesz ojcem — powiedziała z uśmiechem.
Harry przeczesał dłonią włosy, nie wierząc w to, co usłyszał. Podszedł do niej i chwycił w objęcia, a po chwili dał upust radości tak bardzo, że Złodzieje czekający na podwórku wymienili spojrzenia, martwiąc się o jego zdrowie psychiczne. Nie odważyli się jednak cofnąć. Czarny klęknął przed Ginny i przytulił się mocno do jej brzucha, w którym było jego dziecko.
— Idź już, bo się spóźnisz — powiedziała przez ściśnięte gardło. — Będę u Syriusza, gdy wrócisz.
Pocałował ją lekko w usta i wybiegł na podwórze.
— A tobie co? — spytał Mięta, siedząc wygodnie w samochodzie.
— Będę ojcem! — wrzasnął chyba na całą wioskę.
Złodzieje zawyli radośnie, a później złożyli mu gratulacje.

Ginny nie mogła przestać się uśmiechać, przypominając sobie uszczęśliwioną twarz Harry’ego i jego wrzaski na całą Dolinę Godryka, które ogłaszały, że zostanie tatą. Nikomu nie chciała jeszcze tego mówić. Wiedziała, że gdyby Czarny miał dużo czasu, od razu biegałby po wszystkich znajomych z dobrą nowiną. Nie chciała odebrać mu tej przyjemności, choć bardzo ją to nęciło. Amy zaproponowała jej kawę, lecz grzecznie odmówiła. Większość znajomych zebrała się w starej Kwaterze Głównej, by wspólnie obejrzeć rozdanie nagród. Była to naprawdę głośna impreza wielkich gwiazd muzyki, gdyż rozłożono czerwony dywan i przywożono ich limuzynami. Prezenterka przekrzykiwała tłumy reporterów i dziennikarzy, wywołując kolejne gwiazdy i wymieniając kategorie, do których zostali nominowani.
— I pojawili się Złodzieje Serc w całym składzie! — krzyczała blondynka. — W tak szybkim tempie zrobili olbrzymią karierę, lądując na deskach gali najlepszych z najlepszych! Proszę państwa, sześć nominacji! Czy zaśpiewają zwycięską piosenkę Faint?! Do tego nominacja za najlepszy rockowy zespół, występy na żywo, teledysk New Divide, płytę Carousel of Memories i najlepszy wokal! Wychodzą!
Oślepił ich blask fleszy. Kizzy siedziała przed telewizorem jak na szpilkach.
— Niech chociaż raz zachowują się poważnie — mruknęła do siebie.
Złodzieje zaskoczyli ją, gdyż zachowywali się jak przystało na prawdziwe gwiazdy. Kilka fotek, szerokie uśmiechy i z ulgą zniknęli za drzwiami sali. Dziewczyna chyba bardziej się stresowała od chłopaków. Gdy pokazali pomieszczenie pełne gwiazd, obgryzała paznokcie.
— Czy ja denerwuję się bardziej od nich? — spytała w pewnej chwili.
— Tak. Oni weszli na luzie — odparł rozbawiony Syriusz.
— Widocznie przejęłam ich stres.
Po długich rozpoczęciach wreszcie przeszli do rozdawania nagród. Ku irytacji i złości Kizzy, rozpoczęli od, jej zdaniem, mało ważnych.
— Kategoria: najlepsza piosenka rockowa — ogłoszono.
Kizzy drgnęła, a reszta uniosła się trochę w siedzeniach. Musieli przyznać, że sami trochę się denerwowali. Wymienili pięciu kandydatów, puszczając urywki teledysków nominowanych piosenek. Wyszedł jakiś facet, który miał ogłosić wynik.
— Według publiczności na nagrodę za najlepszą piosenkę zasługuje… — Kizzy jęknęła żałośnie, gdy odwlekał odpowiedź — Faint zespołu Złodzieje Serc!
Kizzy wrzasnęła z radości wraz z oklaskami w telewizji. Ścisnęła mocno zdezorientowaną Hermionę, a oni zaczęli się martwić, co będzie wyprawiać po kilku nagrodach. Puszczono fragment wygranej piosenki, gdy Złodzieje szli odebrać statuetkę. Musieli powiedzieć kilka słów, a Ginny uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy mikrofon wpadł w ręce Czarnego, który wyznał:
— Nawet nie wyobrażacie się, co się ze mną dzieje w środku. Nie dość, że zdobyliśmy nagrodę, to na dodatek przed kilkoma godzinami dowiedziałem się, że będę ojcem.
Rozległy się oklaski i wiwaty, a wszyscy na Grimmauld Place spojrzeli na Ginny z wielkimi oczami.
— Wiedziałam, że chce to rozgłosić, ale nie sądziłam, że przed kamerami — roześmiała się.
Molly porwała ją w swoje ramiona. W czasie gdy wszyscy cieszyli się razem z Ginny, Złodzieje Serc wrócili na miejsca ze statuetką.
Przyznano dwie kolejne nagrody z małymi przerwami na piosenki innych artystów. Wreszcie ogłoszono nagrodę za najlepszy album rockowy.
Carousel of Memories Złodziei Serc!
Ponownie weszli na scenę, gdzie odebrali kolejną statuetkę. Przyznano jeszcze dwie nagrody, a później Złodzieje Serc zagrali wygraną piosenkę Faint.
— Kategoria: najlepszy teledysk rockowy.
Tutaj już im się nie powiodło, a Kizzy sama siebie pocieszyła słowami:
— Oni się nie znają.
— Kategoria: najlepszy rockowy wokal.
Wymienili wszystkich nominowanych i pokazali fragmenty teledysków z wokalistami.
— Bez owijania w bawełnę. Najlepszy rockowy wokal: wokalista Złodziei Serc, Czarny!
Kizzy wydała z siebie głośne westchnienie ulgi. Puścili refren Leave out all the rest, więc Czarny poszedł odebrać nagrodę.
— Kategoria: najlepszy zespół rockowy.
— Według sędziów na miano najlepszego zespołu rockowego najbardziej zasłużył zespół…
Nie byli to Złodzieje Serc, co Kizzy przyjęła prychnięciem.
— Sędziowie, pff… Po siedemdziesiąt lat, więc nie znają się na prawdziwej muzyce. Nagroda publiczności jest ważniejsza — stwierdziła, patrząc w telewizor.
— Zawsze wiesz, jak odwrócić wszystko na ich korzyść, co? — rzekł George.
Wyszczerzyła się w odpowiedzi.
— Za najlepsze występy na żywo nagrodę otrzymuje zespół… Złodzieje Serc!
Na pierwszy rzut wystawili Kubka, który rzekł do mikrofonu:
— Jak to ktoś powiedział nam przed galą: nagroda publiczności jest ważniejsza.
Kizzy wyszczerzyła się jeszcze szerzej. Kolejne rozdania oglądane były z całkowitym spokojem, ponieważ wszystkie nagrody, do których nominowano Złodziei zostały rozdane

Na Grimmauld Place 12 Złodzieje zostali zasypani gratulacjami.
— Ja chcę być chrzestnym! — wrzasnął Jay, gdy tylko Czarny wszedł.
Wyszczerzył się szeroko, a w następnej chwili porwał go multum ludzi, by wyrazić swoją radość.
— Chłopczyk będzie miał imię po ulubionym wujku — wyszczerzył się Świstak, wskazując na siebie.
— Po tobie? Chyba żartujesz! Żeby dzieciaka skrzywdzili? — odparował Mięta.
— A skąd masz wiadomość, że to będzie chłopczyk? — zaśmiał się Bruce.
— No a kto inny? Kevin Potter. No zobacz, jak fajnie brzmi.
— Wiesz co, Świstak? — rzekł Czarny. — Na razie będzie Bezimienny… po ojcu.
Zaśmiali się zgodnie.

— Harry… Harry… Śpisz?
— Yhym…
— Nie kłam. Nie masz ochoty na lody?
— Ginny, jest czwarta nad ranem — stęknął cicho.
— Ale ja chcę lody. Harry…
— Ginny… jest środek nocy…
— Proszę…
Westchnął cicho i wstał. Przez przymknięte powieki trafił do kuchni i wziął z zamrażalki lody o różnym smaku, tak jak sobie zażyczyła żona. Wrócił do sypialni i podał jej pudełko.
— Dzięki — uśmiechnęła się szeroko.
Rzucił się na łóżko. Już przysypiał, gdy…
— Harry… roztopią się, jeśli ich nie schowasz…
Jęknął cicho, podnosząc się, choć ciało protestowało.
— Weź ogórki kiszone — rzekła jeszcze, gdy był już przy drzwiach.
— Ymm…
Myśląc o tym, jak można mieszać ogórki kiszone i lody, zszedł znowu do kuchni. Stwierdził, że z kobietą w ciąży lepiej nie dyskutować, bo chciał jeszcze długo pożyć. Podał jej ogórki i położył się.
— Kochany jesteś.
— Najedz się i śpij — mruknął przez sen.
— Może masz ochotę?
— Nie…
— Dobre, wiesz?
— Ginny, ja zaraz muszę wstać — stęknął.
— Och, no przecież praca jest ważniejsza — burknęła.
— Nie ważniejsza, ale też ważna.
 Po omacku pogładził ją po brzuchu.
— Śpij już — mruknęła.
Tak też zrobił.

— Stary, pobudka.
— Daj mi spokój — stęknął z zamkniętymi oczami.
— Coś ty w nocy robił? — zaśmiał się Will.
Czarny spojrzał na niego zmęczonymi oczami.
— Dorabiałem jako kelner.
— Co? — zachichotał Max.
— Człowieku, baba w ciąży to nieprzespane noce. O czwartej nad ranem stwierdziła, że zjadłaby sobie lody oraz ogórki i zgadnij, kto musiał po to wszystko chodzić.
Złodzieje zaśmiali się, klepiąc go pocieszająco po plecach.
— To tylko dziewięć miesięcy — zaśmiał się Cary, czym podłamał go jeszcze bardziej.

1 komentarz:

  1. Hej,
    walka z mrokiem była niesamowita, pokazał jaką włada mocą, został ojcem ;) aż się dziwię, że nie chciał tego opić, zgarneli sporo nagród...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń