—
Wszystkie świętości, powiedzcie mi, kto mnie do tego namówił?
Harry
wyglądał tak, jakby zaraz miał uciec na drugi koniec świata. Łaził z góry na
dół, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Znajdował się w domu Blacków i Lupinów,
gdzie trwały przygotowania pana młodego. Kobiety zajęły dom w Dolinie Godryka. Syriusz
po raz kolejny zaciągnął go do salonu, gdzie Remus czekał z krawatem, a Ron z
marynarką.
—
Gabriel mnie opuścił — jęknął, po raz kolejny czochrając sobie włosy, które
były wielokrotnie układane przez Kizzy. — Co mnie podkusiło?
—
Miłość? — zaproponował Remus z rozbawieniem.
—
Wiedziałem, że to cholerstwo w końcu i mnie dopadnie.
Poddał
się Lunatykowi, który zaczął wiązać mu krawat. Przez myśli przelatywały mu
różne wizje: ucieczka sprzed ołtarza czy nagły atak jakiejś choroby. Remus
zaśmiał się cicho.
—
Nie myśl o ucieczce sprzed ołtarza — powiedział, widząc zdezorientowanie pana
młodego.
—
Was też nachodziły takie myśli?
—
Niejednokrotnie — odparł Łapa, nie kryjąc rozbawienia. — Z boku to jednak
wygląda komicznie.
Harry
nie miał głowy, żeby odciąć się ciętą ripostą. Chwilę później do salonu wpadli
Złodzieje, Jay, Alex i Kizzy.
—
I jak tam, towarzyszu broni? — spytał wesoło Alex.
Czarny
spojrzał na niego żałosnym wzrokiem.
—
Stało się coś? — zaniepokoił się Mięta.
—
No — wydukał. — Żenię się. — Wszyscy roześmiali się, więc dodał słabo: — Mnie
już to nie śmieszy.
—
Przed koncertem z kilkutysięczną publicznością się nie cykasz, a przed
powiedzeniem tak, tak?
Pokiwał
głową po chwili zamyślenia.
—
Nie pękaj, stary — wyszczerzył się Will.
Czarny
mruknął coś niezrozumiale. Kilka minut przed czasem wszyscy pojawili się w
miejscu, gdzie miała odbyć się uroczystość. Cała impreza została zorganizowana
na wolnym powietrzu. Na olbrzymim placu stało mnóstwo ładnie zdobionych krzeseł
dla gości. Stoły znajdujące się za rzędem krzeseł zostały nakryte białymi
obrusami i skromnymi bukiecikami kwiatów. Kobiety ubrane były głównie w zwiewne
sukienki, a mężczyźni w przewiewne koszule, niektórzy z garniturami. Słońce
ogrzewało twarze czekających na przybycie panny młodej. Pan młody i świadkowie
byli już na miejscach.
—
Wyobrażałeś sobie, że dożyjemy tej chwili? — spytał cicho Syriusz Remusa.
—
Szczerze? Nie — odparł rozbawiony. — Gdy patrzyłem w siódmej klasie na tego
szalonego imprezowicza, prędzej bym stwierdził, że wyląduje w rynsztoku.
Łapa
zaczął się niepohamowanie śmiać.
—
Dokładnie — przyznał. — Jednak wdał się w Rogatego.
—
A was co teraz wzięło na wspomnienia? — szepnęła rozbawiona Amy.
—
A tak jakoś…
Kobieta
westchnęła.
—
James i Lily byliby z niego cholernie dumni.
Zamilkli,
gdy na podest wszedł mężczyzna prowadzący ceremonię. Teraz słychać było tylko
śpiew ptaków i pojedyncze szepty, które mijały z czasem. Gdy zaczęła grać
muzyka, wszyscy spojrzeli z wyczekiwaniem w stronę, gdzie miała pojawić się
panna młoda. W drzwiach budynku stanęła rudowłosa piękność razem ze swoim
ojcem. Śnieżnobiała suknia przylegała do jej górnej części ciała, podkreślając
jej kształty. Szeroki dół pełen falbanek ciągnął się za dziewczyną. Na ramiona
opadały lśniące loki. Makijaż podkreślał jej urodę, a w dłoniach trzymała
bukiet żonkili – swoich ulubionych kwiatów.
Artur
Weasley szedł z nią pod ramię. Przeszli razem między dwoma rzędami krzeseł
wśród zachwyconych spojrzeń. Artur przekazał Harry’emu swoją córkę z wielkim
uśmiechem i usiadł obok swojej żony. Państwo młodzi spojrzeli na siebie z ulgą,
jakby spodziewali się, że któreś z nich się nie pojawi, i odwrócili do pastora.
Muzyka ucichła.
—
Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim Harry’ego Jamesa Pottera i
Ginewrę Molly Weasley…
Składali
przysięgę małżeńską wśród cichego płaczu pani Weasley. Ogłoszono ich mężem i żoną
po wypowiedzeniu sakramentalnego tak.
Wszyscy zaczęli głośno klaskać, a Złodzieje, Huncwoci i bliźniacy pokusili się
o wiwaty, kiedy się pocałowali.
Czarny
słyszał różne, czasami dziwne i wymyślne życzenia, ale tego spodziewał się po
chłopakach z zespołu i Huncwotach. Syriusz życzył mu gromadki roztrzepanych
Potterów i udanych nocy, za co dostał kuksańca od Amy. Pani Weasley przytuliła
młode małżeństwo i przez płacz wypowiedziała jakieś życzenia. Dosłyszeli tylko,
że chciałaby mieć wnuka bądź wnuczkę. Z ulgą przyjęli ostatnią osobę. Krzesła
podjechały pod stoliki, a na scenie pojawił się zespół. Pierwsza piosenka
należała do młodego małżeństwa.
Bawili
się w rytm muzyki bardzo długo, ale zmęczenie dało o sobie znać, więc w
znakomitych humorach usiedli przy swoim stole, a na kolana Harry’ego wślizgnęła
się Suzanne.
—
Wujuś, ciocia, wszystkiego najlepszego — powiedziała głosem, który rozmiękczał
im serca. — I małego bobasa.
Uwiesiła
się na ich szyjach.
—
Już was napastuje? — zaśmiał się Bill. — Harry, porwę ci żonkę — rzekł i oboje
zniknęli w tłumie tańczących.
Czarny
wziął rozradowaną dziewczynkę i poszedł za nimi. Po chwili słychać było piski i
śmiech Suzanne, kiedy Czarny to ją unosił, to stawiał na ziemi, robił z niej
samolot albo okręcał. Z jego ust nie schodził uśmiech, gdy widział tak uradowaną
twarz dziecka. Gdy stwierdził, że Suzi jednak też waży, posadził ją na
ramionach Syriusza tańczącego z Dorą.
—
Odbijany — pisnęła Suzi, a cała trójka zaśmiała się.
Harry
zostawił dziewczynkę na pastwę Łapy, a sam porwał do tańca Dorę.
—
Zabieramy towarzysza! — rozległo się po chwili.
Huncwoci
zaciągnęli go do stołu, gdzie stwierdzili, że muszą wznieść toast. Obalili niemal
całą butelkę Ognistej, kiedy przybiegła Kizzy.
—
Ktoś mi tu obiecał, że zatańczymy na jego ślubie — wyszczerzyła się.
W
następnej chwili wirowała w rytm muzyki z panem młodym. Przekazywany był z rąk
do rąk. Kobiety wyciągały go do tańca, a mężczyźni do picia. Wreszcie
stwierdził, że z teściową też należałoby zatańczyć, więc uprzejmie zaprosił ją na
parkiet. W jego ramionach z powrotem wylądowała jego żona. Za długo razem nie
potańczyli, bo dziewczynę zabrał mu Neville. Czarny poszedł do stołu, gdzie
czekali na niego Złodzieje. Opróżnili pół butelki, gdy przybiegła Kizzy z
wrzaskiem:
—
Pierwsze miejsce za teledysk System!
Wycałowała
Harry’ego, Kevina, Cary’ego, Maxa i Willa w policzki. Przy Bruce’u zawahała się
i… pocałowała go w usta. Chłopcy dopiero po chwili zorientowali się, co jest
grane. Zawyli z uciechy, kiedy Elgi przyciągnął ją bliżej siebie, nie odrywając
się od jej ust.
—
Trzy radochy za jednym razem! — wrzasnął Świstak, potrząsnął szampanem i cała
zawartość butelki wstrzeliła prosto na nich.
Goście
spojrzeli w ich stronę, widząc niemałe zamieszanie.
—
Świstak, ty matole — jęknął Max, ścierając napój z twarzy.
Ginny
i Łapa zgodnie pokręcili głowami z rozbawieniem i wrócili do swojego tańca.
Harry
wyrwał z sideł George’a Hermionę i razem dreptali po parkiecie. Obrót, drugi
obrót, trzeci… Dziewczyna ledwo za nim nadążała, ale musiała przyznać, że
bawiła się wspaniale. Obok niego wymiatali Max z Fioną, z którą już chodził,
Cary z Marthą, Fred z Angeliną Jonson, którą zaprosił i chyba coś między nimi
iskrzyło, Kira z Weiterem, ku zaskoczeniu Harry’ego, oraz Hagrid z Olimpią.
Moody podśpiewywał razem z Mundungusem pod sceną. Przy stoliku zauważył
George’a Weasleya podrywającego Caroline Parker, którą zaprosiła Ginny. Prawie się
potknął, gdy zauważył Kubka ściemniającego do Ketherine. Ket była wpatrzona w
Willa i wyraźnie jej się podobał.
Przechwycili
mu Hermionę i został bez partnerki do tańca. Nie na długo. Dorwała go Karen,
która miała prawdopodobnie we krwi już trochę promili. Ludzie umykali w
popłochu, gdy zaczęli tańczyć.
Czarny
opadł na krzesło, by odpocząć po ponad godzinnym tańcu z różnymi zaproszonymi
kobietami, gdy dosiadł się do niego Mundungus.
—
Fletcher, nie próbuj mnie upijać na moim własnym weselu — zastrzegł.
—
H-harry… chik… najlepsze życzenia… dla ciebie… chik… i żonki.
Wzniósł
toast, więc Czarny nie mógł odmówić. Później był drugi i trzeci… i tak się
potoczyło. Harry nie był już pewny, czy dotrwa do końca wesela.
—
Fletcher, mówiłem ci, do cholery, że nie masz mnie upijać — powiedział, gdy
dosiedli się do nich Łapa i Ryan.
—
To nie pij — zaśmiał się Najwyższy.
—
To mu powiedz, żeby już toastów nie wznosił.
—
No, ale za rozbrykaną gromadkę Potterów… chik… chyba się napijesz, co nie? —
rzekł kanciarz.
—
Jak przez ciebie nie dotrwam do końca wesela, nie pokazuj mi się na oczy.
We czwórkę wypili i za to.
—
Wujuś. — Suzi uratowała go przed
kolejnym toastem Mundungusa. — Ciocia Gin mówi, że jeśli się wuja upije,
to nici z Tajlandii.
—
Spytaj się ciotki, czy upicie się oznacza leżenie pod stołem, czy chwianie się
w krześle.
Suzi,
uradowana zadaniem od wujka, pobiegła szukać ciotki Gin.
—
Wznieśmy toast… — zaczął kanciarz.
—
Fletcher! — warknął Czarny.
—
Nie chcesz… chik… toastu za udany miesiąc miodowy?
—
Jeeeny…
Wypili
kolejną kolejkę, gdy wróciła Suzi.
—
Ciocia Gin mówi, że chciała wykorzystać w Tajlandii to, co wujek ostatnio
znalazł pod poduszką.
Harry
zmarszczył brwi, myśląc, o jaki przedmiot chodzi. Nagle oczy mu rozbłysły, a na
usta wkradł mu się huncwocki uśmiech.
—
Wujek, a co znalazłeś pod poduszką? — zaciekawiła się dziewczynka.
Czarny
spojrzał na nią, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. Domyślał się, ile padłoby
pytań z jej strony, gdyby odpowiedział, że kajdanki, a to mogło być krępujące.
Łapa i Ryan obserwowali go z rosnącym rozbawieniem.
—
Chyba z ciotką muszę osobiście porozmawiać — odrzekł po chwili. — Leć do wujka
Jaya i powiedz, że jak się z tobą nie pobawi, nie dostanie Ognistej do końca
wesela.
Suzi
pobiegła do Jaya, uradowana tym, że czeka ją zabawa. Czarny wyszukał wzrokiem
Ginny i ruszył w jej stronę. Objął ją od tyłu i mruknął do ucha:
—
Co to za szantaże, hm?
Odwróciła
się w jego stronę, nadal w jego objęciach. Na ustach błąkał się uśmieszek, a w
oczach błyskały iskierki.
—
Taki drobny, żeby ci przypomnieć, że to nasz ślub i nie możemy zasnąć tak jak u
Blacków i Lupinów. — Oboje zaśmiali się, przypominając sobie tamtą sytuację. —
Nie pij tyle z Mundungusem, bo nie wyrobisz do końca.
—
Nie moja wina, że wznosi takie toasty, za które muszę wypić. Dziwię się, że nie
było za udane pożycie małżeńskie. — Ginny wybuchnęła śmiechem, a on spojrzał na
nią z rozbawieniem. — Ale toasty chyba nie będą potrzebne — dodał jej do ucha.
—
Chyba nie.
—
Gorzko! Gorzko! Gorzko! — Złodzieje i Huncwoci zaczęli drzeć się jak
najgłośniej mogli.
Małżonkowie
zaśmiali się cicho i pocałowali. W następnym momencie wirowali na parkiecie
razem z gośćmi.
Kizzy
i Bruce, odurzeni alkoholem, siedzieli przy stole, nie odrywając od siebie ust.
Huncwoci wdrapali się na scenę i darli się do mikrofonów, zagłuszając
wokalistkę. Nie zleźli, dopóki nie stanęli przed obliczem Harry’ego. Bliźniacy
co chwilę wołali swojego nowego szwagra po byle bzdurę. Bezimienni wznosili
toasty za nową parę młodą. A Złodzieje… lepiej o nich nie wspominać.
—
Harry, napij się z chrzestnym!
To
był zabawny widok. Zwykle to Czarny patrzył na Syriusza pijanym wzrokiem. Taka
odmiana niezmiernie go rozbawiła.
—
Nam chyba nie odmówisz…
No
nie! To go prawie z nóg zwaliło. Luniaczek też?!
—
No nie odmówię — odparł rozbawiony, widząc ich uradowane, pijane oczy.
Łapa
zarzucił mu rękę na ramię i, szczerząc się szeroko, zaciągnął do stolika, gdzie
czekał Remus. Uśmiechnął się głupio, gdy zauważył Weitera podpierającego się
łokciem o blat z niewyraźną miną. Chyba przesadził z alkoholem. Syriusz
posadził go pośrodku i, ledwo trafiając do kieliszków, wylał część zawartości
butelki. Już mieli wypić, gdy dosiadły się do nich wszystkie Bezimienne z Amy
na czele.
—
Chłopaki, a my to co? — spytała Natalie.
Syriusz
westchnął, odstawił kieliszek i nalał jeszcze im. Amy, widząc, że jest nietrzeźwy,
pokręciła głową z politowaniem.
—
Nie patrz tak na mnie — rzekł Łapa do żony. — Mam jednego chrześniaka, więc daj
się upić na jego weselu.
Wypili.
Później w ruch poszły kolejne kieliszki.
—
Czarny ma żonę. No nie wierzę — chichotała Ellen.
Harry,
który trzymał się najlepiej, zerknął na nią, wywracając oczami.
—
Szwagier! Tu się chowasz! — Charlie i Bill, którzy najwyraźniej też do końca
trzeźwi nie byli, porwali go, żeby się napić.
Gdy
przerwa dla zespołu skończyła się, wszyscy pijani i niepijani poszli w tany.
Wywijali na parkiecie, co chwilę potykając się o własne nogi. Harry i Ginny
stwierdzili, że z boku wygląda to bardzo komicznie. Goście powoli zaczęli się
rozchodzić do pokoi hotelowych wynajętych przez młodą parę lub do własnych
domów. Zespół zakończył swój występ, ku oburzeniu resztek gości, którzy pili ostatkami
sił. Kiedy słońce zaczęło wschodzić, większość powlekła się do pokoi, lecz
kilku z nich przysnęło przy stole. Przytomni i w miarę trzeźwi pomogli młodej
parze przenieść ich do hotelu.
Wesele
skończyło się, lecz młoda para nie chciała zakończyć tak wyjątkowego dnia
odprowadzeniem pijaków do łóżek. Nastawili budzik, by nie zaspać na samolot do
Tajlandii i zajęli się sobą.
Hej,
OdpowiedzUsuńhaha, no tak trzeba wypić takie toasty... a gdzie jego wspaniała odtrudka?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia