czwartek, 30 czerwca 2016

II. Rozdział 23 - Pani Potter

Wszystkie świętości, powiedzcie mi, kto mnie do tego namówił?
Harry wyglądał tak, jakby zaraz miał uciec na drugi koniec świata. Łaził z góry na dół, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Znajdował się w domu Blacków i Lupinów, gdzie trwały przygotowania pana młodego. Kobiety zajęły dom w Dolinie Godryka. Syriusz po raz kolejny zaciągnął go do salonu, gdzie Remus czekał z krawatem, a Ron z marynarką.
— Gabriel mnie opuścił — jęknął, po raz kolejny czochrając sobie włosy, które były wielokrotnie układane przez Kizzy. — Co mnie podkusiło?
— Miłość? — zaproponował Remus z rozbawieniem.
— Wiedziałem, że to cholerstwo w końcu i mnie dopadnie.
Poddał się Lunatykowi, który zaczął wiązać mu krawat. Przez myśli przelatywały mu różne wizje: ucieczka sprzed ołtarza czy nagły atak jakiejś choroby. Remus zaśmiał się cicho.
— Nie myśl o ucieczce sprzed ołtarza — powiedział, widząc zdezorientowanie pana młodego.
— Was też nachodziły takie myśli?
— Niejednokrotnie — odparł Łapa, nie kryjąc rozbawienia. — Z boku to jednak wygląda komicznie.
Harry nie miał głowy, żeby odciąć się ciętą ripostą. Chwilę później do salonu wpadli Złodzieje, Jay, Alex i Kizzy.
— I jak tam, towarzyszu broni? — spytał wesoło Alex.
Czarny spojrzał na niego żałosnym wzrokiem.
— Stało się coś? — zaniepokoił się Mięta.
— No — wydukał. — Żenię się. — Wszyscy roześmiali się, więc dodał słabo: — Mnie już to nie śmieszy.
— Przed koncertem z kilkutysięczną publicznością się nie cykasz, a przed powiedzeniem tak, tak?
Pokiwał głową po chwili zamyślenia.
— Nie pękaj, stary — wyszczerzył się Will.
Czarny mruknął coś niezrozumiale. Kilka minut przed czasem wszyscy pojawili się w miejscu, gdzie miała odbyć się uroczystość. Cała impreza została zorganizowana na wolnym powietrzu. Na olbrzymim placu stało mnóstwo ładnie zdobionych krzeseł dla gości. Stoły znajdujące się za rzędem krzeseł zostały nakryte białymi obrusami i skromnymi bukiecikami kwiatów. Kobiety ubrane były głównie w zwiewne sukienki, a mężczyźni w przewiewne koszule, niektórzy z garniturami. Słońce ogrzewało twarze czekających na przybycie panny młodej. Pan młody i świadkowie byli już na miejscach.
— Wyobrażałeś sobie, że dożyjemy tej chwili? — spytał cicho Syriusz Remusa.
— Szczerze? Nie — odparł rozbawiony. — Gdy patrzyłem w siódmej klasie na tego szalonego imprezowicza, prędzej bym stwierdził, że wyląduje w rynsztoku.
Łapa zaczął się niepohamowanie śmiać.
— Dokładnie — przyznał. — Jednak wdał się w Rogatego.
— A was co teraz wzięło na wspomnienia? — szepnęła rozbawiona Amy.
— A tak jakoś…
Kobieta westchnęła.
— James i Lily byliby z niego cholernie dumni.
Zamilkli, gdy na podest wszedł mężczyzna prowadzący ceremonię. Teraz słychać było tylko śpiew ptaków i pojedyncze szepty, które mijały z czasem. Gdy zaczęła grać muzyka, wszyscy spojrzeli z wyczekiwaniem w stronę, gdzie miała pojawić się panna młoda. W drzwiach budynku stanęła rudowłosa piękność razem ze swoim ojcem. Śnieżnobiała suknia przylegała do jej górnej części ciała, podkreślając jej kształty. Szeroki dół pełen falbanek ciągnął się za dziewczyną. Na ramiona opadały lśniące loki. Makijaż podkreślał jej urodę, a w dłoniach trzymała bukiet żonkili – swoich ulubionych kwiatów.
Artur Weasley szedł z nią pod ramię. Przeszli razem między dwoma rzędami krzeseł wśród zachwyconych spojrzeń. Artur przekazał Harry’emu swoją córkę z wielkim uśmiechem i usiadł obok swojej żony. Państwo młodzi spojrzeli na siebie z ulgą, jakby spodziewali się, że któreś z nich się nie pojawi, i odwrócili do pastora. Muzyka ucichła.
— Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim Harry’ego Jamesa Pottera i Ginewrę Molly Weasley…
Składali przysięgę małżeńską wśród cichego płaczu pani Weasley. Ogłoszono ich mężem i żoną po wypowiedzeniu sakramentalnego tak. Wszyscy zaczęli głośno klaskać, a Złodzieje, Huncwoci i bliźniacy pokusili się o wiwaty, kiedy się pocałowali.
Czarny słyszał różne, czasami dziwne i wymyślne życzenia, ale tego spodziewał się po chłopakach z zespołu i Huncwotach. Syriusz życzył mu gromadki roztrzepanych Potterów i udanych nocy, za co dostał kuksańca od Amy. Pani Weasley przytuliła młode małżeństwo i przez płacz wypowiedziała jakieś życzenia. Dosłyszeli tylko, że chciałaby mieć wnuka bądź wnuczkę. Z ulgą przyjęli ostatnią osobę. Krzesła podjechały pod stoliki, a na scenie pojawił się zespół. Pierwsza piosenka należała do młodego małżeństwa.
Bawili się w rytm muzyki bardzo długo, ale zmęczenie dało o sobie znać, więc w znakomitych humorach usiedli przy swoim stole, a na kolana Harry’ego wślizgnęła się Suzanne.
— Wujuś, ciocia, wszystkiego najlepszego — powiedziała głosem, który rozmiękczał im serca. — I małego bobasa.
Uwiesiła się na ich szyjach.
— Już was napastuje? — zaśmiał się Bill. — Harry, porwę ci żonkę — rzekł i oboje zniknęli w tłumie tańczących.
Czarny wziął rozradowaną dziewczynkę i poszedł za nimi. Po chwili słychać było piski i śmiech Suzanne, kiedy Czarny to ją unosił, to stawiał na ziemi, robił z niej samolot albo okręcał. Z jego ust nie schodził uśmiech, gdy widział tak uradowaną twarz dziecka. Gdy stwierdził, że Suzi jednak też waży, posadził ją na ramionach Syriusza tańczącego z Dorą.
— Odbijany — pisnęła Suzi, a cała trójka zaśmiała się.
Harry zostawił dziewczynkę na pastwę Łapy, a sam porwał do tańca Dorę.
— Zabieramy towarzysza! — rozległo się po chwili.
Huncwoci zaciągnęli go do stołu, gdzie stwierdzili, że muszą wznieść toast. Obalili niemal całą butelkę Ognistej, kiedy przybiegła Kizzy.
— Ktoś mi tu obiecał, że zatańczymy na jego ślubie — wyszczerzyła się.
W następnej chwili wirowała w rytm muzyki z panem młodym. Przekazywany był z rąk do rąk. Kobiety wyciągały go do tańca, a mężczyźni do picia. Wreszcie stwierdził, że z teściową też należałoby zatańczyć, więc uprzejmie zaprosił ją na parkiet. W jego ramionach z powrotem wylądowała jego żona. Za długo razem nie potańczyli, bo dziewczynę zabrał mu Neville. Czarny poszedł do stołu, gdzie czekali na niego Złodzieje. Opróżnili pół butelki, gdy przybiegła Kizzy z wrzaskiem:
— Pierwsze miejsce za teledysk System!
Wycałowała Harry’ego, Kevina, Cary’ego, Maxa i Willa w policzki. Przy Bruce’u zawahała się i… pocałowała go w usta. Chłopcy dopiero po chwili zorientowali się, co jest grane. Zawyli z uciechy, kiedy Elgi przyciągnął ją bliżej siebie, nie odrywając się od jej ust.
— Trzy radochy za jednym razem! — wrzasnął Świstak, potrząsnął szampanem i cała zawartość butelki wstrzeliła prosto na nich.
Goście spojrzeli w ich stronę, widząc niemałe zamieszanie.
— Świstak, ty matole — jęknął Max, ścierając napój z twarzy.
Ginny i Łapa zgodnie pokręcili głowami z rozbawieniem i wrócili do swojego tańca.
Harry wyrwał z sideł George’a Hermionę i razem dreptali po parkiecie. Obrót, drugi obrót, trzeci… Dziewczyna ledwo za nim nadążała, ale musiała przyznać, że bawiła się wspaniale. Obok niego wymiatali Max z Fioną, z którą już chodził, Cary z Marthą, Fred z Angeliną Jonson, którą zaprosił i chyba coś między nimi iskrzyło, Kira z Weiterem, ku zaskoczeniu Harry’ego, oraz Hagrid z Olimpią. Moody podśpiewywał razem z Mundungusem pod sceną. Przy stoliku zauważył George’a Weasleya podrywającego Caroline Parker, którą zaprosiła Ginny. Prawie się potknął, gdy zauważył Kubka ściemniającego do Ketherine. Ket była wpatrzona w Willa i wyraźnie jej się podobał.
Przechwycili mu Hermionę i został bez partnerki do tańca. Nie na długo. Dorwała go Karen, która miała prawdopodobnie we krwi już trochę promili. Ludzie umykali w popłochu, gdy zaczęli tańczyć.
Czarny opadł na krzesło, by odpocząć po ponad godzinnym tańcu z różnymi zaproszonymi kobietami, gdy dosiadł się do niego Mundungus.
— Fletcher, nie próbuj mnie upijać na moim własnym weselu — zastrzegł.
— H-harry… chik… najlepsze życzenia… dla ciebie… chik… i żonki.
Wzniósł toast, więc Czarny nie mógł odmówić. Później był drugi i trzeci… i tak się potoczyło. Harry nie był już pewny, czy dotrwa do końca wesela.
— Fletcher, mówiłem ci, do cholery, że nie masz mnie upijać — powiedział, gdy dosiedli się do nich Łapa i Ryan.
— To nie pij — zaśmiał się Najwyższy.
— To mu powiedz, żeby już toastów nie wznosił.
— No, ale za rozbrykaną gromadkę Potterów… chik… chyba się napijesz, co nie? — rzekł kanciarz.
— Jak przez ciebie nie dotrwam do końca wesela, nie pokazuj mi się na oczy.
We czwórkę wypili i za to.
— Wujuś. — Suzi uratowała go przed  kolejnym toastem Mundungusa. — Ciocia Gin mówi, że jeśli się wuja upije, to nici z Tajlandii.
— Spytaj się ciotki, czy upicie się oznacza leżenie pod stołem, czy chwianie się w krześle.
Suzi, uradowana zadaniem od wujka, pobiegła szukać ciotki Gin.
— Wznieśmy toast… — zaczął kanciarz.
— Fletcher! — warknął Czarny.
— Nie chcesz… chik… toastu za udany miesiąc miodowy?
— Jeeeny…
Wypili kolejną kolejkę, gdy wróciła Suzi.
— Ciocia Gin mówi, że chciała wykorzystać w Tajlandii to, co wujek ostatnio znalazł pod poduszką.
Harry zmarszczył brwi, myśląc, o jaki przedmiot chodzi. Nagle oczy mu rozbłysły, a na usta wkradł mu się huncwocki uśmiech.
— Wujek, a co znalazłeś pod poduszką? — zaciekawiła się dziewczynka.
Czarny spojrzał na nią, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. Domyślał się, ile padłoby pytań z jej strony, gdyby odpowiedział, że kajdanki, a to mogło być krępujące. Łapa i Ryan obserwowali go z rosnącym rozbawieniem.
— Chyba z ciotką muszę osobiście porozmawiać — odrzekł po chwili. — Leć do wujka Jaya i powiedz, że jak się z tobą nie pobawi, nie dostanie Ognistej do końca wesela.
Suzi pobiegła do Jaya, uradowana tym, że czeka ją zabawa. Czarny wyszukał wzrokiem Ginny i ruszył w jej stronę. Objął ją od tyłu i mruknął do ucha:
— Co to za szantaże, hm?
Odwróciła się w jego stronę, nadal w jego objęciach. Na ustach błąkał się uśmieszek, a w oczach błyskały iskierki.
— Taki drobny, żeby ci przypomnieć, że to nasz ślub i nie możemy zasnąć tak jak u Blacków i Lupinów. — Oboje zaśmiali się, przypominając sobie tamtą sytuację. — Nie pij tyle z Mundungusem, bo nie wyrobisz do końca.
— Nie moja wina, że wznosi takie toasty, za które muszę wypić. Dziwię się, że nie było za udane pożycie małżeńskie. — Ginny wybuchnęła śmiechem, a on spojrzał na nią z rozbawieniem. — Ale toasty chyba nie będą potrzebne — dodał jej do ucha.
— Chyba nie.
— Gorzko! Gorzko! Gorzko! — Złodzieje i Huncwoci zaczęli drzeć się jak najgłośniej mogli.
Małżonkowie zaśmiali się cicho i pocałowali. W następnym momencie wirowali na parkiecie razem z gośćmi.

Kizzy i Bruce, odurzeni alkoholem, siedzieli przy stole, nie odrywając od siebie ust. Huncwoci wdrapali się na scenę i darli się do mikrofonów, zagłuszając wokalistkę. Nie zleźli, dopóki nie stanęli przed obliczem Harry’ego. Bliźniacy co chwilę wołali swojego nowego szwagra po byle bzdurę. Bezimienni wznosili toasty za nową parę młodą. A Złodzieje… lepiej o nich nie wspominać.
— Harry, napij się z chrzestnym!
To był zabawny widok. Zwykle to Czarny patrzył na Syriusza pijanym wzrokiem. Taka odmiana niezmiernie go rozbawiła.
— Nam chyba nie odmówisz…
No nie! To go prawie z nóg zwaliło. Luniaczek też?!
— No nie odmówię — odparł rozbawiony, widząc ich uradowane, pijane oczy.
Łapa zarzucił mu rękę na ramię i, szczerząc się szeroko, zaciągnął do stolika, gdzie czekał Remus. Uśmiechnął się głupio, gdy zauważył Weitera podpierającego się łokciem o blat z niewyraźną miną. Chyba przesadził z alkoholem. Syriusz posadził go pośrodku i, ledwo trafiając do kieliszków, wylał część zawartości butelki. Już mieli wypić, gdy dosiadły się do nich wszystkie Bezimienne z Amy na czele.
— Chłopaki, a my to co? — spytała Natalie.
Syriusz westchnął, odstawił kieliszek i nalał jeszcze im. Amy, widząc, że jest nietrzeźwy, pokręciła głową z politowaniem.
— Nie patrz tak na mnie — rzekł Łapa do żony. — Mam jednego chrześniaka, więc daj się upić na jego weselu.
Wypili. Później w ruch poszły kolejne kieliszki.
— Czarny ma żonę. No nie wierzę — chichotała Ellen.
Harry, który trzymał się najlepiej, zerknął na nią, wywracając oczami.
— Szwagier! Tu się chowasz! — Charlie i Bill, którzy najwyraźniej też do końca trzeźwi nie byli, porwali go, żeby się napić.
Gdy przerwa dla zespołu skończyła się, wszyscy pijani i niepijani poszli w tany. Wywijali na parkiecie, co chwilę potykając się o własne nogi. Harry i Ginny stwierdzili, że z boku wygląda to bardzo komicznie. Goście powoli zaczęli się rozchodzić do pokoi hotelowych wynajętych przez młodą parę lub do własnych domów. Zespół zakończył swój występ, ku oburzeniu resztek gości, którzy pili ostatkami sił. Kiedy słońce zaczęło wschodzić, większość powlekła się do pokoi, lecz kilku z nich przysnęło przy stole. Przytomni i w miarę trzeźwi pomogli młodej parze przenieść ich do hotelu.
Wesele skończyło się, lecz młoda para nie chciała zakończyć tak wyjątkowego dnia odprowadzeniem pijaków do łóżek. Nastawili budzik, by nie zaspać na samolot do Tajlandii i zajęli się sobą.

1 komentarz:

  1. Hej,
    haha, no tak trzeba wypić takie toasty... a gdzie jego wspaniała odtrudka?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń