czwartek, 30 czerwca 2016

II. Rozdział 21 - Wyjaśnienia

Wylądowali w tak dobrze znanym mu miejscu, że miał ochotę jak najszybciej stąd uciec. W oddali dostrzegli zamek, który nie zachęcał do odwiedzin. W powietrzu unosiły się czerwone opary, których miał serdecznie dosyć.
— Gdy powiedziałeś piekło, mówiłeś to dosłownie? — wydukała Amy.
— Tak — odparł pustym głosem.
Czuł na sobie ich zszokowane spojrzenia, jednak nic nie powiedział. Nie powinien, ale zwlekał z ruszeniem w stronę zamku. Serce tłukło mu się w piersi. Nie miał pojęcia, czy Lucyfer wypuści wszystkich na Ziemię. Nie wiedział również, co zrobi z faktem, że Czarny przeniósł ze sobą tyle osób. Z drugiej strony na pewno domyślił się, że nie zostawi ich w sidłach Mroku.
Sam doszedł do wniosku, że musi iść, bo inaczej będzie jeszcze gorzej. Powoli ruszył w stronę zamku, a pozostali zaraz za nim. Przechodzili przez zarośnięte chwastami place, nieuchronnie zbliżając się do drzwi.
— Bez względu na to, co się będzie działo, nie rzucajcie zaklęć i panujcie nad językiem. Po prostu nic nie róbcie, dopóki wam nie rozkażą. I wykonujcie wszystkie polecenia. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
A sam będziesz tego przestrzegał? – zachichotał natrętny głosik, ale go zignorował. Stanęli przed wrotami. Czarny sam zawahał się przed ich pchnięciem, lecz w końcu to zrobił. Stanęli w wielkim holu z czerwoną podłogą z mgły i czarnymi ścianami.
— Nasze ponownie spotkanie było jednak nieuniknione — rzekł Lucyfer, wchodząc do pomieszczenia. Harry automatycznie się spiął, gdy usłyszał jego głos, a pozostali wpatrywali się w Szatana ze strachem. — Proszę, proszę, ile osób — dodał ze złowrogim uśmiechem.
— Powiedz, co chcesz w zamian za pomoc i wszystkich wypuść — rzekł Harry lekko stłumionym głosem.
— Ty wiesz, czego od ciebie oczekuję — odparł. — A od nich? Niczego. — Czarnego wyraźnie zdumiały jego słowa. — W końcu nie wiedzieli, w co ich pakujesz, ale pewnie domyślasz się, że to odegra się na tobie.
Pokiwał głową z niechęcią.
— Ilu?
— Za ciebie standardowo trzech, a za nich… po jednym.
— Powiedz prosto z mostu, że nie chcesz mnie stąd wypuścić — powiedział Czarny z taką miną, jakby zaraz miał zwymiotować.
Lucyfer uśmiechnął się półgębkiem.
— Nigdy nie chciałem, a teraz mam największą okazję, żeby to mi się udało.
Lucyfer kiwnął na niego głową i ruszył w stronę drzwi, których Czarny nienawidził.
— A oni? — spytał Harry, mając na myśli swoich przyjaciół.
— A oni pójdą z nami. — Czarny zbladł, o ile było to jeszcze możliwe, a Lucyfer uśmiechnął się szeroko. — Niech wreszcie dowiedzą się, co robiłeś przez te cztery lata.
Nikt nie pamiętał, kiedy Czarny wyglądał na tak przerażonego. Z wielkimi oporami i spięty do granic możliwości poszedł za Lucyferem, a reszta, wymieniając spojrzenia, za nimi. Weszli do sali tortur. Czarny nie zwrócił na to większej uwagi, ale oni poczuli, że coś wywraca im się w żołądkach.
— Specjalnie na tę okazję znalazłem specyficzne osoby — rzekł Lucyfer, a do pomieszczenia wepchnięto znane Harry’emu postaci. Osiemnaście osób, które mordował w najbardziej bolesny sposób. Sami śmierciożercy. — Zrobisz to drugi raz? — spytał Szatan tak, aby tylko Harry go usłyszał.
Chłopak nie odpowiedział, patrząc wprost w twarze tych, których nie chciał zobaczyć. Lucyfer wyszedł, mówiąc, że zaraz wróci. Panowała niezmącona cisza. Czarny nadal patrzył pustym wzorkiem na ofiary, przypominając sobie to, co robił z nimi przed ich śmiercią. Na samo wspomnienie poczuł w sobie niechęć.
— Czarny, co ty musisz zrobić? — wyszeptała Kizzy.
Harry milczał, nie odrywając wzroku od Rookwooda. Z drugiej strony patrząc na niego i przypominając sobie, jak zabijał Marlę, miał ochotę zatłuc go jeszcze raz. Lucyfer cmoknął z satysfakcją, gdy dostrzegł, w kogo Czarny wbija wzrok. Wszyscy spojrzeli na niego i rozszerzyli oczy, widząc płonący bat.
— Pamiętaj, że nad nimi też mam władzę — ostrzegł jeszcze Szatan. — Jeden za jednego. Zaczynaj — dodał ze śmiechem, jakby dobrze się bawił.
Co on chce zrobić? – pytał Syriusz samego siebie. Nie rozumiał, o co tu chodzi. Po prostu teraz nie mógł połączyć wszystkich faktów, które były tak oczywiste. Nie… nie, nie, nie, błagam… byleby go tym nie uderzył. Domyślił się, jaki ból może sprawić rozżarzony bat.
— To mów, co chcesz widzieć — mruknął chłopak, zerkając z wyraźną obawą na przyjaciół.
Widzieli po jego minie, że wolałby, aby ich tu nie było, choć nie do końca jeszcze wiedzieli dlaczego.
— Koło — powiedział Szatan, obserwując wszystko z satysfakcją.
Czarny podszedł do pierwszego skazańca, który zapierał się przed wstaniem. Zerknął na Lucyfera, a ten, nadal się uśmiechając, kiwnął głową. Harry odetchnął głośniej. Powtarzając sobie w myślach, że musi to zrobić, aby uwolnić przyjaciół, rzucił zaklęcie torturujące. Mężczyzna padł na ziemię ze stłumionym jękiem, lecz Czarny tylko na to mu pozwolił. Chwycił go za kołnierz i zaciągnął do koła, które przerażało samym wyglądem. Wrzucił go na nie, a łańcuchy oplotły nogi i ręce ofiary.
Syriusz nagle zrozumiał, co Harry musi zrobić i co robił przez te cztery lata. Świadomość ta sprawiała, że ledwo ustał na nogach. Nagle zapomniał, jak się oddycha, a serce stanęło w miejscu.
Do wszystkich to dotarło, gdy Czarny opuścił dźwignię. Mężczyzna wył z bólu, kiedy koła bezlitośnie zaczęły zgniatać mu kości. Harry patrzył na to z zaciśniętymi zębami. Trzymał rękę na dźwigni, ale nie podniósł jej. Wiedział, czym by się to skończyło. Lucyfer nierozpoczęcie polecenia traktował bardziej ulgowo, ale przerwanie…
Czas dłużył się, a krzyki stawały się coraz słabsze. Harry czekał tylko na znak Szatana, który sprawdzał jego nerwy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciele wszystko widzą, lecz nie miał odwagi na nich spojrzeć. Widzą, jak katuje innych…
Lucyfer, jak na złość, wszystko przedłużał, lecz wreszcie dał mu znak. Czarny podniósł dźwignię. Widok był makabryczny, ale wiedział, czego się spodziewać po takim wyczynie. Nie miał pojęcia, jak psychicznie wytrzyma torturowanie jeszcze siedemnastu ludzi, jednak miał świadomość, że musi temu podołać. Przeniósł wzrok na Lucyfera, który z kolei patrzył na jego przyjaciół. Harry tego nie zrobił. Tchórzył. Doskonale wiedział, co może zobaczyć na ich twarzach. Szatan przerwał ciszę, w której słychać było tylko stękania ofiary.
— Ciąg dalszy czy zamiana ról?
— Dobrze wiesz — powiedział cicho.
Drugi podszedł sam, choć widać było, że najchętniej uciekłby stąd jak najdalej. Tutaj polała się krew, kiedy kolce zaczęły przebijać mu różne części ciała. Większość odwróciła głowy, by nie patrzeć na te makabryczne widoki, ale krzyki docierały do nich nawet przez zatkane uszy.
Nadszedł czas na piątego skazańca.
— Oczy — powiedział Lucyfer.
Nie było kroków Harry’ego, zaparć ofiary, lecz cisza. Niepewnie odwrócili się, by zobaczyć, co się stało. Czarny stał tam, gdzie wcześniej, patrząc na jedno z narzędzi tortur. Szatan przypatrywał mu się natarczywie.
— Nie — rzekł Czarny, pierwszy raz buntując się.
Napiął ciało i zacisnął zęby, wiedząc, co się stanie. Bat uderzył go w plecy po raz pierwszy, a wszyscy odruchowo zamknęli oczy. Harry nawet nie pisnął. Gdy otworzyli oczy, on nadal je zaciskał. Widzieli, jak próbuje uregulować oddech. Krew zaczęła spływać mu po plecach, przeciekając przez rozciętą bluzkę. Myśleli, że po tak silnym uderzeniu nie da rady ustać na nogach, jednak nie upadł, choć nogi lekko się trzęsły. Zbierał siły, by się nie złamać.
— Dalej — wycisnął w stronę Szatana.
W jego oczach czaiło się zaparcie. Ból maskował właśnie pod tym uczuciem.
Teraz zrozumieli, co musiał tutaj przechodzić przez cztery lata życia. Torturował innych, by samemu żyć…
Szatan zastąpił polecenie innym, a Harry je wykonał. Nie patrzyli tam. Nie umieli.
Czarny zbuntował się po raz kolejny przy ósmej ofierze. Przytrzymał się jednego z narzędzi tortur, by nie upaść po jeszcze mocniejszym uderzeniu.
Ginny nie mogła patrzeć na to, co się działo. Zaciskała dłonie i odwróciła głowę. Drżała lekko, chcąc wydostać się z tego miejsca jak najszybciej. Do jej uszu wdarł się wrzask bólu kolejnego śmierciożercy. W głowie jej się zakręciło, gdy w myślach widziała to, co mężczyzna przechodził.
W trakcie gdy Czarny podchodził do Rookwooda, Lucyfer zwrócił się do nich:
— Mam dla was kilka ciekawostek. Na pewno chętnie ich wysłuchacie, a nawet jeśli nie chcecie tego wysłuchać, to nie macie wyjścia. Ciekawostka numer jeden: czy wiecie, co oznacza ta czarna plama na piersi Rookwooda, którego zapewne dobrze znacie? — Czarny zamarł przy śmierciożercy z rozszerzonymi z przerażenia oczami. — Nie wiecie? — zapytał Lucyfer z uśmiechem. — Harry, powiedz im, przecież to taka fascynująca ciekawostka z czasów twoich wybryków. — Czarny najwyraźniej nie miał takiego zamiaru, a oni dostrzegli, że lekko zaczęły trząść mu się ręce. — Władze zatuszowały tę informację, bo uznały ją za zbyt makabryczną, żeby podawać ją do publicznej wiadomości. Otóż w trakcie pierwszego ze swoich napadów amoku, które zapewne doskonale pamiętacie, Harry wyrwał Rookwoodowi serce. — Szatan pokręcił głową z udawanym smutkiem, kiedy dostrzegł pełne trwogi spojrzenia. — Chłopak kompletnie się pogubił po śmierci Marli, prawda? Tak, to był pierwszy z tych napadów. Harry, skoro zrobiłeś coś takiego dla Marli, zrób to również dla Ginny.
— Nie, Boże, nie. — Ginny wybuchnęła płaczem. — Nie rób z niego potwora!
— A jak myślisz, dlaczego istnieje piekło? Chcę — zaznaczył Lucyfer — zrobić z niego potwora. — Zwrócił się do Czarnego, który zamarł w bezruchu. — Nic ci nie da buntowanie się. Jeśli tego nie zrobisz, panna Weasley zostanie w piekle. Kto jak kto, ale ty doskonale wiesz, że nie rzucam słów na wiatr.
Czarny słyszał szlochy Ginny, kiedy bez żadnych protestów poderwał Rookwooda do pionu. Później zostały one stłumione, kiedy ktoś przygarnął ją do siebie, żeby nie widziała tego, co się będzie działo. Harry zamknął oczy, zrywając wszystkie łańcuchy, które tłumiły jego mrok. Lucyfer śmiał się opętańczo, kiedy już po wszystkim siedział na ziemi z sercem w dłoni. Ginny płakała tak rozpaczliwie, jakby znajdowała się na miejscu Rookwooda.
— Nie wrócisz na Ziemię, Harry, nie tym razem — powiedział Lucyfer z satysfakcją.
Nie był w stanie wstać, patrząc na swoją zakrwawioną dłoń, w której trzymał serce Rookwooda. Wiedział, że Szatan ma rację. Mógł jedynie walczyć o to, żeby jego przyjaciele byli wolni, ale jemu nie było pisane wrócić na Ziemię.
— Dalej — rzekł pustym głosem, wstając i upuszczając serce na podłogę.
Walcz z tym, Harry. — Usłyszał w głowie głos Gabriela, który najwyraźniej odczuł, co się z nim dzieje.
Lucyfer wydał mu kolejne polecenie. Starał się z tym walczyć, ale nie było łatwo. W pewnym momencie po raz kolejny odmówił wykonania zadania. Uderzenie nie nastąpiło, Lucyfer uśmiechnął się z ironią.
— Trzecie nie z twojej strony. Zostaniesz trochę dłużej.
Kiedy dostał następny rozkaz, podniósł dźwignię tak gwałtownie, że kolec przebił śmierciożercę na wylot.
— Druga ciekawostka — powiedział z uśmiechem Lucyfer. — Kilka miesięcy po przybyciu do zaświatów Harry nadal nie dawał sobie rady z samym sobą. Ciekaw byłem, co zrobi, gdy na miejscu jego ofiary znajdzie się Voldemort. Muszę przyznać, że to było coś pięknego. Ani razu nie wiedziałem takich rzeczy, jakie z nim robił.
Bach!
Czarny tak mocno szarpnął za pręt, że niemal wyrwał śmierciożercy kręgosłup. Lucyfer zaśmiał się upiornie. Bardziej ze złości niż niechęci brunet odmówił wykonania kolejnego polecenia. Szatan przyjął to z obojętnością, lecz Syriusz zaczął się denerwować. Domyślał się, że odmów było za dużo.
Wszystkich skatowanych śmierciożerców wynieśli Mirgani. Czarny stał naprzeciw Lucyfera, patrząc na płonący bat, który ten trzymał w dłoni. Gdy Mirgani wrócili, ten rzekł:
— Wyprowadzić ich — wskazał na przyjaciół, którzy nerwowo patrzyli to na niego, to na Harry’ego, którego oczy niebezpiecznie zmieniały kolor. — Przenieście ich na granicę. Ja tu mam sprawę do załatwienia.
Mirgani chwycili ich za ramiona, ale ci się opierali.
— Nie… — jęknęła Ginny.
— Idźcie — powiedział Czarny bezbarwnym głosem, nawet nie odrywając wzroku od Lucyfera.
— Harry…
— Weźcie ich wreszcie — warknął do piekielnych stworzeń, widząc i słysząc dalsze sprzeciwy.
Gdy wychodzili, po raz pierwszy na nich spojrzał. Bezsilny wzrok, który błagał, aby już wyszli i mu wybaczyli. Nim zamknięto drzwi za ostatnią osobą, usłyszeli pierwsze uderzenie.

Przeniesiono ich na pogranicze życia i śmierci, gdzie spostrzegli anioła, z którym niektórzy mieli styczność już dwukrotnie. Z markotną miną patrzył w podłogę, lecz gdy ich usłyszał, uniósł głowę. Mruknął do nich, żeby usiedli, bo zapewne minie trochę czasu, zanim coś zacznie się dziać. Spoczęli na krzesłach z mgły, nie mogąc dojść do siebie po tym, co widzieli. Ginny schowała głowę między kolanami, nie przestając płakać.
— Ile razy odmówił? — zapytał cicho anioł.
— Cztery — wykrztusił Max.
Anioł skinął głową z poważną miną.
— Kim ty jesteś? — wyszeptała Kizzy.
— Gabriel. Anioł Stróż Harry’ego — odparł ze skrzywieniem. — Jak to zgodnie twierdzimy: beznadziejny podopieczny i beznadziejny Anioł Stróż. Nie wiem, czym kierowali się Archaniołowie, gdy nas razem przydzielili.
Zapadła dłuższa cisza.
— Co z nim będzie? — spytała cicho Amy.
— Pewnie to, co zwykle.
— Czyli?
— Zmasakrowane plecy. — Spojrzeli na niego. — Tym się nie przejmujcie — stwierdził cicho. — Stan fizyczny to nic takiego. Gorzej z psychiką i tym, co się stanie później.
— Nie chce go puścić na Ziemię — wymamrotał Alex.
— Nigdy nie chciał. Teraz ma idealny moment, bo zobaczył, że udało mu się go złamać.
Nagle drgnął, jakby ktoś ukuł go szpilką. Zaczął coś do siebie mamrotać, przymykając powieki. Po chwili przetarł twarz dłonią z jeszcze bardziej markotną miną.
— O co w tym chodzi, do cholery?! — warknął w końcu Łapa. — Czemu tak go gnębi?!
Gabriel spojrzał na nich pustym wzrokiem.
— Bo Harry jest jednym z najbardziej skomplikowanych przypadków, z jakimi mieliśmy tutaj do czynienia. — Westchnął, gdy wbili w niego spojrzenia. — Wiecie, co robił, zanim tutaj trafił. To jest przyczyna. Mordował, czasami strasznymi sposobami, a jednocześnie tego żałował i miał w sobie mnóstwo pozytywnych uczuć. Kiedy tutaj trafił, nikt nie potrafił stwierdzić, czy powinien wylądować w piekle czy w niebie. Nie mogliśmy go też wysłać na Ziemię, bo nie skończyłby z tym, co robił. Jest jednym z niewielu, którzy byli żywi, znajdując się w zaświatach. Przez cztery lata walczył o swoją duszę, z jednej strony mając Lucyfera, który kazał mu torturować, a z drugiej Archanioła, który chciał przeciągnąć go z powrotem na lepszą stronę. Lucyfer był zachwycony jego wyczynami i robił wszystko, żeby zło opanowało go całkowicie. Cały czas ma na to nadzieję, dlatego wykorzystał sytuację, gdy Harry nie miał wyboru i musiał was tutaj przyprowadzić. Wiedział, że jesteście jego słabym punktem.
— Kazał mu wyrwać serce — szepnęła Ginny, a Gabriel skinął sztywno głową. — Zrobił to.
— Wiem.
— Skąd?
— Bo dla was zabiłby samego Lucyfera.
Zalała ich fala milczenia.
— Lucyfer powiedział nam, co zrobił z Voldemortem, gdy go tutaj spotkał — wymamrotał Kevin.
— A czy powiedział wam, co się stało później? — odpowiedział cicho Gabriel. — Po wszystkim przyszedł do mnie i wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpaść na kawałki. Cały się trząsł, nie mógł się uspokoić, chciał, żeby pozbawili go życia, żeby nigdy więcej nie musiał robić czegoś takiego. Poszedł z taką prośbą do samego Archanioła, chociaż wiedział, że odmówi i tak też się stało. Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło. Zaczął walczyć z tymi napadami i po jakimś czasie wszyscy zauważyli, że zaczął nad sobą panować. Lucyfer był wściekły, chociaż wiedział, że do pełnego sukcesu jeszcze długa droga. Wykorzystywał to, że czasami było mu ciężko. Zdarzało się, że nadal miał napady amoku, ale po wszystkim płakał nad sobą, a wyrzuty sumienia były tak mocne, że odczuwał to fizycznie i nie mógł podnieść się z łóżka. — Kizzy spuściła głowę ze łzami płynącymi po policzkach. — Z czasem ustały nawet te pojedyncze ataki, a Harry zaczął mieć nadzieję, że może jeszcze uratować swoją duszę. W końcu zaczęto mówić o tym, że wróci na Ziemię jako normalny człowiek, Archanioł dawał mu możliwość kontaktowania się z Suzi, czasami mógł nawet zobaczyć, co się u was dzieje…
— Pomagał nam — wyszeptała Amy.
— Tak. Gdy widział, że walczycie z Mordercami, mógł wam pomóc się bronić, ale w taki sposób, żebyście się nie zorientowali. Przydzielono mu nawet rolę Strażnika Ziemi. Mógł walczyć o to, żeby niektórzy trafiający na granicę mogli wrócić na Ziemię. Dopóki Alex tutaj nie trafił, nawet nie przeszło wam przez głowę, że ktoś ma was na oku, prawda? — uśmiechnął się słabo, a po chwili skrzywił się, przymykając oczy. — Lucyfer właściwie pożegnał się z myślą, że Harry wyląduje u niego na stałe. Do czasu. Harry wrócił na Ziemię z misją: ma zabić Mrok Dnia. Pewnie zastanawialiście się, dlaczego tego nie zrobił, gdy tylko zjawił się w Hogwarcie.
— Musiał poczekać, aż Mrok będzie silniejszy — odpowiedział cicho Syriusz, a wszyscy na niego spojrzeli. — Słyszałem waszą rozmowę, gdy przyszedłeś do niego po tym, jak Mirgan zjawił się w Hogwarcie.
Gabriel skinął głową.
— Harry musiał poczekać, aż będą mieli równe szanse w walce. Głównie od tej misji zależy, czy po śmierci Harry trafi do nieba czy do piekła. Jeżeli pokona Mrok i nie zejdzie ponownie na złą ścieżkę, wszystkie jego czyny zostaną wymazane. Otworzy swoje nowe puste konto i jego uczynki będą się zbierały od nowa. Po śmierci, gdy stanie na granicy, Lucyfer i Archanioł jeszcze raz zdecydują, gdzie trafi na wieczność, biorąc pod uwagę jego życie od momentu pokonania Mroku. Jeżeli w trakcie misji ponownie przejdzie na złą stronę, Lucyfer odbierze mu życie i na zawsze zabierze go do siebie. Nie będzie dla niego już żadnego ratunku, dlatego musi się pilnować. Wracając do tematu… Gdy Harry wrócił na Ziemię, zaczęły się pytania, czego wszyscy się spodziewali. Okazało się, że twoja wizyta na granicy była dla niego sporym utrudnieniem — powiedział, zerkając na Alexa. — Za dużo wiedziałeś, więc nic dziwnego, że pytałeś. Gdy trafiłeś na granicę, Harry był akurat po wizycie u Lucyfera, gdzie nie był zbyt posłuszny. Zobaczyłeś bandaż i to właściwie był gwóźdź do trumny. — Alex skinął niemrawo głową. — Naciskałeś, za dużo się domyśliłeś, Harry powiedział jedno słowo i bach. Lucyfer zareagował. Widzieliście, jak to się skończyło. Tylko czekał na jego małe potknięcie, stwierdził, że źle zaczął swoją misję. Nie mógł jednak uprzeć się, że jego misja dobiegła końca, bo to było za mało, ale wystarczająco, żeby znalazł powód do ciągania go do piekła pod pretekstem tego, że potrzebuje dyscypliny. Wszyscy wiedzieli, że w dalszym ciągu chodzi mu o zepsucie wszystkiego, co Harry’emu się udało. — Anioł westchnął głęboko. — Znalazł kolejny pretekst, gdy w trakcie jednej z wizyt w piekle Harry’ego poniosło i powiedział mu co nieco i skończyło się na niewielkim wybuchu magii, przez co kilku Mirganów powalił na łopatki. Po raz kolejny domyśliłeś się, co było na rzeczy, gdy skłamał, że był w studiu — dodał do Alexa. — Trafiliście do jego domu, zobaczyliście Mirgana i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wystarczyło nasłać kilka stworów, które sprawiły, że w niego zwątpiliście i Lucyferowi po raz kolejny udało się go złamać, chociaż tym razem w inny sposób. Przyszliście do niego w ostatniej chwili — powiedział do Kizzy. — Gdybyście wtedy nie przyszli, a ty byś nie zorientowała się w sytuacji, pewnie byłoby po wszystkim. Później okazało się, że Lucyfer stracił kontrolę nad Mirganem, który odwiedzał Harry’ego. Plus był taki, że z Archaniołem mogliśmy to wykorzystać i wstrzymaliśmy jego wizyty w piekle.
— Wykorzystał sytuację z Mrokiem, żeby po raz kolejny go złamać — powiedziała cicho Hermiona, a Gabriel przytaknął.
— Mrok ochronił budynek nawet przed Lucyferem. Gdyby jednak nie jego pomoc, nadal byście tam tkwili. Przekazał Harry’emu część swojej mocy, żebyście mogli się wydostać i trafić do piekła. Wiedział, że Harry nie ma wyjścia i będzie musiał z tego skorzystać. Nie mieliście z tym nic wspólnego, dlatego wasze nielegalne pojawienie się w piekle zrzucił na Harry’ego, więc musiał go za to ukarać. Nigdy nie zrzucił na niego takiego ciężaru. Mógł dać mu do torturowania maksymalnie trzy osoby na dzień. Teraz miał osiemnaście i nikt nie mógł się sprzeciwić, bo była to zapłata za pomoc dla was. Daliście mi do zrozumienia, że nie tylko kazał mu torturować, ale jeszcze przypomniał mu jego najgorsze uczynki. Kazał wam patrzeć na to, co robił, żeby miał świadomość, że już o wszystkim wiecie. Miał powtarzać to, co zrobił kiedyś, bo Lucyfer chciał wywołać w nim te najgorsze myśli. — Skrzywił się ponownie, jakby coś go zabolało. — I obawiam się, że mu się to udało, bo czuję to, co przed przybyciem Harry’ego przed cztery laty na granicę.
— Co to znaczy? — wykrztusił Jay.
— Że znowu przechodzi na złą stronę. Archaniele, co robić… — wymamrotał do siebie z przerażeniem.
— Zrób coś — rzekła słabo Amy.
— Nie potrafię, dopóki go nie wypuści z piekła. Cudem w pewnym momencie udało mi się do niego dotrzeć, ale teraz jest w nim gorzej, a im gorzej, tym mi trudniej.
— Więc kiedy go wypuści? — zapytał Dragon.
Gabriel zacisnął pięści.
— Nie wiem. Zwykle ma określony limit, ale sytuacja się zmieniła, skoro Harry skorzystał z jego pomocy. Niech to szlag! — zaklął ze złością. — Pójdę do Archanioła, może cudem coś zdziałam.
Zniknął we mgle.
— To za dużo jak na jednego człowieka — wyszeptała Kizzy po chwili ciszy.
Nic nie mówili, dopóki nie wrócił Gabriel.
— I co? — zapyta Remus.
— Archanioł postanowił zainterweniować, ale podejrzewam, że to jeszcze nie koniec.
Nerwowo zaczynał wyginać palce i pukać nogą o ziemię. Nagle drgnął i przebiegł kilka metrów. Po chwili tuż przed nim zmaterializował się Czarny. Gabriel natychmiast podtrzymał go na nogach i posadził przy ścianie. Kizzy rozpłakała się, kiedy dostrzegła jego zmasakrowane plecy. Anioł niemal z paniką na twarzy klęknął przy chłopaku i uniósł mu głowę.
— Otwórz oczy — powiedział twardo. — Harry, otwieraj oczy.
— Przecież czujesz — wyszeptał Czarny.
Gabriel potrząsnął nim, więc wykonał jego polecenie. Przeklinający Anioł Stróż zapewne był czymś nieprawdopodobnym. Kizzy wybuchnęła jeszcze bardziej rozpaczliwym płaczem, kiedy dostrzegła czerwone oczy chłopaka.
— Walcz z tym — warknął do niego Gabriel.
Czarny uśmiechnął się z lekką ironią.
— Dali mi pół godziny na dojście do siebie. Pół godziny, Gabriel. — Roześmiał się histerycznie. — Pół godziny na coś, co zajęło mi cztery lata.
— Przestań! — warknął Gabriel. — Skup się i przypomnij sobie wszystko, co usłyszałeś od Archanioła.
— Pieprzyć to…
— Przestań! — Anioł wyglądał na kompletnie przerażonego. — Dasz radę! Przecież nie chcesz wylądować u niego na stałe!
— Gabriel — usłyszeli głos innego anioła.
— Co?! Nie mam teraz czasu! — krzyknął, odwracając głowę w stronę przybysza.
Ten spojrzał na niego współczująco.
— Masz go zostawić samego.
— CO?!
— Za interwencję Archanioła Lucyfer zarządził, że nie masz mieć z nim teraz kontaktu. Ani ty, ani Marla.
— Jestem jego Stróżem! Mam prawo być przy nim!
— Jeśli tego nie zrobisz, strącą cię do piekła.
Czarny zaczął się śmiać.
— Czemu mnie to nie dziwi — stwierdził. — Idź — dodał do Gabriela.
— Nie zostawię cię!
— Gabriel, idź. Już mi nie pomożesz, a nie chcę cię tam spotkać.
— Nie po to walczyliśmy tyle czasu — powiedział słabo anioł.
Czarny uśmiechnął się lekko.
— Pozdrów Marlę.
— Gabriel… — mruknął anioł.
— Harry…
— Idź.
Gabriel wstał, ale jego dłonie całe się trzęsły. Rzucił jeszcze rozpaczliwe spojrzenie w stronę przyjaciół Czarnego, którzy siedzieli jak zamurowani. Później anioł chwycił go za ramię i obaj zniknęli. Harry odetchnął głębiej, by się uspokoić i czekał, aż minie wyznaczony czas.
— Czarny…
Pokręcił głową, jakby chciał, żeby nic nie mówili.
— Gabriel nam wszystko powiedział…
— Więc wiecie, jaka jest moja sytuacja. Niech na tym to się skończy.
Spojrzał w bok. Chociaż wypowiedział te słowa twardym głosem, w jego oczach widzieli przerażenie i rozpacz. Ginny zerwała się z krzesła, klęknęła przed nim i powiedziała ze łzami płynącymi po policzkach:
— Na tym się to nie skończy. Wrócisz z nami.
— Nie wrócę.
— Potrzebujemy cię — szepnęła
Spojrzał na jej zapłakaną twarz.
— Nie zostawimy cię tu — powiedział cicho Ron.
— Nie dam rady, rozumiecie? — odparł słabo.
— Nie poddawaj się — dodał twardo Alex.
— Dalej w ciebie wierzymy — dorzuciła Kizzy z mokrą od łez twarzą.
— Walcz z tym — szepnęła Ginny, ujmując jego policzki w dłonie, a później pocałowała go w czoło.
Czuł, że pod jego powiekami pojawiają się łzy, gdy widział w ich oczach, że nadal w niego wierzą mimo tego, co widzieli i o czym usłyszeli. Ginny otoczyła jego głowę ramionami, przygarniając ją do siebie. Przez chwilę siedział bez ruchu, nie wiedząc, że dziewczyna zaciska mocno oczy, modląc się, żeby zareagował, zaczął walczyć. Poczuła, jak obejmuje ją i zamyka w mocnym, rozpaczliwym uścisku. Pocałowała go w czubek głowy, powtarzając, że są z nim całymi sercami. Nie puszczała go, chociaż momentami kulił się z bólu jakby ktoś go torturował. Płakała razem z nim, mówiła do niego uspokajające słowa. Amy, Hermiona i Kizzy zalewały się łzami, patrząc na nich. Wszyscy niemal czuli jego ból, kiedy tylko spojrzeli na jego skulone ciało.
Ginny nagle trochę się od niego odsunęła i podniosła jego głowę. Uśmiechnęła się przez płacz, kiedy zobaczyła jego zaszklone zielone tęczówki.
— Idź pokaż temu sukinsynowi, że nie potrzebujesz nawet tych trzydziestu minut.
Zaśmiał się słabo, a Kizzy pociągnęła głośno nosem. Jay i Bruce pomogli im się podnieść. Czarny wyglądał jak wrak człowieka, jednak teraz najważniejsze było to, że wrócił do normalności. Ledwo trzymając się na nogach, przeniósł się na obrady.
Spojrzał Lucyferowi prosto w oczy bez żadnego słowa, widząc jego zaskoczenie.
— To nie koniec — powiedział cicho chłopak w jego stronę.
Gabriel zaczął się radośnie śmiać, a Archanioł uśmiechnął się szeroko. Po chwili odesłali go z powrotem na granicę. Kizzy, nadal płacząc, posadziła go na krześle.
— Wracamy? — zapytał cicho Łapa.
— Jeszcze nie. Niezbyt wiedzą, co zrobić w waszej sprawie — odparł słabym głosem. — Poza tym Lucyfer będzie jeszcze zrzędził i znowu pewnie z czymś dopieprzy, jak to on. Tak czy inaczej warto było to zrobić dla samej jego miny.
Wszyscy roześmiali się szczerze, a Ginny pocałowała go po raz kolejny w głowę. Widzieli, jak bardzo jest wykończony torturami i walką o swoją duszę, ale mieli świadomość, że to wszystko tylko ich jeszcze bardziej zbliży do siebie.
— Chyba powinniśmy to jakoś zatamować. Możesz się wykrwawić — wymamrotała Hermiona.
— Nic mi nie będzie — odparł. — Czasami wytrzymywałem w podobnym stanie kilka dni.
— Czarny…
— Serio, nie przejmujcie się tym. Wszystko ma tak wyćwiczone, że wie, kiedy jest za mało i przywalić mocniej. Nie może przesadzić, a jeśli mu się zdarzy to pozwala się podleczyć.
— Myślisz, że teraz odpuści? — zapytał cicho Will.
— Nie wiem. Pewnie nie.
— Boże, jak ty to wszystko wytrzymałeś…
— Nie chciałeś tego przerwać i powiedzieć, żeby się pieprzył?
— Kiedyś nawet próbowałem — uśmiechnął się słabo. — Szybko wyperswadował mi to z głowy, gdy zastąpił śmierciożercę mną.
— Boże…
— Już mi nawet nie przychodzi do głowy, żeby przerwać tortury. Czasami na zapas wolałem odmawiać. Wtedy jest łagodniejszy — szepnął.
— Chyba dobrze, że o wszystkim wiemy — powiedział Jay po chwili ciszy. — My nie musimy główkować, a ty nie musisz wymyślać nietrzymających się kupy wymówek.
Czarny uśmiechnął się z rezygnacją.
— Być może przez krótki czas. Myślą nad tym, czy wymazać wam wspomnienia.
— Najpierw wszystko nam powiedzieli, a teraz chcą nam wymazać pamięć… Logiczne — burknął Świstak.
— Sami pewnie wiecie, kto o to walczy.
Harry miał świadomość, że gdyby wymazano im pamięć, mieliby spokojniejszy sen, ale w głębi duszy pragnął, żeby już nie musiał przed nimi kłamać. 

1 komentarz:

  1. i w końcu przyjaciele wszystko wiedzą, nie musi już kombinować rzadnych wymówek, o mało co nie złamał go...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń