środa, 30 marca 2016

II. Rozdział 16 - Wypadek

Harry, co się dzieje?
— A co ma się dziać? — zdziwił się, słysząc takie pytanie z ust Łapy.
— Zobacz, jak wyglądasz. Zmizerniałeś, jesteś blady jak trup, ciuchy na tobie wiszą. Co się dzieje? Jesteś chory?
— Nie jestem. Coś ci się wydaje. Wszystko jest w porządku.
Prawda była inna. Nic nie było w porządku. Nie spał od dwóch dni, a przez dwie wcześniejsze noce dręczyły go koszmary. Ciągle nachodziły go zakrwawione osoby, które kiedyś zamordował. Przy stole, w łóżku, na podwórku. Zawsze, kiedy był sam. Na ścianach pokazywała się krew łącząca się w słowa związane ze śmiercią i zabójstwem, a atrament zmieniał kolor, gdy pisał. Nawet w telewizji zdarzało się, że zamiast prezentera dostrzegał trupa. Nikomu o tym nie mówił. Wiedział, że zaczęliby panikować, a poza tym bał się. Nie wiedział dokładnie czego. Że uznają go za wariata?
Syriusz chwycił go za łokieć i zmusił do wstania.
— Chodź.
Ruszył za nim, powłócząc nogami, co nie uszło uwadze Łapy. Zaprowadził go do łazienki w domu Harry’ego i postawił przed lustrem.
— Teraz mi powiesz, że wszystko jest w porządku?
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że wygląda aż tak źle. Cera przybrała kolor cukru, aż sam się sobie dziwił, że nie jest przeźroczysty. Pod oczami pojawiły się dwa sine kręgi, a same oczy, pozbawione blasku, patrzyły obojętnie przed siebie. Lekki zarost okalał mu twarz i nawet włosy oklapły. Ubrania wisiały na nim jak na wieszaku.
Syriusz odwrócił go w swoją stronę.
— Nie myśl, że nikt tego nie widzi, bo każdy zdążył to zauważyć. Wyglądasz jak wrak człowieka. Nie mówisz nam, co się dzieje, a wszyscy się nad tym zastanawiają. Nie działają ani prośby, ani groźby, ani szantaże, żebyś to z siebie wykrztusił. Mówisz, że nic się nie dzieje, ale nikt ci nie wierzy. Harry, powiedz to w końcu to ci pomożemy.
— Nie pomożecie — szepnął tylko.
— Dlaczego?
— Nie cofniecie przeszłości.
Zaskoczony Syriusz stał w miejscu, gdy Harry wrócił do salonu. Mimo że naciskał, Czarny nie powiedział nic więcej.

Minęły kolejne nieprzespane noce. Był wycieńczony, organizm nie przyjmował dużo jedzenia, mało pił, ponieważ zdarzało się, że napój zamieniał się w krew. Raz nawet zdarzyło się, że będąc w Norze musiał wyjść do łazienki, żeby zwymiotować.
Chociaż była niedziela, musiał wstąpić na chwilę do studia. Wyruszył nissanem do miasta, a po załatwieniu sprawy skierował się do Nory na obiad. Dostał smsa od Ginny.

Za ile będziesz?

Patrząc na drogę, odpisał:

10 minut

Odłożył telefon. Nie chciało mu się jeść, lecz spać, jednak wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, żeby swoim niepojawieniem się nie wzbudzić podejrzeń. Spojrzał na miejsce dla pasażera i zamarł. Kolejny zakrwawiony mężczyzna patrzył na niego pustym wzrokiem. Zahamował z piskiem opon, kiedy prawie przegapił czerwone światło i ludzi na pasach. Trup zniknął. Ruszył w dalszą drogę z mocno bijącym sercem. Nagle z radia zaczęła lecieć usypiająca melodia. Głos koił uszy i zachęcał do snu. Powieki same mu się przymknęły. Następnym dźwiękiem był głośny huk. Poczuł ból w całym ciele, zobaczył światło, po czym zastąpiła to wszystko ciemność.

— Minęło już pół godziny — mamrotała Ginny.
— Zaraz będzie, nie martw się.
— Więc dlaczego wszyscy jednocześnie odczuliście ból? — rzekła histerycznie w stronę Bezimiennych. — Dlaczego nie możecie się z nim skontaktować telepatycznie?
Nikt się nie odezwał. Ciszę przerwała komórka Ginny, która głośno zadzwoniła. Zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła obcy numer telefonu. Wstała od stołu i odeszła kawałek dalej, gdzie odebrała.
— Halo?
— Witam. Czy dodzwoniłam się do pani Ginewry Weasley?
— Tak. O co chodzi?
— Dzwonię ze szpitala świętego Alberta w Londynie. Pani narzeczony jest u nas.
— Co się stało? — zapytała słabo.
— Miał wypadek samochodowy. Uderzył w drzewo. Karetka przywiozła go do naszego szpitala.
— Co z nim?
— Jest nieprzytomny, jednak nasz lekarz już się nim zajmuje. Obudził się na chwilę i przekazał nam, kogo mamy powiadomić.
— Będę za chwilę. Dziękuję za telefon.
Rozłączyła się, a dłonie mocno jej drżały.
— Ginny, co się stało? — spytała niepewnie Dora.
Odwróciła się do nich i odpowiedziała cicho:
— Dzwonili ze szpitala. Harry miał wypadek samochodowy.
— Merlinie…
Chwilę później razem z Amy i Syriuszem deportowała się do Londynu. Gdy tylko wpadli do szpitala, skierowali się do recepcji, gdzie spytali, jaki jest stan Czarnego. Kobieta nie potrafiła odpowiedzieć na ich pytania. Musieli czekać na lekarza prowadzącego, dlatego odesłano ich na odpowiedni oddział. Siedzieli w ciszy dość długi czas, aż wreszcie Łapa powiedział głośno to, co siedziało mu w głowie:
— Jakim cudem mogło dojść do tego wypadku? Nie mogę tego pojąć. Przecież zawsze doskonale panował nad autem, nawet jak trochę mocniej przycisnął gaz.
— Może stało się coś niespodziewanego i nie zdążył zareagować. Nie wiem — odparła cicho Amy. — Albo przez to, jak ostatnio wyglądał… — dodała jeszcze ciszej.
— Może lepiej ściągnąć go do Munga? — zaproponowała Ginny.
— Teraz już jest za późno — odrzekła Amy. — Jest w trakcie operacji, więc jeszcze bardziej mu zaszkodzimy.
Dobrą godzinę później w szpitalu zjawiła się policja. Wszyscy przekonali się, że z Czarnym jest coraz gorzej, gdy dowiedzieli się, że chłopak prawdopodobnie zasnął za kierownicą. Według świadków, z jego strony nie było żadnej reakcji, kiedy dojechał do zakrętu.
— Każdego bym o to podejrzewał, ale nie jego — powiedział Łapa po wyjściu stróżów prawa. — Przecież nie wsiadłby za kierownicę, gdyby wiedział, że nie da rady.
— Może źle ocenił swoje siły. — Amy sama nie wierzyła w to, co mówi.
Dyskusję przerwało im wyjście z sali lekarza. Natychmiast zaczęli zadawać pytania.
— Jego stan już jest stabilny. Obawialiśmy się, że mogło dojść do uszkodzenia kręgosłupa, jednak badanie nic takiego nie wykazało. Złamane żebro przebiło płuco i było to najgroźniejsze obrażenie. Poza tym ma złamaną kość piszczelową. Kilka dni zostawimy go na obserwacji. Na razie jest nieprzytomny. Za chwilę przewieziemy go do innej sali. Wtedy będą mogli państwo do niego wejść.
Pół godziny później weszli do wskazanego pomieszczenia. Harry leżał na jednym z łóżek od pasa w dół przykryty białą pościelą. Biały bandaż owijał go wokół brzucha, lecz nawet przez niego mogli dostrzec lekko wychudzoną sylwetkę. Podłączony był do respiratora, a twarz przybrała kolor mleka. Włosy w nieładzie opadały na czoło. W powietrzu unosił się zapach lekarstw. Znany dźwięk pikania drażnił uszy.
Ginny przysiadła na krzesło stojące obok łóżka, a Amy przekazała wszystkim czekającym w Norze informacje o jego stanie.

Pik-pik.
Znowu ten denerwujący dźwięk dochodzący do niego zza grubej szyby. Czuł w nozdrzach znajomy zapach szpitala. Co tym razem się stało? Uchylił powieki. Chociaż nie było zbyt jasno, dostrzegł to, czego się obawiał. Szpital. Znowu. Bolały go płuca, żebra, a noga dokuczała boleśnie. Nie miał siły nawet ruszyć palcem. W sali szpitalnej nie było nikogo innego, więc nie mógł się dowiedzieć, dlaczego tu jest. Odpowiedź nadeszła sama, gdy tylko się skupił. Domyślił się, że miał wypadek samochodowy. Ale czym spowodowany?
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka – starsza, pulchna kobieta z czekoladowymi oczami i miłym uśmiechem. Wezwała lekarza, kiedy dostrzegła, że chłopak się obudził. Zbadał go, zadał kilka pytań, stwierdził, że pacjent musi odpoczywać i wyszedł. Pielęgniarka podała mu jakieś lekarstwo.
Powstrzymywał się od snu tylko chwilę.

— Tak, obudził się wczoraj wieczorem. Teraz śpi. Mogą państwo wejść, jednak proszę go nie obudzić. Im więcej będzie odpoczywał, tym szybciej wyzdrowieje.
— Mam jeszcze jedno pytanie — rzekł Syriusz, rozmawiając razem z żoną z lekarzem, który zajmował się Harrym. — Czy coś jest z nim nie tak? Nie chodzi mi konkretnie o wypadek.
— Muszę przyznać, że zaniepokoił mnie jego stan. Nie wygląda zbyt dobrze. Miałem o to pytać.
Syriusz i Amy wymienili spojrzenia.
— Mieliśmy nadzieję, że dowiemy się tego od pana — rzekła Amy.
— Wygląda tak, jakby się głodził. Był bliski odwodnienia. Wydaje się być wycieńczony.
Amy i Łapa ponownie wymienili spojrzenia. Więc mieli rację. Coś było z nim nie tak, a teraz doktor to potwierdził.
— Czyli zaśnięcie za kierownicą mogło być przyczyną wypadku?
— Wydaje mi się, że to był właśnie powód.
Kiedy lekarz odszedł, oni weszli do sali, gdzie leżał ich chrześniak. Najwyraźniej chłopak zdążył się obudzić. Nie miał zbyt silnego głosu.
— Co się stało na drodze? — zapytała niepewnie Amy.
— Nie wiem. Niezbyt pamiętam — mruknął.
— Policja twierdzi, że najprawdopodobniej zasnąłeś za kierownicą. To możliwe?
Przez chwilę nie odpowiadał.
— Chyba tak — wymamrotał.
Blackowie zerknęli na siebie.
— Czy to ma coś wspólnego z twoim ostatnim stanem?
Czarnemu dopiero teraz zaświtała myśl, że może to było powodem wypadku. Czy on przypadkiem nie zobaczył jakiegoś trupa? Nie odpowiedział na pytanie Syriusza.
— Harry, sporo dowiedzieliśmy się od lekarzy. Nie jadłeś, nie spałeś, byłeś prawie odwodniony. Zobacz, do czego to doprowadziło! Co się z tobą dzieje?
— Jakbym sam to wiedział — szepnął zgodnie z prawdą. — Chyba… zaczynam wariować… — Jakby na potwierdzenie tych słów, w drzwiach stanął zakrwawiony mężczyzna z nożem w dłoni. Blackowie spojrzeli tam, gdzie on, kiedy pikanie oznaczające bicie jego serca przyspieszyło. Nic tam nie było, a Czarny wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. — Nawet już mi się to nie wydaje. Sam w to wierzę — dodał ledwo dosłyszalnie, nie odwracając wzroku od trupa.
— Co ty mówisz? — zaniepokoiła się Amy.
— Nie widzicie tego, prawda? — Niemal jęknął, kiedy mężczyzna ruszył w jego stronę.
— Czego?
— Nie widzicie…
— Harry, czego?! — przerazili się nie na żarty, kiedy respirator zaczął pikać coraz szybciej, a Czarny bladł coraz bardziej.
— Obrazów z przeszłości — wyjąkał, kiedy z ciała trupa trysnęła krew, a po chwili niespodziewanie zniknął. — Mojej chorej wyobraźni. Chyba czas wielki, żebym trafił do czubków. Wariuję…
Nie zwracając uwagi na bolące żebro i nogę, kabelki podłączone do jego ciała oraz chrzestnych, przykrył twarz poduszką. Syriusz i Amy przenieśli na siebie niezrozumiałe i pełne lęku spojrzenia. Nie rozumieli, co ma na myśli, ale nie miał zamiaru nic więcej powiedzieć.

W szpitalu musiał jeść, gdyż nie mógł tego uniknąć, co zwykle kończyło się wymiotami. Wlewali w niego litry napoi i wciskali lekarstwa. Nocy jednak nie przesypiał, drzemiąc najwyżej w trakcie dnia, co często było przerywane koszmarami. Na oczach Syriusza i Remusa zemdlał z wycieńczenia.
— Nie wiem już, co o tym myśleć — powiedział Łapa, kiedy wyrzucono ich z sali, by zająć się pacjentem. — Czemu jest taki uparty i nie chce nam nic powiedzieć?
— Jego organizm nie przyjmuje ani jedzenia, ani tabletek nasennych — rzekł lekarz, gdy wyszedł. — Obawiam się, że nie jest to wina jego stanu fizycznego, lecz psychiki. Nocami nawet nie próbuje zasnąć. Nie wiem, czy nie chce spać, czy nie może, ale w takim tempie szybko się wykończy. Może wy na niego wpłyniecie, bo ja próbowałem już chyba na wszystkie sposoby. Możecie wejść. Jest pod kroplówką.
Kiedy weszli do środka, Harry nawet na nich nie spojrzał, lecz wpatrywał się w sufit. Widzieli, że jest wykończony, a jednak nie próbował zasnąć.
— Możecie mi przynieść eliksir Słodkiego Snu? — zapytał cicho.
Chciał tego uniknąć, bo wiedział, że z łatwością mógł się uzależnić, lecz teraz nie mógł już wytrzymać. Musiał porządnie wypocząć.
— Weźmiesz go z mugolskimi tabletkami?
— One i tak już na mnie nie działają, a ja… już dłużej nie wytrzymam.
— Dlaczego się powstrzymujesz? — spytał cicho Syriusz, gdy Remus zniknął. — Widzę, że sam chcesz spać.
— Bo nie mogę. Chcę, ale nie mogę.
Obraz co chwilę mu się zamazywał, powieki opadały, a oczy piekły tak mocno, jakby ktoś wsadził mu w oczodoły rozżarzone węgle. Kiedy Lunatyk wrócił z eliksirem, od razu go zażył. Zasnął. Pierwszy raz od dawna nie nawiedził go żaden koszmar.

Po kilku dniach wypisał się ze szpitala na własne życzenie, chociaż lekarze i bliscy protestowali. Harry twierdził, że tutaj już mu nie pomogą. Płuco i nogę sam mógł uzdrowić w znacznie szybszym tempie.
— Pozwolę ci na to, ale pogódź się z tym, że będę cię nachodzić — powiedziała Ginny, kiedy jej to oznajmił. — Boję się o ciebie — szepnęła, przytulając się do niego.
Nie tylko ona go prześladowała. Pani Weasley, Kizzy, Syriusz i Amy byli u niego niemal codziennie. Reszta wpadała trochę rzadziej, ale i tak czasami miał ich dosyć. Ginny powoli zaczęła przenosić swoje rzeczy do jego domu. Matka jej w tym pomagała, twierdząc, że Harry’emu potrzebna jest całodobowa opieka.
Nadal się nie wysypiał, lecz po eliksir Słodkiego Snu już nie sięgnął, choć często go to kusiło. Niedzielne obiady były dla niego koszmarem. Starali się wciskać w niego jedzenie, powtarzając, że nie mogą patrzeć na to, jak zmizerniał, lecz on nie mógł zakodować sobie w głowie, że ludzkie palce znajdujące się na talerzu w rzeczywistości są zwykłymi kiełbaskami. W końcu Kizzy zrezygnowała z namawiania go, kiedy dostrzegła jego minę, jakby miał zaraz zwymiotować.
Wiele razy miał ochotę komuś o wszystkim powiedzieć, ale się powstrzymywał. Sam już nie wiedział dlaczego. Nie chciał? Nie umiał? Bał się? Chyba wszystko na raz.
Nissan był w takim stanie, że miał wylądować na złomowisku, jednak Czarny w ostatniej chwili zdążył go odebrać. Mówili mu, że więcej straci na naprawie niż na nowym aucie, ale uparł się na swoim. Miał zamiar go odnowić, chociaż wiedział, że nie będzie łatwo. Chciał się czymś zająć, żeby nie myśleć o problemach. Dopóki miał przerwę w koncertowaniu, nie miał co robić, a nuda nasuwała okropne myśli. Postawił nissana pod wcześniej zbudowanym daszkiem, gdzie miał zamiar go naprawiać.
Pojawiające się trupy próbował ignorować, ale było coraz trudniej.
Wreszcie Ginny wprowadziła się do niego.

— Siema!
Harry podskoczył gwałtownie, uderzając głową w otwartą maskę auta, przedziurawiając przez przypadek jakąś część, z której trysnęła na niego ciecz.
— Świstak — jęknął, widząc efekt odwiedzin kumpla.
— Emm… — zakłopotał się. — Myślałem, że słyszałeś, jak idę.
— Nie słyszałem — stęknął, rozcierając obolałą głową i wycierając twarz jakimś ręcznikiem.
Okazało się, że Kevin przyszedł na luźną pogawędkę i przy okazji pomógł mu przy naprawie samochodu. Kiedy siknął na nich smar, Harry się poddał.
— Na dzisiaj koniec. Więcej zepsułem, niż naprawiłem.
Wrócili do domu ubabrani smarem.
— Z bagna wyszliście? — zaśmiał się Łapa, który najwyraźniej również wpadł w odwiedziny.
— Bardzo śmieszne. Naprawdę — mruknął Harry. — A ty dom zgubiłeś?
— Tak jakby. Zatruję ci życie, wprowadzając się tutaj, hę?
— To ja się wyprowadzam.
— A idź nawet pod most. Wiecie co? — dodał, mierząc ich od góry do dołu. — Znajdźcie takie pomieszczenie jak łazienka. Tutaj chyba nawet magia nie pomoże.
Dwaj Złodzieje wzruszyli ramionami.

Po tym, co zobaczył w nocy, nie tknął śniadania i obiadu, a na kolację zjadł tyle, ile kot napłakał. Obrazy były coraz drastyczniejsze. Ginny pytała, lecz ją zbywał. Sam miał tego całkowicie dosyć.
Wybrał się do biblioteki Aniołów Wolności, nikomu o tym nie wspominając. Szukał informacji o podobnych przypadkach, ale nic takiego nie znalazł, poza historią mężczyzny, który widział dzikie koty, które chciały go zjeść. Wylądował u czubków, co jeszcze bardziej podłamało Czarnego i jeszcze bardziej przekonało go, że nikomu nie powinien i tym mówić.
Później poszedł do magicznej biblioteki zajmującej się głównie medycyną. Rozglądał się po regałach, szukając tej właściwej książki. Znalazł kilka, którymi się zainteresował.
W księdze znalazł informacje o lekarzu, który zajmował się psychicznymi problemami innych ludzi. Czarny nie miał zaufania do takich osób, jednak to była jego ostatnia deska ratunku. Może ten specjalista będzie coś wiedział na ten temat?
Zapamiętał adres, zatrzasnął książkę, włożył ją na miejsce i wyszedł z biblioteki, podejmując decyzję.

5 komentarzy:

  1. Cieszę się że przenosisz blog na blogspota bo o wiele lepiej się czyta. Na Onecie co trochę mi się telefon zacinał... jednak zauważyłam że kilka elementów jest zmienionych ☺ pozostaje mi tylko czekać na kolejne roi. Zupełnie jak w DO i BM. Pozdrawiam 😅

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć pumcia :) Pamiętasz jeszcze Lily z czarnowlosy-problem-lily? Od wczoraj czytałam sobie twoje opowiadanie jeszcze na onecie, dopiero teraz zauważyłam, że odnawiasz je na nowym blogu :) Powiem Ci, że wspaniale jest przypomnieć sobie te wspaniałe chwile spędzane na czytaniu twojego bloga. Teraz jestem podczas pisania pracy magisterskiej i jesteś świetnym poprawiaczem humoru :) Chciałabym tylko żebyś wiedziała, że starzy czytelnicy wciąż o tobie pamiętają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że pamiętam :D Miło, że są tutaj jeszcze starzy wyjadacze :D

      Usuń
  3. Hej 😍 okej. Zacznijmy od początku... Jestem twoją wielką fanką już od dawna 😂 czytałam DO i BM, a to opowiadanie po prostu pokochałam. Mam ci tylko za złe ze tutaj nie ma Dextera 😢 ty zła RockowaPumcio, zabiłaś go! 🙅 😠 😔 😒 pisz jak najszybciej!
    Pozdrawiam! 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    czyżby za tymi wizjami stał diabeł? może mógłby zapytać o to Gabriela...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń