środa, 30 marca 2016

II. Rozdział 15 - "Trzeba wycisnąć z życia, ile tylko się da"

Kizzy przywitała się z widownią i rzekła do mikrofonu:
— Zespół, który powstał niespodziewanie. Już pierwszą piosenką uzbierali sobie fanów. Jedna z najlepszych kapel rockowych na świecie, mimo ich młodego wieku. Dzisiejszy koncert będzie przełomowym w ich karierze. Złodzieje Serc!
Widownia zaczęła wrzeszczeć tak głośno, że Łapa uznał, iż wyjdzie stąd głuchy jak pień, lecz mimo to krzyczał wraz ze wszystkimi. Tłum automatycznie naparł na niego z taką siłą, że był ściśnięty jak sardynka w puszce. Każdy chciał być jak najbliżej Złodziei. Lampy z tyłu sceny zaświeciły ostro, a kiedy przygasły, Max, Kevin, Will i Bruce byli przy swoich instrumentach. Widownia wrzasnęła jeszcze głośniej. Zagrali pierwsze nuty Pts. Of. Athrty i rozległ się głos Cary’ego, który wszedł na scenę powitany okrzykami fanów.

Yo, Yo forfeit the game before somebody else
Takes you out of the frame
Put your name to shame
Cover up your face

Dragon stanął przy stojaku i wsadził do niego mikrofon. Widownia wrzasnęła jak oszalała, gdy pojawił się Czarny. Czy tego chciał, czy nie, chłopak uznawany był za gwiazdę.

You love the way I look at you
While taking pleasure In the awful things you put me through
You take away if I give in
My life, my pride, is broken

Piosenka skończyła się, a wokaliści powitali się z fanami, którzy odpowiedzieli gromkimi okrzykami zadowolenia. Złodzieje odwdzięczyli się kolejną piosenką. Widownia podskakiwała, wymachiwała rękoma, śpiewała razem z Czarnym i Dragonem. Zespół dawał z siebie wszystko, czuli się jak ryby w wodzie.
Huncwotów i resztę porwał rytm muzyki i od samego początku z radością dołączyli do szalejącego tłum, a dzięki wariackiemu zachowaniu Jaya, przedostali się niemal do samych barierek.
— Zobacz, jakie gwiazdy stworzyłaś! — krzyknęła Amy do Natalie skaczącej obok.
— Nawet nie wiesz, jaka jestem z siebie dumna! — odpowiedziała wrzaśnięciem z wielkim uśmiechem.
Harry wreszcie stanął w tej części sceny, gdzie mógł ich dostrzec. Z uśmiechem wystawił w stronę widowni mikrofon, a tysiące głosów zaśpiewało refren piosenki. Roześmiał się, kiedy zauważył swoich najbliższych. Przesunął wzrok dalej i zatrzymał go w jednym punkcie, mrużąc lekko oczy. Po chwili zaśmiał się jeszcze raz i zszedł ze sceny. Fani stojący przy barierkach wrzasnęli radośnie, a tłum naparł na nich jeszcze bardziej. Czarny przeszedł obok nich i zatrzymał się przy dwóch dziewczynach, które trzymały jakiś plakat. Krzyknęły ze szczęścia, kiedy zabrał jednej z nich telefon i strzelił sobie i fankom zdjęcie przednią kamerką.
— Kocham cię za to! — wrzasnęła jedna z nich, gdy chłopak ruszył dalej, a druga zalała się łzami.
— Jak to zrobiłyście?! — krzyknął do nich Matt ze śmiechem, a one pokazały im plakat, na którym widniał napis „Czarny, błagamy o koncertową fotkę”.
Wszyscy roześmiali się szczerze.
Minęła połowa koncertu, kiedy rozległ się kolejny głos pomiędzy piosenkami:
— Przerywamy na moment koncert, by ogłosić coś ważnego.
Widownia zabuczała głośno, ale wystarczył jeden gest Dragona, by umilkli. Pozostali Złodzieje odeszli od swoich instrumentów i stanęli obok wokalistów, a na scenę wkroczył mężczyzna i Kizzy. Facet powiedział do mikrofonu:
— Jest to przełomowy koncert Złodziei Serc, ponieważ otrzymają ważną nagrodę w karierze każdej gwiazdy muzyki. Przed wami, kilkunastotysięczną publicznością, ogłaszam, iż płyta Carousel of memories uzyskała status platynowej.
Widownia zaczęła głośno klaskać i wiwatować. Na scenę weszły dwie młode dziewczyny, niosąc ze sobą nagrodę. Przekazały ją Czarnemu, jako liderowi grupy, a on uniósł ją wysoko nad siebie, na co publika zawyła głośno. Przekazał ją dalej, by pozostali też mogli się nią nacieszyć.
Złodzieje ruszyli z kolejną dawką energii.
Czarny ponownie pofatygował się z zejściem do widowni. Ochrona ruszyła za nim, by w razie wypadku interweniować. Wszyscy wyciągali ręce, by go chociaż dotknąć. Niemal wciągnięto go między fanów, lecz ochrona zdołała go utrzymać. Czarny w ogóle się tym nie przejął, zachęcając ludzi do szaleństw i śpiewu. Wreszcie zszedł z barierek i ruszył dalej. Przybił sobie z Jayem piątki, jak gdyby nigdy nic. Zerknął na znajomą blondynkę stojącą obok jego przyjaciela i stwierdził, że skądś ją kojarzy, jednak nie miał teraz czasu na główkowanie.
Koncert trwał nadal, lecz w końcu musiał dobiec końca. Oczywiście były bisy, jednak nawet one nie mogły przeciągać się w nieskończoność. Po długim pożegnaniu Złodzieje zeszli ze sceny. Fani krzyczeli ile sił w płucach, zdając sobie jednak sprawę z tego, że to koniec koncertu.
Widownia powoli zaczęła się rozchodzić, jednak ci najbardziej zagorzali nadal krzyczeli, licząc na to, że Złodzieje zejdą do fanów, jak to często czynili. Nie zawiedli się.
— Boże, idą! — wrzasnęła radośnie jedna z dziewczyn stojących przy samych barierkach.
Złodzieje wyglądali tak, jakby po zejściu ze sceny zdążyli tylko przemyć twarze i zmienić koszulki na świeże, jednak mimo to mieli na twarzach uśmiechy. Podpisywali zdjęcia i płyty, robili fotki z fanami, pozwalając sobie na krótkie rozmowy z niektórymi osobami. Zachowywali się na całkowitym luzie, śmiejąc się i robiąc głupkowate fotografie. Fani przy barierkach niemal w ogóle się nie odzywali, słuchając tego, co do innych mówią chłopaki.
— Sprawdzę, czy nas pamięta — rzekła Ambi, dopychając się do barierki i wyciągnęła z podręcznej torebki płytę Złodziei.
Wcisnęła Harry’emu do ręki płytę, a on odebrał ją, rozmawiając z jakimś chłopakiem, który przyleciał na koncert z Francji. Czarny zerknął na Ambi i podpisał się na płycie. Później oddał ją, jak gdyby nigdy nic, a dziewczyna spojrzała na okładkę.
— Pamiętasz — roześmiała się.
— Pół koncertu myślałem nad tym, skąd was znam — odparł z rozbawieniem.
— Jakby na to nie patrzeć, masz prawo nie pamiętać — stwierdził ze śmiechem Matt, na co Harry parsknął.
— Gdym wiedziała, że będziesz gwiazdą rocka, to już wtedy wzięłabym od ciebie autograf, żeby teraz nie musieć się tak cisnąć! — krzyknęła Shane spod ramienia jakiegoś chłopaka.
— Wtedy to ja myślałem tylko o tym, żeby rano jeszcze żyć.
Cała szóstka roześmiała się szczerze. Ktoś za nimi wyciągnął ramiona przed siebie, trzymając w dłoniach flagę z wielkim napisem ZŁODZIEJE SERC oraz podpisami fanów, krzycząc, że to na pamiątkę koncertu.

Ile czasu spędzili z publicznością? Nie mieli pojęcia. Stracili rachubę, tryskając wśród nich energią. Kiedy wrócili do pokoju przygotowań, byli zmęczeni, ale zarazem szczęśliwi. Spotkania z fanami zawsze podnosiły ich na duchu.
— Jak ja to kocham — rzekł Max, przebierając po raz kolejny koszulkę.
Czarny i Dragon wyłożyli się na kanapie, Bruce wylewał sobie na twarz butelkę wody, Kevin czytał podpisy fanów z flagi, którą wciśnięto Czarnemu, a Will szukał swojej czystej bluzki. Zaczął się przebierać, gdy wpadła Kizzy.
— Przyprowadziłam gości.
Harry i Cary podnieśli głowy znad kanapy. Mogli się spodziewać, że przyprowadzi znajomych z koncertu.
— Fani są zaje*iści — wypalił nagle Świstak. — Powiesimy tę flagę w studiu w naszej pracowni.
— Ruszcie swoje szanowne, popularne tyły i się przebierzcie, hę? — powiedziała Kizzy w stronę wokalistów.
— Daj, kobieto, odpocząć.
— Dalej, bo nie ma gdzie usiąść.
— Tego nie musiałaś mówić. Usiądź na ziemi.
Usiadła… Czarnemu na brzuchu tak niespodziewanie, że aż stęknął.
— Dzisiaj daliście niezłego powera — stwierdziła. — Jeszcze większego niż zwykle. Chyba to — chwyciła platynową płytę — was jeszcze bardziej zmotywowało. Poświęćmy tę nagrodę. — Ku zdumieniu gości, dała jej całusa, a później przytknęła ją przed nosy Złodziei, którzy zrobili to samo. — Święcenie zakończone. Nie patrzcie tak na nas — dodała do rozbawionych Blacków, Lupinów i reszty. — Takie święcenia przynoszą szczęście. Będzie jeszcze więcej nagród. I tutaj mam wam coś ważnego do powiedzenia. Otóż teledysk System dostał nominację. Dowiedziałam się o tym, gdy weszliście na scenę — wyszczerzyła się. — Jeśli nie wygracie, bardzo się zdziwię.
— Bardzo mnie to cieszy, ale jestem tak zmęczony, że nie zacznę podskakiwać ze szczęścia — odparł Cary.
— Więc ruszcie się to pojedziemy do hotelu i tam sobie odpoczniecie. Wyjazd do domów jutro o dziesiątej. Jedziecie z nami? — zwróciła się do gości.
— Gdzie?
— Na noc do hotelu, a rano razem pojedziemy do domu.
Nie zwracała uwagi na to, że ktoś natarczywie puka ją w rękę.
— Wynajęłaś chyba połowę hotelu, więc miejsca mamy pod dostatkiem — wtrącił Kevin. — Ilu was właściwie przyjechało?
— Szesnastu.
Dragon gwizdnął.
— To pół publiki. W razie czego wynajmie się jeszcze… kilka pokoi.
— Każdy mógłby mieć osobno — zachichotała Kizzy. — Właściciele tak się przed wami płaszczą, jakbyście byli królami. Można to wykorzystać. Czarny, czemu milczysz? Zwykle po koncercie rozpiera cię energia.
— Bo… ledwo… oddycham…
— Co się stało?!
— Pukam cię… od pięciu… minut. Zejdź… ze mnie!
Zeskoczyła z niego jak oparzona, a Harry wypuścił ze świstem powietrze.
— Sorki — pisnęła.
— No ja myślę.
Cary zaczął się śmiać.

Autobus zespołu był bardzo luksusowy. Wygodne siedzenia, które mogły służyć także do spania, telewizor plazmowy, dywan na podłodze. Efekt psuły sterty gadżetów, ubrań i czego dusza zapragnie leżące z tyłu pojazdu.
— Nie patrzcie do tyłu na ten syf — rzekł Kevin, dorzucając tam kolejne przedmioty.
— Trudno tego nie zauważyć — stwierdził Max.
— Ray, ruszamy!
Kierowca autobusu wcisnął pedał gazu, kiedy wszyscy wygodnie usiedli.
— To ile pokoi jeszcze wynajmujemy?! — spytała głośno Kizzy.
I zaczęło się… kto, z kim, ile, gdzie…
— Bierzemy razem? — spytał Harry Ginny, leżąc z głową na jej kolanach.
— A co z Miętą? Masz z nim pokój — odparła, przeczesując mu włosy dłonią.
— Mięta! — wrzasnął na cały autobus. — Robisz odjazd do Świstaka!
— A bo co?! — odkrzyknął.
— A kto powiedział, że ja go chcę?! — dodał Świstak.
— A gówno mnie to obchodzi!
— A ja nie chcę go u siebie! — oburzył się Kevin.
— A ja chciałem?!
— A no dzięki! — prychnął Mięta.
— A ja zaraz komuś pierdolnę! — przekrzyczała ich Kizzy.
Zamilkli. Wszyscy zaczęli się opętańczo śmiać, słysząc ich kłótnię, w której każde zdanie zaczynało się od a.
— A… — zaczął Mięta, ale zamilkł, widząc spojrzenie dziewczyny.
— Świstak, będziesz z bliźniakami, Mięta z Huncwotami — podsumowała, kończąc dyskusję.
— A może z tobą, co? — rzekł Max.
Kizzy zdzieliła mu z teczki.
— Jak chcesz być w pokoju ze mną, najpierw się oświadcz. Mężczyzna i kobieta będą ze sobą w pokoju tylko, gdy… podpunkt a: są małżeństwem, podpunkt b: są narzeczonymi, podpunkt c: są rodziną, zrozumiano?
— A jak ktoś jest homo-niewiadomo? — drążył.
— Chcesz nam coś powiedzieć? — spytał Harry.
— Idź, ty pierdolcu — zaśmiał się wśród rechotów pozostałych.
— Mogę zrobić wyjątek tylko co do Seana i Natalie. Resztę uważam za nie do końca odpowiedzialną. Bez urazy do niektórych — tu Kizzy spojrzała na dziewczyny.
— Cholerna feministka — stwierdził Mięta.
— Facet to świnia! — odwarknęła. — Nawet w Hogwarcie panuje taka zasada. W końcu do sypialni dziewczyn faceci nie wejdą, a odwrotnie już tak.
— Czy tutaj jest tak zawsze? — spytał Łapa Harry’ego, gdy tamci rozpoczęli kłótnię na temat kobiet i mężczyzn.
— To dopiero namiastka — zaśmiał się.

Okazało się, że potrzebują pięć pokoi dwuosobowych, trzy trzyosobowe i jeden czteroosobowy. Musieli więc wynająć ich jeszcze… sporo. Hotel nie był pełen, więc znaleziono dla nich miejscówki.
— Pobudka o dziewiątej! — pożegnała wszystkich Kizzy, zamykając drzwi, gdy Hermiona weszła do środka.
— Gdzie jest te cholerne pięćdziesiąt osiem?! — wkurzał się Max, biegając w tę i we w tę po korytarzu.
— Piętro wyżej, ciołku. Patrz na cyferki — zaśmiał się Czarny i nacisnął klamkę, wpuszczając Ginny jako pierwszą.
Zaświeciła lampę i zobaczyła duży pokój z dwoma łóżkami nakrytych jedwabną pościelą oraz wielkim oknem, od którego odbijało się światło. Na podłodze leżał kremowy dywan, a po lewej stał stolik i dwa fotele. Drzwi do łazienki znajdowały się zaraz obok. Rzeczy Mięty już nie było, gdyż obsługa hotelu zdążyła je przenieść, a Czarnego leżały na jednym z foteli. Harry przekazał dziewczynie jedną ze swoich koszulek, której mogła użyć jako piżamy, a ona zniknęła za drzwiami łazienki. Później rzuciła się na łóżko, czekając na Czarnego, który wziął szybki prysznic i wyszedł w samych bokserkach. Łóżka były złączone, a Ginny uśmiechnęła się do niego szeroko. Położył się obok niej i zgasił światło. Ginny przytuliła się do niego lekko, więc ją objął. Patrzyła na niego w ciemnościach, dostrzegając, że ma zamknięte oczy.
Miał zamiar pogrążyć się we śnie u boku ukochanej. Czuł zapach rumianku i róż. Nie dane było mu zasnąć. Ginny wysunęła się z jego objęć i usiadła mu na biodrach, sunąc dłońmi po jego nagim torsie. Otworzył oczy. Widział jej lśniące tęczówki w mroku nocy. Pochyliła się nad nim, składając na ustach pocałunek.

Ze wstaniem mieli olbrzymie trudności. Zaspali, lecz w dobrych humorach posprzątali swoje rzeczy i poszli na śniadanie. O dziesiątej wyruszyli w podróż do domu. Harry wyłożył się wygodnie w swoim siedzeniu, a Ginny położyła się na jego torsie. Przymknęli powieki z zamiarem zdrzemnięcia się.
— Co wy tacy niewyspani? — wyszczerzył się Max, przechylając się nad oparciem, by nad nimi zawisnąć.
— Mięta… zamknij się — odparł jedynie Czarny.
— Tylko pytam. Tak bardzo wymęczył cię koncert?
— Nie, to przez twoje głupie pytania, ułomie.
— Ginny, przecież ciebie nie było na scenie — dodał z udawanym zastanowieniem.
— A co ty taki ciekawy? — odpowiedziała bez skrępowania.
— Tak się zastanawiam, czym mogliście tak się zmęczyć.
Kizzy zdzieliła go w brzuch, ale on to zignorował.
— Jak myślisz? — zapytała Ginny, otwierając jedno oko, żeby na niego zerknąć.
— Myślę, że mam słuszne podejrzenia.
— Podglądałeś? — zapytał Harry, nawet nie fatygując się, żeby otworzyć oczy.
Kizzy siedząca za nimi wybuchnęła śmiechem.
— Ucieszylibyście się? — spytał Max. — Wiecie, niektórzy mają różne fetysze.
— Ktoś tu ma braki — zauważyła Ginny, a Kizzy ryknęła śmiechem.
— Z czego się śmiejecie? — zainteresował się Jay.
— Wolisz nie wiedzieć — roześmiała się Kizzy.
— Ginny, rozgryzłaś mnie — stęknął rozpaczliwie Max.
— Wystarczy spojrzeć na twój ryj i nie trzeba speca — palnął Czarny.
— Ale mu doje*ałeś — zaśmiała się Kizzy.
— Teraz masz u mnie przesrane — oznajmił Max i zaczął trajkotać parze nad głowami z wrednym uśmiechem.
Ginny aż czuła, jak krew wrze w żyłach Czarnego. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, kiedy usłyszeli donośny rumor. Okazało się, że Harry przerzucił Miętę przez oparcie, chłopak padł na ziemię, a Czarny przyłożył pięść do jego nosa. Młodszy natychmiast zamknął usta.
— Jeszcze słowo, a obiję ci ten pysk, zrozumiano?
— Luzik.
Harry odsunął się, ponownie otaczając Ginny ramieniem i przymykając powieki. Mięta podniósł się.
— Ostro — stwierdził z uznaniem. Harry otworzył jedno oko. — Już nic nie mówię — rzekł prędko wśród śmiechów.
Max zamilkł.
— Co w takim złym humorze? — szepnęła Ginny do Czarnego. — Stało się coś?
— Nic się nie stało. Śpij już.
Prawda była inna. W nocy znowu nawiedzały go zakrwawione osoby, które zabił, przez co przespał zaledwie dwie godziny nad samym ranem.

Wokół niego roztaczał się ciemny las, który przyprawiał o dreszcze. Wysokie drzewa rzucały upiorne cienie. Ręce miał związane nad sobą przy jednej z gałęzi.
Pustka.
Cisza.
Okręcił się w więzach i stanął twarzą w twarz z zakrwawionym mężczyzną z długą krwawą szramą na szyi – pamiątka po podcięciu gardła przez Harry’ego. Odwrócił się ponownie, by nie patrzeć w te puste oczy, lecz kolejny widok nie był lepszy. Mężczyzna ze śladami na szyi po duszeniu. Jego ofiary zjawiały się znikąd, a on miał ochotę krzyczeć z przerażenia, jednak nawet nie mógł uchylić ust. Spiął się gwałtownie, a dłonie zacisnął na więzach, kiedy poczuł ostrze noża na szyi. Krew ściekała po jego ciele, gdy tamci przecinali ją w każdym możliwym miejscu.
— Spłoniesz żywcem — wysyczał mu ktoś do ucha.
Trawa pod jego stopami zaczęła się palić. Ogień podchodził do góry, paląc jego ciało. Płonął żywcem, nie mogąc nawet krzyknąć.

— Harry… Harry… Obudź się.
Zerwał się ze snu z wielkimi oczami wypełnionymi przerażeniem. Dopiero po chwili zorientował się, że był to koszmar, że jest cały spięty, a dłoń zaciska na koszulce Ginny, która go budziła. Z trudem łapał powietrze. Emocje powoli z niego opadały, a ciało rozluźniło się. Machinalnie potarł gardło, aby sprawdzić, czy aby na pewno nie ma tam żadnej szramy.
— Głupi koszmar — mruknął do Ginny, która pogładziła go po policzku.
Nie miał zamiaru dalej spać, dlatego zaczął zagadywać dziewczynę, żeby odciągnąć myśli od nieprzyjemnego snu. Temat zszedł na ślub.
— Twoje urodziny? — zaproponowała dziewczyna. — Przynajmniej nie zapomnisz, kiedy będzie rocznica. Czemu nie? — dodała, widząc jego minę. — Przecież to za trzy tygodnie.
— No właśnie. Daj się nacieszyć wolnością.
Umknął przed poduszką.
— Za co ma mu się oberwać? — spytał Will.
— Unika ślubu.
— Ej! Ja tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, żeby… był trochę później.
— Żebyś mógł nacieszyć się wolnością? — prychnęła.
— Dokładnie. A co ja w trzy tygodnie mogę zrobić…
— Musi być czas na przygotowanie wieczoru kawalerskiego — zauważył Alex.
— To wieczór kawalerski ważniejszy od ślubu? — oburzyła się.
— Jedno i to samo. Tu się pije i tu się pije — rzucił Kevin. — Tylko że na ślubie raczej panowie młodzi piją mniej.
— Co za kretyn  to wymyślił? — usłyszeli oburzenie Czarnego zza fotelu.
— Harry… — rzekła Ginny złowieszczym głosem.
— No przecież nic nie mówię.
— Pantoflarz? — zaśmiał się Cary.
— I co jeszcze? — Poczuł się urażony, więc wstał, by bronić swojego honoru. — Au! — Podziękowaniem było oberwanie poduszką od narzeczonej.
— Jeszcze do tego wrócimy. — Wycelowała w niego palcem. — A od ślubu się nie wywiniesz. — Pokazała mu pierścionek. — Tu jest twoja deklaracja.
Czarny westchnął zrezygnowany.
— Małżeństwo też ma swoje plusy — pocieszył go Łapa.
— Oby dużo.
Umknął przed kolejną poduszką.
— Lepiej szukaj świadka!

— Stary, żartujesz?! Nie zrobisz tego!
— Zrobię.
— Kompletnie ci odbiło.
— Już dawno.
Obiad w Norze przebiegał w spokojnej atmosferze, dopóki Harry nie powiedział Złodziejom Serc, co ma zamiar zrobić.
— Co chcesz zrobić? — spytał Remus, który dopiero włączył się w rozmowę.
— On jest szalony! — krzyknął Max, na co Czarny zaśmiał się. — Zapisał się na bungee!
— Żartujesz, tak? — spytała Amy, patrząc na chrześniaka, który w odpowiedzi pokręcił głową. — Oszalałeś! Nie puszczę cię! Jako twoja matka chrzestna!
— Zakluczysz mi drzwi od domu? — Kobieta zmrużyła gniewnie oczy. — Rany, już dawno mówiłem, że to zrobię. Wiesz, że nie rzucam słów na wiatr.
— Ale bungee? — jęknęła przerażona. — A jak lina pęknie? Zabijesz się — panikowała. — Syriusz, przetłumacz mu.
— A niech robi to, co chce. Ja mu nie będę dupy zawracać. W końcu to Huncwot.
Harry wyszczerzył się, a Amy rzuciła mu groźne spojrzenie.
— Obaj jesteście tacy sami! Nie patrzycie na konsekwencje!
— Kobieto, razem ze mną idziesz w tłum jakichś stworów, żeby tłuc ich mieczami, a mówisz, że się zabiję przy skoku na bungee? Co jest z tobą nie tak?
Huncwoci zachichotali.
— To nie to samo — warknęła. — Kiedy? Może zdążę cię odwieść od tego pomysłu.
— Chyba już nie zdążysz. Jutro.
— A co na to twoja przyszła żona? — Najwidoczniej chwytała wszystkich możliwych kół ratunkowych.
— Postawiła jasne warunki. Puści mnie, jeśli pojedzie razem ze mną.
Większość spojrzała na nieprzejętą Ginny.
— Jeśli się odważę, też skoczę — wyszczerzyła się.
Amy jęknęła.
— Jesteście najbardziej szaloną parą, jaką w życiu spotkałam.
Oboje zaśmiali się.
— Trzeba wycisnąć z życia, ile tylko się da — podsumowała dziewczyna.
— Nie chcę wiedzieć, co będzie dalej. Umrę przez was na zawał.

Amy uparła się, aby im towarzyszyć, ponieważ chciała mieć przygotowania na oku. Czarny podejrzewał, że miała również zamiar go ratować, gdyby jednak lina pękła, czego nie powiedział głośno. Skoro ona, to także Syriusz. Huncwoci zgłosili się na chętnych już wcześniej. Harry stwierdził, że muszą wynająć jeszcze jeden samochód, ponieważ mieli obowiązek zachowywać się jak mugole, a nissan był o wiele za mały. Nikt poza Harrym nie potrafił kierować, więc wzięli Kevina, który kiedyś sam uczył się jeździć. Były jeszcze dwa wolne miejsca, a to nie mogło pójść na marne. Max i Kizzy chętnie skorzystali z okazji.
Wpakowali się do aut i ruszyli. Zatrzymali się dopiero na moście, gdzie czekała już ekipa.
— Czarny, możesz się jeszcze wycofać — jęknęła Amy, widząc taką wysokość.
— Mowy nie ma.
— To kto jeszcze skacze? — spytał Andy – główny organizator.
— Ja — powiedziała Ginny na wydechu.
— Mięta, widzę, że cię kusi — powiedział Harry.
— Nie wiem — wymamrotał pod nosem.
Czarny nie wątpił, że chłopak jednak się odważy. Widział to po jego oczach. Spojrzał na Huncwotów.
— Ja… gardło mnie boli, wiesz? — powiedział szybko Alex.
— Yyy… — wyjąkali zgodnie Jay i Ron.
Na Kizzy ledwo rzucił okiem, widząc jej minę. Kevin…
— Pomyślę — powiedział, widząc jego spojrzenie.
Łapa milczał, wyraźnie się zastanawiając.
— Nie próbuj! — warknęła w jego stronę Amy.
— Postaw się żonie! — zaśmiał się Czarny z błyskami w oczach.
Łapa stanął pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony Harry, który uzna go za mięczaka, jeśli się nie postawi, a z drugiej Amy, która zabije go, gdy tylko wrócą do domu.
— Niech będzie.
— Syriusz! — wrzasnęła Amy, a Harry wyszczerzył się.
— Życie mi ucieka! Daj się zabawić, póki jeszcze można — powiedział Łapa.
— Zabiję cię, jeśli przeżyjesz ten skok — warknęła do chrześniaka.
— Spoko.
Kilka minut później stał opatulony w jakieś linki. Opierał się o murek, z którego miał skoczyć, patrząc w dół.
— Poje*any jestem — stwierdził do siebie.
— I to jak — dodała Amy, wykorzystując jego chwilę zawahania. — Patrz, jak wysoko.
— Amy! — warknął Syriusz.
— Po prostu się zamknijcie. Mięta, spie*dalaj z tą kamerą.
— Trzeba uwiecznić tę chwilę — wyszczerzył się.
— Zresztą, rób, co chcesz.
— Pierwszy raz jest najgorszy — rzekł Andy, poprawiając ostatnie paski. — Ale jak już skoczysz to będziesz chciał skoczyć jeszcze raz. Chyba że zwymiotujesz — dodał po zastanowieniu. — Wtedy ludzie niezbyt chcą powtórki.
— Czy to na pewno nie pęknie? — spytała Amy z obawą.
— Na sto procent. Gotowy?
— Mhmm… — zawahał się.
— Jak ty nie skoczysz, nie licz na mnie — zaszantażował go Łapa.
— Teraz jestem zmuszony.
Wszedł na murek. Andy dał mu kilka rad. Teraz wystarczyło rzucić się z mostu, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Przeżegnał się. Strach z niego uleciał, gdy skoczył.
Czuł się niesamowicie. To było nawet lepsze od szybkiej jazdy samochodem. Miał wrażenie, że jest ptakiem, który może latać. Adrenalina w nim buzowała. Poniósł się chwili i nie myślał o niczym. Kiedy lina się skończyła, a nim szarpnęło, znajdował się metr nad błękitną wodą. Podleciał do góry i znów w dół. Chwilę później zatrzymał się w miejscu. Wciągnęli go do góry, a jemu serce waliło w piersi z całej siły.
— Jak było? — pytali go, kiedy już stanął na moście.
Był w stanie tylko otworzyć usta, ale jego mina mówiła sama za siebie. Andy roześmiał się szczerze. Odwiązali go ze wszystkich linek, więc nadeszła pora na Syriusza. Wrócił blady, z wielkimi oczami, twierdząc, że było warto, ale nigdy więcej. Ginny, tak jak obiecała, także się odważyła. Po niej zdecydowali się Kevin i Max.
— Ron, twoja siostra skoczyła, a ty nie? — namawiali go.
Skoczył i choć wrócił z taką miną, jakby zaraz miał zwymiotować, mówił, że było super. Jay poszedł po nim z wielkimi oporami, a wrócił nabuzowany adrenaliną i z wielkim uśmiechem. Alex też się zmusił, gdyż nie chciał być jedynym z Huncwotów, który tego nie spróbuje.
— Do osiemnastej jeszcze dużo czasu — rzekł Andy, zerkając na zegarek.
— Tyle ty chciałeś skakać? — zdumiał się Łapa, patrząc na Czarnego.
— Wiedziałem, że przyjedziecie ze mną — zaśmiał się.
— Nikogo chętnego? — zapytał Andy, zerkając jeszcze raz na osoby, które nie zdecydowały się na skok.
Kiedy nie dostrzegł zmiany zdania, spojrzał pytająco na Czarnego, który bez słowa skierował się do ekipy, by ponownie opatulili go w linki.
— No to znalazłem bratnią duszę — wyszczerzył się Andy, patrząc, jak Harry spada w dół.
— Kiedy wybieracie się tutaj ponownie?! — wrzasnął, gdy już wciągali go na górę.
— Teraz planujemy spadochrony! — odkrzyknął.
— Jadę z wami!
Andy zaśmiał się. Chwilę później wymienili się numerami telefonów.

1 komentarz:

  1. Hej,
    ha, ha, pięknie, pięknie, budgy nie ma co tracić życia i czerpać z niego ile się tylko da :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń