Kizzy
przywitała się z widownią i rzekła do mikrofonu:
—
Zespół, który powstał niespodziewanie. Już pierwszą piosenką uzbierali sobie
fanów. Jedna z najlepszych kapel rockowych na świecie, mimo ich młodego wieku.
Dzisiejszy koncert będzie przełomowym w ich karierze. Złodzieje Serc!
Widownia
zaczęła wrzeszczeć tak głośno, że Łapa uznał, iż wyjdzie stąd głuchy jak pień,
lecz mimo to krzyczał wraz ze wszystkimi. Tłum automatycznie naparł na niego z
taką siłą, że był ściśnięty jak sardynka w puszce. Każdy chciał być jak
najbliżej Złodziei. Lampy z tyłu sceny zaświeciły ostro, a kiedy przygasły,
Max, Kevin, Will i Bruce byli przy swoich instrumentach. Widownia wrzasnęła
jeszcze głośniej. Zagrali pierwsze nuty Pts.
Of. Athrty i rozległ się głos Cary’ego, który wszedł na scenę powitany
okrzykami fanów.
Yo, Yo forfeit the game before somebody else
Takes you out of the frame
Put your name to shame
Cover up your face
Dragon
stanął przy stojaku i wsadził do niego mikrofon. Widownia wrzasnęła jak
oszalała, gdy pojawił się Czarny. Czy tego chciał, czy nie, chłopak uznawany
był za gwiazdę.
You love the way I look at you
While taking pleasure In the awful things you put me
through
You take away if I give in
My life, my pride, is broken
Piosenka
skończyła się, a wokaliści powitali się z fanami, którzy odpowiedzieli gromkimi
okrzykami zadowolenia. Złodzieje odwdzięczyli się kolejną piosenką. Widownia
podskakiwała, wymachiwała rękoma, śpiewała razem z Czarnym i Dragonem. Zespół
dawał z siebie wszystko, czuli się jak ryby w wodzie.
Huncwotów
i resztę porwał rytm muzyki i od samego początku z radością dołączyli do
szalejącego tłum, a dzięki wariackiemu zachowaniu Jaya, przedostali się niemal
do samych barierek.
—
Zobacz, jakie gwiazdy stworzyłaś! — krzyknęła Amy do Natalie skaczącej obok.
—
Nawet nie wiesz, jaka jestem z siebie dumna! — odpowiedziała wrzaśnięciem z
wielkim uśmiechem.
Harry
wreszcie stanął w tej części sceny, gdzie mógł ich dostrzec. Z uśmiechem
wystawił w stronę widowni mikrofon, a tysiące głosów zaśpiewało refren
piosenki. Roześmiał się, kiedy zauważył swoich najbliższych. Przesunął wzrok
dalej i zatrzymał go w jednym punkcie, mrużąc lekko oczy. Po chwili zaśmiał się
jeszcze raz i zszedł ze sceny. Fani stojący przy barierkach wrzasnęli radośnie,
a tłum naparł na nich jeszcze bardziej. Czarny przeszedł obok nich i zatrzymał
się przy dwóch dziewczynach, które trzymały jakiś plakat. Krzyknęły ze szczęścia,
kiedy zabrał jednej z nich telefon i strzelił sobie i fankom zdjęcie przednią
kamerką.
—
Kocham cię za to! — wrzasnęła jedna z nich, gdy chłopak ruszył dalej, a druga
zalała się łzami.
—
Jak to zrobiłyście?! — krzyknął do nich Matt ze śmiechem, a one pokazały im
plakat, na którym widniał napis „Czarny,
błagamy o koncertową fotkę”.
Wszyscy
roześmiali się szczerze.
Minęła
połowa koncertu, kiedy rozległ się kolejny głos pomiędzy piosenkami:
—
Przerywamy na moment koncert, by ogłosić coś ważnego.
Widownia
zabuczała głośno, ale wystarczył jeden gest Dragona, by umilkli. Pozostali
Złodzieje odeszli od swoich instrumentów i stanęli obok wokalistów, a na scenę
wkroczył mężczyzna i Kizzy. Facet powiedział do mikrofonu:
—
Jest to przełomowy koncert Złodziei Serc, ponieważ otrzymają ważną nagrodę w
karierze każdej gwiazdy muzyki. Przed wami, kilkunastotysięczną publicznością, ogłaszam,
iż płyta Carousel of memories uzyskała
status platynowej.
Widownia
zaczęła głośno klaskać i wiwatować. Na scenę weszły dwie młode dziewczyny,
niosąc ze sobą nagrodę. Przekazały ją Czarnemu, jako liderowi grupy, a on
uniósł ją wysoko nad siebie, na co publika zawyła głośno. Przekazał ją dalej,
by pozostali też mogli się nią nacieszyć.
Złodzieje
ruszyli z kolejną dawką energii.
Czarny
ponownie pofatygował się z zejściem do widowni. Ochrona ruszyła za nim, by w
razie wypadku interweniować. Wszyscy wyciągali ręce, by go chociaż dotknąć.
Niemal wciągnięto go między fanów, lecz ochrona zdołała go utrzymać. Czarny w
ogóle się tym nie przejął, zachęcając ludzi do szaleństw i śpiewu. Wreszcie
zszedł z barierek i ruszył dalej. Przybił sobie z Jayem piątki, jak gdyby nigdy
nic. Zerknął na znajomą blondynkę stojącą obok jego przyjaciela i stwierdził,
że skądś ją kojarzy, jednak nie miał teraz czasu na główkowanie.
Koncert
trwał nadal, lecz w końcu musiał dobiec końca. Oczywiście były bisy, jednak
nawet one nie mogły przeciągać się w nieskończoność. Po długim pożegnaniu
Złodzieje zeszli ze sceny. Fani krzyczeli ile sił w płucach, zdając sobie
jednak sprawę z tego, że to koniec koncertu.
Widownia
powoli zaczęła się rozchodzić, jednak ci najbardziej zagorzali nadal krzyczeli,
licząc na to, że Złodzieje zejdą do fanów, jak to często czynili. Nie zawiedli
się.
—
Boże, idą! — wrzasnęła radośnie jedna z dziewczyn stojących przy samych
barierkach.
Złodzieje
wyglądali tak, jakby po zejściu ze sceny zdążyli tylko przemyć twarze i zmienić
koszulki na świeże, jednak mimo to mieli na twarzach uśmiechy. Podpisywali
zdjęcia i płyty, robili fotki z fanami, pozwalając sobie na krótkie rozmowy z
niektórymi osobami. Zachowywali się na całkowitym luzie, śmiejąc się i robiąc
głupkowate fotografie. Fani przy barierkach niemal w ogóle się nie odzywali,
słuchając tego, co do innych mówią chłopaki.
—
Sprawdzę, czy nas pamięta — rzekła Ambi, dopychając się do barierki i
wyciągnęła z podręcznej torebki płytę Złodziei.
Wcisnęła
Harry’emu do ręki płytę, a on odebrał ją, rozmawiając z jakimś chłopakiem,
który przyleciał na koncert z Francji. Czarny zerknął na Ambi i podpisał się na
płycie. Później oddał ją, jak gdyby nigdy nic, a dziewczyna spojrzała na
okładkę.
—
Pamiętasz — roześmiała się.
—
Pół koncertu myślałem nad tym, skąd was znam — odparł z rozbawieniem.
—
Jakby na to nie patrzeć, masz prawo nie pamiętać — stwierdził ze śmiechem Matt,
na co Harry parsknął.
—
Gdym wiedziała, że będziesz gwiazdą rocka, to już wtedy wzięłabym od ciebie
autograf, żeby teraz nie musieć się tak cisnąć! — krzyknęła Shane spod ramienia
jakiegoś chłopaka.
—
Wtedy to ja myślałem tylko o tym, żeby rano jeszcze żyć.
Cała
szóstka roześmiała się szczerze. Ktoś za nimi wyciągnął ramiona przed siebie,
trzymając w dłoniach flagę z wielkim napisem ZŁODZIEJE SERC oraz podpisami
fanów, krzycząc, że to na pamiątkę koncertu.
Ile
czasu spędzili z publicznością? Nie mieli pojęcia. Stracili rachubę, tryskając wśród
nich energią. Kiedy wrócili do pokoju przygotowań, byli zmęczeni, ale zarazem
szczęśliwi. Spotkania z fanami zawsze podnosiły ich na duchu.
—
Jak ja to kocham — rzekł Max, przebierając po raz kolejny koszulkę.
Czarny
i Dragon wyłożyli się na kanapie, Bruce wylewał sobie na twarz butelkę wody,
Kevin czytał podpisy fanów z flagi, którą wciśnięto Czarnemu, a Will szukał
swojej czystej bluzki. Zaczął się przebierać, gdy wpadła Kizzy.
—
Przyprowadziłam gości.
Harry
i Cary podnieśli głowy znad kanapy. Mogli się spodziewać, że przyprowadzi
znajomych z koncertu.
—
Fani są zaje*iści — wypalił nagle Świstak. — Powiesimy tę flagę w studiu w
naszej pracowni.
—
Ruszcie swoje szanowne, popularne tyły i się przebierzcie, hę? — powiedziała
Kizzy w stronę wokalistów.
—
Daj, kobieto, odpocząć.
—
Dalej, bo nie ma gdzie usiąść.
—
Tego nie musiałaś mówić. Usiądź na ziemi.
Usiadła…
Czarnemu na brzuchu tak niespodziewanie, że aż stęknął.
—
Dzisiaj daliście niezłego powera — stwierdziła. — Jeszcze większego niż zwykle.
Chyba to — chwyciła platynową płytę — was jeszcze bardziej zmotywowało.
Poświęćmy tę nagrodę. — Ku zdumieniu gości, dała jej całusa, a później przytknęła
ją przed nosy Złodziei, którzy zrobili to samo. — Święcenie zakończone. Nie
patrzcie tak na nas — dodała do rozbawionych Blacków, Lupinów i reszty. — Takie
święcenia przynoszą szczęście. Będzie jeszcze więcej nagród. I tutaj mam wam
coś ważnego do powiedzenia. Otóż teledysk System
dostał nominację. Dowiedziałam się o tym, gdy weszliście na scenę —
wyszczerzyła się. — Jeśli nie wygracie, bardzo się zdziwię.
—
Bardzo mnie to cieszy, ale jestem tak zmęczony, że nie zacznę podskakiwać ze
szczęścia — odparł Cary.
—
Więc ruszcie się to pojedziemy do hotelu i tam sobie odpoczniecie. Wyjazd do
domów jutro o dziesiątej. Jedziecie z nami? — zwróciła się do gości.
—
Gdzie?
—
Na noc do hotelu, a rano razem pojedziemy do domu.
Nie
zwracała uwagi na to, że ktoś natarczywie puka ją w rękę.
—
Wynajęłaś chyba połowę hotelu, więc miejsca mamy pod dostatkiem — wtrącił
Kevin. — Ilu was właściwie przyjechało?
—
Szesnastu.
Dragon
gwizdnął.
—
To pół publiki. W razie czego wynajmie się jeszcze… kilka pokoi.
—
Każdy mógłby mieć osobno — zachichotała Kizzy. — Właściciele tak się przed wami
płaszczą, jakbyście byli królami. Można to wykorzystać. Czarny, czemu milczysz?
Zwykle po koncercie rozpiera cię energia.
—
Bo… ledwo… oddycham…
—
Co się stało?!
—
Pukam cię… od pięciu… minut. Zejdź… ze mnie!
Zeskoczyła
z niego jak oparzona, a Harry wypuścił ze świstem powietrze.
—
Sorki — pisnęła.
—
No ja myślę.
Cary
zaczął się śmiać.
Autobus
zespołu był bardzo luksusowy. Wygodne siedzenia, które mogły służyć także do
spania, telewizor plazmowy, dywan na podłodze. Efekt psuły sterty gadżetów,
ubrań i czego dusza zapragnie leżące z tyłu pojazdu.
—
Nie patrzcie do tyłu na ten syf — rzekł Kevin, dorzucając tam kolejne
przedmioty.
—
Trudno tego nie zauważyć — stwierdził Max.
—
Ray, ruszamy!
Kierowca
autobusu wcisnął pedał gazu, kiedy wszyscy wygodnie usiedli.
—
To ile pokoi jeszcze wynajmujemy?! — spytała głośno Kizzy.
I
zaczęło się… kto, z kim, ile, gdzie…
—
Bierzemy razem? — spytał Harry Ginny, leżąc z głową na jej kolanach.
—
A co z Miętą? Masz z nim pokój — odparła, przeczesując mu włosy dłonią.
—
Mięta! — wrzasnął na cały autobus. — Robisz odjazd do Świstaka!
—
A bo co?! — odkrzyknął.
—
A kto powiedział, że ja go chcę?! — dodał Świstak.
—
A gówno mnie to obchodzi!
—
A ja nie chcę go u siebie! — oburzył się Kevin.
—
A ja chciałem?!
—
A no dzięki! — prychnął Mięta.
—
A ja zaraz komuś pierdolnę! — przekrzyczała ich Kizzy.
Zamilkli.
Wszyscy zaczęli się opętańczo śmiać, słysząc ich kłótnię, w której każde zdanie
zaczynało się od a.
—
A… — zaczął Mięta, ale zamilkł, widząc spojrzenie dziewczyny.
—
Świstak, będziesz z bliźniakami, Mięta z Huncwotami — podsumowała, kończąc
dyskusję.
—
A może z tobą, co? — rzekł Max.
Kizzy
zdzieliła mu z teczki.
—
Jak chcesz być w pokoju ze mną, najpierw się oświadcz. Mężczyzna i kobieta będą
ze sobą w pokoju tylko, gdy… podpunkt a: są małżeństwem, podpunkt b: są
narzeczonymi, podpunkt c: są rodziną, zrozumiano?
—
A jak ktoś jest homo-niewiadomo? — drążył.
—
Chcesz nam coś powiedzieć? — spytał Harry.
—
Idź, ty pierdolcu — zaśmiał się wśród rechotów pozostałych.
—
Mogę zrobić wyjątek tylko co do Seana i Natalie. Resztę uważam za nie do końca
odpowiedzialną. Bez urazy do niektórych — tu Kizzy spojrzała na dziewczyny.
—
Cholerna feministka — stwierdził Mięta.
—
Facet to świnia! — odwarknęła. — Nawet w Hogwarcie panuje taka zasada. W końcu
do sypialni dziewczyn faceci nie wejdą, a odwrotnie już tak.
—
Czy tutaj jest tak zawsze? — spytał Łapa Harry’ego, gdy tamci rozpoczęli
kłótnię na temat kobiet i mężczyzn.
—
To dopiero namiastka — zaśmiał się.
Okazało
się, że potrzebują pięć pokoi dwuosobowych, trzy trzyosobowe i jeden
czteroosobowy. Musieli więc wynająć ich jeszcze… sporo. Hotel nie był pełen,
więc znaleziono dla nich miejscówki.
—
Pobudka o dziewiątej! — pożegnała wszystkich Kizzy, zamykając drzwi, gdy
Hermiona weszła do środka.
—
Gdzie jest te cholerne pięćdziesiąt osiem?! — wkurzał się Max, biegając w tę i
we w tę po korytarzu.
—
Piętro wyżej, ciołku. Patrz na cyferki — zaśmiał się Czarny i nacisnął klamkę,
wpuszczając Ginny jako pierwszą.
Zaświeciła
lampę i zobaczyła duży pokój z dwoma łóżkami nakrytych jedwabną pościelą oraz
wielkim oknem, od którego odbijało się światło. Na podłodze leżał kremowy
dywan, a po lewej stał stolik i dwa fotele. Drzwi do łazienki znajdowały się
zaraz obok. Rzeczy Mięty już nie było, gdyż obsługa hotelu zdążyła je przenieść,
a Czarnego leżały na jednym z foteli. Harry przekazał dziewczynie jedną ze
swoich koszulek, której mogła użyć jako piżamy, a ona zniknęła za drzwiami
łazienki. Później rzuciła się na łóżko, czekając na Czarnego, który wziął
szybki prysznic i wyszedł w samych bokserkach. Łóżka były złączone, a Ginny
uśmiechnęła się do niego szeroko. Położył się obok niej i zgasił światło. Ginny
przytuliła się do niego lekko, więc ją objął. Patrzyła na niego w ciemnościach,
dostrzegając, że ma zamknięte oczy.
Miał
zamiar pogrążyć się we śnie u boku ukochanej. Czuł zapach rumianku i róż. Nie
dane było mu zasnąć. Ginny wysunęła się z jego objęć i usiadła mu na biodrach,
sunąc dłońmi po jego nagim torsie. Otworzył oczy. Widział jej lśniące tęczówki
w mroku nocy. Pochyliła się nad nim, składając na ustach pocałunek.
Ze
wstaniem mieli olbrzymie trudności. Zaspali, lecz w dobrych humorach posprzątali
swoje rzeczy i poszli na śniadanie. O dziesiątej wyruszyli w podróż do domu.
Harry wyłożył się wygodnie w swoim siedzeniu, a Ginny położyła się na jego
torsie. Przymknęli powieki z zamiarem zdrzemnięcia się.
—
Co wy tacy niewyspani? — wyszczerzył się Max, przechylając się nad oparciem, by
nad nimi zawisnąć.
—
Mięta… zamknij się — odparł jedynie Czarny.
—
Tylko pytam. Tak bardzo wymęczył cię koncert?
—
Nie, to przez twoje głupie pytania, ułomie.
—
Ginny, przecież ciebie nie było na scenie — dodał z udawanym zastanowieniem.
—
A co ty taki ciekawy? — odpowiedziała bez skrępowania.
—
Tak się zastanawiam, czym mogliście tak się zmęczyć.
Kizzy
zdzieliła go w brzuch, ale on to zignorował.
—
Jak myślisz? — zapytała Ginny, otwierając jedno oko, żeby na niego zerknąć.
—
Myślę, że mam słuszne podejrzenia.
—
Podglądałeś? — zapytał Harry, nawet nie fatygując się, żeby otworzyć oczy.
Kizzy
siedząca za nimi wybuchnęła śmiechem.
—
Ucieszylibyście się? — spytał Max. — Wiecie, niektórzy mają różne fetysze.
—
Ktoś tu ma braki — zauważyła Ginny, a Kizzy ryknęła śmiechem.
—
Z czego się śmiejecie? — zainteresował się Jay.
—
Wolisz nie wiedzieć — roześmiała się Kizzy.
—
Ginny, rozgryzłaś mnie — stęknął rozpaczliwie Max.
—
Wystarczy spojrzeć na twój ryj i nie trzeba speca — palnął Czarny.
—
Ale mu doje*ałeś — zaśmiała się Kizzy.
—
Teraz masz u mnie przesrane — oznajmił Max i zaczął trajkotać parze nad głowami
z wrednym uśmiechem.
Ginny
aż czuła, jak krew wrze w żyłach Czarnego. Wszyscy spojrzeli w ich stronę,
kiedy usłyszeli donośny rumor. Okazało się, że Harry przerzucił Miętę przez
oparcie, chłopak padł na ziemię, a Czarny przyłożył pięść do jego nosa. Młodszy
natychmiast zamknął usta.
—
Jeszcze słowo, a obiję ci ten pysk, zrozumiano?
—
Luzik.
Harry
odsunął się, ponownie otaczając Ginny ramieniem i przymykając powieki. Mięta
podniósł się.
—
Ostro — stwierdził z uznaniem. Harry otworzył jedno oko. — Już nic nie mówię —
rzekł prędko wśród śmiechów.
Max
zamilkł.
—
Co w takim złym humorze? — szepnęła Ginny do Czarnego. — Stało się coś?
—
Nic się nie stało. Śpij już.
Prawda
była inna. W nocy znowu nawiedzały go zakrwawione osoby, które zabił, przez co przespał
zaledwie dwie godziny nad samym ranem.
Wokół niego roztaczał
się ciemny las, który przyprawiał o dreszcze. Wysokie drzewa rzucały upiorne
cienie. Ręce miał związane nad sobą przy jednej z gałęzi.
Pustka.
Cisza.
Okręcił się w więzach i
stanął twarzą w twarz z zakrwawionym mężczyzną z długą krwawą szramą na szyi –
pamiątka po podcięciu gardła przez Harry’ego. Odwrócił się ponownie, by nie
patrzeć w te puste oczy, lecz kolejny widok nie był lepszy. Mężczyzna ze
śladami na szyi po duszeniu. Jego ofiary zjawiały się znikąd, a on miał ochotę
krzyczeć z przerażenia, jednak nawet nie mógł uchylić ust. Spiął się
gwałtownie, a dłonie zacisnął na więzach, kiedy poczuł ostrze noża na szyi.
Krew ściekała po jego ciele, gdy tamci przecinali ją w każdym możliwym miejscu.
— Spłoniesz żywcem —
wysyczał mu ktoś do ucha.
Trawa pod jego stopami
zaczęła się palić. Ogień podchodził do góry, paląc jego ciało. Płonął żywcem,
nie mogąc nawet krzyknąć.
—
Harry… Harry… Obudź się.
Zerwał
się ze snu z wielkimi oczami wypełnionymi przerażeniem. Dopiero po chwili
zorientował się, że był to koszmar, że jest cały spięty, a dłoń zaciska na
koszulce Ginny, która go budziła. Z trudem łapał powietrze. Emocje powoli z
niego opadały, a ciało rozluźniło się. Machinalnie potarł gardło, aby
sprawdzić, czy aby na pewno nie ma tam żadnej szramy.
—
Głupi koszmar — mruknął do Ginny, która pogładziła go po policzku.
Nie
miał zamiaru dalej spać, dlatego zaczął zagadywać dziewczynę, żeby odciągnąć
myśli od nieprzyjemnego snu. Temat zszedł na ślub.
—
Twoje urodziny? — zaproponowała dziewczyna. — Przynajmniej nie zapomnisz, kiedy
będzie rocznica. Czemu nie? — dodała, widząc jego minę. — Przecież to za trzy
tygodnie.
—
No właśnie. Daj się nacieszyć wolnością.
Umknął
przed poduszką.
—
Za co ma mu się oberwać? — spytał Will.
—
Unika ślubu.
—
Ej! Ja tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, żeby… był trochę później.
—
Żebyś mógł nacieszyć się wolnością? — prychnęła.
—
Dokładnie. A co ja w trzy tygodnie mogę zrobić…
—
Musi być czas na przygotowanie wieczoru kawalerskiego — zauważył Alex.
—
To wieczór kawalerski ważniejszy od ślubu? — oburzyła się.
—
Jedno i to samo. Tu się pije i tu się pije — rzucił Kevin. — Tylko że na ślubie
raczej panowie młodzi piją mniej.
—
Co za kretyn to wymyślił? — usłyszeli
oburzenie Czarnego zza fotelu.
—
Harry… — rzekła Ginny złowieszczym głosem.
—
No przecież nic nie mówię.
—
Pantoflarz? — zaśmiał się Cary.
—
I co jeszcze? — Poczuł się urażony, więc wstał, by bronić swojego honoru. — Au!
— Podziękowaniem było oberwanie poduszką od narzeczonej.
—
Jeszcze do tego wrócimy. — Wycelowała w niego palcem. — A od ślubu się nie
wywiniesz. — Pokazała mu pierścionek. — Tu jest twoja deklaracja.
Czarny
westchnął zrezygnowany.
—
Małżeństwo też ma swoje plusy — pocieszył go Łapa.
—
Oby dużo.
Umknął
przed kolejną poduszką.
—
Lepiej szukaj świadka!
—
Stary, żartujesz?! Nie zrobisz tego!
—
Zrobię.
—
Kompletnie ci odbiło.
—
Już dawno.
Obiad
w Norze przebiegał w spokojnej atmosferze, dopóki Harry nie powiedział
Złodziejom Serc, co ma zamiar zrobić.
—
Co chcesz zrobić? — spytał Remus, który dopiero włączył się w rozmowę.
—
On jest szalony! — krzyknął Max, na co Czarny zaśmiał się. — Zapisał się na
bungee!
—
Żartujesz, tak? — spytała Amy, patrząc na chrześniaka, który w odpowiedzi
pokręcił głową. — Oszalałeś! Nie puszczę cię! Jako twoja matka chrzestna!
—
Zakluczysz mi drzwi od domu? — Kobieta zmrużyła gniewnie oczy. — Rany, już
dawno mówiłem, że to zrobię. Wiesz, że nie rzucam słów na wiatr.
—
Ale bungee? — jęknęła przerażona. — A jak lina pęknie? Zabijesz się —
panikowała. — Syriusz, przetłumacz mu.
—
A niech robi to, co chce. Ja mu nie będę dupy zawracać. W końcu to Huncwot.
Harry
wyszczerzył się, a Amy rzuciła mu groźne spojrzenie.
—
Obaj jesteście tacy sami! Nie patrzycie na konsekwencje!
—
Kobieto, razem ze mną idziesz w tłum jakichś stworów, żeby tłuc ich mieczami, a
mówisz, że się zabiję przy skoku na bungee? Co jest z tobą nie tak?
Huncwoci
zachichotali.
—
To nie to samo — warknęła. — Kiedy? Może zdążę cię odwieść od tego pomysłu.
—
Chyba już nie zdążysz. Jutro.
—
A co na to twoja przyszła żona? — Najwidoczniej chwytała wszystkich możliwych
kół ratunkowych.
—
Postawiła jasne warunki. Puści mnie, jeśli pojedzie razem ze mną.
Większość
spojrzała na nieprzejętą Ginny.
—
Jeśli się odważę, też skoczę — wyszczerzyła się.
Amy
jęknęła.
—
Jesteście najbardziej szaloną parą, jaką w życiu spotkałam.
Oboje
zaśmiali się.
—
Trzeba wycisnąć z życia, ile tylko się da — podsumowała dziewczyna.
—
Nie chcę wiedzieć, co będzie dalej. Umrę przez was na zawał.
Amy
uparła się, aby im towarzyszyć, ponieważ chciała mieć przygotowania na oku.
Czarny podejrzewał, że miała również zamiar go ratować, gdyby jednak lina
pękła, czego nie powiedział głośno. Skoro ona, to także Syriusz. Huncwoci
zgłosili się na chętnych już wcześniej. Harry stwierdził, że muszą wynająć jeszcze
jeden samochód, ponieważ mieli obowiązek zachowywać się jak mugole, a nissan
był o wiele za mały. Nikt poza Harrym nie potrafił kierować, więc wzięli
Kevina, który kiedyś sam uczył się jeździć. Były jeszcze dwa wolne miejsca, a
to nie mogło pójść na marne. Max i Kizzy chętnie skorzystali z okazji.
Wpakowali
się do aut i ruszyli. Zatrzymali się dopiero na moście, gdzie czekała już
ekipa.
—
Czarny, możesz się jeszcze wycofać — jęknęła Amy, widząc taką wysokość.
—
Mowy nie ma.
—
To kto jeszcze skacze? — spytał Andy – główny organizator.
—
Ja — powiedziała Ginny na wydechu.
—
Mięta, widzę, że cię kusi — powiedział Harry.
—
Nie wiem — wymamrotał pod nosem.
Czarny
nie wątpił, że chłopak jednak się odważy. Widział to po jego oczach. Spojrzał
na Huncwotów.
—
Ja… gardło mnie boli, wiesz? — powiedział szybko Alex.
—
Yyy… — wyjąkali zgodnie Jay i Ron.
Na
Kizzy ledwo rzucił okiem, widząc jej minę. Kevin…
—
Pomyślę — powiedział, widząc jego spojrzenie.
Łapa
milczał, wyraźnie się zastanawiając.
—
Nie próbuj! — warknęła w jego stronę Amy.
—
Postaw się żonie! — zaśmiał się Czarny z błyskami w oczach.
Łapa
stanął pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony Harry, który uzna go za
mięczaka, jeśli się nie postawi, a z drugiej Amy, która zabije go, gdy tylko wrócą
do domu.
—
Niech będzie.
—
Syriusz! — wrzasnęła Amy, a Harry wyszczerzył się.
—
Życie mi ucieka! Daj się zabawić, póki jeszcze można — powiedział Łapa.
—
Zabiję cię, jeśli przeżyjesz ten skok — warknęła do chrześniaka.
—
Spoko.
Kilka
minut później stał opatulony w jakieś linki. Opierał się o murek, z którego
miał skoczyć, patrząc w dół.
—
Poje*any jestem — stwierdził do siebie.
—
I to jak — dodała Amy, wykorzystując jego chwilę zawahania. — Patrz, jak
wysoko.
—
Amy! — warknął Syriusz.
—
Po prostu się zamknijcie. Mięta, spie*dalaj z tą kamerą.
—
Trzeba uwiecznić tę chwilę — wyszczerzył się.
—
Zresztą, rób, co chcesz.
—
Pierwszy raz jest najgorszy — rzekł Andy, poprawiając ostatnie paski. — Ale jak
już skoczysz to będziesz chciał skoczyć jeszcze raz. Chyba że zwymiotujesz —
dodał po zastanowieniu. — Wtedy ludzie niezbyt chcą powtórki.
—
Czy to na pewno nie pęknie? — spytała Amy z obawą.
—
Na sto procent. Gotowy?
—
Mhmm… — zawahał się.
—
Jak ty nie skoczysz, nie licz na mnie — zaszantażował go Łapa.
—
Teraz jestem zmuszony.
Wszedł
na murek. Andy dał mu kilka rad. Teraz wystarczyło rzucić się z mostu,
jakkolwiek by to nie brzmiało.
Przeżegnał
się. Strach z niego uleciał, gdy skoczył.
Czuł
się niesamowicie. To było nawet lepsze od szybkiej jazdy samochodem. Miał
wrażenie, że jest ptakiem, który może latać. Adrenalina w nim buzowała. Poniósł
się chwili i nie myślał o niczym. Kiedy lina się skończyła, a nim szarpnęło,
znajdował się metr nad błękitną wodą. Podleciał do góry i znów w dół. Chwilę
później zatrzymał się w miejscu. Wciągnęli go do góry, a jemu serce waliło w
piersi z całej siły.
—
Jak było? — pytali go, kiedy już stanął na moście.
Był
w stanie tylko otworzyć usta, ale jego mina mówiła sama za siebie. Andy
roześmiał się szczerze. Odwiązali go ze wszystkich linek, więc nadeszła pora na
Syriusza. Wrócił blady, z wielkimi oczami, twierdząc, że było warto, ale nigdy
więcej. Ginny, tak jak obiecała, także się odważyła. Po niej zdecydowali się
Kevin i Max.
—
Ron, twoja siostra skoczyła, a ty nie? — namawiali go.
Skoczył
i choć wrócił z taką miną, jakby zaraz miał zwymiotować, mówił, że było super.
Jay poszedł po nim z wielkimi oporami, a wrócił nabuzowany adrenaliną i z
wielkim uśmiechem. Alex też się zmusił, gdyż nie chciał być jedynym z
Huncwotów, który tego nie spróbuje.
—
Do osiemnastej jeszcze dużo czasu — rzekł Andy, zerkając na zegarek.
—
Tyle ty chciałeś skakać? — zdumiał się Łapa, patrząc na Czarnego.
—
Wiedziałem, że przyjedziecie ze mną — zaśmiał się.
—
Nikogo chętnego? — zapytał Andy, zerkając jeszcze raz na osoby, które nie
zdecydowały się na skok.
Kiedy
nie dostrzegł zmiany zdania, spojrzał pytająco na Czarnego, który bez słowa skierował
się do ekipy, by ponownie opatulili go w linki.
—
No to znalazłem bratnią duszę — wyszczerzył się Andy, patrząc, jak Harry spada
w dół.
—
Kiedy wybieracie się tutaj ponownie?! — wrzasnął, gdy już wciągali go na górę.
—
Teraz planujemy spadochrony! — odkrzyknął.
—
Jadę z wami!
Andy
zaśmiał się. Chwilę później wymienili się numerami telefonów.
Hej,
OdpowiedzUsuńha, ha, pięknie, pięknie, budgy nie ma co tracić życia i czerpać z niego ile się tylko da :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia