Wszyscy
Bezimienni zebrali się w swoim zamku, żeby porozmawiać, powygłupiać się i po
prostu pobyć w swojej obecności. Temat zszedł na wątki związane z Mrokiem Dnia,
ponieważ wszystkich niepokoił brak jego aktywności. Czarny przekazał im
informacje, których dowiedział się od Archanioła, aby wiedzieli, czego się spodziewać.
Byli przerażeni tak różnorodną armią kolejnego przeciwnika. Wiedzieli, że nie
będzie łatwo go pokonać, ale z całych sił chcieli przyłożyć się do jego upadku.
—
Ludzie znowu pokładają wszystkie nadzieje w tobie — podsumował Sean, zwracając
się do Czarnego. — Nawet nie wiesz, ile sporów toczyło się po śmierci Voldemorta
i twoim zniknięciu. Kiedy zaczęły się nowe ataki, wybuchła panika. Wszyscy
myśleli, że znowu wrócił i nawet nie wierzyli w słowa ministra. Dopiero gdy
wróciłeś i Mrok się ujawnił, dowiedzieli się, na czym mniej więcej stoją.
—
Powinniśmy ostrzec ludzi o zagrożeniach ze strony tych stworów — ciągnęła za
niego Karen. — Powinni wiedzieć, czego mogą się spodziewać. Przynajmniej czarodzieje.
Nie wpadną w taką panikę, gdy zobaczą coś tak przerażającego. Ci cali Mordercy
Nocy nie są zbytnio przyjaźni z wyglądu, a z charakteru tym bardziej.
—
Do czego w ogóle są zdolni? — Amy skierowała pytanie do Harry’ego, gdyż
wiedział on więcej niż pozostali. — Powiedz, co o nich wiesz.
—
Sami się przekonaliście, jak silne zaklęcia potrafią rzucać. Już samo
przywołanie Mroku musiało ich kosztować sporo mocy. Nie są ludźmi, chociaż
kiedyś nimi byli. Można nazwać ich potępionymi przez samego diabła. Są wytworem
jego wyobraźni. Zmieniał tych, którzy nie znali litości nawet dla swojej
rodziny. Torturami przemieniał ich twarze, skórę, wnętrze i, co najważniejsze,
charakter i uczucia. Stwarzał potworów, którzy mieli mu służyć, lecz zaczęli
się buntować. Diabeł nie przewidział, że będą chcieli się od niego uwolnić.
Udało im się wydostać spod jego władzy i wyszli na Ziemię z zaświatów. Było ich
zaledwie kilku. Nikomu się nie ujawnili, a szatan nie mógł ich przywołać z
powrotem. Przez pół wieku rozmnażali się, lecz nie było to łatwe. Robili to w
dość okrutny sposób: na żywca wycinali część żołądka i za pomocą magii
sprawiali, że tworzyło się dwóch-trzech nowych. Mogło to zabić, ale nie znali innego
sposobu. W końcu było ich już tak wielu, że mogli się poświęcić i przywołać
tego, który rozpoczął bunt, swojego przywódcę i tego, który jako jedyny został
z powrotem ściągnięty do piekła. Przez to mamy teraz nowego dyktatora. Pewnie
się domyślacie, o kogo chodzi.
—
Mrok Dnia — mruknął Steve.
—
Właśnie. W zaświatach sporo się nauczyli. Zaklęcia, również te masowe, walkę
mieczem, magię piekielną. Nienawidzą ludzi, zrzeszają do siebie tych, którzy
ludźmi nie są lub nie są nimi do końca. Chodzi mi o wampiry, wilkołaki czy
jaszczuroludzi. Zwykły człowiek nie zmienia się w krwiopijcę czy kogoś, nad kim
nie panuje. Zwykły człowiek nie ma też ogona jaszczurki i jego kończyn, chociaż
chodzi na dwóch nogach. A piaskowce i dementorzy nie są w żadnej części ludźmi.
—
Jak oni żyją?
—
Po części jak ludzie. Jedzą, piją, mnożą się, uczą, walczą i czują, chociaż
tutaj sporo się od nich różnimy. Jest jedna płeć.
—
Czym się żywią?
—
Mówi ci coś słowo kanibalizm?
Natalie
przełknęła głośno ślinę.
—
To ja już znam odpowiedź — wydusiła.
—
A jak się je zabija?
—
Jak ludzi, chociaż nie jest to takie proste. Są szybcy i zwinni.
—
Dość dużo o nich wiesz — zauważył Lucy.
—
Tak słyszałem — odpowiedział prędko Czarny.
—
I z kim nam teraz przyszło walczyć — wymamrotała Ellen. — Chodźmy już lepiej na
wielki, rodzinny, niedzielny obiad u Molly — zmieniła temat. — I tak jesteśmy
spóźnieni.
Zgodzili
się z nią, zerkając na zegarek. Jak kulturalnie przystało, zadzwonili do drzwi
Nory i odczekali, aż ktoś im otworzy. Usłyszeli, że ktoś idzie po drugiej stronie.
Gdy ukazała im się twarz Molly Weasley, nadal tej troskliwej kobiety z rudymi
włosami, powitali się, przy okazji zwracając uwagę na głosy dochodzące z
jadalni.
—
Czekaliśmy tylko na was — ucieszyła się na ich widok.
Zaprowadziła
ich do jadalni, gdzie rzeczywiście byli już wszyscy zaproszeni goście. Zebrali
się wszyscy Weasleyowie, Złodzieje i wiele innych osób wraz ze swoimi
partnerami. Nora była przepełniona, lecz takie niedzielne obiady uznawano już
za tradycję.
—
Wujek!
Harry’emu
miękło serce za każdym razem, gdy Suzanne tak go witała. Rozweselona dziewczynka
podbiegła do niego, więc chwycił ją pod pachami i podniósł do góry. Twierdził,
że jej słodka twarzyczka rozbroiłaby nawet Mordercę Nocy. Usiadł pomiędzy Ginny
a Georgem, sadzając ją sobie na kolanach.
—
Wujek, a wujek George nie chciał się ze mną bawić — naskarżyła na bliźniaka,
wytykając go oskarżycielsko palcem.
—
Mała skarżypyta. — George wystawił język
w jej stronę.
—
Wujek! On wytyka język! — oburzyła się Suzi.
—
No, George, jak możesz? — rzekł rozbawiony Harry.
George
nie chował języka, a Suzi siedziała wpatrzona w niego ze zmrużonymi oczami i
naburmuszoną miną.
—
Wujek? A jak wujek George tak wytyka język to jest to niekulturalne, prawda?
George
oniemiał na taką przemowę kilkulatki. Harry stłumił śmiech.
—
Prawda.
—
A taka mina nie wygląda zbyt inteligentnie — dodała dziewczynka.
Skąd
oni znali ten tekst? George zamknął usta, a spojrzenia przeniosły się na Harry’ego,
który zaczął się śmiać.
—
No co? Ja nie ręczę za to, co ona słyszy. A poza tym… powinna wiedzieć, jak
odpyskować, w razie czego.
Jay,
Alex i Syriusz zgodzili się z nim bez dwóch zdań.
—
Wybacz, Molly, nie bierz tego do siebie, ale tyle dzisiaj usłyszałam, że
odechciało mi się jeść — rzekła Amy. Czarny spojrzał na nią ze szczerym współczuciem,
a ona westchnęła. — Ale to tylko dowodzi, że powinniśmy wziąć się do roboty. I
ty — wskazała na Czarnego — zaczniesz od razu.
—
Co ja znowu zrobiłem?
Wywróciła
oczami.
—
Masz przed sobą część społeczności, więc opowiesz im to, co nam.
—
O czym? — spytała Dora.
—
O tych cholernych kanibalach, którzy chcą nas pożreć.
—
To zabrzmiało jak zapowiedź bajki — stwierdził Harry.
—
Ale cię wzięła obrona ludzkości — wtrącił Ryan.
—
Bo jak sobie pomyślę, że ktoś ma mnie zjeść, a z jego żołądka…
—
Amy, nie przy jedzeniu — przerwał jej Czarny.
—
Umm… Racja. Powiesz im później. A ja… chyba przerzucę się na wegetarianizm.
—
I tak skończyły się obiadki żony — rzucił Harry w stronę Łapy, a ten westchnął,
stwierdzając, że nie nadąża za swoją partnerką.
Siedzieli
razem w salonie Nory, rozmawiając o bzdetach. Za szybami robiło się coraz
ciemniej, a gałąź drzewa szurała po oknie pod wpływem wiatru. Ginny patrzyła z
uśmiechem na Harry’ego bawiącego się z Suzanne. Pomyślała o tym, że chłopak byłby
doskonałym ojcem. Taki opiekuńczy, a zarazem stanowczy. Zaśmiała się cicho,
kiedy Suzi nacisnęła mu palcem na nos, a Czarny zrobił zeza. Dziewczynka
wybuchnęła radosnym śmiechem. Ginny usiadła obok nich, dołączając do zabawy.
—
Suzi, czas spać — rzekła Fleur.
Suzanne
uwiesiła się na szyi Harry’ego i Ginny, ściskając ich drobnymi rączkami.
Później mama chwyciła ją na ręce, a ona objęła ją ramionami. Wydostając się z
pokoju, dziewczynka pomachała im, więc odpowiedzieli tym samym z wielkimi
uśmiechami.
—
Ona mnie rozbraja — stwierdził Harry, gdy drzwi zamknęły się, a on objął Ginny
ramieniem.
—
Widać — uśmiechnęła się szeroko.
Czarny
spojrzał na nią z czymś w oczach, czego nie mogła zinterpretować. Chciała już o
to pytać, lecz akcja Amy pod tytułem Kanibalizm
do zniszczenia, wymyślona przez Bezimiennych, rozpoczęła się. Wszyscy
usiedli obok lub przed nimi, czekając na opowieść Harry’ego o Mordercach Nocy.
Odwrócił w końcu wzrok od Ginny i zaczął opowiadać o tym, co sam wiedział.
Wszyscy słuchali go z uwagą, pochłaniając każde słowo. Kiedy zakończył,
milczeli. Dopiero po chwili posypał się grad pytań.
—
A ci jaszczuroludzie to właściwie kim są? Nigdy o nich nie słyszałem…
—
Z charakteru bardziej przypominają ludzi, a z wyglądu zwierzęta. Nie umieją
władać magią, ale są świetni w strzelaniu z łuku. Nie używają mieczy, bo
odcinanie głów ich nie kręci. Ich formą animagiczną to oczywiście różne odmiany
jaszczurek. Żyją jak zwykli ludzie, ale raz na tydzień dostają ogony i
jaszczurze łapy, trochę przypominając wilkołaki. Czarodzieje całkowicie o nich
zapomnieli, uważają je za legendę, a oni ukrywają się w górach. Przynajmniej w
niedalekiej przeszłości się ukrywali.
—
Jak się stali takimi… ludźmi?
—
Wcale nie tak dawno jak się wydaje, żyły dinozaury, prawda? Można je nazwać
jaszczurkami większych rozmiarów. Nie mam pojęcia, o jaką odmianę chodzi, ale
wystarczyło lekkie drapnięcie szponem. Niewielu przeżyło spotkanie z
dinozaurem, a ci, którzy przeżyli, mieli pecha. Przypadłość przechodzi z
pokolenia na pokolenie. Wystarczą nawet drobne więzy krwi. Poza tym smoki pochodzą
od jaszczurek…
—
…i też mogą zmienić w jaszczuroludzia — dokończyła w zamyśleniu Ellen.
—
Dokładnie.
—
Widocznie Mrok się o nich dowiedział.
—
Niestety.
Omawiali
jeszcze sprawy dotyczące nowego zagrożenia, aż na niebie pojawiły się gwiazdy i
wszyscy rozeszli się do domów.
Postanowił
spełnić jedno ze swoich marzeń. Z banku Gringotta wypłacił sporą sumę pieniędzy
i wymienił je na mugolskie.
Po
trzech godzinach wyjechał z salonu czarnym nissanem. Rozpromieniony przemierzał
ulice miasta, kręcąc kierownicą. Nie mógł się nim nacieszyć. Zobaczymy, ile wyciągniesz. Nacisnął
pedał gazu, wyjeżdżając na przedmieścia Londynu. Aż w głowie mu zaszumiało, gdy
pędził jak burza, a wskaźnik wskazywał prawie dwieście kilometrów na godzinę.
Kiedy
wrócił do Londynu, zwalniając trochę tempo, przyhamował na pasach, gdy zobaczył
czerwone światło i pieszych. Walnął głową w kierownicę, kiedy podjechał
samochód policyjny.
—
Proszę zjechać na pobocze.
Gdy
tylko światło się zmieniło, wykonał polecenie. Pokazał dowód tożsamości.
—
No proszę. Młody kierowca i nowy samochód — rzekł policjant, przeglądając
papiery. — I pierwszy mandacik.
Czarny
westchnął, wiedząc, że nie uniknie grzywny. Mógł wyczyścić policjantowi pamięć,
ale uczciwość to uczciwość. Konsekwentnie wlepiono mu mandat. Harry wrócił do
samochodu, z którego wcześniej wysiadł i przez otwartą szybę spojrzał na
policjanta, który rzekł:
—
Mógłbym prosić o autograf dla córki? Jest waszą fanką.
Czarny
uśmiechnął się lekko i podpisał się na niewypełnionym formularzu od mandatu,
pisząc dedykację dla Olivii.
—
Wow! Ale fura! Kupiłeś?! — To była reakcja Złodziei na samochód Harry’ego.
—
A jak myślicie?
Zawyli
z uciechy.
—
Na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na obrazku.
—
Przejedziemy się? — zaproponował Świstak.
Wszyscy
wcisnęli się do samochodu, wcześniej powiększając go wewnątrz. Kubek siedzący z
przodu chwycił kartkę leżącą w schowku i wybuchnął śmiechem.
—
Pierwszy dzień i pierwszy mandat? Nie no, mistrzunio!
Harry
zrobił minę niewiniątka, a Złodzieje dołączyli do Willa.
—
Za co? — zapytał Dragon.
—
Jak to za co? I ty się jeszcze pytasz?! — zdziwił się Kubek.
—
Przekroczenie prędkości, o ile się nie mylę.
—
Strzał w dychę.
Czarny
odpalił silnik i ruszyli. Złodzieje wypytywali o wszystko: ile, gdzie, kiedy.
Na ich życzenie otworzył dach. Byli podekscytowani bardziej od niego. Harry nie
zauważył, że Kevin zabrał mu telefon. Zorientował się dopiero, gdy usłyszał z
tyłu:
—
Cześć, Ginny.
—
Co ty odwalasz, debilu?!
—
Cicho… Mogłabyś wyjść…? A właściwie gdzie jesteś? Na Grimmauld Place? Czekacie na
nas?! Jaki obiad? Niedzielny? A ten! Nic nie piłem… Słuchaj… Wyjdźcie przed
dom, okay? Czarny chce wam coś pokazać.
—
A kto to powiedział? — prychnął Harry.
—
Nie chcesz? — Kevin zasłonił słuchawkę.
—
I tak im pokażę…
—
No właśnie. To wyjdźcie — dodał do Ginny. — Zaraz będziemy.
Rozłączył
się, a Harry zahamował na pasach, by następnie skręcić w lewo, kierując się w
stronę Grimmauld Place 12.
—
Przyduś do dechy.
—
Czy oni zawsze muszą się spóźniać? — szlochała Kizzy,
Na
niedzielnym obiedzie brakowało tylko Złodziei Serc. Amy, Molly i Dora krzątały
się po kuchni, przygotowując dodatki do obiadu. Częściej takie przyjęcia
urządzane były w Norze, lecz dzisiaj zrobili wyjątek. Nagle zadzwoniła komórka
Ginny.
—
Gdzie ty znowu jesteś? — rzekła na wstępie dziewczyna, widząc, że dzwoni
Czarny. — Świstak? — zdziwiła się. — Jak to gdzie jestem? Na Grimmauld Place!
Czekamy na was... No przecież obiad jest. Niedzielny. Piłeś coś? Po co?
Uniosła
brwi, kiedy nic konkretnego się nie dowiedziała, a on odłożył słuchawkę.
—
Gdzie są? — spytał Syriusz.
—
Nie wiem, ale Świstak mówi, że mamy wyjść przed dom, bo Harry chce nam coś
pokazać.
—
Co oni znowu kombinują? — westchnął Alex.
—
Nawet ja nie mogę za nimi nadążyć — dodał Jay.
Wykonali
jednak prośbę Kevina i wyszli przed dom, nie wiedząc, czego się spodziewać.
Czekali kilka minut, gdy usłyszeli ryk samochodu. Zza rogu z głośnym piskiem
opon wyłoniło się czarne auto, które ledwo wyrobiło na skręcie i popędziło w
ich stronę. Z piskiem zatrzymało się kilka metrów od nich. Złodzieje Serc
opadli na siedzenia z wielkimi oczami.
—
O jaaa… — powiedział Świstak, a zaraz krzyknął: — Zaje*iście!
—
Jedno masz u mnie zapewnione: nigdy nie powiem, że jeździsz jak ciota — rzekł
Cary do Czarnego, który siedział za kierownicą.
—
Co to jest? — zdumiała się Amy. — Skąd macie to auto?
—
Kupiłem! — Czarny zawył radośnie i przytulił się do kierownicy.
Huncwoci
i bliźniacy stali z rozdziawionymi ustami, patrząc na samochód.
—
I dobrze, że kupił sportowe auto, bo zwykłe chyba by się rozpadło na części w
trakcie jazdy z nim za kierownicą — podsumował Kubek, ku rozbawieniu Harry’ego.
Rozpoczęły
się kolejne oględziny i pytania, a właściciel patrzył na samochód jak zakochany,
gdy nagle z ust Mięty padło:
—
Zrodził się kolejny pirat drogowy. No nie patrz tak na mnie. Ja nie dostałem
mandatu za przekr…
—
Zamknij się.
—
…oczenie prędkości — zakończył z wielkim uśmiechem.
—
Tego nie musiałeś mówić — burknął, widząc spojrzenie Amy.
—
No ale jak taką furą szybko nie jeździć. — Łapa mrugnął do Czarnego, a ten
wyszczerzył się.
—
Osoby ze słabym sercem lepiej niech nie wsiadają — ostrzegł Max.
Huncwoci
Junior i bliźniacy uśmiechnęli się do Czarnego przymilnie, a ten strzelił zeza.
Uznali to za zgodę.
—
Ja z przodu! — krzyknęli zgodnie.
W
trakcie ich wrzasków, Harry spojrzał na Ginny, która już siedziała na miejscu
pasażera z przodu.
—
Jedziemy? — spytała z wielkim uśmiechem.
Rozbawiony
wsiadł za kierownicę. Oboje spojrzeli na awanturujących się, ale ci nawet nic
nie zauważyli. Po chwili w nissanie już był cały skład: Kizzy, Syriusz i Remus.
Huncwoci i bliźniacy jak się kłócili, tak ciągle to robili. Czarny przekręcił
kluczyki, a samochód zaryczał wesoło. Awanturnicy spojrzeli na niego.
—
Może będzie druga kolejka — rzekła Ginny z wyszczerzonymi zębami.
—
Mocno się trzymajcie! — krzyknął Świstak.
—
Do dechy! — dodał Cary.
Czarny
wrzucił bieg i wcisnął pedał gazu. Nissan przez chwilę stał w miejscu, spod kół
wylatywał dym. Ruszył gwałtownie i tyle go widzieli. Huncwoci i bliźniacy patrzyli
głupio na zakręt.
—
To sobie pojechaliśmy — rzekł Ron po chwili ciszy.
—
Ehe — mruknęli pozostali.
Wolność.
To słowo w stu procentach pasowało do tego, co Harry właśnie czuł. Odczuwał
pełną swobodę swoich czynów, swojego życia, siebie samego. Mógł robić to, co
chciał, nie zważając na konsekwencje. Czując wiatr we włosach i chłodny powiew
na twarzy, nie zwracał uwagi na żadne problemy, które ciągle go ograniczały.
Lekkość opanowała jego ciało, jakby na te kilka chwil zamienił się w powietrze.
Widział tylko drogę, którą samochód mknął z wielką prędkością. Zmienił bieg i
przyspieszył jeszcze bardziej, widząc wielki uśmiech pełen ulgi na ustach
Ginny.
—
Chciałeś dom – masz dom. Chciałeś być gwiazdą rocka – jesteś gwiazdą rocka. Chciałeś
samochód – masz samochód. Jakie teraz plany? — spytała Natalie.
Plany
miał, ale na razie nie chciał ich zdradzać.
—
Teraz? — zastanowił się. Wbił widelec w ziemniaka, aż zgrzytnął o talerz. —
Skoczę na bungee.
—
Szalony — zaśmiała się. — Ja bym nie miała odwagi.
Zawsze
twierdził, że realizowanie marzeń i celów to nic złego, że każdy powinien do
tego dążyć. Nigdy nie miał możliwości, aby je spełnić. W niebie postanowił, że
po powrocie na Ziemię zrobi to, co będzie mógł, zaczynając od tych
najłatwiejszych.
Jeszcze
tego samego dnia Złodzieje mieli wywiad w jednej ze stacji telewizyjnej. Miał
to być pierwszy wywiad na żywo, dlatego zżerał ich lekki stres.
—
Będziemy oglądać, nie martwcie się — rzekła Scarlet.
—
Nie dobijaj nas jeszcze bardziej — jęknął Bruce.
Cali
spięci przedostali się do studia. Prezenterka powiedziała im, o czym mniej
więcej będą rozmawiać, a w tym czasie specjaliści przygotowali ich do występu w
telewizji. Kizzy aż obgryzała paznokcie, ponieważ występowała u ich boku.
Wybiła
równa dwudziesta, a kamery włączono.
—
Włączcie telewizor! Zaraz wywiad!
Na
Grimmauld Place trwała jeszcze większa panika niż w studiu. Wszyscy rzucili, co
mieli w rękach i wpadli do salonu. Sean trafnie stwierdził, że stresują się
bardziej od Złodziei.
—
Skąd wziął się zespół? Rozwiążemy tajemnice dotyczące płyt. Dowiemy się co
nieco o ich życiu prywatnym. W dzisiejszym programie… Złodzieje Serc!
Włączono
krótki materiał z koncertów z fragmentami różnych piosenek, a później się
zaczęło.
—
Zespół rozpoczął swoją działalność pięć i pół roku temu. W tym czasie mieli
czteroletnią przerwę z powodu wypadków losowych, jednak wrócili z drugą płytą Carousel of memories. Hitem Numb podbili serca milionów, szczególnie
młodych ludzi. Niedawno wrócili z pierwszej trasy koncertowej po Europie. Jak
wrażenia? — pytanie padło na Bruce’a.
—
Muszę przyznać, że niezłe. Widownia daje z siebie ogień.
—
Jest z nami także menedżerka zespołu, Kizzy McPamant. Jak pracuje się z
chłopakami?
—
Wesoło. Mają swoje temperamenty i jak się razem zbiorą, mogą być nie do
zniesienia. Znamy się jednak dosyć długo, więc się przyzwyczaiłam.
—
Wzięliście się niewiadomo skąd. Zrobiliście wielkie i nagłe wejście z piosenką Numb i zdobyliście tłumy fanów, a
właściwie nikt nie wie, jak powstał zespół, jak wy się poznaliście.
—
Poznaliśmy się w szkole — odpowiedział Max. — Nie znaliśmy się, dopóki nie
zorganizowano lekcji muzyki dla chętnych. Wtedy każdy z nas myślał, że to tylko
zabawa i nic poważnego. Trochę pograliśmy, a nasza nauczycielka muzyki,
Natalie, pozdrawiamy przy okazji, zauważyła nas. Szkoła chciała zorganizować
koncert, więc się zgodziliśmy. Wtedy graliśmy piosenki zespołu Linkin Park. —
Na połowie ekranu pojawił się teledysk piosenki wymienionego zespołu z piosenką
What I’ve done, a muzyka grała w tle.
— Nie wiedzieliśmy, że bierzemy udział w konkursie, ale poczuliśmy, że to jest
to, co chcemy robić. Przeszliśmy dalej, zagraliśmy drugi raz i wygraliśmy.
Wygraliśmy możliwość nagrania własnej płyty i tak powstała płyta New Divide.
—
Jeszcze tego samego roku, w czerwcu, dowiedzieliśmy się, że zawieszacie zespół,
chociaż nie podaliście konkretnego powodu. Dopiero w sierpniu wyznano, że
miałeś wypadek samochodowy, z którego ledwo wyszedłeś żywy — zwróciła się
bezpośrednio do Harry’ego. — Co się stało?
—
Wpaść naraz pod dwa samochody to się nazywa zezowate szczęście. Obrażenia były
poważne. Śpiączki nie udało się uniknąć — odparł, niemal recytując wymyśloną
historię.
—
Widzieliście ten wypadek, prawda?
—
Tak — odparł Kevin. — To się stało tuż przed naszymi nosami. Szczerze przyznam,
dziwiliśmy się, że zdołał przeżyć. Z jednego auta wprost pod drugie. W szpitalu
dowiedzieliśmy się, że zapadł w śpiączkę i nie wiadomo, kiedy się obudzi.
—
Przejdźmy może do przyjemniejszych tematów. Nie jesteście wcale takimi
aniołkami, na jakich wyglądacie, prawda? — Świstak parsknął śmiechem w
odpowiedzi. — To dużo tłumaczy. Wypomnimy wam kilka wykroczeń, a żaden nie ma
czystego konta. Zaczniemy od informacji, którą dostaliśmy niedawno. Czarny —
chłopak mruknął coś pod nosem — mandat też się u nas liczy.
—
Czemu wszyscy mi to dzisiaj wypominają? Raz się zdarzyło.
—
Tylko dlatego, że samochód i prawo jazdy masz od niedawna — zauważył Kubek.
—
No to co?
—
A to, że się jeszcze nazbiera… trochę… wykroczeń — dodał rozbawiony Cary.
—
Tak, jeszcze mnie wpakujcie w problemy z policją.
Jak
gdyby nigdy nic, ponownie spojrzeli na prezenterkę.
—
Za co? — zapytała.
—
Drobne przekroczenie prędkości.
Świstak
kaszlnął, a każdy zrozumiał, że było to celowe zagranie. Czarny spojrzał na
niego, dając mu do zrozumienia, że pożałuje. Ponownie przeniósł wzrok na
kobietę, którą najwyraźniej bawiła wymiana zdań i gestów chłopaków.
—
Teraz coś na niego poproszę — rzekł Harry, kiwając głową w stronę Świstaka.
—
Świstaka mamy w drugiej kolejności.
—
O rany — mruknął.
—
Lubisz się bić?
—
Nie — odparł i szybko dodał: — Robię to tylko wtedy, gdy muszę.
Tym
razem Czarny nie powstrzymał się przed prychnięciem.
—
Nie no, oni są boscy — zaśmiała się Natalie, kiedy prezenterka niby przypadkiem
zasłoniła dłonią usta, by stłumić chichot.
—
W takim razie wytłumacz nam sytuację, kiedy trafiłeś na komisariat —
powiedziała, opanowując się.
Harry
uśmiechnął się typowo huncwocko, patrząc na kumpla, który najwyraźniej się
zmieszał.
—
Przeszło z wymiany zdań do pięści i zgarnęła nas policja. Drobna różnica zdań —
zawahał się.
—
Nie kłam — powiedział Harry.
—
Rozumiem, że coś za coś — rzekła prezenterka, już nie kryjąc rozbawienia.
—
Oczywiście — uśmiechnął się szeroko. — Pobił się z byłym jego dziewczyny z
zazdrości.
Kevin
mruknął coś, co brzmiało zabiję,
Scarlet, która najwyraźniej o tym nie wiedziała, zrobiła wielkie oczy i zaczęła
złorzeczyć na swojego chłopaka, a pozostali kryli rozbawienie lub śmiali się
otwarcie.
—
Nigdy nie byliśmy aniołkami — rzekł Elgi, gdy na wszystkich znaleźli jakieś
uczynki, nawet na Kizzy. — Robimy to, co lubimy i po co to kryć.
—
Więcej wykroczeń w szkole czy poza nią? — zadała pytanie Mięcie.
—
Myślę, że pół na pół, przynajmniej w mojej sytuacji.
—
Jakieś konkrety z wykroczeń szkolnych?
Max
i Harry wymienili spojrzenia, ale zaraz się od siebie odwrócili z ledwo
widocznymi uśmieszkami.
—
Z Czarnym się robiło to i tamto — odparł wymijająco.
—
Ooo… Chyba o czymś nie wiemy — powiedziała Kizzy.
—
Nieważne. Było, minęło. Nie ma co tego rozdrapywać — powiedział Max.
—
Może Czarny chciałby się wypowiedzieć na ten temat?
—
Nie, nie. Tu nie ma nic do gadania.
—
Czy wy wiecie coś na temat tego, co oni przeskrobali? — spytała Hermiona,
widząc głupie uśmieszki na ustach Huncwotów.
—
Nie — odparli zgodnie, wymieniając wcześniej spojrzenia.
—
Kto jest najbardziej szalony? — zapytała prezenterka.
—
Bez konsultacji zgodnie stwierdzamy, że Czarny. Głupie pomysły to jego
specjalność.
—
No ej! — oburzył się omawiany chłopak.
—
Chcesz się ustosunkować? — zapytała prezenterka.
—
Oczywiście. — Spojrzał na Miętę. — A kto właził do łóżeczka, co?
Mięta
chrząknął, próbując zagłuszyć jego słowa.
—
Ale za to ty wpadłeś na pomysł, żeby…
—
Dobra. Mam głupie pomysły — rzekł Czarny, dając sobie spokój.
Prezenterka
jeszcze drążyła, ale nie powiedzieli na ten temat ani słówka, więc przeszła do
dalszych tematów. Zagrali jeszcze jedną piosenkę i program zakończył się.
Scarlet
niecierpliwie czekała na powrót Świstaka.
—
Idźcie mnie obronić — błagał Kevin, gdy pojawili się przed Grimmauld Place 12.
—
Sorry, ale na mnie też się rzucą, żeby się dowiedzieć, o co chodzi w sprawie z
Miętą — rzekł Harry.
Stanęli
przed drzwiami salonu i wepchnęli Kizzy do środka.
—
Eee… — zaczęła przed wszystkimi. — Miałam stanąć w ich obronie, ale zasłużyli
na ochrzan.
—
Dzięki! — krzyknął Kevin zza drzwi, a Złodzieje rzucili go na pożarcie przez Scarlet.
—
Czyś ty zwariował?!
Teraz
szczerze mu współczuli. I współczuli samym sobie, że muszą tam wejść i
tłumaczyć się z występków.
—
Harry… — Czarny i Max wymienili szybkie spojrzenia. — Coś ty nawywijał z Miętą?
—
A takie tam… małoważne.
Huncwoci
stłumili parsknięcia śmiechem, a Harry i Max wysłali im groźne spojrzenia.
—
Nie patrzcie tak na nas, bo przez przypadek coś może nam się wypsnąć —
uśmiechnął się szeroko Jay.
Zacisnęli
zęby, a oni wyszczerzyli się.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, kupił sobie samochód i od razu mandacik, a ten wywyiad boski... ile tajemnic....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia