Syriusz,
Amy, Remus i Dora wyjechali w podróż poślubną ufundowaną przez Harry’ego i
Ginny. Na świecie ukazała się płyta Złodziei Serc pod tytułem Carousel of memories. Piosenka Faint, która ją promowała, podsyciła apetyt
fanów zespołu.
Czarny
wszedł do łazienki, by wziąć gorącą kąpiel. Jutro mieli wyjechać w pierwszą
trasę koncertową, a on pożegnał się już ze znajomymi i Ginny. Wylot z lotniska
odbywał się o siódmej rano. Sam nie miał pojęcia, gdzie leciał. Myliły mu się
wszystkie miejsca, w których mieli grać. Całkowicie ufał Kizzy i jej
notatnikowi. Pamiętał jedno: wracają za miesiąc, a w tym czasie czeka ich
ciężka harówka. Dziesiątki wywiadów, koncertów, nagrywanie teledysków.
Zaproszono ich także na bankiet i sesję zdjęciową. Przyznawał sam przed sobą,
że trochę się bał. Wkroczył w świat pełen niepewności i niespodzianek. Owszem,
był znany, ale nie na taką skalę i w innym świecie.
Już
miał się rozebrać, gdy usłyszał dzwonek. Spojrzał na swój stan. Koszula i
spodnie – może otworzyć bez obaw. Idąc w stronę drzwi, zastanawiał się, kto
zawitał do niego o tej godzinie. Nacisnął na klamkę i ujrzał Ginny skrytą pod
kapturem. Miała na sobie zbyt wielką bluzę, spod której wystawała koszula od
pidżamy i kozaki.
—
Nie mogłam się powstrzymać — szepnęła, ściągając kaptur.
—
Rozchorujesz się — odparł jedynie i wciągnął ją do środka, po czym zatrzasnął
drzwi.
—
Przeszkadzam ci? — spytała cicho.
—
Nigdy mi nie przeszkadzasz. Stało się coś?
—
Nie.
Ujęła
jego twarz w dłonie i pocałowała lekko, przypierając go do ściany. Przez chwilę
milczała, patrząc mu w oczy.
—
Mam nadzieję, że to się nie zdarzy — szeptała. — Że nie znajdziesz tam innej… —
Położyła mu palec na ustach, gdy chciał coś powiedzieć. — Kiedy zdarzy się coś
niepowołanego, chciałabym, aby stanęła ci przed oczami moja twarz. Żebyś
wiedział, że tutaj jest ktoś, kto na ciebie czeka, kto zrobi dla ciebie
wszystko, kto cię kocha. — Spojrzała na niego z niemą prośbą. — Kochaj się ze
mną. — Zapadło milczenie. Harry był zaskoczony jej słowami. Nie spodziewał się czegoś
takiego. Drżącymi wargami dotknęła jego ust. — Proszę… Chcę to pamiętać, gdy
cię nie będzie. Chcę wiedzieć, że ty będziesz mnie pamiętał. Chcę ciebie…
Przymknęła
powieki, kiedy Czarny powoli rozchylił jej wargi, delikatnie całując. Oddała go,
wplatając palce w jego włosy. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a
ruchy obojga pełne pożądania. Drgnęła lekko, kiedy poczuła jego ciepłe dłonie
pod bluzą. Zrobiła mały krok w tył, ciągnąc go za sobą, dając mu tym samym
pełną kontrolę. Nie potrzebowali już specjalnych słów. Spragnieni bliskości
zatopili się w niecierpliwym pocałunku. Każdy gest chciał czegoś więcej. Licząc
tylko na swoją pamięć, skierowali się w stronę schodów, splątani w objęciach.
Ginny odchyliła głowę, kiedy usta chłopaka zjechały na szyję. Błądziła dłońmi
po jego torsie, szukając guzików, jednak Harry doskonale ją od tego odciągał,
rzucając to nowe całusy. W końcu pierwszy guzik ustąpił. Później kolejny i
kolejny. Koszula z szelestem opadła na podłogę korytarza. Westchnęła z
rozkoszy, gdy jego dłoń zsunęła się z pleców jeszcze niżej. Jej palce ślepo
krążyły po jego plecach i klatce piersiowej, podziwiając każdy kawałek ciała.
Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, domagając się więcej pieszczot. Ich
ciała stykały się niemal każdym skrawkiem. Z jej gardła wydobył się cichy
pomruk, gdy za uda podniósł ją do góry. Objęła go nogami w pasie, jednocześnie
odwzajemniając pocałunek, który złożył na jej ustach. Powoli wchodził na
schody, co nie szło mu zbyt dobrze, gdyż dziewczyna odwracała jego uwagę.
Jednak im to nie przeszkadzało. Mieli przecież całą noc dla siebie.
Przerwał
pocałunek w połowie schodów, lecz tylko po to, aby ściągnąć z niej bluzę, w
czym mu pomogła. Gładziła jego nagie plecy z zachłannością, napawając się jego
obecnością, ostatnimi godzinami przed wyjazdem. Musnęła wargami jego obojczyk,
później policzek, aż w końcu usta. Byli już na piętrze, lecz nadal jej nie
puszczał. Skierował się do drzwi od sypialni. Otworzyła je po omacku, więc
weszli do pomieszczenia.
Kiedy
posadził ją na łóżku, dostrzegła bagaże w kącie pokoju. Nie chciała się teraz
tym zamartwiać, więc zmusiła Harry’ego, aby odciągnął ją od tych myśli.
Pochylił się nad nią, składając na jej ustach pocałunek. Z przyjemności nawet
nie zauważyła, jak powoli popycha ją do pozycji leżącej, nie używając do tego
rąk, lecz tylko ust. Całował jej wargi, szyję, ramiona, dekolt, a ona czuła
coraz większe pożądanie. Mruknęła cicho, czując jego dłoń przesuwającą się po
jej bokach i udach. Na jednym przedramieniu powstrzymywał się przed naparciu na
nią swoim ciałem.
Kochała
go za wszystko. Za to, że robił wszystko z taką czułością, ale jednocześnie po
męsku. Za to, że nie zmuszał jej do niczego i nie naciskał. W każdej chwili
mogła się wycofać, ale wiedziała, że tego nie zrobi. Za to, że może na nim
polegać w każdej sytuacji. Za to, że ją kochał.
Po
jej ciele przebiegły przyjemne dreszcze, kiedy jego ręka wsunęła się pod koszulę,
która zaczęła podwijać się do góry, by po chwili wylądować obok łóżka. Czarny
pocałował ją tuż nad stanikiem, zjeżdżając powoli coraz niżej, do brzucha.
Serce waliło jej jak młotem. Nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy, ale czuła jego
oddech na swoim ciele. Jej dłonie spoczywające na jego plecach przesunęły się
na brzuch, a później w dół, ku spodniom. Odpięła guzik i zamek, a później
chaotycznymi ruchami zaczęła ściągać z niego kolejną część ubrań. Zaraz za nimi
w kąt poleciały jej buty.
W
pokoju panował przyjemny półmrok, który doskonale sprzyjał sytuacji. Obsypując
ją pocałunkami, sprawił, że ramiączka od stanika puściły, a zaraz po nich
zapięcie. Czując jego wargi na dekolcie, wiedziała, że nigdy nie zapomni tej
nocy.
Z
przyjemnym pomrukiem przeciągnęła się w łóżku. Na jej ustach kwitł wielki
uśmiech, który znikł w chwili, gdy nie wyczuła obok siebie Harry’ego. Otworzyła
oczy, lecz go nie zobaczyła. Zamiast tego w jej oczy rzuciła się kartka.
Mam nadzieję, że dobrze
się spało. Nie chciałem Cię budzić i myślę, że dobrze zrobiłem, bo jeszcze
zrezygnowałbym z wyjazdu. Gdy to przeczytasz, pewnie będę już w drodze do… Właściwie
nie wiem, gdzie lecimy, ale to nieważne.
Zupełnie wyleciało mi z
głowy, że miałem Ci coś wczoraj dać. Otwórz szafkę obok łóżka, tę po twojej
stronie.
Zrobiła
to, co napisał. W szafce był jakiś mały przedmiot, w którym rozpoznała komórkę
– Harry miał coś podobnego, jak zauważyła niedawno.
Dzięki temu możemy się
ze sobą porozumiewać. Chyba wiesz mniej więcej, na czym to polega. Jeśli nie –
zapytaj Hermiony, na pewno będzie wiedziała. Rzuciłem odpowiednie zaklęcie,
więc będzie działał nawet w Hogwarcie. Pisz lub dzwoń, gdy tylko chcesz, ale
nie gwarantuję, że odezwę się od razu. Sama rozumiesz. Oddzwonię, gdy tylko
będę mógł rozmawiać.
Czuj się jak u siebie w
domu.
Kocham
Cię
Uśmiechnęła
się lekko, chociaż czuła smutek. Musiała wytrzymać miesiąc bez niego. Odłożyła
komórkę i list. Leżała chwilę z zamkniętymi oczami, przypominając sobie każdą
minutę nocy. Powoli wstała, ubrała się w to, w czym przyszła wieczorem i
stwierdziła, że czas wielki wrócić do domu. Wiedziała, że Harry ma nałożone
zaklęcie, które pozwala tylko Potterom się tutaj aportować i deportować.
Musiała wyjść aż na ulicę. Teraz żałowała, że wczoraj nie ubrała się porządnie.
Deportowała się jak najszybciej mogła, by nikt jej nie widział.
—
Gdzie my w ogóle lecimy?
—
Szczerze? — odparł Świstak. — Nie mam pojęcia. Elgi, gdzie lecimy?
—
O ile dobrze mi wiadomo, do Francji. Pierwszy koncert w Paryżu.
—
Dobrze wiedzieć.
Wystartowali
jakieś dziesięć minut temu. Cały samolot wynajęto tylko dla nich, ale później
mieli przemieszczać się po Europie autobusem. Szykowało się dużo śmiechu i
rozrywki, ale także pracy, a wręcz harówki.
—
Chłopaki — rzekła Kizzy — pierwszy koncert gracie już wieczorem przed kilkutysięczną
publicznością. Nocujemy w jednym z hoteli. Za dwa dni jest pierwsze nagranie do
teledysku. Przewidywany czas nagrań to dwa dni. Od razu was ostrzegam: będzie
telewizja. Znacie program Siedem dni z
gwiazdą? — Z ich gardeł wydobył się potwierdzający pomruk. — Będą z nami od
pierwszego dnia nagrań. Pojadą z nami do Belgii. Tam gramy koncert… — I tak
zapowiedziała im pierwszy tydzień trasy koncertowej. — Dobre podejście to
podstawa sukcesu — wyszczerzyła się na koniec, widząc ich zlęknione miny.
—
Taa… — mruknęli zgodnie pod nosami.
Dociekliwa
dziennikarka wkręcająca się gdzie tylko się dało, kamerzysta śledzący każdy ich
ruch i fotograf, który błyskami fleszy nie dawał im spokoju. Reporterka – Julia
– co chwilę zadawała jakieś pytania ekipie, Złodziejom i Kizzy, gdy tylko mieli
przerwę pomiędzy kolejnymi ujęciami teledysku.
Byli
w ciemnym lesie oświetlonym jedynie przez lampy. Przypominał Zakazany Las, lecz
drzewa rosły tutaj gęściej i było więcej krzewów. Przez to mroczność tego
miejsca wywoływała dreszcze.
Nagrywali
teledysk do piosenki System.
—
Dużo mroku. Dużo tajemniczości. Dużo strachu — rzekł Ross, którego ponownie
zaprosili do współpracy.
Wytłumaczył
im, na czym mniej więcej ma polegać cały pomysł, jaką historię przedstawia.
Wystylizowali ich na mrocznych osobników. Dziewczyna, która miała grać razem z
nimi, nazywała się Jenne.
Harry
miał czas zadzwonić do Ginny dopiero przed wyjazdem do Belgii. Całe dwa dni
spędzili na kręceniu teledysku, więc gdy tylko wrócili do hotelu, zwykle od
razu kładli się spać. Z samego rana wyjeżdżali do Belgii na kolejny koncert w
towarzystwie Julii i jej ekipy. Byli trochę jak przylepy, ale na tym polegała
ich praca.
Koncert
w belgijskim mieście Antwerpia przebiegł w doskonałej atmosferze. Kilkutysięczna
widownia dawała czadu i wspaniale podnosiła na duchu, gdy w połowie występu…
wyłączono prąd.
Czas
mijał. Jeździli z miejsca na miejsce, a zmęczenie ciągłą pracą dawało o sobie
znać.
W
świetnych humorach, opaleni i wypoczęci, Amy i Syriusz wrócili do domu, a kilka
godzin później także Remus i Dora. Wymieniając się relacjami, włączyli
telewizję, a zaraz potem powitali się z Huncwotami, Ginny i Hermioną, którzy do
nich wpadli.
—
Wyglądacie jak nowonarodzeni — stwierdziła Hermiona.
—
Taki odpoczynek jednak się przydaje. Aż się nie chce wracać do pracy — odparł
Syriusz.
—
… A w dzisiejszym wydaniu Siedem dni z
gwiazdą dwie godziny ze Złodziejami Serc — oznajmiła spikerka w telewizji.
Wszyscy
natychmiast przenieśli spojrzenia w stronę ekranu.
—
No jasne! Przecież Czarny mówił, że przylepiła się do nich jakaś baba z
programu — przypomniał sobie Jay, gdyż poprzez telefon Ginny rozmawiał z
przyjacielem.
—
Siedem dni z gwiazdą zaczynamy we
Francji. Jesteśmy na planie teledysku do piosenki System i to tutaj rozpoczniemy śledzić gwiazdy. Wczorajszego
wieczoru Złodzieje Serc zagrali pierwszy koncert, oficjalnie rozpoczynając trasę
koncertową w stolicy Francji. Z samego rana przyszli na plan teledysku i prace
ruszyły pełną parą. Aktualnie Złodzieje znajdują się w garderobie. Teledysk
będzie kręcony dokładnie w tym miejscu. Las, kilkanaście kilometrów od Paryża.
Widzę perkusistę Złodziei, Kevina. Może uda nam się czegoś dowiedzieć na temat
teledysku. — Złapała Świstaka w swoje sidła. — Jaki jest plan teledysku?
—
Będą groźne psy, dużo tajemniczości i strachu. Jak widać po miejscu, gdzie
jesteśmy, będzie mrok… Dużo mroku.
W
następnym ujęciu byli pokazani Max, Harry i jakaś dziewczyna, którzy
najwyraźniej nie spodziewali się ataku pytań ze strony Julii.
—
Dowiedzieliśmy się, że grasz tutaj główną rolę — zwróciła się do dziewczyny. —
Jenne, prawda? — Pokiwała głową. — Na czym ma polegać twoja rola?
—
Gram dziewczynę zagubioną w lesie, w którym dzieją się dziwne rzeczy.
—
Co to za dziwne rzeczy? — Julia skierowała pytanie do Harry’ego.
—
Ludzie, którzy próbują ją zastraszyć, mają mimo wszystko pokojowe zamiary.
—
Zapowiada się ciekawie. Jaką rolę wy odgrywacie?
—
My właśnie jesteśmy tymi ludźmi, którzy ją straszą — odpowiedział Max, widząc
wzrok skierowany na niego.
—
Jaki jest cel?
—
Dziewczyna ma wpaść na swoją przyszłą miłość — odparła Jenne.
Kolejne
ujęcie było już z reżyserem.
—
Jak się kończy historia?
—
Okazuje się, że wszystko było snem, ale nie do końca. Efekty końcowe wszystko
wyjaśnią.
Ujęcia
zmieniały się bardzo szybko, jakby chcieli pokazać jak najwięcej.
—
Jesteśmy teraz przed garderobą. Zajrzyjmy do środka. — Julia weszła do kempingu.
Kamera przesunęła się na Kizzy, która poprawiała maskę Harry’ego, i Cary’ego,
któremu nakładała ją stylistka. Obie były czarne jak smoła, zasłaniały część
twarzy od czoła do nosa, usta zostawili wolne, a dla oczu wycięto dwie dziury.
— Jak widać, wszystkie spekulacje na temat teledysku były słuszne. Mrok — skomentowała
Julia.
—
Wszyscy na plan!
Ujęcie
ponownie się zmieniło.
—
Chyba zabawimy u was do końca programu — stwierdził Ron, a Lupinowie i
Blackowie chętnie się zgodzili.
Amy
przywołała pięć kubłów popcornu i trzy butelki coli. Każdy rozłożył się gdzie
się dało, byle było wygodnie i miękko. Wcinając jedzenie i popijając colę,
wpatrywali się w ekran. Pokazano kilka scen z nagrań.
—
Zdarzały się także drobne problemy, wypadki i sytuacje godne kabaretu — rzekła
Julia.
Pokazano,
jak Bruce zaklinował się w krzakach; jak pies, którego Will trzymał na smyczy,
rzucił się w pogoń za zającem, a Kubek runął na ziemię ciągnięty przez zwierzę;
jak pies przydzielony Czarnemu rzucił się na niego i zaczął lizać po
twarzy; jak nagle wszystkie światła
zgasły i okazało się, że jakiś gryzoń przegryzł kabel – naprawa zabrała dobre pół
godziny; jak ktoś z ekipy nie trafił na schodek i złamał sobie rękę; jak nagle
w scenie, gdzie przerażona Jenne ucieka przed napastnikami, wyskoczyła sarna. Z
jednych scen widzowie na Grimmauld Place śmiali się jak opętani, a w drugich
szczerze niektórym współczuli.
Podsumowującym
akcentem dnia Złodziei było trzaśnięcie drzwiami i ich zamknięcie się w
pokojach oraz zegarek, który wskazywał drugą w nocy.
—
Dzień drugi, godzina siódma dwadzieścia — rzekła Julia. — Złodzieje Serc
zostali obudzeni przez swoją menedżerkę. Wnioskujemy jedno: wyspani nie są.
Pokazali
ich śniadanie: Kevina niekryjącego ziewania, Willa z głową podpartą na łokciu i
mieszającego niemrawo napój, Maxa z cieniami pod oczami oraz wielki, pusty dzbanek
po kawie.
—
Zaraz jedziemy do jednego ze sklepów muzycznych, gdzie Złodzieje spotkają się z
fanami — powiadomiła Julia. — Później wyruszamy na plan teledysku.
Odtworzono
spotkanie z wielbicielami, gdzie chłopaki z zespołu podpisywały zdjęcia i płyty,
robiły fotki z fanami, rozmawiały z nimi z pomocą tłumacza. Pokazali też
fragment, gdzie angielska fanka pyta Harry’ego, a właściwie piszczy z emocji:
—
Mogę cię przytulić?
Ginny
wypluła colę, słysząc takie prośby. Reszta zaśmiała się z jej reakcji.
Czarny
był niezmiernie rozbawiony, ale się zgodził. Dziewczyna z piskiem przytuliła
się do niego, a później poprosiła o autograf na koszulce.
—
Chyba musisz zacząć się przyzwyczajać — stwierdził Remus, tłumiąc rozbawienie, gdy
dostrzegł minę Ginny.
—
Chyba muszę — potwierdziła, pakując w usta popcorn.
Po
spotkaniu z fanami, które trwało pół dnia, jak dowiedzieli się od Julii,
znaleźli się ponownie na planie teledysku. Puszczono fragment nagrania, które
było już zatwierdzone. Wszyscy musieli przyznać, że wyszło im to świetnie.
Zegar
w telewizji wskazywał drugą czterdzieści pięć, kiedy Złodzieje kładli się spać
i szóstą dwadzieścia osiem następnego ranka, gdy wyruszali w drogę.
—
Wiecie co? — rzekł Ron. — Współczuję im.
Zgodzili
się z nim całkowicie.
—
Jesteśmy w drodze do Belgii, gdzie Złodzieje zagrają kolejny koncert — rzekła
Julia, a oni zauważyli, że kobieta jedzie autobusem. — Jesteście ciekawi, co
robią Złodzieje w dzisiejsze popołudnie? — Kamera przeniosła się na słodko
śpiący zespół. — Odsypiają nockę… Za chwilę zaczyna się koncert w Antwerpii.
Zebrało się tu kilka tysięcy fanów, wykupując wszystkie bilety już miesiąc
wcześniej.
Taki
koncert musiał być wspaniałym przeżyciem dla widowni. Pokazano tylko krótki
fragment. Scena była olbrzymia, a ludzi multum. Krótki urywek zakończył się
niespodziewanie na koniec piosenki Nobody’s
Listening.
—
Koncert został przerwany! — rzekła Julia. — Stało się coś niespodziewanego. W
całej Antwerpii został wyłączony prąd! Widownia, jak słychać, jest oburzona! —
przekrzyczała wrzaski tłumu. — Pech nawiedził Złodziei, lecz fani całkowicie
nie mają do nich pretensji.
—
No przecież to nie oni wyłączyli prąd — rzekł jakiś chłopak, gdy Julia
przyłożyła mu mikrofon do ust. Obrzucił niewiadomo kogo obelgami, a później
dołączył do krzyczącego tłumu. — Złodzieje! Złodzieje!
—
Jak widać, chłopaki mają wsparcie widowni. Usterkę naprawiono po kilku minutach
— ciągnęła Julia. — Złodzieje wrócili na scenę, przeprosili w imieniu
organizatora koncertu i rekompensując nerwy widowni, zagrali trzy piosenki
więcej.
Puścili
jeszcze kawałek piosenki, a później dostrzegli Julię biegnącą za Złodziejami,
którzy najwidoczniej ledwo zeszli ze sceny. Max i Kevin wygłupiali się, głośno
się śmiejąc. Reporterka zdołała zatrzymać Harry’ego.
—
Wyglądasz, jakbyś ledwo wyszedł spod prysznica — zauważyła kobieta z
rozbawieniem.
—
A czuję się tak, jakbym dopiero miał pod niego wejść — odparł swobodnie.
—
Drugi oficjalny koncert i od razu taki pech. Mówię o nagłym wyłączeniu prądu.
—
Nie powiem, że nie było to stresujące, szczególnie że padały już sugestie, żeby
odwołać koncert. Na szczęście do tego nie doszło.
—
Wiecie może, co było przyczyną?
—
Z tego, co słyszałem, trafił nam się dość zagorzały antyfan — odpowiedział z
lekkim rozbawieniem.
—
A widownia?
—
Ci ludzie są niesamowici.
Pokazano
kolejne ujęcia.
Po
programie wszyscy nadal siedzieli na Grimmauld Place 12, gdy zadzwonił telefon.
Ginny dorwała się do niego w niesamowitym tempie.
—
Halo?
—
Cześć, Gin.
—
A co to? — spytała Dora, patrząc na kawałek plastiku w dłoni Ginny.
—
Komórka — odparła Hermiona. — Harry jej dał, żeby mogli się kontaktować.
— … Nasi nowożeńcy wrócili — oznajmiła Ginny, a
chwilę później oderwała telefon od ucha i włączyła na tryb głośnomówiący, po
czym usłyszeli głos Czarnego.
—
Akurat oglądaliśmy was w telewizji.
—
Co? Nie słyszę! Chwila… Ściszcie to, do cholery, bęcwały! — wrzasnął,
prawdopodobnie do Złodziei. — No już. Co mówiłaś?
—
Że akurat oglądaliśmy was w telewizji — zaśmiała się Hermiona.
—
O proszę, jacy jesteśmy sławni. W programie Najwięksi
idioci świata?
—
O dziwo, jeszcze nie — odparł Alex z rozbawieniem. — Siedem dni z gwiazdą.
—
Było? — jęknął.
—
Przed chwilą się skończyło.
—
Choinka. Chłopaki, przegapiliśmy Julię. — Rozległ się zawiedzony jęk Złodziei.
—
Jutro powtórka o dwudziestej.
—
Kizzucha, o której jutro koncert?
—
Dwudziesta pierwsza.
—
I tak przegapimy.
—
Nagrajcie nam! — wrzasnął do słuchawki Max.
—
Nie drzyj mi się do ucha — burknął Harry.
—
Nagramy — zaśmiała się Amy. — Co robicie?
—
Akurat jedziemy autobusem do… Gdzie jedziemy?
—
Do Wiednia.
—
Do Wiednia jedziemy, o. Jak tam wycieczka?
—
Prezent wam się udał.
—
To się cieszę… Au! Cholera! — Posypało się kilka przekleństw. Pytali, co się
dzieje, ale nie odpowiadał. — Dość ostre hamowanie — rzekł w końcu.
Zaśmiali
się, domyślając, co się stało później.
—
Gdzie jesteście?
—
Wyjeżdżamy z Berlina.
Syriusz
gwizdnął.
—
Spory kawał drogi.
—
Nie powiem, że nie, ale jeździliśmy jeszcze dłużej. Jakieś dwa tygodnie temu
śmigaliśmy z Madrytu do Brukseli. Dobre szesnaście godzin jazdy…
—
Kizzy! Ja muszę do kibla! — rozległ się wrzask Świstaka.
—
Nie będziemy stawać co godzinę!
—
Mam się wylać w autobusie?!
—
Ray! Stań gdzieś, bo jak mam słuchać o jego prostacie to mi się odechciewa
wszystkiego.
Harry
wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
—
Jakiej znowu prostacie?! — oburzył się Kevin.
Wszyscy
w autobusie śmiali się jak opętani, a na Grimmauld Place wymienili rozbawione
spojrzenia. Żałowali, że nie ma ich ze Złodziejami.
—
Nie mogę! — zawył Czarny.
Po
chwili rozległ się rozbawiony głos Kizzy:
—
Cześć! Sorry za niego, ale ma nagły napad głupawki. Zresztą, tak jak reszta. Wynocha
do tego kibla, bo więcej się nie zatrzymujemy! — wrzasnęła, zatykając słuchawkę,
ale i tak wszystko słyszeli. — Co tam u was?
Gadali
z nią dobre dwadzieścia minut, a gdy Harry wrócił, nie chciała oddać mu
telefonu, gdyż stwierdziła, że musi wreszcie porozmawiać z kimś normalnym.
—
Kizzy, no! Cały pakiet mi wykorzystasz i jeszcze kasę stracisz!
—
Masz pięćset minut.
—
Z twoimi możliwościami już ich nie mam. Au!
—
Daję wam Czarnego, bo już zaczyna mnie wkurzać.
—
Co wy tam robicie? — zapytała Amy, kiedy ponownie usłyszeli Harry’ego.
—
Nic normalnego.
—
A chłopaki?
—
Mięta wystawił łeb przez okno i drze się, że życie jest piękne tylko, za
przeproszeniem, ludzie są poje*ani, Dragon i Elgi grają w karty. O, jedni
normalni. — Zachichotali. — Kubek próbuje zamknąć pysk Mięcie, a Świstak chleje
tyle coli, że zaraz znowu będziemy się zatrzymywać do kibla.
—
No i co się czepiasz? Jestem uzależniony — oburzył się Kevin.
—
To idź się leczyć, nie tylko na uzależnienia. Au! Oni mnie biją! — poskarżył
się komicznie. — Ja już chcę do domu. Miesiąc z nimi wytrzymać to śmierć
tragiczna. Kupcie mi trumnę.
—
To dopiero pierwsza trasa — rzekł Syriusz.
—
Dzięki za pocieszenie.
Pogadali
jeszcze o wszystkim i o niczym. Później Czarny stwierdził, że kończy, bo musi
odespać nockę. Pożegnali się i rozłączyli.
Po
koncertach w Austrii, Czechach i we Włoszech pojechali do Szwajcarii. W tym kraju
skończyła się ich trasa koncertowa i stamtąd też wyruszyli samolotem do Anglii.
Byli
wykończeni tak intensywnym miesiącem. Często się nie wysypiali lub też nie
spali w ogóle, ale taka była cena kariery.
Wylądowali
na lotnisku i ciągnąc za sobą bagaże, weszli na dworzec. Zaatakował ich tłum
dziennikarzy rzucający pytania. Harry i Kevin wymienili zirytowane spojrzenia.
Dlaczego nie mogli po prostu przedostać się jak najszybciej do domów i
porządnie wypocząć?
Przeciskali
się przez tłum reporterów, ignorując pytania. Cary nagle dźgnął łokciami Kevina
i Harry’ego, wskazując głową jakiś kierunek. Spojrzeli tam i od razu poczuli
się jak w domu. Ginny, Syriusz, Scarlet, babcia Kizzy, Martha – dziewczyna Cary’ego,
bliska przyjaciółka Maxa – Fiona, rodzice Bruce’a i matka Willa. Nie
spodziewali się żadnego komitetu powitalnego, więc zobaczenie ich wcześniej niż
się spodziewali, wywołało u nich ulgę i radość. Ciągnąc za sobą ciężkie torby,
ruszyli w ich stronę. Dziennikarze naparli z nową siłą. Ochrona w końcu
odepchnęła ich, a Złodzieje w spokoju powitali się ze swoimi bliskimi. Ginny
uwiesiła się na Czarnym, a Łapa poklepał go po plecach.
—
Patrzcie! Leonardo DiCaprio! — krzyknęła Kizzy, widząc przeciskających się
reporterów i wskazując kierunek za Złodziejami. — Chodźcie do autobusu — dodała
do nich, gdy dziennikarze ruszyli w stronę Leonarda.
—
Sposób na odwrócenie od siebie uwagi — powiedział Harry, kiedy Ginny zaczęła
się rozglądać w poszukiwaniu gwiazdy.
—
To nie ma go tutaj? Sporo jeszcze muszę się nauczyć, żeby z tobą nie zwariować.
Harry
i Łapa zaśmiali się i razem z pozostałymi poszli w stronę wyjścia, gdzie czekał
autobus. Wszyscy wsiedli, pomogli Złodziejom i Kizzy wrzucić bagaże do środka,
a później ruszyli do domów.
—
Teraz to czekam tylko na łóżko — stwierdził Kevin.
—
I na własną łazienkę — dodał Max.
Kizzy
rzekła do nich niepewnie:
—
Jutro wywiad.
Z
ich gardeł wydobył się zgodny jęk rozpaczy.
Hej,
OdpowiedzUsuńbosko, trasa koncertowa się udała wspaniale spędzili czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia