środa, 30 marca 2016

II. Rozdział 12 - "Siedem dni z gwiazdą”

Syriusz, Amy, Remus i Dora wyjechali w podróż poślubną ufundowaną przez Harry’ego i Ginny. Na świecie ukazała się płyta Złodziei Serc pod tytułem Carousel of memories. Piosenka Faint, która ją promowała, podsyciła apetyt fanów zespołu.
Czarny wszedł do łazienki, by wziąć gorącą kąpiel. Jutro mieli wyjechać w pierwszą trasę koncertową, a on pożegnał się już ze znajomymi i Ginny. Wylot z lotniska odbywał się o siódmej rano. Sam nie miał pojęcia, gdzie leciał. Myliły mu się wszystkie miejsca, w których mieli grać. Całkowicie ufał Kizzy i jej notatnikowi. Pamiętał jedno: wracają za miesiąc, a w tym czasie czeka ich ciężka harówka. Dziesiątki wywiadów, koncertów, nagrywanie teledysków. Zaproszono ich także na bankiet i sesję zdjęciową. Przyznawał sam przed sobą, że trochę się bał. Wkroczył w świat pełen niepewności i niespodzianek. Owszem, był znany, ale nie na taką skalę i w innym świecie.
Już miał się rozebrać, gdy usłyszał dzwonek. Spojrzał na swój stan. Koszula i spodnie – może otworzyć bez obaw. Idąc w stronę drzwi, zastanawiał się, kto zawitał do niego o tej godzinie. Nacisnął na klamkę i ujrzał Ginny skrytą pod kapturem. Miała na sobie zbyt wielką bluzę, spod której wystawała koszula od pidżamy i kozaki.
— Nie mogłam się powstrzymać — szepnęła, ściągając kaptur.
— Rozchorujesz się — odparł jedynie i wciągnął ją do środka, po czym zatrzasnął drzwi.
— Przeszkadzam ci? — spytała cicho.
— Nigdy mi nie przeszkadzasz. Stało się coś?
— Nie.
Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała lekko, przypierając go do ściany. Przez chwilę milczała, patrząc mu w oczy.
— Mam nadzieję, że to się nie zdarzy — szeptała. — Że nie znajdziesz tam innej… — Położyła mu palec na ustach, gdy chciał coś powiedzieć. — Kiedy zdarzy się coś niepowołanego, chciałabym, aby stanęła ci przed oczami moja twarz. Żebyś wiedział, że tutaj jest ktoś, kto na ciebie czeka, kto zrobi dla ciebie wszystko, kto cię kocha. — Spojrzała na niego z niemą prośbą. — Kochaj się ze mną. — Zapadło milczenie. Harry był zaskoczony jej słowami. Nie spodziewał się czegoś takiego. Drżącymi wargami dotknęła jego ust. — Proszę… Chcę to pamiętać, gdy cię nie będzie. Chcę wiedzieć, że ty będziesz mnie pamiętał. Chcę ciebie…
Przymknęła powieki, kiedy Czarny powoli rozchylił jej wargi, delikatnie całując. Oddała go, wplatając palce w jego włosy. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a ruchy obojga pełne pożądania. Drgnęła lekko, kiedy poczuła jego ciepłe dłonie pod bluzą. Zrobiła mały krok w tył, ciągnąc go za sobą, dając mu tym samym pełną kontrolę. Nie potrzebowali już specjalnych słów. Spragnieni bliskości zatopili się w niecierpliwym pocałunku. Każdy gest chciał czegoś więcej. Licząc tylko na swoją pamięć, skierowali się w stronę schodów, splątani w objęciach. Ginny odchyliła głowę, kiedy usta chłopaka zjechały na szyję. Błądziła dłońmi po jego torsie, szukając guzików, jednak Harry doskonale ją od tego odciągał, rzucając to nowe całusy. W końcu pierwszy guzik ustąpił. Później kolejny i kolejny. Koszula z szelestem opadła na podłogę korytarza. Westchnęła z rozkoszy, gdy jego dłoń zsunęła się z pleców jeszcze niżej. Jej palce ślepo krążyły po jego plecach i klatce piersiowej, podziwiając każdy kawałek ciała. Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, domagając się więcej pieszczot. Ich ciała stykały się niemal każdym skrawkiem. Z jej gardła wydobył się cichy pomruk, gdy za uda podniósł ją do góry. Objęła go nogami w pasie, jednocześnie odwzajemniając pocałunek, który złożył na jej ustach. Powoli wchodził na schody, co nie szło mu zbyt dobrze, gdyż dziewczyna odwracała jego uwagę. Jednak im to nie przeszkadzało. Mieli przecież całą noc dla siebie.
Przerwał pocałunek w połowie schodów, lecz tylko po to, aby ściągnąć z niej bluzę, w czym mu pomogła. Gładziła jego nagie plecy z zachłannością, napawając się jego obecnością, ostatnimi godzinami przed wyjazdem. Musnęła wargami jego obojczyk, później policzek, aż w końcu usta. Byli już na piętrze, lecz nadal jej nie puszczał. Skierował się do drzwi od sypialni. Otworzyła je po omacku, więc weszli do pomieszczenia.
Kiedy posadził ją na łóżku, dostrzegła bagaże w kącie pokoju. Nie chciała się teraz tym zamartwiać, więc zmusiła Harry’ego, aby odciągnął ją od tych myśli. Pochylił się nad nią, składając na jej ustach pocałunek. Z przyjemności nawet nie zauważyła, jak powoli popycha ją do pozycji leżącej, nie używając do tego rąk, lecz tylko ust. Całował jej wargi, szyję, ramiona, dekolt, a ona czuła coraz większe pożądanie. Mruknęła cicho, czując jego dłoń przesuwającą się po jej bokach i udach. Na jednym przedramieniu powstrzymywał się przed naparciu na nią swoim ciałem.
Kochała go za wszystko. Za to, że robił wszystko z taką czułością, ale jednocześnie po męsku. Za to, że nie zmuszał jej do niczego i nie naciskał. W każdej chwili mogła się wycofać, ale wiedziała, że tego nie zrobi. Za to, że może na nim polegać w każdej sytuacji. Za to, że ją kochał.
Po jej ciele przebiegły przyjemne dreszcze, kiedy jego ręka wsunęła się pod koszulę, która zaczęła podwijać się do góry, by po chwili wylądować obok łóżka. Czarny pocałował ją tuż nad stanikiem, zjeżdżając powoli coraz niżej, do brzucha. Serce waliło jej jak młotem. Nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy, ale czuła jego oddech na swoim ciele. Jej dłonie spoczywające na jego plecach przesunęły się na brzuch, a później w dół, ku spodniom. Odpięła guzik i zamek, a później chaotycznymi ruchami zaczęła ściągać z niego kolejną część ubrań. Zaraz za nimi w kąt poleciały jej buty.
W pokoju panował przyjemny półmrok, który doskonale sprzyjał sytuacji. Obsypując ją pocałunkami, sprawił, że ramiączka od stanika puściły, a zaraz po nich zapięcie. Czując jego wargi na dekolcie, wiedziała, że nigdy nie zapomni tej nocy.

Z przyjemnym pomrukiem przeciągnęła się w łóżku. Na jej ustach kwitł wielki uśmiech, który znikł w chwili, gdy nie wyczuła obok siebie Harry’ego. Otworzyła oczy, lecz go nie zobaczyła. Zamiast tego w jej oczy rzuciła się kartka.

Mam nadzieję, że dobrze się spało. Nie chciałem Cię budzić i myślę, że dobrze zrobiłem, bo jeszcze zrezygnowałbym z wyjazdu. Gdy to przeczytasz, pewnie będę już w drodze do… Właściwie nie wiem, gdzie lecimy, ale to nieważne.
Zupełnie wyleciało mi z głowy, że miałem Ci coś wczoraj dać. Otwórz szafkę obok łóżka, tę po twojej stronie.

Zrobiła to, co napisał. W szafce był jakiś mały przedmiot, w którym rozpoznała komórkę – Harry miał coś podobnego, jak zauważyła niedawno.

Dzięki temu możemy się ze sobą porozumiewać. Chyba wiesz mniej więcej, na czym to polega. Jeśli nie – zapytaj Hermiony, na pewno będzie wiedziała. Rzuciłem odpowiednie zaklęcie, więc będzie działał nawet w Hogwarcie. Pisz lub dzwoń, gdy tylko chcesz, ale nie gwarantuję, że odezwę się od razu. Sama rozumiesz. Oddzwonię, gdy tylko będę mógł rozmawiać.
Czuj się jak u siebie w domu.
Kocham Cię

Uśmiechnęła się lekko, chociaż czuła smutek. Musiała wytrzymać miesiąc bez niego. Odłożyła komórkę i list. Leżała chwilę z zamkniętymi oczami, przypominając sobie każdą minutę nocy. Powoli wstała, ubrała się w to, w czym przyszła wieczorem i stwierdziła, że czas wielki wrócić do domu. Wiedziała, że Harry ma nałożone zaklęcie, które pozwala tylko Potterom się tutaj aportować i deportować. Musiała wyjść aż na ulicę. Teraz żałowała, że wczoraj nie ubrała się porządnie. Deportowała się jak najszybciej mogła, by nikt jej nie widział.

— Gdzie my w ogóle lecimy?
— Szczerze? — odparł Świstak. — Nie mam pojęcia. Elgi, gdzie lecimy?
— O ile dobrze mi wiadomo, do Francji. Pierwszy koncert w Paryżu.
— Dobrze wiedzieć.
Wystartowali jakieś dziesięć minut temu. Cały samolot wynajęto tylko dla nich, ale później mieli przemieszczać się po Europie autobusem. Szykowało się dużo śmiechu i rozrywki, ale także pracy, a wręcz harówki.
— Chłopaki — rzekła Kizzy — pierwszy koncert gracie już wieczorem przed kilkutysięczną publicznością. Nocujemy w jednym z hoteli. Za dwa dni jest pierwsze nagranie do teledysku. Przewidywany czas nagrań to dwa dni. Od razu was ostrzegam: będzie telewizja. Znacie program Siedem dni z gwiazdą? — Z ich gardeł wydobył się potwierdzający pomruk. — Będą z nami od pierwszego dnia nagrań. Pojadą z nami do Belgii. Tam gramy koncert… — I tak zapowiedziała im pierwszy tydzień trasy koncertowej. — Dobre podejście to podstawa sukcesu — wyszczerzyła się na koniec, widząc ich zlęknione miny.
— Taa… — mruknęli zgodnie pod nosami.

Dociekliwa dziennikarka wkręcająca się gdzie tylko się dało, kamerzysta śledzący każdy ich ruch i fotograf, który błyskami fleszy nie dawał im spokoju. Reporterka – Julia – co chwilę zadawała jakieś pytania ekipie, Złodziejom i Kizzy, gdy tylko mieli przerwę pomiędzy kolejnymi ujęciami teledysku.
Byli w ciemnym lesie oświetlonym jedynie przez lampy. Przypominał Zakazany Las, lecz drzewa rosły tutaj gęściej i było więcej krzewów. Przez to mroczność tego miejsca wywoływała dreszcze.
Nagrywali teledysk do piosenki System.
— Dużo mroku. Dużo tajemniczości. Dużo strachu — rzekł Ross, którego ponownie zaprosili do współpracy.
Wytłumaczył im, na czym mniej więcej ma polegać cały pomysł, jaką historię przedstawia. Wystylizowali ich na mrocznych osobników. Dziewczyna, która miała grać razem z nimi, nazywała się Jenne.

Harry miał czas zadzwonić do Ginny dopiero przed wyjazdem do Belgii. Całe dwa dni spędzili na kręceniu teledysku, więc gdy tylko wrócili do hotelu, zwykle od razu kładli się spać. Z samego rana wyjeżdżali do Belgii na kolejny koncert w towarzystwie Julii i jej ekipy. Byli trochę jak przylepy, ale na tym polegała ich praca.
Koncert w belgijskim mieście Antwerpia przebiegł w doskonałej atmosferze. Kilkutysięczna widownia dawała czadu i wspaniale podnosiła na duchu, gdy w połowie występu… wyłączono prąd.
Czas mijał. Jeździli z miejsca na miejsce, a zmęczenie ciągłą pracą dawało o sobie znać.

W świetnych humorach, opaleni i wypoczęci, Amy i Syriusz wrócili do domu, a kilka godzin później także Remus i Dora. Wymieniając się relacjami, włączyli telewizję, a zaraz potem powitali się z Huncwotami, Ginny i Hermioną, którzy do nich wpadli.
— Wyglądacie jak nowonarodzeni — stwierdziła Hermiona.
— Taki odpoczynek jednak się przydaje. Aż się nie chce wracać do pracy — odparł Syriusz.
— … A w dzisiejszym wydaniu Siedem dni z gwiazdą dwie godziny ze Złodziejami Serc — oznajmiła spikerka w telewizji.
Wszyscy natychmiast przenieśli spojrzenia w stronę ekranu.
— No jasne! Przecież Czarny mówił, że przylepiła się do nich jakaś baba z programu — przypomniał sobie Jay, gdyż poprzez telefon Ginny rozmawiał z przyjacielem.
Siedem dni z gwiazdą zaczynamy we Francji. Jesteśmy na planie teledysku do piosenki System i to tutaj rozpoczniemy śledzić gwiazdy. Wczorajszego wieczoru Złodzieje Serc zagrali pierwszy koncert, oficjalnie rozpoczynając trasę koncertową w stolicy Francji. Z samego rana przyszli na plan teledysku i prace ruszyły pełną parą. Aktualnie Złodzieje znajdują się w garderobie. Teledysk będzie kręcony dokładnie w tym miejscu. Las, kilkanaście kilometrów od Paryża. Widzę perkusistę Złodziei, Kevina. Może uda nam się czegoś dowiedzieć na temat teledysku. — Złapała Świstaka w swoje sidła. — Jaki jest plan teledysku?
— Będą groźne psy, dużo tajemniczości i strachu. Jak widać po miejscu, gdzie jesteśmy, będzie mrok… Dużo mroku.
W następnym ujęciu byli pokazani Max, Harry i jakaś dziewczyna, którzy najwyraźniej nie spodziewali się ataku pytań ze strony Julii.
— Dowiedzieliśmy się, że grasz tutaj główną rolę — zwróciła się do dziewczyny. — Jenne, prawda? — Pokiwała głową. — Na czym ma polegać twoja rola?
— Gram dziewczynę zagubioną w lesie, w którym dzieją się dziwne rzeczy.
— Co to za dziwne rzeczy? — Julia skierowała pytanie do Harry’ego.
— Ludzie, którzy próbują ją zastraszyć, mają mimo wszystko pokojowe zamiary.
— Zapowiada się ciekawie. Jaką rolę wy odgrywacie?
— My właśnie jesteśmy tymi ludźmi, którzy ją straszą — odpowiedział Max, widząc wzrok skierowany na niego.
— Jaki jest cel?
— Dziewczyna ma wpaść na swoją przyszłą miłość — odparła Jenne.
Kolejne ujęcie było już z reżyserem.
— Jak się kończy historia?
— Okazuje się, że wszystko było snem, ale nie do końca. Efekty końcowe wszystko wyjaśnią.
Ujęcia zmieniały się bardzo szybko, jakby chcieli pokazać jak najwięcej.
— Jesteśmy teraz przed garderobą. Zajrzyjmy do środka. — Julia weszła do kempingu. Kamera przesunęła się na Kizzy, która poprawiała maskę Harry’ego, i Cary’ego, któremu nakładała ją stylistka. Obie były czarne jak smoła, zasłaniały część twarzy od czoła do nosa, usta zostawili wolne, a dla oczu wycięto dwie dziury. — Jak widać, wszystkie spekulacje na temat teledysku były słuszne. Mrok — skomentowała Julia.
— Wszyscy na plan!
Ujęcie ponownie się zmieniło.
— Chyba zabawimy u was do końca programu — stwierdził Ron, a Lupinowie i Blackowie chętnie się zgodzili.
Amy przywołała pięć kubłów popcornu i trzy butelki coli. Każdy rozłożył się gdzie się dało, byle było wygodnie i miękko. Wcinając jedzenie i popijając colę, wpatrywali się w ekran. Pokazano kilka scen z nagrań.
— Zdarzały się także drobne problemy, wypadki i sytuacje godne kabaretu — rzekła Julia.
Pokazano, jak Bruce zaklinował się w krzakach; jak pies, którego Will trzymał na smyczy, rzucił się w pogoń za zającem, a Kubek runął na ziemię ciągnięty przez zwierzę; jak pies przydzielony Czarnemu rzucił się na niego i zaczął lizać po twarzy;  jak nagle wszystkie światła zgasły i okazało się, że jakiś gryzoń przegryzł kabel – naprawa zabrała dobre pół godziny; jak ktoś z ekipy nie trafił na schodek i złamał sobie rękę; jak nagle w scenie, gdzie przerażona Jenne ucieka przed napastnikami, wyskoczyła sarna. Z jednych scen widzowie na Grimmauld Place śmiali się jak opętani, a w drugich szczerze niektórym współczuli.
Podsumowującym akcentem dnia Złodziei było trzaśnięcie drzwiami i ich zamknięcie się w pokojach oraz zegarek, który wskazywał drugą w nocy.
— Dzień drugi, godzina siódma dwadzieścia — rzekła Julia. — Złodzieje Serc zostali obudzeni przez swoją menedżerkę. Wnioskujemy jedno: wyspani nie są.
Pokazali ich śniadanie: Kevina niekryjącego ziewania, Willa z głową podpartą na łokciu i mieszającego niemrawo napój, Maxa z cieniami pod oczami oraz wielki, pusty dzbanek po kawie.
— Zaraz jedziemy do jednego ze sklepów muzycznych, gdzie Złodzieje spotkają się z fanami — powiadomiła Julia. — Później wyruszamy na plan teledysku.
Odtworzono spotkanie z wielbicielami, gdzie chłopaki z zespołu podpisywały zdjęcia i płyty, robiły fotki z fanami, rozmawiały z nimi z pomocą tłumacza. Pokazali też fragment, gdzie angielska fanka pyta Harry’ego, a właściwie piszczy z emocji:
— Mogę cię przytulić?
Ginny wypluła colę, słysząc takie prośby. Reszta zaśmiała się z jej reakcji.
Czarny był niezmiernie rozbawiony, ale się zgodził. Dziewczyna z piskiem przytuliła się do niego, a później poprosiła o autograf na koszulce.
— Chyba musisz zacząć się przyzwyczajać — stwierdził Remus, tłumiąc rozbawienie, gdy dostrzegł minę Ginny.
— Chyba muszę — potwierdziła, pakując w usta popcorn.
Po spotkaniu z fanami, które trwało pół dnia, jak dowiedzieli się od Julii, znaleźli się ponownie na planie teledysku. Puszczono fragment nagrania, które było już zatwierdzone. Wszyscy musieli przyznać, że wyszło im to świetnie.
Zegar w telewizji wskazywał drugą czterdzieści pięć, kiedy Złodzieje kładli się spać i szóstą dwadzieścia osiem następnego ranka, gdy wyruszali w drogę.
— Wiecie co? — rzekł Ron. — Współczuję im.
Zgodzili się z nim całkowicie.
— Jesteśmy w drodze do Belgii, gdzie Złodzieje zagrają kolejny koncert — rzekła Julia, a oni zauważyli, że kobieta jedzie autobusem. — Jesteście ciekawi, co robią Złodzieje w dzisiejsze popołudnie? — Kamera przeniosła się na słodko śpiący zespół. — Odsypiają nockę… Za chwilę zaczyna się koncert w Antwerpii. Zebrało się tu kilka tysięcy fanów, wykupując wszystkie bilety już miesiąc wcześniej.
Taki koncert musiał być wspaniałym przeżyciem dla widowni. Pokazano tylko krótki fragment. Scena była olbrzymia, a ludzi multum. Krótki urywek zakończył się niespodziewanie na koniec piosenki Nobody’s Listening.
— Koncert został przerwany! — rzekła Julia. — Stało się coś niespodziewanego. W całej Antwerpii został wyłączony prąd! Widownia, jak słychać, jest oburzona! — przekrzyczała wrzaski tłumu. — Pech nawiedził Złodziei, lecz fani całkowicie nie mają do nich pretensji.
— No przecież to nie oni wyłączyli prąd — rzekł jakiś chłopak, gdy Julia przyłożyła mu mikrofon do ust. Obrzucił niewiadomo kogo obelgami, a później dołączył do krzyczącego tłumu. — Złodzieje! Złodzieje!
— Jak widać, chłopaki mają wsparcie widowni. Usterkę naprawiono po kilku minutach — ciągnęła Julia. — Złodzieje wrócili na scenę, przeprosili w imieniu organizatora koncertu i rekompensując nerwy widowni, zagrali trzy piosenki więcej.
Puścili jeszcze kawałek piosenki, a później dostrzegli Julię biegnącą za Złodziejami, którzy najwidoczniej ledwo zeszli ze sceny. Max i Kevin wygłupiali się, głośno się śmiejąc. Reporterka zdołała zatrzymać Harry’ego.
— Wyglądasz, jakbyś ledwo wyszedł spod prysznica — zauważyła kobieta z rozbawieniem.
— A czuję się tak, jakbym dopiero miał pod niego wejść — odparł swobodnie.
— Drugi oficjalny koncert i od razu taki pech. Mówię o nagłym wyłączeniu prądu.
— Nie powiem, że nie było to stresujące, szczególnie że padały już sugestie, żeby odwołać koncert. Na szczęście do tego nie doszło.
— Wiecie może, co było przyczyną?
— Z tego, co słyszałem, trafił nam się dość zagorzały antyfan — odpowiedział z lekkim rozbawieniem.
— A widownia?
— Ci ludzie są niesamowici.
Pokazano kolejne ujęcia.
Po programie wszyscy nadal siedzieli na Grimmauld Place 12, gdy zadzwonił telefon. Ginny dorwała się do niego w niesamowitym tempie.
— Halo?
— Cześć, Gin.
— A co to? — spytała Dora, patrząc na kawałek plastiku w dłoni Ginny.
— Komórka — odparła Hermiona. — Harry jej dał, żeby mogli się kontaktować.
—  … Nasi nowożeńcy wrócili — oznajmiła Ginny, a chwilę później oderwała telefon od ucha i włączyła na tryb głośnomówiący, po czym usłyszeli głos Czarnego.
— Akurat oglądaliśmy was w telewizji.
— Co? Nie słyszę! Chwila… Ściszcie to, do cholery, bęcwały! — wrzasnął, prawdopodobnie do Złodziei. — No już. Co mówiłaś?
— Że akurat oglądaliśmy was w telewizji — zaśmiała się Hermiona.
— O proszę, jacy jesteśmy sławni. W programie Najwięksi idioci świata?
— O dziwo, jeszcze nie — odparł Alex z rozbawieniem. — Siedem dni z gwiazdą.
— Było? — jęknął.
— Przed chwilą się skończyło.
— Choinka. Chłopaki, przegapiliśmy Julię. — Rozległ się zawiedzony jęk Złodziei.
— Jutro powtórka o dwudziestej.
— Kizzucha, o której jutro koncert?
— Dwudziesta pierwsza.
— I tak przegapimy.
— Nagrajcie nam! — wrzasnął do słuchawki Max.
— Nie drzyj mi się do ucha — burknął Harry.
— Nagramy — zaśmiała się Amy. — Co robicie?
— Akurat jedziemy autobusem do… Gdzie jedziemy?
— Do Wiednia.
— Do Wiednia jedziemy, o. Jak tam wycieczka?
— Prezent wam się udał.
— To się cieszę… Au! Cholera! — Posypało się kilka przekleństw. Pytali, co się dzieje, ale nie odpowiadał. — Dość ostre hamowanie — rzekł w końcu.
Zaśmiali się, domyślając, co się stało później.
— Gdzie jesteście?
— Wyjeżdżamy z Berlina.
Syriusz gwizdnął.
— Spory kawał drogi.
— Nie powiem, że nie, ale jeździliśmy jeszcze dłużej. Jakieś dwa tygodnie temu śmigaliśmy z Madrytu do Brukseli. Dobre szesnaście godzin jazdy…
— Kizzy! Ja muszę do kibla! — rozległ się wrzask Świstaka.
— Nie będziemy stawać co godzinę!
— Mam się wylać w autobusie?!
— Ray! Stań gdzieś, bo jak mam słuchać o jego prostacie to mi się odechciewa wszystkiego.
Harry wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
— Jakiej znowu prostacie?! — oburzył się Kevin.
Wszyscy w autobusie śmiali się jak opętani, a na Grimmauld Place wymienili rozbawione spojrzenia. Żałowali, że nie ma ich ze Złodziejami.
— Nie mogę! — zawył Czarny.
Po chwili rozległ się rozbawiony głos Kizzy:
— Cześć! Sorry za niego, ale ma nagły napad głupawki. Zresztą, tak jak reszta. Wynocha do tego kibla, bo więcej się nie zatrzymujemy! — wrzasnęła, zatykając słuchawkę, ale i tak wszystko słyszeli. — Co tam u was?
Gadali z nią dobre dwadzieścia minut, a gdy Harry wrócił, nie chciała oddać mu telefonu, gdyż stwierdziła, że musi wreszcie porozmawiać z kimś normalnym.
— Kizzy, no! Cały pakiet mi wykorzystasz i jeszcze kasę stracisz!
— Masz pięćset minut.
— Z twoimi możliwościami już ich nie mam. Au!
— Daję wam Czarnego, bo już zaczyna mnie wkurzać.
— Co wy tam robicie? — zapytała Amy, kiedy ponownie usłyszeli Harry’ego.
— Nic normalnego.
— A chłopaki?
— Mięta wystawił łeb przez okno i drze się, że życie jest piękne tylko, za przeproszeniem, ludzie są poje*ani, Dragon i Elgi grają w karty. O, jedni normalni. — Zachichotali. — Kubek próbuje zamknąć pysk Mięcie, a Świstak chleje tyle coli, że zaraz znowu będziemy się zatrzymywać do kibla.
— No i co się czepiasz? Jestem uzależniony — oburzył się Kevin.
— To idź się leczyć, nie tylko na uzależnienia. Au! Oni mnie biją! — poskarżył się komicznie. — Ja już chcę do domu. Miesiąc z nimi wytrzymać to śmierć tragiczna. Kupcie mi trumnę.
— To dopiero pierwsza trasa — rzekł Syriusz.
— Dzięki za pocieszenie.
Pogadali jeszcze o wszystkim i o niczym. Później Czarny stwierdził, że kończy, bo musi odespać nockę. Pożegnali się i rozłączyli.

Po koncertach w Austrii, Czechach i we Włoszech pojechali do Szwajcarii. W tym kraju skończyła się ich trasa koncertowa i stamtąd też wyruszyli samolotem do Anglii.
Byli wykończeni tak intensywnym miesiącem. Często się nie wysypiali lub też nie spali w ogóle, ale taka była cena kariery.
Wylądowali na lotnisku i ciągnąc za sobą bagaże, weszli na dworzec. Zaatakował ich tłum dziennikarzy rzucający pytania. Harry i Kevin wymienili zirytowane spojrzenia. Dlaczego nie mogli po prostu przedostać się jak najszybciej do domów i porządnie wypocząć?
Przeciskali się przez tłum reporterów, ignorując pytania. Cary nagle dźgnął łokciami Kevina i Harry’ego, wskazując głową jakiś kierunek. Spojrzeli tam i od razu poczuli się jak w domu. Ginny, Syriusz, Scarlet, babcia Kizzy, Martha – dziewczyna Cary’ego, bliska przyjaciółka Maxa – Fiona, rodzice Bruce’a i matka Willa. Nie spodziewali się żadnego komitetu powitalnego, więc zobaczenie ich wcześniej niż się spodziewali, wywołało u nich ulgę i radość. Ciągnąc za sobą ciężkie torby, ruszyli w ich stronę. Dziennikarze naparli z nową siłą. Ochrona w końcu odepchnęła ich, a Złodzieje w spokoju powitali się ze swoimi bliskimi. Ginny uwiesiła się na Czarnym, a Łapa poklepał go po plecach.
— Patrzcie! Leonardo DiCaprio! — krzyknęła Kizzy, widząc przeciskających się reporterów i wskazując kierunek za Złodziejami. — Chodźcie do autobusu — dodała do nich, gdy dziennikarze ruszyli w stronę Leonarda.
— Sposób na odwrócenie od siebie uwagi — powiedział Harry, kiedy Ginny zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu gwiazdy.
— To nie ma go tutaj? Sporo jeszcze muszę się nauczyć, żeby z tobą nie zwariować.
Harry i Łapa zaśmiali się i razem z pozostałymi poszli w stronę wyjścia, gdzie czekał autobus. Wszyscy wsiedli, pomogli Złodziejom i Kizzy wrzucić bagaże do środka, a później ruszyli do domów.
— Teraz to czekam tylko na łóżko — stwierdził Kevin.
— I na własną łazienkę — dodał Max.
Kizzy rzekła do nich niepewnie:
— Jutro wywiad.
Z ich gardeł wydobył się zgodny jęk rozpaczy.

1 komentarz:

  1. Hej,
    bosko, trasa koncertowa się udała wspaniale spędzili czas...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń