piątek, 19 lutego 2016

II. Rozdział 8 - Zwątpienie

Alex i Syriusz stali w szoku. Po chwili wreszcie otrząsnęli się i podbiegli do Czarnego. Sami nie wiedzieli, jak to wytłumaczyć, lecz byli do niego wrogo nastawieni. To, co przed chwilą usłyszeli, cały czas siedziało im w głowach. Czuli blokadę w stosunku do chłopaka. Pomogli mu bez słowa, gdyż nikogo nie zostawiliby na pastwę losu. Opatrzyli mu rany i przenieśli go na kanapę do salonu. Chłopak był przytomny, ale kompletnie wykończony. Mimo to dostrzegli jego nerwowość. Alex i Łapa wymienili spojrzenia. W głowach cały czas dźwięczały im słowa postaci. Wierzyli jej, skoro Czarny nie zaprzeczał. Cały czas ich okłamywał, a oni ślepo mu wierzyli.
Harry spojrzał w okno. Wiedział, że wszystko słyszeli, ale nie to tak bardzo go zaniepokoiło. Nadal wyczuwał tutaj obecność piekielnych istot. On już się na nie uodpornił, ale wiedział, że Alex i Syriusz nie. Coś ścisnęło go w gardle. Domyślał się, w jaki sposób są do niego nastawieni. Nie zaczął się tłumaczyć, nie ostrzegł ich, nie zrobił nic, choć bardzo chciał, ponieważ doskonale wiedział, co się stanie, jeśli zacznie im cokolwiek wyjaśniać. Nie chciał ich śmierci. Czekał na pierwsze oskarżenia i pretensje.
— Jaka część tego, co nam mówiłeś, była prawdą? — zapytał wrogo Alex, a jemu zaschło w gardle.
— Sam już nie wiem — odpowiedział.
Nie. Nie powiedziałem tego… Znienawidzą mnie. Spojrzeli na niego krzywo, a on zmusił się, by przybrać maskę bezlitosnego drania. Nie miał z tym problemu. Wiele razy takiego udawał.
— Już wolałbym, żebyś nic nie mówił. Łatwiej byłoby nam to zaakceptować —powiedział chłodno Syriusz, a Czarnemu serce stanęło. Nigdy nie słyszał, by zwracał się do niego w taki sposób, nawet gdy stał się drugim Voldemortem. — Mam już tego dosyć.
Ja też… Idźcie już, błagam, bo nie wytrzymam.
— Chodźmy — powiedział Alex i obaj deportowali się, nawet nie naciskając na tłumaczenia.
Harry zacisnął powieki i ukrył twarz w dłoniach.
— I po przyjaźni. Warto było? — spytał ktoś, kogo nawet nie widział. — Powoli wszyscy będą się od ciebie oddalać, odsuwać. Już teraz ich wszystkich stracisz. Będziesz sam jak palec. Bez Siły Życia.
Miał rację. Stracił ich bezpowrotnie. W jego oczach zalśniły łzy. Czuł, że wszystko w im umarło, bo stracił to, co kochał najbardziej.
— Przynajmniej ich ochronię — szepnął.
— Przynajmniej tyle.

Łapa i Alex wrócili do Nory. Byli wściekli przez to, co się stało i czego się dowiedzieli.
— Szlag by go trafił — warknął Alex. — Tyle czasu nas oszukiwał!
— O co chodzi? — spytała Hermiona, patrząc wściekle na Rona, który przypadkiem trącił ją łokciem. — Uważaj — warknęła.
Wysłał jej gniewne spojrzenie.
— O Harry’ego — burknął Syriusz. — W końcu wszystkiego się o nim dowiedzieliśmy.
— Co ty gadasz? — zaniepokoił się Remus.
— Cały czas nas oszukiwał! Kłamał nam w żywe oczy! Mydlił oczy! Ślepo mu wierzyliśmy!
— Syriuszu! Co ty mówisz?! — krzyknęła pani Weasley.
— Prawdę —  burknął Alex.
— George, uważaj, do cholery! — warknął Fred do brata, gdy ten chlapnął na niego sokiem.
— Nie musisz się wydzierać! Nie zrobiłem tego specjalnie!
— Nie byłbym tego taki pewny…
— Chłopcy, przestańcie! — skarciła ich wściekle matka.
— O co chodzi z tym Harrym? — spytała Dora, patrząc nieprzychylnie na Freda i George’a.
Powiedzieli im, czego się dowiedzieli. Nikt nie wątpił w słowa Syriusza i Alexa. Nie chcieli Harry’ego znać.
Nikt nie zwrócił uwagi na to, że wszyscy kłócili się bez powodu.

— Nikt już ci nie uwierzy. Dopilnowaliśmy tego. Alex i Syriusz opowiedzieli wszystkim o twoich rzekomych kłamstwach. Nie chcą już cię znać. Straciłeś swoją Siłę Życia. — Harry podkurczył kolana pod brodę. — Sam do tego doprowadziłeś. Kłamałeś, by ich chronić.
— Kłamałem tylko w sprawie wyjść do piekła — szepnął do siebie.
— Odbiło się to na twoim życiu — ciągnął, nie zwracając na niego uwagi. — Nie wrócą. Nie uwierzą. Nienawidzą.
— Wytłumaczę im…
— Już nie uwierzą ci na słowo. Nie tobie. Uważają cię za kłamcę. Nawet Ron i Hermiona, którzy byli z tobą od jedenastego roku życia, zostawili cię. — Zatkał uszy, jednak głos nadal docierał do jego umysłu. — Nienawidzą cię. Nie możesz na nich liczyć. Twoja Siła Życia umarła. Nie masz po co żyć.
— Nie mam — szepnął do siebie.
— Więc po co masz się męczyć?
— Przecież się nie zabiję…
— Czemu nie?
Nie wiedział, dlaczego nawiedzają go aż tak rozpaczliwe myśli. Przecież zawsze walczył do końca. Nie poddawał się, mimo wszystko. A teraz…
— To najlepsze wyjście — powiedział tajemniczy głos.
— Trafię do piekła.
— Jesteś tego pewien?
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi.

— Gdzie on znowu jest? — niecierpliwiła się Kizzy.
— Pewnie znowu zapomniał — westchnął Kevin.
— Jak zwykle któryś musi — zaśmiał się Will.
— Sorki, Ben, ale dzisiaj chyba nici z nagrania wokalu — skrzywiła się Kizzy. — Byłam pewna, że żaden nie zapomni! Idziemy go ochrzanić.
Wyszli przed studio, a gdy nikt już ich nie widział, deportowali się. Zadzwonili do drzwi domu Harry’ego.
— Stary, co t… — zaczął Max, gdy drzwi uchyliły się.
Widząc postać, od której bił mrok i przytłaczająca rzeczywistość, umilkli.
— Kto ty? — spytała hardo Kizzy.
— Nieważne.
— Gdzie Harry?
— Nie ma ochoty nikogo widzieć — uśmiechnął się pogardliwie spod kaptura.
— Wpuść nas — warknął zniecierpliwiony Kevin.
— Wchodzicie na własną odpowiedzialność.
Weszli do środka, nie wiedząc, co ich czeka. Kiedy tylko postać zamknęła drzwi, ogarnął ich chłód, wrogość i strach.
— Do salonu — powiedział nieznajomy.
Przeszli dalej, a Kizzy ścisnęła Bruce’a za łokieć.
— Dzieje się tutaj coś złego — szepnęła.
— Dzieje się bardzo dużo — syknęła postać tuż przy jej uchu.
Spięła się gwałtownie.
— O co chodzi? — wykrztusił Max.
— Zobaczycie widowisko.
Zostali wręcz wepchnięci do salonu. Z początku nie widzieli nic godnego uwagi. Dopiero po chwili dostrzegli Czarnego, a serca im zamarły. Kilka części ciała miał owinięte w bandaże, przez które przeciekała krew, ubranie było poszarpane, siedział skulony, nawet na nich nie reagując. Jego oczy wypełniały strach, rozpacz… i obłęd.
— Harry, o co chodzi? — spytała szeptem Kizzy.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
— O niego i jego życie — wysyczała postać.
— Coś ty mu zrobił? — warknął Will.
— Coś, na co zasłużył, prawda, Harry?
Czarny przeniósł na niego wzrok, lecz szybko go odwrócił. Postać zaśmiała się okrutnie. Kizzy podeszła bliżej Harry’ego i usiadła obok, kładąc rękę na jego policzku.
— Co się stało? — szepnęła.
— Nie krępujcie się — rzekł nieznajomy w stronę chłopaków z zespołu, którzy podeszli bliżej Czarnego.
Brunet powoli przeniósł wzrok na Kizzy, a jej aż stanęło serce, gdy zobaczyła tak przerażone zielone oczy, które zawsze dodawały jej sił.
— Co się stało? — powtórzyła cicho.
— Odeszli. Zostawili mnie. Nienawidzą mnie…
— Kto?
Nie odpowiedział.
— Jego przyjaciele — odpowiedział nieznajomy, napawając się jego bólem. — Dowiedzieli się o jego kłamstewkach dotyczących was wszystkich.
Czarny niemal wbił się w oparcie kanapy, gdy Złodzieje na niego spojrzeli. No tak… Przecież chce odwrócić ode mnie wszystkich…
— O co chodzi? — spytał gniewnie Kevin, a Czarny powstrzymał się przed jękiem desperacji.
Spojrzał na postać, która uśmiechnęła się znacząco. Wiedział, że nie ma wyboru.
— Wysłuchaj go to się dowiesz — wyszeptał tylko, nawet nie próbując się obronić.
Postać uśmiechnęła się kpiąco, zadowolona, że może pogrążyć go jeszcze bardziej.
— Kłamie na każdym kroku. W jego słowach nie było ani krztyny prawdy. Mąci wam w głowach.
Złodzieje spojrzeli wrogo na Czarnego.
— Nie — wyszeptała Kizzy z paniką w oczach. — Chłopaki, w ogóle nie znacie tego kogoś! — krzyknęła rozpaczliwie, trzymając Harry’ego za rękę. — To on kłamie! Nie czujecie tego?!
— Po co miałbym to robić?
— Bo… — spojrzała na przyjaciela i widząc jego wzrok, wiedziała, że chłopak nie może powiedzieć im prawdy. — Chcesz go pogrążyć — wyszeptała. — Chcesz go wykończyć psychicznie, nastawiając jego bliskich i znajomych przeciwko niemu. A on nawet nie może się przed tym obronić!
Złodzieje drgnęli, kiedy dotarły do nich jej słowa. Spojrzeli najpierw na nieznajomego, potem na Kizzy, a na końcu na Harry’ego, który patrzył na dziewczynę z wyraźną nadzieją.
— Kim ty jesteś, do cholery, żeby robić coś takiego? — warknął Max do obcego.
— Brawo, panno McPamant. Jako jedyna nie dałaś się nabrać i przekonałaś do swoich racji innych. Dlaczego to robię? To już sprawa między nami. Kim jestem? Nieważne kim, ale od kogo. A on — spojrzał na Harry’ego z uśmieszkiem — jest na skraju obłędu.
— Wynoś się! — wrzasnęła Kizzy.
— Właśnie miałem taki zamiar. Wy jesteście tu zamknięci, a ty, Harry, przygotuj się. Wrócę niedługo.
Zniknął w czarnej mgle, a w salonie zapadł cisza.
— Harry, co to wszystko ma znaczyć? — spytała szeptem Kizzy. Odpowiedziało jej milczenie. — Chcemy ci pomóc.
Pokręcił głową. Po wielu naciskach w końcu powiedział im o zerwaniu przyjaźni z pozostałymi.
— Czarny, oni muszą dowiedzieć się prawdy. Nie kłamałeś. To ten koleś… Nie zaprzeczyłeś, bo chciałeś im pomóc. Nie mogli cię znienawidzić po tym wszystkim — powiedział Cary.
— Mogli. Co czuliście po wejściu tutaj?
— Wszystko, co najgorsze — mruknął Bruce.
— Właśnie. Oni czuli to samo. Uwierzyli w to, co mówił, bo mieli uwierzyć, a później wysłał do Nory innych, żeby wywarli wpływ na pozostałych.
— Po co chce tu wrócić?
— Po to co zwykle — szepnął.
— Torturuje cię — odparł cicho Kevin po chwili. — Nie tylko psychicznie. Nie możesz na to pozwolić.
— Harry, proszę cię — popłakała się Kizzy. — Nie poddawaj się, walcz tak jak zawsze.
— Nie. Nie mam już siły — odpowiedział słabo. — To za długo trwa. Straciłem to, co najważniejsze, więc nie mam po co…
— Masz nas — szepnęła, przytulając się do niego delikatnie, by nie sprawić mu dodatkowego bólu. — Pomożemy ci. Jakoś go tutaj nie wpuścimy…
— Nie dacie rady. To nie jest człowiek.
— To pójdziemy po pomoc. Wyciągniemy cię stąd…
— Nie wyjdziecie stąd, a on mnie wszędzie znajdzie.
— Kiedy przestanie cię tak dręczyć?
Wzruszył ramionami.
— Ogólnie pewnie się nie odczepi, dopóki nie zabiję Mroku. A teraz… Nie wiem. Pewnie za kilka dni, bo się im postawiłem.
— Postawiłeś się?
Uśmiechnął się słabo.
— Tak to się kończy za każdym razem, a jakoś nie mogę się powstrzymać. Żałosne.
— Nie poddawaj się — powtórzyła cicho Kizzy.
— Już to zrobiłem.
Po jej policzkach popłynęły łzy, kiedy Harry spojrzał w okno i nie miał zamiaru już nic więcej powiedzieć, lecz zatonął w tylko sobie znanych myślach.

Siedzieli niemal w zupełnej ciszy przez kilka godzin. Za oknami zapadła już ciemność, a w pomieszczeniu światło rzucała tylko zapalona świeczka. Nic innego nie działało: ani światło, ani prąd, ani drzwi, ani różdżki. Harry leżał na kanapie z wysoką gorączką. Nie mogli podać mu żadnego środka na jej zbicie, ponieważ wszystkie eliksiry znajdowały się w zamkniętej kuchni, a Czarny, który mógł użyć samouzdrowienia, nie miał na to siły. Kizzy siedziała na ziemi, trzymając go za rękę i przytulając do niej twarz. Po policzkach niemal cały czas spływały jej słone łzy.
Nagle włączyła się wieża, a z głośników wydobyły się jakieś odgłosy, które sprawiły, że ciarki przeszły im po plecach. Chłopcy zerwali się z ziemi z różdżkami w dłoniach, chociaż były one bezużyteczne. Rozległ się rozpaczliwy płacz dziecka.
— Igra sobie na naszych nerwach — mruknął Harry. — Zaraz przyjdzie.
— Nie zostawimy cię.
— Wyrzuci was siłą.
— Obiecaj, że się nie poddasz, że będziesz walczył do końca — wyszeptała histerycznie Kizzy. Nie obiecywał. — Harry, proszę cię, obiecaj… Zabiję się razem z tobą…
— Nawet tak nie mów.
— Więc obiecaj.
Harry zawahał się, lecz widząc jej spojrzenie, które potwierdzało to, co mówiła, szepnął:
— Obiecuję.
W pomieszczeniu zmaterializowała się znienawidzona postać.
— I jak tam zdrowie? — rzekł szyderczo obcy. Milczeli. — Gotowy, Harry?
— On nigdzie nie pójdzie — wysyczał Max.
— On nie, ale wy tak. Chyba że Harry zażyczy sobie, aby mieć widownię.
Kevin powstrzymał Miętę przed rzuceniem się na nieznajomego z pięściami. Obcy machnął ręką, a Złodzieje i Kizzy, mimo protestów, zostali wypchnięci z pomieszczenia. Harry został sam na sam z postacią.
— Zaczynamy zabawę…

— Co robimy? — zapytał Świstak, gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi. — Nie możemy tego tak zostawić.
— Masz jakiś pomysł?
— Nie wiem, czy to dobra opcja, ale to jedyne, co przyszło mi do głowy. Gdyby tak jeden z nas udawał, że wierzy temu komuś, to może wypuściłby jedną osobę. Zrobił tak z Syriuszem i Alexem. Może teraz też by się udało. Czarny jest kompletnie zdołowany i jeśli dalej tak pójdzie, może to się źle dla niego skończyć. Chyba powinniśmy chociaż spróbować…
— Kogo proponujesz? — zapytał cicho Will.
— Kizzy odpada na samym początku, skoro od razu wyczuła jego intencje. Dragon, stawiam na ciebie, bo jesteś najlepszym aktorem.
— No dobra — mruknął niechętnie. — Tylko do kogo mam iść w tej sprawie?
— Musisz spróbować ich przekonać. Dochodzi dwudziesta. Powinni jeszcze być w Norze.
— Tylko skąd mamy wiedzieć, do której będziemy tutaj zamknięci?
Na to pytanie nikt nie potrafił odpowiedzieć.

Nie miał pojęcia, jak mógł doprowadzić to wszystko do momentu, w którym aktualnie się znajdował. Nie potrafił zrozumieć, jak mógł popełnić tyle błędów, za które teraz musiał płacić. Od dawna nie zaznawał litości, więc powinien się uodpornić, jednak za każdym razem słowa raniły równie mocno jak czyny. Po kolejnym ciosie stracił kontakt z rzeczywistym czasem, choć nie stracił przytomności. Wszystko mieszało się w jego głowie.
Ocknął się z transu, wbijając spojrzenie w swoje zakrwawione dłonie i słysząc, że otwierają się drzwi. Do jego uszu dotarł zaniepokojony głos Kizzy, później chłodny głos Dragona i oburzenie pozostałych Złodziei. Jak przez grubą szybę usłyszał ich słowa:
— Jesteście ślepi, jeśli tego nie widzicie.
— Dragon, co ty gadasz?! Oszalałeś?!
— To spójrzcie na wszystko, co się dzieje! Przez ostatnie cztery lata był zupełny spokój, a gdy tylko on wrócił, znowu zaczęły się wszystkie problemy! Doskonale to widzicie, ale nie chcecie dopuścić do siebie tej myśli!
— Weź się opanuj, idioto!
— To wreszcie przejrzyjcie na oczy!
W następnej chwili Czarny wyłączył się, żeby nie słyszeć tej awantury. Już było mu wszystko jedno.
Chwilę później zobaczył przed sobą twarz Kizzy, która powiedziała szybko:
— Czarny, on tylko grał. Miał odegrać scenkę, żeby go stąd wypuścił i się udało. — Jej głos łamał się z każdym kolejnym słowem, aż w końcu jęknęła słabo: — Boże, co on ci zrobił…

Zaraz po wyjściu z domu Harry’ego Dragon teleportował się do Nory. Miał wrażenie, że wszystko poszło zbyt łatwo, jednak była to chyba jedyna szansa pomocy dla Czarnego. Z Nory najwyraźniej nikt jeszcze nie wyszedł, co mu aktualnie sprzyjało.
— Moglibyście przenieść się ze mną na Grimmauld Place? Muszę wam coś powiedzieć, a tutaj warunki nie sprzyjają.
Na szczęście nie spotkał się z odmową i protestami, dlatego chwilę później wszyscy byli we wskazanym przez niego miejscu. Kiedy wszyscy znaleźli się w salonie, zaczął:
— Chodzi o Czarnego…
— Gdybyś nie wiedział, od początku…
— … was chronił — dokończył głośno Cary. — Zdziwieni? Wcale mnie nie dziwi, że jesteście do niego tak nastawieni, bo czegoś zdążyliśmy się dowiedzieć.
— Kłamał…
— Jakby na to nie patrzeć, kłamał tylko dlatego, że go do tego zmuszono. Chyba sami widzieliście, jak to przebiegało — dodał, patrząc znacząco na Alexa i Łapę, którzy niespokojnie poruszyli się w swoich krzesłach. — Facet go torturował i nadal to robi. Nie wiemy dlaczego, jednak aktualnie nie ma to znaczenia. Ważne jest to, że żyjecie w błędzie, bo celowo zostaliście nastawieni przeciwko niemu.
— Przecież mógł nam powiedzieć, skoro zostaliśmy z nim sami — warknął Łapa.
— Tylko wam się tak wydawało — burknął. — Nie byliście sami, a on doskonale o tym wiedział, dlatego zrobił wszystko, żeby was stamtąd wyrzucić. Wiem, bo to samo próbował zrobić nam, jednak Kizzy utrzymała głowę na karku i zdołała go przejrzeć, zanim zareagowaliśmy podobnie jak wy. Dalej nie wiem, jakim cudem udało nam się wszystko zorganizować tak, żebym mógł stamtąd wyjść, ale ważniejsze jest to, czy w końcu to wszystko do was dotarło.
— Dlaczego nie powiedziałeś nam tego w Norze? — zauważyła Tonks.
— Bo cały czas byliście pod kontrolą i nic byście nie zrozumieli.
— Czyli cały czas jest w swoim domu…
— Owszem, ale nie możecie do niego iść bez planu, bo tylko to wszystko pogorszycie. — Pokrótce wyjaśnił im całą sytuację, żeby zrozumieli, w jakie bagno wpakował się Czarny. — Poddał się i nie próbuje sobie pomóc, dlatego to wszystko jest takie pogmatwane.
— Jeśli sądzisz, że spróbujemy mu pomóc po tym wszystkim… to masz rację.

1 komentarz:

  1. Hej,
    rch, kłamał aby ich chronić, przecież nic nie mógł mówić, zabolala mnie ich reakcja, jak i innych, Kizzi przejrzała wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń