środa, 17 lutego 2016

II. Rozdział 7 - "Carousel"

Próba zamieniła się w imprezę. Złodzieje Serc dopiero tydzień później dowiedzieli się o związku Harry’ego z Ginny i postanowili, jak to mieli w zwyczaju, oblać to. O dziwo, w ruch poszło tylko mugolskie piwo. Złodzieje siedzieli w sali prób razem z Kizzy, grając i śpiewając, a właściwie drąc się i pijąc. Zadzwonił dzwonek do drzwi, ale tylko jedyna trzeźwa kobieta go usłyszała. Zeszła na dół, by otworzyć. Nie zdziwił jej widok Syriusza i Remusa ze swoimi narzeczonymi oraz Ginny.
— Cześć — rzekli zgodnie, patrząc na szczyt schodów, skąd dochodziły dziwne odgłosy.
— Cześć — uśmiechnęła się szeroko.
— Czarny! Jesteś w ciąży?! — rozległ się wrzask Maxa.
— CO?!
— No bo tu łóżeczko stoi!
— To jest prezent na przyszłość, idioto! — krzyknął Cary za Harry’ego.
— Jaka dzisiaj okazja? — spytał Łapa.
— Czarny dopiero powiedział im o Ginny. Nie że zapomniał! — dodała szybko. — Tylko wolał przełożyć termin libacji.
Zaśmiali się.
— Mięta! — krzyknął Harry. — Mięta! MIĘTA! Ty idioto! Nie właź do tego łóżeczka!
— Yyy… Wiecie co, ja lepiej tam wrócę — wyjąkała Kizzy i pobiegła na górę.
Spojrzeli na siebie, zamknęli drzwi i poszli za nią.
— Chłopaki, no! Miało być po jednym piwku na szczęście Czarnemu i mieliśmy brać się do próby — gadała menedżerka. — Jedno piwko! Nie co najmniej trzy! Jesteście nachlani jak cholera! — puszczały jej nerwy.
— Po pijaku lepiej się śpiewa — zachichotał Cary, a Kizzy najwidoczniej zdzieliła go w łeb, gdyż zaczął jęczeć.
— Tak w ogóle to gdzie Czarny?
— Wyskoczył przez okno.
— CO?!
— He, he! Żartowałem. Poszedł do kibla, twierdząc, że musi wytrzeźwieć.
— Rzyga?
— Takie słownictwo nie pasuje do takiej kobiety — rzekł Bruce.
Prychnęła i wyszła na korytarz. Zaczęła trzaskać pięścią w drzwi od łazienki.
— Czarny, rzygasz?!
— Nie rzygam! Tylko powiedz tym ciołkom, że jak nie doprowadzą się do ładu, robimy wyjazd z wytwórni. Na jutro musimy mieć piosenkę, a mamy tylko tekst!
— O szlag! — przypomniał sobie Dragon. — Wyłaź z tej łazienki! — Zaczął dobijać się do drzwi.
— Spadaj na dół.
Dragon zbiegł po schodach tak szybko, na ile pozwalał mu jego stan, wcześniej witając się z nowo przybyłymi, których dopiero zauważył.
— Harry, masz gości — powiedziała Kizzy przez drzwi.
— Jak to Huncwoci, daj im po piwie to się odczepią i nikomu nie powiedzą, co tu się działo.
— To nie oni — zaśmiała się, patrząc na rozbawionych gości.
— A kto? Pani Weasley?! — przeraził się.
Wybuchnęła śmiechem.
— Pudło — wydusiła. — Przyszłe małżeństwa i twoja dziewczyna.
Rozległ się huk, jakby zawartość szafki runęła na ziemię, a później przekleństwa.
— Eee… Stoją za drzwiami? — spytał niepewnie Czarny, słysząc chichoty.
— Tak.
— I wszystko słyszą?
— Tak — tym razem odpowiedziała Amy.
— To ja nie wychodzę… Co to ma znaczyć?! Świstak, oszalałeś?! Jest środek zimy, więc nie ma wody w basenie! Nie skacz na główkę!!! — Jego głos wydobywał się zza okna.
Drzwi otworzyły się z rozmachem. Harry wybiegł na dwór z mokrymi włosami, w bluzce z krótkim rękawem, zwykłych jeansach i trampkach. Po chwili wrócił z rozpromienionym Kevinem i wsadził głowę kumpla pod kran z zimną wodą. Świstak doprowadził się do użytku, a Czarny w końcu należycie powitał się ze swoją dziewczyną i pozostałymi. Kizzy wsadziła Harry’emu w ręce teczkę z tekstami, mówiąc, żeby coś wybrał. Wpadła do pokoju prób. Rozległy się huki, krzyki i trzaski. Wszyscy spojrzeli niepewnie na Czarnego, który tylko wzruszył ramionami.
— Tylko ich ogarnia. To się nazywa kobieca ręka — dodał pod nosem, otwierając aktówkę.
— Ale co ja zrobiłem, pani menedżer? — pytał Will, kiedy Kizzy zaciągnęła go za ucho do łazienki.
— Jesteście tu z jakiegoś konkretnego powodu czy wpadliście w odwiedziny? — zapytał Harry, patrząc współczująco na Kubka wrzucanego do wanny z wodą.
— Odwiedziny — odpowiedział Remus, patrząc w to samo miejsce.
— Sprzątasz — zarządził Czarny, gdy Kubek spojrzał na niego z żałosną miną, przemoczony wychodząc z wanny.
Chłopak, wzdychając głośno, wyczyścił mokre plamy i usunął śmieci, które przyniósł ze sobą po rozpaczliwej walce z Kizzy.
— Wytresowałeś ich? — zaśmiała się Ginny
— Powiedziałem, że syf, który u mnie zostawią, wyląduje u nich na głowie — odpowiedział, przeglądając kartki. — Gdybym miał codziennie po nich sprzątać, nie miałbym czasu na nic innego, szczególnie, że są tutaj niemal codziennie. Już nawet chcieliśmy dzielić lodówkę na sześć części, bo co tam zajrzę to jest prawie pusta, chociaż przed ich przybyciem były uzupełnione zapasy.
— Weź go ogarnij, bo ja już nie mam na niego siły — jęknęła Kizzy, gdy Mięta na nią nie reagował, zapychając się rękoma i nogami przed wylądowaniem w wannie.
Harry wziął teczkę wraz ze wszystkimi papierami. Zamachnął się i zdzielił Maxa w łeb, aż pozostali się wykrzywili.
— Widziałem cały gwiazdozbiór. — Mięta strzelił zeza z głupim uśmiechem.
— To obejrzyj go dokładniej — rzucił Czarny i przywalił mu po raz kolejny.
Kubeł zimnej wody całkowicie go otrzeźwił.
— Elgiego to ja nie udźwignę — stęknęła Kizzy. — Rozłożył się na ziemi i nie chce się ruszyć.
— Idź zobacz, czy Dragon się nie utopił na dole.
Dziewczyna zeszła po schodach, a Harry poprowadził wszystkich do pokoju prób. Było to obszerne, szare pomieszczenie. Stały tu tylko sprzęty do muzyki: gitary, perkusja, klawisze, pianino, sprzęt DJa i mikrofony oraz wielka kanapa i stolik zawalony papierami. Obok swojej gitary leżał Bruce, a wokół niego sterta puszek od piwa – ich wspólne dzieło.
— Stary, rusz się. — Elgi pokręcił głową. — Chcesz skończyć tak jak Kubek w wannie z zimną wodą?
Bruce westchnął, wstał i poszedł do łazienki, ku zdumieniu wszystkich. Harry wcisnął się na kanapę pomiędzy Ginny a Amy. Po chwili przyszedł Will, który usiadł przy perkusji Kevina i chwycił jedną z pałeczek. Uderzył w pierwszy lepszy okrąg. Później drugi, trzeci… Walił, gdzie się dało, a Harry…
— Kubek — jęczał. — Przestań. Nie umiesz na tym grać, więc przestań się nad nami znęcać.
— Ja nie wiem, jak on to wszystko ogarnia — stwierdził. — No bo zobaczcie. — Chwycił dwie pałeczki. — Walniesz tutaj to ci łeb pęknie. — Zademonstrował. Próbował jeszcze kilka połączeń, ale efektem końcowym była pałeczka wylatująca przez okno. — Ups… — skrzywił się. — Eee tam… Sobie pójdzie.
Harry zaśmiał się i rzucił mu teczkę, by coś wybrał, bo on, jak twierdził, nie patrzył na to obiektywnie.
— Jestem głodny — oznajmił Max i poszedł do kuchni. — Ajbyste — powiedział z wypchanymi policzkami, gdy tylko wrócił. — Ufilbam kchnię fojej mamy — dodał do Ginny.
— Zżarłeś mi jutrzejszy obiad, ty pedale! — warknął Czarny i walnął go w łeb.
Ginny wybuchnęła śmiechem.
— Chyba musisz zrobić sobie zakupy — oznajmił niepewnie Mięta. — Został ci w lodówce tylko pomidor. — Spojrzeli na Dragona, który właśnie wgryzł się w warzywo. — Jednak już nie. Będziesz musiał zamówić sobie pizzę.
Czarny spojrzał na niego morderczo.
— Ku*wa! — warknął głośno Świstak, gdy walnął się w głowę, próbując znaleźć pałeczkę, którą zgubił, jak sądził. — Kto mi zabrał pałeczkę?
— Łaziłeś jak taka ciota po podwórku to pewnie zabrałeś ją ze sobą — rzucił lekceważąco Czarny. — Jak się pytam, gdzie jest cała lodówka żarcia?!
Świstak wzruszył bezradnie ramionami i poszedł na dwór.
— Może coś ci ugotuję? — zachichotała Ginny.
— Zanim zdążę to zobaczyć, już mi to zeżrą!
Ginny ponownie wybuchnęła śmiechem.
— Ja nie mam nic przeciwko! — oznajmił radośnie Max. — Zrobiłaś genialne kiełbaski na parapetówkę. Auuuu! — stęknął, gdy Czarny zdzielił go w łeb.
— Może zaczniecie wreszcie coś tworzyć? — zapytała ostro Kizzy, kiedy wszyscy pojawili się w pomieszczeniu. — Musicie mieć na jutro chociaż ogólną koncepcję utworu.
— I tak powtarzanie o wyrzuceniu nas z wytwórni to czcze gadanie. Za dużo na nas zarobią, żeby nas kopnąć w dupę — uśmiechnął się szeroko Max.
— Ale obiecaliście, że wydacie płytę w marcu, a nie chcecie chyba przekładać terminu — odparła.
Westchnęli zgodnie. Nie mieli wyboru. Odebrali od Kizzy tekst pod tytułem Carousel i zabrali się do pracy.
Po dobrej godzinie intensywnych spekulacji i prób chłopcy mieli już wstępną wersję refrenu i kilka partii, których chcieli użyć przy zwrotkach. Kiedy goście wychodzili z domu Czarnego, mieli już w głowach sporą część nowego utworu Złodziei Serc.

Ślub Syriusza z Amy i Remusa z Tonks zbliżał się coraz bardziej, a Harry miał problemy z wymyśleniem prezentu. Zwrócił się o pomoc do Ginny, która miała taki sam dylemat. Siedzieli razem z Skrzydle Szpitalnym, myśląc nad podarunkiem, ale efektem końcowym była para złączona w namiętnym pocałunku.
— Kiedy wyjeżdżacie w trasę koncertową? — spytała, kiedy przyszedł jakiś uczeń i musieli doprowadzić się do porządku.
— Wyjeżdżamy dwa dni po premierze, czyli cztery dni po ślubie. Kizzy mówiła, że przez miesiąc będziemy w trasie — odpowiedział, patrząc, jak dziewczyna podaje chłopczykowi jakiś płyn. — Musimy utrzymać pozory, że jesteśmy zwykłymi mugolskimi grajkami, więc może być ciężko z jakąkolwiek deportacją. Tym bardziej, że byłaby potrzebna zgoda tamtejszych Ministrów Magii — dodał, kiedy chłopczyk wyszedł. — Koncerty, wywiady, nagrania teledysków przy okazji. Mamy tak napięty grafik, że nie wiem, czy będzie czas na spanie. Tak myśląc o tej trasie koncertowej, wymyśliłem prezenty. Wyślemy ich na wakacje, co ty na to?
— Świetny pomysł — uśmiechnęła się szeroko. — Blackowie na Hawaje, a Lupinowie na Karaiby?
— Blackowie gdzieś dalej.
Oboje zaśmiali się.
— Widać, jak za sobą przepadacie — zachichotała.
— Odpoczniemy od siebie to może zapałamy do siebie rodzinną miłością — wyszczerzył się.

— Wszystko załatwiłem — rzekł Harry, wchodząc do kuchni Nory, gdzie czekała na niego Ginny. Nie rozglądał się na boki, mówiąc: — Były drobne problemy z tą kobietą, ale nadrobiłem urokiem osobistym. — Usiadł naprzeciwko niej tyłem do kominka. Ginny próbowała mu coś przekazać mimiką twarzy, ale nie zwrócił na to uwagi. — Wiesz, jakie te baby w biurach są wredne? Ale sława się przydaje. Stało się coś? — Pokiwała głową, patrząc ponad nim. Harry uderzył się otwartą dłonią w czoło. — Czy za mną ktoś stoi? — Potwierdziła. — Znając życie, jest to mój pierdolnięty chrzestny, czyż nie? — Ktoś zdzielił go gazetą w głowę. — Pewnie towarzyszy mu jego przyjaciel z dzieciństwa, hę? — Pokiwała głową. — Czyli jak zawsze mówię coś nie wtedy, gdy powinienem. — Odwrócił się, by zobaczyć Łapę z gazetą w ręku i rozbawionego Remusa. — Witajcie, moi mili! Jak wam życie mija? Jak wasze przyszłe małżonki? Wykopały z domu? — Ginny zachichotała, kiedy oberwał gazetą po raz kolejny. — Nie? To Amy jeszcze ma cierpliwość?
Próbował obronić się rękoma przed kolejnym ciosem, ale Syriusz zauważył w jego dłoni jakieś papiery.
— Co tam masz?
Czarny rozszerzył oczy i natychmiast schował kartki za siebie, wstając i idąc pod okno tyłem, kiedy Łapa ruszył w jego stronę.
— Nic takiego — rzekł szybko.
Przecież nie mógł pokazać mu biletów na wyjazd!
— Bilety?
— Na leczenie psychiatryczne.
— W końcu idziesz?
— Twoje — rzucił złośliwie. Umknął przed zaklęciem. — A co wy tu robicie, tak w ogóle? — próbował odwrócić od siebie jego uwagę.
— Wyobraź sobie, że Molly zaprosiła nas na obiad. I nie zmieniaj tematu.
Łapa nie zauważył buchającego ognia w kominku, tak jak pozostali, ani na Harry’ego, który nagle zamarł. Za to Czarny coś sobie przypomniał. Dzisiaj miał stawić się u Lucyfera! Od godziny powinien tam być!
— Muszę iść — rzucił nerwowo.
— Nie wymiguj się.
— Muszę iść — dodał twardziej, a Łapa powędrował za jego wzrokiem.
Od razu poczuł, że coś jest nie tak.
— Nie idź tam — powiedział cicho.
— To nie ode mnie zależy. Nie mów pozostałym — odparł niemal szeptem i nie potrafił opanować przerażenia w swoim głosie.
— Później masz wrócić tutaj albo dać mi znać, gdzie jesteś, zrozumiano? — szepnął Syriusz, a Czarny pokiwał szybko głową, by jak najprędzej zakończyć temat.
Deportował się w czarnej mgiełce.
— Gdzie on poszedł? — spytała Ginny, odrywając się od rozmowy z Lunatykiem.
— Przypomniał sobie, że miał być w studiu — skłamał.
— Jak zwykle roztrzepany.
Uśmiechnął się z wymuszeniem. Zaczęło go mdlić, gdy przypomniał sobie, w jakim stanie wrócił Czarny jakiś czas temu.

Wiedział, że obiecał Syriuszowi, ale czy będzie miał tyle siły, aby udawać, że wszystko jest w porządku? Z piekącymi i krwawiącymi plecami?
Deportował się do siebie, gdzie owinął klatkę piersiową i plecy w bandaż, wypił eliksir łagodzący ból, po czym przeniósł się do Nory, czyszcząc wcześniej ubranie z krwi i łatając je. Wszyscy jedli obiad w nieświadomości, gdzie przed chwilą był. Tylko Łapa siedział jak na szpilkach.
— Harry, kochaneczku, wreszcie jesteś — rzekła pani Weasley, a Syriusz natychmiast poderwał głowę.
Alex patrzył podejrzliwie to na Czarnego, to na Łapę. Molly posadziła Harry’ego na końcu stołu tak, że znajdował się naprzeciwko Alexa i obok chrzestnego. Po jego lewej stronie znalazła się rozgadana i uśmiechnięta Ginny.
— Coś nie tak, że tak nagle wyszedłeś? — spytała.
Harry musiał wtargnąć w myśli Syriusza, który pozwolił mu na to bez oporów.
W studiu.
— Drobne problemy w studiu — odpowiedział, świadom, że wszyscy go słuchają.
— W niedzielę?
Zrobił bezradną minę.
— Jakoś blado wyglądasz — drążyła Ginny.
— Bo ci ludzie mnie wykańczają.
Rozwiał ich wątpliwości, więc zaśmiali się. Wrócili do poprzednich rozmów.
— I tak nie wierzę wam w bajeczki o studiu — powiedział cicho Alex, dłubiąc w swoim talerzu. Syriusz i Harry zerknęli na siebie. — Nie ze mną te numery. W trakcie gdy byłeś w studiu, gadałem z Maxem i Kevinem.
Czarny przemilczał to.
— Wszystko w porządku? — zapytał cicho Łapa.
— W porządku — mruknął, krzywiąc się lekko, gdy pani Weasley nałożyła mu górę jedzenia.
Nie miał apetytu, ale żeby nie wzbudzić podejrzeń, musiał coś zjeść. Niechętnie chwycił widelec. Miał wrażenie, że rana powiększa się z każdą minutą, a eliksir niewiele pomaga. Nagle coś dotknęło jego pleców, a on spiął się gwałtownie jak struna. Nie było to coś materialnego, raczej jakiś powiew wiatru. Zerknął na ziemię, wyczuwając piekielne siły. Kiedy się skupił, usłyszał kroki, chociaż wszyscy siedzieli. Przez otwarte okno zawiał ostry wiatr, który zmierzwił wszystkim włosy.
— A co to za pan? — zapytała nagle Suzi, patrząc w przestrzeń pomiędzy Alexem a Fredem.
Czarny spojrzał na nią z przerażeniem. Widziała piekielną postać, która dla wszystkich innych była niewidzialna.
— O kim ty mówisz, Suzi? — zapytał z rozbawieniem Ron.
Harry prędko poderwał się z krzesła.
— Zostawiłem coś w studiu — powiedział jedynie i zniknął, wiedząc, że postać pójdzie za nim.
Syriusz i Alex wymienili zlęknione spojrzenia, a wszyscy wrócili do rozmów, jak gdyby nigdy nic.
— Do jego domu — szepnął Alex i obaj deportowali się bez słowa.
Prędko weszli do mieszkania Harry’ego, w którym panowała absolutna cisza, jednak wyczuli mroczną, przytłaczającą i wrogą atmosferę.
Homenum revelio — szepnął Łapa.
Czar ujawnił obecność dwóch osób. Przeszli cicho do salonu, ale nikogo tam nie zastali. Alex nacisnął klamkę do jadalni, która skamieniała. Zamarł, kiedy mimo to usłyszał głosy dochodzące w pomieszczenie.
— Syriusz, tutaj — powiedział.
Łapa natychmiast do niego podszedł i dotknął drzwi.
— Niezbyt dostrzegamy, że się starasz — usłyszeli głos nieznajomego.
— Robię, co mogę, ale sami mi to uniemożliwiacie — odparł Czarny.
Alex i Syriusz wymienili spojrzenia.
— Gówno się starasz, Harry. Zbyt dużo osób ma podejrzenia.
— To po co mi jeszcze dowalacie?
— Nikt nie powiedział, że będziemy ci pomagać — roześmiał się. — Doskonale wiesz, że dzisiaj przegiąłeś i chociaż już wróciłeś, Lucyfer nadal jest wściekły. Tak szybko ci tego nie wybaczy.
— To po jaką cholerę mnie odesłał?! — warknął Harry.
— Nie podnoś głosu — syknął nieznajomy.
Usłyszeli świszczące uderzenie, później huk, jakby ktoś się przewrócił. Czarny powiedział coś cicho z bólem.
— Masz misję, Harry, i musisz ją wykonać. Chociaż… im dłużej ci się to nie udaje, tym większą mamy rozrywkę. — Głos obcego był pełen rozbawionego szyderstwa.
— Rozrywkę? Nie wiem, jak was to może bawić…
— Hmm… Ciebie kiedyś to też bawiło. — Chwila ciszy i śmiech nieznajomego. — Dlaczego nie zaprzeczasz? Bo mam rację, czyż nie?
— Pieprz się — szepnął Czarny.
Kolejny trzask. Harry cicho jęknął. Alex spojrzał rozszerzonymi z przerażenia oczami na Syriusza, który szarpał za klamkę.
— Niezależnie od tego, co powiem, i tak uznasz to za złą odpowiedź — wychrypiał Harry.
Postać zaśmiała się.
— Wróćmy lepiej do tematu. Skoro twierdzisz, że nie jesteś w stanie powstrzymać tego, czego się domyślają, to może powinieneś ich usunąć?
— Chyba oszalałeś — warknął Czarny. — Nie zabiję ich.
— Może powinieneś. Szczególnie Williamsa.
Alex rozszerzył oczy jeszcze bardziej.
— Chyba cię popieprzyło! Nie moja wina, że był na granicy i widział za dużo!
Nieznajomy cmoknął.
— Teraz przesadziłeś.
Coś walnęło w drzwi, a następnie rozległ się zduszony jęk Harry’ego. Łapa i Alex odskoczyli od wrót jak oparzeni. Natychmiast przestali słyszeć wszystko, co działo się w jadalni.
— Musimy tam wejść — wydukał Alex, szarpiąc jeszcze raz za skamieniałą klamkę i zamarł, kiedy usłyszał kolejne słowa.
— Co do twoich przyjaciół… Gdzie oni właściwie są? Nie zauważyłem, żeby ruszyli ci na pomoc. Znowu ich okłamałeś? Oczywiście, że tak — zachichotał ironicznie. — Oni jeszcze ci wierzą?
— Zamknij się — szept pełen bólu.
— Ale taka jest prawda, Harry. Przepraszam, przecież ty nie wiesz, co to takiego, skoro kłamiesz im w żywe oczy. A mówią, że w przyjaźni trzeba być szczerym.
— Powiedziałem, żebyś się zamknął.
— Zapomniałem o niespodziance dla ciebie.
Drzwi ustąpiły. Alex i Syriusz spojrzeli na siebie i weszli do środka. Harry był ubabrany krwią. Dygotał lekko, jakby rażono go prądem. Klęczał jak skazaniec przed postacią w czarnej szacie, którą zdążyli już poznać. Oczy Czarnego rozszerzyły się w przerażeniu, gdy podniósł na nich wzrok. Pomieszczenie nie wyglądało zbyt dobrze. Krzesła były poprzewracane, a niektóre połamane.
— Chyba musicie sobie coś wyjaśnić — rzekła postać, wbijając spojrzenie w Czarnego. Obcy chwycił go za podbródek i szarpnął tak, aby chłopak również na niego spojrzał. Harry odwracał wzrok. — A my spotykamy się niedługo — syknął. — Spójrz na mnie.
— Nie — wychrypiał.
— Dobrze ci radzę.
Czarny z wyraźnym bólem przeniósł na niego wzrok. Jego twarz wygięła się w grymasie cierpienia, jednak nie odwracał spojrzenia.
— Kiedy się widzimy? — wysyczała postać.
— Jutro — szepnął w transie.
— Chyba że znowu złamiesz zasady. A teraz nadszedł czas, żebyś powiedział trochę prawdy.
Puścił jego twarz, a Harry odsunął się od niego jak najdalej. Dygotał jeszcze bardziej, a z jego ust wydobywała się piana wymieszana z krwią. Obcy zniknął, a Czarny runął na ziemię, krztusząc się i wijąc z bólu.

1 komentarz:

  1. Hej,
    o tak Harry powiedział, że są z Ginny razem i tylko na piwku się to nie skończyło oblewanie, Alex i Syriusz wszystko słyszeli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń