środa, 17 lutego 2016

II. Rozdział 6 - "W ustatkowaniu swojego życia"

Harry już dawno nie walczył mieczem, jednak gdy tylko stanął naprzeciwko swojego przeciwnika, przypomniał sobie każde słowo, jakie usłyszał na szkoleniu Bezimiennych. Skupił się, chwytając pewniej miecz. W jego stronę przybiegł piaskowiec. Czarny dokładnie śledził każdy jego ruch, a gdy był dostatecznie blisko, wziął zamach. Głowa zsunęła się z reszty ciała, a ten zniknął w kupce piasku.
Znowu złapała go ta dzika chęć walki i pokonania przeciwnika. Energia rozpierała go od środka, więc jej nie powstrzymywał. Razem z Natalie walczył u boku Ryana. Jeden pomagał drugiemu, by wyjść z walki zwycięsko i odnieść jak najmniej ran. Harry zablokował cios wymierzony w Najwyższego, a Natalie jednocześnie obroniła jego plecy. Najstarszy obrąbał głowę jednemu z przeciwników, a Natalie uderzyła innego z pięści w twarz. W tym samym czasie Czarny kopnął innego w brzuch, by w następnej chwili odskoczyć przed mieczem wycelowanym w jego plecy. Natalie wytrąciła piaskowcowi ostrze, a Ryan przebił go na wylot.
Miecz zgrzytnął głośno, aż w uszach mu zagwizdało, kiedy natrafił na klingę piaskowca. Odskoczył do tyłu, by uniknąć ataku, lecz broń i tak zraniła go w rękę. Krew spłynęła mu wzdłuż ramienia, ale w tym momencie nie mógł się tym przejąć. Ważniejsze było to, co działo się na polu walki. Stwory najwyraźniej jeszcze nie były w pełni sił, bo zostały pokonane dość szybko. Zostały po nich tylko małe kupki piasku i krew. Klnąc na nich, że zakłócili im spokój świąt, Bezimienni wrócili do zamku, gdzie doprowadzili się do porządku i każdy wrócił tam, gdzie znajdował się wcześniej.
— Według mnie chciał tylko pokazać, że się nie wycofał, że zbiera armię i że mamy się go obawiać, bo może zaatakować, kiedy tylko mu się zachce — mówiła Amy, wchodząc razem z Harrym do salonu Nory.
Usiedli, jak gdyby wyszli tylko na chwilowe pogaduszki.
Kiedy Harry wrócił do domu, zjawił się u niego Gabriel, który usiadł w fotelu, jakby był u siebie.
— Mrok werbuje wszystkie stworzenia, jakie tylko się da — oznajmił. — Dementorzy zaczynają się do niego przekonywać, piaskowce już są po jego stronie, kwarmiany także. Mówiłem ci kiedyś o jaszczuroludziach. Prawie je przekabacił, niewiele mu brakuje. Wampiry i wilkołaki ciągle się zastanawiają.
— Jeśli mu się uda, będziemy mieć dużo przeciwników?
— Przyznam szczerze, że sporo. Nie wiemy, kogo jeszcze wynajdzie. Zważywszy na to, że mieczem umie posługiwać się bardzo mało osób, powinniście coś tym zrobić. Sami nie pokonacie tylu przeciwników. Sama magia także nie wystarczy. Tym bardziej, że Mordercy Nocy, czyli ci, którzy przywołali Mrok, umieją posługiwać się mieczami, więc ryzyko wzrasta.
— Czyli… trzeba zorganizować jakieś szkolenia — stwierdził Harry.
— Przydałoby się. Mogliby podszkolić w tym aurorów, wprowadzić podstawy w wyższych klasach Hogwartu, zorganizować kursy dla chętnych…

Już następnego dnia Harry postanowił przedstawić McGonagall plan dotyczący nauki walki bronią białą w szkole. Po wymienieniu jej wszystkich argumentów i popleczników kobieta stwierdziła, że jest to konieczne. Pozostał wybór nauczycieli tego przedmiotu. Harry odpadał na samym początku, chociaż kobieta przyznała, że byłby do tej roli idealny. Zwróciła się jednak do niego o pomoc w wyborze wśród Bezimiennych. Stanęło na Seanie. Mężczyzna zgodził się z drobnymi oporami.
Czarny wybrał się także do szefa Biura Aurorów. Mężczyzna musiał się zgodzić na dodatkowe kursy dla łowców czarnoksiężników po wielu poważnych słowach Harry’ego. Tutaj wybrali Steve’a. Do przekonania został Minister Magii, którym nadal był Kingsley. Nie potrzebował jakichś wyszukanych argumentów, aby się zgodzić. Lucy z kolei zgodził się uczyć chętnych czarodziejów.
Kiedy Jay, Alex i Ron dowiedzieli się o podszkoleniu, tak jak mieli w zwyczaju, zaczęli narzekać. Nie byli do tego zbytnio przekonani, ale nie mieli nic do gadania. Byli aurorami i to wystarczyło.
— Prędzej sam siebie przetnę na pół niż jakiegoś dupka. Wystarczy, że trzymałem twój miecz. Ciężkie to jak nie wiem co — skrzywił się Alex.
— Bo musicie się wprawić. Steve wymyśli wam takie ćwiczenia, że…
Zamknął szybko usta.
— Steve? Skąd wiesz? — spytał podejrzliwie Ron.
— No bo któżby inny? Wiadomo, że Bezimienny, a on jest najlepszy i zawsze zajmuje się tym w trakcie szkolenia nowych Aniołów — odparł, starając się oddalić od siebie podejrzenia.
— Harry, ty nas w to wkopałeś.
I tak wszystko wyszło na jaw. Jego mina mówiła sama za siebie, a aurorzy zgodnie westchnęli. Wzruszył ramionami z głupim uśmiechem.

— Wy nie wiecie, jakie to są męki — jęczał Jay, siedząc w gabinecie Remusa z pozostałymi Huncwotami i Syriuszem.
Jay, Alex i Ron byli wykończeni po pierwszej lekcji walki mieczem.
— Uwierz mi, wiem — rzekł Harry, patrząc na nich ze szczerym współczuciem.
— Ty jedyny nas rozumiesz — powiedział Alex, rozcierając sobie ramię.
— Widocznie musicie przez to przejść, żeby później umieć walczyć — rzekł logicznie Remus.
— Taki trening wam pomoże — powiedział Harry. — I tak macie lżej, niż jakbyście byli na treningu u Bezimiennych. Tam Steve obserwowałby każdy wasz ruch, bo byście mieli nauczanie indywidualnie. Tutaj nie może widzieć wszystkich naraz i możecie się obijać, gdy nie widzi. U Aniołów nie byłoby tak lekko. Uwierzcie mi.
— Szczerze mówiąc, teraz mnie pocieszyłeś — stwierdził Ron.
Harry pokręcił głową rozbawiony.

Im bardziej zbliżał się koncert, tym rzadziej widziano Harry’ego w Hogwarcie. Powodem były intensywne prace nad płytą. Złodzieje chodzili cali zniecierpliwieni. Nie mogli się już doczekać koncertu.
W końcu nadszedł ten dzień. Razem z Kizzy przedostali się do szkoły. Przygotowania już trwały, a oni do nich dołączyli.

Jay, Alex i Ron mieli poranną zmianę, więc postanowili iść na wieczorny koncert. Pomfrey wręcz wygoniła Ginny do Wielkiej Sali, co dziewczyna przyjęła ze szczerym zdumieniem. Obowiązkiem nauczycieli było pilnowanie uczniów, więc Brian, Łapa, Lunatyk, Tonks i Hermiona stawili się na miejsce, czy tego chcieli, czy nie. Bezimienni natomiast zapewniali ochronę, stając na tyłach sali.
Trochę się zdumieli, kiedy na scenę weszła Kizzy.
— Proszę o ciszę — rzekła do mikrofonu z uśmiechem. Kiedy wszyscy umilkli, ciągnęła: — Zapewne czekacie na zespół, który wystąpi, więc… Zespół ten powraca po długiej nieobecności i nagrywa właśnie drugą płytę, która ukaże się już w marcu. Zaraz po premierze wyruszają w wielką trasę koncertową po Europie, rozpoczynając od Francji. Pierwszy koncert grają tutaj, gdzie rozpoczęli swoją przygodę z muzyką. — Oczy Bezimiennych, Huncwotów i całej reszty rozszerzyły się. Tylko jeden zespół rozpoczął tutaj karierę. — Na pewno ich pamiętacie. Złodzieje Serc!
Rozległ się ogłuszający ryk widowni. Kizzy zeszła ze sceny, szczerząc się perfidnie w stronę Ginny i pozostałych, zostawiając uradowany tłum. Światła zgasły, a wszyscy umilkli. Po chwili zapaliły się lekkie neony z tyłu sceny. Zaczęła grać cicha muzyka, która po chwili przybrała rockowe nuty.

I don’t know who to trust
No surprise

Tak dobrze znany głos wywołał u Łapy uśmiech. Sylwetki stawały się coraz wyraźniejsze. Błysnęło jaśniejsze światło, a wszyscy mogli już bez problemu rozpoznać twarze.

I take everything from the inside
And throw it all away
‘Cause I swear
For the last time
I won’t trust myself with you
[Linkin Park — From the inside]

Piosenka zakończyła się, a widownia szalała z radości. Dziennikarze przyprowadzeni przez Kizzy pstrykali fotki z zapałem, śledząc każdy ruch Złodziei. Sami zainteresowani byli uradowani zgiełkiem. Widocznie większości spodobał się ich powrót. Nie było na co czekać. Zagrali kolejny utwór, tym razem z pierwszej płyty. Wszyscy śpiewali razem z nimi, a oni czuli się najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi.
Bezimienni nie mogli przestać się śmiać, kiedy Natalie piszczała z radości jak mała dziewczynka. Nic dziwnego, skoro to przez nią powstał zespół, który odrodził się na nowo.

Memories consume
Like opening the wound
I'm picking me apart again
[Linkin Park — Breaking the habit]

Koncert trwał dobre półtorej godziny, w trakcie której mało kto się nie bawił. Zakończyli występ piosenką Faint. Początek utworu przywitano aplauzem, koniec – jękiem. Zeszli ze sceny po bisach wśród okrzyków tłumu. Kizzy przybiła im piątki, gdy tylko weszli do pokoju przygotowań. Złodzieje dorwali się do butelek z wodą cali uradowani… i spoceni.
Po chwili odpoczynku wiedzieli, że pora stanąć przed kamerami i tłumami fanów. Na początek wypchnęli oburzonego Świstaka. Fani powitali go gromkim okrzykiem i brawami, gdy tylko stanął w drzwiach. Kilka sekund później Złodzieje już byli otoczeni przez multum ludzi.
— Kiedy dokładnie ukaże się płyta?
— Co skłoniło was do reanimacji zespołu?
— Spodziewaliście się takiej reakcji?
Dziennikarze przekrzykiwali siebie nawzajem. Padały też bardziej osobiste pytania:
— Świstak, masz dziewczynę?
— Owszem — roześmiał się.
— A ty, Czarny?
— Aktualnie nie.
Tłum piszczących fanek rzucił się w jego stronę.
— CZARNY! JA CIĘ KOCHAM! — wrzasnęła któraś z tyłu.
Pozostali Złodzieje zaśmiali się, gdy Harry niepewnie spojrzał w stronę głosu.
— Dajcie autograf! — pisnęła jakaś dziewczyna.
Podpisywali się zarówno na kartkach, jak i częściach ciała.

Syriusz naśmiewał się ze Złodziei, którzy ledwo sobie radzili z tłumem fanów i dziennikarzy.
— Chyba dadzą nam autograf, no nie? — zażartowała Hermiona, co reszta przyjęła ze śmiechem.
— Ach! — pisnęła jakaś dziewczyna. — Oni są boscy! Wszystkich ich kocham! Jak myślisz? Mam u nich szanse?
— Masz chłopaka — odparła jej koleżanka.
— No i co? Zaraz mogę się go pozbyć i mieć nowego. Na przykład… Czarnego! Jest wolny! Słyszałam, jak odpowiedział na takie pytanie dziennikarzom!
— Jak na mój gust, on woli brunetki — rzekła z dumą, zarzucając swoimi ciemnymi włosami.
— Mów, co chcesz. Myślę, że jednak blondynki…
Poszły dalej, omawiając gust Harry’ego, odprowadzone ich spojrzeniami. Zerknęli na siebie i wybuchnęli śmiechem.
— A wy jak myślicie? — wydusiła rozbawiona Amy.
— CZARNY! JA CIĘ KOCHAM!
Ellen zachichotała.
— A jeszcze tydzień temu nawet ich nie poznawali — powiedziała Natalie, uśmiechając się szeroko.
Jej praca nie poszła na marne.

— Co powiedzieli twoi przyjaciele, gdy dowiedzieli się o waszym powrocie?
— Wcześniej nic nie wiedzieli. Sami spytajcie — rzekł Harry.
— Gdzie są?!
— Gdzieś… tam… — machnął ręką, nie mogąc wskazać konkretnego kierunku i ciesząc się z tego, że zetrze im z ust uśmieszki.
Dziennikarzom to wystarczyło. Rzucili się w stronę jego przyjaciół. Ci próbowali uciec, ale szybko musieli z tego zrezygnować.
— Co sądzicie na temat powrotu Złodziei? Jesteście zadowoleni? Zdumieni? Powiedzieli wam coś wcześniej na temat reanimacji? Hity z której płyty bardziej przypadły wam do gustu, na dzień dzisiejszy? Jesteście przyjaciółmi Czarnego, prawda?
Spojrzeli na siebie, słysząc grad pytań. Harry uśmiechał się tak samo, jak oni przed chwilą. Sean obejmujący Natalie w pasie wypchnął ją przed mikrofon krążący od jednego do drugiego. Natychmiast stanął przed nią.
— Eee — zaczęła. — Jakie było pierwsze pytanie? — spytała uprzejmie z uśmiechem.
— Co sądzicie na temat powrotu?
— Niezmiernie nas to zaskoczyło, ale bardzo się z tego cieszymy. Chłopaki robią to, co kochają… — Musiała bardziej rozgadać się na ten temat, bo dziennikarze wiercili jej dziurę w brzuchu.
— Pani pomagała im wydać pierwszą płytę, prawda? Natalie Liroff?
— Tak.
— Która płyta, pani zdaniem, jest lepsza, sądząc po usłyszanych dzisiaj piosenkach?
— Obie są świetne. Myślę, że chłopaki tym razem również nas nie zawiodą.
— Czy wiecie, że to Czarny pisał wszystkie teksty na drugą płytę?
Po pierwszej chwili zaskoczenia Natalie rzekła:
— Widziałam w niektórych jego rękę, jednak nie myślałam, że wszystkie pisał on.
— Doszły do nas słuchy, że brał udział również w pisaniu tekstów na pierwszą płytę, o czym wcześniej nikt nie wiedział.
— Owszem, wielokrotnie pomagał mi w pisaniu tekstów, jednak nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
— Teksty wydają się dość osobiste, patrząc na całokształt Czarnego.
— Śpiewa na znane sobie tematy — odparła Natalie, dumnie unosząc głowę. — Dzięki temu robi to od serca.
— Świstak twierdzi, że jest ich tyle, że wystarczy im jeszcze na kolejne dwie płyty. Patrzą na swoją karierę przyszłościowo. Czarny twierdzi, że nie zejdą ze sceny, dopóki ich nie wywleką siłą.
Zgodnie parsknęli śmiechem.
— Bardzo mnie to cieszy — odparła Natalie niezmiernie rozbawiona.
— Na koniec zdjęcie rodzinne. Przyprowadźcie Czarnego! — krzyknęła dziennikarka do fotografów.
I zaczęła się walka, kto pierwszy zdobędzie osobę, jaką jest Harry.
— To jest aż śmieszne — zaśmiał się Sean.
— A ty jeszcze raz mnie wkopiesz, to ci nogi z dupy powyrywam — burknęła do niego Natalie.
— Wybacz, ale ty udzielałaś już wywiadów — odparł ze skruchą.
— Czarny!
Zaciągnięto do nich zdezorientowanego Harry’ego i zanim zdążył otworzyć usta, błysnął flesz. Nie minęła sekunda, a już zasypał go grad pytań. Nie zdążył odpowiedzieć na jedno, a już padało drugie. W końcu powiedział głośno:
— Po kolei.
— Dokładnie, tresuj ich — szepnęła Natalie, a Amy zachichotała.
— Powiedziałeś, że nie masz dziewczyny. Masz jakąś na oku? Padały wyznania z ust fanek. A może jest to dziewczyna, którą ostatnio często z tobą widywano?
Ginny poczuła, jak coś ciężkiego spada na samo dno jej żołądka. Syriusz i Amy wymienili spojrzenia. Wiedzieli doskonale, jakie uczucia Ginny żywi do Czarnego i myśleli, że działa to w obie strony. A tutaj się dowiadują, że Harry z kimś się spotyka? Ginny poczuła dłoń na ramieniu. Spojrzała na Kizzy ze ściśniętym gardłem, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową. Harry był wyraźnie rozbawiony.
— Kizzy? Nie! — zaśmiał się. — Kizzy to nasza menedżerka i zarazem moja przyjaciółka. Tylko przyjaciółka i nie dopowiadajcie sobie nie wiadomo czego.
— Mogli nas często razem widzieć, bo omawialiśmy sprawy zespołu — powiedziała cicho Kizzy. — A poza tym jesteśmy przyjaciółmi, więc wiadomo, że się spotykamy, żeby sobie pogadać o bzdurach. Czasami lepiej nie słuchajcie dziennikarzy, bo możecie się nieźle na tym przejechać. Szczególnie teraz, gdy co chwilę będą o nim pisać. Zanim posądzicie go o coś na podstawie brukowca, najpierw go wysłuchajcie — poradziła i dołączyła do Czarnego. Dziennikarze natychmiast zasypali ją pytaniami.
— Ale masz jakąś na oku? Twoje fanki chciałyby wiedzieć. — Reporterzy tak długo drążyli temat, że Czarny w końcu się poddał.
— No, mam.
— Kim ona jest?! — krzyknęli zgodnie, aż Harry i Kizzy odskoczyli do tyłu zaskoczeni.
— To jego prywatne sprawy — wtrąciła się Kizzy.
— Czyli fanki mają konkurencję?!
— Ona nie ma konkurencji — palnął, zanim zdążył ugryźć się w język.
Jego fanki jęknęły zgodnie.
— Ale ja chcę być twoją żoooonąąą!
Harry strzelił dość głupią minę, a kolejne tony pytań spadły na jego głowę.
Ginny od razu poczuła się lżej. Miała olbrzymią nadzieję, że Harry mówił o niej. Jay zagwizdał cicho z głupim uśmiechem, szturchając Alexa i Rona w żebra i kierując się w stronę swojego szefa.

Kiedy następnego ranka Harry leżał u siebie w łóżku, nie mógł uwierzyć w to, co się działo po koncercie. Nie spodziewał się aż tak entuzjastycznego powitania. Przed nimi zostało jeszcze ogłoszenie reanimacji w świecie mugoli. Mieli wybrać się dzisiaj do telewizji muzycznej, by to ogłosić.
Rozciągnął się i podniósł z łóżka, aby zmierzyć się z kolejnym dniem.

Postanowił. Wybrał się do Hogwartu, by porozmawiać z Ginny. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe. Wysłał dziewczynie wiadomość z prośbą o spotkanie nad jeziorem. Czekał na nią, zmuszając się do pozostania w miejscu. Tafla wody była całkowicie zamarznięta, a z nieba spadały na niego płatki śniegu. Powietrze było orzeźwiająco chłodne, a jego czarne włosy były już niemal białe.
— Cześć.
Odwrócił się, by zobaczyć piękną rudowłosą dziewczynę, z którą się umówił. Uśmiechnęła się szeroko, odziana w zimową kurtkę, grube rękawiczki, szalik i długą czapkę.
— Cześć — odpowiedział, opanowując tworzącą się w gardle gulę.
Gdyby nie zamarznięte jezioro, pewnie by do niego wskoczył.
— Stało się coś? — spytała, widząc jego niepewność.
— Nie… chociaż… może… chyba tak.
— Ale kręcisz — zaśmiała się.
Układał sobie wiele regułek na rozpoczęcie tego tematu, ale w tym momencie o wszystkich zapomniał. Próbował ułożyć je szybko jeszcze raz, ale nie potrafił odpowiednio dobrać słów. Mógł powiedzieć od razu to, o czym myślał, ale stwierdził, że nic by nie zrozumiała.
— Nie wiem, jak zacząć — mruknął w końcu, a ramiona zwisły mu bezwładnie.
— Może być od środka. Spróbuję zrozumieć — uśmiechnęła się.
Czarny wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je ze świstem.
— Widzisz… Jest coś, a ja nie wiem, czy to ci się spodoba…
— Harry, o co chodzi?
Przełknął ślinę.
— Ja… nadal kocham Marlę…
Ginny poczuła, jak łzy zbierają jej się w oczach. Myślała, że jednak coś z tego będzie. Zrobił jej złudne nadzieje na związek. Przez ostatnie tygodnie żyła z tą świadomością. A teraz wszystko runęło.
— … ale kocham też ciebie — dokończył szybko. — Nie potrafię tego wyjaśnić, ale… kocham was obie. — Podniósł jej twarz za podbródek, aby ich spojrzenia się spotkały. — Z tobą chciałbym ułożyć sobie życie, ale nie wiem, czy ty również byś tego chciała. Nie wiem, czy zaakceptujesz to, że nadal darzę ją uczuciem, że muszę wiele ukrywać, że nie będę ci mówił o tym, co robiłem przez te cztery lata i dlaczego gdzieś idę i albo wracam po kilku godzinach, albo w niezbyt dobrym stanie… Nie przerywaj mi — rzekł, widząc, że otwiera usta. — Muszę to powiedzieć… Mogą dziać się różne dziwne rzeczy, niektórych nie będę mógł ci wyjaśnić. Przez te cztery lata działo się bardzo dużo i większość muszę przemilczeć. Ale kocham cię. Nie wiem, co ty do mnie czujesz, ale w końcu jestem zadowolony, bo nie powiedziałem tego do swojego odbicia, tylko do ciebie.
Na jego ostatnie słowa w oczach Ginny pojawiły się iskierki rozbawienia, a Czarny uśmiechnął się niepewnie. Chwyciła go za rękę i otoczyła ją swoimi dłońmi.
— Wiem, że nigdy nie zapomnisz o Marli — powiedziała szczerze. — Wiem, że o wielu rzeczach nie możesz mówić. Przekonałam się o tym po twoim powrocie. Zaakceptuję jednak wszystko, chociaż zapewne nie będzie łatwo.
Harry objął dziewczynę, ukrywając twarz w jej włosach i przymykając powieki. Teraz nie wyobrażał sobie, jak mógł tyle zwlekać z tą decyzją.

Wrócili do zamku, kiedy zaczęło robić się chłodno.
— Wejdziesz na kolację? — spytała dziewczyna w sali wejściowej.
— Wrócę do siebie.
— Będziesz tam siedział sam bez porządnej kolacji? — zmartwiła się.
— O to się nie martw. Twoja mama co dwa dni uzupełnia mi zapasy w lodówce domowymi obiadami. Chłopaki z zespołu cieszą się najbardziej i większą część mi wyżrą. Czasami mam wrażenie, że przychodzą tylko po to. — Dziewczyna zaśmiała się głośno. — Ale przynajmniej nic się nie zmarnuje, bo sam bym za nic w świecie tyle nie zjadł. Poza tym chłopaki znowu wpadną razem z Kizzy. Nudzić się nie będziemy.
— Kizzy menedżerką — zaśmiała się Ginny.
— Taa… Stwierdziła, że zwolni się z pracy, bo u nas zarobi miliony.
Dał jej buziaka w usta na pożegnanie. Ona weszła do Wielkiej Sali, a on deportował się do Doliny Godryka. Oboje mieli na ustach szerokie uśmiechy.
— Akcja: W ustatkowaniu swojego życia zakończona sukcesem — uśmiechnął się Harry, patrząc na posąg swoich rodziców w centrum wioski.
James mrugnął do niego huncwocko.

1 komentarz:

  1. Hej,
    reaktywacja zespołu spotkała się z wielkim entuzjazmem, szkolenia i wyznał swoje uczucia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń