Nadeszła
kolejna noc. Ciemne chmury wisiały nad Doliną Godryka, śnieg prószył z nieba,
przykrywając dróżki i trawniki białym puchem. W domu Harry’ego wszyscy spali,
jednak zostali rozbudzeni przez jasne światło wpadające przez okno. Bruce, Dora
i Syriusz podeszli do szyby, by zobaczyć, co się dzieje, lecz nie byli w stanie
nic dostrzec. Kizzy nagle pisnęła, a Czarny odskoczył do tyłu, kiedy tuż przed
nimi pokazała się biała poświata uformowana w anioła.
—
Gabriel — odetchnął Harry, kiedy rozpoznał swojego Anioła Stróża.
Przybysz
spojrzał na niego poważnym spojrzeniem, kiedy dostrzegł, jak jego podopieczny
wygląda.
—
Nie sądziłem, że posunie się aż do tego stopnia, żeby nasyłać na ciebie swoich
pupilków — powiedział pustym głosem. — Należą ci się pewne wyjaśnienia. —
Przeniósł wzrok na wpatrzonych w niego bliskich Czarnego. — Przebiłem bariery.
Jesteście wolni.
Przypominając
sobie, co działo się jeszcze kilka godzin temu, wszyscy wbili niepewne spojrzenia
w Harry’ego.
—
Możecie wyjść. Już po wszystkim — powiedział spokojnie chłopak.
—
Poczekamy na zewnątrz — odrzekł na to Jay, a Czarny skinął jedynie głową.
Kiedy
drzwi się zamknęły, Gabriel spojrzał na Harry’ego, wyglądając na
przygnębionego.
—
Niezbyt się popisałem — mruknął. — Nie wyczułem, że coś się dzieje, dopóki
prawie cię nie zabił. Jestem beznadziejnym Stróżem.
—
A ja beznadziejnym podopiecznym, więc wyszliśmy na zero — odparł Czarny, a
Gabriel uśmiechnął się słabo.
—
Zajmowałem się sprawą twoich wyjść do piekła, bo nie mogłem patrzeć, jak
Lucyfer sobie z nami pogrywa. Kiedy zobaczyłem, co się z tobą dzieje,
zareagował sam Archanioł. Okazało się, że Lucyfer stracił kontrolę nad
Mirganem, który się tutaj pojawiał. Na polecenie Lucyfera przyszedł tutaj dwa
razy, później działał poza kontrolą. Najwidoczniej za bardzo mu się to wszystko
spodobało — skrzywił się. — Jakby na to nie patrzeć, wyszedł z tego jeden plus:
Lucyfer zawiesił twoje wizyty w piekle i ukarał Mirgana. Nie zrobił tego
chętnie, ale wiedział, że błąd leży po jego stronie i musiał jakoś
zrekompensować to, co się stało. Jeśli nie złamiesz warunków umowy, Lucyfer nie
ma prawa cię do siebie wezwać.
Kiedy
Gabriel wrócił do zaświatów, Harry wyszedł na podwórze, gdzie jego przyjaciele
napawali się świeżym powietrzem.
—
Wszystko w porządku? — zapytał Remus.
—
Jasne.
Powoli
zaczęli deportować się do swoich domów, a Harry z niechęcią pomyślał o tym, że
musi spędzić kolejną noc w tym przeklętym domu. Poczuł dłoń na ramieniu.
—
Chodź do nas — powiedział Syriusz.
Czarny
spojrzał na niego z wdzięcznością, a ten deportował się, trzymając go za ramię.
Pierwszy
raz od dawna Harry przespał całą noc w spokoju, bez koszmarów i pobudek co pół
godziny. Przeciągnął się lekko w łóżku i otworzył oczy. Jego sypialnia na
Grimmauld Place 12 w ogóle się nie zmieniła, mimo upływu tylu lat. Magią doprowadził
swoje ubranie do względnego porządku, chociaż wyglądało ono tragicznie. Zszedł
do jadalni, gdzie siedziała tylko Amy. Przy posiłku dowiedział się, że Syriusz,
Remus i Dora wrócili do szkoły, by wytłumaczyć powody swej nieobecności.
Podobnie uczyniły Hermiona i Ginny. Jay, Alex i Ron poszli z tą sprawą do szefa
Biura Aurorów, który dowiedział się o lekceważeniu przez nich obowiązków. Kizzy
i Złodzieje nie mieli takich problemów, ponieważ nie pracowali. Poprzez Ginny
Amy dowiedziała się, że Harry’ego chce zobaczyć pani Weasley. Domyślał się, co go
czeka w Norze.
Rany
czasami dawały mu się mocno we znaki, ale nic nie mógł na to poradzić. Jedynym
ratunkiem było czekanie, aby wszystko się zagoiło, a to mogło trochę potrwać.
Nie mógł się uzdrowić magią, zdając sobie sprawę z tego, że to pogorszyłoby jego
stan. Piekielna magia była najgorszą, z jaką zetknął się w życiu.
Razem
z Amy deportował się do Nory, gdzie przechodził kolejne męki, tym razem z panią
Weasley i górą jedzenia, którą miał zjeść.
Czarny
miał sporo spraw związanych z prezentem dla przyszłych małżonków. Musiał
załatwić z McGonagall urlop dla czterech nauczycieli i tym samym znaleźć zastępstwo
na czas ich nieobecności. Tu nie było wielkiego problemu. Ellen zgodziła się
zostać nauczycielką transmutacji przez te dwa tygodnie, a Frank i Karen
nauczycielami obrony przed czarną magią.
—
Czarny, czy ty wiesz, że przez ciebie nie mam nikogo do ochrony Hogwartu? —
rzekł Ryan.
—
Jak to?
—
Wszyscy nagle zostali nauczycielami.
Po
chwili namysłu stwierdził, że Najwyższy ma rację. Natalie, Ellen, Frank, Karen
i Sean w szkole, a Steve i Lucy poza nią. On sam wyjeżdżał w trasę koncertową.
—
Nawet o tym nie pomyślałem — stwierdził.
—
Przynajmniej nie będą mi marudzić dwadzieścia cztery godziny na dobę, że mają
dosyć stania jak słupy — odparł rozbawiony.
—
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — wyszczerzył się. — Niestety
muszę cię zmartwić. Potrwa to tylko dwa tygodnie.
Ryan
westchnął, po czym obaj zaczęli się śmiać.
—
Syriusz, cholera… no ej! Stań w końcu w jednym miejscu, bo wyglądasz jak siedem
nieszczęść. Usiądź na tyłku i siedź! Mówię: SIADAJ! — Harry wychodził z siebie.
— No czym ty się tak denerwujesz? To tylko ślub.
—
Zobaczymy, czy powiesz to samo, gdy sam będziesz się żenił — burknął.
Brian
próbował nie stracić resztek cierpliwości. Jako świadkowie musieli podnosić
przyszłych małżonków na duchu, ale sami już tracili wiarę w swoje możliwości.
Wymienili zirytowane spojrzenia.
Cała
czwórka ubrana była w eleganckie czarne garnitury. Każdy miał pod szyją krawat,
a pod marynarką białą koszulę. Harry i Brian, tak jak przyszli mężowie, wybrali
mugolskie garnitury po tym, jak Amy i Dora stwierdziły, że wyglądają w nich
seksi. Ginny z uśmiechem przyznała im rację.
Amy
wybrała sobie na świadka Natalie, a Dora Hermionę. Kobiety przygotowywały się w
Norze, by facetom udostępnić Grimmauld Place 12.
—
Wiecie, co wam powiem? — rzekł Harry, kiedy Łapa zaczął nerwowo chodzić po
pomieszczeniu. — Hańbicie Huncwotów swoim aktualnym zachowaniem.
Syriusz
stanął w miejscu, a Remus przestał pukać paznokciami o parapet.
—
O nie… Ty mi tego nie będziesz mówił — warknął Syriusz, a Lunatyk przytaknął.
W
ciągu kilku minut opanowali swoje nerwy, a na ich twarze ponownie wróciły
rumieńce. Czarny, zadowolony z rezultatów, poprawił Syriuszowi przekrzywiony
krawat.
—
Nie ma to jak porządny mobilizator — wyszczerzył się Brian.
—
Zobaczę, czy wszystko jest w porządku — oznajmił Harry i klepnął Łapę w plecy
na dodanie otuchy.
Syriusz
uśmiechnął się blado, a on zniknął w białej mgiełce, pojawiając się w miejscu,
gdzie miały odbyć się wesele i ślub.
Plac
znajdował się na wolnej przestrzeni. Mimo wczesnej wiosny trawa była idealnie
zielona, a niebo nie pokazało żadnej chmurki. Magia zdziałała cuda. Plac do
imprezy otoczony był krzakami białych róż. Na wprost Harry’ego ustawiono scenę,
na której stały już przygotowane wszystkie instrumenty. Po prawej stronie ustawiono
kilkadziesiąt okrągłych stolików pokrytych białym jak zimowy puch obrusem, a na
nich znajdowała się zastawa lśniąca czystością. Na środku każdego ze stolików widniał
szklany wazon z małym bukietem kwiatów. Po lewej pozostawiono sporo wolnego
miejsca. Świeża trawa zastępowała parkiet do tańca. Tuż za Czarnym wybudowany
był elegancki dom, z którego wychodzili kelnerzy. Gdyby nie dekoracje zwisające
z nieba, ślub można by uznać za mugolski. Dopiero po chwili zorientował się, że
między krzewami znajduje się przejście do innej części ogrodu. Z daleka
zauważył, że to tam odbędzie się ceremonia zaślubin, gdyż stały tam tylko
dziesiątki ozdobionych białymi wstążkami krzeseł.
Przy
scenie zauważył rozmawiających o czymś zawzięcie Złodziei, więc ruszył w ich
stronę.
—
Jakie eleganciki — wyszczerzył się, widząc ich wypindrzonych, jakby to oni
mieli brać śluby.
—
Ale seksi kociak — odparła Kizzy pojawiająca się obok niego. — Bierzemy ślub
razem z nimi, przystojniaku? — Wcisnęła rozbawionemu chłopakowi rękę pod ramię.
—
Lepiej nam się pokaż — podsumował, chwycił ją za dłoń i obrócił powoli, by
mogli ją obejrzeć. — Ale laska. Bierzemy ten ślub.
Wszyscy
roześmiali się szczerze.
Kizzy
wyglądała olśniewająco. Nałożyła na siebie zwiewną, błękitną sukienkę na ramiączkach
sięgającą jej do kolan, która dodawała dziewczynie subtelności i delikatności.
Odzież pokryta była drobnym, srebrnym brokatem, który odbijał promienie słońca.
Na stopy włożyła sandały na niskiej szpilce. Dodatkowo trzymała małą, srebrną
torebkę, na szyi powiesiła srebrny naszyjnik, na uszach skromne kolczyki, a na
nadgarstek nałożyła bransoletki. Fryzura podkreślała jej urodę, chociaż była
skromna: zwykły kucyk i grzywka opadająca na jedno oko. Makijaż zrobiła minimalny:
błyszczyk i tusz do rzęs.
Jak
Harry dobrze zauważył, Bruce przyglądał się dziewczynie rozmarzonym wzrokiem.
Już dawno podejrzewał, że go do niej ciągnie, ale były to tylko domysły, które
z każdym dniem potwierdzały się coraz bardziej.
—
Jak tam przyszli mężowie? — spytał Kevin.
—
Nic mi nie mów na ten temat. Brian wychodzi ze skóry, a ja musiałem odpocząć.
Nawet nie wiecie, jacy potrafią być w takiej chwili irytujący.
—
Stres przedślubny — wyszczerzył się Cary.
—
I wylew świadków — mruknął, patrząc na kolejnych gości.
Pół
godziny później razem z Syriuszem, Remusem i Brianem zjawił się na placu po raz
kolejny.
—
Na co ja się rzuciłem — szepnął do siebie Łapa, zanim razem ze świadkiem ruszył
przed siebie.
Większość
gości siedziała już na miejscach, tylko kilka krzeseł pozostało wolnych.
Wyminęli wyszczerzonych bliźniaków, Billa i Fleur z Suzanne na kolanach ojca,
Weitera, Marka Devisa, Bezimiennych, Złodziei Serc – Kevina ze Scarlet i Cary’ego
z jakąś blondynką, której Harry nie znał, Kizzy siedzącą obok Bruce’a, co Czarny
przyjął z lekkim uśmiechem; Jaya z Amandą, Alexa z Susan, Rona czekającego na
Hermionę, Hagrida z Olimpią, resztę Weasleyów, McGonagall, Moody’ego,
Mundungusa, Kingsleya, rodziców Tonks i wiele innych osób. Dopiero kiedy Czarny
stanął przed mężczyzną prowadzącym ceremonię, dostrzegł Ginny. Włosy układały
się w loki, lekka bordowa sukienka podkreślała kształty dziewczyny, a wysokie
buty na szpilce wizualnie ją podwyższały. Makijaż nie był ostry, lecz dodawał
jej wdzięku.
Ostatni
goście usiedli na miejscach. Zagrała cicha muzyka, więc wszyscy odwrócili się w
stronę budynku. W drzwiach stanęła Tonks. Biała sukienka była długa, ale nie aż
tak, by ciągnęła się po ziemi. Górna część przylegała do jej zgrabnego ciała. Swoje
ulubione różowe włosy zmieniła na blond, do ramion, całkowicie proste. W rękach
trzymała bukiet lilii. Obok niej stąpała Hermiona w herbacianej skromnej
sukience, która dodawała jej gracji.
Powoli
ruszyły w stronę podestu.
Zaraz
za nimi wyszły Amy i Natalie.
Panna
młoda ubrała szeroką w dole suknię złożoną z wielu warstw małej, białej
siateczki. Góra odkrywała opalone ramiona, na które opadały czarne jak smoła
loki. Jej oczy błyskały radośnie, co chyba najbardziej uwiodło Łapę. W dłoniach
trzymała bukiecik róż.
Zaraz
obok kroczyła Natalie w fiołkowej sukience, która odejmowała jej kilka lat.
Wysokie buty podwyższały jej posturę.
Obie
panny młode stanęły przy swoich narzeczonych, a za nimi, trochę z boku, przy
Czarnym i Brianie, ich druhny.
—
Zebraliśmy się tu dziś…
Zaczęła
się ceremonia. Przyszedł czas na przyrzeczenie i płacz wzruszenia kilku kobiet.
Obie pary złożyły przysięgę małżeńską, a wokół nich zamigotały złote iskierki.
Ogłoszono ich mężami i żonami, a pary pocałowały się. Rozległy się brawa.
Wszyscy zaczęli wstawać, by złożyć im życzenia, ale Harry, jak to Harry, Łapie
musiał złożyć życzenia jako pierwszy. Wymyślał takie głupoty, że Syriusz zaczął
się śmiać, ale doskonale rozumiał jego intencje.
—
…Wiesz, że ja ci dobrze życzę, mimo tych, czasem wrednych, docinek — zakończył
Czarny z uśmiechem.
Po
złożeniu życzeń pozostałym odszedł na bok. Po chwili dołączyli do niego Huncwoci
z dziewczynami. Wszyscy przeszli na drugą część ogrodu, gdzie zasiedli do
stołów.
Wesele
zaczęło się wraz z pierwszymi nutami piosenki.
Po
jakimś czasie Harry stwierdził, że czas dać prezent nowożeńcom, zdając sobie
sprawę z tego, że później pewnie będzie zalany w trupa i o tym zapomni.
Odszukał Ginny i razem podeszli do aktualnie odpoczywających Lupinów i Amy.
—
Gdzie Łapcio? — spytał z wielkim uśmiechem.
—
Gdzieś w tym tłumie. — Amy machnęła ręką w stronę tańczących.
Czarny
ruszył w tłum osób. Myśleli, że wyruszył na poszukiwania Syriusza, ale wrócił
po chwili sam. Piosenka skończyła się, a wokalistka rzekła do mikrofonu:
—
Pan młody natychmiast proszony do swojego stołu.
Zaczęli
grać na nowo, a Łapa zjawił się niemal od razu.
—
Co jest? — spytał, sapiąc głośno.
—
Prezent jest — odparła Ginny.
—
Jaki prezent?
Harry
wywrócił oczami. Wyciągnął bilety i podał odpowiednim osobom.
—
Słyszeliśmy, że nie macie planów na podróż poślubną. Więc już macie —
powiedział, a oni spojrzeli na papiery.
—
Bilety? — wydukała Amy.
—
Jedni na Karaiby, drudzy na Hawaje — rzekła Ginny. — Wylot pojutrze.
—
Ale… przecież praca i w ogóle — stwierdziła Dora.
—
Wszystko załatwiliśmy. W Hogwarcie macie zastępstwo na te dwa tygodnie.
McGonagall się zgodziła. Noclegi, wyżywienie i tak dalej też macie zaklepane,
zapłacone i nie ma odwrotu. Chyba że chcecie zmarnować nasze męki i fundusze.
—
Nie no… skoro tak…
Wyściskali
ich za wszystkie czasy.
—
No to sobie jednak odpoczniemy — rzekła Ginny do Czarnego.
—
Więc takie były powody! — oburzył się Łapa.
—
A co ty myślałeś? — zaśmiał się Harry i razem z dziewczyną poszedł w tany.
Harry
wiedział, że wypił za dużo. W ogóle się nie oszczędzał, ani w piciu, ani w
tańcu. Pił z bliźniakami i Huncwotami, Złodziejami i Kizzy, a z Mundungusem
chyba przez godzinę. Bill i Charlie wyrazili słowa uznania po tym wyczynie. Nie
było to łatwe, szczególnie że jeszcze trzymał się na nogach. Ledwo, ale jednak.
—
Ujdziesz? — spytał Charlie, widząc, że Harry przytrzymuje się krzesła, żeby nie
upaść.
Uniósł
kciuk do góry, bo głos odmówił mu posłuszeństwa. Ruszył przed siebie wielką
falą, lecz i tak wpadł na obu braci. Chwycili go pod ramiona i posadzili przy
pierwszym lepszym stole. Wypadło, że był to stół nowożeńców, przy którym
siedzieli Huncwoci i odpoczywający państwo młodzi.
—
Co jest? — spytał Remus.
Gest
Charliego przekazał im wszystko, a Harry zarył głową w stół.
—
No nie! — zaśmiał się Alex. — Zalał się wcześniej od nas?
—
Piłeś kiedyś z Mundungusem? — warknął cicho Czarny.
—
Nie.
—
To nie pij — jęknął, ledwo trzymając się w krześle. — Pier*olony pijak —
wymamrotał do siebie.
W
następnej chwili wybełkotał do Rona, żeby pomógł mu dojść do budynku. Chłopak
chwycił go pod ramię i poprowadził w stronę łazienki, jednak Czarny zarządził,
żeby posadził go na schodach prowadzących na piętro.
—
A teraz zdradzę ci tajemnicę dotyczącą pozbycia się nadmiaru alkoholu, ale musisz
mi pomóc. Wynagrodzę ci to, gdy będziesz w takim samym stanie. Przynieś mi… —
zaczął mu wyliczać składniki zwykłych owoców i warzyw.
Ron
poszedł do kuchni, a Harry z wielkim wysiłkiem przywołał z domu eliksir. Kiedy
Ron wrócił, pomógł mu w zrobieniu ohydnego soku.
—
Wlej teraz trzy kropelki tego eliksiru. Tylko nie więcej, bo kaca nie wyleczę
przed trzy dni.
—
Skąd to masz?
—
Od pewnego imprezowicza, który podał mi swój sposób na dłuższe przetrwanie na
imprezie.
—
Blee… — Ron skrzywił się, widząc zgniłozieloną konsystencję.
Czarny
wypił to z taką miną, jakby zaraz miał zwymiotować.
—
Do kibla — wydukał.
Ron
poprowadził go do łazienki i zdążył w ostatniej chwili. Harry zwymiotował
wprost do klozetu. Siedzieli w łazience kilka minut, a Czarny zaczął trzeźwieć.
Po dobrym kwadransie stanął na nogi, jakby impreza miała się dopiero zacząć,
dziękując Gabrielowi za przepis na szybkie wytrzeźwienie. Doprowadził się do
użytku i razem z Ronem ruszył z powrotem na wesele.
—
To co? Pijemy? — spytał żywo Harry, stając przed stołem nowożeńców.
Wytrzeszczyli
oczy, widząc go w pełni zdrowego.
—
Jak tak szybko wytrzeźwiałeś? — dziwił się Alex.
—
Tajemnica — wyszczerzył się. — Kizzucha! — krzyknął i zaciągnął dziewczynę do
tańca.
—
Jak wytrzeźwiał? — zwrócili się do Rona.
—
Tajemnica — wyszczerzył się.
Pił
na nowo i musiał przyznać, że humor już mu się poprawił po przykrej przygodzie
w łazience. Krawat miał poprzekręcany, koszulę wyjętą ze spodni, a marynarkę
gdzieś zgubił.
Tańczył
z Ginny, gdy stwierdzono:
—
Odbijany!
Fred
zabrał mu partnerkę, więc odwrócił się, by poszukać nowej. Natrafił na
dziewczynę, która mogła mieć najwyżej osiemnaście lat. Posiadała zielone oczy i
długie blond włosy. Wypiła chyba sporo, ale zaprosił ją do tańca. To był jego
największy błąd na całym weselu. Nie mógł się od niej odczepić. Dziewczyna
trzymała go w swoich sidłach, a Ginny była wściekła, bo wyraźnie zabiegała o
jego względy,
Umknął
blondynce po raz kolejny. Tym razem ruszył do stołu nowożeńców, gdzie siedziała
cała czwórka. Oparł się rękoma o krzesła Amy i Remusa.
—
Mam pytanie — zaczął, rozglądając się na boki. — Kto zaprosił taką blondynę? Ma
może z osiemnaście lat.
—
Chodzi ci o Albertę? — spytała Dora. — Zielona sukienka, rozpuszczone włosy.
—
Wychodzi, że to ta.
—
Podoba ci się? — zagadnął podejrzliwie Syriusz.
Harry
rzucił mu krótkie spojrzenie, z którego nic nie wywnioskował.
—
Kto to? — zwrócił się do pani Lupin.
—
Moja dalsza kuzynka od strony matki.
Czarny
zniżył się, aby Remus go zasłonił, gdy zauważył Albertę.
—
Jeden pies — podsumował. — Jak się jej pozbyć?
—
Co? — zaśmiała się kobieta. — Co ci zrobiła? — Wybuchnęła śmiechem, kiedy
schował się jeszcze bardziej.
—
Jak to co? — zachichotał Łapa, nagle rozumiejąc, o co chłopakowi chodzi. —
Zaleca się do niego.
—
A żebyś wiedział — burknął. — Co gdzieś pójdę, to zaraz mnie znajdzie. Ginny
jest wściekła i niedługo zatłucze nie tylko ją, nie miałbym nic przeciwko, ale
i mnie. Dora, ratuj! Nie śmiejcie się, bo, do cholery, to nie jest śmieszne!
Zaraz utopię ją w klozecie, więc rodzina się pomniejszy.
Dora
zachichotała.
—
Znajdź jej kogoś innego. Najlepiej wolnego.
—
Miętę wkopię… O nie! Ona tu idzie! — pisnął i schował się pod stół. — Mnie tu
nie ma i nie było.
Nowożeńcy
śmiali się z niego jak opętani. Alberta stanęła przy Syriuszu.
—
Widzieliście może takiego przystojniaka z czarnymi włosami? Trudno go nie
zauważyć, bo wygląda jak model z okładki Playboya.
Harry
walnął głową w stół, a Łapa wybuchnął śmiechem. W odpowiedzi Czarny uderzył go
z całej siły w piszczel, a ten aż stęknął.
—
Auu! Uderzyłem się — dodał do pozostałych, choć nowożeńcy dobrze wiedzieli, co
jest na rzeczy.
—
Imię ma jakoś na h. Nie wiem do końca, bo nie usłyszałam przez muzykę — rzekła
Alberta z uśmiechem.
—
Nie było go tu, Alberto — rzekła Dora, maskując śmiech.
—
Szkoda. To poszukam go gdzieś indziej, bo jakimś cudem straciłam go z oczu.
Odeszła,
a Czarny powoli wyciągnął głowę spod stołu. Nowożeńcy niemal ryczeli z uciechy.
—
Coraz gorzej — podsumował słabo. — I co ja mam zrobić?
—
Nie wiem, co masz robić, ale Mięta raczej nie ma z tobą szans. — Amy na nowo
wybuchnęła śmiechem.
—
Bardzo śmieszne — warknął, wychodząc spod stołu. — Ciekawe, co byście zrobili na
moim miejscu.
—
Ja na twoim miejscu właśnie w tym momencie bym uciekał — rzekł Syriusz, patrząc
na niego znacząco.
Harry
spojrzał na niego pytająco, ale gdy zrozumiał, o co chodzi, było już za późno.
—
Tutaj jesteś! Chodź potańczyć!
Czarny
rzucił rozpaczliwe spojrzenie chrzestnemu, a później Alberta chwyciła do za
rękę i zaciągnęła na parkiet.
Teraz
kompletnie nie mógł się jej wyrwać. Już chciał ją ochrzanić, ale wpadł mu do
głowy lepszy pomysł. Pod pretekstem napicia się podeszli do stołu. Dziewczyna usiadła
obok niego z wielkim uśmiechem. Zagadywał ją, jak gdyby nigdy nic, a ona nie
zwracała uwagi na to, co on robi w międzyczasie. A w międzyczasie robił
mieszankę alkoholu, która powalała każdego.
—
Napijesz się? — uśmiechnął się szeroko, podając jej napój.
—
A co to jest?
—
Wynalazek Huncwotów.
—
A to chętnie.
Ona
wypiła drinka, a on zwykłą Ognistą. Zerkał na nią, czekając na efekty. Kiedy
wypiła całą szklankę, ledwo siedziała w krześle.
—
Doobre… chik…
—
Cieszę się — rzekł i podał jej drugiego drinka.
—
Ha-arry — wyjąkała, chwytając szklankę i przy okazji przybliżyła się do niego.
— Fajny z cie-ebie chł… chik… chłopak.
Czarny
kątem oka zobaczył wściekłą Ginny patrzącą w ich stronę. Zniknęła wśród tłumu,
kiedy zauważyła jego wzrok. Chciał iść za nią, ale Alberta go powstrzymała.
—
Niee… e… idź…
Wypiła
drinka do końca i to już był dla niej nadmiar. Przechyliła się na niego i tak
zasnęła. Zadowolony z rezultatów, posadził ją na krześle i poszukał Ginny.
Siedziała przy stole nowożeńców z założonymi rękoma na piersiach i naburmuszoną
miną. Ruszył w jej stronę, by wziąć ją do tańca, ale zatrzymał się pod
ostrzałem jej wzroku.
—
Nie ma z tobą Alberty? — warknęła.
—
Jak widać — odparł ostrożnie.
—
Uśmiechnij się to przyleci jak pies — rzekła spokojnie, a w następnej chwili
wybuchnęła: — Lepi się do ciebie, a tobie najwyraźniej to nie przeszkadza!
—
Nie moja wina, że nie chciała się odczepić!
Nowożeńcy
patrzyli to na nią, to na niego. Chcieli stanąć w obronie chłopaka, bo widzieli,
jak próbuje unikać Alberty, ale widząc ich rozwścieczone spojrzenia,
zrezygnowali z tego pomysłu. Nadchodziła burza.
—
Dziwisz się?! — warknęła Ginny. — Nie wyglądałeś na niezadowolonego jej
towarzystwem! Gdzie się podziała?!
—
Siedzi schlana przy stole, bo takim oto sposobem chciałem się jej pozbyć —
odparł spokojnie i odszedł, żeby nie wybuchnąć.
Ginny
odprowadziła go wzrokiem. Powoli odwróciła głowę w stronę stolika, przy którym
siedział wcześniej. Alberta leżała z głową w talerzu.
—
Ty idiotko — mruknęła do siebie.
Spojrzała
na Harry’ego pijącego wódkę razem z Brucem i Kevinem. Obok siedziała Scarlet i
zmartwiona Kizzy.
—
Idź do niego, zanim zaleje się w trupa — mruknął Syriusz, gdyż wiedział, jak to
wszystko może się skończyć.
Bez
słowa wstała i skierowała się w stronę chłopaka. W ostatniej chwili chwyciła
kieliszek znajdujący się w jego dłoni.
Zamiast
szkła poczuł na ustach czyjeś wargi. Nim zdążył cokolwiek zrobić, został zaciągnięty
do tańca. Kevin, Scarlet, Bruce i Kizzy usłyszeli jeszcze jego mamrotanie:
—
I zrozum tu kobiety.
—
Nigdy ich nie zrozumiemy — stwierdził Świstak i napił się razem z Elgim.
Kawałek
był wolny, więc Czarny i Ginny objęli się, bujając do rytmu.
—
Nie wiem, po raz który to robię w ciągu ostatnich tygodni, ale… przepraszam — szepnęła.
— Chyba po prostu byłam…
—
…zazdrosna.
—
Właśnie — mruknęła. — Nie wiem, co mnie ugryzło.
—
Szczęki babci? — podsunął.
Zaśmiała
się smutno.
—
Może.
—
Buziak na zgodę.
Nie
był to buziak, ale mocny pocałunek.
—
Harry, nie zapędzaj się, bo mi siostrę rozdziewiczysz — rzucił Fred z głupim
uśmiechem.
—
A skąd wiesz, że już tego nie zrobił? — odparła Ginny, odrywając się od
chłopaka.
Fred
potknął się i zarył nosem w ziemię. Wybuchnęli śmiechem i pozostawili bliźniaka
z mętlikiem w głowie.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Harry to za cassanowe robi, szybko wytrzezwiał, a końcowka boska, biedny Fred...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia