poniedziałek, 28 grudnia 2015

I. Rozdział 89 - Siła Życia

Rozległ się głośny huk. Harry'ego i Voldemorta mocno odrzuciło do tyłu, aż obaj uderzyli w ściany za sobą, zsuwając się po nich nieprzytomni. Wszyscy umilkli, wbijając w nich spojrzenia. Zaskoczenie wkradło się na twarze obu stron. Walka już się nie liczyła, bo obaj przywódcy byli... Właściwie nie wiedzieli, czy martwi, czy nieprzytomni.
Syriusz podszedł do Harry'ego na drżących nogach, a zaraz za nim kolejne osoby bliskie chłopakowi. Kilku śmierciożerców zrobiło to samo co do swojego Pana. Czarny miał lekko uchylone usta, a broda opierała się na klatce piersiowej. Nogi i ręce bezwładnie leżały na ziemi. Łapa kucnął przy nim z wielką gulą w gardle. Sprawdził puls na nadgarstku, lecz nie poczuł najmniejszego drgnięcia.
— Nie rób tego, Harry — szepnął, przełykając ciężko ślinę.
Nadal nie puszczał jego ręki, mając nadzieję, że może jednak coś wyczuje, że coś mu umyka. Na sali trwała napięta cisza.

Czuł niesamowity ból rozchodzący się po całym ciele, lecz promieniował on głównie od serca. Wszędzie była czerń, dlatego kompletnie nic nie widział. Pustka. Rękę miał lekko ściśniętą, ale nie wiedział dlaczego. Był na granicy świadomości. Tak blisko rzeczywistości, a jednak zbyt daleko.
— Nie rób tego, Harry.
Głos był daleki, gdzieś... z jego wnętrza. Nie wiedział, jak to określić. Działo się coś dziwnego, ale nie miał zielonego pojęcia co.
Czekają na ciebie.
Kto?
Twoja Siła Życia.
— Wracaj...

Syriusz spojrzał na Remusa. Widząc jego przerażone, pełne obawy spojrzenie, pokręcił głową, by utwierdzić go w jego przypuszczeniach. Już miał to powiedzieć na głos, chociaż nie wiedział, czy będzie w stanie coś z siebie wydusić, lecz nagle Harry drgnął, a on wyczuł puls.
— Żyje — powiedział, ledwo panując nad radością.
Była szansa. Nawet wielka. Niektórzy rozszerzyli oczy, słysząc jego słowa. Harry znowu pokonał zaklęcie uśmiercające. Chłopak skrzywił się lekko, poruszając ręką. Voldemort zaczął się przebudzać dokładnie w tym samym momencie. Czarny otworzył oczy. Przez chwilę nie wiedział, co się stało. Miejsce, gdzie uderzyło go zaklęcie, piekło niemiłosiernie. Czuł się tak, jakby wstał z grobu, jakby zaraz miał rozsypać się na kawałki. Jednak świadomość, że jeszcze żyje, dodawała mu sił. Znikome, ale zawsze jakieś. Widział pełną nadziei twarz Syriusza oraz reszty przyjaciół. To dla nich powoli się podniósł, by stoczyć ostateczny pojedynek. Bo to oni, tak jak mówił mu głos, byli jego Siłą Życia.
— Jak się czujesz? — spytała z niepokojem Amy.
— A jak można się czuć po oberwaniu takim zaklęciem? — Jego głos był lekko chrapliwy, jakby nie używał go od jakiegoś czasu.
— No wiesz... Raczej w ogóle byś się nie czuł — zauważył Brian.
Harry spojrzał na Voldemorta, który chyba nie był w lepszym stanie od niego. Odtrącał jednak pomoc swoich podwładnych, wściekły na cały świat. Wśród ciszy, która aktualnie zapanowała, wbili w siebie mordercze spojrzenia. Wszyscy natychmiast się odsunęli, jakby odrzuciła ich niewidzialna bariera. Czekali na pierwsze zaklęcia, może nawet te uśmiercające, ale najpierw padły słowa.
— No proszę, żywa tarcza na zaklęcie uśmiercające — wysyczał Voldemort, a Czarny uniósł kącik ust.
— Tak twierdzisz? Może właśnie sam siebie osłabiłeś. Nie pomyślałeś o tym, skoro jakimś cudem zaklęcie uderzyło również w ciebie?
Tom roześmiał się szyderczo.
— Czyżby?
— Tak się składa, że właśnie sam usunąłeś swojego ostatniego horkruksa — odparł Harry z przesadnie miłym uśmiechem. Cień strachu przebiegł przez twarz Voldemorta, który automatycznie zamaskował. — Nie masz już żadnej ochrony, Tom.
— Oczywiście. Przeklęty Dumbledore musiał wtykać nos w nie swoje sprawy — wysyczał. — Jak widać, nie uchroniło go to przed śmiercią ze strony podwójnego zdrajcy.
— Nie nazwałbym tak Snape’a — stwierdził Harry z lekko zmarszczonymi brwiami. — Od początku do końca cię szpiegował. Wykonał nawet polecenie samego Dumbledore’a, żeby go zabił.
Rozległy się ciche szepty zaskoczonych walczących. W oczach Voldemorta zabłyszczał gniew, jednak jego kącik ust uniósł się w ironii.
— Oczywiście, teraz wszystko jest jasne. Zapewne to on przekazywał Zakonowi informację o atakach, dlatego reagowaliście tak szybko.
— Na wasze nieszczęście — uśmiechnął się Czarny.
— Domyślam się, że Snape nie był na tyle ufny, żeby jego nazwisko jako szpiega było znajome pozostałej części Zakonu, prawda, poszukiwany przez wszystkich przywódco Zakonu? — rzekł ironicznie.
— Prawda — odparł Harry szczerze, a po sali przeszedł szum. — Jednak uciekanie przez organami ścigania niezbyt sprzyjało kierowaniem Zakonem, więc jakiś czas temu przekazałem opiekę nad nim w dobre ręce.
— Taaak, Chłopiec-Który-Przeżył-By-Zabijać. Cóż za zaskoczenie.
— I kto to mówi.
Wbijali w siebie spojrzenia, które dały jasno do zrozumienia, że już za chwilę polecą pierwsze zaklęcia. Rzucili je równocześnie, a Czarny zdążył dostrzec jedynie tyle, że Bezimienni wznieśli bariery, dzięki którym żadna z klątw nie miała prawa uderzyć w postronne osoby.
Rozpoczęła się walka, która ważyła losy świata.
Zaklęcia świstały jedno za drugim. Widok był niesamowity. Mugole zapewne uznaliby to za pokaz sztucznych ogni, nie domyślając się, że chodzi o coś o wiele ważniejszego, co zaważy także na ich życiu. Walczyło dwoje najpotężniejszych czarodziei. Nikt już w to nie wątpił.
Kilka siekier zmieniających się w noże i kierujące się w stronę przeciwną, by zamienić się w gwiazdki, które mogły odciąć głowę, aby ponownie zmienić kierunek. Później było jeszcze ostrzej. Huki, świsty, trzaski, pierwsza krew.
Amy ze stresu ścisnęła rękę Syriusza z całej siły. Wpatrywała się w pojedynkującą się parę z napięciem i strachem. Szanse były wyrównane, jednak wolałaby, żeby to Harry miał przewagę. Bo chodziło o niego. O niego i jego życie, które już wielokrotnie było narażone. Ledwo powstrzymywała drżenie ciała.
Czarny okazał się jeszcze silniejszy, niż przypuszczali. Odbijał prawie każde zaklęcie, atakował jak lew i nie odpuszczał Voldemortowi. Z każdą raną był coraz bardziej zdeterminowany.
Zaczęło się robić coraz bardziej brutalnie i ostro. Szczególnie gdy centralnie przed swoim nosem Czarny zniszczył nóż, który miał zamiar go zadźgać. Nikt nie sądził, że ta walka będzie tak ekscytująca i emocjonująca. Teraz już nikt nie wątpił w możliwości Harry'ego. Był silny i tak samo dobry jak Voldemort. Nawet Czarny Pan miał olbrzymie problemy z pokonaniem go.
Harry wysłał pierwszą Avadę Kedavrę w tym pojedynku. Nie trafił, ale to już wpłynęło na Voldemorta. Wiedział, że chłopak się nie zawaha. On zresztą też nie.
Chwilami nie było widać kompletnie nic. Jasność i ilość światła oślepiała obserwujących. Lecz w końcu musiał nadejść koniec. Koniec, który miał być inny. Harry zbladł gwałtownie, gdy uderzył go fioletowy promień. Jego biała szata prawie natychmiast przybrała kolor krwi.
— Giniesz tak, jak ta twoja miłość — prychnął Voldemort z uśmiechem satysfakcji.
Czarny osunął się na kolana i wykrwawiał się na oczach wszystkich.
— I tak kończy Harry Potter — rzekł Tom na całą salę pod świdrującym spojrzeniem chłopaka.
Kiedy z jego ust popłynęła krew, na wargach Riddle'a pojawił się paskudny uśmiech. Później już na niego nie patrzył. Myślał, że nie ma nawet tyle siły, by unieść różdżkę.
— Nigdy nie lekceważ przeciwnika, dopóki nie jest martwy — wychrypiał Czarny. —Avada Kedavra.
Zielony promień i zaskoczenie na twarzy Riddle'a, który odwrócił się w momencie, kiedy klątwa była tuż przy nim. Voldemort runął do tyłu z rozkrzyżowanymi ramionami. Już więcej się nie poruszył.
Harry przez chwilę patrzył na ciało wroga, a z jego ust grubym strumieniem ciekła krew. Bariera opadła, kiedy runął na twarz jak nieżywy. Jego ciało szybko zostało otoczone przez czerwoną plamę, która z każdą chwilą powiększała się.
Nie było radości z powodu pokonania Voldemorta. Nie w tej chwili. Zanim śmierciożercy zdążyli się deportować, zostali złapani lub oszołomieni przez aurorów. Niemal wszyscy pozostali wpatrywali się w ciało Harry'ego, który nie dawał żadnego znaku życia.
— Harry...
Nagle kilka osób jednocześnie rzuciło się w jego stronę. Alex pierwszy znalazł się przy nim. Przełożył go na plecy. Twarz Czarnego była pusta. Klatka piersiowa nie poruszała się, jednak oni odnieśli wrażenie, że chłopak po prostu śpi. Amy zapłakała, kiedy Ryan powiedział grobowym głosem:
— Nie żyje...
W ciałach powoli rósł ból, kiedy duch opuszczał Czarnego. Cierpienie na twarzach bliskich chłopaka było nie do opisania. Nie udało się. Harry pokonał Czarnego Pana, ale sam przepłacił za to życiem. Dołączy do Jima, Rosy, innych ofiar wojny, Marli i rodziców.
Niespodziewanie ze sklepienia błysnęło jasne światło. Pojawiła się biała, gęsta mgła, która uformowała się w sylwetkę i w takiej postaci do nich przemówiła.
— Jeszcze jest dla niego ratunek.
Otworzyli szerzej oczy, patrząc na postać, która najwyraźniej miała skrzydła. Anioł?
— Żyje? — wydusiła Ginny.
— Dusza właśnie opuszcza jego ciało, jednak możecie to zatrzymać.
— Co mamy zrobić? — spytał prędko Jay.
— Pozwólcie mi go zabrać.
Spojrzeli na siebie niepewnie.
— Ale... kim jesteś? — zapytała niepewnie Amy.
— Wysłannikiem światłości.
— Dlaczego to my mamy o tym decydować? — wydukał Ron.
— Bo to wy jesteście jego Siłą Życia. Jaka jest wasza decyzja?
Wymienili ze sobą spojrzenia.
— Weź go — szepnął Syriusz.
Białe promienie owinęły się wokół ciała Harry'ego, który powoli zaczął stawać się przeźroczysty. Znikał. Wpatrywali się w niego z bólem w oczach.
— Kiedy wróci? — spytała Ginny drżącym głosem, kiedy zniknął całkowicie.
— Kiedy powróci zło.
— Czyli?
— Już niebawem.
Światło znikło, zanim zdążyli coś jeszcze powiedzieć. Zapanowała niezmącona cisza, a Syriusz i Ginny klęczeli w kałuży krwi.

Na cmentarzu w wiosce zamieszkanej przez czarodziei zebrały się setki ludzi. Minął dokładnie tydzień od pamiętnej walki w Hogwarcie. Szkody w szkole zostały naprawione, większość walczących wyszła zdrowa ze szpitala Świętego Munga. Zginęło wiele osób i to dzisiaj miał odbyć się pogrzeb obrońców.
Słońce oświetlało wszystkie twarze. Zaczęło się upalne lato, lecz to nie było istotne. Wszyscy cierpieli po stracie najbliższych osób, przyjaciół, znajomych, rodziny.
Większość śmierciożerców udało się złapać, zaklęcia Imperius przestały działać, a z więzienia wypuszczono wiele niewinnych osób. Ciało Voldemorta spalono.
— Nie płacz. — Syriusz przytulił Amy, która wylewała łzy.
Nie mogła znieść śmierci Jima. To on wprowadził ją w świat Aniołów, on zawsze jej pomagał i był jak prawdziwy dziadek. A teraz odszedł razem z wieloma ofiarami wojny.
Jay, Alex i Ron nie tryskali energią jak za czasów szkoły. Nikomu nie było do śmiechu w takiej sytuacji. Wiele ofiar, rannych lub pogrążonych w żałobie. Śmiech byłby nie na miejscu.
Ginny stała ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nie mogła patrzeć na tyle twarzy pełnych bólu i cierpienia. Sama nie płakała. Zbyt dużo łez wylała po stracie wielu znajomych i Harry’ego. Żył, jednak nie wiedziała gdzie. Nie miała pojęcia, co się z nim dzieje. Ale wmawiała sobie, że to był dla niego jedyny ratunek i musiała się z tym uporać.
Znajdowali się na olbrzymim placu z wieloma wykopanymi grobami. To tam miały wsunąć się trumny ze zmarłymi. Na oko Ginny uznała, że jest ich około siedemdziesięciu. Tyle ofiar, niewinnych osób. Pojawiło się wiele kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy nie brali udziału w walce, ale przyszli oddać hołd zmarłym. 
Ceremonia w końcu się zaczęła, a na podest wszedł pastor.
— Przyszliśmy tu, aby pożegnać ofiary wojny. Pożegnać osoby, które walczyły o wolność dla nas wszystkich...
Ginny rozejrzała się po przybyłych. Jej zapłakana matka w ramionach męża, bliźniacy ze spuszczonymi głowami, Kevin Keller razem ze swoją dziewczyną Scarlet, która straciła siostrę, Max Leyc z matką pogrążoną w rozpaczy po stracie męża. Współczuła im. Ona nie straciła nikogo najbliższego. Z jej rodziny nikt nie zginął, tak jak przyjaciele. Najbardziej chciało jej się płakać nad jej współlokatorką Caroline, która zapadła w śpiączkę. Ginny modliła się co wieczór o to, aby dziewczyna się obudziła. Bezimienni stracili jednego ze swoich, lecz to była dla nich zbyt duża strata. Nawet zemsta nie pomogła w pozbyciu się żalu.
— ... Zginęło siedemdziesiąt jeden osób. Mężczyźni, kobiety, młodzi uczniowie...
Siedemdziesiąt jeden. Przeklęta liczba. Śmierć zabrała aż tyle osób.
— ... Zapamiętajmy ich, bo to właśnie poprzez ich śmierć, my będziemy żyć w spokojnych czasach...
Ginny nie miała zamiaru zapomnieć. Na zawsze wszyscy pozostaną w jej sercu. Mężczyzna zaczął wyczytywać zmarłych.
— Roger Skeet.
Trumnę z ciałem włożono do grobu. I tak było po każdej wyczytanej osobie.
— Lee Jordan.
Ginny zobaczyła, jak twarze Freda i George'a wyginają się w grymasie żalu. Stracili przyjaciela. Tyle razem przeszli, tyle dowcipów, szlabanów, szalonych pomysłów. Teraz pozostały tylko wspomnienia.
— Filius Flitwick.
Więc nawet tak znakomitemu nauczycielowi nie udało się przeżyć bitwy…
— Alicja Spinnet... Amos Diggory... Elfias Doge...
Łzy same zbierały się w jej oczach. Tylu znajomych nie żyje. O wielu nawet nie wiedziała.
— Jimmy Peaks... Jessica Berg...
Nawet była dziewczyna Jaya i pałkarz drużyny Gryffindoru... Łza sama wypłynęła z jej oka.
— Jim McParty.
Trumna wsunęła się do grobu, a ciało Amy drgało pod wpływem bezgłośnego szlochu. Ginny przymknęła powieki, by nie wybuchnąć płaczem, jednak łzy same spływały po jej policzkach. Nie mogła ich zatrzymać, bo to, co czuła, górowało. Charlie przygarnął ją w swoje ramiona, a ona poczuła się jak małe dziecko, które chce wypłakać się w czyjeś ramię. Wtuliła się w niego, a łzom pozwoliła swobodnie spływać. Poczuła, jak brat otacza ją ramionami z troską. Przeżywała to bardzo mocno, chociaż zwykle tłumiła swoje uczucia. Nie chciała okazywać słabości, ale w tym momencie było to wręcz niemożliwe. Mężczyzna wymieniał i wymieniał, a listy jakby nie było końca. Jakby ofiar było dziesięć razy więcej.
Zapłakane, pełne smutku twarze otaczały ją dookoła. Chciała odejść, by ich nie widzieć, ale wiedziała, że nie może tak postąpić. Nie przy ostatnim pożegnaniu zmarłych obrońców. Nie chciała tego robić, nie chciała pokazać braku szacunku. Musiała tu zostać.

— Rosanna — rzekł mężczyzna prowadzący ceremonię.
Uczcili nawet tych, których nikt nie znał, bo każdy z nich walczył dla innych. Dla lepszego życia nowych pokoleń, aby oni nie musieli zmagać się z takimi trudnościami. Aby wiedli szczęśliwe życie bez walki. Bo każdy z nich był człowiekiem, każde życie było ważne i cenne. Wszyscy wiedzieli, że zło powróci, bo ono zawsze wraca. Pytanie, kiedy wróci te nowe, największe? Mieli nadzieję, że za wiele lat, żeby nie musieli zmagać się z nim ponownie. Życie bez zła nie byłoby życiem. Ono zawsze gdzieś jest. Czasami ukrywa się głęboko, by zaatakować ze zdwojoną siłą. Zło jest w każdym człowieku. Bywa, że zwycięża, ale w końcu odejdzie pokonane, by wrócić po raz kolejny i kolejny. Nie można go wytępić. Wróci. Zawsze wraca po jakimś czasie. Nikt nas przed tym nie uchroni.
— Peter Gaslow.
Kolejne ciało zostaje pochowane. Pochowane, by żyć szczęśliwie w całkiem innym świecie. Obrońcy Hogwartu nie mogli iść do piekła. Na pewno nie oni. Przecież poświęcili się dla innych.
Lecz myśli Ginny skierowały się w inną stronę. Myślała o Harrym. Co teraz robi? Gdzie jest? Czy jest bezpieczny? Może jest gdzieś blisko? Może gdzieś obok, lecz nie może się pokazać? A może setki kilometrów stąd?
Zobaczyła kolejną trumnę wsuwającą się do grobu. Powoli opadała na dół z czyimś ciałem w środku.
Wróci. Lecz kiedy? Zło mogło zaatakować w każdej chwili, za tydzień, miesiąc, rok, kilka lat. Nie wiedziała, co by wolała. Z jednej strony powrót Harry'ego i kolejnych zmagań ze złem, a z drugiej spokojne, bezproblemowe życie, lecz bez Czarnego. Pewnie niektórzy by ją obrzucili obelgami, ale wolała to pierwsze. Bo Harry byłby blisko i razem pokonaliby wszystkie przeciwieństwa losu. Lecz czy on właśnie tego by chciał? Z nią? A może z kimś innym? To zależało wyłącznie od niego. Ona będzie czekała, aż chłopak wróci. Mimo wszystko. On zdecyduje, co się z nią stanie.
Spojrzała na Syriusza. Zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w kolejną trumnę. Czy ich myśli uzupełniają się? Ostatnio bardziej się do siebie przywiązali. Pewnie dlatego, że stracili ważną dla nich osobę. Mieszkając razem na Grimmauld Place 12, często rozmawiali właśnie o Harrym. Mieli podobne obawy. Czy jeśli wróci, stanie się taki, jak przed śmiercią Marli? Pozostanie żądnym zemsty mordercą? Mogli tylko zadawać pytania. Odpowiedź miała nadejść wraz z jego powrotem.
Jutro razem z rodzicami i braćmi miała wrócić do Nory. Łapa próbował ich zatrzymać, lecz jego wysiłki na nic się zdały. Wiedziała, dlaczego chciał, aby się nie wyprowadzali. Zostałby sam w tym przeklętym domu. Po wielu namowach przekonał jednak Amy, aby z nim zamieszkała. Hermiona, Jay i Alex wracali do swoich domów, aby ochłonąć, pobyć z rodzinami. Remus i Tonks zamieszkali u rodziców kobiety, jednak szukali własnego kąta. Łapa i Amy podstępem ściągnęli ich na Grimmauld Place i tutaj pozostali.
Zakon Feniksa rozwiązano. Nie było potrzeby jego prowadzenia, ponieważ nie było z kim walczyć.
Kobiety Koty po śmierci przywódczyni wróciły do zaświatów, czekając na następczynię.
Brian i Weiter zawarli ugodę. Żyli w dobrych stosunkach, nie rzucali w siebie nienawistnymi spojrzeniami. Feniks zgodził się na dalsze nauczanie w Hogwarcie po śmierci Flitwicka. 
Peter Pettigrew został odnaleziony martwy niedaleko Zakazanego Lasu po bitwie.
Złodzieje Serc zawiesili swoją działalność. Nie mieli głowy do prowadzenia zespołu w takim czasie i w dodatku bez lidera. Czarodzieje znali prawdę i ich sytuację. A mugole? Na razie nie dotarła do nich żadna plotka. Ustalili jednak, że jeśliby ich to zainteresowało, powiedzą, że Harry jest w śpiączce po ciężkim wypadku i nie wiadomo kiedy się obudzi.
Kizzy, tak jak obiecała, razem z babcią przeprowadziła się do Anglii. Po nieudanych próbach skontaktowania się z Harrym zwróciła się o pomoc do McGonagall. Za pośrednictwem dyrektorki przedostała się na Grimmauld Place 12, gdzie opowiedzieli jej wszystko ze szczegółami. Pamiętali, jak ciężko to zniosła. Łzy wylewała prawie godzinę. Nie miała żadnych informacji o śmierci Marli i późniejszych zdarzeniach. Wszystkiego dowiedziała się dopiero po przyjeździe.
Wszystko układało się po swojemu. Jedni mieli lepiej, inni gorzej, lecz wszyscy żyli bez świadomości, że w każdej chwili ktoś może ich zabić. Byli wdzięczni Harry'emu, że uwolnił ich od tego ciężaru. Po informacji, że chłopak odszedł i nie wiadomo kiedy wróci i czy w ogóle wróci, w domu w Dolinie Godryka pojawiły się wyrazy podziękowania i nadziei.
Harry został oficjalnie uniewinniony ze wszystkich zarzutów już dwa dni po zniknięciu. Podobnie zresztą jak Weiter i reszta Niebieskich, którzy brali udział w polowaniach na śmierciożerców. Rosa także została pośmiertnie uniewinniona. Nadal nikt nie wiedział, kim była naprawdę. Nikt, oprócz jednej osoby, która przyglądała się pogrzebowi z dalszej odległości. Zakapturzona postać w czarnej szacie. Spod kaptura błyskały dwa punkty w kolorze zaklęcia śmierci. Zaraz obok znajdowała się kolejna postać, a właściwie tylko sylwetka stworzona z białej mgiełki.
— ... Złóżmy hołd ofiarom wojny. Ludziom, którzy poświęcili dla nas swoje życie.
Słychać było szum drzew i śpiew ptaków. Wszyscy trwali w całkowitej ciszy, by wyrazić szacunek dla zmarłych. Bezimienni wyrzucili w górę białe promienie, które zatrzymały się nad trumnami. Połączyły się, lecz nic się nie stało. Spojrzeli na siebie. Ludzie wpatrywali się w białe zaklęcia, które zatrzymały się jak film po wciśnięciu pauzy. Nagle dołączył do nich jeszcze jeden promień przylatujący gdzieś z daleka. Rozległ się głuchy wybuch, a na wszystkie trumny spadły płatki podobne do śniegu. Wszyscy spojrzeli jednak w stronę, z której przyleciał ostatni promień.
 Osoba kryjąca się pod kapturem spojrzała na Ginny, Syriusza i resztę przyjaciół. Czuli na sobie jego wzrok. Postać zaczęła się rozmazywać w białej mgiełce.
— Będziemy czekać — powiedział cicho Syriusz.
Postać uśmiechnęła się lekko, czuli to, a później zniknęła całkowicie.
To był ostatni raz, kiedy widziano Harry'ego Pottera.

3 komentarze:

  1. Hej, czytałam ten blog dawno temu, jeszcze na onecie :P Wiadomo zbliża się sesja, więc trzeba porobić coś produktywnego, tak więc postanowiłam odświeżyć sobie pamięć w związku z tym opowiadaniem :) Dużo poprawiłaś. Co prawda nie pamiętam dokładnie bloga przed poprawą, ale zauważyłam kilka różnic.

    Po pierwsze, podoba mi się to, że Marla nie oddaje swojej miłości Ginny, aby ta kochała Harrego jeszcze bardziej. Trochę to było przerysowane.
    Po drugie, uwielbiam Harryego jako zimnego, bezdusznego zabójcę. Cholernie mi to do niego pasuje.
    Po trzecie, wprowadzenie wątku Kobiety Kot - świetny pomysł. Ta postać była idealnym dopełnieniem całej zgrai popaprańców :D Uważam jednak, że zbyt szybko ją uśmierciłaś. Rozumiem, wojna, ludzie giną, nie może być zbyt kolorowo, ale nie wykorzystałaś jej potencjału. Ale przecież koty mają 9 żyć, więc liczę, że jeszcze pozytywnie się zaskoczę :)
    Po czwarte, wezwanie demonów podczas Bitwy o Hogwart. Nie jestem pewna, czy to nowy wątek, czy nie, ale zdecydowanie mi się on podobał. Współgrał znakomicie z nową odsłoną Harryego.

    Już kończę. Nie wiem, czy moje domysły są poprawne. Tak jak mówię, nie pamiętam idealnie jak to wyglądało przed poprawkami, także liczę, że mnie poprawisz gdyby coś się nie zgadzało.

    Z niecierpliwością czekam na dalcze rozdziały.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    Harry pokonał Voldemorta, tak mi smutno, co teraz z zespołem, i to on był na końcu? kiedy powróci...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń