czwartek, 12 listopada 2015

I. Rozdział 85 - Kobieta kot

Musiał spotkać się z Bezimiennymi. Musiał wiedzieć, jakie jest teraz ich podejście do niego. Musiał wiedzieć, czy go znienawidzili. Napisał krótki list z prośbą o spotkanie w jednym z opuszczonych domów w Londynie. Stawił się na nim z mocno bijącym sercem. Dom na razie był pusty i wyglądało na to, że nikt tutaj nie mieszkał od długiego czasu. Budynek powoli popadał w ruinę.
Stanął przy oknie tyłem do wejścia, by obserwować, czy nikt nie wpadł na jego trop. Wszędzie był kurz, ale niespecjalnie się tym przejął. Usłyszał, jak wchodzą, lecz nie wiedział, co zrobić. Teraz żałował, że chciał się z nimi spotkać. A jeśli się odwróci i zobaczy twarze patrzące na niego jak na jakiegoś robaka, którego należy jak najszybciej rozdeptać? Cały spięty odwrócił się w ich stronę i spojrzał na nich niepewnym wzrokiem.
— Nie patrz tak na nas. — Sean uśmiechnął się lekko.
— Nie zjemy cię — dodała Karen.
— Ty mały, czarny gnojku! — pisnęła Amy i chwyciła go w objęcia. — Wiesz, jak się o ciebie baliśmy?!
Z Harry'ego zszedł cały stres. Nie sądził, że zareagują z taką swobodą. Po chwili został zaciągnięty do stołu i Anioły zaczęły go pytać o to, co się u niego działo.
— Nie powiedziałbym, że całkowicie straciłeś kontrolę — powiedział po jakimś czasie Ryan. — W innym wypadku nie odezwałbyś się do nas ani słowem. Po prostu masz takie… odchyły.
— Bardzo zgrabnie to ująłeś — zauważył Czarny z lekkim rozbawieniem, a wszyscy roześmiali się szczerze. Po chwili uśmiech chłopaka zamienił się w bardziej przygnębiony. — Ostatni odchył chyba był dość spory.
— O czym mówisz? — zapytała Ellen.
— Jeszcze do was nie dotarło?
— Co takiego?
Czarny wyraźnie się zawahał, a po chwili podał im Proroka, którego ukradkiem zabrał jakiemuś młodemu chłopakowi.

RZEŹ W WIOSCE POD LONDYNEM!
Po osiemnastu dniach milczenia Potter znowu zaatakował! W jednej z wiosek pod Londynem pojawiła się grupa śmierciożerców. Zanim na miejsce dotarli aurorzy i Zakon Feniksa, on pojawił się tam znacznie wcześniej. Zginęło osiemnastu śmierciożerców, a pozostałych dwunastu trafiło do szpitala, by po wyjściu z niego trafić do sądu pod zarzutem współpracy z Sami-Wiecie-Kim. Dlaczego osiemnastu? Przecież mógł zabić wszystkich – mówią ci najbardziej dociekliwi. Potter nie słynie z litości względem śmierciożerców, dlatego zastanowiło to aurorów. Według jednego z obecnych na miejscu masakry aurorów, Potter sam wskazał im przyczynę: jeden śmierciożerca za jeden dzień jego nieobecności.
Słowa Chłopca-Który-Przeżył dały do zrozumienia, że to nie on stoi za zabójstwem Severusa Snape’a, który…

Czarny widział, jak Ellen i Frank wymieniają się spojrzeniami, jednak nikt się nie odezwał.
— Snape’a nie zabiłem, bo był moim szpiegiem, ale to chyba kropla w morzu — przerwał ciszę i wzruszył ramionami.
— W trakcie tych osiemnastu dni często czuliśmy, że coś jest nie tak — powiedziała wreszcie Amy.
— Rozmawiałem z Marlą — odparł cicho, nie patrząc na nikogo z nich.
— Musiała mieć powód, skoro tak bardzo zaryzykowała — wymamrotał Jim.
— Raczej nie trzeba dużo główkować, żeby się domyślić, dlaczego to zrobiła — odrzekł i przełknął ciężko ślinę na wspomnienie zmarłej dziewczyny.
— Nie zasłużyłeś na to — szepnęła Karen, a on poczuł, że coś z całej siły ściska go za gardło.
— Widocznie zasłużyłem.
— Nie i nie myśl, że jest inaczej — powiedział twardo Ryan.
Później zmienili temat, a Harry wiedział, że nadal ma wsparcie Bezimiennych.

Nie miał zamiaru wracać do zamku Niebieskich po tym wszystkim, co się stało, dlatego znalazł sobie miejscówkę na Nokturnie. Powoli zaczęły kończyć mu się pieniądze, więc musiał ograniczyć wydatki, żeby nie musieć ryzykować i nie kontaktować się ze swoimi bliskimi, aby go wspomogli, bo wypad do Banku Gringotta nie wchodził w grę. Wmawiał sobie same optymistyczne rzeczy, gdy zobaczył obskurny pokój, lecz przy łazience opadły mu ramiona. Stwierdził, że mimo wszystko za często nie będzie tutaj przebywał, jednak wydawało mu się, że może uda mu się zachować tutaj anonimowość. Wędrował po mrocznej uliczce z nasuniętym kapturem na twarzy, myśląc o tym, co ma ze sobą zrobić. Nadeszła noc, lecz nie miał ochoty wracać do pokoju pełnego kurzu, brudu i myszy. Stanął przed klubem, który odwiedził dzięki zmarłemu już Traversowi i postanowił trochę się wyluzować przy alkoholu, ignorując głosik, który natrętnie mu powtarzał, że niepotrzebnie straci pieniądze. Nie ściągnął kaptura, gdy wszedł do środka, lecz nie było to niczym dziwnym w tym miejscu. Miał ochotę zabawić się tak, jak to było z Jayem i Alexem, jednak sytuacja mu na to nie pozwalała. Musiał zachować czujność, a duża ilość alkoholu nie była dobrym sprzymierzeńcem.
Siedział całkowicie znudzony przy barze, gdy usłyszał cichy głos przy uchu:
— Potrzebujesz jakichś informacji?
Odwrócił się, by zobaczyć tę samą dziewczynę, która ostatnio dostarczyła mu informacji na temat Traversa.
— A ty jeszcze siedzisz w tym syfie? — mruknął.
— Nie tak łatwo stąd odejść. Mam pewne długi do spłacenia i nie chodzi tutaj o pieniądze.
Dosiadła się do niego.
— Długi cielesne? — zapytał, a ona uśmiechnęła się półgębkiem.
— Między innymi, co niezbyt mi się uśmiecha.
Zerknęła gdzieś za niego lekko nerwowo, więc Czarny skierował tam wzrok. Jakiś gruby facet przyglądał się uporczywie dziewczynie.
— Twój alfons?
— Taa — wymamrotała.
— Chyba coś mu nie pasuje.
— Ostatnio przynoszę bardzo małe zyski.
— Czyli problem w tym, że za dużo czasu zajmuje ci łaszenie się do mnie — podsumował, a ona roześmiała się i pokiwała głową.
Odsunął się lekko od baru i poklepał po kolanach, dając jej znać, żeby na nich usiadła. Zachichotała i wślizgnęła się na niego jak rasowa kotka.
— Dlaczego to robisz?
— Co takiego?
— Pomagasz mi.
— Tak jak powiedziałem ostatnio: marnujesz się tutaj.
— Ostatnio też mówiłam ci o Traversie, a później znaleziono go zamordowanego. Od czasu, kiedy przeczytałam w gazecie, kto to zrobił, wiem, kim jesteś — powiedziała szeptem.
Harry spojrzał na nią beznamiętnie.
— Mądra dziewucha — mruknął, opróżniając kolejny kieliszek.
— Jakoś niespecjalnie się tym przejąłeś. Mogłabym w każdej chwili powiadomić aurorów.
— Raczej byś nie zdążyła, a poza tym już tyle razy im uciekałem, że jeszcze jeden raz mnie nie zbawi.
— Tak dla twojej wiadomości: nie mam zamiaru dawać im znać, że siedzę na kolanach osoby, która jest poszukiwana listem gończym w całym kraju, jednak mam dla ciebie propozycję. — Czarny uniósł brew. — Mogłabym się do ciebie doczepić jako autostopowiczka?
— Chodź do pokoju — odparł jedynie.
Rudowłosa natychmiast zeszła z jego kolan i przeszli do pokoju, wymijając zadowolonego alfonsa. Nie wiedział, że niedługo mina mu zrzednie.
— Dlaczego miałbym zabierać cię ze sobą? — zapytał Harry, kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi.
— Od dłuższego czasu chciałam rzucić to gówno, jednak wiem, że sama nie dałabym sobie rady. Nigdy nie trafiłam na kogoś, kto chociaż powiedział, że nie powinno mnie tutaj być. Byłeś pierwszą taką osobą, a na dodatek próbowałeś mnie skąd wyciągnąć. Nie miałabym sumienia cię wkopać, jeśli o to ci chodzi. — Podeszła bliżej niego i ściągnęła mu kaptur. — Przystojniejszy niż w gazetach — mruknęła do siebie z uśmiechem. — Ja pomogę tobie, a ty pomożesz mnie. Mam nawet miejscówkę, w której moglibyśmy się zatrzymać i nikt by nas tam nie znalazł.
— Skąd mam mieć pewność, że którejś nocy mnie nie zarżniesz?
— Nie masz pewności. — Wzruszyła ramionami. — Najważniejsze jest to, czy chcesz zaryzykować. Ja nie mam nic do stracenia, a ty możesz coś zyskać.
— Na przykład?
— Przychodzi tutaj wielu śmierciożerców, którzy upokarzali mnie różnymi sposobami. Chętnie ucięłabym niektórym to i owo. — Uśmiechnęła się z błyskiem w oku.
— Jesteś w stanie to zrobić?
— Psychicznie jestem na to gotowa od długiego czasu, a fizycznie… Cóż, przydałaby się mała pomoc od kogoś doświadczonego.
— Miałbym cię wyszkolić?
— Jeślibyś chciał.
Harry obserwował ją przez moment, jednak nie wyczuł żadnego fałszu.
— Gdzie masz swoje rzeczy?
Uśmiechnęła się szeroko.
— Dwie ściany dalej.
— Prowadź, Lady.
Zaśmiała się.
— Jestem Rosa, tak nawiasem mówiąc.
Rosa poprowadziła go do swojego małego pokoju. Nie miała wiele rzeczy, dlatego spakowanie się zajęło jej zaledwie kilka minut. Wyszli przez okno, ponieważ działało tutaj zaklęcie antydeportacyjne, i stamtąd przenieśli się po rzeczy Czarnego, który nawet nie pofatygował się do właściciela, aby mu powiedzieć, że jednak dłużej tutaj nie zostanie.
Rosa przeniosła ich do kryjówki, o której mu wspomniała. Wylądowali przed niewielkim drewnianym domkiem stojącym na odludziu. Jedno pomieszczenie zawierało sypialnię i kuchnię. Tylko łazienka była oddzielona.
— Musimy się pomieścić w jednym łóżku — stwierdziła Rosa, a Czarny przyznał jej rację, gdy dostrzegł, że nawet nie ma miejsca, żeby je powiększyć.

Na odludziu mieszkali już trzy dni, w trakcie których Czarny zastanawiał się, w jaki sposób najszybciej wyszkolić Rosę. Na początku zaczął od treningu fizycznego. Wyglądała na wykończoną, jednak w ogóle się nie skarżyła. Trzeciego dnia postanowili zrobić dwuosobową parapetówkę. Rosa znalazła w piwnicy sporo wina. Znała tutaj każdy kąt, ponieważ był to dom jej zmarłej babci. Wypili kilka butelek, a humor im dopisywał. Zaczęli świrować. Tańczyli.
— Chciałabym zobaczyć minę tego starego zgreda, zwanego alfonsem — zaśmiała się dziewczyna.
Harry potknął się o dywan i runęli wprost na łóżko, co spotkało się z niepohamowanym chichotem Rosy.
— Nie ruszam się — jęknęła, leżąc na Czarnym bez sił.
— Nie żebyś była ciężka, ale właśnie miażdżysz mi pewną część ciała.
Rosa wybuchnęła śmiechem i trochę się przesunęła, jednak nadal z niego nie schodziła. Zerknął na nią, gdy przybliżyła do niego twarz. Chwilę później całowali się bez opamiętania. Harry przekręcił ich tak, że znalazła się pod nim. Rosa prędko zrzuciła z niego t-shirt, nie odrywając się od jego ust. W kąt poleciały kolejne warstwy ubrań.

Gdy tylko otworzył oczy, poraziła go jasność. Czuł, że kac tak szybko nie minie, a na stanie nie miał tabletek. Rosa spała tuż przy nim, co nie było dziwne, gdyż łóżko było bardzo wąskie jak na dwie osoby. Spod kołdry wystawało jej nagie ramię, a przy swoim boku czuł jej piersi unoszące się i opadające przy każdym oddechu. Wiedział, że oboje przesadzili z alkoholem. Kiedy tylko lekko się poruszył, dziewczyna zaczęła się przebudzać.
— Trochę nas poniosło — wymamrotała, nawet nie uchylając powiek, a Czarny mruknął w odpowiedzi.
— Przemyślałem twój trening po tym, co wyczyniałaś w nocy. — Zachichotała cicho. — Zrobię z ciebie kobietę kota. Co ty na to?
— Brzmi ciekawie — odpowiedziała i zamruczała, co spotkało się z cichym śmiechem Czarnego.

Po miesiącu życia w Pętli Czasu Rosa była niesamowita. Czarny wykorzystał jej gibkość i wytresował ją jak rasową kotkę. Stała się piekielnie szybka i zwinna. Jakimś cudem nauczyła się nawet przytrzymywać na prostej ścianie, co uznała za swój największy sukces.
Kiedy tylko uwolnili się spod Pętli Czasu, zmieniła swój wizerunek. Pieniądze, które Czarny jej przekazał przy ich pierwszym spotkaniu, okazały się zbawienne dla nich obu. Dzięki nim mogła w każdej chwili deportować się do sklepu i kupić świeże jedzenie. Tym razem pozwoliła sobie zainwestować w obcisłe skórzane spodnie, wysokie buty do kolan, skórzaną bluzkę i maskę na twarz. W domu obcięła włosy na chłopaka i gdy pokazała się Czarnemu w takim przebraniu i z batem w dłoni, brunetowi aż opadła szczęka. Później stwierdził, że czas, żeby zmierzyła się z kimś w praktyce. Jej celem był śmierciożerca.

Wylądowali na Nokturnie w jakimś zaułku, gdzie upolowali swoją ofiarę. Czarny zabrał dziewczynie różdżkę, aby pokazała, że potrafi radzić sobie bez niej. Przesuwała się za śmierciożercą w cieniu i niespodziewanie rozbroiła go batem pod czujnym okiem Harry’ego. Rosa rozpoznała w swojej ofierze byłego klienta. Zasyczała z wściekłości i z całej siły uderzyła faceta kolanem w krocze, na co aż zawył z bólu, a później zmiażdżyła mu dłoń obcasem i przejechała paznokciami po jego twarzy, zostawiając na policzku krwawe zadrapania.
Harry dostrzegł pojawiających się aurorów.
Kończ z nim. Mamy towarzystwo — przekazał jej telepatycznie.
Rosa natychmiast wykonała jego polecenie i udusiła śmierciożercę batem.
— Chodź tu, kiciuś.
Zadowolona Rosa podeszła do Czarnego i chwyciła go za rękę. Zostawili zdumionych aurorów, deportując się tuż przed lecącymi w ich stronę zaklęciami.

KOBIETA KOT I HARRY POTTER!
Potter znowu zaatakował! Tym razem pozbył się śmierciożercy za pomocą pośrednika. Do ataku doszło na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Pottera widziano w towarzystwie kobiety, która w morderstwie śmierciożercy posłużyła się batem. Po wielu spekulacjach zauważono podobieństwo do kobiety kot, która jest legendą czarodziei…

Artykuł opisujący kobietę kot i jej powiązanie z Czarnym rozwinął się na dwie strony Proroka. Podejrzewano, że mają romans, a eksperci uznali, że chłopak wytresował dziewczynę.
Łapa patrzył na zdjęcie, które umieszczono w gazecie. List gończy Czarnego i tajemniczej dziewczyny z maską na twarzy. Zastanawiał się, ile z tego artykułu jest prawdą i kim jest kobieta kot. Skąd Harry ją wziął?
Ale wiedział, że Czarny żyje, a to była chociaż jedna dobra wiadomość.

Harry i Rosa mieli niezły ubaw, kiedy w ich ręce wpadł Prorok Codzienny, jednak Czarny nie poprzestał na treningu dziewczyny.
— Masz ochotę na małą akcję? — zapytał.
— Jak zawsze. — Wyszczerzyła się, a Harry opowiedział jej o swoim planie. — Jesteś szalony! — zaśmiała się na sam koniec.
— Miałabyś swoje kocięta — zauważył.
— Ale żeby włamywać się do Banku Gringotta po jedną księgę?!
— Jeśli nie chcesz, nie musimy.
— Z takiej akcji się nie rezygnuje. A poza tym jeżeli już ją zdobędziemy, będziemy mieli dodatkową pomoc w walce z Voldemortem.
— Czyli?
— Idziemy!

Wiedzieli, że to olbrzymie ryzyko włamywać się do Banku Gringotta, ale jeśli to miało im pomóc w walce z Voldemortem, czemu by nie spróbować? Deportowali się na Nokturn. Peleryna niewidka Harry'ego, którą zabrał przed ucieczką z Hogwartu, okazała się bardzo przydatna. Schowali się pod nią i dotarli do budynku, którego strzegło dwóch strażników. Musieli przejść przez czujniki bezpieczeństwa i tu zaczynał się problem. Czarny rzucił na jednego z ochroniarzy zaklęcie Nieświadomej Rzeczywistości. Mężczyzna spał z otwartymi oczami na stojąco.
Imperio.
Drugi strażnik zrzucił wszystkie zaklęcia zabezpieczające, nieświadomy tego, co robi. Harry i Rosa szybko przeszli przez wrota, wcześniej rozkazując ponownie zabezpieczyć wejście, żeby nic nikogo nie zaniepokoiło. Czarny rzucił Imperiusa na pierwszego lepszego goblina. Ten, bez zbędnych zahamowań, podszedł do jednych z drzwi. Harry i Rosa wślizgnęli się niepostrzeżenie i dopiero tam ściągnęli z siebie płaszcz. Chłopak domyślił się, że zakazane księgi będą znajdowały się na najniższych piętrach, dlatego rozkazał goblinowi zawieźć ich do tamtych krypt. Miał nadzieję, że informacje od Bezimiennych są aktualne i z łatwością odnajdą odpowiednią skrytkę. Gdy już wysiedli z wagonika, ruszyli przed siebie, szukając krypty z narysowanym zegarem wskazującym północ. Krążyli po piętrze dobre pół godziny i wreszcie znaleźli to, czego szukali. Nie mieli pojęcia, jak dostać się do środka, więc postanowili wyryć dziurę. Równocześnie rzucili zaklęcia burzące, które odbiły się i trafiły w ścianę naprzeciwko. Całym budynkiem ostro wstrząsnęło, a z sufitu posypały się kawałki tynku. Zacząć wyć przeraźliwy alarm. Harry i Rosa powoli odwrócili do siebie głowy.
— Chyba się wydaliśmy — stwierdziła dziewczyna.
— Szukaj jakiejś wskazówki.
Prędko zaczęli przyglądać się bliżej drzwiom. Rosa przejeżdżała właśnie dłonią po warstwie betonu, gdy krzyknęła:
— Hej, tutaj jest jakiś napis, którego nie widzę, ale czuję.
— Co tam jest napisane?
— Moment. — Zaczęła powoli kreślić znaczki. — Krew.. otworzy… wszelkie… drogi — powiedziała powoli.
— Kogo? Bo wydaje mi się, że nie nasza.
— Wszystkie wrota otwierają gobliny, więc może jego — wskazała na otępiałego stwora.
Harry natychmiast rozkazał goblinowi przeciąć sobie skórę na dłoni i przyłożyć ją do drzwi. Ustąpiły, więc zadowoleni weszli do środka. Ledwie stanęli w komnacie pełnej ksiąg, a wrota zatrzasnęły się. Pomieszczenie zaczęło wypełniać się wodą. Rosa jęknęła. Rzucili się w stronę półek.
— Jak się nazywa ta książka?
— Nie mam zielonego pojęcia.
Zaczęli prędko przeglądać tytuły. Książki poukładano alfabetycznie, więc szukali przy k jak kot i kobieta, lecz nic takiego nie znaleźli. Woda sięgała im już do kolan.
— Jak stąd wyjdziemy? — panikowała Rosa.
— Mnie się pytasz?
— Potopimy się — jęknęła, nie przerywając szukania przy dziale z legendami. Za drzwiami słyszeli krzyki goblinów. — Pójdziemy siedzieć.
— I tak nas poszukują. Jeśli się dowiemy, jak otworzyć drzwi i znajdziemy księgę, poczekamy, aż pomieszczenie wypełni się po brzegi wodą. Dopiero wtedy otworzymy wejście. Siła rozpędu sprawi, że popłyniemy spory kawałek. Pod szynami od kolejki jest pustka, więc spadniemy w przepaść. Nie wiem, co jest jeszcze niżej, ale jeśli będziemy blisko ziemi, rzucimy zaklęcie rozmiękczające, żeby się nie połamać.
— A jak stamtąd uciekniemy?
— To już będzie całkowita improwizacja. Wolisz uciekać przed rozwścieczonymi goblinami, skoro i tak nie znasz drogi?
— Niezbyt kusząca perspektywa… Mam księgę! Jak przywołać legendarne stworzenie? W spisie treści jest wpisana kobieta kot.
— To jest to.
W tym momencie woda zalała ich po głowy, dlatego popłynęli do drzwi. Było tam wyrysowane coś na kształt dłoni, więc stwierdzili, że wystarczy tam przyłożyć swoją. Wypłynęli na powierzchnię.
— Jesteś pewny? — wydusiła Rosa.
— Nie mamy innego wyboru.
— Jak już umrzeć to z godnością.
Byli już prawie przy suficie, więc zaczerpnęli powietrza i spłynęli w dół. Czarny przyłożył dłoń do drzwi, a te ustąpiły Rosa chwyciła go jeszcze za rękę, aby się nie rozdzielili i wypłynęli na korytarz. Gobliny rozpierzchły się na boki. Wśród wrzasków stworzeń popłynęli dalej, aż zaczęli szybować w dół. Spadali jak kamienie w wodę. Po dobrych stu metach lotu dostrzegli ziemię. Prędko rzucili zaklęcie rozmiękczające i zrobili to w ostatniej chwili. Odbili się kilka razy i w końcu stanęli na nogach. Natychmiast zbladli, gdy zobaczyli przed sobą olbrzymiego rozwścieczonego rogogona. Najwidoczniej był ślepy, ponieważ patrzył gdzieś ponad nimi. Zionął ogniem, a oni rzucili się za filar.
— Co teraz? — szepnęła Rosa. — Jeśli nas nie spali, to nas pożre.
— Albo ucieknie razem z nami. Musimy wskoczyć mu na grzbiet i go uwolnić.
— Oszalałeś?! — pisnęła.
— A masz inny pomysł?
Wypuściła ze świstem powietrze. Odwrócili uwagę smoka, rzucając zaklęcie niszczące na ścianę po drugiej stronie. Smok rzygnął ogniem w tamtą stronę, a oni, jak najszybciej mogli, przebiegli kawałek dzielący ich z magicznym stworzeniem. Rogogon nawet nie poczuł, jak wskoczyli mu na grzbiet. Rozwalili łańcuchy, a smok ruszył. Rosa pisnęła cicho, gdy zaczął machać skrzydłami.
— Musimy powiększyć korytarz, bo się nie zmieści — wydusiła.
Zaczęli rzucać zaklęcia burzące na ściany. Smok najwidoczniej znał drogę lub po prostu czuł, gdzie lecieć. Wymijali przerażone gobliny umykające w popłochu. Rosa, o dziwo, kurczowo trzymała księgę. Zobaczyli wrota. Rogogon rozwalił je tak, jakby była to kartka papieru. W holu rozległa się panika. Czarodzieje i gobliny uciekali gdzie się dało. Smok poczuł chłód powietrza z zewnątrz i przepchnął się przez wielkie, metalowe drzwi. Wyleciały one z zawiasów z olbrzymim hukiem. Harry i Rosa zeskoczyli z niego, zanim wzbił się w powietrze.
Drętwota!
Umknęli przed kilkoma zaklęciami lecącymi od strony aurorów i deportowali się do domu. Oszołomieni stanęli na środku pokoju. Rosa nadal trzymała księgę, która najwidoczniej była chroniona zaklęciami przed przemoczeniem.
— Udało się — wydukała.
Spojrzeli na siebie.
— Włamaliśmy się do Gringotta i uciekliśmy — dodał Harry, nadal nie dowierzając.
Wybuchnęli radosnym śmiechem i rzucili się na kanapę, by odpocząć po bardzo trudnej wyprawie.

WŁAMANIE DO GRINGOTTA!
Do Banku Gringotta włamał się nie kto inny jak Harry Potter wraz z kobietą kot!...

Syriusz miał szczękę na blacie stołu, gdy czytał artykuł na temat tego, co nawyczyniał Harry.
— Wow — wydusił Brian siedzący obok.
Alex, Jay i Ron zaczęli się śmiać.
— On jest kompletnie popieprzony! — stwierdził ten pierwszy.
— Czy wyście oszaleli?! — pisnęła Hermiona. — Przecież mogli go złapać albo...
— Ale uciekł, Hermi, uciekł! — zaśmiała się Ginny. — Z Gringotta!
Cała szkoła aż huczała od plotek.

Harry i Rosa znaleźli w księdze przeróżne legendarne stworzenia, jednak niektóre sposoby ich przywołania były makabryczne. W końcu natrafili na kobiety koty. Okazało się, że Harry nieświadomie zrobił z Rosy jedną z tych, która może przywołać swoje podwładne. Pomógł jej w trudnej sytuacji, wytresował ją jak kotkę i przespał się z nią, co było kluczem łączącym mistrza i uczennicę. Aby przywołać kobiety koty, Rosa musiała zamordować w obecności Czarnego trzy osoby, które były winne innym śmiercią, lecz nie mogła posłużyć się magią. Harry za każdym razem musiał rzucać na nią zaklęcie, aby połączenie się dopełniło.
Przy okazji poczytali jeszcze o innych legendarnych stworzeniach, do których należały między innymi piaskowce.

Od razu wzięli się do pracy i deportowali tam, gdzie najłatwiej złapać śmierciożercę, czyli na Nokturn.
— Jesteśmy pokręceni — stwierdziła Rosa. — Kilka godzin temu obrabowaliśmy Gringotta i pojawiamy się, można powiedzieć, w miejscu zdarzenia, jak gdyby nigdy nic.
Czarny wzruszył ramionami i wypatrzył cel.

KOLEJNA OFIARA KOBIETY KOTA!
Po napadzie na Bank Gringotta Potter i kobieta kot ponownie zaatakowali podejrzanego o współpracę z Sami-Wiecie-Kim!...

— Zauważyłaś, że w każdym numerze jesteśmy na pierwszej stronie? — spytał Harry, a Rosa zachichotała.
— My im wyświadczamy przysługę, a oni co? — oburzyła się komicznie.
Na stole stały opróżnione butelki wina, a oni odczuwali już skutki wypicia ich zawartości. Humory im dopisywały. Rosa wstała, aby iść po kolejną butelkę, lecz straciła równowagę i usiadła Harry'emu na kolanach
— Ups — zachichotała, a Czarny parsknął śmiechem, widząc jej niewinną minkę.
Rosa spojrzała na niego mętnym wzrokiem i zagryzła dolną wargę. Miała nieopanowaną chęć go pocałować, a alkohol tylko utwierdził ją w przekonaniu, że powinna to zrobić. Przerzuciła nogę przez jego kolana, by usiąść na nim okrakiem i pocałowała go prosto w usta. Czarny dopiero po chwili zorientował się, co się dzieje. Objął ją w pasie i przysunął jeszcze bliżej siebie, odwzajemniając pocałunek. Rosa wiedziała, że robi to tylko przez nadmiar alkoholu, ale teraz to się nie liczyło. Ważne, że był blisko.

— Pora na ostatnie polowanie — rzekł Harry.
Z kalendarza wynikało, że jutro uczniowie Hogwartu wyjeżdżają do domów. Rosa zauważyła, że jest przygnębiony, dlatego o to zapytała. Chłopak westchnął.
— Gdy sobie o tym wszystkim pomyślę, to powinienem teraz siedzieć spokojnie w Hogwarcie i myśleć o tym, co zrobić ze swoją szanowną dupą. Ostatni miesiąc zmarnowałem na łażeniu po jakichś odludnych melinach, zamiast siedzieć z przyjaciółmi w miejscu, które uważałem za swój dom. Powinienem myśleć o tym, gdzie chciałbym zagrać pierwszy koncert, a nie o tym, kogo skrócić o głowę.
Rosa uśmiechnęła się do niego smutno.
— Nie myśl o tym. Czasu już nie cofniesz, a to i tak nic by nie dało.
Pokiwał głową, a później deportował ich na Nokturn, gdzie znaleźli kolejnego śmierciożercę. Rosa powaliła go na ziemię batem i pozbawiła różdżki. Chciała zrobić to szybko...
— Wysłał mnie Weiter!
— Stój! — krzyknął Harry do Rosy, która już zabierała się do znokautowania faceta.
Natychmiast zamarła i opuściła bat.
— Co jest? — zapytała.
— Prawie swojego zabiłaś — mruknął Czarny i zwrócił się do mężczyzny, by zadać mu pytanie sprawdzające: — Komu podlegacie?
— Władcy Natury.
— Kto nim jest?
— Ty — odparł bez zastanowienia.
— Sorry, stary — powiedział Czarny i pomógł mu się podnieść.
— Nie żebym się tego nie obawiał. Domyślałem się, że prędzej czy później was spotkam i liczyłem, że zdążę wtedy coś powiedzieć. — Później zwrócił się bezpośrednio do Czarnego: — Chyba powinieneś wiedzieć, że jeszcze dzisiaj Voldemort zaatakuje Hogwart.

1 komentarz:

  1. Hej,
    och Harry wyszkolił sobie pomocnice, prorok to ma pożywkę dla siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń