czwartek, 12 listopada 2015

I. Rozdział 84 - Rzeź

Weiter siedział przy obiedzie, dłubiąc niemrawo w posiłku. Wszyscy Niebiescy wyglądali na przybitych, jednak on odczuwał to najbardziej. Harry znowu zapadł w śpiączkę i nie budził się przez kolejne cztery dni. Akcja na procesie Hagrida poszła lepiej niż przewidywali, ale później wszystko kompletnie się posypało. Zaraz po powrocie do zamku Czarny zemdlał i tylko dzięki refleksowi jednego z Niebieskich nie uderzył głową w stół lub posadzkę. Przenieśli go do pokoju, lecz z każdą sekundą stan chłopaka się pogarszał. Miał wysoką temperaturę i kłopoty z oddychaniem.
Niebiescy czekali, aż ich przywódca dojdzie do siebie i ciągle mieli nadzieję, że stanie się to szybko. Nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Żadnych poleceń i żadnych dobrych wiadomości. Wcześniej to Weiter zadawał im różne misje, jednak ostatnimi czasy to Czarny był ich guru, więc mężczyzna sam nie miał do tego głowy.
Weiter zadręczał się tym, że wypuścił Harry'ego do ministerstwa. Wiedział, że chłopak i tak by poszedł, jednak czuł, że mógł zrobić coś więcej. Stwierdził, że przyjaciołom Harry'ego należą się informacje o jego stanie. Pewnie się zamartwiali, bo nie dawał żadnego znaku życia, a w Proroku tylko wypisywali, jak bardzo się przejmują, że drugi Voldemort nie atakuje od tak długiego czasu.
Okazja nadarzyła się już następnego dnia...

Łapa szczerze się męczył się na spotkaniu Zakonu. Zamartwiał się o Harry'ego i brakiem jakiejkolwiek wzmianki o jego poczynaniach. W Proroku Codziennym nie napisali słowa o żadnym ataku na śmierciożerców, a czasami wolałby przeczytać coś takiego, niż mieć najgorsze myśli. Wiedziałby wtedy, że Harry’emu nic nie jest, skoro widział, jak chłopak wyglądał na procesie Hagrida.
Zerknął na aurora, który ich pilnował. Twierdził, że gdyby Harry chciał, mógłby z łatwością go wykończyć, szczególnie że w tajemnicy zrezygnował z funkcji dowódcy i nie należał już do stowarzyszenia.
Spotkanie wreszcie się skończyło. Jak zwykle siedzieli do samego końca, by porozmawiać z Weasleyami. Auror cały czas na nich czekał.
— Idziemy — westchnęła wreszcie Tonks.
— Czekajcie! — powiedział szybko Brian.
Spojrzeli na niego zdziwieni, jednak widząc prośbę w jego oczach, odpuścili. W tym momencie auror padł nieprzytomny na podłogę. Wszyscy spojrzeli w stronę postaci, która pojawiła się w drzwiach. Z początku pomyśleli, że to Harry, lecz zjawił się Weiter.
— Już myślałem, że nie przyjdziesz — odetchnął Brian. — Siadaj i mów, co wiesz.
Mężczyzna spoczął na krześle pomiędzy Brianem a Jayem.
— Co z Hagridem i Harrym?
— Hagrid ukrywa się w górach razem z Olimpią i olbrzymami, które nie przyłączyły się do Voldemorta. A Harry... cóż — mruknął. — Sprawy ostatnio się pokomplikowały.
— To znaczy?
— Pewnie się domyśliliście, że ukrywa się u nas, jednak od jakiegoś czasu nie jest w zbyt dobrym stanie.
— Znowu się rozchorował? — zapytał Syriusz.
— Tak wam powiedział? Cóż, można to tak nazwać. Jakiś tydzień temu dość długo nie wychodził z pokoju, więc poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Znalazłem go nieprzytomnego i doszło do tego, że przez trzy dni był w krytycznym stanie, chociaż nie znaliśmy powodu. Powiedział mi dopiero po tym, jak się obudził, jednak nie mogę wam tego zdradzić, bo padłbym trupem na miejscu. Uparł się, że chce iść na proces Hagrida i nie mogliśmy wybić mu tego z głowy, chociaż wyglądał jak zwłoki. Sami widzieliście, że po jakimś czasie ledwo trzymał się na nogach — dodał, zerkając na Syriusza i Remusa, którzy pokiwali głowami. — Zemdlał, gdy tylko zjawiliśmy się w zamku. Gdyby nie reakcja jednego z Niebieskich, pewnie bylibyście na pogrzebie. Lekkie uderzenie w głowę by go zabiło.
— Merlinie — szepnęła jedynie pani Weasley.
— Od tego czasu znowu jest w śpiączce. Nasza uzdrowicielka robi, co może, żeby postawić go na nogi, chociaż nie jest to łatwe. Stwierdziłem, że powinniście o wszystkim wiedzieć. Gdy wróci do siebie, na pewno się o tym dowiecie. Jeśli nie ode mnie, to z Proroka. — Uśmiechnął się ledwo zauważalnie.
— Wróci dawny Harry? — spytał cicho Brian, a Weiter westchnął.
— Jeśli tylko będzie chciał i jeśli inni mu pomogą, wszystko jest możliwe.
— Skoro tak, to powiedz mu, gdy tylko się obudzi, że bez względu na wszystko... my będziemy z nim — powiedziała Hermiona.
Weiter uśmiechnął się smutno.
— Teraz będzie mu to bardzo potrzebne — rzekł i zniknął, wcześniej rozbudzając aurora i modyfikując mu pamięć. 

Syriusz nie mógł spać, bo jego myśli opanował strach o Harry’ego. Był wdzięczny Weiterowi, że zajął się chłopakiem i mu pomaga. Łapa przynajmniej wiedział, że chrześniak znajduje się pod dobrą opieką i nic mu nie grozi. Nie musiał się szlajać po uliczkach, gdzie w każdej chwili mogliby go złapać aurorzy lub śmierciożercy.
Chciał go zobaczyć. Chociaż tyle. W dłonie wpadło mu zdjęcie. Połowa Huncwotów Senior i Huncwoci Junior. Uśmiechnął się szeroko, widząc największych rozrabiaków Hogwartu ostatnich lat.
Odstawił ramkę i wyszedł. Standardowo natknął się na aurora, który miał go pilnować. Bez słowa ruszył dalej, a ten za nim, co było niezmiernie uciążliwe. Nie miał pojęcia, dlaczego nogi zaniosły go do pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdy tylko otworzyły się drzwi, do uszu wpadł mu głos Harry’ego wydobywający się z wieży. Ginny siedziała zwinięta w kłębek z zamkniętymi oczami. Na policzkach widniały ślady zaschniętych łez.

I've
become so numb
I can't feel you there
become so tired
so much more aware
[Linkin Park – Numb]


Usiadł obok dziewczyny, a ona podniosła głowę, aby zobaczyć, kto przyszedł. Uśmiechnęła się lekko do niego.
— Wiesz... Zawsze lubiłam, gdy do mnie mówił — szepnęła. — Jego głos zawsze mnie uspakajał. Nawet po tym, jak się rozstaliśmy.

A black winter cue away,
From sight.
Another darkness over day,
That night
[Linkin Park – Valentine’s Day]


Ginny uśmiechnęła się lekko.
— Walentynki... Jaką ja z siebie zrobiłam idiotkę — zaśmiała się przez łzy. — To był jego drugi rok, gdy wysłałam mu walentynkę. Wiedziała o tym cała szkoła. Ile się wstydu najadłam. Zresztą, on też wyglądał na przerażonego. — Zaśmiali się lekko. — Byś mnie widział, gdy był w pobliżu.
— Tak źle?
— Źle? To było straszne! Potrafiłam wypuszczać wszystko z rąk i patrzeć na niego jak debilka. Nawet sobie tego nie wyobrażasz.

Nothing I can say or do,
Will take away what I've been through,
What you were is what I've come to be,
Nothing you can say to me,
Will take away these memories,
What you were is what I've come to be
[Linkin Park – Hardly Breathe]


— A gdy widziałam jego i Cho, chętnie bym ją zabiła na miejscu. Hermiona miała rację, żebym była sobą. Że wtedy zwróci na mnie uwagę. I w końcu mnie zauważył... To się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia — westchnęła. — Nie mogło tak szybko się skończyć — dodała ciszej. — Stęskniłam się za nim...

I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out
[Linkin Park – Bleed it out]


— Nadal go kochasz — powiedział cicho.
Ginny wpatrywała się w swoje kolana, jednak kiwnęła głową.
— On o tym wie. Powiedziałam mu, zanim uciekł z Hogwartu. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Dopiero zmarła jego dziewczyna, a ja wyskoczyłam z takim tekstem.
— Dobrze zrobiłaś. Przynajmniej wie, na czym stoi. Wszystko przemyśli i sobie poukłada.
— Teraz najważniejsze jest to, żeby wyzdrowiał — szepnęła.

When my time comes, forget the wrong that I’ve done
Help me leave behind some reasons to be missed
Don’t resent me, and when you’re feeling empty
Keep me in your memory, leave out all the rest
[Linkin Park – Leave out all the rest]


Wrócił do swojego gabinetu jakiś czas później z aurorem depczącym mu po piętach. Mężczyzna standardowo został na korytarzu, a Łapa zamknął się w pomieszczeniu i nie miał zamiaru nigdzie wychodzić. Zdrętwiał, gdy usłyszał ciche głosy dochodzące z kuchni. Ostrożnie tam zerknął i niemal głośno odetchnął, kiedy zobaczył przy stole Weitera i jednego z mężczyzn z ministerstwa.
— Coś się stało? — spytał, wchodząc do pomieszczenia.
— Czekaliśmy na ciebie — rzekł Weiter. — Musieliśmy tutaj wejść pod twoją nieobecność, żeby nikt nas nie zauważył. — Łapa pokiwał głową, doskonale to rozumiejąc. — Mamy wiadomość od Harry'ego.
— Obudził się?
— Jego stan nie jest jeszcze zadowalający, ale chociaż jest przytomny. Chce się z tobą spotkać. Wymyśliliśmy, że Floppy zamieni się w ciebie i odciągnie aurora od gabinetu, a my w tym czasie wydostaniemy się z Hogwartu. Zmienimy się w psy, bo są mniej widoczne. Wiem, że jesteś animagiem od Harry'ego — wytłumaczył, widząc pytające spojrzenie Weitera. — Powiedział mi to, abyśmy mogli się stąd wydostać. Mamy godzinę, żeby wyjść, dostać się do zamku, pogadać z Harrym i wrócić tutaj.
Łapa pokiwał głową. Po chwili stała przed nimi jego kopia, która wyszła z gabinetu. Kiedy auror poszedł za nim, Syriusz i Weiter w postaci psów pobiegli w drugą stronę korytarza. Jak najszybciej mogli, dostali się do tunelu prowadzącego do Miodowego Królestwa. Weiter deportował ich do zamku Niebieskich, gdy tylko stanęli poza barierami szkoły. Przywódca stowarzyszenia natychmiast poprowadził Łapę do pokoju Czarnego.
Średniej wielkości pomieszczenie urządzono w prosty sposób i nie zagracono go niepotrzebnymi bibelotami. Duże okno w dzień zapewne wpuszczało promienie słońca, które oświetlały całą komnatę. Na łóżku leżał Czarny, który wyglądał dość mizernie. Postronna osoba zapewne wyśmiałaby Łapę, gdyby ten powiedział, że chłopak jest potężnym czarodziejem, który potrafi zabić bez litości. W niemal żadnym stopniu nie przypominał osoby, która zjawiła się w Hogwarcie i bez mrugnięcia okiem pozbawiła życia dwoje ludzi. Młoda kobieta z długimi rudymi lokami wciskała mu jedzenie.
— Ratunek! — krzyknął z ulgą, gdy tylko ich dostrzegł.
Kobieta wykorzystała to, że otworzył usta i wcisnęła mu do nich bułkę. Zachichotała, gdy rozszerzył oczy z oburzoną miną. Natychmiast ją wyciągnął, a na jego twarz wystąpił grymas obrzydzenia.
— Przestań mi wciskać żarcie, bo chyba się porzygam — mruknął.
Syriusz spojrzał mu w oczy i dostrzegł, że nie są tak szkarłatne jak w trakcie odwiedzin w szkole. Podejrzewał, że gdy chłopaka opanowuje żądza zemsty, czerwień robi się bardziej intensywna. Poza tym nie zachowywał się teraz jak rasowy morderca, gdy ze zrozpaczoną miną starał się odsunąć od siebie jedzenie. Kobieta wreszcie zrezygnowała, a Weiter zostawił ich samych. Czarny uważnie obserwował, jak Syriusz się do niego zbliża i siada na łóżku. Była to właściwie pierwsza ich rozmowa od ucieczki z Hogwartu.
— Masz minę jakbyś myślał, że zaraz wydrapię ci oczy — zauważył Łapa.
— Wiesz… W tej sytuacji to może być różnie.
— W jakiej sytuacji?
Harry wysłał mu znaczące spojrzenie.
— Jakbyś nie zauważył, kilka dni temu na twoich oczach z uśmiechem na ustach posłałem kulki w głowy dwóch gnojów. Nie mówiąc już o tym, że kolejnemu poderżnąłem gardło, a jeszcze innego udusiłem. To raczej niecodzienna sytuacja.
— Aktualnie wyglądasz na takiego, który nie ma siły nawet zwlec się z łóżka — odparł cicho.
— I to cię bardziej martwi?
— Tak.
Czarny spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Uznają mnie za drugiego Voldemorta, a ty mi mówisz coś takiego?
— Nie obchodzi mnie, za kogo cię uważają — westchnął. — Nie chcę tylko, żeby coś ci się stało, a co do tego, co robisz… Wiesz, że wolałbym, żeby wszystko wróciło do normy i mam nadzieję, że jeszcze tak będzie.
— Nie chciałem tego — szepnął.
— Wiem, że nie chciałeś.
— Samo tak wyszło — dodał, patrząc wszędzie, byle nie na chrzestnego. Po chwili ciszy zapytał niepewnie: — Jak tam w Hogwarcie?
Trochę się rozluźnił, gdy Łapa zaczął opowiadać mu o tym, co dzieje się w szkole i jak wszystkim idzie w życiu. Kiedy dotarł do osoby, jaką była Ginny, Czarny trochę bardziej zaczął drążyć temat, co nie uszło uwadze Syriusza.
— O czymś nie wiem? — zapytał.
Po chwili zastanowienia Harry opowiedział chrzestnemu, jaki był powód jego choroby. Łapę wyraźnie to zaskoczyło.
— A… co na to wszystko Amy? — spytał niepewnie Czarny.
Nie odważył się przesłać żadnej wiadomości Bezimiennym. Na początku argumentował to tym, że czasami ściągnie problemy na przyjaciół, gdy naruszy zaklęcia aurorów, jednak sam dobrze wiedział, że po prostu tchórzył. Domyślał się, że próbują się z nim kontaktować, ale zablokował przesył telepatycznych wiadomości.
— Chce ci nakopać po tyłku, bo się do niej nie odzywasz.
Chyba muszę się wreszcie odważyć. Do drzwi ktoś zapukał, a po chwili zajrzał do nich Weiter.
— Musimy już iść — powiedział do Syriusza, który skinął głową i wstał. — A ty pamiętaj — dodał do Harry’ego — za godzinę twój pokój będzie oblegany przez Niebieskich i oglądamy mecz siatkówki Polaków i Francuzów o mistrzostwo Europy.
— To przynieście telewizor.
— O to się nie martw. Chłopaki już smażą popcorn i zbierają zapasy alkoholu. Trzeba tylko przekabacić Kirę, żeby pozwoliła ci pić.
Syriusz pokręcił głową z rozbawieniem. Wcale tak dużo się nie zmieniło.
— Szybko zdrowiej i odezwij się czasami — powiedział i poczochrał lekko Harry’ego po włosach. — I stawiam na Polskę.
— Ja też — odparł z uśmiechem.
Później Czarny został sam i musiał przyznać, że czuł ulgę, bo jego obawy się nie sprawdziły.

Kilka dni później Harry był już zupełnie zdrowy. Prorok szalał, gdy nie dawał żadnego znaku życia. Wyliczono mu nawet, że nie atakował przez ostatnie osiemnaście dni, w trakcie których widziany był tylko na procesie Hagrida. Kiedy dostrzegł artykuł mówiący o jego rzekomej śmierci, uśmiechnął się jak szaleniec. Postanowił pokazać im żywego trupa.
Znów zapanował nad nim mrok.

Spotkał się z Severusem Snapem, aby dowiedzieć się od niego o najbliższym ataku. Mężczyzna był bardzo zaskoczony jego wiadomością i tym, że chłopak postanowił się do niego odezwać. Nie skomentował zmiany Czarnego, chociaż Harry czuł na sobie jego natrętne spojrzenie. Dowiedział się, że akcja ma się odbyć kolejnego dnia. Śmierciożercy planowali zaatakować jedną z wiosek.
Osiemnastu śmierciożerców... Szykujcie się na wyrównanie rachunków.

— Jak najszybciej zabić osiemnaście osób, nie używając Avady?
Weiter zakrztusił się ziemniakiem, gdy Harry zadał takie pytanie przy obiedzie w obecności kilkunastu Niebieskich.
— Mogłeś zadać to pytanie, gdy nic nie miałem w ustach — wykrztusił.
— Dlatego to zrobiłem — zachichotał Czarny. — Już by było siedemnaście osób.
Mężczyzna przeliczył osoby przy stole. Dziewiętnaście razem z Czarnym.
— Chcesz nas zabić?
Tym razem Harry prawie udławił się surówką.
— Pokręciło cię? — wydusił.
— Już myślałem, że masz nas dosyć — odetchnął.
— Jeszcze się nie zorientowałeś, że wybijam tylko śmierciożerców? — Wywrócił oczami.
— Po co ci to?
— O ile dobrze wiesz, Avady nie używam...
— I to twój znak rozpoznawczy.
— ... a jutro jest atak śmierciożerców...
— Przecież tam będzie więcej tych bęcwałów.
Czarny uśmiechnął się słodko, podając mu gazetę, gdzie pisano o jego rzekomej śmierci.
— ... Pomijając uczestnictwo w procesie półolbrzyma Hagrida, w trakcie którego doszło do sabotażu, Potter nie atakował już osiemnaście dni… — przeczytał zdanie wskazane przez chłopaka. — Osiemnaście dni... osiemnaście... — wymamrotał, a później uśmiechnął się jak Huncwot. — Chcesz im pokazać, że też czytasz ich gazetę?
Roześmiali się. Przez okno wleciała sowa z najnowszym Prorokiem Codziennym.
— Jak zwykle spóźniona — westchnął Weiter, odbierając prasę. — Co ty mi tu gadasz, że od osiemnastu dni nie mordowałeś? — burknął. — A Snape'a to niby kto zabił?
Harry wypluł sok, wyrywając mu gazetę. SEVERUS SNAPE MARTWY W ALEJKACH NOKTURNU! – krzyczał tytuł na pierwszej stronie.
— Szlag! — warknął Harry.
— Ktoś cię ubiegł?
— Zwariowałeś?! To był mój szpieg!
— On?!
Czarny opowiedział mu prawdziwą wersję wydarzeń dotyczącą śmierci Dumbledore’a, a później przeczytał artykuł. Mimo śmierci śmierciożercy, nie przypisano tej zbrodni jednoznacznie do niego z jednej przyczyny: zgon nastąpił w wyniku użycia Avady Kedavry, a wszyscy zdążyli się zorientować, że nie używa tego zaklęcia.
— Przejrzałeś go, Riddle — szepnął do siebie z błyskiem w oku. — Szykuj się na rzeź.

Samotnie pojawił się w wiosce, która miała zostać zaatakowana. Pusto. Z jego informacji wynikało, że w ataku weźmie udział około trzydziestu śmierciożerców, więc miał zamiar rozłożyć go sobie na części. Trzask deportacji przerwał ciszę, więc wyszedł z ukrycia.
— Na coś czekacie, chłopaki? — spytał głośno.
Zanim zorientowali się, z kim mają do czynienia, brunet odgrodził większą część śmierciożerców od reszty dzięki zaklęciu Władcy Natury i zawiesił ich w czasie, by zająć się nimi później. Dziesięciu pozostałych rzuciło się w jego stronę.
ŁUP!
Pierwszy runął martwy, powalony mocnym kopniakiem prosto w potylicę.
BACH!
Drugi ugodzony strzałem z pistoletu.
Bez problemu odbijał zaklęcia lub ich unikał, używając do tego wszystkich swoich instynktów.
Pierwsza szóstka leżała martwa, czwórka nieprzytomna. Rozbudził kolejną dziesiątkę z chorym uśmiechem.
Pierwszy z podciętym gardłem.
Drugi oszołomiony.
Trzeci zasztyletowany.
Czwarty z dziurą w brzuchu.
Piąty oszołomiony przez sprzymierzeńca.
Szósty uduszony.
Siódmy powalony kopniakiem.
Ósmy konający.
Dziewiąty zabity przez innego śmierciożercę.
Dziesiąty oszołomiony.
Kolejna dziesiątka padała podobnie, jednak zanim Czarny skończył, na polu bitwy pojawili się Zakonnicy wraz z aurorami. Wszyscy stanęli jak wmurowani, gdy zobaczyli odgrywającą się przed nimi scenę. Łapa prawie opuścił różdżkę, widząc rzeź wywołaną przez Harry'ego.
ŁUP!
Niedaleko nich padł nieprzytomny śmieciożerca. Ostatni konał, więc Harry go dobił. Zapadła cisza. Syriusz stał, stał, stał. Nie mógł oddychać. Nie mógł mówić. Nie mógł się ruszyć. Tylko patrzył na chrześniaka, a na jego twarzy widział wszystkie najgorsze emocje i… dostrzegł, że Czarny nienawidzi siebie za to, co zrobił. Spojrzał na aurorów zimnym wzrokiem.
— Jak widać, nie umarłem — powiedział przerażającym głosem, a później zniknął w czarnym dymie.

Weiter zapukał do drzwi Harry'ego, który zamknął się bez słowa w pokoju zaraz po ataku. Jeden z Niebieskich przełknął ciężko ślinę, gdy dostrzegł spojrzenie chłopaka i to, że był cały uwalony krwią. Nie odpowiadał, więc Weiter wszedł do środka. W uszy wdarła mu się głośna metalowa muzyka. W pokoju był istny syf, a Harry siedział w oknie z nogami przewieszonymi przez framugę, pijąc Ognistą Whisky wprost z butelki.
— Jak myślisz? Jeśli spadnę, piekło od razu mnie pochłonie, czy tylko się połamię? — spytał Czarny, kiedy tylko go zobaczył. — Jak ja im w oczy spojrzę? — dodał nagle słabo. — Na ich oczach zarżnąłem osiemnaście osób, a resztę wysłałem co najmniej do szpitala. Wszyscy tam byli... Syriusz, Hermiona, Ginny, Brian, Remus... Wszyscy. Powinienem skoczyć i skończyłby się ten pieprzony problem. Wyobrażasz sobie tę sensację? Rita zarobiłaby miliony na artykule o tym, jak… Jak oni mnie ostatnio nazwali? Aa… Chłopiec-Który-Przeżył-By-Zabijać sam się zabił — roześmiał się histerycznie.
— Przestań, do cholery — powiedział z niepokojem Weiter, a Harry spojrzał na niego z uśmiechem.
— Może tym razem trafiłby się wam jakiś poczytalny Władca Natury, bo ostatnio coś macie pecha.
— Zamknij się i właź z powrotem do pokoju.
Czarny zaśmiał się.
— Nie wiem, czy chcę do niego wrócić.
Weiter rzucił się w jego stronę, kiedy puścił się parapetu i zaczął niekontrolowanie przechylać się do przodu. Mimo oporów chłopaka, wciągnął go z powrotem do pokoju.
— Mogłeś mnie wypchnąć — jęknął słabo. — Napisali mi wiadomość, żebym przyszedł do Kwatery Głównej, rozumiesz to? — dodał słabo, gdy mężczyzna prowadził go do łóżka. — Poszedłbym, ale się cholernie boję, że po tym wszystkim jednak stwierdzą, że jestem popieprzony i nie chcą mnie znać. A co innego mogą zrobić, skoro widzieli, jak urządziłem sobie rzeź, no nie? Ten sku*wiel zabił mi Marlę… Co innego mogłem zrobić i co poradzę na to, że mi nie przeszło…
W końcu zasnął, chociaż mówił jeszcze długo o tym, co leżało mu na sercu. Weiter westchnął i postanowił, że chyba powinien zastąpić Harry’ego.

Przy stole w jadalni na Grimmauld Place 12 trwała cisza. Ginny siedziała skulona w krześle. Zostali sami najbliżsi Harry'ego, którzy czekali na chłopaka, chociaż auror, który ich pilnował, nie miał o tym zielonego pojęcia. Czas leciał, a oni czekali, nie mając żadnej wiadomości zwrotnej. Nim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, auror nagle padł nieprzytomny na posadzkę. Nie pojawił się Czarny, lecz Weiter.
— Gdzie Harry? — spytał cicho Brian.
— Nie przyjdzie.
— Dlaczego?
— Bo leży nieprzytomny. Schlał się — dodał, widząc ich spojrzenia. — A poza tym stwierdził, że się boi.
— Czego?
— Spojrzeć wam w oczy.
Usiadł między Alexem a Ronem, milcząc.
— Jak to? — spytała szeptem Ginny.
— Boi się waszej reakcji, gdy zobaczyliście, co zrobił.
— Już wcześniej o tym wiedzieliśmy — mruknął Alex.
— Ale teraz widzieliście to na własne oczy. Hogwart to była namiastka. Tutaj, cóż, jednak było ich trzydziestu, jakby na to nie patrzeć. W najbliższym czasie raczej nie dostaniecie od niego jakiejkolwiek wiadomości.
— Tak powiedział?
— Co prawda po pijaku, ale nawet w takim stanie mówi całkiem świadomie — mruknął. — Chociaż co do czynów miałbym wątpliwości — dodał do siebie.
— Co masz na myśli?
— Cóż… Znalazłem go siedzącego na parapecie okna na drugim piętrze i zastanawiającego się nad tym, czy nie iść wyżej, żeby być pewnym, że nie skończy się tylko na połamaniu kilku kości.
— Czy on oszalał? — jęknęła Hermiona przerażona jego słowami.
Weiter westchnął ciężko.
— Chyba byłoby lepiej, gdybyście nie dowiedzieli się o tym ataku tak szybko.
Zerknął na kartkę, która pojawiła się w jego dłoni, a jego oczy rozszerzyły się.
— Ku*wa!
— Co się stało?
— Harry uciekł.

1 komentarz:

  1. Hej,
    tak dobre to, nie było nic od osiemnastu dni, więc osiemnastu śmierciożerców zabijemy, Severus nie żyje powiedz że to jakaś mistyfikacja, bardzo go lubię...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń