sobota, 17 października 2015

I. Rozdział 81 - "Nie czuł bicia jej serca"

Czas mijał, aż nadszedł koniec maja. Dzień, w którym na świat miała wyjść płyta Złodziei Serc. Uczniowie już kilka dni wcześniej zamówili płyty w wytwórni, więc przy śniadaniu przyleciało wiele sów z pakunkami. Na każdym kroku słychać było piosenki zespołu, a chłopcy siedzieli uszczęśliwieni w gabinecie Natalie.
— Album sprzedaje się w jak świeże bułeczki! — mówiła kobieta, nie mniej uradowana od nich. — W takim tempie to chyba zabraknie egzemplarzy! Ach! Musimy to oblać!
Ku zdumieniu chłopaków, wyczarowała kilka butelek Ognistej Whisky. Gdy je wypili, przybyły kolejne, które Złodzieje przechwycili. Każdy ruszył w stronę swojego dormitorium. Czarny wkroczył do pokoju wspólnego z Miętą na barana, który darł się:
— Złodzieje wygrają! Złodzieje śpiewają! Złodzieje chlają! Złodzieje... Co jeszcze robią Złodzieje? Czarny, ej, co robią?
— Imprezują, ciołku!
— TAK! — wykrzyknął Mięta. — Au! — dodał, gdy trzasnął głową w ścianę w wejściu, gdyż był zbyt wysoki z Czarnym pod sobą.
Gryfoni zaśmiali się, słuchając jednej z ich piosenek. Max zawył z uciechy i zaczął ryczeć tekst piosenki:

Tried to give you warning but everyone ignores me
Told you everything loud and clear
But nobody’s listening
Called to you so clearly but you don’t want to hear me
Told you everything loud and clear
But nobody’s listening
[Linkin Park- Nobody’s listening]

— Złodzieje wymiatają! — wrzasnął Mięta. — Natalie wymiata, bo chyba czegoś dosypała do Ognistej i zachowuję się jak idiota po jednej butelce! — Gryfoni zachichotali. — Czarny wymiata! — dodał, gdy zaczęła lecieć piosenka Given up. — Przez tę piosenkę jesteś moim idolem!
Rozbawiony Harry popukał się w czoło.

Put me out of my...
Put me out of my fucking misery!
I've given up
I'm sick of feeling


Po jakiejś godzinnej gadaninie bzdur Mięta wyciągnął Czarnego na korytarz.
— Mówisz, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować, nie? — spytał.
— No tak.
— A wiesz, co jest w szklarni numer dziesięć?
— Nie, bo nikogo tam nie wpuszczają.
— A ja wiem — wyszczerzył się. — Słyszałem, jak kiedyś Sprout gadała o tym z McGonagall. Chłopie, tam jest trawka! Dlatego nikogo nie wpuszczają! Nie, nie byłem tam — dodał, widząc spojrzenie kumpla. — Nie próbowałem. Jeszcze — zakończył z pokrętnym uśmieszkiem.
— I mam iść z tobą? — zaśmiał się Czarny.
— Wyznajemy to samo.
Harry rozejrzał się na boki i dał mu znak głową, żeby prowadził. Mięta wyszczerzył się i ruszył w stronę wyjścia.

— Ale zaje*iście. Widzisz te różowe chmurki?
— Nooo... Mięta, nie idź tak szybko, bo nie mogę nadążyć.
Zmierzali w kierunku zamku. W rzeczywistości wlekli się jak ślimaki, ale trawka robiła swoje. Wyobraźnia stała się bardziej wybujała i widzieli niestworzone rzeczy. W końcu, po wielu trudach, dotarli do pokoju wspólnego. Wszyscy siedzieli najspokojniej w świecie, odrabiając zadania. Hermiona zaszyła się w bibliotece. Harry i Mięta usiedli we dwójkę, nie potrafiąc powstrzymać niepohamowanego chichotu.
— Rozumiem waszą radość, ale wasze chichoty to już skraj szaleństwa — oznajmił Ron siedzący niedaleko.
Jego stwierdzenie wywołało kolejny napad śmiechu.
— Czarny, spójrz na mnie — powiedział nagle podejrzliwie Jay.
Harry podniósł na niego spojrzenie i po raz kolejny parsknął głośnym śmiechem.
— Zjaraliście się, debile — podsumował z lekkim rozbawieniem.
— Powaliło was? — zapytał cicho Alex. — Jest środek dnia!
— Jeśli nas nie wydacie, nikt się nie dowie — zachichotał Max. — Alex, masz czułka? — zdumiał się, a Czarny pisnął jak dziewczyna, nie powstrzymując kolejnego napadu.
Ich wybryk pozostał między piątką chłopaków.

Harry poszedł na spotkanie z Marlą, odczuwając znajome ciepło w całym ciele na myśl o tym, że znowu spędzą razem czas. Powitała go pocałunkiem prosto w usta, a on automatycznie szeroko się uśmiechnął.
— Dzisiejszy wieczór spędzimy w mugolski sposób — rzekła i pociągnęła go na siódme piętro. Trzy razy przeszła obok ściany i weszła do Pokoju Życzeń, ciągnąc chłopaka za sobą. — Film — zadecydowała, a Czarny spostrzegł olbrzymią kanapę z mnóstwem poduszek i duży telewizor. — Co oglądamy?
— Horror?
— Okay.
Rozsiedli się na kanapie po uruchomieniu całego sprzętu, a Marla przytuliła się do Harry’ego. Objął ją w pasie i wcisnął play na pilocie. Film był dość drastyczny. Dziewczyna co chwilę podrygiwała, gdy coś miało się stać.
— Mogłaś powiedzieć, że boisz się horrorów — mruknął jej Czarny do ucha.
— Jeśli oglądam z kimś, nie jest tak źle, ale ten jest taki... no... mega.
Odczuła, że lekko zadrżał od tłumionego śmiechu, więc zdzieliła go w brzuch.
— Włączyć inny film?
— Nie. Muszę obejrzeć go do końca, bo później będę się zastanawiała, jak się skończył. Jestem maniaczką filmową. Obejrzałam ich setki. Lubię to, bo można oderwać się od rzeczywistości.
Pisnęła, gdy jakiś stwór wbił nóż w głowę dziewczyny i wylał się z niej mózg. Odruchowo wtuliła się w Czarnego jeszcze bardziej i zacisnęła powieki.
— Może lepiej włączę coś innego? — zaproponował ponownie rozbawiony.
Pokręciła głową, otwierając oczy.
W końcu na ekranie pojawiły się napisy.
— Jaki teraz? — spytała Krukonka. — Może o samochodach?
— Lubisz? — Pokiwała głową. — Coraz bardziej mnie zadziwiasz — zdumiał się i pocałował ją w czoło.
Oglądali film już dobrą godzinę, gdy pojawiła się scena erotyczna. Czarny przez cały seans starał się odwrócić jej uwagę od filmu, jednak dziewczyna co chwilę uderzała go po dłoniach wyraźnie rozbawiona. Tym razem pozwoliła mu na trochę więcej. Poczuła, że jego dłoń wślizguje się lekko pod jej bluzkę. Odchyliła głowę, zamykając oczy, kiedy jego wargi zaczęły drażnić jej szyję. W następnej chwili dała ponieść się chwili i ze zwinnością kotki usiadła mu okrakiem na kolanach. Pochyliła się nad nim, by ich usta złączyły się w mocnym pocałunku. Z mocno bijącym sercem dostrzegł, że jej dłonie powoli odpinają guziki jego koszuli. Uchyliła delikatnie usta, kiedy przejechał językiem po jej wargach, więc pogłębił pocałunek. Przylgnęła do niego całym ciałem, czując dłonie krążące na jej nagich plecach. Stłumiony jęk wydobył się z jego gardła, gdy dość jednoznacznie się na nim poruszyła. Odsunęła na moment twarz z lekkim uśmiechem.
— To nie był dobry pomysł — stwierdził, a ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— To był bardzo dobry pomysł — odpowiedziała i niemal zmiażdżyła jego usta.
W następnym momencie leżała na kanapie z Czarnym nad sobą. Usta chłopaka zjechały na jej szyję, więc mruknęła niekontrolowanie i przymknęła powieki.
Harry doprowadzał ją do szaleństwa. Nie znali się długo, ale wiedziała, że nie jest to przelotne zauroczenie. Była w stanie oddać za niego swoje życie.
Czarny zaprzestał całowania jej, gdy coś mignęło mu kątem oka. Po prawej stronie pojawiło się wielkie łóżko. Spojrzał na Marlę i wiedział, że było to jej życzenie. Uniosła się lekko, ponownie całując go w usta. Sam nie miał zielonego pojęcia, jakim sposobem się podniósł, mocno trzymając dziewczynę w ramionach. Jęknęła mu w usta, gdy podtrzymał ją w górze za pośladki. Objęła go nogami w pasie, więc powoli skierował się w stronę łóżka. Nie pozwoliła mu się odsunąć, dlatego razem wylądowali na materacu, niemal nie odrywając się od siebie. Marla wróciła do rozpinania jego koszuli, a po chwili odrzuciła ją na bok. W tym czasie Czarny ściągnął z niej bluzkę. Dość szybko pozbyli się kolejnych warstw ubrań.

Harry od samego rana miał na ustach głupkowaty uśmiech i nie mógł się go pozbyć, bo co chwilę wracał myślami do nocy spędzonej z Marlą. Szedł z przyjaciółmi na śniadanie, kiedy Jay rzekł nagle:
— Co Marla robi w twojej koszuli?
Zerwała ją ze mnie i nie chciała oddać – pomyślał.
— Złodziejka — powiedział jedynie i pognał za dziewczyną.
Jay uśmiechnął się kretyńsko, dopowiadając sobie resztę. Nagle usłyszeli wrzask Marli zza rogu, który zamienił się w śmiech. Gdy wyjrzeli za róg, ujrzeli dziewczynę leżącą na Harrym w dość jednoznacznej pozycji. Ketherine i Amanda niepohamowanie chichotały. Marla, nie przejmując się ludźmi wokoło, dała Harry’emu całusa, a później zerwała się do pionu, więc Czarny wziął z niej przykład. Razem weszli do Wielkiej Sali. Fanki Harry’ego zaczęły jęczeć, widząc koszulę idola na Krukonce. Kto jak kto, ale one rozpoznawały niemal każdą część jego ubrania, może poza bielizną.
— ... ale pozwól mi ją zatrzymać — prosiła Marla ze słodką minką.
— No dobra — odpuścił.
— Dzięki — ucieszyła się, dała mu buziaka w policzek, ku rozpaczy fanek, i razem z Ket i Amandą poszła do swojego stołu.
— I jak tu być twardym — westchnął Czarny.
Dziewczyna chodziła w jego koszuli calutki dzień, spotykając się z wrogimi spojrzeniami jego fanek, które skutecznie ignorowała.
— Włóżcie tę koszulę ze mną do grobu, bo jest taka mega wygodna i taka... — tu spojrzała na Harry'ego — taka twoja.
Czarny zaśmiał się, a ona wtuliła się w niego z uśmiechem.

W dobrych humorach szli do Hogsmeade, trzymając się za ręce. Wszędzie przewijali się uczniowie, aurorzy i nauczyciele. Ochrona była niemal niewidoczna. Aurorzy twierdzili, że śmierciożercy nie będą już ryzykować, dlatego nie przysłali większej liczby wykwalifikowanych łowców czarnoksiężników do ochrony uczniów. Na dworze było bardzo ciepło, gdyż wielkimi krokami zbliżał się czerwiec. Niebo było przejrzyste i widniało na nim kilka chmur, a trawa lśniła zielenią. Wszyscy przechadzali się uliczkami wioski zamieszkanej przez czarodziei. Zakochane pary, samotni uczniowie albo grupki przyjaciół zwiedzały sklepy i podziwiały wystawy. Harry i Marla wstąpili do Trzech Mioteł, gdzie wypili po piwie kremowym. Później odwiedzili sklep Weasleyów.
Mieli już wracać, gdy stało się coś, czego nikt nie chciał. Rozległ się trzask towarzyszący deportacji, a na placu pojawili się śmierciożercy z Bellatriks Lestrange na czele. Najwyraźniej Czarny od samego początku był pod obserwacją, gdyż zjawili się w jego obrębie i natychmiast rzucili tarczę na swoją grupę oraz Harry'ego i Marlę, przełamując zaklęcia ochronne aurorów.
— Teraz się nie wywiniesz, Potter — rzekła Bella.
Aurorzy byli wściekli, ponieważ zignorowali zagrożenie i po raz kolejny dali się podejść.
Marla chwyciła Harry'ego za rękę, próbując ukryć strach, lecz nie o siebie, ale o chłopaka.
— Nie przyszliśmy po ciebie — powiedziała śpiewnie Bellatriks. — Tylko po twoją dziewczynę. — Tu spojrzała na Marlę.
Chłopakowi niemal serce stanęło. Natychmiast wysunął się przed ukochaną, by ją sobą zasłonić. Nie miał zamiaru dać im skrzywdzić Krukonki.
— Tylko spróbuj jej coś zrobić to zabiję cię najgorszym sposobem, jaki mi przyjdzie do głowy — wysyczał.
— Nas jest trzydziestu, a was dwóch. Myślicie, że macie szanse? — prychnęła.
— Z takimi... — zaczął cicho, ale Krukonka ścisnęła go za rękę.
Nie chciała rozwścieczać śmierciożerców. Wiedziała, że Harry przyjął taktykę wyprowadzenia przeciwników z równowagi, ale stwierdziła, że to chyba jeszcze bardziej pogorszy ich sytuację. Chcieli jej. Nie jego. Jeżeli przez nią miałoby się coś stać chłopakowi, mogła iść do przeciwników, jednak Harry nie chciał na to pozwolić z tych samych powodów.
Natalie nie było. Pojechała do studia nagrań, więc nie było osoby, która mogłaby zlikwidować bariery. Próbował telepatii, lecz najwyraźniej bariera antytelepatyczna była silniejsza i bardziej funkcjonalna od tej, którą założono ostatnim razem. Jego jakikolwiek ruch spotkałyby się z reakcją śmierciożerców. Uczniowie, nauczyciele i aurorzy mogli tylko obserwować to, co się działo.
Nagle zaszło słońce, a mrok ogarnął całe miasteczko. Pojawiły się zakapturzone postacie, które każdy zdążył poznać. Dementorzy swobodnie przeniknęli przez barierę. Rozpacz i przytłaczająca beznadziejność natychmiast ogarnęły każdą osobę, która miała w sobie pozytywne uczucia. Bellatriks uśmiechnęła się szyderczo, gdy dwoje sprzymierzeńców odciągnęło Harry'ego od Marli. Chłopak próbował się wyrwać, lecz szybko tracił siły. Marzył tylko o tym, aby ta rozpacz się skończyła i osunąć się w nicość. Nogi stały się ociężałe i jedynie szpony dementorów utrzymywały go w pozycji stojącej. Widział przerażony wzrok Marli skierowany wprost na niego.
— Zostawcie go! — usłyszał jej głos docierający do niego jak zza grubej szyby.
— To zależy wyłącznie od ciebie. — Miał wrażenie, że Bellatriks jedynie szepcze.
— O co wam chodzi? — spytała niepewnie Marla.
— Podejdź tu — rzekła Bellatriks.
Krukonka spojrzała na Czarnego, a ten pokręcił głową, więc nie ruszyła się z miejsca.
— Podejdź albo pożałujesz w inny sposób — powiedziała Lestrange takim głosem, jakby się wspaniale bawiła.
Myślała, że to ona, Marla, oberwie jakąś nieprzyjemną klątwą, lecz zrobili coś, czego się nie spodziewała. Wykorzystali do tego Harry'ego, czyli chcieli ją zranić psychicznie. Bella kiwnęła głową na dementorów trzymających Czarnego. Te zaczęły wysysać z niego duszę. Chłopak bladł w przerażającym tempie. Był już wręcz biały, a pod oczami pojawiły się ciemne sińce. Szpony zakapturzonych skutecznie utrzymywały go na nogach. Ron, Jay i Alex łamiącymi się głosami krzyczeli na aurorów, aby coś zrobili. Nauczyciele ewakuowali uczniów, lecz Syriusz patrzył na ledwo przytomnego chrześniaka z bólem w oczach.
— Nie — płaczliwy szept Marli przerwał jego męczarnię.
Wszystko zelżało, gdy dementorzy odsunęli się na znak Belli. Chłopak runął na ziemię pozbawiony sił. Krukonka podciągnęła nosem, a po jej policzkach popłynęły łzy.
— Chodź tu albo go dobijemy — powiedziała Lestrange.
Marla bez słów podeszła do kobiety. Ktoś z zakapturzonych chwycił ją za ramię, jakby myślał, że mu ucieknie.
— Postawcie go.
W następnej chwili mocno szarpnięto ledwo przytomnym Czarnym i utrzymano go w pionie, chociaż cały czas uginały się pod nim nogi.
— Zaraz powinien pojawić się gość honorowy. — Bellatriks uśmiechnęła się z satysfakcją.
W tym momencie powietrze stężało, a w barierze zaćmiła się czarna mgiełka. Po chwili przed nimi wyrosła postać Voldemorta. Rozległy się piski i krzyki. Zapanowała panika, która nagle zamieniła się w gęstą ciszę. Harry zgiął się lekko, a na twarzy zakwitł ból, kiedy blizna boleśnie zapiekła. Jego powieki natychmiast się uchyliły, natrafiając na szyderczy uśmiech Czarnego Pana. Śmierciożercy skłonili się przed nim z szacunkiem, jednak on nie zwracał na nich uwagi. Przyglądał się Harry'emu z mieszaniną zadowolenia i drwiny. Powoli do niego podszedł, nie zważając na nienawiść i złość wypisaną na twarzy chłopaka.
— Widzę, że moi podwładni doprowadzili cię do fatalnego stanu — zakpił. — A będzie on pewnie jeszcze bardziej beznadziejny, gdy zobaczysz to, co dzisiaj dla ciebie przygotowaliśmy.
— Już od samego widoku twojej gęby mój wygląd się pogorszył — wychrypiał ledwo dosłyszalnie.
— Jak zwykle bezczelny — wysyczał Tom.
Dał znak śmierciożercom, aby zaczęli tortury, jednak nie na Harrym, czego się spodziewał, lecz na Marli. Dziewczyna wiła się z bólu u stóp Rookwooda porażona zaklęciem torturującym.
— Zostaw ją. Przecież chodzi ci o mnie — wydusił Czarny, a jego głos lekko drżał.
— Zależy mi na tym, żebyś trochę pocierpiał psychicznie — uśmiechnął się z kpiną Lord.
Śmierciożercy wywlekli Krukonkę prosto przed oczy Czarnego i kontynuowali swoją pracę. Harry próbował się wyrwać ze szponów dementorów, lecz ci byli zbyt silni, a on zbyt słaby. Śledził wzrokiem kolejny promień lecący w jej stronę. Nie chciał już jej cierpienia. Nie chciał patrzeć na jej twarz wygiętą w grymasie bólu.
Liberto — szepnął cicho.
Czerwony promień uderzył Marlę w pierś, jednak dziewczyna nic nie odczuła. Zaskoczona spojrzała na Czarnego, który utrzymywany przez dementorów zaciskał mocno powieki z grymasem bólu na twarzy. Dotarło do niej, że przejął zaklęcie na siebie, lecz nie wiedziała jakim sposobem. Nawet Voldemort wydawał się być zaskoczony. Kolejny Cruciatus rzucony w nią, kolejne zaklęcie Czarnego i kolejne cierpienie chłopaka. Lord dał znak śmierciożercom, aby przerwali tortury, a sam podszedł do Harry'ego.
— Co zrobiłeś? — syknął.
— Gówno cię to obchodzi — warknął.
Czerwony promień uderzył go w pierś, lecz tym razem nie dał po sobie znać, że go boli. Marla patrzyła na to załzawionymi oczyma. Z ust Czarnego wyczytała jedno słowo skierowane do Voldemorta: śmieć. Od strony śmierciożerców poleciały trzy promienie Cruciatusa, które trafiły prosto w Harry'ego. Powstrzymał krzyk bólu, pamiętając o lekcjach u Bezimiennych, ale jęku nie udało mu się utrzymać w gardle. 
Gdy zaklęcia przerwano, Lord uśmiechnął się z satysfakcją i rozpłynął się w powietrzu. Śmierciożercy byli tak samo zaskoczeni jak wszyscy inni. Panowała głucha cisza.
Harry nagle cofnął się o krok, jakby ktoś go odepchnął. Jego oczy stały się intensywnie szkarłatne. Już nie był sobą. Dementorzy puścili go, a on osunął się na kolana. Nie wiedział, jak w jego dłoni pojawiła się różdżka. Bez udziału jego woli wycelował nią w Marlę. Widział jej przerażony i zrozpaczony wzrok, lecz Lord Voldemort panował nad jego ciałem. Ludzie wytrzeszczyli na niego oczy. Nie mogli uwierzyć, że, niewątpliwe, chce zabić swoją dziewczynę.
— Dlaczego on chce to zrobić? — płakała Amanda, szarpiąc Jaya za bluzę. — Odpowiedz mi! Przecież jesteś jego przyjacielem, więc musisz wiedzieć!
Chwycił ją za ręce, aby się uspokoiła i rzekł łamiącym się głosem:
— To nie jego wina. Spójrz mu w oczy. Voldemort go opętał...
Amanda i Ket skamieniały, a uczniowie słyszący jego słowa zbladli. Gdy przenieśli wzrok na Czarnego, zrozumieli, że to prawda.
Nie chciał nic jej zrobić, więc dlaczego próbuje ją zabić? Przecież ją kochał!
— Harry...
Jej cichy głos wdarł się w jego uszy. Głos przepełniony miłością, której przecież Czarny Pan nie znał. W jego sercu rozlało się uczucie, którym darzył dziewczynę, a tego Voldemort nie wytrzymał. Opuścił jego ciało i stanął nad nim z różdżką, którą jeszcze przed chwilą trzymał Harry. Chłopak był ledwo przytomny i cały drżał.
— Ostatnia część rozrywki przed tobą — rzekł Tom z ironią i odszedł do śmierciożerców.
Czarny spojrzał na Marlę w tym samym momencie, co ona na niego. Nie zdążyli nic zrobić, gdy przed wszystkich śmierciożerców wystąpił Augustus Rookwood. Czarny widział fioletowy promień lecący w Marlę, który po chwili uderzył ją w serce. Nie zdążył nawet wypowiedzieć zaklęcia. Dziewczyna upadła na ziemię, trzymając się za brzuch.
— Do zobaczenia, Potter — powiedział Voldemort i deportował się razem ze śmierciożercami.
Harry, jak najszybciej mógł, co nie było łatwe, przedostał się do Krukonki. Marla bardzo mocno krwawiła i krztusiła się krwią. Ostatkami sił ujęła go za rękę. Patrzyła na niego z miłością, jakby wszystko było w porządku.
— Kocham cię — wyszeptała ochryple.
Jej dłoń bezwładnie opadła, a oczy zamarły.
— Nie — szepnął Harry. — Marla... Nie...
Jednak było za późno na jakikolwiek ratunek. Wszyscy patrzyli na to, nie mogąc uwierzyć. Mimo że bariera zniknęła, nikt się nie ruszył.
Harry położył ciało dziewczyny na swoich kolanach. Przytulił ją, lecz nie czuł bicia jej serca. Po jego twarzy spłynęły łzy, gdy dotarło do niego, że już nigdy więcej ono nie zabije.

3 komentarze:

  1. Przepraszam, przeczytałam dawno temu, a nie zostawiłam po sobie śladu :<
    Nie pamiętałam tego, że Marla odeszła tak szybko. Byłam przekonana, że oni są jeszcze długo potem parą. Smutna to dla mnie wiadomość, bo polubiłam postać Marli dużo bardziej niż Ginny. Nie czytam starych wersji rozdziałów, bo nie pamiętam (jak to właśnie pokazałam) niektórych szczegółów i mam przynajmniej minimalne zaskoczenie niektórymi zdarzeniami.
    Tym bardziej czekam na nowe części :)
    Pozdrawiam
    Tosia z Podniebne marzenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog tak jak i pozostałe (bitwa myśli, drugie oblicze). mam nadzieję że nastepny rozdział za niedługo i mam również nadzieję że stworzysz nowego bloga też o tematyce hp. życzę mega dużo weny :) pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    i znów aurorzy zaniedbali, polubiłam bardzo Marlę i jest mi smutno..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń