sobota, 17 października 2015

I. Rozdział 78 - Brian Chanes

Pokój wspólny Krukonów był obszernym, okrągłym pomieszczeniem. Sklepione, łukowe okna przedzielały ściany obwieszone niebiesko-brązowymi jedwabnymi tkaninami. Na kopulastym sklepieniu namalowane były gwiazdy, które widniały również na granatowym dywanie. Było tu pełno stolików, foteli i biblioteczek. W niszy naprzeciw drzwi stał wysoki posąg z białego marmuru przedstawiający Rowenę Ravenclaw. Obok niego były drzwi prowadzące do dormitoriów na górze.
Przy jednym ze stolików siedziała dziewczyna o błękitnych oczach i jasnych kasztanowych włosach, która zajęła się odrabianiem zadań domowych. W rzeczywistości wpatrywała się tylko w pergamin, od czasu do czasu rysując jakieś wzroki. Non stop głowę zaprzątał jej Harry, a raczej problem z ciążą Romildy. Nie wiedziała, czy mu wierzyć. Wszystko wskazywało na to, że był on ojcem dziecka Gryfonki i nawet sam to przyznał. Nie miała pojęcia, co ma teraz zrobić. Miała świadomość, że gdy to się stało, nie byli razem, jednak sam fakt był dla niej dużym obciążeniem.
Wyrzuciła go z myśli i wzięła się do pracy, jednak nie było jej to dane. Do pomieszczenia wbiegły jej przyjaciółki: Amanda Troy – wysoki i czarnooki rudzielec – i Ketherine Spencer – całkowite przeciwieństwo Amandy, niska brunetka o niebiesko-zielonych oczach.
— Harry jest w szpitalu — powiedziała na wydechu ruda.
Pióro Marli stanęło w miejscu.
— Co mu się stało? — spytała zaniepokojona.
— Nie wiemy. Razem z Jayem leży w Skrzydle. Natknęliśmy się na nich i Alexa. Wyglądali jakby ktoś ich wrzucił na koło tortur.
— Co z Harrym?! — pisnęła z przerażeniem.
— Pomfrey podejrzewa wstrząśnienie mózgu, krwawił i miał całe pokiereszowane plecy — odpowiedziała Ket.
Marla zerwała się z fotela i wybiegła z pomieszczenia. Mimo wszystko go kochała i nie chciała, aby coś mu się stało. Pędziła przez korytarze, jakby szczuli ją psami.
— Panno Winnhof! — oburzył się profesor Flitwick, kiedy prawie przewróciła go na ziemię.
— Przepraszam, profesorze! — krzyknęła, nie zatrzymując się.
— Ach, ta młodzież — westchnął Flitwick.
Marla otworzyła drzwi Skrzydła Szpitalnego z rozmachem. W oczy rzucili jej się Alex, Ginny, Ron i Hermiona oraz profesorowie Black, Lupin, Tonks i Liroff. Przywitała się szybko i natychmiast przeszła do rzeczy:
— Co z Harrym?
— Na razie śpi — odpowiedział Łapa, patrząc na nią z ledwo widocznym uśmiechem. — Nic poważnego — uspokoił ją, a ona odetchnęła z ulgą.
— Gdzie jest?
— Ostatnie łóżko — rzekła Alex.
— A co z Jayem? — przypomniała sobie.
— Wyjdzie z tego. Też nic poważnego.
— To dobrze...
Odeszła w stronę łóżka Harry'ego. Syriusz i Remus spojrzeli na siebie ukradkiem.
Czarny był bardzo blady, na twarzy widniało kilka zadrapań. Głowę miał owiniętą bandażem, podobnie jak klatkę piersiową. Przykryty był od pasa w dół. Usiadła obok i ścisnęła go lekko za dłoń. Słyszała, jak zamykają się drzwi, a gdy się rozejrzała, nie dostrzegła nikogo oprócz nieprzytomnego Jaya.
— Merlinie, co ja mam robić? — wyszeptała do siebie.
Wyszła jakiś czas później ze spuszczoną głową.
— Marla...
Spojrzała w bok. Hermiona czekała na nią przed drzwiami szpitala.
— Tak?
Gryfonka podeszła bliżej.
— Marla, to nie jego wina — powiedziała cicho. — Pewnie wszystko ci tłumaczył, ale... Kocham go jak rodzonego brata i chcę dla niego jak najlepiej. Wiem, że mu na tobie zależy i wiem, że nie zrobiłby tego wszystkiego, gdyby był świadomy. Romilda to wszystko zaplanowała i mam ochotę wydrapać jej za to oczy.
— Ty wydrap jej oczy, a ja wyrwę jej wszystkie kłaki — mruknęła, a Hermiona uśmiechnęła się lekko.
— Zrób to, co dyktuje ci serce i nie skreślaj go przez to, że ktoś chce go pogrążyć — powiedziała i ruszyła przez korytarz.
— Hermiona! — krzyknęła za nią, a gdy odwróciła się w jej stronę, dodała: — Powiadom mnie, gdy się obudzi, dobrze?
— Okay.

Gdy tylko Czarny wrócił do pełni sił, postanowił pójść za radą Briana i dowiedzieć się, czy naprawdę powinien przejmować się tym, że zostanie ojcem. Pod byle pretekstem złapał Romildę na korytarzu.
— Co? — burknęła.
Harry zawahał się, a później zapytał:
— Jak się czujesz?
Dziewczyna spojrzała na niego z kompletnym zdumieniem i to był ten moment. Przez jego umysł przepłynęły potoki wspomnień związane z całą sytuacją, w jaką został wplątany.
— Emm… W porządku — odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Czarny pokiwał głową, a w jego głowie zaczął szybko tworzyć się plan działania.
— Gdyby coś się działo, daj znać.
— Okay — odparła z zaskoczeniem.
Później zostawił ją wśród jej przyjaciółek, a sam odszedł. Dopiero za rogiem na jego ustach pojawił się uśmieszek. Nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać.
— Zaczynam się obawiać, że dostajesz na głowę ze stresu — powiedział lekko zaniepokojony Alex, dołączając do niego razem z Jayem i Ronem.
— Merlinie, jestem takim idiotą — stwierdził z rozbawieniem, a później odpowiedział im, co zobaczył we wspomnieniach Romildy.

Wiedział, że od tej chwili musi uważać na to, jak się zachowuje, żeby informacje nie dotarły do Romildy, więc postanowił przestrzegać wszystkich środków ostrożności. Poprosił Syriusza, żeby na lekcji powiedział Marli, że została wezwana do opiekuna domu, mając świadomość, że właśnie wtedy Romilda z większością swoich przyjaciółek jest w klasie. O wskazanej godzinie dostrzegł Marlę wychodzącą z klasy transmutacji. Dziewczyna nieświadomie ruszyła w jego kierunku. Wyszedł zza zbroi, gdy do niej dotarła, a ona spojrzała na niego z zaskoczeniem.
— Możemy pogadać?
— Muszę iść do Flitwicka.
— Poprosiłem Syriusza, żeby odesłał cię z klasy — przyznał. — Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
Otworzył drzwi do pustej klasy i spojrzał na nią błagalnie. Po chwili wahania westchnęła i weszła. Wkroczył do pomieszczenia za nią i zamknął drzwi.
— Co to za pilna sprawa, że zmuszasz nauczycieli, żeby pozwolili uczniom wagarować?
— Nie będę ojcem — oznajmił z uśmiechem, a ona uniosła brwi. — Nigdy nie spałem z Romildą. Jestem tego pewny.
— Bo tak ci się wydaje?
— Bo widziałem to w jej wspomnieniach.
— Co? Czytałeś jej w myślach? — zdumiała.
— Jakiś czas temu nauczyłem się legilimencji i użyłem jej na niej, żeby wszystkiego się dowiedzieć. To, co mówiłem o Eliksirze Nieświadomości było prawdą. To, że wyszedłem z nią do Pokoju Życzeń również, jednak na miejscu coś mnie tknęło i wyszedłem, zanim do czegokolwiek doszło. Wróciłem do pokoju wspólnego dopiero po godzinie, bo zamknąłem się w łazience i podejrzewam, że próbowałem się tam ogarnąć.
— Więc kto jest ojcem?
— Jakiś Ślizgon, którego widziałem we wspomnieniach. Nie wiem jeszcze, jak się nazywa.
— Więc… już po wszystkim…
— Nie do końca. Wiem, że się do tego nie przyzna, więc muszę ją do tego zmusić. Najchętniej podałbym jej Veritaserum, ale ciężarne nie mogą go zażywać, jednak znalazłem inny sposób. Marla — powiedział cicho, podchodząc bliżej niej i ujmując jej dłonie w swoje — udowodnię wszystkim, że kłamała tylko potrzebuję na to kilku dni, w trakcie których mogę się dziwnie zachowywać. Romilda nie wie, że znam prawdę i chcę, żeby tak zostało, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Tylko… powinniśmy przez ten czas zachowywać się tak, jakby nasz związek był skończony. Ale… nie jest, prawda? — spytał niepewnie.
— Nie jest — odpowiedziała, patrząc mu w oczy. — Nigdy nie był, mimo wszystko.
Harry uśmiechnął się szeroko i przygarnął ją w ramiona.
— Kocham cię — szepnął, a ona wzmocniła uścisk.
— Też cię kocham — odparła cicho.
— Zaufaj mi jeszcze ten ostatni raz. Później wszystko będzie w porządku.

Niemal od razu po rozmowie z Marlą pojawił się w zamku Czarnych Feniksów i skierował się do gabinetu Briana. Tak jak się spodziewał, mężczyzna ze skupioną miną kręcił się wokół kociołka z bulgoczącą miksturą.
— Wszystko okay? — zapytał na wstępie.
— Bez problemu — odpowiedział Brian, zaglądając do zielonkawego eliksiru. — Potrzebuję jeszcze kilku dni. A jak twoje postępy?
— Dzisiaj zacznę nad tym pracować. Ratujesz mi dupę.
— Bo to pierwszy raz. I tak się nudzę — dodał po chwili niemrawo. — Przyjedźcie na miesiąc — zaszlochał komicznie. — Zapuszczam już korzonki z braku roboty.
Czarny zaczął się śmiać.
— Nie spodziewałem się, że za nami zatęsknisz.
— Bo wy zawsze jakieś jaja odwalaliście.
— Wkręć się jakoś do Hogwartu.
— Jako kto? Twój Anioł Stróż?
— Może jako ochrona.
— Równie wielka nuda — westchnął, machnął ręką i ponownie zerknął do mikstury.

Czarny niemal czuł, jak spojrzenia Gryfonów wiercą mu dziurę w plecach, kiedy dosiadł się do Romildy i ze spokojem na twarzy zaczął wypytywać ją o wszystko, co miało związek z ciążą. Dziewczyna wydawała się być zadowolona z siebie, wykorzystując jego troskę, by się do niego zbliżyć, na co pozwalał, choć z lekką rezerwą. Kolejnego dnia dołączył do niej, gdy sama szła na kolację, więc cała szkoła patrzyła na niego w kompletnym zdumieniu. Po powrocie do pokoju wspólnego Jay patrzył na niego z irytacją, a kiedy Czarny poszedł do dormitorium, ten pobiegł za nim. Zamachnął się, trzaskając drzwiami, a te odbiły się od framugi i lekko uchyliły.
— Co ty, do cholery, odpie*dalasz?! — krzyknął niemal na całe gardło.
— O co ci chodzi? — odpowiedział ze złością.
— Jeszcze kilka dni temu byłeś przekonany, że cię wkręca w ojcostwo, a teraz latasz za nią jak nienormalny!
Harry westchnął.
— Przemyślałem to i owo i doszedłem do wniosku, że czas się z tym pogodzić.
— Coooo?! Jak to czas się z tym pogodzić?! Popieprzyło cię?!
— Weź się ode mnie odpierz! — wkurzył się. — Może ty byś olał, jakby jakaś laska zaszła z tobą w ciążę, ale ja nie mam zamiaru tego zrobić!
Jay krzyknął ze zdumieniem.
— Mówiłeś, że to nie twoje…!
— Mówiłem tak, bo byłem w szoku, debilu!
— Wiesz co? Skoro jesteś takim idiotą, rób, co chcesz!
Jay wyszedł rozwścieczony. Rzucił Romildzie gniewne spojrzenie, na co uniosła wyżej głowę. Po chwili Alex postanowił zajrzeć do Czarnego. Szczelnie zamknął za sobą drzwi.
— I jak? — zapytał Harry.
— Chyba złapała przynętę.

Dzień później Czarny poszedł razem z Romildą do Skrzydła Szpitalnego na badania. Według Pomfrey ciąża przebiegała prawidłowo, więc oboje ruszyli na obiad do Wielkiej Sali.
— Słyszałam, że Jay dalej ci wmawia, że powinieneś się tym nie przejmować — rzekła swobodnie, a Czarny wzruszył ramionami.
— Jeśli chce, niech zachowuje się jak dzieciak — mruknął.
W Wielkiej Sali minęli się z Marlą. Dziewczyna zatrzymała na nich swój wzrok, wysłała Czarnemu rozzłoszczone spojrzenie i odeszła wraz z Ket i Amandą, które patrzyły na Harry’ego ze szczerą niechęcią.
— Och, jest na ciebie zła? — zapytała Romilda, a Czarny wyczuł w jej głosie nutkę zadowolenia.
— Widocznie to ją przerosło — stwierdził. — Najwyraźniej do siebie nie pasowaliśmy. Trudno.
Usiedli razem przy stole, a Jay popukał się po głowie. Romilda była wniebowzięta.

Po kilku dniach, w trakcie których Harry przebywał z Romildą znacznie za dużo czasu, wszyscy byli przekonani, że chłopak przyznaje się tym samym do ojcostwa. Dziewczyna chodziła cała w skowronkach i najwyraźniej uznała, że jego zainteresowanie coś może znaczyć. Czasami pozwalał jej na trochę zbyt dużo i niektórzy sądzili, że już niedługo owinie go sobie wokół palca, o ile już się to nie stało. Pewnego razu urządziła w pokoju wspólnym scenę, gdy wybuchnęła płaczem, powtarzając, że jest za młoda, żeby zostać matką. Czarny, chcąc nie chcąc, przytulił ją, by pocieszyć, na co Jay zawył rozpaczliwie.
W trakcie czasu wolnego Czarny rzadko był widywany u boku przyjaciół, a jeśli już do tego dochodziło, Jay często powtarzał mu głośno, że jest idiotą. Czasami pozostali popierali chłopaka, więc na pozór Harry nie mógł liczyć na ich wsparcie.
Przed kolejną kolacją Czarny trochę się denerwował, ponieważ wiedział, jak dużo zależy od tego, co zrobi. To, że siedział z Romildą, było już coraz normalniejsze, więc rzadko kiedy ktoś patrzył na nich ze zdumieniem. Pytał właśnie, jak dziewczyna radzi sobie w szkole, gdy sięgnęła po dzban z sokiem.
— Poczekaj, naleję ci. Przecież to jest cholernie ciężkie — powiedział, sięgając po naczynie. Przystawił do siebie jej szklankę i zaczął nalewać soku. — Co tam się dzieje? — rzekł nagle ze zmarszczonymi brwiami, patrząc w stronę drzwi, gdzie Jay najwyraźniej zbyt głośno wyrażał swoje zdanie.
Romilda przeniosła tam spojrzenie, więc wykorzystał sytuację i niedostrzeżenie wlał jej eliksir do soku.
— Znowu mówi o nas — westchnęła, a Czarny pokręcił głową z politowaniem i podał jej szklankę z sokiem.
Od razu upiła spory łyk. Harry odczekał chwilę i zapytał:
— Nie rozglądaj się za dużo, okay?
— Okay.
— Wtedy na tej imprezie, wykorzystałaś trochę to, że byłem pijany…
Spojrzała na niego z gniewem.
— Trzeba było się pilnować — warknęła, nie dostrzegając, że jego przyjaciele ukradkiem uciszają uczniów.
— No wiesz, nie spodziewałem się, że ktoś chce mnie nafaszerować eliksirem — powiedział, świadom, że najbliższe osoby im się przysłuchują i uciszają te siedzące niedaleko.
— No i co z tego? Podałam ci ten cholerny Eliksir Nieświadomości, bo widziałam, jak mnie unikasz. A spójrz teraz. Jesz ze mną kolację, o czym mogłam tylko pomarzyć — rozdrażniła się.
— Więc wymyśliłaś, że wkopiesz mnie jako ojca swojego dziecka — zasugerował.
— To chyba najlepszy sposób na usidlenie faceta.
Teraz przysłuchiwała się tej rozmowie cała szkoła.
— Ale dziecko nie jest moje.
— Jasne, że nie — prychnęła. — Jakby miało być, skoro nawet ze sobą nie spaliśmy?
Usłyszał zdumione okrzyki, ale nie przerywał rozmowy.
— Ale badanie wykazało, że zaszłaś w ciążę wtedy, gdy próbowałaś mnie wrobić.
— Zmieniłam datę zajścia w ciążę za pomocą zaklęcia, chociaż wiedziałam, że może to być niebezpieczne dla bachora, dlatego Pomfrey się nie zorientowała.
Harry pokiwał głową z uśmiechem.
— Wiesz, że przed chwilą wypiłaś Eliksir Sugestii i przyznałaś przed całą szkołą, że mnie wrabiałaś?
Romilda rozejrzała się po pomieszczeniu, dopiero spostrzegając, że wszyscy na nich patrzą. Jej oczy rozszerzyły się.
— Ty świnio! — pisnęła.
— I kto to mówi. Tylko zasugerowałem ci, żebyś powiedziała prawdę. — Wstał od stołu. — Tak nawiasem mówiąc, wiedziałem o wszystkim od kilku dni, tylko szukałem pretekstu, żebyś powiedziała, jaką jesteś szmatą na forum całej szkoły. Dziękuję — komicznie się ukłonił i poszedł do przyjaciół, zostawiając oniemiałą dziewczynę.
Świstak i Mięta ze śmiechem zaczęli klaskać, a po chwili dołączyło do niego jeszcze kilka osób. Czarny przybił sobie z przyjaciółmi żółwiki, a później porwał w ramiona roześmianą Marlę biegnącą w jego stronę.

Czarny dowiedział się, że profesor Flitwick musi wyjechać na kurs Zaklęćmistrza. A to oznaczało, że nie będą mieli nauczyciela zaklęć. Oczy mu zabłyszczały i niemal od razu pognał do gabinetu dyrektorki, żeby zapytać, czy znalazła kogoś na jego miejsce. Gdy zaprzeczyła, natychmiast podał jej kandydata na to stanowisko.

— Drodzy uczniowie — zaczęła McGonagall dwa dni później przy obiedzie. — Jak większość z was dobrze wie, profesor Flitwick będzie nieobecny w szkole do końca roku szkolnego. Zastępować go będzie profesor Brian Chanes.
Zakapturzona postać siedząca przy stole nauczycielskim wstała i ściągnęła kaptur. Rozległy się brawa. Alex i Jay siedzieli z szeroko otwartymi ustami.
— Wiedziałeś! — naskoczyli na Harry'ego.
— Sam go wkręciłem — zaśmiał się.
— Ta szkoła wyleci z dymem — podsumował Jay i dołączył do wiwatów.
Brian uśmiechał się wesoło.
— Opiekę nad domem Ravenclaw przejmie profesor Vector — rzekła McGonagall i usiadła.
Rozległ się gwar. Jay, Alex i Harry wyszczerzyli się do Briana, a ten odpowiedział tym samym.
Czarny nadal jadł obiad w całkowitym spokoju, gdy usiadła obok niego jedna z fanek. Alex i Jay wysłali mu współczujące spojrzenia.
— Cześć — zaczęła słodkim głosikiem.
— Słucham cię — mruknął, nawet na nią nie patrząc.
— A tak przyszłam pogadać — zaśmiała się nerwowo.
Coś mówiła, ale Harry jej nie słuchał, zbyt pogrążony w tworzeniu w głowie nowej piosenki. Nie zorientował się, kiedy dosiadło się do nich jeszcze pięć innych dziewczyn, przez co był już odgrodzony od przyjaciół. Rozbudził się z zamyślenia, gdy oberwał kulką winogrona w głowę.
— Jonson! Ty durniu! — warknął głośno. — Gdzie wy poleźliście na drugi koniec stołu?! — Zachichotali, a Harry dopiero się rozejrzał. — Szlag!
— No właśnie! Też tak powiedziałam! — rzekła jedna z fanek.
Czarny spojrzał na nią z uniesioną brwią.
— Co?
— Dzięki, że mnie słuchasz — burknęła i odeszła, a za nią reszta przyjaciółek.
Harry przesunął się do przyjaciół.
— To tak zawsze? — spytał rozbawiony Brian, patrząc na Syriusza i Remusa.
— Często — zaśmiali się zgodnie.
— Będzie ciekawie — wyszczerzył się Brian. — A co z tą laską, która była w ciąży?
— Przenieśli ją do innej szkoły. Tutaj już nie miałaby życia.

— Dawno nie robiliśmy żadnych jaj — mruknął Jay.
— To co odwalamy?
Zastanowili się.
— Chyba mam plan — wyszczerzył się Ron.

Huncwoci Junior bardzo wcześnie stawili się na kolacji razem z Colinem Creeveyem. Harry siedział przy Ślizgonach z Kevinem i patrzył co chwilę na drzwi.
— Co wy kombinujecie? — spytał Świstak.
Czarny uśmiechnął się huncwocko. Pomieszczenie było już niemal wypełnione po brzegi, ale cele nadal nie przychodziły. Wszedł Jay, więc Harry natychmiast machnął różdżką. Alex zrobił to samo, siedząc po drugiej stronie przejścia.
— Raz... — zaczął odliczać Jay. — Dwa... — dosiadł się do Colina czatującego z aparatem. — Trzy!
Na trzy w drzwiach stanęli Crabbe i Goyle. Harry opuścił różdżkę i wylała się na nich jakaś przeźroczysta, klejąca maź. Alex zrobił to samo i Ślizgoni zostali oblepieni pierzem od stóp do głów.
Pstryk! Pstryk! Pstryk!
Uczniowie w Wielkiej Sali śmiali się jak opętani, widząc Crabbe'a i Goyle’a w takim przebraniu. Huncwoci przybili sobie piątki, widząc swoje wspólne dzieło. Colin podał zdjęcia Harry'emu.
— Dzięki, Colin.
— Odbitki można nabyć u Huncwotów Junior! — krzyknął Ron na całe pomieszczenie.
— Oto... ŚLIZGOŃSKIE KURY! — dodał Alex.
Wszyscy ryknęli śmiechem i rzucili się po zdjęcia.
— Wiedziałem, że w tej szkole są z nimi jaja, ale nie wiedziałem, że aż takie — wydusił Brian, wycierając łzy śmiechu. — Chłopaki, dla mnie też odbitki! — dodał do Huncwotów.
— Rzecz jasna jak słońce! — odkrzyknął Jay.
W ogóle nie ukrywali, że znali się dużo wcześniej. Uczniowie byli zdziwieni, że Huncwoci i Brian rozmawiają jak starzy przyjaciele. Jednak nikt nie pytał. I tak nic by nie powiedzieli.

1 komentarz:

  1. Witam,
    plan świetny, Harry był wrabiany w ojcostwo, wszyscy poznali prawdę..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń