Pokój wspólny Krukonów był
obszernym, okrągłym pomieszczeniem. Sklepione, łukowe okna przedzielały ściany
obwieszone niebiesko-brązowymi jedwabnymi tkaninami. Na kopulastym sklepieniu
namalowane były gwiazdy, które widniały również na granatowym dywanie. Było tu
pełno stolików, foteli i biblioteczek. W niszy naprzeciw drzwi stał wysoki posąg
z białego marmuru przedstawiający Rowenę Ravenclaw. Obok niego były drzwi
prowadzące do dormitoriów na górze.
Przy jednym ze stolików siedziała
dziewczyna o błękitnych oczach i jasnych kasztanowych włosach, która zajęła się
odrabianiem zadań domowych. W rzeczywistości wpatrywała się tylko w pergamin,
od czasu do czasu rysując jakieś wzroki. Non stop głowę zaprzątał jej Harry, a
raczej problem z ciążą Romildy. Nie wiedziała, czy mu wierzyć. Wszystko
wskazywało na to, że był on ojcem dziecka Gryfonki i nawet sam to przyznał. Nie
miała pojęcia, co ma teraz zrobić. Miała świadomość, że gdy to się stało, nie
byli razem, jednak sam fakt był dla niej dużym obciążeniem.
Wyrzuciła go z myśli i wzięła się
do pracy, jednak nie było jej to dane. Do pomieszczenia wbiegły jej
przyjaciółki: Amanda Troy – wysoki i czarnooki rudzielec – i Ketherine Spencer
– całkowite przeciwieństwo Amandy, niska brunetka o niebiesko-zielonych oczach.
— Harry jest w szpitalu —
powiedziała na wydechu ruda.
Pióro Marli stanęło w miejscu.
— Co mu się stało? — spytała zaniepokojona.
— Nie wiemy. Razem z Jayem leży w
Skrzydle. Natknęliśmy się na nich i Alexa. Wyglądali jakby ktoś ich wrzucił na
koło tortur.
— Co z Harrym?! — pisnęła z
przerażeniem.
— Pomfrey podejrzewa
wstrząśnienie mózgu, krwawił i miał całe pokiereszowane plecy — odpowiedziała
Ket.
Marla zerwała się z fotela i
wybiegła z pomieszczenia. Mimo wszystko go kochała i nie chciała, aby coś mu
się stało. Pędziła przez korytarze, jakby szczuli ją psami.
— Panno Winnhof! — oburzył się
profesor Flitwick, kiedy prawie przewróciła go na ziemię.
— Przepraszam, profesorze! — krzyknęła,
nie zatrzymując się.
— Ach, ta młodzież — westchnął
Flitwick.
Marla otworzyła drzwi Skrzydła
Szpitalnego z rozmachem. W oczy rzucili jej się Alex, Ginny, Ron i Hermiona
oraz profesorowie Black, Lupin, Tonks i Liroff. Przywitała się szybko i natychmiast
przeszła do rzeczy:
— Co z Harrym?
— Na razie śpi — odpowiedział
Łapa, patrząc na nią z ledwo widocznym uśmiechem. — Nic poważnego — uspokoił
ją, a ona odetchnęła z ulgą.
— Gdzie jest?
— Ostatnie łóżko — rzekła Alex.
— A co z Jayem? — przypomniała
sobie.
— Wyjdzie z tego. Też nic
poważnego.
— To dobrze...
Odeszła w stronę łóżka Harry'ego.
Syriusz i Remus spojrzeli na siebie ukradkiem.
Czarny był bardzo blady, na
twarzy widniało kilka zadrapań. Głowę miał owiniętą bandażem, podobnie jak
klatkę piersiową. Przykryty był od pasa w dół. Usiadła obok i ścisnęła go lekko
za dłoń. Słyszała, jak zamykają się drzwi, a gdy się rozejrzała, nie dostrzegła
nikogo oprócz nieprzytomnego Jaya.
— Merlinie, co ja mam robić? —
wyszeptała do siebie.
Wyszła jakiś czas później ze
spuszczoną głową.
— Marla...
Spojrzała w bok. Hermiona czekała
na nią przed drzwiami szpitala.
— Tak?
Gryfonka podeszła bliżej.
— Marla, to nie jego wina —
powiedziała cicho. — Pewnie wszystko ci tłumaczył, ale... Kocham go jak
rodzonego brata i chcę dla niego jak najlepiej. Wiem, że mu na tobie zależy i
wiem, że nie zrobiłby tego wszystkiego, gdyby był świadomy. Romilda to wszystko
zaplanowała i mam ochotę wydrapać jej za to oczy.
— Ty wydrap jej oczy, a ja wyrwę
jej wszystkie kłaki — mruknęła, a Hermiona uśmiechnęła się lekko.
— Zrób to, co dyktuje ci serce i
nie skreślaj go przez to, że ktoś chce go pogrążyć — powiedziała i ruszyła
przez korytarz.
— Hermiona! — krzyknęła za nią, a
gdy odwróciła się w jej stronę, dodała: — Powiadom mnie, gdy się obudzi,
dobrze?
— Okay.
Gdy tylko Czarny wrócił do pełni
sił, postanowił pójść za radą Briana i dowiedzieć się, czy naprawdę powinien
przejmować się tym, że zostanie ojcem. Pod byle pretekstem złapał Romildę na
korytarzu.
— Co? — burknęła.
Harry zawahał się, a później
zapytał:
— Jak się czujesz?
Dziewczyna spojrzała na niego z
kompletnym zdumieniem i to był ten moment. Przez jego umysł przepłynęły potoki
wspomnień związane z całą sytuacją, w jaką został wplątany.
— Emm… W porządku — odpowiedziała
i uśmiechnęła się lekko.
Czarny pokiwał głową, a w jego
głowie zaczął szybko tworzyć się plan działania.
— Gdyby coś się działo, daj znać.
— Okay — odparła z zaskoczeniem.
Później zostawił ją wśród jej
przyjaciółek, a sam odszedł. Dopiero za rogiem na jego ustach pojawił się
uśmieszek. Nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać.
— Zaczynam się obawiać, że
dostajesz na głowę ze stresu — powiedział lekko zaniepokojony Alex, dołączając
do niego razem z Jayem i Ronem.
— Merlinie, jestem takim idiotą —
stwierdził z rozbawieniem, a później odpowiedział im, co zobaczył we
wspomnieniach Romildy.
Wiedział, że od tej chwili musi
uważać na to, jak się zachowuje, żeby informacje nie dotarły do Romildy, więc
postanowił przestrzegać wszystkich środków ostrożności. Poprosił Syriusza, żeby
na lekcji powiedział Marli, że została wezwana do opiekuna domu, mając
świadomość, że właśnie wtedy Romilda z większością swoich przyjaciółek jest w
klasie. O wskazanej godzinie dostrzegł Marlę wychodzącą z klasy transmutacji.
Dziewczyna nieświadomie ruszyła w jego kierunku. Wyszedł zza zbroi, gdy do niej
dotarła, a ona spojrzała na niego z zaskoczeniem.
— Możemy pogadać?
— Muszę iść do Flitwicka.
— Poprosiłem Syriusza, żeby
odesłał cię z klasy — przyznał. — Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
Otworzył drzwi do pustej klasy i
spojrzał na nią błagalnie. Po chwili wahania westchnęła i weszła. Wkroczył do
pomieszczenia za nią i zamknął drzwi.
— Co to za pilna sprawa, że
zmuszasz nauczycieli, żeby pozwolili uczniom wagarować?
— Nie będę ojcem — oznajmił z
uśmiechem, a ona uniosła brwi. — Nigdy nie spałem z Romildą. Jestem tego pewny.
— Bo tak ci się wydaje?
— Bo widziałem to w jej
wspomnieniach.
— Co? Czytałeś jej w myślach? —
zdumiała.
— Jakiś czas temu nauczyłem się
legilimencji i użyłem jej na niej, żeby wszystkiego się dowiedzieć. To, co
mówiłem o Eliksirze Nieświadomości było prawdą. To, że wyszedłem z nią do
Pokoju Życzeń również, jednak na miejscu coś mnie tknęło i wyszedłem, zanim do
czegokolwiek doszło. Wróciłem do pokoju wspólnego dopiero po godzinie, bo
zamknąłem się w łazience i podejrzewam, że próbowałem się tam ogarnąć.
— Więc kto jest ojcem?
— Jakiś Ślizgon, którego
widziałem we wspomnieniach. Nie wiem jeszcze, jak się nazywa.
— Więc… już po wszystkim…
— Nie do końca. Wiem, że się do
tego nie przyzna, więc muszę ją do tego zmusić. Najchętniej podałbym jej
Veritaserum, ale ciężarne nie mogą go zażywać, jednak znalazłem inny sposób.
Marla — powiedział cicho, podchodząc bliżej niej i ujmując jej dłonie w swoje —
udowodnię wszystkim, że kłamała tylko potrzebuję na to kilku dni, w trakcie
których mogę się dziwnie zachowywać. Romilda nie wie, że znam prawdę i chcę,
żeby tak zostało, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Tylko… powinniśmy
przez ten czas zachowywać się tak, jakby nasz związek był skończony. Ale… nie
jest, prawda? — spytał niepewnie.
— Nie jest — odpowiedziała,
patrząc mu w oczy. — Nigdy nie był, mimo wszystko.
Harry uśmiechnął się szeroko i
przygarnął ją w ramiona.
— Kocham cię — szepnął, a ona
wzmocniła uścisk.
— Też cię kocham — odparła cicho.
— Zaufaj mi jeszcze ten ostatni
raz. Później wszystko będzie w porządku.
Niemal od razu po rozmowie z
Marlą pojawił się w zamku Czarnych Feniksów i skierował się do gabinetu Briana.
Tak jak się spodziewał, mężczyzna ze skupioną miną kręcił się wokół kociołka z
bulgoczącą miksturą.
— Wszystko okay? — zapytał na
wstępie.
— Bez problemu — odpowiedział
Brian, zaglądając do zielonkawego eliksiru. — Potrzebuję jeszcze kilku dni. A
jak twoje postępy?
— Dzisiaj zacznę nad tym
pracować. Ratujesz mi dupę.
— Bo to pierwszy raz. I tak się
nudzę — dodał po chwili niemrawo. — Przyjedźcie na miesiąc — zaszlochał komicznie.
— Zapuszczam już korzonki z braku roboty.
Czarny zaczął się śmiać.
— Nie spodziewałem się, że za
nami zatęsknisz.
— Bo wy zawsze jakieś jaja
odwalaliście.
— Wkręć się jakoś do Hogwartu.
— Jako kto? Twój Anioł Stróż?
— Może jako ochrona.
— Równie wielka nuda — westchnął,
machnął ręką i ponownie zerknął do mikstury.
Czarny niemal czuł, jak
spojrzenia Gryfonów wiercą mu dziurę w plecach, kiedy dosiadł się do Romildy i
ze spokojem na twarzy zaczął wypytywać ją o wszystko, co miało związek z ciążą.
Dziewczyna wydawała się być zadowolona z siebie, wykorzystując jego troskę, by
się do niego zbliżyć, na co pozwalał, choć z lekką rezerwą. Kolejnego dnia
dołączył do niej, gdy sama szła na kolację, więc cała szkoła patrzyła na niego
w kompletnym zdumieniu. Po powrocie do pokoju wspólnego Jay patrzył na niego z
irytacją, a kiedy Czarny poszedł do dormitorium, ten pobiegł za nim. Zamachnął
się, trzaskając drzwiami, a te odbiły się od framugi i lekko uchyliły.
— Co ty, do cholery,
odpie*dalasz?! — krzyknął niemal na całe gardło.
— O co ci chodzi? — odpowiedział
ze złością.
— Jeszcze kilka dni temu byłeś
przekonany, że cię wkręca w ojcostwo, a teraz latasz za nią jak nienormalny!
Harry westchnął.
— Przemyślałem to i owo i
doszedłem do wniosku, że czas się z tym pogodzić.
— Coooo?! Jak to czas się z tym
pogodzić?! Popieprzyło cię?!
— Weź się ode mnie odpierz! —
wkurzył się. — Może ty byś olał, jakby jakaś laska zaszła z tobą w ciążę, ale
ja nie mam zamiaru tego zrobić!
Jay krzyknął ze zdumieniem.
— Mówiłeś, że to nie twoje…!
— Mówiłem tak, bo byłem w szoku,
debilu!
— Wiesz co? Skoro jesteś takim
idiotą, rób, co chcesz!
Jay wyszedł rozwścieczony. Rzucił
Romildzie gniewne spojrzenie, na co uniosła wyżej głowę. Po chwili Alex
postanowił zajrzeć do Czarnego. Szczelnie zamknął za sobą drzwi.
— I jak? — zapytał Harry.
— Chyba złapała przynętę.
Dzień później Czarny poszedł
razem z Romildą do Skrzydła Szpitalnego na badania. Według Pomfrey ciąża
przebiegała prawidłowo, więc oboje ruszyli na obiad do Wielkiej Sali.
— Słyszałam, że Jay dalej ci
wmawia, że powinieneś się tym nie przejmować — rzekła swobodnie, a Czarny
wzruszył ramionami.
— Jeśli chce, niech zachowuje się
jak dzieciak — mruknął.
W Wielkiej Sali minęli się z
Marlą. Dziewczyna zatrzymała na nich swój wzrok, wysłała Czarnemu rozzłoszczone
spojrzenie i odeszła wraz z Ket i Amandą, które patrzyły na Harry’ego ze
szczerą niechęcią.
— Och, jest na ciebie zła? —
zapytała Romilda, a Czarny wyczuł w jej głosie nutkę zadowolenia.
— Widocznie to ją przerosło —
stwierdził. — Najwyraźniej do siebie nie pasowaliśmy. Trudno.
Usiedli razem przy stole, a Jay
popukał się po głowie. Romilda była wniebowzięta.
Po kilku dniach, w trakcie
których Harry przebywał z Romildą znacznie za dużo czasu, wszyscy byli
przekonani, że chłopak przyznaje się tym samym do ojcostwa. Dziewczyna chodziła
cała w skowronkach i najwyraźniej uznała, że jego zainteresowanie coś może
znaczyć. Czasami pozwalał jej na trochę zbyt dużo i niektórzy sądzili, że już
niedługo owinie go sobie wokół palca, o ile już się to nie stało. Pewnego razu
urządziła w pokoju wspólnym scenę, gdy wybuchnęła płaczem, powtarzając, że jest
za młoda, żeby zostać matką. Czarny, chcąc nie chcąc, przytulił ją, by
pocieszyć, na co Jay zawył rozpaczliwie.
W trakcie czasu wolnego Czarny
rzadko był widywany u boku przyjaciół, a jeśli już do tego dochodziło, Jay
często powtarzał mu głośno, że jest idiotą. Czasami pozostali popierali
chłopaka, więc na pozór Harry nie mógł liczyć na ich wsparcie.
Przed kolejną kolacją Czarny
trochę się denerwował, ponieważ wiedział, jak dużo zależy od tego, co zrobi.
To, że siedział z Romildą, było już coraz normalniejsze, więc rzadko kiedy ktoś
patrzył na nich ze zdumieniem. Pytał właśnie, jak dziewczyna radzi sobie w
szkole, gdy sięgnęła po dzban z sokiem.
— Poczekaj, naleję ci. Przecież
to jest cholernie ciężkie — powiedział, sięgając po naczynie. Przystawił do
siebie jej szklankę i zaczął nalewać soku. — Co tam się dzieje? — rzekł nagle
ze zmarszczonymi brwiami, patrząc w stronę drzwi, gdzie Jay najwyraźniej zbyt
głośno wyrażał swoje zdanie.
Romilda przeniosła tam
spojrzenie, więc wykorzystał sytuację i niedostrzeżenie wlał jej eliksir do
soku.
— Znowu mówi o nas — westchnęła,
a Czarny pokręcił głową z politowaniem i podał jej szklankę z sokiem.
Od razu upiła spory łyk. Harry
odczekał chwilę i zapytał:
— Nie rozglądaj się za dużo,
okay?
— Okay.
— Wtedy na tej imprezie,
wykorzystałaś trochę to, że byłem pijany…
Spojrzała na niego z gniewem.
— Trzeba było się pilnować —
warknęła, nie dostrzegając, że jego przyjaciele ukradkiem uciszają uczniów.
— No wiesz, nie spodziewałem się,
że ktoś chce mnie nafaszerować eliksirem — powiedział, świadom, że najbliższe
osoby im się przysłuchują i uciszają te siedzące niedaleko.
— No i co z tego? Podałam ci ten
cholerny Eliksir Nieświadomości, bo widziałam, jak mnie unikasz. A spójrz
teraz. Jesz ze mną kolację, o czym mogłam tylko pomarzyć — rozdrażniła się.
— Więc wymyśliłaś, że wkopiesz
mnie jako ojca swojego dziecka — zasugerował.
— To chyba najlepszy sposób na
usidlenie faceta.
Teraz przysłuchiwała się tej
rozmowie cała szkoła.
— Ale dziecko nie jest moje.
— Jasne, że nie — prychnęła. —
Jakby miało być, skoro nawet ze sobą nie spaliśmy?
Usłyszał zdumione okrzyki, ale
nie przerywał rozmowy.
— Ale badanie wykazało, że
zaszłaś w ciążę wtedy, gdy próbowałaś mnie wrobić.
— Zmieniłam datę zajścia w ciążę
za pomocą zaklęcia, chociaż wiedziałam, że może to być niebezpieczne dla
bachora, dlatego Pomfrey się nie zorientowała.
Harry pokiwał głową z uśmiechem.
— Wiesz, że przed chwilą wypiłaś
Eliksir Sugestii i przyznałaś przed całą szkołą, że mnie wrabiałaś?
Romilda rozejrzała się po
pomieszczeniu, dopiero spostrzegając, że wszyscy na nich patrzą. Jej oczy
rozszerzyły się.
— Ty świnio! — pisnęła.
— I kto to mówi. Tylko
zasugerowałem ci, żebyś powiedziała prawdę. — Wstał od stołu. — Tak nawiasem
mówiąc, wiedziałem o wszystkim od kilku dni, tylko szukałem pretekstu, żebyś
powiedziała, jaką jesteś szmatą na forum całej szkoły. Dziękuję — komicznie się
ukłonił i poszedł do przyjaciół, zostawiając oniemiałą dziewczynę.
Świstak i Mięta ze śmiechem
zaczęli klaskać, a po chwili dołączyło do niego jeszcze kilka osób. Czarny
przybił sobie z przyjaciółmi żółwiki, a później porwał w ramiona roześmianą
Marlę biegnącą w jego stronę.
Czarny dowiedział się, że
profesor Flitwick musi wyjechać na kurs Zaklęćmistrza. A to oznaczało, że nie
będą mieli nauczyciela zaklęć. Oczy mu zabłyszczały i niemal od razu pognał do
gabinetu dyrektorki, żeby zapytać, czy znalazła kogoś na jego miejsce. Gdy
zaprzeczyła, natychmiast podał jej kandydata na to stanowisko.
— Drodzy uczniowie — zaczęła
McGonagall dwa dni później przy obiedzie. — Jak większość z was dobrze wie,
profesor Flitwick będzie nieobecny w szkole do końca roku szkolnego. Zastępować
go będzie profesor Brian Chanes.
Zakapturzona postać siedząca przy
stole nauczycielskim wstała i ściągnęła kaptur. Rozległy się brawa. Alex i Jay
siedzieli z szeroko otwartymi ustami.
— Wiedziałeś! — naskoczyli na
Harry'ego.
— Sam go wkręciłem — zaśmiał się.
— Ta szkoła wyleci z dymem —
podsumował Jay i dołączył do wiwatów.
Brian uśmiechał się wesoło.
— Opiekę nad domem Ravenclaw
przejmie profesor Vector — rzekła McGonagall i usiadła.
Rozległ się gwar. Jay, Alex i
Harry wyszczerzyli się do Briana, a ten odpowiedział tym samym.
Czarny nadal jadł obiad w
całkowitym spokoju, gdy usiadła obok niego jedna z fanek. Alex i Jay wysłali mu
współczujące spojrzenia.
— Cześć — zaczęła słodkim
głosikiem.
— Słucham cię — mruknął, nawet na
nią nie patrząc.
— A tak przyszłam pogadać —
zaśmiała się nerwowo.
Coś mówiła, ale Harry jej nie
słuchał, zbyt pogrążony w tworzeniu w głowie nowej piosenki. Nie zorientował
się, kiedy dosiadło się do nich jeszcze pięć innych dziewczyn, przez co był już
odgrodzony od przyjaciół. Rozbudził się z zamyślenia, gdy oberwał kulką
winogrona w głowę.
— Jonson! Ty durniu! — warknął
głośno. — Gdzie wy poleźliście na drugi koniec stołu?! — Zachichotali, a Harry
dopiero się rozejrzał. — Szlag!
— No właśnie! Też tak
powiedziałam! — rzekła jedna z fanek.
Czarny spojrzał na nią z
uniesioną brwią.
— Co?
— Dzięki, że mnie słuchasz —
burknęła i odeszła, a za nią reszta przyjaciółek.
Harry przesunął się do
przyjaciół.
— To tak zawsze? — spytał rozbawiony
Brian, patrząc na Syriusza i Remusa.
— Często — zaśmiali się zgodnie.
— Będzie ciekawie — wyszczerzył
się Brian. — A co z tą laską, która była w ciąży?
— Przenieśli ją do innej szkoły.
Tutaj już nie miałaby życia.
— Dawno nie robiliśmy żadnych jaj
— mruknął Jay.
— To co odwalamy?
Zastanowili się.
— Chyba mam plan — wyszczerzył
się Ron.
Huncwoci Junior bardzo wcześnie
stawili się na kolacji razem z Colinem Creeveyem. Harry siedział przy
Ślizgonach z Kevinem i patrzył co chwilę na drzwi.
— Co wy kombinujecie? — spytał
Świstak.
Czarny uśmiechnął się huncwocko.
Pomieszczenie było już niemal wypełnione po brzegi, ale cele nadal nie
przychodziły. Wszedł Jay, więc Harry natychmiast machnął różdżką. Alex zrobił
to samo, siedząc po drugiej stronie przejścia.
— Raz... — zaczął odliczać Jay. —
Dwa... — dosiadł się do Colina czatującego z aparatem. — Trzy!
Na trzy w drzwiach stanęli Crabbe i Goyle. Harry opuścił różdżkę i
wylała się na nich jakaś przeźroczysta, klejąca maź. Alex zrobił to samo i
Ślizgoni zostali oblepieni pierzem od stóp do głów.
Pstryk! Pstryk! Pstryk!
Uczniowie w Wielkiej Sali śmiali
się jak opętani, widząc Crabbe'a i Goyle’a w takim przebraniu. Huncwoci
przybili sobie piątki, widząc swoje wspólne dzieło. Colin podał zdjęcia
Harry'emu.
— Dzięki, Colin.
— Odbitki można nabyć u Huncwotów
Junior! — krzyknął Ron na całe pomieszczenie.
— Oto... ŚLIZGOŃSKIE KURY! —
dodał Alex.
Wszyscy ryknęli śmiechem i
rzucili się po zdjęcia.
— Wiedziałem, że w tej szkole są
z nimi jaja, ale nie wiedziałem, że aż takie — wydusił Brian, wycierając łzy
śmiechu. — Chłopaki, dla mnie też odbitki! — dodał do Huncwotów.
— Rzecz jasna jak słońce! —
odkrzyknął Jay.
W ogóle nie ukrywali, że znali się
dużo wcześniej. Uczniowie byli zdziwieni, że Huncwoci i Brian rozmawiają jak
starzy przyjaciele. Jednak nikt nie pytał. I tak nic by nie powiedzieli.
Witam,
OdpowiedzUsuńplan świetny, Harry był wrabiany w ojcostwo, wszyscy poznali prawdę..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia