Zespół bardzo intensywnie
pracował nad płytą. Zwykle w gabinecie Natalie tworzyli całą piosenkę na
instrumentach, a później dopracowywali je w studiu pod pętlą czasu. Cała szóstka
musiała przyznać, że tworzenie nowych piosenek było jednocześnie trudne i
ekscytujące. Często słyszano podśpiewujących Czarnego i Dragona, a Świstak co
chwilę był upominany przez nauczycieli, żeby skupił się na lekcji, a nie
wygrywał sobie palcami melodię na stoliku.
Wiosna nadeszła bardzo szybko. Drzewa
powoli wypuszczały pąki, a ziemia lśniła świeżą trawą. Ciepły wiatr powiewał w
słoneczne dni.
W szkole Hogwart uczniowie
chodzili w znakomitych humorach. Powodem były święta, dni wolne od nauki i dużo
luźnego czasu, który wykorzystywali Huncwoci Junior. Na korytarzach często
można było usłyszeć śmiechy uczniów, a zdarzało się także nauczycieli.
Dostawali za swoje żarty szlabany, ale w większości udawało im się ich unikać.
Pierwszy dzień świąt przyniósł
kolejny kawał. Osoby wtajemniczone czekały na to z niecierpliwością. Tradycją
było, że w południe najpierw podawano obiad, a później desery, wśród których
znajdowały się kremówki. Nikt nie wiedział, że czwórka rozrabiaków coś przy
nich zmajstrowała.
Wszyscy zjedli posiłek. Pojawiły
się różnorodne placki i słodycze. Ginny już sięgała po kremówkę, ale Harry
chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała na niego oburzona.
— Nie chcemy rzucać was na
pierwszy ogień — powiedział do niej i Hermiony z lekkim uśmiechem.
Te zerknęły na niego podejrzliwie.
Później przeniosły spojrzenia na Jaya, Rona i Alexa, którzy uśmiechnęli się
tajemniczo.
— Na razie lepiej nie jedzcie
kremówek — rzekł rudzielec, ucinając temat.
— Ej! Crabbe! — krzyknął Jay
zduszonym głosem.
Cała szóstka spojrzała w stronę
Ślizgonów. Crabbe połknął kremówkę i... nic się nie stało.
— Co jest, do cholery? — warknął
Alex.
— Nie mówcie, że nie wypaliło —
burknął Ron.
— Kto miał się zająć Ślizgonami?
— spytał Harry.
— Ja — mruknął Jay. — Wszystko
szło dobrze.
Spojrzeli na siebie
zdezorientowani.
— Coś się z nim dzieje — wtrąciła
Ginny.
Ich wzrok ponownie spoczął na chłopaku.
Przerażony Crabbe macał się po głowie, a po chwili na jego głowie wyrosły uszy
królika. Huncowci i dziewczyny wybuchnęli śmiechem. Na sali zaczęło pojawiać
się więcej uczniów z rogami, uszami lub czymś jeszcze bardziej wymyślnym.
Reszta szkoły nie wiedziała, co się dzieje, ale śmiali się w niebogłosy.
— Uczniowie, którzy są za to
odpowiedzialni, niech wstaną — rzekła McGonagall, patrząc na Huncwotów. Chłopcy
wstali, wycierając łzy śmiechu. — Mogłam się tego spodziewać. — Na sali
rozeszły się chichoty. — Znacie przeciwzaklęcie?
— Nie — powiedzieli z wielkimi
uśmiechami.
Ci, którym przybyła nowa część
ciała, zbladli.
— Jutro już ich nie będzie —
uspokoił ich Jay.
— Siadajcie — rzuciła McGonagall.
— Bez szlabanu? — wytrzeszczyli
oczy.
— A chcecie?
— Nie! — powiedzieli szybko i
usiedli zadowoleni.
— Oszalała — stwierdził cicho
Alex. — Te święta źle na nią działają.
— Pamiętacie, jak się
umawialiśmy? — wyszczerzył się Ron.
— Jasne — zaśmiali się i chwycili
po kremówce.
Wybuchnęli śmiechem, gdy
zobaczyli, co mają na głowach. Ron posiadał rogi jelenia, Jay uszy słonia, Alex
czółka, a Harry aureolę.
Był kolejny świąteczny poranek.
Harry z przyjaciółmi spokojnie jadł śniadanie. Do czasu. Wleciała sowia poczta.
Jeden z ptaków podleciał do Czarnego, który zbladł.
— Wyjec? — zachichotał Jay.
— Od kogo? — zaśmiał się Ron.
— Ki... — zaczął Czarny, ale
koperta wybuchła.
— CZARNY! — Na te słowo wszyscy
przenieśli na niego spojrzenia. — UDUSZĘ CIĘ, JAK TYLKO SIĘ ZOBACZYMY! MIAŁEŚ
DO MNIE PISAĆ, A TU CO?! ŻADNEGO LISTU! POŻAŁUJESZ, TY CHOLERNY GNOJKU! ZAMIAST
LISTU, MASZ WYJCA! ZA KARĘ! PAMIĘTAJ! NAWET JAKBYŚ LEŻAŁ NIEPRZYTOMNY, MASZ DO
MNIE NAPISAĆ, ZROZUMIANO?! MAM NADZIEJĘ! POZDROWIENIA OD DZIEWCZYN Z ZESPOŁU!
BUZIAKI I WESOŁYCH ŚWIĄT!
List spalił się. Czarny siedział
bez ruchu z wielkimi oczami. Rozległy się chichoty, a Harry wypuścił ze świstem
powietrze.
— Nie ma to jak jej słodki głosik
Huncwoci i dziewczyny wybuchnęli
śmiechem, a Harry szybko napisał list.
Siedział spokojnie w pokoju
wspólnym Gryffindoru. Ron i Hermiona poszli na spacer, tak jak Alex z Susan.
Ginny gdzieś wybyła. Jay powiedział, że musi coś załatwić.
— Czarny — zaczął od progu, gdy
tylko wrócił.
— Co?
— Witam w Klubie Wolnych Strzelców
— wyszczerzył się.
— Zerwaliście?
— Tak.
Niektóre dziewczyny pisnęły ze
szczęścia. Dwa największe ciacha w Hogwarcie wolne! Jakiś czas później wyszli
na korytarz i rozeszli się w dwie strony, widząc za sobą hordy dziewczyn, które
nieprzerwanie chichotały. Kiedy Harry był na trzecim piętrze, zirytował się
podśmiechiwaniem fanek. Stanął, westchnął i spytał:
— Czegoś ode mnie chcecie, że tak
za mną łazicie?
To był błąd. Otoczyły go z każdej
strony i zaczęło się. Czarny próbował wydostać się z ich sideł, ale było to niemal
niemożliwe. Zza rogu wyłonili się Remus i Syriusz. Gdy zobaczyli załamanego
Harry'ego wśród tłumu fanek, ledwo stłumili wybuchy śmiechu, nie zatrzymując
się. To była jego ostatnia deska ratunku.
— Hej! Czekajcie! Muszę z wami
pogadać! — krzyknął w ich stronę i zaczął się przepychać.
— Ale jak myślisz?! Pofarbować
się na czarno czy kasztan?! — zawołała za nim jedna z blondynek.
Czarny przystanął na chwilę z
głupią miną. Do czego to doszło. On miał radzić dziewczynom w ich sprawach?
Może zaraz się jeszcze zapytają, kiedy jest owulacja?
— Jest okay! — powiedział, w
ogóle na nią nie patrząc i prawie biegnąc do chrzestnego. — Szybko — jęknął w
stronę nauczycieli.
— Słyszeliście?! Powiedział, że jest
okay! — usłyszeli pisk, gdy byli już za rogiem.
Harry chwycił się za głowę, a Łapa
i Lunatyk parsknęli śmiechem.
— Chyba musisz sobie szybko
znaleźć dziewczynę, bo nie dadzą ci spokoju — rzekł Syriusz z rozbawieniem.
Harry postanowił go posłuchać.
Nastał wieczór, a Czarnego nadal
nie było w pokoju wspólnym. Gdy w końcu przyszedł, kilka dziewczyn jęknęło
z zawodem. Jedna z jego fanek wręcz wisiała mu na ramieniu i wpatrywała w niego
jak w obrazek. Jej klubowe przyjaciółki porwały ją, aby wszystkiego się
dowiedzieć, a Czarny dosiadł się do Jaya i Alexa.
— Chwilowo pozbyłeś się
natrętnych much — westchnął Jay.
— Chwilowo. Dobrze ujęte —
mruknął.
Plotka o związku Harry'ego
rozniosła się lotem błyskawicy. Kolejnego ranka wiedziała o tym cała szkoła i było
to głównym tematem rozmów. Czarny, jak gdyby nigdy nic, jadł śniadanie w
towarzystwie Jaya. Podbiegła do nich jego nowa dziewczyna.
— Cześć, Misiaczku — powiedziała,
dając mu buziaka w policzek.
Jay zakrztusił się tym, co miał w
ustach, a Harry zrobił wielkie oczy.
— Jaki Misiaczku? — oburzył się.
— Móóóóój! — pisnęła i przytuliła
się do niego.
Czarny ukrył twarz w dłoniach,
Jay zatykał usta cały czerwony na twarzy, a najbliższe osoby parskały śmiechem.
— Dziewczyno, posłuchaj mnie —
rzekł Harry. — Żadnych misiaczków, kwiatuszków, ślimaczków czy czegoś w tym
stylu, okay?
Jay schował się pod stół, udając,
że coś mu spadło.
— Dobrze, Czarnuś.
Jay walnął głową w stół i spod
niego wyszedł. Jedną ręką trzymał się za czaszkę, a drugą zatykał usta ze łzami
w oczach.
— Jak już to Czarny — poprawił ją
cierpliwie Harry.
— Dobrze, Harru...y — zmieniła
literkę, widząc spojrzenie chłopaka. — Pójdę do dziewczyn. Spotkamy się
później.
Odeszła cała w skowronkach. Jay
wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Syriusz i Remus prawie ryczeli z uciechy.
— Misiaczku. — Jay przedrzeźnił
dziewczynę.
— Zamknij ryj, bo ci jeb*ę! —
warknął Harry.
— Bez nerwów — zachichotał.
— Do jakiej ja zagadałem —
rozpaczał Czarny.
— Pomyśl: zawsze mogło być gorzej
— pocieszył go przyjaciel.
— Nie mogło. A myślałem, że jakoś
znam się na dziewczynach.
— Pojedyncza wpadka. Jak ona
właściwie ma na imię?
Harry podniósł na niego wzrok.
— Nie wiem — parsknął śmiechem, a
Jay do niego dołączył.
Siedział na zbiórce zespołu w
gabinecie Natalie.
— Spotkanie z Linkin Park za dwa
dni.
— ŻE CO?!
— Dwa dni?!
— Chyba mam zawał!
— Bądźcie u mnie w gabinecie o
dwunastej.
— Okay.
— Misiaczek, chyba się nie
spóźnisz? — zachichotał Kevin.
Oczy Czarnego pociemniały. Spojrzał
na niego rozwścieczonym wzrokiem, zgrzytnął zębami i zdzielił go w czuprynę.
— To wszystko? — wydusił przez
zaciśnięte zęby do Natalie.
— Tak — zachichotała.
Wyszedł z pomieszczenia,
trzaskając drzwiami. Chwilę później usłyszeli wiązankę epitetów, jakimi Harry
obdarzył Świstaka. Nie były one cenzuralne.
Czarny siedział z miną
cierpiętnika w pokoju wspólnym. Jego dziewczyna, o nie wiadomo jakim imieniu,
cała zadowolona usadowiła się na jego kolanach. Okrążały ich jej przyjaciółki.
Huncwoci Junior, Hermiona i Ginny spoglądali na niego, śmiejąc się pod nosami.
— Weźcie mnie stąd — błagał ich telepatycznie.
— Sam się w to wpakowałeś — odpowiedział mu Jay.
— Ja pierdzielę! Postawię wam flaszkę Ognistej!
— Tylko jedną?
Przeklinanie. Parsknęli śmiechem.
— Cami, a może zrobimy sobie
różowe? — głosik jednej z fanek.
— Ooo.... Wiem, jak ma na imię — rzekł Harry do przyjaciół.
Ci zaczęli cicho się śmiać, a Czarny
wyszczerzył się do nich.
— Aaaa! — Nagle rozległ się wrzask
jednej z przyjaciółeczek.
Wszyscy na nią spojrzeli.
— Co się stało?
— Złamał mi się paznokieć!
— Och, to tragedia — rzekł
zirytowany Harry, gdy wszystkie Barbie rzuciły się w jej stronę na pomoc. — Nie
— jęknął rozpaczliwie. — Ja mam tego dosyć.
— Czego, kochanie? — spytała
Cami.
— Ciebie.
Zrobiła głupią minę.
— Nie rozumiem cię.
W pokoju wspólnym panowała
absolutna cisza, ale po jej słowach zaczęli się śmiać.
— Czy to tak trudno pomieścić w
tym małym móżdżku? — Zrobiła minę niczego niewiedzącej. — Farbowałaś kiedyś
włosy?
— Tak.
— Byłaś blondynką, o ile się nie
mylę.
— Zgadłeś! — pisnęła. — Rozumiemy
się bez słów! Jesteśmy sobie przeznaczeni!
Parsknięcia śmiechem.
— My? — zaśmiał się Harry. — Nie.
Ja potrzebuję takiej, która myśli. Zejdź ze mnie. — Siedziała i patrzyła na
niego jak zamurowana. Czarny westchnął zrezygnowany. — Nie rozumiesz tak
prostego zdania? Zejdź ze mnie. Przestań siedzieć mi na kolanach. Podnieś swoje
cztery litery. Chociaż jedno zdanie do ciebie dotarło?
Wstała. Harry zrobił to samo i
ruszył w stronę przyjaciół.
— Ale o co ci chodzi? — rzekła za
nim.
Harry zamknął oczy i policzył w
myślach do dziesięciu. Odwrócił się w jej stronę.
— To miało znaczyć, że właśnie z
tobą zerwałem. — Zostawił ją ze zgłupiałą miną. — Jeszcze do niej nie dotarło —
mruknął, rzucając się na kanapę obok Alexa.
— Ponownie witam w naszym Klubie
WS — wyszczerzył się Jay.
Rozległ się szloch Cami.
— Szybka — zachichotała Ginny.
Cami pobiegła do dormitorium, a
za nią jej przyjaciółki.
— Jeszcze pięć minut, a zacząłbym
myśleć, że jestem masochistą — powiedział Harry, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Muszę naładować swój mózg, bo zostałem odmóżdżony w trakcie tego krótkiego
związku.
Jay popłakał się ze śmiechu.
Przyszedł dzień spotkania z
zespołem Linkin Park. Harry i reszta chłopaków chodzili podekscytowani od samego
rana.
— Jadę z tobą — jęknął Alex
przy śniadaniu.
Czarny co chwilę spoglądał na zegarek.
Była dopiero dziesiąta.
— Nie możesz przyspieszyć? —
stęknął do zegarka.
Przyszedł długo wyczekiwany
moment, a Złodzieje Serc przedostali się na miejsce spotkania. Gdy Harry
zobaczył Chestera, ledwo ustał na nogach.
Wrócili dopiero rano, ponieważ do
późnej nocy Linkin Park grali koncert, na który zostali zaproszeni. Spali w
hotelu i tam zjedli śniadanie.
Od razu skierowali się po książki
do dormitoriów, ponieważ zaraz miała zacząć się pierwsza lekcja. W przypadku
siódmoklasistów była to transmutacja. Popędzili w stronę sali. Dopadli klamki
jak wygłodniałe wilki.
— Jak było? — spytało na wstępie
kilka osób na czele z Huncwotami.
Czarny otwierał niemo ustami, nie
potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa. Łapa zaśmiał się szczerze, wiedząc, że
chłopak ma niemal obsesję na punkcie Linkin Park.
— Perfekcyjnie w każdym calu —
powiedział w końcu Cary.
— Powiedz, że załatwiłeś nam
autografy — rzekł słabo Alex do Czarnego z rozpaczą w oczach.
Harry spojrzał na nich
przepraszająco, na co załamali się, ale później wyszczerzył się szeroko.
— Od wszystkich dla każdego.
Jay pisnął jak rasowa fanka, co
spotkało się z chichotami.
I zaczęły się pytania. Syriusz,
wyjątkowo, nie mógł nad nimi zapanować. Westchnął, gdy minęło dziesięć minut
lekcji. Sam słuchał opowieści chłopaków, którzy niemal podskakiwali w
krzesłach.
— ... I powiedział, że jako
pierwsi kupią naszą płytę — powiedział Bruce takim głosem, jakby zaraz miał
dostać palpitacji serca.
Zadzwonił dzwonek, a Łapa
westchnął ponownie.
Jeszcze tego samego dnia
przyjaciele siedzieli w pokoju wspólnym, odrabiając zadania. Ktoś włączył
głośną muzykę z radia.
— Jeju... Nawet się skupić nie
można — burknęła Hermiona.
— Jesteś prefektem — mruknęła
Ginny.
— Nic nie mogę zrobić, bo nie
robią niczego, co jest zabronione.
Czarny nagle zamarł. Usłyszał w
radiu coś znajomego.
— Harry?
Uciszył ich dłonią. Rozpoznał
dźwięki.
— Mięta! — wrzasnął, zrywając się
z kanapy i zrzucając na ziemię pergaminy.
— Co?! — odkrzyknął z drugiego
końca pokoju.
Nagle zrobił wielkie oczy.
— Zróbcie głośniej! — ryknął do
tych z radiem.
Zrobili. Czarny i Mięta zaczęli
wrzeszczeć z uciechy. Ludzie spojrzeli na nich jak na kompletnych debili.
Zrozumieli, kiedy w radiu rozbrzmiał głos Harry'ego.
I'm tired of being what you want me to be
feeling so faithless
lost under the surface
I don't know what you're expecting of me
put under the pressure
of walking in your shoes
[caught in the undertow / just caught in the undertow]
every step that I take is another mistake to you
[caught in the undertow / just caught in the undertow]
I've
become so numb
I can't feel you there
become so tired
so much more aware
I'm becoming this
all I want to do
is be more like me
and be less like you
[Linkin Park – Numb]
— Był to utwór zespołu, który
narodził się w Hogwarcie. Złodzieje Serc z piosenką Numb — ogłosił spiker w radiu.
— Puścili to! Puścili! Czarny! Puścili
naszą piosenkę! — piszczał Max i wskoczył na stół. — Trzeba to oblać!
Wszyscy rzucili lekcje i zaczęli
imprezę. Nie wiadomo kiedy pojawił się alkohol i jedzenie.
— Idziemy do chłopaków! —
stwierdził Mięta, gdy wypili już po kilka kieliszków.
Razem z Czarnym niemal wylecieli
z pokoju wspólnego i pognali w stronę Wielkiej Sali, gdzie uczniowie zbierali
się na kolację.
— Świstak! — ryknął Harry na
niemal całą salę wejściową, gdy dostrzegł jego głowę wśród tłumu. Chłopak
odwrócił się w ich stronę. — Puścili naszą piosenkę w radiu, kretynie!
— Pier*olisz! — krzyknął z
rozszerzonymi oczami. — Merlinie! Serio?!
— Zupełnie — zaśmiał się Mięta.
— Słyszeliście?! — usłyszeli
podekscytowany głos Cary’ego, który pędził w ich stronę razem z Willem.
— Właśnie mi powiedzieli — odparł
Kevin i pognał do Wielkiej Sali, żeby powiadomić o tym Bruce’a.
— Nie wiem, jak u was, ale u nas
jest impreza — powiedział Kubek z wyszczerzem do Gryfonów.
— Nie czuć od nas oparów? —
zaśmiał się Max.
— ELGI! PUŚCILI NASZĄ PIOSENKĘ W
RADIU! — rozległ się ryk Kevina na całą Wielką Salę, na co wybuchnęli śmiechem.
Nie słyszeli odpowiedzi Bruce’a, ale Świstak ryknął jeszcze: — NIE SŁYSZAŁEM,
ALE POZOSTALI MI POWIEDZIELI!
Chwilę później Elgi wypadł z
Wielkiej Sali niemal w podskokach i z wrzaskiem radości. Uczniowie mieli z nich
niezły ubaw. Kevin sprawił, że cała szkoła wiedziała już o ich sukcesie,
dlatego Syriusz domyślił się, co dzieje się w pokoju wspólnym Gryffindoru.
Wystarczyło spojrzeć na Czarnego i Miętę. Uznał, że dyrektorka nie musi o tym
widzieć, więc odciągnął Harry’ego na bok i powiedział mu, żeby starali się z
Maxem imprezować tylko na terenie Gryfonów. Sam miał zamiar raz po raz
kontrolować to, co działo się u jego wychowanków.
W Gryffindorze impreza rozkręciła
się na dobre. Harry był tak pijany mieszanką alkoholu i szczęścia, że nie
panował nad sobą. Podrywał dziewczyny, jakie nawinęły mu się na oko, tańczył z
Miętą na stole i śpiewał razem ze wszystkimi. Przez przypadek zaczął nawet rozmawiać
z Romildą Vane, na co ludzie wytrzeszczali oczy. Doskonale widzieli, że zawsze unikał
jej jak ognia. Kiedy Harry zaprosił ją do tańca, wszyscy byli w szoku.
Dziewczyna była cała w skowronkach. Tańczyli... tańczyli... tańczyli... Jak na
gust niektórych, aż za blisko siebie.
— Za dużo wypił — mówiła Hermiona,
zaniepokojona jego stanem. — Zróbmy coś.
— Po pierwsze: co? A po drugie:
niech świętuje, bo ma okazję — rzekł Alex.
— Romildą nie ma się co
przejmować. Odbiło mu i tyle. Jutro znowu będzie jej unikał — dodał Ron.
— Phi. Jeszcze dzisiaj ją oleje —
przerwał mu Jay.
Jednak otworzyli szeroko usta, gdy
Harry i Romilda zaczęli się całować. Nie był to jakiś zwykły całus tylko
namiętny pocałunek. Nie tylko oni mieli takie miny. Większość Gryfonów tak
właśnie wyglądała. Pijany Mięta wył na całe gardło, nie zdając sobie sprawy z
tego, co się dzieje.
— Musimy go stąd zabrać —
oznajmiła Hermiona. — On nie wie, co robi.
— Idziemy po niego — rzekł Alex
do Jaya.
We dwójkę zaczęli przeciskać się
przez tłum. W tym momencie do środka wszedł Syriusz, którego zamurowało, gdy
zobaczył zaistniałą sytuację. Harry i... Romilda?! Jay i Alex odciągnęli od
niej chłopaka.
— Co? — warknął Czarny, ciągnięty
przez nich w stronę wyjścia.
Portret zamknął się, gdy zaraz za
nimi wyszli Ron, Hermiona i Syriusz.
— Zwariowałeś?!
— Co?
— Nie zauważyłeś, do jakiej laski
zarywasz? — rzekł Jay.
— Zauważyłem.
— I?
— I co?
— To jest Romilda. R-O-M-I-L-D-A!
— przeliterował Alex. — Dziewczyna, na której widok byłeś w stanie schować się
w gabinecie Filcha, żeby cię nie zaczepiła!
— Było, minęło.
Ron otworzył szeroko usta na jego
słowa. Harry zachowywał się jak nie on. Zawsze nad sobą panował i wiedział, co
robi. Nawet pod wpływem alkoholu jakoś się kontrolował.
— Odbiło ci? — warknął Syriusz. —
Zachowujesz się tak, jakbyś coś brał.
— Co ty bredzisz?
Łapę zmroziło, gdy chrześniak na
niego spojrzał. Miał nieprzytomny wzrok, jego tęczówki błyszczały w
nienaturalny sposób, a źrenice były rozszerzone.
— Coś ty brał, do cholery?!
— Nic nie brałem!
Znów ten dziwny ton. Jego czyny
przeczyły temu, co mówił. Patrzył na nich jakimś wyzywającym wzrokiem, a na
ustach miał kpiący uśmieszek. Odwrócił się i ruszył do portretu Grubej Damy.
— Harry, do cholery, wróć tutaj!
— warknął Łapa.
Był przerażony, a zarazem wściekły.
Czarny tylko prychnął. Syriusz chwycił go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
— Co się z tobą dzieje?
— Kompletnie nic. Dobrze się
bawię i tyle.
Wyrwał się i wszedł do pokoju
wspólnego. Syriusz patrzył za nim, dopóki portret się nie zamknął. Odwrócił się
w stronę Huncwotów i Hermiony, którzy stali jak oniemiali.
— Jak on się zachowuje? —
wydusiła dziewczyna.
— Jak nie on — dodał Ron
— Miejcie na niego oko, okay? —
mruknął Łapa.
— On naprawdę coś wziął —
powiedział Jay.
— Nawet po dużej dawce alkoholu zachowywał
się całkiem inaczej — rzekł Alex, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Wracajcie — mruknął
Black. — I miejcie na niego oko.
— Okay.
Wrócili. Jay potknął się o próg,
kiedy zobaczył to, co zobaczył. Reszta wytrzeszczyła oczy. Romilda siedziała na
kolanach Harry'ego, a ręce zawiesiła na jego szyi. Wyglądali jak szczęśliwa para.
Śmiali się z żartu jednej z przyjaciółek dziewczyny, która siedziała obok.
Romilda zerknęła na Czarnego, gdy
tańczyli do jakiejś wolniejszej piosenki. Później przeniosła wzrok na jego
przyjaciół. Ron i Hermiona tańczyli razem na parkiecie, Ginny flirtowała z
jakimś szóstoklasistą, a Jay i Alex o czymś rozmawiali, co chwilę na nich
spoglądając. Zacisnęła zęby. Spojrzała na grupkę swoich przyjaciółek. Dała im
znak, patrząc na Jonsona i Williamsa. Wszystkie natychmiast do nich podeszły i
zaczęły rozmawiać, a następnie wyciągnęły chłopaków do tańca, na drugi koniec
pokoju wspólnego. Romilda uśmiechnęła się lekko, gdy dwójka Gryfonów straciła
Czarnego z oczu.
— Może wyjdziemy na korytarz? —
spytała Harry’ego.
— Jasne. Gdzie tylko chcesz.
Wyszli niepostrzeżenie.
Alex zaklął, gdy nie zauważył
przyjaciela. Jay od razu zareagował. Zaczęli przeciskać się przez tłum,
dostrzegając, że portret się zamyka. Wybiegli na korytarz, powstrzymywani przez
bawiących się Gryfonów. Rozejrzeli się, jednak korytarz był pusty. Pobiegli
dalej, zaglądając do najbliższych pomieszczeń.
— Co teraz? — spytał Alex.
— Nie wiem. Musimy liczyć, że się
opamięta.
Wrócili do pokoju wspólnego. Od
razu powiedzieli o wszystkim Ronowi i Hermionie. Byli załamani.
Jakiś czas później Czarny wszedł
do pokoju wspólnego, gdzie nadal trwała impreza. Szumiało mu w głowie, przed
oczami miał mroczki, a obraz co chwilę mu się zamazywał. Chciał jak najszybciej
dotrzeć do dormitorium. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Szedł trochę
chwiejnie. Był w połowie schodów do sypialni, gdy dobiegli do niego Huncwoci i
Hermiona.
— Gdzie ty byłeś?
Dał im znak ręką, żeby teraz dali
mu spokój. Wszedł do dormitorium, uporczywie trzymając się za tył głowy. Miał
wrażenie, że zaraz pęknie mu czaszka.
— Co się z tobą dzieje? — powiedziała
głośno dziewczyna, aż musiał na chwilę zamknąć oczy.
— Boli mnie głowa — wydukał
cicho.
Rzucił się na łóżko. Po chwili
zasnął kamiennym snem. Alex i Jay wymienili zaniepokojone spojrzenia.
— Przynajmniej wiemy, że nic mu
nie odbije — wymamrotał Ron.
Ale czy nie było już za późno?
Jej :D Kolejne rozdziały <3 Cudowne, uwielbiam Złodzieji <3
OdpowiedzUsuńZapomniałam, że Harry rozstaje się z Ginny. Przez chwilę pomyślałam, że zmieniłaś fabułę przy nanoszeniu poprawek. Ale po chwili zastanowienia przypomniałam sobie dalszy ciąg historii :)
Już się nie mogę doczekać kontynuacji :)
Pozdrawiam
Tosia z Podniebne marzenie
Witam,
OdpowiedzUsuńpięknie mieli spotkanie z zespołem, dowcipy i ten wyjec, co kombinuje Romilda...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia