niedziela, 4 października 2015

I. Rozdział 73 - "Z deszczu pod rynnę"

Wieczór nadszedł wyjątkowo szybko, a wraz z nim zespoły musiały wrócić do swoich szkół. Gdy nadszedł ten moment, Kizzy popłakała się, trzymając Czarnego w mocnych objęciach.
— Nie zostawiaj mnie — jęczała przez łzy w jego klatkę piersiową.
Pożegnał się ze wszystkimi, lecz tylko ona nie chciała go puścić. Chłopcy z zespołu i Natalie czekali tylko na niego, rzucając im lekko rozbawione spojrzenia.
— Zostaw ich i jedź ze mną — wystawiła oskarżycielsko palec w stronę wygranego zespołu.
W tym momencie wyglądała jak mała dziewczynka, która nie chce iść do przedszkola. Harry ledwo powstrzymał śmiech.
— Kizzy, dalej — poganiały ją dziewczyny z jej zespołu.
— Ale ja nie chcę — jęknęła i wybuchnęła płaczem.
— Kizzy... — Harry przytulił ją.
Jęczała i płakała dobre kilka minut. W końcu została odciągnięta siłą i dziewczyny z Arabii zniknęły poprzez świstoklik. Czarny podszedł do Złodziei Serc, a Natalie wystawiła pasek w jego stronę, by chwycił jeden koniec. Wylądowali niedaleko lotniska w Los Angeles, by samolotem wrócić do Anglii. Z lotniska w Londynie teleportowali się do Hogsmeade i razem ruszyli do Hogwartu. Strefa czasowa kompletnie wybiła ich z normalnego rytmu dnia, a długa podróż samolotem dodatkowo ich wymęczyła, więc z ulgą przyjęli to, że jest tutaj wieczór i zaraz pójdą spać. Natalie przepuściła ich przez bariery ochronne Hogwartu i wkroczyli do szkoły, gdzie uczniowie wychodzili z kolacji.
— SĄĄĄĄĄĄ! — wydarł się ktoś, a później ogłuszyły ich wiwaty i zostali otoczeni przez uczniów, którzy chcieli im pogratulować.
Mimo zmęczenia nie mogli powstrzymać uśmiechów cisnących się na usta. Z Wielkiej Sali wysypało się jeszcze więcej osób. Jay uwiesił się na plecach Czarnego, co spotkało się ze śmiechami uczniów.
— Chcieliśmy robić zrzutę na produkcję waszej płyty, ale nie musimy — wyszczerzył się chłopak, gdy Harry wreszcie go z siebie zrzucił.
Złodzieje roześmiali się szczerze. Później rozdzielili się do swoich pokoi wspólnych, by trochę odetchnąć, a grupy domowników z chęcią ich odprowadziły pod same drzwi.

— Chodzi o nowe piosenki do płyty. Nie możecie przecież zrobić plagiatu — rzekła Natalie, gdy następnego dnia zebrali się w jej gabinecie. — Przyznam, że kiedyś z pewną osobą pisałam teksty piosenek, które zalegają w szufladzie, więc może coś by się wam spodobało.
Harry wiedział, że tą pewną osobą był on sam. Natalie kiedyś przyszła do niego z tekstem swojej piosenki, ponieważ nie mogła ująć w słowa tego, co chciała przekazać i od tego czasu często jej podpowiadał, a niektóre piosenki były po części jego dziełami, o czym nikt nie wiedział, oprócz Bezimiennych.
Wspólnie przyznali, że teksty są świetne, więc postanowili użyć ich w swoich nagraniach. Kobieta dała każdemu z nich kopię tekstu, który najbardziej przypadł im do gustu i odesłała słowami, że w wolnym czasie mogą samodzielnie wymyślić jakąś linię melodyczną.
Wieczorem, siedząc samemu w dormitorium, Harry chwycił gitarę i zaczął cicho pobrzękiwać, starając się wymyślić coś, co mogłoby się nadać. Po chwili jednak jego myśli pobiegły w całkiem inną stronę, a palce przygrywały jeden dźwięk. Kizzy dużo mu uświadomiła swoimi słowami w trakcie imprezy po ogłoszeniu wyników i coraz bardziej przekonywał się, że związek z Ginny nie ma już sensu. Za bardzo się od siebie oddalili i chyba musieli dać sobie trochę przerwy, żeby zastanowić się, czy jest jeszcze o co walczyć. Nawet ich wczorajsze powitanie było znacznie chłodniejsze niż zwykle, a przecież nie widzieli się przez cały tydzień, więc stęsknieni powinni się od siebie nie odrywać.
Westchnął głośno i porządnie zabrał się za granie.
Kolejnego dnia musiał iść na lekcje, więc powoli wracał do rzeczywistości, co było dość trudne. Jego myśli non stop odlatywały w różnych kierunkach i nie mógł skupić się na słowach nauczycieli, więc gdy został zaatakowany pytaniem przez Syriusza, nie miał pojęcia, o czym on mówi.
— Co? — zapytał zdezorientowany.
— Jakie mogą być skutki źle przeprowadzonej animagii? — powiedział, kręcąc głową z naganą.
Niektórzy stwierdzili, że pewnie nic nie powie, gdy milczał ze zmarszczonymi brwiami. A tu psikus. Harry wciągnął głęboko powietrze i wygłosił swój monolog w tempie błyskawicznym. Uczniowie nie kryli zdziwienia.
— Wszyscy zrozumieli czy powtórzyć wolniej? — spytał powoli na koniec.
Huncwoci zaczęli się śmiać, a Łapa przyznał mu dziesięć punktów.
Razem z przyjaciółmi i Syriuszem wychodził z sali, gdy...
— Potter!
— Zaczyna się — burknął i odwrócił się do Filcha zmierzającego w jego stronę.
— BUU! — wrzasnęła zbroja.
— AAAA! Potter! Ściągnij zaklęcia z tych zbroi! — zawył woźny.
— To jeszcze nikt ich nie odczarował? — zdumiał się Harry.
— Nie — zaśmiał się Ron. — Nikt nie wie jak. Nikt oprócz Remusa, ale na prośbę kilku osób nie ściągnął zaklęć. 
— A te osoby to...? — ciągnął Czarny.
Wzrok Huncwotów i Hermiony spoczął na Syriuszu, który uśmiechnął się niewinnie.
— No co?
Harry parsknął śmiechem.
— Ściągaj to zaklęcie! — darł się Filch.
— No dobra — mruknął Harry zrezygnowany.
Huncwoci spojrzeli na niego z niedowierzaniem, tak jak Łapa. Machnął różdżką i niepostrzeżenie zaczął się cofać.
— Już — oznajmił Filchowi.
Woźny natychmiast przeszedł obok zbroi.
— FILCH! TY ZBOCZEŃCU!
Uczniowie stojący na korytarzu wybuchnęli śmiechem. Harry ledwo się powstrzymał.
— Ups... Chyba coś mi nie wyszło — powiedział, a na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek.
— ŚCIĄGAJ TO ZAKLĘCIE! — ryknął woźny.
— Nie.
— ŚCIĄGAJ!
— Phi. Sam sobie ściągnij... gacie — zaśmiał się Czarny.
Machnął ponownie różdżką, a spodnie woźnego zjechały na dół, ukazując bokserki w kotki. Uczniowie zawyli z uciechy. Harry prędko zwiał za róg.
— I tego najbardziej brakowało — zachichotała Parvati.
Harry pojawił się z powrotem już chwilę później.
— Tego mi nie odpuści — stwierdził i chwycił torbę, którą zostawił przy klasie.
— Nawet na to nie licz — zarechotał Łapa.
— FILCH! TY MASOCHISTO!
Rozległy się chichoty, a Czarny wzruszył ramionami.
Siedzieli na obronie, gdy zjawiła McGonagall. Porozmawiała chwilę z Remusem i już miała wychodzić, gdy sobie o czymś przypomniała.
— Panie Potter, szlaban do końca miesiąca w piątki i soboty o osiemnastej.
Harry jęknął rozpaczliwie.
— Aż tyle?
— Na tyle zasłużyłeś.
— A z kim?
— Z woźnym.
Jeszcze bardziej rozpaczliwy jęk wydobył się z jego gardła. Dyrektorka wyszła.
— On mnie udusi. Zabije gołymi rękoma już na pierwszym szlabanie. Będzie mnie męczył psychicznie i fizycznie. Torturował tymi swoimi łańcuchami i innymi zabawkami. Powiesi mnie za ręce przy suficie, tak jak kiedyś chciał to zrobić — szeptał rozpaczliwie.
Uczniowie i Remus spojrzeli na niego rozbawieni.
— Coś ty zrobił? — spytał Lunatyk.
Na twarzy Harry'ego nie było już ani śladu przerażenia, ale typowa mina Huncwota. Ktoś go wyręczył i opowiedział o sytuacji pod klasą transmutacji. Nawet Remus nie był w stanie powstrzymać śmiechu.
Na obiedzie Harry poprosił Ginny, żeby razem poszli nad jezioro. Pokiwała głową, nawet na niego nie patrząc. Hermiona i Alex wymienili się spojrzeniami, czując wiszące w powietrzu napięcie. Na błonia wyszli w milczeniu, nawet nie robiąc gestu, jakby chcieli chwycić drugą osobę za rękę.
— Widzisz, co się ostatnio między nami dzieje, prawda? — zaczął, a ona potwierdziła. — Ten wyjazd uświadomił mi kilka rzeczy. — Westchnął. — Chyba musimy od siebie odpocząć.
— Też tak sądzę — odpowiedziała cicho, patrząc pod nogi.
— Nie chciałbym jednak, żebyśmy zachowywali się względem siebie jak para wrogów.
— Nawet nie potrafiłabym cię tak traktować — powiedziała szczerze, wreszcie na niego patrząc. — Też chciałabym, żebyśmy normalne ze sobą rozmawiali, bez żadnej urazy. Może za jakiś czas… coś się znowu zmieni, ale teraz potrzebujemy odpoczynku, jeśli chodzi o nasz związek. Może coś nam się odmieni, może znajdziemy sobie kogoś innego, ale teraz nie możemy się ze sobą męczyć, bo to nie ma sensu.
— Chyba oboje się zmieniliśmy i tutaj leży problem — dodał Harry, patrząc na jezioro.
Zapadła cisza.
— Jakie to głupie — szepnęła Ginny. — I smutne.
— Nic na to nie poradzimy — odpowiedział cicho. — Lepiej przerwać to teraz, zanim się znienawidzimy.
Kiwnęła głową, głośno wzdychając. Wrócili do szkoły jako single, czując jednak ulgę.
— Wiesz, co to będzie, gdy ludzie się dowiedzą? — zapytała nagle Ginny z lekkim rozbawieniem.
— Plotkom nie będzie końca — odparł z uśmiechem.
Dosiedli się do przyjaciół, którzy uważnie ich obserwowali.
— W porządku? — zapytał Alex z podejrzliwością.
Harry i Ginny zerknęli na siebie.
— Zerwaliśmy — powiedzieli równocześnie.
Rozległ się pisk jego fanki przechodzącej akurat za nimi. Dziewczyna pognała do grupy swoich przyjaciółek z dobrą wiadomością.
— Nie powiem, że się tego nie spodziewaliśmy — powiedział Ron z niemrawą miną.
— Ja pie*dolę — stęknął Harry, gdy informacja rozchodziła się po Wielkiej Sali z prędkością błyskawicy, ponieważ jego fanklub przekazywał sobie najnowsze wiadomości.
Jay wysłał mu współczujące spojrzenie, widząc rozentuzjazmowane fanki Czarnego. Harry stęknął jeszcze rozpaczliwiej, gdy jedna z nich wbiła w niego wygłodniałe spojrzenie.
— Ginny — powiedział słabo. Upadł przed nią na kolana i z miną cierpiętnika dodał: — Może jednak się nie rozstaniemy, co?
Ginny uniosła brwi.
— Wyglądałeś na bardziej zdecydowanego.
Podążyła za jego wzrokiem i wybuchnęła śmiechem, widząc jego fanki. Pogłaskała go po głowie na pocieszenie.
— Podołasz — dodała.
— Czarny, idziesz na próbę? — spytał Mięta.
— A mam wybór?
— Masz, ale to wybór między życiem a śmiercią.
— Właśnie.
W drodze do drzwi dołączył do nich Świstak.
— Doszły mnie słuchy, że jesteś wolnym strzelcem.
— Już chyba cała szkoła wie, chociaż jestem nim może od pół godziny — burknął, a Kevin zaśmiał się.
W następnej chwili jakaś dziewczyna wbiła w Czarnego spojrzenie, pisnęła radośnie i uciekła. Mięta i Świstak ryknęli śmiechem. Harry starał się robić dobrą minę do złej gry.
— Pieprzcie się — powiedział niemrawo i niemal zaszlochał, gdy minęli grupę chichoczących fanek, które gapiły się na niego jak zamurowane.
Czarny otworzył drzwi.
— Nieeeeeeee — jęknął żałośnie. Naprzeciwko niego stał Filch. — Dlaczego ja mam takiego pecha? Z deszczu pod rynnę.
— Idziemy, Potter! — warknął Filch.
Kevin i Max spojrzeli współczująco na Harry’ego, który z naburmuszoną miną poszedł za woźnym.
Dziesięć minut później wszedł wściekły do dormitorium, wyrzucając z siebie potok obraźliwych epitetów. Kufer otworzył kopniakiem.
— Bez nerwów — zachichotał Jay.
Harry prychnął i zaczął grzebać w kufrze.
— Co się stało? — spytał Neville, odrabiając zadanie z zielarstwa.
— Przez niego wpakowali mi szlaban — mruknął.
— Za zbroje? Przecież już dostałeś w piątki i soboty — zdziwił się Seamus.
— To było za straszenie woźnego. Doszedł jeszcze wtorek za wyzwiska i środa za ściągnięcie mu spodni. — Wyciągnął z kufra gitarę i ruszył do wyjścia. Zanim jednak wyszedł, usłyszeli jeszcze jego słowa: — Zrobię mu takie piekło, że się nie pozbiera.
Huncwoci uśmiechnęli się złowieszczo.
Czarny szedł przez korytarze wściekły na wszystko z gitarą w ręce, gdy przed sobą zobaczył Panią Norris. Uśmiechnął się jak diabeł, drapiąc się po brodzie. Nadszedł czas na rozpoczęcie piekła Filcha. Wyciągnął różdżkę. Po chwili kotka miała na łapach bambosze, ogon zamienił się w świński ogonek, na bokach miała różowy, lśniący napis SEXI ŚWINKA. Próbowała miauknąć, ale z jej gardła wydobyło się świńskie chrząknięcie. Ktoś za nim wybuchnął śmiechem. Odwrócił się i zobaczył Puchonkę z jego fanklubu. Podszedł do niej z rozbrajającym uśmiechem, który prawie zwalił ją z nóg.
— Mogę cię o coś prosić? — spytał, a ona niemo pokiwała głową. — Jakby co, to mnie tutaj nie widziałaś, a to zrobili Vincent Crabbe i Gregory Goyle ze Slytherinu, okay?
— Okay.
— Dzięki — powiedział, pocałował ją w policzek i odszedł, mając nadzieję, że to jeszcze bardziej zmotywuje dziewczynę do zrobienia tego, co chciał osiągnąć.
Dziewczyna przez chwilę stała w oszołomieniu. Dotknęła policzka, w który Harry ją pocałował i wyszeptała do siebie:
— Pocałował mnie.
Pobiegła z piskiem do pokoju wspólnego Hufflepuffu, a Czarny zaśmiał się cicho. Wszedł do gabinetu Natalie i zaczęli próbę.

— Mam ochotę odwalić jakiś niezły numer — rzekł Harry do reszty Huncwotów, gdy siedzieli w dormitorium kilka dni później.
— Co masz na myśli? — spytał wolno Alex.
Czarny uśmiechnął się huncwocko.
— Zróbmy megadowcip Syriuszowi.

Plan był prosty: Czarny idzie na pogaduszki do Łapy, po jakimś czasie pozostali wyciągają nauczyciela z gabinetu, a Harry radzi sobie sam.
Wszystko szło zgodnie z planem. Czarny siedział w gabinecie chrzestnego, rozmawiając o różnych bzdurach. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a Harry uśmiechnął się w duchu. Łapa otworzył drzwi.
— Syriusz, możesz nam pomóc? — usłyszał głos Jaya. — Ron przykleił się do ściany i nie możemy go odczepić. Ktoś posmarował mur Megaklejką od Weasleyów.
— No dobra. Zaraz wracam! — krzyknął Łapa do Harry'ego.
— Okay! — Czarny uśmiechnął się jak wariat.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, zerwał się z krzesła i pobiegł do łazienki. Znalazł szampon do włosów i wrzucił do niego proszek na porost włosów od bliźniaków, a później rzucił zaklęcie barwiące. Z białej konsystencji zrobił się lekki odcień czerwieni. Uśmiechnął się z triumfem i wrócił do gabinetu. Usiadł akurat w chwili, gdy wrócił Syriusz.
— Jakiś dowcipniś posmarował klejem od Weasleyów ścianę — westchnął Łapa. — Chyba nie wpadliście na taki pomysł, nie?
— My robimy dowcipy z klasą — wyszczerzył się, skręcając się ze śmiechu z tego zdania.

Huncwoci szli na śniadanie z wielkimi uśmiechami. Mieli nadzieję, że ich plan wypalił. Wyminęli jakąś zakapturzoną postać. Na początku nie zwrócili na nią uwagi, ale...
— To on! — pisnął Harry, tłumiąc śmiech.
— Chyba się udało — zarechotał Alex i całą czwórką przybili sobie piątki.

Łapa coraz bardziej nasuwał na głowę kaptur. Włosy rosły, a gdy je obcinał, robiły to jeszcze szybciej. Zabiję tego, kto to zrobił – myślał rozpaczliwie.
— Co jest? — spytał Remus, gdy tylko usiadł przy śniadaniu.
— Nic — burknął.
— Co ci tu takie czerwone wystaje? — zdziwił się, wskazując na czubek jego głowy. Łapa machinalnie naciągnął kaptur. Lunatyk był wyraźnie rozbawiony. — Jednak coś jest nie tak.
— Ktoś mi zaczarował szampon do włosów — ustąpił.
— Masz czerwone włosy? — spytała głośno Tonks.
— Cicho — syknął. — Mam — jęknął cicho, naciągając kaptur jeszcze bardziej. — I rosną jak oszalałe.
Remus i Tonks zatkali usta dłońmi, aby nie wybuchnąć śmiechem.
— To nie jest śmieszne — warknął Syriusz zrozpaczony.

— Trzeba coś zrobić, żeby nie mógł nałożyć kaptura — szepnął Harry do Huncwotów, widząc, że Łapa kryje się ze swoimi włosami.
— To twój kawał, więc coś wymyśl — wyszczerzył się do niego Alex.
Czarny podrapał się po brodzie.
— Mam. Ale ten kaptur najpierw trzeba zdjąć. Polujemy na niego, gdy będzie wychodził z Wielkiej Sali.
W końcu doczekali się tego momentu. Ruszyli za Lunatykiem, Tonks i Łapą.
— Hej! — krzyknął Harry za nimi, gdy byli już w sali wejściowej. Zatrzymali się. — Co się chowasz pod tym kapturem? — Harry udał zdziwienie, patrząc na Łapę.
Sięgnął do niego, żeby ściągnąć kaptur, ale ten się odsunął.
— Moda na śmierciojada — burknął Syriusz.
Harry uniósł brwi.
— Co ty tam ukrywasz?
— Nic.
— Nie wierzę ci.
Mocowali się przez chwilę, aż w końcu kaptur sam opadł.
— O ja — wydusił tylko Harry i zaczął się śmiać.
Niepostrzeżenie rzucił czar na kaptur jego szaty. Łapa miał ognistoczerwone włosy sięgające do pasa. Próbował szybko się zakryć, lecz kaptur nie chciał się unieść. Syriusz jęknął zrozpaczony, gdy wyminęli ich rozbawieni uczniowie. Ludzi z Wielkiej Sali wychodziło coraz więcej, a Łapa siłował się z kapturem. Mamrotał do siebie przekleństwa na tego, kto to zrobił. Nie wiedział, że sprawca stoi tuż przed nim.
— Cholera — jęknął. — Tego, kto zaczarował ten szampon, zabiję osobiście i będę się na nim wyżywał do woli.
Czarny odruchowo cofnął się o krok, co nie uszło uwadze Remusa. Spojrzał najpierw na Łapę, a później Harry'ego i zaczął się śmiać.
— Co się śmiejesz? — warknął Syriusz.
— Do twarzy ci. — Nie zamierzał wkopać Czarnego.
— Ten ktoś musiał być wczoraj u mnie — zastanowił się Black, a Harry przestał się śmiać.
— Wiecie... umówiłem się z... taką jedną. Cześć! — rzekł i zaczął się wycofywać.
— Przecież wczoraj był u mnie tylko... — Syriusz dopiero skojarzył fakty. — Harry!
Ale Czarny właśnie czmychnął za róg, szczerząc się do niego złośliwie.
Chyba cała szkoła widziała już nową fryzurę profesora Blacka. Chrześniak unikał swojego ojca chrzestnego jak ognia. Jednak miał pecha, ponieważ jeszcze tego samego dnia musiał iść na lekcję transmutacji. Zamienił się miejscem z Brucem, byle siedzieć jak najdalej od Syriusza, czyli na końcu klasy. Łapa wyczytał listę obecności.
— Harry Potter — powiedział złowieszczym głosem.
— Jestem. — Jego głos był trochę piskliwy.
Łapa podniósł na niego morderczy wzrok. Harry spojrzał w sufit, tłumiąc śmiech.
— Twarzowa fryzura — powiedziała niepewnie jedna z uczennic.
Łapa wstał i podszedł do chrześniaka, który rzucił się do ucieczki. Jedno zaklęcie i stanął jak zamurowany. Syriusz posadził go na krześle i odczarował.
— Ściągnij ze mnie to zaklęcie — syknął, niebezpiecznie się nad nim pochylając.
— A... ale... tego... no... — zaczął się jąkać.
— Ściągnij albo pożałujesz, że ze mną zadarłeś.
— Rób, co chcesz, ale nie ściągnę — zaparł się Czarny.
— Wiesz, że jestem nauczycielem transmutacji — zaznaczył — więc nieco się na tym znam.
Harry zawahał się, ale pokręcił głową z miną cierpiętnika. Uczniowie non stop cicho się śmiali. Jay, Alex i Ron szczerzyli się do Czarnego.
— Jak chcesz. — Łapa uśmiechnął się niewinnie. — Zacznę od tego najłagodniejszego. Przez miesiąc szlaban z Filchem. Szorowanie kibli...
— Nie rób mi tego. On mnie nienawidzi — jęknął Harry.
— Mogę wymyślić coś lżejszego, jeśli ustąpisz.
— Przeboleję — wydusił słabo.
— Minus...
— Hej! To nie wina domu tylko porachunki rodzinne! — oburzył się, na co uczniowie parsknęli śmiechem.
— Racja — stwierdził Łapa w zamyśleniu. — Przez miesiąc będziesz siedział w odosobnieniu na moich lekcjach.
— Że co? — zdziwił się.
— Zero rozmów i siedzisz przy biurku. Jedno słowo, a dodatkowe godziny z Filchem. — Harry jęknął rozpaczliwie. — Wiem, jak uwielbiasz gadać na lekcji. Hmm... A na to wszystko dodam jeszcze coś. Dopóki nie ściągniesz ze mnie zaklęcia, ty będziesz wyglądał tak. — Machnął różdżką w jego stronę. Uczniowie zaczęli wyć ze śmiechu, a Łapa podał Harry'emu lustro. Czarny wrzasnął. — Tak samo zareagowałem dzisiaj rano.
Syriusz uśmiechnął się złośliwie. Czarny miał niebieskie włosy jak bezchmurne niebo, a pasma skręcały się z mocne loczki.
— O ja pierdzielę — jęczał. — Tortury na rodzinie.
— Siadaj przy biurku.
Czarny z miną buntownika usiadł przy meblu. Łapa zaczął lekcję. Harry postanowił jeszcze pouprzykrzać życie Syriuszowi, dlatego co chwilę mu przerywał i zadawał bzdurne pytania typu:
— Dlaczego niebo jest niebieskie, a nie ognistoczerwone?
Miało to swój podtekst: ich włosy.
— Nie wiem, Potter. Może dlatego, że chmury ładniej na takim wyglądają — odpowiadał cierpliwie.
Uczniowie nie mogli przestać się śmiać.
Czarny ustąpił po trzech dniach i ściągnął zaklęcie z chrzestnego. Ten uczynił to samo i widząc jego żałosne spojrzenie po szlabanie z Filchem, skrócił go do siedmiu dni, jednak nie miał zamiaru zmniejszyć kary dotyczącej odosobnienia na lekcji transmutacji.

1 komentarz:

  1. Witam,
    o tak pięknie, Flich to będzie miał piekło, kawał na Syriuszu boski, zerwali, a jego fanklub jest bardzo szczęśliwy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń