Euforia po awansie do finału
konkursu nie opuszczała Harry’ego jeszcze przez kilka kolejnych dni, chociaż
Natalie już dzień po koncercie sprowadziła ich na ziemię, gdy oznajmiła na
spotkaniu w jej gabinecie:
— W związku z tym, że dostaliście
się do finału, organizatorzy postawili przed wami zadanie. Macie skomponować
własną muzykę. Udostępnili wam tylko teksty piosenek. Wybrałam kilka
najlepszych, a wy zdecydujcie, który chcecie. Tak jak przed koncertem, przed
wyjazdem zrobimy jeszcze jedną próbę generalną. Wyjeżdżamy w niedzielę
wieczorem i wracamy tydzień później. Codziennie od poniedziałku do piątku każda
szkoła zagra jeden koncert, a w sobotę zostaną ogłoszone wyniki. Pierwsza próba
jutro o dziesiętnej trzydzieści.
Rozeszli się, lecz nie na długo,
ponieważ Mięta zapowiedział, że organizuje w swoim dormitorium imprezę dla
zespołu, by oblać sukces. W trakcie gdy Max szykował imprezę, Czarny, równo o
ustalonej godzinie, zszedł do pokoju wspólnego, by otworzyć wejście Świstakowi,
Dragonowi, Elgiemu i Kubkowi. Nie dostrzegł, że wygłodniała część gryfońskich
fanek wlepia w niego spojrzenia. Nie wiedział też, że po koncercie zwiększyła
się liczba jego wielbicielek, ponieważ uznały, że typ rockmena do niego pasuje.
Nikt nie protestował, kiedy do pokoju wspólnego weszli chłopcy z innych domów,
gdyż Mięta oznajmił, że przywali gitarą każdemu, kto będzie miał coś przeciwko
ich obecności. Po chwili na szczycie schodów do sypialni pojawił się Max z
wyszczerzem od ucha do ucha.
— Cysterna Ognistej jest? —
zapytał Kevin na wstępie.
— Nawet dwie. — Wyrzucił ręce w
górę i krzyknął z wielkim uśmiechem: — Naje*my się!
Wszyscy roześmiali się. Złodzieje
Serc zakwaterowali się w dormitorium Mięty i rozpoczęli imprezę.
Przepowiednia Maxa spełniła się,
gdyż już jakiś czas później cała szóstka miała nieźle w czubach. Nikt nie miał
pojęcia, kto rzucił pomysł, żeby zagrać w pokera rozbieranego, ale wszyscy
przystali na to z ochotą. W efekcie końcowym Harry został w samych spodniach, a
chłopacy mieli na sobie jedynie bokserki.
— Juhuł! Wygrałem! — wydarł się
na całą wieżę.
— Mogłeś powiedzieć, że umiesz
grać w pokera!
— Chcieliście mnie pogrążyć, no
nie?
— Skąd wiesz? — zdumiał się
Bruce, a Czarny roześmiał się w odpowiedzi.
W następnej chwili uśmiechnął się
jak diabeł, zerwał się do pionu, chwycił ciuchy Świstaka i wybiegł z nimi do
pokoju wspólnego.
— CZARNY! — zawył Kevin i,
zapominając, że jest w samych gaciach, wybiegł za nim.
— Chodź po ciuchy, Świstak! —
krzyknął Harry już z pokoju wspólnego, ignorując wpatrzone w niego fanki, które
niemal się śliniły.
Nie co dzień ich idol paradował
przed nimi bez koszulki. Czarny wybuchnął niepohamowanym śmiechem, kiedy do
środka wpadł Kevin. Dziewczyny miały zgłupiałe miny, widząc Ślizgona w samych
bokserkach.
— Zabiję cię! Oddawaj! — wrzasnął
Świstak. — Z czego ryjesz?!
— Spójrz na siebie.
Chłopak wykonał jego polecenie i
wrócił biegiem do sypialni Mięty, wykrzykując:
— Zaje*ię go! Więcej nie gram z
nim w pokera rozbieranego!
— Lepiej naucz się grać! — odkrzyknął
Harry ze śmiechem.
— Mogę cię nauczyć grać w
Pottera!
Na horyzoncie pojawił się w pełni
ubrany Cary, który również się śmiał.
— Świstak, chcesz te ciuchy czy
nie?! — krzyknął Harry.
W odpowiedzi został obsypany
lawiną wulgaryzmów. Dragon zawył z uciechy, a Czarny uniósł kciuk do góry.
— Uwielbiam go wku*wiać.
— Można to zauważyć — zaśmiał się
Cary.
— Czuję się zjedzony — palnął
nagle Czarny, a Dragon spojrzał na niego pytająco.
Harry przeniósł znaczące
spojrzenie w stronę kanapy, gdzie siedziała grupka jego fanek. Zaczerwieniły
się jak piwonie, starając się opanować.
— Chyba zamknę się w sobie —
oznajmił Harry, a Cary zaśmiał się. — Tak się zastanawiam, co jest lepsze: iść
do dormitorium Mięty i dać się zabić Świstakowi czy być zjedzonym.
— Świstaka jakoś udobruchasz.
— Jak?
— Wykorzystaj swoje uroki
osobiste.
Czarny spojrzał na niego z
przerażeniem.
— Dragon! — jęknął z
obrzydzeniem. — Ty pieprzony zboczeńcu!
Huncwoci wybuchnęli śmiechem.
— Idziesz? — zapytał rozbawiony
Cary.
— Nie! — odparł z rozszerzonymi
oczami wypełnionymi strachem. — Chcecie mnie zgwałcić! Gwałt zbiorowy! Ja się
nie dam!
Ginny ryknęła niepohamowanym
śmiechem. Obok Cary’ego stanęli jeszcze Max, Will i Bruce.
— Przecież takie ciacho nie może
przejść nam koło nosa. — Dragon mrugnął go niego, a oczy Czarnego rozszerzyły
się jeszcze bardziej.
— Sam nas rozebrałeś, a teraz nie
chcesz? — spytał z zawodem Elgi.
— Wiemy, że poker to był tylko
pretekst — dodał Mięta.
Kubek zrobił koci ruch ręką.
Czarny wydał z siebie dźwięk, jakby zaraz miał zwymiotować. Spojrzał na Miętę,
który wybuchnął śmiechem. Pozostali od razu do niego dołączyli. Huncwoci już
płakali ze śmiechu.
Chwilę później wrócili do
dormitorium, skąd docierały do wszystkich śpiewy i głośny rock.
And now
You've become a part of me
You'll always be right here
You've become a part of me
You'll always be my fear
I can't separate
Myself from what I've done
Giving up a part of me
I've let myself become you
[Linkin Park – Figure.09]
Pokój wspólny trochę opustoszał,
gdy godzina robiła się coraz późniejsza. Dwie godziny przed północą pojawili
się Syriusz i Remus, żeby wywiesić ogłoszenie dotyczące Klubu Pojedynków.
Spojrzeli na siebie z rozbawieniem, gdy usłyszeli pijackie przyśpiewki
dochodzące z dormitorium aż tutaj. Huncwoci ryczeli ze śmiechu.
— Mięta, gdzie leziesz z tą
wódką?! — ryknął nagle któryś z chłopaków, a na schodach pojawił się Max.
— Kto chce kielicha?! — wrzasnął.
— Mięta, dawaj tę wódkę, ty
bęcwale!
Zespół wbiegł do pokoju
wspólnego, lecz nie zauważyli, że na drodze stał im Max. Kevin, który był na
przedzie, runął na Gryfona. Na Świstaka wpadł Elgi, później Czarny i Dragon, a
na samym końcu Kubek. Stworzyli komiczną piramidę z ludzi.
— Możecie ze mnie zejść? —
dobiegł ich zduszony jęk Maxa.
— Elgi, złaź ze mnie!
— Kto leży na górze?
— Kubek, rusz cztery litery!
— Ale mi tutaj wygodnie —
uśmiechnął się głupio.
— Możesz się pospieszyć? Wszyscy
razem mało nie ważycie — jęknął Mięta.
Kubek w końcu się ruszył, więc
wszyscy doprowadzili się do porządku.
— To było traumatyczne przeżycie
— wydusił Max.
— Ale wódka przeżyła — zaśmiał
się Dragon, widząc niestłuczoną butelkę w dłoni kumpla.
Mięta przytulił się do szkła.
Zaśmiali się i dopiero zobaczyli nauczycieli.
— Ups — stwierdził tylko
Elgi.
Remus i Syriusz parsknęli
śmiechem. Łapa przypiął kartkę do tablicy ogłoszeń i skierował się do wyjścia
razem z przyjacielem.
— To miało znaczyć, że... —
zaczął cicho Kevin.
— ... nasze winy zostały
odpuszczone — dokończył Czarny.
— Należy wam się! — krzyknął zza niedomkniętego
portretu Syriusz, a Kubek zawył radośnie.
— Ej, Mięta, nastawiłeś budzik na
jutro? — spytał Świstak.
— Później nastawię...
Po godzinie wszyscy Gryfoni byli już
w swoich dormitoriach, a chłopcy przenieśli imprezę do wyciszonego pokoju
wspólnego.
Tańczyli.
Chlali.
Śpiewali.
Chlali.
Świrowali.
Chlali.
Gdy zasnęli, byli zalani w trupa.
A budzika nikt nie nastawił.
Syriusz wkroczył do pokoju
wspólnego i na samym wstępie westchnął ciężko. W pomieszczeniu panował istny
syf, a wśród niego znalazło się sześciu młodych mężczyzn. Jego chrześniak leżał
na stole z rozrzuconymi nogami i rękami. Obok niego ułożył się Cary, którego
włosy odstawały w każdą stronę, a koszulkę miał ubraną na lewą stronę. W fotelu,
z nogami na oparciu spał Kevin. Ciemnobrązowe włosy upięte miał w kucyk, który
wyglądał tak, jakby w ogóle go nie było. Na ziemi smacznie chrapał Will. Bruce
oraz Max wygodnie rozłożyli się na kanapie. Butelki walały się wszędzie. Od
Ognistej, od wódki, puszki od piwa... Znalazła się nawet odzież.
— POBUDKA!
Wspólny jęk imprezowiczów. Cary spadł
ze stołu, a Bruce z kanapy. Z sypialni wyszło kilka osób. Można było wśród nich
dostrzec sylwetki Huncwotów. Harry uchylił powieki jako pierwszy. Przekręcił
się na plecy i uniósł lekko na łokciach, ale zaraz położył się z powrotem,
kompletnie wyczerpany.
— Chwila — jęknął cicho do Łapy.
— Może to was otrzeźwi. Jest
dziesiąta czterdzieści — oznajmił Syriusz.
Czarny jęknął rozpaczliwie.
— Natalie nas zabije — wymamrotał
Max, chociaż nadal nie otwierał oczu.
— Nie powiem, że się tego nie
spodziewałam — oznajmiła kobieta, wchodząc do środka. — Przyjdźcie za dwie
godziny.
— Nie wiem, czy dożyję — szepnął
Bruce.
— Boże, zaraz się porzygam —
jęknął Mięta. — Gdzie jest kibel? — wychrypiał i na kolanach ruszył do swojego
dormitorium.
— Wiecie co? Ja lepiej wrócę do
swojego pokoju wspólnego — wydusił Elgi.
Pozostali poszli za jego
przykładem. Wstając, mocno się chwiali, ale wyszli na korytarz. Harry został
sam spośród wszystkich, którzy zaliczyli imprezę. Był bledszy niż zwykle po
popijawce. Patrzył w jeden punkt nieprzytomnym wzrokiem. Stwierdził w myślach,
że zaraz zwymiotuje. Bez słowa zsunął się ze stołu i, zataczając się,
przecisnął szybko przez tłum. Dorwał drzwi łazienki. Co było potem, można się
domyślić.
— Ostro — zaśmiał się Jay, widząc
jego stan.
Na próbie wyglądali bardzo źle.
Tabletka na kaca niezbyt im pomogła, ponieważ nie działała na mugolski alkohol,
a taki przeważał na imprezie. Gdy Świstak zaczął trzaskać w perkusję, Dragon
niemal się popłakał z rozpaczy. Widząc stan wszystkich członków zespołu,
Natalie odprawiła ich, przekładając spotkanie na jeszcze późniejszą godzinę.
Hermiona, Ginny i Syriusz przyszli
sprawdzić stan Czarnego.
— Co wy piliście? — spytał
rozbawiony Łapa, widząc Harry'ego z niewyraźną miną, leżącego na wznak na swoim
łóżku.
— Chyba wszystko, co możliwe —
wydusił słabo, a w następnej chwili pognał do łazienki, żeby po raz kolejny
zwymiotować.
— Rzyga jak kot — powiedział
lekko rozbawiony Alex. — Po żadnej imprezie nie widziałem go w takim stanie,
więc musieli nieźle dać sobie w palnik.
Syriusz pokręcił głową i ruszył
do łazienki, gdzie Harry wisiał nad toaletą ze zbolałą miną. Jako doświadczony w
młodości imprezowicz dał mu kilka porad na szybsze pozbycie się kaca. Czarny
wypróbował każdą z nich z nadzieją, że to mu pomoże. Na próbie pojawił się już
w lepszym stanie, chociaż nie mógł powiedzieć, że czuje się doskonale.
Po próbie Harry wyciągnął Ginny z
pokoju wspólnego. Oboje wiedzieli, że w ostatnim czasie ich relacje były dość
napięte, kłócili się stanowczo za często i zaczęli się od siebie oddalać. Miał
nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy, ale wiedział, że nic się samo
nie naprawi. Stanęli przed Pokojem Życzeń, nie odzywając się od siebie. Harry
przeszedł trzy razy wzdłuż ściany i po chwili byli w środku. Przytulny,
niewielki pokoik był idealny na romantyczną kolację we dwoje. Przytłumione
światło nadawało intymności, a puszysty dywan tłumił kroki. Usiedli przy
stoliku, na którym stał już posiłek.
Czy Harry tego chciał, czy nie,
rozmowa wydawała się trochę wymuszona. W ich głowach cały czas tłukły się słowa
wypowiedziane w trakcie kłótni i nic nie mogli poradzić na to, że nie potrafią
się wyluzować.
Kiedy poczuli się zmęczeni, pod
ścianą pojawiło się łóżko. Położyli się, przytulając do siebie. Nie
wypowiedzieli żadnych słów, udając, że śpią, chociaż każde z nich zatopione
było we własnych myślach.
Obudzili się, gdy zaczęło
wschodzić słońce. Postanowili wrócić do pokoju wspólnego, żeby nie dostrzeżono
ich nieobecności. Korytarze były puste, więc z łatwością przedostali się pod
portret Grubej Damy, zdając sobie sprawę z tego, że nadal nie potrafią utrzymać
rozmowy. Trzymali się za ręce, ale nawet na siebie nie spoglądali, wbijając
spojrzenia jedynie w podłogę lub ściany. Ginny wróciła do swojego dormitorium,
jednak Harry postanowił się przewietrzyć, wcześniej zmieniając ciuchy i biorąc
prysznic. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy usłyszał głos Łapy:
— Ranny ptaszek.
— Co ty tu robisz tak wcześnie? —
zdziwił się.
— Mógłbym cię zapytać o to samo —
odparł z uniesioną brwią. — Miałem nocny dyżur i jakieś kilka minut temu
dostrzegłem pewne zjawisko.
— Taaa?
— Taaa. Jakiegoś chłopaka z
gniazdem na głowie i rudzielca.
Harry wywrócił oczami.
— Jakiś ty spostrzegawczy.
Łapa spojrzał na niego już
poważniej.
— Już wszystko u was okay?
Harry patrzył na niego przez
chwilę, ale jego mina mówiła sama za siebie. Łapa westchnął. Doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, co się między nimi działo. Kiedyś zachowywali się względem
siebie całkiem inaczej niż teraz. Jakiś czas temu często razem się wygłupiali,
teraz ograniczali się do krótkiej rozmowy. Rzadko kiedy widywano ich razem,
chociaż kiedyś niemal się nie rozstawali. Mimo wszystko miał nadzieję, że wrócą
do tego, co było kiedyś, bo według niego pasowali do siebie idealnie i
doskonale pamiętał, jak Harry był szczęśliwy z Ginny.
— Słyszeliście o Zaklęciu Cegły?
— spytał Harry na spotkaniu GD.
Odpowiedziało mu kręcenie
głowami. O dziwo, nawet Hermiona zaprzeczyła. Niektórzy spojrzeli na nią
zszokowani.
— No co? Ja też mam prawo czegoś
nie wiedzieć — oburzyła się.
Harry zaśmiał się cicho, widząc
miny uczniów.
— Chodzi ci o zaklęcie Musbeno? —
spytał Neville.
Czarny uśmiechnął się i kiwnął
głową. Wzrok wszystkich spoczął na Neville'u.
— No co? Ja też mam prawo coś
wiedzieć — powiedział, rumieniąc się lekko.
— Neville, powiedz, co wiesz o
tym zaklęciu? — spytał Harry.
— Jest to zaklęcie pochodzące ze
starożytnej magii. Osoba trafiona zaklęciem czuje taki ból, jakby została
uderzona cegłą w głowę. Rozchodzi się wtedy nawet taki dźwięk. Najczęściej się
przez to mdleje, ale jest to zależne od siły zaklęcia i mocy czarodzieja, który
je rzucił.
— Doskonale. Umiesz je rzucić?
— Próbowałem, ale nie do końca mi
wychodziło.
— Nie do końca?
— No... yyy... Dwa razy mi się
udało, ale później mi nie wychodziło.
— Zaprezentujesz je pozostałym.
— J-ja? — wyjąkał.
Harry pokiwał głową z uśmiechem.
Machnął różdżką, a obok niego pojawił się śmierciożerca. Manekin był sztuczny,
jednak po kilku ruchach różdżką zaczął zachowywać się jak zwykły człowiek.
Czarny podszedł do Neville'a i wszystko dokładnie mu powiedział oraz zaprezentował
na śmierciożercy, który padł na ziemię jak nieżywy. Rozbudził go machnięciem
różdżki. Longbottom skupił się na manekinie i wycelował w niego różdżką.
Machnął nią i powiedział:
— Musbeno!
Z jego różdżki wyleciał granatowy
promień, który ugodził śmierciożercę w pierś. Runął na ziemię jak nieprzytomny.
Harry uśmiechał się szeroko. Neville wydawał się być oszołomiony. Wszyscy
zaczęli klaskać, a chłopak zaczerwienił się po uszy.
— Podzielcie się na pięć grup —
powiedział Harry, gdy wszyscy ucichli.
Zrobiło się zamieszanie. Czarny
machnięciem różdżki wyczarował jeszcze cztery manekiny przypominające ludzi.
Nie zauważył, kiedy do pomieszczenia weszli Syriusz, Remus i McGonagall.
Obserwował uważnie uczniów, wyłapując, jakie robią pomyłki. Po chwili zawołał
jednego z Krukonów, który powtarzał notorycznie jeden błąd. Chłopak natychmiast
zjawił się przy nim.
— Zobacz, jaki robisz błąd.
Czarny wyczarował kolejnego
manekina i rzucił na niego zaklęcie.
— Nadgarstek — zauważył od razu
chłopak, a Harry skinął głową.
— Nie musisz wycelować idealnie,
żeby trafić, bo to zaklęcie przy kilkucentymetrowej niedokładności koryguje
twój błąd. Im większy okrąg nadgarstkiem zrobisz, tym mocniejsze będzie
zaklęcie. Spróbuj na tym.
Krukon zmarszczył brwi, celując w
dodatkowego manekina i po chwili powalił go na kolana. Czarny stwierdził, żeby
jeszcze poćwiczył, odsyłając go do swojej grupy. Harry z kolei wyłapał
kolejnego ucznia, który wyprawiał jakieś dziwne rzeczy.
— Ma dobre metody nauczania —
zauważył Syriusz, a dyrektorka pokiwała głową, potwierdzając. — Ale nie mam
pojęcia, co to za zaklęcie.
— Nigdy o nim nie słyszałem —
dodał Remus.
— Harry! — zawołał Black.
Chłopak spojrzał zdziwiony w ich
stronę.
— Co?!
— Możesz przyjść na chwilę?!
— Sekunda!
Dokończył tłumaczenie uczniowi
jego błędu i podszedł do nauczycieli.
— Co to za zaklęcie? — zapytał
Łapa.
— Cegły.
— Niewiele mi to mówi. Lunio,
znasz?
— Pierwsze słyszę.
— Może przez to, że to magia
starożytna — stwierdził Harry.
— Uczyłeś się starożytnej? —
Nawet McGonagall wydawała się lekko zdziwiona.
— Tak wyszło.
— O co chodzi w tym zaklęciu? —
zapytał Łapa z zaciekawieniem.
— Obrywasz niewidzialną cegłą w
głowę.
— Ciekawie. Naucz mnie.
— Serio?
— No dawaj.
— To ja się przyłączę —
wyszczerzył się Remus.
Czarny zaśmiał się.
— Żeby uczeń uczył nauczycieli.
To jest dopiero coś!
Łapa zdzielił go w łeb, a później
przywołał do siebie wcześniej wyczarowanego przez Harry’ego śmierciożercę i
zatrzymał go jakieś cztery metry od nich. Czarny wytłumaczył im, co mają robić.
Remusowi udało się już po trzeciej próbie, ale z Syriuszem był większy problem.
— Zawsze wiedziałam, że byłeś
nieukiem — stwierdził Harry, a Łapa wysłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Czarny wytłumaczył mu, jaki popełnia
błąd. Po chwili Syriusz potrafił rzucić klątwę.
— No wreszcie. Idę uczniów uczyć.
Uskoczył przed strumieniem wody, głośno się śmiejąc.
— Od niego naprawdę dużo i szybko
można się czegoś nauczyć — stwierdził Łapa.
— Czasami się zastanawiam, po co
on siedzi w Hogwarcie. Na moich lekcjach dosłownie wszystko umie i zna setki
zaklęć więcej niż jest w programie obowiązkowym — oznajmił Remus.
— Pewnie ze względu na owutemy —
powiedziała dyrektorka.
Harry wyłapał każdego, kto nie
potrafił rzucić zaklęcia i indywidualnie udzielał im wskazówek. Nauczyciele ze
zdumieniem zauważyli, że uczniowie, którzy zwykle potrzebowali długich godzin,
aby opanować klątwę, teraz zrobili to po niedługim czasie.
— Powiedzcie, że to wina tego, że
na naszych lekcjach czują presję, a tutaj mogą się wyluzować — powiedział
rozpaczliwie Syriusz.
Remus zaśmiał się, a McGonagall
uniosła lekko kąciki ust.
Gdy wszyscy opanowali klątwę,
Czarny stał przez chwilę, nie wiedząc, jakie wybrać kolejne zaklęcie.
— Może Posągu, jeśli znasz? —
zaproponował Lunatyk.
— O, to będzie dobre.
— Do choinki! Skąd ty znasz te
zaklęcia?! Przecież tego nawet nie ma w programie! — rzucił Łapa.
Czarny uśmiechnął się słodko, ale
nic nie powiedział. Zaklęciem Posągu zajmowali się do końca zajęć.
Witam,
OdpowiedzUsuńhaha to była impreza, coś się psuje między Harrym, a Ginny i może dobrze znajdzie, może kogoś w Ameryce,i te zabawy po pijaku, szkoda, że nie wpadli aby zrobić jakiś dowcip Flitchowi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia