czwartek, 1 października 2015

I. Rozdział 70 - Poker

Euforia po awansie do finału konkursu nie opuszczała Harry’ego jeszcze przez kilka kolejnych dni, chociaż Natalie już dzień po koncercie sprowadziła ich na ziemię, gdy oznajmiła na spotkaniu w jej gabinecie:
— W związku z tym, że dostaliście się do finału, organizatorzy postawili przed wami zadanie. Macie skomponować własną muzykę. Udostępnili wam tylko teksty piosenek. Wybrałam kilka najlepszych, a wy zdecydujcie, który chcecie. Tak jak przed koncertem, przed wyjazdem zrobimy jeszcze jedną próbę generalną. Wyjeżdżamy w niedzielę wieczorem i wracamy tydzień później. Codziennie od poniedziałku do piątku każda szkoła zagra jeden koncert, a w sobotę zostaną ogłoszone wyniki. Pierwsza próba jutro o dziesiętnej trzydzieści.
Rozeszli się, lecz nie na długo, ponieważ Mięta zapowiedział, że organizuje w swoim dormitorium imprezę dla zespołu, by oblać sukces. W trakcie gdy Max szykował imprezę, Czarny, równo o ustalonej godzinie, zszedł do pokoju wspólnego, by otworzyć wejście Świstakowi, Dragonowi, Elgiemu i Kubkowi. Nie dostrzegł, że wygłodniała część gryfońskich fanek wlepia w niego spojrzenia. Nie wiedział też, że po koncercie zwiększyła się liczba jego wielbicielek, ponieważ uznały, że typ rockmena do niego pasuje. Nikt nie protestował, kiedy do pokoju wspólnego weszli chłopcy z innych domów, gdyż Mięta oznajmił, że przywali gitarą każdemu, kto będzie miał coś przeciwko ich obecności. Po chwili na szczycie schodów do sypialni pojawił się Max z wyszczerzem od ucha do ucha.
— Cysterna Ognistej jest? — zapytał Kevin na wstępie.
— Nawet dwie. — Wyrzucił ręce w górę i krzyknął z wielkim uśmiechem: — Naje*my się!
Wszyscy roześmiali się. Złodzieje Serc zakwaterowali się w dormitorium Mięty i rozpoczęli imprezę.
Przepowiednia Maxa spełniła się, gdyż już jakiś czas później cała szóstka miała nieźle w czubach. Nikt nie miał pojęcia, kto rzucił pomysł, żeby zagrać w pokera rozbieranego, ale wszyscy przystali na to z ochotą. W efekcie końcowym Harry został w samych spodniach, a chłopacy mieli na sobie jedynie bokserki.
— Juhuł! Wygrałem! — wydarł się na całą wieżę.
— Mogłeś powiedzieć, że umiesz grać w pokera!
— Chcieliście mnie pogrążyć, no nie?
— Skąd wiesz? — zdumiał się Bruce, a Czarny roześmiał się w odpowiedzi.
W następnej chwili uśmiechnął się jak diabeł, zerwał się do pionu, chwycił ciuchy Świstaka i wybiegł z nimi do pokoju wspólnego.
— CZARNY! — zawył Kevin i, zapominając, że jest w samych gaciach, wybiegł za nim.
— Chodź po ciuchy, Świstak! — krzyknął Harry już z pokoju wspólnego, ignorując wpatrzone w niego fanki, które niemal się śliniły.
Nie co dzień ich idol paradował przed nimi bez koszulki. Czarny wybuchnął niepohamowanym śmiechem, kiedy do środka wpadł Kevin. Dziewczyny miały zgłupiałe miny, widząc Ślizgona w samych bokserkach.
— Zabiję cię! Oddawaj! — wrzasnął Świstak. — Z czego ryjesz?!
— Spójrz na siebie.
Chłopak wykonał jego polecenie i wrócił biegiem do sypialni Mięty, wykrzykując:
— Zaje*ię go! Więcej nie gram z nim w pokera rozbieranego!
— Lepiej naucz się grać! — odkrzyknął Harry ze śmiechem.
— Mogę cię nauczyć grać w Pottera!
Na horyzoncie pojawił się w pełni ubrany Cary, który również się śmiał.
— Świstak, chcesz te ciuchy czy nie?! — krzyknął Harry.
W odpowiedzi został obsypany lawiną wulgaryzmów. Dragon zawył z uciechy, a Czarny uniósł kciuk do góry.
— Uwielbiam go wku*wiać.
— Można to zauważyć — zaśmiał się Cary.
— Czuję się zjedzony — palnął nagle Czarny, a Dragon spojrzał na niego pytająco.
Harry przeniósł znaczące spojrzenie w stronę kanapy, gdzie siedziała grupka jego fanek. Zaczerwieniły się jak piwonie, starając się opanować.
— Chyba zamknę się w sobie — oznajmił Harry, a Cary zaśmiał się. — Tak się zastanawiam, co jest lepsze: iść do dormitorium Mięty i dać się zabić Świstakowi czy być zjedzonym.
— Świstaka jakoś udobruchasz.
— Jak?
— Wykorzystaj swoje uroki osobiste.
Czarny spojrzał na niego z przerażeniem.
— Dragon! — jęknął z obrzydzeniem. — Ty pieprzony zboczeńcu!
Huncwoci wybuchnęli śmiechem.
— Idziesz? — zapytał rozbawiony Cary.
— Nie! — odparł z rozszerzonymi oczami wypełnionymi strachem. — Chcecie mnie zgwałcić! Gwałt zbiorowy! Ja się nie dam!
Ginny ryknęła niepohamowanym śmiechem. Obok Cary’ego stanęli jeszcze Max, Will i Bruce.
— Przecież takie ciacho nie może przejść nam koło nosa. — Dragon mrugnął go niego, a oczy Czarnego rozszerzyły się jeszcze bardziej.
— Sam nas rozebrałeś, a teraz nie chcesz? — spytał z zawodem Elgi.
— Wiemy, że poker to był tylko pretekst — dodał Mięta.
Kubek zrobił koci ruch ręką. Czarny wydał z siebie dźwięk, jakby zaraz miał zwymiotować. Spojrzał na Miętę, który wybuchnął śmiechem. Pozostali od razu do niego dołączyli. Huncwoci już płakali ze śmiechu.
Chwilę później wrócili do dormitorium, skąd docierały do wszystkich śpiewy i głośny rock.

And now
You've become a part of me
You'll always be right here
You've become a part of me
You'll always be my fear
I can't separate
Myself from what I've done
Giving up a part of me
I've let myself become you
[Linkin Park – Figure.09]


Pokój wspólny trochę opustoszał, gdy godzina robiła się coraz późniejsza. Dwie godziny przed północą pojawili się Syriusz i Remus, żeby wywiesić ogłoszenie dotyczące Klubu Pojedynków. Spojrzeli na siebie z rozbawieniem, gdy usłyszeli pijackie przyśpiewki dochodzące z dormitorium aż tutaj. Huncwoci ryczeli ze śmiechu.
— Mięta, gdzie leziesz z tą wódką?! — ryknął nagle któryś z chłopaków, a na schodach pojawił się Max.
— Kto chce kielicha?! — wrzasnął.
— Mięta, dawaj tę wódkę, ty bęcwale!
Zespół wbiegł do pokoju wspólnego, lecz nie zauważyli, że na drodze stał im Max. Kevin, który był na przedzie, runął na Gryfona. Na Świstaka wpadł Elgi, później Czarny i Dragon, a na samym końcu Kubek. Stworzyli komiczną piramidę z ludzi.
— Możecie ze mnie zejść? — dobiegł ich zduszony jęk Maxa.
— Elgi, złaź ze mnie!
— Kto leży na górze?
— Kubek, rusz cztery litery!
— Ale mi tutaj wygodnie — uśmiechnął się głupio.
— Możesz się pospieszyć? Wszyscy razem mało nie ważycie — jęknął Mięta.
Kubek w końcu się ruszył, więc wszyscy doprowadzili się do porządku.
— To było traumatyczne przeżycie — wydusił Max.
— Ale wódka przeżyła — zaśmiał się Dragon, widząc niestłuczoną butelkę w dłoni kumpla.
Mięta przytulił się do szkła. Zaśmiali się i dopiero zobaczyli nauczycieli.
— Ups —  stwierdził tylko Elgi.
Remus i Syriusz parsknęli śmiechem. Łapa przypiął kartkę do tablicy ogłoszeń i skierował się do wyjścia razem z przyjacielem.
— To miało znaczyć, że... — zaczął cicho Kevin.
— ... nasze winy zostały odpuszczone — dokończył Czarny.
— Należy wam się! — krzyknął zza niedomkniętego portretu Syriusz, a Kubek zawył radośnie.
— Ej, Mięta, nastawiłeś budzik na jutro? — spytał Świstak.
— Później nastawię...
Po godzinie wszyscy Gryfoni byli już w swoich dormitoriach, a chłopcy przenieśli imprezę do wyciszonego pokoju wspólnego.
Tańczyli.
Chlali.
Śpiewali.
Chlali.
Świrowali.
Chlali.
Gdy zasnęli, byli zalani w trupa. A budzika nikt nie nastawił.

Syriusz wkroczył do pokoju wspólnego i na samym wstępie westchnął ciężko. W pomieszczeniu panował istny syf, a wśród niego znalazło się sześciu młodych mężczyzn. Jego chrześniak leżał na stole z rozrzuconymi nogami i rękami. Obok niego ułożył się Cary, którego włosy odstawały w każdą stronę, a koszulkę miał ubraną na lewą stronę. W fotelu, z nogami na oparciu spał Kevin. Ciemnobrązowe włosy upięte miał w kucyk, który wyglądał tak, jakby w ogóle go nie było. Na ziemi smacznie chrapał Will. Bruce oraz Max wygodnie rozłożyli się na kanapie. Butelki walały się wszędzie. Od Ognistej, od wódki, puszki od piwa... Znalazła się nawet odzież.
— POBUDKA!
Wspólny jęk imprezowiczów. Cary spadł ze stołu, a Bruce z kanapy. Z sypialni wyszło kilka osób. Można było wśród nich dostrzec sylwetki Huncwotów. Harry uchylił powieki jako pierwszy. Przekręcił się na plecy i uniósł lekko na łokciach, ale zaraz położył się z powrotem, kompletnie wyczerpany. 
— Chwila — jęknął cicho do Łapy.
— Może to was otrzeźwi. Jest dziesiąta czterdzieści — oznajmił Syriusz.
Czarny jęknął rozpaczliwie.
— Natalie nas zabije — wymamrotał Max, chociaż nadal nie otwierał oczu.
— Nie powiem, że się tego nie spodziewałam — oznajmiła kobieta, wchodząc do środka. — Przyjdźcie za dwie godziny.
— Nie wiem, czy dożyję — szepnął Bruce.
— Boże, zaraz się porzygam — jęknął Mięta. — Gdzie jest kibel? — wychrypiał i na kolanach ruszył do swojego dormitorium.
— Wiecie co? Ja lepiej wrócę do swojego pokoju wspólnego — wydusił Elgi.
Pozostali poszli za jego przykładem. Wstając, mocno się chwiali, ale wyszli na korytarz. Harry został sam spośród wszystkich, którzy zaliczyli imprezę. Był bledszy niż zwykle po popijawce. Patrzył w jeden punkt nieprzytomnym wzrokiem. Stwierdził w myślach, że zaraz zwymiotuje. Bez słowa zsunął się ze stołu i, zataczając się, przecisnął szybko przez tłum. Dorwał drzwi łazienki. Co było potem, można się domyślić.
— Ostro — zaśmiał się Jay, widząc jego stan.

Na próbie wyglądali bardzo źle. Tabletka na kaca niezbyt im pomogła, ponieważ nie działała na mugolski alkohol, a taki przeważał na imprezie. Gdy Świstak zaczął trzaskać w perkusję, Dragon niemal się popłakał z rozpaczy. Widząc stan wszystkich członków zespołu, Natalie odprawiła ich, przekładając spotkanie na jeszcze późniejszą godzinę.
Hermiona, Ginny i Syriusz przyszli sprawdzić stan Czarnego.
— Co wy piliście? — spytał rozbawiony Łapa, widząc Harry'ego z niewyraźną miną, leżącego na wznak na swoim łóżku.
— Chyba wszystko, co możliwe — wydusił słabo, a w następnej chwili pognał do łazienki, żeby po raz kolejny zwymiotować.
— Rzyga jak kot — powiedział lekko rozbawiony Alex. — Po żadnej imprezie nie widziałem go w takim stanie, więc musieli nieźle dać sobie w palnik.
Syriusz pokręcił głową i ruszył do łazienki, gdzie Harry wisiał nad toaletą ze zbolałą miną. Jako doświadczony w młodości imprezowicz dał mu kilka porad na szybsze pozbycie się kaca. Czarny wypróbował każdą z nich z nadzieją, że to mu pomoże. Na próbie pojawił się już w lepszym stanie, chociaż nie mógł powiedzieć, że czuje się doskonale.
Po próbie Harry wyciągnął Ginny z pokoju wspólnego. Oboje wiedzieli, że w ostatnim czasie ich relacje były dość napięte, kłócili się stanowczo za często i zaczęli się od siebie oddalać. Miał nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy, ale wiedział, że nic się samo nie naprawi. Stanęli przed Pokojem Życzeń, nie odzywając się od siebie. Harry przeszedł trzy razy wzdłuż ściany i po chwili byli w środku. Przytulny, niewielki pokoik był idealny na romantyczną kolację we dwoje. Przytłumione światło nadawało intymności, a puszysty dywan tłumił kroki. Usiedli przy stoliku, na którym stał już posiłek.
Czy Harry tego chciał, czy nie, rozmowa wydawała się trochę wymuszona. W ich głowach cały czas tłukły się słowa wypowiedziane w trakcie kłótni i nic nie mogli poradzić na to, że nie potrafią się wyluzować.
Kiedy poczuli się zmęczeni, pod ścianą pojawiło się łóżko. Położyli się, przytulając do siebie. Nie wypowiedzieli żadnych słów, udając, że śpią, chociaż każde z nich zatopione było we własnych myślach.

Obudzili się, gdy zaczęło wschodzić słońce. Postanowili wrócić do pokoju wspólnego, żeby nie dostrzeżono ich nieobecności. Korytarze były puste, więc z łatwością przedostali się pod portret Grubej Damy, zdając sobie sprawę z tego, że nadal nie potrafią utrzymać rozmowy. Trzymali się za ręce, ale nawet na siebie nie spoglądali, wbijając spojrzenia jedynie w podłogę lub ściany. Ginny wróciła do swojego dormitorium, jednak Harry postanowił się przewietrzyć, wcześniej zmieniając ciuchy i biorąc prysznic. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy usłyszał głos Łapy:
— Ranny ptaszek.
— Co ty tu robisz tak wcześnie? — zdziwił się.
— Mógłbym cię zapytać o to samo — odparł z uniesioną brwią. — Miałem nocny dyżur i jakieś kilka minut temu dostrzegłem pewne zjawisko.
— Taaa?
— Taaa. Jakiegoś chłopaka z gniazdem na głowie i rudzielca.
Harry wywrócił oczami.
— Jakiś ty spostrzegawczy.
Łapa spojrzał na niego już poważniej.
— Już wszystko u was okay?
Harry patrzył na niego przez chwilę, ale jego mina mówiła sama za siebie. Łapa westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się między nimi działo. Kiedyś zachowywali się względem siebie całkiem inaczej niż teraz. Jakiś czas temu często razem się wygłupiali, teraz ograniczali się do krótkiej rozmowy. Rzadko kiedy widywano ich razem, chociaż kiedyś niemal się nie rozstawali. Mimo wszystko miał nadzieję, że wrócą do tego, co było kiedyś, bo według niego pasowali do siebie idealnie i doskonale pamiętał, jak Harry był szczęśliwy z Ginny.

— Słyszeliście o Zaklęciu Cegły? — spytał Harry na spotkaniu GD.
Odpowiedziało mu kręcenie głowami. O dziwo, nawet Hermiona zaprzeczyła. Niektórzy spojrzeli na nią zszokowani.
— No co? Ja też mam prawo czegoś nie wiedzieć — oburzyła się.
Harry zaśmiał się cicho, widząc miny uczniów.
— Chodzi ci o zaklęcie Musbeno? — spytał Neville.
Czarny uśmiechnął się i kiwnął głową. Wzrok wszystkich spoczął na Neville'u.
— No co? Ja też mam prawo coś wiedzieć — powiedział, rumieniąc się lekko.
— Neville, powiedz, co wiesz o tym zaklęciu? — spytał Harry.
— Jest to zaklęcie pochodzące ze starożytnej magii. Osoba trafiona zaklęciem czuje taki ból, jakby została uderzona cegłą w głowę. Rozchodzi się wtedy nawet taki dźwięk. Najczęściej się przez to mdleje, ale jest to zależne od siły zaklęcia i mocy czarodzieja, który je rzucił.
— Doskonale. Umiesz je rzucić?
— Próbowałem, ale nie do końca mi wychodziło.
— Nie do końca?
— No... yyy... Dwa razy mi się udało, ale później mi nie wychodziło.
— Zaprezentujesz je pozostałym.
— J-ja? — wyjąkał.
Harry pokiwał głową z uśmiechem. Machnął różdżką, a obok niego pojawił się śmierciożerca. Manekin był sztuczny, jednak po kilku ruchach różdżką zaczął zachowywać się jak zwykły człowiek. Czarny podszedł do Neville'a i wszystko dokładnie mu powiedział oraz zaprezentował na śmierciożercy, który padł na ziemię jak nieżywy. Rozbudził go machnięciem różdżki. Longbottom skupił się na manekinie i wycelował w niego różdżką. Machnął nią i powiedział:
Musbeno!
Z jego różdżki wyleciał granatowy promień, który ugodził śmierciożercę w pierś. Runął na ziemię jak nieprzytomny. Harry uśmiechał się szeroko. Neville wydawał się być oszołomiony. Wszyscy zaczęli klaskać, a chłopak zaczerwienił się po uszy.
— Podzielcie się na pięć grup — powiedział Harry, gdy wszyscy ucichli.
Zrobiło się zamieszanie. Czarny machnięciem różdżki wyczarował jeszcze cztery manekiny przypominające ludzi. Nie zauważył, kiedy do pomieszczenia weszli Syriusz, Remus i McGonagall. Obserwował uważnie uczniów, wyłapując, jakie robią pomyłki. Po chwili zawołał jednego z Krukonów, który powtarzał notorycznie jeden błąd. Chłopak natychmiast zjawił się przy nim.
— Zobacz, jaki robisz błąd.
Czarny wyczarował kolejnego manekina i rzucił na niego zaklęcie.
— Nadgarstek — zauważył od razu chłopak, a Harry skinął głową.
— Nie musisz wycelować idealnie, żeby trafić, bo to zaklęcie przy kilkucentymetrowej niedokładności koryguje twój błąd. Im większy okrąg nadgarstkiem zrobisz, tym mocniejsze będzie zaklęcie. Spróbuj na tym.
Krukon zmarszczył brwi, celując w dodatkowego manekina i po chwili powalił go na kolana. Czarny stwierdził, żeby jeszcze poćwiczył, odsyłając go do swojej grupy. Harry z kolei wyłapał kolejnego ucznia, który wyprawiał jakieś dziwne rzeczy.
— Ma dobre metody nauczania — zauważył Syriusz, a dyrektorka pokiwała głową, potwierdzając. — Ale nie mam pojęcia, co to za zaklęcie.
— Nigdy o nim nie słyszałem — dodał Remus.
— Harry! — zawołał Black.
Chłopak spojrzał zdziwiony w ich stronę.
— Co?!
— Możesz przyjść na chwilę?!
— Sekunda!
Dokończył tłumaczenie uczniowi jego błędu i podszedł do nauczycieli.
— Co to za zaklęcie? — zapytał Łapa.
— Cegły.
— Niewiele mi to mówi. Lunio, znasz?
— Pierwsze słyszę.
— Może przez to, że to magia starożytna — stwierdził Harry.
— Uczyłeś się starożytnej? — Nawet McGonagall wydawała się lekko zdziwiona.
— Tak wyszło.
— O co chodzi w tym zaklęciu? — zapytał Łapa z zaciekawieniem.
— Obrywasz niewidzialną cegłą w głowę.
— Ciekawie. Naucz mnie.
— Serio?
— No dawaj.
— To ja się przyłączę — wyszczerzył się Remus.
Czarny zaśmiał się.
— Żeby uczeń uczył nauczycieli. To jest dopiero coś!
Łapa zdzielił go w łeb, a później przywołał do siebie wcześniej wyczarowanego przez Harry’ego śmierciożercę i zatrzymał go jakieś cztery metry od nich. Czarny wytłumaczył im, co mają robić. Remusowi udało się już po trzeciej próbie, ale z Syriuszem był większy problem.
— Zawsze wiedziałam, że byłeś nieukiem — stwierdził Harry, a Łapa wysłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Czarny wytłumaczył mu, jaki popełnia błąd. Po chwili Syriusz potrafił rzucić klątwę.
— No wreszcie. Idę uczniów uczyć.
Uskoczył  przed strumieniem wody, głośno się śmiejąc.
— Od niego naprawdę dużo i szybko można się czegoś nauczyć — stwierdził Łapa.
— Czasami się zastanawiam, po co on siedzi w Hogwarcie. Na moich lekcjach dosłownie wszystko umie i zna setki zaklęć więcej niż jest w programie obowiązkowym — oznajmił Remus.
— Pewnie ze względu na owutemy — powiedziała dyrektorka.
Harry wyłapał każdego, kto nie potrafił rzucić zaklęcia i indywidualnie udzielał im wskazówek. Nauczyciele ze zdumieniem zauważyli, że uczniowie, którzy zwykle potrzebowali długich godzin, aby opanować klątwę, teraz zrobili to po niedługim czasie.
— Powiedzcie, że to wina tego, że na naszych lekcjach czują presję, a tutaj mogą się wyluzować — powiedział rozpaczliwie Syriusz.
Remus zaśmiał się, a McGonagall uniosła lekko kąciki ust.
Gdy wszyscy opanowali klątwę, Czarny stał przez chwilę, nie wiedząc, jakie wybrać kolejne zaklęcie.
— Może Posągu, jeśli znasz? — zaproponował Lunatyk.
— O, to będzie dobre.
— Do choinki! Skąd ty znasz te zaklęcia?! Przecież tego nawet nie ma w programie! — rzucił Łapa.
Czarny uśmiechnął się słodko, ale nic nie powiedział. Zaklęciem Posągu zajmowali się do końca zajęć.

1 komentarz:

  1. Witam,
    haha to była impreza, coś się psuje między Harrym, a Ginny i może dobrze znajdzie, może kogoś w Ameryce,i te zabawy po pijaku, szkoda, że nie wpadli aby zrobić jakiś dowcip Flitchowi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń