czwartek, 1 października 2015

I. Rozdział 68 - W imię przyjaźni

Wraz z kolejnym dniem rozpoczęły się nowe wybryki Huncwotów. Chłopcy wiedzieli, że nie mogą przesadzić w swoich działaniach, żeby nie wyrzucono ich ze szkoły, dlatego ograniczyli się do żartów, które nie mogły im zaszkodzić.
W porze obiadu rozległy się głośne głosy kłótni dochodzące z sali wejściowej.
— Jonson! Ty idioto!
— Przymknij się, Potter!
Harry i Jay weszli do środka. Obaj wyglądali na rozwścieczonych, ciskając w siebie gromy z oczu.
— Mam ochotę tak ci przywalić, że sobie tego nie wyobrażasz! — warknął Harry. — Co ty sobie myślałeś?!
— Stało się i co?!
— To, że zaraz będziesz miał obity pysk!
Wzburzeni usiedli obok swoich przyjaciół i dziewczyn, a Jay przypadkiem trącił Czarnego.
— Co mnie popychasz?! — wydarł się Harry.
— Przypadkiem!
— Jasne, u ciebie wszystko jest przypadkowe!
— Raz się stało, a ty się zachowujesz, jakbym próbował cię zabić!
Czarny miał tak podniesione ciśnienie, że zacisnął mocniej dłoń na trzymanym nożu.
— Co ty robisz? — przeraził się Jay.
W następnej chwili wrzasnął, gdy Harry zamachnął się i wbił nóż w stół między palce Jaya. Wszyscy patrzyli na całe zdarzenie w zupełnym szoku, nie pomijając nauczycieli.
— Cholera! Tak spudłować! — nie dowierzał Czarny.
— Zwariowałeś?! — ryknął Jay, zrywając się do pionu. — Mogłeś mi uciąć palce!
— Zaraz odetnę ci coś innego!
Jay zaczął piszczeć jak zarzynana świnia, kiedy Harry wyciągnął go za ucho z Wielkiej Sali. Alex i Ron popędzili za nimi z przerażeniem na twarzach. Zostawili za sobą lekko uchylone wrota, więc niektórzy mogli dostrzec, co się dzieje za drzwiami.
— Jesteś parszywą świnią, Jonson!
— Wal się! Zasłużyłeś!
— O czym wy mówicie?! — przekrzyczał ich Ron.
— O tym, że ten dupek całuje wszystkie laski, jakie nawiną mu się na oko i dobierał się do Ginny! Nie pominął nawet Susan i Hermiony!
Dziewczyny zaczęły wymieniać między sobą speszone spojrzenia.
— Susan?! Jonson, zabiję cię! — wrzasnął Alex.
— Przecież to tylko jeden całus!
— Nic mnie to nie obchodzi, ty cholerny lowelasie!
— A wy to niby święci?! To może przyznasz się, Potter, że po kryjomu spotykasz się z Hermioną!
— Co?! Harry, jak mogłeś?!
— Samo tak wyszło! Ściemniasz do Jessiki to stwierdziłem, że ci to nie przeszkadza!
— Weasley! Tego się po tobie nie spodziewałem! A ty, Potter, zamiast zajmować się mną, zobacz, co wyprawiają Alex i Ginny, bo chyba jesteś kompletnie ślepy!
— Williams!
— Myślałem, że zerwiecie, skoro spotykacie się z innymi osobami!
— Jay, co ty robisz?!
Cisza. Po chwili krzyk i znowu cisza.
— Zabiłeś Harry’ego! Ty debilu!
— Sam mi się nawinął na nóż!
Jay wpadł na drzwi, cały uwalony od krwi. Kilka dziewczyn pisnęło z przerażenia, gdy dostrzegły leżące na ziemi nogi i kałużę krwi. Alex i Ron klęczeli tyłem do nich przy ciele. Ginny zerwała się do pionu i pobiegła do wyjścia.
— Ty świnio! — ryknęła na Jaya i uderzyła go w twarz, aż chłopak uderzył głową o drzwi.
Później podbiegła do ciała Harry’ego, padając na kolana i zaczęła nad nim szlochać. Nikt z Wielkiej Sali nie mógł dostrzec, że wszyscy trzęsą się ze śmiechu. Za drzwi szybko wyszły Hermiona, Susan i Jessica. Nagle ta ostatnia uderzyła Jaya z drugiej strony, krzycząc:
— Ja go kochałam, ty morderco!
— Ty też?! W takim razie dobrze, że go zachlastałem! Zaraz mu jeszcze rozłupię czaszkę!
Szybko podbiegł do Czarnego, jednak nikt nie wiedział, co się działo za drzwiami. Wszyscy byli tak zszokowani, że nawet nie ruszyli się z miejsc. Nagle rozległ się ryk śmiechu, a po chwili rozbawiony Jay wpadł do Wielkiej Sali, rozejrzał się i wybuchnął śmiechem, krzycząc:
— Ej! Oni serio się nabrali!
Kolejny ryk śmiechu. Po chwili wszyscy uczestnicy scenki weszli do środka. Susan i Ginny płakały ze śmiechu.
— Jesteście nienormalni — stwierdził ze śmiechem Max Leyc.
— O fuj, jestem cały od ketchupu — jęknął Jay, a później potarł się w policzek. — Mocniej się nie dało? — zapytał Jessiki, która zachichotała i cała mu całusa w obity policzek.
Niektórzy zaśmiali się, gdy dotarło do nich, że Huncwoci urządzili kolejne przedstawienie i znowu wkręcili niemal całą szkołę. Rozbawienie Huncwotów zostało przerwane przylotem trzech sów, które zrzuciły listy Ronowi, Jayowi i Alexowi.
— Wyjce — stęknął Jay.
— Otwierajcie równocześnie. Może zagłuszą się wzajemnie — stwierdził Harry.
— ALEXIE WILLIAMSIE!
— JAYU JONSONIE!
— RONALDZIE WEASLEY!
— JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?!
— NIE PO TO WYSYŁALIŚMY CIĘ DO NOWEJ SZKOŁY, ŻEBYŚ NAROBIŁ JESZCZE WIĘKSZYCH PROBLEMÓW!
— CZY TY ZAWSZE MUSISZ COŚ ZBROIĆ?!
— WYJEC W DRUGIEJ KLASIE CI NIE WYSTARCZYŁ?!
— JESTEM ABSOLUTNIE WKURZONA!
— OJCIEC JEST WŚCIEKŁY BARDZIEJ ODE MNIE!
— POWINNI WAS WYRZUCIĆ ZE SZKOŁY! MOŻE BYŚCIE SIĘ CZEGOŚ NAUCZYLI!
— NIE SĄDZIŁAM, ŻE ZROBISZ COŚ TAKIEGO Z HARRYM, JAYEM I ALEXEM!
— MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE PRZYJEŻDŻASZ DOPIERO NA WAKACJE!
— DOBRZE, ŻE ZAWIESILI WAS TYLKO NA TYDZIEŃ!
— NIE TAK CIĘ WYCHOWALIŚMY!
— JESZCZE RAZ TO SIĘ ZDARZY, A WRÓCISZ DO DOMU!
— TE TWOJE GŁUPIE POMYSŁY!
— ZACHOWUJ SIĘ JAKOŚ PRZEZ TEN TYDZIEŃ!
Koperty spaliły się, a Jay, Alex i Ron zaczęli wymieniać się spojrzeniami.
— Milusio — podsumował Alex, słysząc śmiechy uczniów.

Harry nie czuł się dobrze ze świadomością, że opuszcza lekcję muzyki. Ze zdumieniem stwierdził, że wolałby w tym czasie uczyć się razem z chłopakami z zespołu nowej piosenki.
— Może jakoś się wkręcimy — stwierdził Jay, widząc, że Czarny natrętnie patrzy na wrota Wielkiej Sali. Podbiegł do drzwi i otworzył je. — Pani psor, zlituje się pani nad biednymi uczniami?
Rozległ się śmiech Natalie.
— Jesteście zawieszeni, więc nie powinniście uczestniczyć w dodatkowych zajęciach.
Jay zastanowił się chwilę.
— Dyrka się nie dowie, a gdyby jednak to powie pani, że zagroziliśmy: albo uczestnictwo w lekcji, albo demolka następnego korytarza z nudów.
Rozległy się śmiechy uczniów.
— Dobra, chodźcie.
Alex, Jay i Czarny weszli do środka, wymieniając się uśmieszkami. Pierwsza dwójka już dawno zrezygnowałaby z zajęć, ale stwierdzili, że nie zostawią Harry’ego na pastwę losu  i fajnie czasami pośmiać się z tego, co niektórzy tworzą. Czarny dołączył do chłopaków z zespołu. Na poprzedniej lekcji Natalie podzieliła wszystkich na grupy i każda z nich miała nauczyć się jednej piosenki. Była to idealna okazja, żeby chłopcy opanowali kolejną piosenkę na koncert, nie wzbudzając podejrzeń. Starali się grać gorzej, niż potrafili w rzeczywistości, gdyż każdy z nich w większości opanował już grę na przydzielonych instrumentach dzięki dodatkowym zajęciom. Pod koniec lekcji kobieta chciała sprawdzić, jak wszyscy poradzili sobie z zadaniem. Na samym końcu podeszła do zespołu.
— A wy jak, chłopaki? Piosenka Linkin Park Runaway, tak? — mrugnęła do nich, udając niedoinformowaną.
Will potwierdził.
— Mostek jeszcze nie jest dopracowany — zastrzegł Cary.
— Okay, grajcie tak, jak na razie opanowaliście.
Wszyscy wlepili w nich spojrzenia, co trochę ich dekoncentrowało, ale wiedzieli, że muszą się przyzwyczaić, skoro mieli grać przed jeszcze większą publiką.

Graffiti decorations
Under a sky of dust
A constant wave of tension
On top of broken trust
The lessons that you taught me
I learn were never true
Now I find myself in question
(They point the finger at me again)
Guilty by association
(You point the finger at me again)

I wanna run away
Never say goodbye
I wanna know the truth
Instead of wondering why
I wanna know the answers
No more lies
I wanna shut the door
And open up my mind
[Linkin Park – Runaway]

Wszyscy patrzyli na nich z oszołomieniem, gdy zakończyli piosenkę, a po chwili zaczęli głośno klaskać. Natalie była cała w skowronkach.
— Genialnie! Dla każdego po piętnaście punktów dla domu. Cholera — dodała po chwili. — Och, przepraszam — rzuciła prędko, dostrzegając, że się zapędziła. — Jesteś zawieszony, więc nie dostaniesz — dodała do Czarnego, który wywrócił oczami.
— Za coś tak genialnego? — rzucił Alex. — Mało sprawiedliwie.
— Daj pani więcej punktów Maxowi za Harry’ego i będzie kwita — wyszczerzył się Jay.
Natalie zawahała się.
— Pani, zgódź się. Mamy dwieście punktów do odrobienia i Hermionę na głowie — mruknął Alex.
Rozległy się chichoty.
— No dobra, ale robię to tylko dlatego, że to było zbyt genialne, żeby nie było za to nagrody.
Jay uniósł kciuki w górę.

Syriusz wrócił do swoich kwater po kilku godzinach zajęć. Runął na kanapę kompletnie wykończony. Jego wzrok padł na szafkę stojącą przy łóżku. Zmarszczył brwi i poszedł do niej, dostrzegając coś, czego wcześniej na pewno tam nie było. Parsknął śmiechem, przypominając sobie sytuację sprzed kilku dni.
Razem z Harrym siedział w gabinecie, rozmawiając o różnych bzdurach. Chłopak wspomniał o jakimś incydencie na szkoleniu Czarnych Feniksów, więc mu o tym opowiadał.
— …I wtedy Jay wskoczył na stół w Wielkiej Sali na oczach Marka i zaczął się drzeć, że go głowa boli. No, nie do końca tak, bo przeklinał jak idiota. Później włączył wieżę, puścił piosenkę Linkin Park i zaczął wrzeszczeć...
— Jaką piosenkę? — przerwał mu Łapa.
— Zespołu Linkin Park. Nie słyszałeś?
— Nie kojarzę.
— Jak możesz! — oburzył się Czarny, a Łapa uniósł brwi. — My tu najwięksi fani tego zespołu, a ty nie wiesz, kto to jest?! — nie dowierzał. — Człowieku, ja to na lekcjach muzyki śpiewam i gram w kółko! Chyba pożyczę ci ich płyty — stwierdził na koniec.
Na stoliku leżały płyty tego zespołu. Chwycił karteczkę leżącą obok.

Żebyś następnym razem nie mówił, że nie znasz!

— Oj, Harry, Harry — westchnął rozbawiony.

Czarny niecierpliwie zerkał na zegarek, siedząc przy kolacji.
— Gdzie oni są? — mruknął do Rona, który siedział naprzeciwko.
— Nie mam pojęcia. Może pójdę sprawdzić?
Nagle wrota Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem i pogasła część świec. Harry i Ron wymienili szybkie spojrzenia. Do środka wkroczyła…
— ŚMIERĆ! — wydarł się jakiś pierwszak.
Śmierć miała czarną jak smoła szatę, wysokością dorównywała Hagridowi, a w ręku trzymała kosę. Nie szła, lecz sunęła po podłodze, kierując się w stronę stołu dla nauczycieli, a tym samym w stronę Czarnego i Rona. Stanęła przed brunetem, który patrzył na nią z otwartymi ustami i oczami pełnymi przerażenia.
— Harry James Potter — wysyczała Śmierć.
Czarny wzdrygnął się. Natalie i Syriusz wymienili spojrzenia, a po chwili uśmiechnęli się głupio.
— Herbatki? — zaproponował Harry Śmierci.
— A chętnie — odpowiedziała.
Czarny wcisnął kubek w kościste szpony, a Śmierć wypiła napój, głośno przy tym mlaskając.
— Może ciasteczka? — zapytał Ron.
— Dzięki, ale jadłam. Nie zagadujcie mnie, bo jestem w pracy. Potter, dasz się wreszcie zabić?
— Rany, weź się w końcu ode mnie odczep — warknął chłopak. — Masz miliardy innych ludzi, a uparłaś się na mnie.
— Mało mnie to obchodzi.
Śmierć podniosła kosę i zamachnęła się. Harry wrzasnął. Rozległy się piski, niektórzy zakryli oczy. Kosa zatrzymała się kilka centymetrów przed szyją Harry'ego. Wrzask Czarnego zamienił się w śmiech. Niemal od razu dołączyli do niego Ron i Śmierć.
— Pomóż nam to zdjąć — zarechotała Śmierć.
Harry pomógł ściągnąć szatę i ukazała im się postać Jaya trzymanego na ramionach przez Alexa. Jonson zlazł z przyjaciela. Huncwoci na nowo wybuchnęli śmiechem.
— Psiiiiiiiikus — powiedział Jay ze śmiechem.
— Znowu się nabraliśmy — mruknął jakiś chłopak.

Mijał piąty dzień zawieszenia Huncwotów. Syriusz miał właśnie lekcję z szóstymi klasami, gdy nagle dotarły do niego głosy.
— Alex! — krzyk Jaya.
Łapa zamknął oczy z rozpaczą na twarzy. Ginny uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
— Harry! Ściągaj mi to z głowy!
— Do twarzy ci w tym!
— Do twarzy?! Do twarzy to ci będzie z siniakiem pod okiem! Ściągaj!
— Sam nie umiesz?
Przekleństwo.
— Zacięło się!
Kolejne przekleństwo.
— Mam pomysł! — głos Rona.
Chwila trzaskania metalu.
— Alex! Ciebie też!
Ponownie trzaskanie metalu.
— Jeszcze miecze!
Po chwili słychać było szczęk metali i śmiechy.
— Jam jest don Jayuś! Walcz, ty tchórzliwy don Alexie!
— Tchórzliwy?! A tyś jest don Bałwan!
Śmiechy, szczęk metali. Syriusz uniósł brwi z głupią miną. Otworzył drzwi i parsknął głośnym śmiechem. Jay i Alex mieli na sobie zbroje i walczyli mieczami, a Harry i Ron siedzieli na parapecie i naśmiewali się do łez.
— Przyszedł książę Black! — powiedział Jay. — Złóżmy mu pokłon.
Huncwoci ryknęli śmiechem i wzięli się za ściąganie zbroi z chłopców.
— Zawsze wątpiłem w waszą normalność, ale w trakcie tego zawieszenia przechodzicie ludzkie pojęcie — stwierdził Łapa i już miał wracać do klas, gdy…
— Potter! — wrzask Filcha.
— Co? — warknął Czarny.
— Trochę szacunku!
Harry uniósł brew w geście zirytowania.
— Czego? — warknął jeszcze bardziej nieprzyjemnym głosem.
Z klasy dobiegły ich śmiechy. Zza drzwi wyjrzały głowy uczniów. Stwierdzili zapewne, że chętnie obejrzą sobie kolejne przedstawienie. Woźny zbliżał się do chłopaka z gniewem na twarzy i wyglądał, jakby miał zamiar coś mu zrobić, więc Czarny przygotował się do reakcji. Nie musiał nawet kiwnąć palcem, bo Ron, Jay i Alex, jak na jeden mąż, stanęli przed nim, zagradzając woźnemu drogę. Stanęli w jego obronie w imię przyjaźni. Filch zatrzymał się rozwścieczony.
— Co zrobiłeś Pani Norris?! — ryknął.
— A co miałem zrobić? — burknął.
— Sam dobrze wiesz!
— Niby czemu on miał jej cokolwiek zrobić? — zapytał Ron. — W szkole są setki innych osób.
— Tylko wy jesteście do tego zdolni — warknął.
Jay wsparł rękami boki.
— Więc czemu wina ma spaść tylko na niego, skoro mówimy w liczbie mnogiej?
Filch wyglądał tak, jakby zaraz miał ich rozszarpać.
— Są dowody ich winy? — wtrącił Syriusz. — Jeśli nie, nie można ich oskarżyć.
Woźny odszedł bez słowa, powarkując pod nosem. Gdy już zniknął za rogiem, Harry zmarszczył brwi w zastanowieniu.
— Chyba przypadkiem zamknąłem ją w Izbie Pamięci. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
Ron, Jay i Alex wybuchnęli śmiechem. Łapa pokręcił głową z rozbawieniem. Jay wyciągnął miecz z ręki zbroi i ułożył ją pod odpowiednim kątem.
— Idziemy? — spytał wesoło.
— Jasne — odpowiedział pozostała trójka.
— Gdzie?
— Przed siebie — rzekł Alex.
— Na bliskie spotkanie ze ścianą — dodał poważnie Czarny.
Huncwoci zaśmiali się i pociągnęli go przez korytarz. Syriusz uśmiechnął się lekko. Zanim zamknął drzwi klasy, usłyszał jeszcze głosy Huncwotów:
— W przyszłość!

1 komentarz:

  1. Witam,
    tekst boski, kawały ekstra, oni to mają pomysły i szlaban...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń