wtorek, 22 września 2015

I. Rozdział 66 - Różowa w cętki

Harry powoli otworzył oczy, jednak od razu zacisnął je z powrotem, gdy tylko poraziło go światło. Głowa pulsowała tępym bólem, a najmniejszy hałas rozsadzał mu czaszkę. Poczuł, że leży na czymś, co unosi się i opada, a na jego brzuchu znajdowało się coś ciężkiego. Po chwili przypomniał sobie, co działo się poprzedniego dnia. No tak, impreza była huczna i pełna alkoholu, więc nic dziwnego, że czuł się tak, jakby miał umrzeć. Z trudem jeszcze raz uchylił powieki. Okazało się, że leżał na klatce piersiowej Syriusza, a na brzuchu spała mu Shane. Najwyraźniej uznali, że brzuchy innych osób mogą być niezłymi poduszkami. Na nogach dziewczyny leżała głowa Mike’a, a z kolei na jego nogach leżały dolne kończyny Freda. Warto dodać, że cała piątka spała na jednej kanapie. Na drugiej spostrzegł Rona przytulonego do Hermiony oraz Lunę, Jaya i Jessicę. Między nimi znajdowały się nogi Jaime’a, który położył się na plecach Ambi. Na jednym z foteli leżeli przytuleni do siebie Remus z Tonks, a na drugim George, na którego kolanach leżała Ginny. O fotel spała oparta Susan. Na stole zakwaterowali się Seamus, Lavender i Amy, a pod nim Janet i Alex. Neville i Parvati spali na parkiecie. Czarny zerknął w górę. Na oparciu jego kanapy spał Dean. Brakowało Matta, jednak chrapanie dochodzące do niego zza sofy uświadomiło go, że chłopak wylądował właśnie tam.
Z trudem ściągnął z siebie głowę Shane i ześlizgnął się na zieimię. Dawno nie męczył go aż taki kac. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Nie będąc w stanie się przemieszczać, zaczął budzić pierwszą osobę z brzegu, dlatego padło na Syriusza, który pobudkę przyjął z jękiem. Wspólnymi siłami zdołali dobudzić pozostałych imprezowiczów.
Mugole ruszyli do wyjścia, wcześniej ze wszystkimi się żegnając. Harry odprowadził ich do drzwi, za którymi pomieszał im trochę we wspomnieniach, aby myśleli, że wszyscy zaimprezowali w wynajętym pokoju hotelowym.

Nadejście nowego roku rozpoczęło się niezbyt przyjemnym zdarzeniem w związku Harry’ego i Ginny. Kłócili się na cały dom, więc osoby znajdujące się aktualnie w Kwaterze Głównej niezbyt wiedziały, co mają zrobić. Nikt nie miał pojęcia, co było przyczyną, ale wszystko rozwijało się w coraz gorszym kierunku.
— Może potrzebują mediatora? — zaproponował Syriusz, gdy jakiś przedmiot uderzył o ścianę.
— Nie radzę — odpowiedziała Hermiona.
Rozległ się kroki na schodach i po chwili kłótnia przeniosła się na korytarz.
— Jasne, wszystko zwal na mnie, bo to moja wina, że jest pieprzona wojna!
— Mógłbyś chociaż czasami się tym zainteresować! Ale po co?! Przecież nasz związek nie jest ważny! — wrzasnęła Ginny.
— Widzę, że bardzo lubisz sobie to wmawiać!
— Dajesz mi to do zrozumienia!
Oliwy do ognia dolała matka Syriusza, która zaczęła wrzeszczeć, pokonując zaklęcie, które zakleiło jej usta. Zagłuszyła ona kolejne słowa pary, która chyba nie miała zamiaru tak szybko skończyć kłótni.
— Zamknij się, głupia szmato! — ryknął wreszcie Harry w stronę portretu. Matka Syriusza zamilkła. — Lepiej to sobie przemyśl, bo nie wiem, jakim sposobem dalej chcesz ze mną być, skoro to dla ciebie taki problem!
— I vice versa! Może byś spróbował mnie zrozumieć, ale najwyraźniej nie chcesz!
Padły jeszcze jakieś słowa, a później rozległ się głośny trzask drzwiami wyjściowymi. Hermiona i Ron wymienili spojrzenia. Pierwszy raz słyszeli taką awanturę pomiędzy Harrym a Ginny.

Harry wrócił dopiero kolejnego dnia po śniadaniu, chociaż unikał konfrontacji z jakimkolwiek domownikiem. Zaszył się u siebie w pokoju i zajął się czytaniem raportu z misji jednego z członków Zakonu Feniksa. Przerwał dopiero wtedy, gdy pani Weasley zawołała go na obiad. Zszedł do jadalni, gdzie siedziała już większość domowników oraz kilku gości. Z Ginny w ogóle się do siebie nie odezwali, co było oznaką, że jeszcze nie zakopali topora wojennego.
— Wczoraj wieczorem szukał cię Kingsley, ale stwierdził, że to nic nagłego, więc przyjdzie dzisiaj jeszcze raz — powiedział do Czarnego Remus, więc chłopak skinął głową, wbijając widelec w kawałek mięsa.
Nagle Harry wyciągnął z kieszeni jakieś pudełko, które podał Łapie.
— Bomba? — zapytał.
— Mnie nie pytaj. To od Amy — odpowiedział ze znaczącym uśmieszkiem.
Mężczyzna z zaciekawieniem otworzył opakowanie, pytając:
— Widziałeś się z nią?
— Przekimałem się u niej.
Właściwie spędził w zamku Bezimiennych dobrą dobę, w trakcie której w ramach pocieszenia po kłótni młodsza część Aniołów opróżniła z nim niewielką część zapasów alkoholu. Harry nie miał pojęcia, co Amy dała Łapie, który głupio się uśmiechnął, gdy zobaczył, co jest w środku i schował to do kieszeni. Czarny spojrzał znacząco w sufit.
— Weźcie się w końcu zejdźcie i przestańcie bawić się w podchody, bo męczy mnie rola pośrednika.
Remus zaśmiał się szczerze, a Syriusz wysłał Harry’emu groźne spojrzenie, którym chrześniak w ogóle się nie przejął.
Z Ginny spotkał się dopiero po kolacji. Gdy wrócił do pokoju po rozmowie z Kingsleyem, dziewczyna siedziała na jego łóżku. Podniosła się i podeszła do niego, a później lekko niepewnie przytuliła się do jego torsu. Czarny westchnął, oplatając ją ramionami.
— Przepraszam — szepnęła.
Konflikt został zażegnany.

Pierwszą zaskakującą wiadomością po powrocie do Hogwartu było ogłoszenie McGonagall przy kolacji. Na samym wstępie Czarnemu w oczy rzuciła się nowa osoba przy stole nauczycielskim. Blondynka rozmawiała ze Sprout, więc nie widział jej twarzy, jednak wydawała się strasznie znajoma. Dopiero gdy kobieta odwróciła głowę w stronę sali, rozpoznał w niej Natalie, która uśmiechnęła się do niego z błyskiem w oku.
Co ty tutaj robisz? — zapytał zdumiony.
— Zaraz zobaczysz.
— Zaczynam się bać.
Wszyscy uczniowie usiedli na swoich miejscach i dopiero wtedy dyrektora wstała, by ogłosić:
— Drodzy uczniowie, od tego semestru w szkole pojawi się nowy, nieobowiązkowy przedmiot, jakim jest muzyka. — Na sali zapanowało poruszenie. — Prowadzeniem zajęć zajmie się profesor Natalie Liroff. Powitajmy ją.
Uczniowie zasypali ją brawami. Czarny zrobił dziwną minę, gdy Natalie spojrzała na niego z uśmieszkiem, mówiąc telepatycznie:
— Jeśli nie pojawisz się na zajęciach, utnę ci jaja.
— Dobrze, pani profesor — odparł potulnie, a ona mrugnęła do niego.
— Pierwsza lekcja odbędzie się jutro o osiemnastej w Wielkiej Sali. Razem z profesor Liroff zapraszamy do udziału w zajęciach.
Rozległ się harmider, gdy wszyscy zaczęli rozmawiać o nowym przedmiocie i nauczycielce.
— Znasz ją? — zapytał Alex, widząc wymianę spojrzeń Czarnego z Natalie.
— Tsa. To przyjaciółka Amy.
Po kolacji wymknął się do Natalie, żeby z nią porozmawiać. Gdy wracał, było już po godzinie policyjnej. Niemal zawył, gdy natknął się na Panią Norris, lecz szybko w jego głowie pojawił się szatański plan. Wycelował różdżką w kocicę, zamieniając jej sierść na różową w czarne cętki i pobiegł przez korytarz, słysząc kroki i pomruki Filcha. Prędko zapukał do drzwi gabinetu Syriusza. Otworzyły się w momencie, gdy dostrzegł cień woźnego.
— Znowu łazisz po nocy? — zapytał Łapa.
— Ciiii! Wpuść mnie.
Syriusz otworzył szerzej drzwi, więc Harry prędko wszedł do środka, zamykając je.
— Coś ty zrobił? — zapytał mężczyzna, widząc uśmieszek chłopaka.
— Aaaa! Pani Norris! — zawył Filch, a Czarny wybuchnął śmiechem.
— Co ty jej zrobiłeś? — zaciekawił się Łapa.
— Upiększyłem — wyszczerzył się.
Filch biegał po korytarzu, szukając sprawcy, więc Harry postanowił przeczekać u chrzestnego. Nie zdziwił się, gdy temat zszedł na nowe zajęcia.
— Będziesz chodził? — zagadnął Łapa.
— Natalie już zapowiedziała, że utnie mi jaja, jeśli się nie pojawię.
Syriusz zaśmiał się.
— Znasz ją?
Harry wysłał mu uśmieszek.
— Przyzwyczajaj się do jej towarzystwa. To przyjaciółka Amy.
— O proszę. Będziesz musiał śpiewać. Zobaczysz.
Czarny roześmiał się.
— Śpiewać to ja mogę najwyżej po pijaku — podsumował.

Harry zdołał namówić Jaya i Alexa, żeby razem z nim poszli na lekcję muzyki. Ron stanowczo się nie zgodził, podobnie jak Hermiona, która wolała przeznaczyć czas na naukę. Ginny stwierdziła, że nie będzie się wygłupiać, bo nie widzi siebie z gitarą w ręce.
Z Wielkiej Sali zniknęły stoły, a w zamian pojawiły się pojedyncze krzesła rozstawione w kilkumetrowych odstępach od siebie. Harry, Jay i Alex zajęli miejsca niedaleko siebie. Czarny rozejrzał się po przybyłych osobach. Zjawili się uczniowie z różnych domów i roczników. Jedni byli podekscytowani, inni wyglądali tak, jakby woleliby być gdzieś indziej. Najwidoczniej nie wszyscy byli tacy stanowczy jak Ron. Natalie przywitała się z nimi i powiedziała kilka słów o organizacji zajęć.
— Teraz musimy się dowiedzieć, kto będzie grał na jakim instrumencie. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie olbrzymie miejsce, w którym gracie koncert. Niech ten widok was wypełni. Nieważne, czy wyobrazicie sobie koncert operowy, na stadionie, jazzowy czy fortepianowy. Najważniejsze jest to, co się wam ukaże. Niektórzy z was mogą dostać więcej niż jeden instrument. Od czego to zależy? Od tego, co wyczuje magia, na jakim instrumencie najszybciej nauczycie się grać, co najbardziej może wam się spodobać i jaki macie talent. Gotowi? Proszę.
Niektórzy uczniowie wymienili między sobą spojrzenia, zanim dostosowali się do polecenia nauczycielki. Czarny wiedział, że Natalie nie wymyśla, ponieważ znał jej obsesję na punkcie muzyki. W trakcie szkolenia Bezimiennych wszyscy często natykali się na nich, gdy wspólnie wyli tekst lecącej piosenki. Kobieta interesowała się samym procesem tworzenia i non stop zmieniała instrument, na którym chciała nauczyć się grać. Czarny zamknął oczy, wyobrażając sobie to, o czym mówiła Natalie. Wyobrażenie samo zaczęło się kształtować, uzupełniając z każdą chwilą kolejne szczegóły. Najpierw zauważył scenę, na której stał. Nie był w stanie zarejestrować, na czym grał lub z kim, jednak wiedział, że nie jest tutaj sam. Później oświetlił go rząd reflektorów, następnie pojawiły się telebimy i olbrzymia widownia, której końca nie był w stanie zobaczyć. Z daleka spostrzegł mnóstwo światełek, które świadczyły o tym, że trybuny są wypełnione po brzegi. Spojrzał nad tłum i dostrzegł gwiazdy. Koncert odbywał się na stadionie, na którym znajdowało się kilkanaście tysięcy osób. Później usłyszał ogłuszającą muzykę i…
Szybko otworzył oczy, gdy rozległo się ciche syczenie. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę z tego, że na jego kolanach pojawiła się gitara elektryczna oraz mikrofon. Natalie niemal podskakiwała z radości. Harry rozejrzał się po innych osobach. Jeden z chłopaków z oszołomieniem patrzył na spory asortyment stojący tuż przed nim. Harry rozpoznał gitarę elektryczną, mikrofon i fortepian. Obok niego jeden ze Ślizgonów siedział przy perkusji, inny trzymał gitarę basową, kolejny siedział przy sprzęcie dla DJ. Ostatnią osobą był chłopak z gitarą elektryczną. Gdy Natalie zaklaskała z radości, uczniowie pootwierali oczy, żeby sprawdzić, co się stało.
— Łapa wywróżył ci mikrofon? — roześmiał się Jay, a Harry spojrzał na niego z dziwną miną.
— Dokładnie o to mi chodziło — powiedziała Natalie z uśmiechem. — Próbujcie dalej.
Chwilę później pojawiła się dziewczyna ze skrzypcami, inna z pianinem, jakiś Krukon trzymał w dłoni mikrofon. Na kolejne efekty czekali kilka dobrych minut. Wreszcie Natalie zlitowała się nad uczniami i pomogła im uzyskać instrumenty. Jay skończył z bębnami, a Alex z trąbką, co chyba niezbyt przypadło im do gustu.
— Jeśli naprawdę macie powołanie, powinniście bez większych trudności nauczyć  się grać na tych instrumentach — powiedziała Natalie. — Inni będą potrzebowali trochę więcej czasu, a niektórzy niestety nawet kilku lat. Poczujecie to w sobie, gdy zaczniecie grać. Próbujcie.
Alex tak zatrąbił, że wszyscy aż podskoczyli. Jay i Harry zaczęli się śmiać jak nienormalni.
— Chyba tego nie poczułem — oznajmił Alex z rozbawieniem, co spotkało się ze śmiechami reszty uczniów.
Jay zaczął uderzać w bębny z głupią miną. Rozległy się różne dziwne dźwięki, kiedy każdy próbował zrozumieć, o co chodzi. Harry ułożył gitarę tak, jak wydawało mu się, że będzie dobrze, na razie odkładając mikrofon na bok. Z lekką niepewnością zerknął na struny, nie mając pojęcia, jak się za to zabrać. Później zaczął brzdękać, chociaż nic nie trzymało się kupy. Po chwili coś wydostało się z jego gitary, aż Jay i Alex spojrzeli na niego ze zdumieniem. Z zaskoczeniem Czarny poczuł to coś. Ślizgon, przed którym pojawiła się perkusja, wybił  rytm jakiejś znanej melodii i patrzył ze zdziwieniem na talerze wokół siebie. Chwilę później chłopak ze sprzętem dla DJa stworzył taki mix, że aż opadła mu szczęka. Natalie krążyła między uczniami z taką miną, jakby wygrała w totka. 
Czarny zagrał kolejne dźwięki.
— Ej, to jest zaje*iste — stwierdził cicho.
Jay i Alex wymienili spojrzenia, bo Harry wyglądał tak, jakby naprawdę podobało mu się granie na gitarze.
— Widzę, że kilku osobom się spodobało — powiedziała Natalie z zadowoleniem po jakimś czasie, w trakcie gdy Czarny już miał w miarę rozpracowaną gitarę. — Zostały nam jeszcze wokale. Mogłabym prosić tutaj każdą osobę, która dostała mikrofon?
Uczniowie widocznie się ociągali, gdyż śpiewanie przed innymi osobami było dla większości dość krępujące.
Najpierw daj wszystkim po flaszce — powiedział Czarny do Natalie.
Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko.
— No chodź, widzę, że masz mikrofon. — Jay i Alex zachichotali, gdy spojrzał morderczo na kobietę. — Ty też — dodała szybko do kolejnej osoby, a później zaczęła przywoływać następne osoby, aż wreszcie byli przy niej wszyscy wokaliści. — Ze śpiewaniem jest podobnie jak z instrumentami tylko w tej kwestii musicie odnaleźć styl. Niektórzy nadają się do opery, inni do rapu, a jeszcze inni do metalu. Wiem, że większość ludzi krępuje się, gdy ma śpiewać przed obcymi, ale musicie to pokonać. Niektórzy z was mogą mieć naprawdę niezły wokal, więc jeśli nie pokonacie wstydu, nie dowiecie się, na ile was stać. Dostaliście mikrofony, a to już coś znaczy i wątpię, żeby ktoś z was w tej sytuacji miał się zbłaźnić. Magia wyczuwa, gdy ktoś ma talent i raczej się nie myli. Zapewne niektórzy z was będą musieli trochę popracować nad swoim głosem, ale tak samo jest z nauką gry na instrumencie. I tak samo jak przy instrumentach, wyczujecie to coś. Nie rzucę was na głęboką wodę i na razie mikrofony zostawimy w spokoju. Najpierw rozpoznajmy wasze style. Każdy z was pewnie sobie coś kiedyś podśpiewywał, może już wiecie, co chcielibyście śpiewać. Nikogo do niczego nie będziemy zmuszać. Jeśli taki styl wam nie odpowiada, możemy odpuścić, okay?
— Jak chce pani sprawdzić te style? — zapytała niepewnie jakaś dziewczyna.
— Będziecie musieli pokazać mi próbkę waszego głosu — uśmiechnęła się.
— Czyli mamy śpiewać?
— Bez tego się nie obejdzie. Poćwiczcie trochę sami na tych piosenkach, które znacie. W między czasie będę do was podchodzić.
Rozeszli się na swoje miejsca. Mało kto był zadowolony z takiego obrotu sytuacji.
— Gdybym wiedział, to bym się napił czy coś — mruknął Harry do Jaya i Alexa, którzy się wyszczerzyli.
Natalie podeszła do niego już po chwili.
— I jak, chłopaki? — zwróciła się do Jaya i Alexa. — Co powinien pośpiewać? — wyszczerzyła się do Czarnego.
— Nie żeby coś, ale jak ostatnio po pijaku zaśpiewał piosenkę Linkin Park to aż rozdziawiliśmy paszcze — odpowiedział Alex z rozbawieniem, a Harry parsknął śmiechem.
Natalie roześmiała się.
— Tyle razy razem wyliśmy rockowe piosenki, że nie muszę cię przesłuchiwać — stwierdziła. — No niestety, ale opery nie pośpiewasz tylko trochę podrzesz mordę, ale to ci chyba pasuje.
— No raczej, chociaż i tak to mi się nie uśmiecha.
— Jeszcze zmienisz zdanie — odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem i poszła dalej.
Gdy lekcja zakończyła się, Natalie zatrzymała Harry’ego oraz piątkę innych uczniów w Wielkiej Sali. Czarny doszedł do wniosku, że to wszyscy ci, którzy jako pierwsi dostali swoje instrumenty.
— Obserwowałam was, gdy ćwiczyliście i zauważyłam, a raczej to mi się nie wydawało, że poczuliście to coś — powiedziała, robiąc znaczące cudzysłowie palcami. Widząc ich spojrzenia, uśmiechnęła się szeroko. — Jako pierwsi otrzymaliście instrumenty, a to również dużo znaczy. Powiem krótko: macie talent, chociaż jeszcze o tym nie wiecie. Chciałabym was sprawdzić. Po dzisiejszym doświadczeniu być może podejdziecie do tego inaczej, niż przed zajęciami, więc mam do was pytanie. Chcielibyście założyć zespół? Patrząc na wasze instrumenty, wasza magia chyba wyczuła, że możecie podołać temu wyzwaniu — dodała szybko, widząc ich zdumione spojrzenia. — Macie predyspozycje do rockowych kawałków.
— Pani tak serio? — zapytał jeden z chłopaków.
— Całkowicie — uśmiechnęła się. — Chciałabym, żebyśmy spotykali się także poza zajęciami, żebyście mogli razem poćwiczyć. Podsumowaniem waszej pracy miałby być koncert, gdybyście poczuli, że coś może z tego być. Do niczego was nie zmuszę, ale moglibyście spróbować. Jeśli będziecie chcieli, przerwiemy to. Co wy na to?
— Spróbować chyba nie zaszkodzi — mruknął jeden z chłopaków.
— Dokładnie — rzuciła szybko Natalie, jakby szukała punktu zaczepienia, żeby ich przekonać. — Razem z dyrektorką chciałybyśmy, żeby koncert odbył się w okolicy marca.
— Przecież to tylko dwa miesiące. Nie zdążymy nauczyć się grać na tym wszystkim — zauważył chłopak, który dostał najwięcej sprzętu.
— Ćwiczylibyśmy pod pętlą czasu. Ponadto nauczycie się grać szybciej, niż myślicie, uwierzcie mi. Więc jak? Zgadzacie się?
Zaczęli wymienić między sobą spojrzenia, ale wreszcie się zgodzili, choć nie wyglądali na przekonanych.
— Moglibyście zostawić to dla siebie? Zrobicie wielkie wejście — wyszczerzyła się kobieta.
Na to również przystali. Umówili się na pierwszą lekcję za dwa dni. Za drzwiami na Harry’ego czekali już Jay i Alex wraz z Ginny.
— Czego ja się dowiaduję — rzekła dziewczyna z uśmiechem. — Mój chłopak gra na gitarze jak rockandrolowiec.
Czarny zaśmiał się. Ruszyli przed siebie, stwierdzając, że odwiedzą znajomych nauczycieli. Przeszkodzili Syriuszowi w pracy, ale mężczyzna nie wyglądał na niezadowolonego, a wręcz uszczęśliwionego.
— Byliście na nowej lekcji? — zagadnął, więc chłopcy potwierdzili. — I co? Mikrofon? — zwrócił się do chrześniaka.
— Gitara…
Syriusz wyglądał na rozczarowanego.
—  …i mikrofon — dokończył Harry.
Łapa klasnął i wyszczerzył się.
— Mówiłem!
Czarny wywrócił oczami, chociaż na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Alex i Jay z niezadowoleniem pochwalili się swoimi instrumentami.

Już dwa dni później Harry siedział w gabinecie Natalie wraz z resztą chłopaków, trzymając w dłoni gitarę. Natalie mówiła im, jak to wszystko miałoby wyglądać, a Harry coraz częściej zadawał sobie pytanie, co tutaj robi. Rozejrzał się po twarzach pozostałych chłopaków. Na samym wstępie Natalie przedstawiła ich sobie, więc wiedział już, z kim będzie miał do czynienia.
Po jego prawej stronie siedział Will Cube – Krukon o krótko ściętych włosach w kolorze dębu, rok młodszy od Harry’ego, który w zespole miał pełnić rolę DJa. Zaraz obok niego usadowił się siódmoklasista z domu Roweny, Cary Hampton. Chłopak miał obok siebie gitarę elektryczną i fortepian, lecz Czarny wiedział, że Cary dostał również mikrofon i według Natalie był genialnym raperem. Przy perkusji siedział jedyny Ślizgon w tym towarzystwie – Kevin Keller. Harry kojarzył go, ponieważ mieli razem zajęcia, jednak nigdy nie wchodzili sobie w drogę. Dłuższe włosy chłopaka spięte były w kucyk i wyglądał na rozrywkową osobę. Basista zespołu – Bruce Kahn, osiemnastolatek z Hufflepuffu z włosami w kolorze ciemnego blondu – rozsiadł się na parapecie okna i najwidoczniej było mu tam bardzo wygodnie. Ostatnią osobą był Max Leyc, który był o rok młodszym Gryfonem od Czarnego. Na jego kolanach leżała gitara elektryczna.
— Pomyślałam o tym, żeby skupić się na jednym stylu — powiedziała wreszcie Natalie. — Ciężko tworzyć jakąkolwiek muzykę, gdy dopiero uczycie się grać, a najlepszym sposobem na naukę gry na instrumentach jest granie piosenek innego zespołu. Tak jak mówiłam wcześniej, najbardziej widzę was w rockowym klimacie i chyba najlepiej się w tym czujecie. — Chłopcy zgodnie potwierdzili. — Świetnie. Przynajmniej nie będziemy się spierać, jeśli chodzi o wasz styl. Wczoraj dużo o tym myślałam i mam dla was propozycję zespołu. Jak widzicie, mamy dwójkę wokalistów. Słyszałam typowo rockowy głos Harry’ego i genialny rap Cary’ego.
— Więc połączenie rocka i rapu — zauważył Bruce.
— Dokładnie. Może już wiecie, o jaki zespół mi chodzi.
— Linkin Park? — powiedział Max.
— Bingo — wyszczerzyła się. — Znacie?
— Maniaczę na ich punkcie — przyznał Kevin.
— Ja też — dodali zgodnie Harry i Cary.
Cała trójka wymieniła ze sobą spojrzenia, a później wszyscy się roześmiali. Natalie wyglądała na uszczęśliwioną jak nigdy wcześniej. Bruce i Will potwierdzili, że również znają i lubią wymieniony zespół, więc decyzja została podjęta. Wybrali najlepsze piosenki i postanowili się na nich skupić w trakcie nauki. Trzy godziny później, gdy Natalie oznajmiła, że koniec na dziś, wszyscy byli zdumieni tym, jak szybko uczą się gry na instrumentach i jak bardzo im się to podoba. Czarny był kompletnie zaskoczony, bo śpiewanie sprawiało mu niezłą frajdę i nie czuł się skrępowany. Momentami nawet zastanawiał się, czy nie czuje się lepiej śpiewając, niż grając na gitarze.

Kilka dni później Harry musiał odstawić myśli o koncercie na bok, ponieważ zbliżał się mecz quidditcha z Puchonami. Uczniowie zaczęli odczuwać podekscytowanie, a drużyny stresowały się z każdym dniem coraz bardziej. Czarny nie był wyjątkiem, chociaż starał się tego nie pokazywać, żeby podnieść drużynę na duchu. Zanim się obejrzeli, już siedzieli w szatni, słysząc kroki uczniów. Mieli wrażenie, że minęło kilka sekund i już byli na stadionie wypełnionym po brzegi. Ich uszy zostały zaatakowane wiwatami uczniów. Chwilę później Harry ściskał dłoń kapitana Puchonów i już unosił się w powietrzu. Gra rozpoczęła się.
— Kafla przejmuje Robins! Podaje do Weasley! Weasley do Robins! Thomas! Robins! I... GOOOOOOL! DZIESIĘĆ DO ZERA DLA LWÓW W PIERWSZEJ MINUCIE MECZU!
Lew Luny zaryczał głośno, niemal zagłuszając ryki radości.
— Tłuczek o mały włos nie trafia ścigającego Gryfonów! Kafla mają Puchoni, jednak już przejmują go Gryfoni! Nie! Znowu Puchoni! Zbliżają się do pętli! I... Co za wspaniała obrona!
Seamus stwierdził, że Gryfoni miażdżą Puchonów, gdy było już 200:60.
— Co za niesamowita gra drużyny Gryfonów! KOLEJNY GOL WEASLEY! Brawa za wspaniałą akcję!
Czarny rozglądał się za zniczem, usatysfakcjonowany grą swojej drużyny. Krążył nad boiskiem, dopóki nie dostrzegł błysku kilka metrów nad ziemią. Skierował swoją miotłę w dół w tym samym czasie, co szukający Hufflepuffu.
— SZUKAJĄCY RÓWNOCZEŚNIE DOSTRZEGLI ZNICZA! — zaryczał Seamus.
Wszyscy skierowali na nich spojrzenia. Znicz skręcił w prawo, co sprzyjało Czarnemu. Znajomy szum powiedział mu jednak, że tłuczek jest blisko. W następnej chwili gwałtownie zahamował, gdy tłuczek świsnął tuż przed jego nosem. Szukający Hufflepuffu niemal się z nim zderzył, a tłuczek uderzył go w ramię. Obaj stracili z oczu znicza, więc wrócili na swoje poprzednie pozycje. Rozległy się jęki zawodu obu domów.
— DEMELZA OBRYWA TŁUCZKIEM W GŁOWĘ I SPADA Z MIOTŁY!
Czarny spojrzał w stronę dziewczyny, która leżała na ziemi i prędko poleciał w jej stronę, dając znać Hooch, że chce wziąć czas dla drużyny. Wszyscy wylądowali na murawie. Pomfrey natychmiast przybiegła do dziewczyny i po chwili oznajmiła, że Demelza ma wstrząśnienie mózgu i nie może wrócić do gry.
— Co teraz? — zapytał Jimmy.
— Gramy bez jednego ścigającego — zadecydował Czarny i taki werdykt przekazał Hooch.
— Kontuzja wyklucza Demelzę Robbins z gry — powiedział Seamus, gdy wszyscy poszybowali w górę. — Gryfoni postanowili grać dalej bez jednego ścigającego, co może znacznie osłabić ich grę. Jak najszybsze zakończenie meczu jest teraz głównym priorytetem Lwów, którzy jeszcze przed chwilą niemal zmietli Puchonów z boiska.
Czarny wiedział, że musi jak najszybciej odszukać znicza, jeśli mają wygrać mecz, dlatego zaufał drużynie i skupił się wyłącznie na tym. Słyszał, jak Puchoni zmniejszają ich przewagę, a mecz robił się coraz bardziej nerwowy.
— Tak jak wszyscy przypuszczali, strata ścigającego znacznie osłabia grę Gryfonów. Puchoni zminimalizowali różnicę punktów do siedemdziesięciu, a przypominam, że jeszcze niedawno różnica wynosiła aż sto pięćdziesiąt punktów! Drużyna Lwów głównie się broni, by dać szukającemu jak najwięcej czasu na odnalezienie znicza!
Po sektorze kibiców Gryfonów rozległo się skandowanie nazwiska Harry’ego, co sprawiło, że Czarny poczuł jeszcze większą presję.
— Cudem Gryfoni zdobywają kolejnego gola! HARRY ZOBACZYŁ ZNICZA! — zaryczał Seamus, niemal wchodząc na swój stołek. — ZŁAPAŁ GO! — wrzasnął na całe gardło. — KONIC MECZU! GRYFFINDOR WYGRYWA TRZYSTA OSIEMDZIESIĄT DO STU SIEDEMDZIESIĘCIU!
Rozległ się ogłuszający ryk. Jay i Alex zaczęli skakać z radości wraz z pozostałymi Gryfonami. Czarny wylądował na ziemi z mocno bijącym sercem, a chwilę później rzuciła się na niego cała drużyna. 

1 komentarz:

  1. Witam,
    ta kłótnia była ostra, ale się pogodzili, no, no Harry w zespole świetnie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń