Harry powoli otworzył oczy,
jednak od razu zacisnął je z powrotem, gdy tylko poraziło go światło. Głowa
pulsowała tępym bólem, a najmniejszy hałas rozsadzał mu czaszkę. Poczuł, że
leży na czymś, co unosi się i opada, a na jego brzuchu znajdowało się coś
ciężkiego. Po chwili przypomniał sobie, co działo się poprzedniego dnia. No
tak, impreza była huczna i pełna alkoholu, więc nic dziwnego, że czuł się tak,
jakby miał umrzeć. Z trudem jeszcze raz uchylił powieki. Okazało się, że leżał
na klatce piersiowej Syriusza, a na brzuchu spała mu Shane. Najwyraźniej
uznali, że brzuchy innych osób mogą być niezłymi poduszkami. Na nogach
dziewczyny leżała głowa Mike’a, a z kolei na jego nogach leżały dolne kończyny
Freda. Warto dodać, że cała piątka spała na jednej kanapie. Na drugiej spostrzegł
Rona przytulonego do Hermiony oraz Lunę, Jaya i Jessicę. Między nimi znajdowały
się nogi Jaime’a, który położył się na plecach Ambi. Na jednym z foteli leżeli
przytuleni do siebie Remus z Tonks, a na drugim George, na którego kolanach
leżała Ginny. O fotel spała oparta Susan. Na stole zakwaterowali się Seamus,
Lavender i Amy, a pod nim Janet i Alex. Neville i Parvati spali na parkiecie.
Czarny zerknął w górę. Na oparciu jego kanapy spał Dean. Brakowało Matta,
jednak chrapanie dochodzące do niego zza sofy uświadomiło go, że chłopak
wylądował właśnie tam.
Z trudem ściągnął z siebie głowę
Shane i ześlizgnął się na zieimię. Dawno nie męczył go aż taki kac. Miał
wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Nie będąc w stanie się przemieszczać,
zaczął budzić pierwszą osobę z brzegu, dlatego padło na Syriusza, który pobudkę
przyjął z jękiem. Wspólnymi siłami zdołali dobudzić pozostałych imprezowiczów.
Mugole ruszyli do wyjścia,
wcześniej ze wszystkimi się żegnając. Harry odprowadził ich do drzwi, za
którymi pomieszał im trochę we wspomnieniach, aby myśleli, że wszyscy
zaimprezowali w wynajętym pokoju hotelowym.
Nadejście nowego roku rozpoczęło
się niezbyt przyjemnym zdarzeniem w związku Harry’ego i Ginny. Kłócili się na
cały dom, więc osoby znajdujące się aktualnie w Kwaterze Głównej niezbyt
wiedziały, co mają zrobić. Nikt nie miał pojęcia, co było przyczyną, ale
wszystko rozwijało się w coraz gorszym kierunku.
— Może potrzebują mediatora? —
zaproponował Syriusz, gdy jakiś przedmiot uderzył o ścianę.
— Nie radzę — odpowiedziała
Hermiona.
Rozległ się kroki na schodach i
po chwili kłótnia przeniosła się na korytarz.
— Jasne, wszystko zwal na mnie,
bo to moja wina, że jest pieprzona wojna!
— Mógłbyś chociaż czasami się tym
zainteresować! Ale po co?! Przecież nasz związek nie jest ważny! — wrzasnęła
Ginny.
— Widzę, że bardzo lubisz sobie
to wmawiać!
— Dajesz mi to do zrozumienia!
Oliwy do ognia dolała matka
Syriusza, która zaczęła wrzeszczeć, pokonując zaklęcie, które zakleiło jej
usta. Zagłuszyła ona kolejne słowa pary, która chyba nie miała zamiaru tak
szybko skończyć kłótni.
— Zamknij się, głupia szmato! —
ryknął wreszcie Harry w stronę portretu. Matka Syriusza zamilkła. — Lepiej to
sobie przemyśl, bo nie wiem, jakim sposobem dalej chcesz ze mną być, skoro to
dla ciebie taki problem!
— I vice versa! Może byś
spróbował mnie zrozumieć, ale najwyraźniej nie chcesz!
Padły jeszcze jakieś słowa, a
później rozległ się głośny trzask drzwiami wyjściowymi. Hermiona i Ron
wymienili spojrzenia. Pierwszy raz słyszeli taką awanturę pomiędzy Harrym a
Ginny.
Harry wrócił dopiero kolejnego dnia
po śniadaniu, chociaż unikał konfrontacji z jakimkolwiek domownikiem. Zaszył
się u siebie w pokoju i zajął się czytaniem raportu z misji jednego z członków
Zakonu Feniksa. Przerwał dopiero wtedy, gdy pani Weasley zawołała go na obiad.
Zszedł do jadalni, gdzie siedziała już większość domowników oraz kilku gości. Z
Ginny w ogóle się do siebie nie odezwali, co było oznaką, że jeszcze nie
zakopali topora wojennego.
— Wczoraj wieczorem szukał cię
Kingsley, ale stwierdził, że to nic nagłego, więc przyjdzie dzisiaj jeszcze raz
— powiedział do Czarnego Remus, więc chłopak skinął głową, wbijając widelec w
kawałek mięsa.
Nagle Harry wyciągnął z kieszeni
jakieś pudełko, które podał Łapie.
— Bomba? — zapytał.
— Mnie nie pytaj. To od Amy —
odpowiedział ze znaczącym uśmieszkiem.
Mężczyzna z zaciekawieniem
otworzył opakowanie, pytając:
— Widziałeś się z nią?
— Przekimałem się u niej.
Właściwie spędził w zamku
Bezimiennych dobrą dobę, w trakcie której w ramach pocieszenia po kłótni
młodsza część Aniołów opróżniła z nim niewielką część zapasów alkoholu. Harry
nie miał pojęcia, co Amy dała Łapie, który głupio się uśmiechnął, gdy zobaczył,
co jest w środku i schował to do kieszeni. Czarny spojrzał znacząco w sufit.
— Weźcie się w końcu zejdźcie i
przestańcie bawić się w podchody, bo męczy mnie rola pośrednika.
Remus zaśmiał się szczerze, a
Syriusz wysłał Harry’emu groźne spojrzenie, którym chrześniak w ogóle się nie
przejął.
Z Ginny spotkał się dopiero po
kolacji. Gdy wrócił do pokoju po rozmowie z Kingsleyem, dziewczyna siedziała na
jego łóżku. Podniosła się i podeszła do niego, a później lekko niepewnie
przytuliła się do jego torsu. Czarny westchnął, oplatając ją ramionami.
— Przepraszam — szepnęła.
Konflikt został zażegnany.
Pierwszą zaskakującą wiadomością
po powrocie do Hogwartu było ogłoszenie McGonagall przy kolacji. Na samym
wstępie Czarnemu w oczy rzuciła się nowa osoba przy stole nauczycielskim.
Blondynka rozmawiała ze Sprout, więc nie widział jej twarzy, jednak wydawała
się strasznie znajoma. Dopiero gdy kobieta odwróciła głowę w stronę sali,
rozpoznał w niej Natalie, która uśmiechnęła się do niego z błyskiem w oku.
— Co ty tutaj robisz? —
zapytał zdumiony.
— Zaraz zobaczysz.
— Zaczynam się bać.
Wszyscy uczniowie usiedli na
swoich miejscach i dopiero wtedy dyrektora wstała, by ogłosić:
— Drodzy uczniowie, od tego semestru
w szkole pojawi się nowy, nieobowiązkowy przedmiot, jakim jest muzyka. — Na
sali zapanowało poruszenie. — Prowadzeniem zajęć zajmie się profesor Natalie
Liroff. Powitajmy ją.
Uczniowie zasypali ją brawami.
Czarny zrobił dziwną minę, gdy Natalie spojrzała na niego z uśmieszkiem, mówiąc
telepatycznie:
— Jeśli nie pojawisz się na zajęciach, utnę ci jaja.
— Dobrze, pani profesor — odparł potulnie, a ona mrugnęła do niego.
— Pierwsza lekcja odbędzie się
jutro o osiemnastej w Wielkiej Sali. Razem z profesor Liroff zapraszamy do
udziału w zajęciach.
Rozległ się harmider, gdy wszyscy
zaczęli rozmawiać o nowym przedmiocie i nauczycielce.
— Znasz ją? — zapytał Alex,
widząc wymianę spojrzeń Czarnego z Natalie.
— Tsa. To przyjaciółka Amy.
Po kolacji wymknął się do
Natalie, żeby z nią porozmawiać. Gdy wracał, było już po godzinie policyjnej.
Niemal zawył, gdy natknął się na Panią Norris, lecz szybko w jego głowie
pojawił się szatański plan. Wycelował różdżką w kocicę, zamieniając jej sierść
na różową w czarne cętki i pobiegł przez korytarz, słysząc kroki i pomruki
Filcha. Prędko zapukał do drzwi gabinetu Syriusza. Otworzyły się w momencie,
gdy dostrzegł cień woźnego.
— Znowu łazisz po nocy? — zapytał
Łapa.
— Ciiii! Wpuść mnie.
Syriusz otworzył szerzej drzwi,
więc Harry prędko wszedł do środka, zamykając je.
— Coś ty zrobił? — zapytał
mężczyzna, widząc uśmieszek chłopaka.
— Aaaa! Pani Norris! — zawył
Filch, a Czarny wybuchnął śmiechem.
— Co ty jej zrobiłeś? —
zaciekawił się Łapa.
— Upiększyłem — wyszczerzył się.
Filch biegał po korytarzu,
szukając sprawcy, więc Harry postanowił przeczekać u chrzestnego. Nie zdziwił
się, gdy temat zszedł na nowe zajęcia.
— Będziesz chodził? — zagadnął
Łapa.
— Natalie już zapowiedziała, że
utnie mi jaja, jeśli się nie pojawię.
Syriusz zaśmiał się.
— Znasz ją?
Harry wysłał mu uśmieszek.
— Przyzwyczajaj się do jej
towarzystwa. To przyjaciółka Amy.
— O proszę. Będziesz musiał
śpiewać. Zobaczysz.
Czarny roześmiał się.
— Śpiewać to ja mogę najwyżej po
pijaku — podsumował.
Harry zdołał namówić Jaya i
Alexa, żeby razem z nim poszli na lekcję muzyki. Ron stanowczo się nie zgodził,
podobnie jak Hermiona, która wolała przeznaczyć czas na naukę. Ginny
stwierdziła, że nie będzie się wygłupiać, bo nie widzi siebie z gitarą w ręce.
Z Wielkiej Sali zniknęły stoły, a
w zamian pojawiły się pojedyncze krzesła rozstawione w kilkumetrowych odstępach
od siebie. Harry, Jay i Alex zajęli miejsca niedaleko siebie. Czarny rozejrzał
się po przybyłych osobach. Zjawili się uczniowie z różnych domów i roczników.
Jedni byli podekscytowani, inni wyglądali tak, jakby woleliby być gdzieś
indziej. Najwidoczniej nie wszyscy byli tacy stanowczy jak Ron. Natalie
przywitała się z nimi i powiedziała kilka słów o organizacji zajęć.
— Teraz musimy się dowiedzieć,
kto będzie grał na jakim instrumencie. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie olbrzymie
miejsce, w którym gracie koncert. Niech ten widok was wypełni. Nieważne, czy
wyobrazicie sobie koncert operowy, na stadionie, jazzowy czy fortepianowy.
Najważniejsze jest to, co się wam ukaże. Niektórzy z was mogą dostać więcej niż
jeden instrument. Od czego to zależy? Od tego, co wyczuje magia, na jakim
instrumencie najszybciej nauczycie się grać, co najbardziej może wam się
spodobać i jaki macie talent. Gotowi? Proszę.
Niektórzy uczniowie wymienili
między sobą spojrzenia, zanim dostosowali się do polecenia nauczycielki. Czarny
wiedział, że Natalie nie wymyśla, ponieważ znał jej obsesję na punkcie muzyki.
W trakcie szkolenia Bezimiennych wszyscy często natykali się na nich, gdy
wspólnie wyli tekst lecącej piosenki. Kobieta interesowała się samym procesem tworzenia
i non stop zmieniała instrument, na którym chciała nauczyć się grać. Czarny
zamknął oczy, wyobrażając sobie to, o czym mówiła Natalie. Wyobrażenie samo
zaczęło się kształtować, uzupełniając z każdą chwilą kolejne szczegóły.
Najpierw zauważył scenę, na której stał. Nie był w stanie zarejestrować, na
czym grał lub z kim, jednak wiedział, że nie jest tutaj sam. Później oświetlił
go rząd reflektorów, następnie pojawiły się telebimy i olbrzymia widownia,
której końca nie był w stanie zobaczyć. Z daleka spostrzegł mnóstwo światełek,
które świadczyły o tym, że trybuny są wypełnione po brzegi. Spojrzał nad tłum i
dostrzegł gwiazdy. Koncert odbywał się na stadionie, na którym znajdowało się
kilkanaście tysięcy osób. Później usłyszał ogłuszającą muzykę i…
Szybko otworzył oczy, gdy
rozległo się ciche syczenie. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę z tego, że na jego
kolanach pojawiła się gitara elektryczna oraz mikrofon. Natalie niemal
podskakiwała z radości. Harry rozejrzał się po innych osobach. Jeden z
chłopaków z oszołomieniem patrzył na spory asortyment stojący tuż przed nim.
Harry rozpoznał gitarę elektryczną, mikrofon i fortepian. Obok niego jeden ze
Ślizgonów siedział przy perkusji, inny trzymał gitarę basową, kolejny siedział
przy sprzęcie dla DJ. Ostatnią osobą był chłopak z gitarą elektryczną. Gdy
Natalie zaklaskała z radości, uczniowie pootwierali oczy, żeby sprawdzić, co
się stało.
— Łapa wywróżył ci mikrofon? —
roześmiał się Jay, a Harry spojrzał na niego z dziwną miną.
— Dokładnie o to mi chodziło —
powiedziała Natalie z uśmiechem. — Próbujcie dalej.
Chwilę później pojawiła się
dziewczyna ze skrzypcami, inna z pianinem, jakiś Krukon trzymał w dłoni
mikrofon. Na kolejne efekty czekali kilka dobrych minut. Wreszcie Natalie
zlitowała się nad uczniami i pomogła im uzyskać instrumenty. Jay skończył z
bębnami, a Alex z trąbką, co chyba niezbyt przypadło im do gustu.
— Jeśli naprawdę macie powołanie,
powinniście bez większych trudności nauczyć
się grać na tych instrumentach — powiedziała Natalie. — Inni będą
potrzebowali trochę więcej czasu, a niektórzy niestety nawet kilku lat.
Poczujecie to w sobie, gdy zaczniecie grać. Próbujcie.
Alex tak zatrąbił, że wszyscy aż
podskoczyli. Jay i Harry zaczęli się śmiać jak nienormalni.
— Chyba tego nie poczułem —
oznajmił Alex z rozbawieniem, co spotkało się ze śmiechami reszty uczniów.
Jay zaczął uderzać w bębny z
głupią miną. Rozległy się różne dziwne dźwięki, kiedy każdy próbował zrozumieć,
o co chodzi. Harry ułożył gitarę tak, jak wydawało mu się, że będzie dobrze, na
razie odkładając mikrofon na bok. Z lekką niepewnością zerknął na struny, nie
mając pojęcia, jak się za to zabrać. Później zaczął brzdękać, chociaż nic nie
trzymało się kupy. Po chwili coś wydostało się z jego gitary, aż Jay i Alex
spojrzeli na niego ze zdumieniem. Z zaskoczeniem Czarny poczuł to coś. Ślizgon, przed którym pojawiła się
perkusja, wybił rytm jakiejś znanej
melodii i patrzył ze zdziwieniem na talerze wokół siebie. Chwilę później
chłopak ze sprzętem dla DJa stworzył taki mix, że aż opadła mu szczęka. Natalie
krążyła między uczniami z taką miną, jakby wygrała w totka.
Czarny zagrał kolejne dźwięki.
— Ej, to jest zaje*iste —
stwierdził cicho.
Jay i Alex wymienili spojrzenia,
bo Harry wyglądał tak, jakby naprawdę podobało mu się granie na gitarze.
— Widzę, że kilku osobom się
spodobało — powiedziała Natalie z zadowoleniem po jakimś czasie, w trakcie gdy
Czarny już miał w miarę rozpracowaną gitarę. — Zostały nam jeszcze wokale.
Mogłabym prosić tutaj każdą osobę, która dostała mikrofon?
Uczniowie widocznie się ociągali,
gdyż śpiewanie przed innymi osobami było dla większości dość krępujące.
— Najpierw daj wszystkim po flaszce — powiedział Czarny do Natalie.
Kobieta spojrzała na niego i
uśmiechnęła się szeroko.
— No chodź, widzę, że masz
mikrofon. — Jay i Alex zachichotali, gdy spojrzał morderczo na kobietę. — Ty
też — dodała szybko do kolejnej osoby, a później zaczęła przywoływać następne
osoby, aż wreszcie byli przy niej wszyscy wokaliści. — Ze śpiewaniem jest
podobnie jak z instrumentami tylko w tej kwestii musicie odnaleźć styl.
Niektórzy nadają się do opery, inni do rapu, a jeszcze inni do metalu. Wiem, że
większość ludzi krępuje się, gdy ma śpiewać przed obcymi, ale musicie to
pokonać. Niektórzy z was mogą mieć naprawdę niezły wokal, więc jeśli nie
pokonacie wstydu, nie dowiecie się, na ile was stać. Dostaliście mikrofony, a
to już coś znaczy i wątpię, żeby ktoś z was w tej sytuacji miał się zbłaźnić.
Magia wyczuwa, gdy ktoś ma talent i raczej się nie myli. Zapewne niektórzy z
was będą musieli trochę popracować nad swoim głosem, ale tak samo jest z nauką
gry na instrumencie. I tak samo jak przy instrumentach, wyczujecie to coś. Nie
rzucę was na głęboką wodę i na razie mikrofony zostawimy w spokoju. Najpierw
rozpoznajmy wasze style. Każdy z was pewnie sobie coś kiedyś podśpiewywał, może
już wiecie, co chcielibyście śpiewać. Nikogo do niczego nie będziemy zmuszać.
Jeśli taki styl wam nie odpowiada, możemy odpuścić, okay?
— Jak chce pani sprawdzić te
style? — zapytała niepewnie jakaś dziewczyna.
— Będziecie musieli pokazać mi
próbkę waszego głosu — uśmiechnęła się.
— Czyli mamy śpiewać?
— Bez tego się nie obejdzie.
Poćwiczcie trochę sami na tych piosenkach, które znacie. W między czasie będę
do was podchodzić.
Rozeszli się na swoje miejsca.
Mało kto był zadowolony z takiego obrotu sytuacji.
— Gdybym wiedział, to bym się
napił czy coś — mruknął Harry do Jaya i Alexa, którzy się wyszczerzyli.
Natalie podeszła do niego już po
chwili.
— I jak, chłopaki? — zwróciła się
do Jaya i Alexa. — Co powinien pośpiewać? — wyszczerzyła się do Czarnego.
— Nie żeby coś, ale jak ostatnio
po pijaku zaśpiewał piosenkę Linkin Park to aż rozdziawiliśmy paszcze — odpowiedział
Alex z rozbawieniem, a Harry parsknął śmiechem.
Natalie roześmiała się.
— Tyle razy razem wyliśmy rockowe
piosenki, że nie muszę cię przesłuchiwać — stwierdziła. — No niestety, ale
opery nie pośpiewasz tylko trochę podrzesz mordę, ale to ci chyba pasuje.
— No raczej, chociaż i tak to mi
się nie uśmiecha.
— Jeszcze zmienisz zdanie —
odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem i poszła dalej.
Gdy lekcja zakończyła się,
Natalie zatrzymała Harry’ego oraz piątkę innych uczniów w Wielkiej Sali. Czarny
doszedł do wniosku, że to wszyscy ci, którzy jako pierwsi dostali swoje
instrumenty.
— Obserwowałam was, gdy
ćwiczyliście i zauważyłam, a raczej to mi się nie wydawało, że poczuliście to
coś — powiedziała, robiąc znaczące cudzysłowie palcami. Widząc ich spojrzenia,
uśmiechnęła się szeroko. — Jako pierwsi otrzymaliście instrumenty, a to również
dużo znaczy. Powiem krótko: macie talent, chociaż jeszcze o tym nie wiecie. Chciałabym
was sprawdzić. Po dzisiejszym doświadczeniu być może podejdziecie do tego
inaczej, niż przed zajęciami, więc mam do was pytanie. Chcielibyście założyć
zespół? Patrząc na wasze instrumenty, wasza magia chyba wyczuła, że możecie
podołać temu wyzwaniu — dodała szybko, widząc ich zdumione spojrzenia. — Macie
predyspozycje do rockowych kawałków.
— Pani tak serio? — zapytał jeden
z chłopaków.
— Całkowicie — uśmiechnęła się. —
Chciałabym, żebyśmy spotykali się także poza zajęciami, żebyście mogli razem
poćwiczyć. Podsumowaniem waszej pracy miałby być koncert, gdybyście poczuli, że
coś może z tego być. Do niczego was nie zmuszę, ale moglibyście spróbować.
Jeśli będziecie chcieli, przerwiemy to. Co wy na to?
— Spróbować chyba nie zaszkodzi —
mruknął jeden z chłopaków.
— Dokładnie — rzuciła szybko
Natalie, jakby szukała punktu zaczepienia, żeby ich przekonać. — Razem z
dyrektorką chciałybyśmy, żeby koncert odbył się w okolicy marca.
— Przecież to tylko dwa miesiące.
Nie zdążymy nauczyć się grać na tym wszystkim — zauważył chłopak, który dostał
najwięcej sprzętu.
— Ćwiczylibyśmy pod pętlą czasu. Ponadto
nauczycie się grać szybciej, niż myślicie, uwierzcie mi. Więc jak? Zgadzacie
się?
Zaczęli wymienić między sobą
spojrzenia, ale wreszcie się zgodzili, choć nie wyglądali na przekonanych.
— Moglibyście zostawić to dla
siebie? Zrobicie wielkie wejście — wyszczerzyła się kobieta.
Na to również przystali. Umówili
się na pierwszą lekcję za dwa dni. Za drzwiami na Harry’ego czekali już Jay i
Alex wraz z Ginny.
— Czego ja się dowiaduję — rzekła
dziewczyna z uśmiechem. — Mój chłopak gra na gitarze jak rockandrolowiec.
Czarny zaśmiał się. Ruszyli przed
siebie, stwierdzając, że odwiedzą znajomych nauczycieli. Przeszkodzili
Syriuszowi w pracy, ale mężczyzna nie wyglądał na niezadowolonego, a wręcz
uszczęśliwionego.
— Byliście na nowej lekcji? —
zagadnął, więc chłopcy potwierdzili. — I co? Mikrofon? — zwrócił się do
chrześniaka.
— Gitara…
Syriusz wyglądał na
rozczarowanego.
—
…i mikrofon — dokończył Harry.
Łapa klasnął i wyszczerzył się.
— Mówiłem!
Czarny wywrócił oczami, chociaż
na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Alex i Jay z niezadowoleniem
pochwalili się swoimi instrumentami.
Już dwa dni później Harry
siedział w gabinecie Natalie wraz z resztą chłopaków, trzymając w dłoni gitarę.
Natalie mówiła im, jak to wszystko miałoby wyglądać, a Harry coraz częściej
zadawał sobie pytanie, co tutaj robi. Rozejrzał się po twarzach pozostałych
chłopaków. Na samym wstępie Natalie przedstawiła ich sobie, więc wiedział już,
z kim będzie miał do czynienia.
Po jego prawej stronie siedział
Will Cube – Krukon o krótko ściętych włosach w kolorze dębu, rok młodszy od
Harry’ego, który w zespole miał pełnić rolę DJa. Zaraz obok niego usadowił się
siódmoklasista z domu Roweny, Cary Hampton. Chłopak miał obok siebie gitarę
elektryczną i fortepian, lecz Czarny wiedział, że Cary dostał również mikrofon
i według Natalie był genialnym raperem. Przy perkusji siedział jedyny Ślizgon w
tym towarzystwie – Kevin Keller. Harry kojarzył go, ponieważ mieli razem
zajęcia, jednak nigdy nie wchodzili sobie w drogę. Dłuższe włosy chłopaka spięte
były w kucyk i wyglądał na rozrywkową osobę. Basista zespołu – Bruce Kahn,
osiemnastolatek z Hufflepuffu z włosami w kolorze ciemnego blondu – rozsiadł
się na parapecie okna i najwidoczniej było mu tam bardzo wygodnie. Ostatnią
osobą był Max Leyc, który był o rok młodszym Gryfonem od Czarnego. Na jego
kolanach leżała gitara elektryczna.
— Pomyślałam o tym, żeby skupić
się na jednym stylu — powiedziała wreszcie Natalie. — Ciężko tworzyć
jakąkolwiek muzykę, gdy dopiero uczycie się grać, a najlepszym sposobem na
naukę gry na instrumentach jest granie piosenek innego zespołu. Tak jak mówiłam
wcześniej, najbardziej widzę was w rockowym klimacie i chyba najlepiej się w
tym czujecie. — Chłopcy zgodnie potwierdzili. — Świetnie. Przynajmniej nie
będziemy się spierać, jeśli chodzi o wasz styl. Wczoraj dużo o tym myślałam i
mam dla was propozycję zespołu. Jak widzicie, mamy dwójkę wokalistów. Słyszałam
typowo rockowy głos Harry’ego i genialny rap Cary’ego.
— Więc połączenie rocka i rapu —
zauważył Bruce.
— Dokładnie. Może już wiecie, o
jaki zespół mi chodzi.
— Linkin Park? — powiedział Max.
— Bingo — wyszczerzyła się. —
Znacie?
— Maniaczę na ich punkcie —
przyznał Kevin.
— Ja też — dodali zgodnie Harry i
Cary.
Cała trójka wymieniła ze sobą
spojrzenia, a później wszyscy się roześmiali. Natalie wyglądała na
uszczęśliwioną jak nigdy wcześniej. Bruce i Will potwierdzili, że również znają
i lubią wymieniony zespół, więc decyzja została podjęta. Wybrali najlepsze
piosenki i postanowili się na nich skupić w trakcie nauki. Trzy godziny
później, gdy Natalie oznajmiła, że koniec na dziś, wszyscy byli zdumieni tym,
jak szybko uczą się gry na instrumentach i jak bardzo im się to podoba. Czarny
był kompletnie zaskoczony, bo śpiewanie sprawiało mu niezłą frajdę i nie czuł
się skrępowany. Momentami nawet zastanawiał się, czy nie czuje się lepiej
śpiewając, niż grając na gitarze.
Kilka dni później Harry musiał
odstawić myśli o koncercie na bok, ponieważ zbliżał się mecz quidditcha z
Puchonami. Uczniowie zaczęli odczuwać podekscytowanie, a drużyny stresowały się
z każdym dniem coraz bardziej. Czarny nie był wyjątkiem, chociaż starał się
tego nie pokazywać, żeby podnieść drużynę na duchu. Zanim się obejrzeli, już
siedzieli w szatni, słysząc kroki uczniów. Mieli wrażenie, że minęło kilka sekund
i już byli na stadionie wypełnionym po brzegi. Ich uszy zostały zaatakowane
wiwatami uczniów. Chwilę później Harry ściskał dłoń kapitana Puchonów i już
unosił się w powietrzu. Gra rozpoczęła się.
— Kafla przejmuje Robins! Podaje
do Weasley! Weasley do Robins! Thomas! Robins! I... GOOOOOOL! DZIESIĘĆ DO ZERA
DLA LWÓW W PIERWSZEJ MINUCIE MECZU!
Lew Luny zaryczał głośno, niemal
zagłuszając ryki radości.
— Tłuczek o mały włos nie trafia
ścigającego Gryfonów! Kafla mają Puchoni, jednak już przejmują go Gryfoni! Nie!
Znowu Puchoni! Zbliżają się do pętli! I... Co za wspaniała obrona!
Seamus stwierdził, że Gryfoni
miażdżą Puchonów, gdy było już 200:60.
— Co za niesamowita gra drużyny
Gryfonów! KOLEJNY GOL WEASLEY! Brawa za wspaniałą akcję!
Czarny rozglądał się za zniczem,
usatysfakcjonowany grą swojej drużyny. Krążył nad boiskiem, dopóki nie dostrzegł
błysku kilka metrów nad ziemią. Skierował swoją miotłę w dół w tym samym
czasie, co szukający Hufflepuffu.
— SZUKAJĄCY RÓWNOCZEŚNIE
DOSTRZEGLI ZNICZA! — zaryczał Seamus.
Wszyscy skierowali na nich
spojrzenia. Znicz skręcił w prawo, co sprzyjało Czarnemu. Znajomy szum
powiedział mu jednak, że tłuczek jest blisko. W następnej chwili gwałtownie
zahamował, gdy tłuczek świsnął tuż przed jego nosem. Szukający Hufflepuffu niemal
się z nim zderzył, a tłuczek uderzył go w ramię. Obaj stracili z oczu znicza,
więc wrócili na swoje poprzednie pozycje. Rozległy się jęki zawodu obu domów.
— DEMELZA OBRYWA TŁUCZKIEM W
GŁOWĘ I SPADA Z MIOTŁY!
Czarny spojrzał w stronę
dziewczyny, która leżała na ziemi i prędko poleciał w jej stronę, dając znać
Hooch, że chce wziąć czas dla drużyny. Wszyscy wylądowali na murawie. Pomfrey
natychmiast przybiegła do dziewczyny i po chwili oznajmiła, że Demelza ma wstrząśnienie
mózgu i nie może wrócić do gry.
— Co teraz? — zapytał Jimmy.
— Gramy bez jednego ścigającego —
zadecydował Czarny i taki werdykt przekazał Hooch.
— Kontuzja wyklucza Demelzę
Robbins z gry — powiedział Seamus, gdy wszyscy poszybowali w górę. — Gryfoni
postanowili grać dalej bez jednego ścigającego, co może znacznie osłabić ich
grę. Jak najszybsze zakończenie meczu jest teraz głównym priorytetem Lwów,
którzy jeszcze przed chwilą niemal zmietli Puchonów z boiska.
Czarny wiedział, że musi jak
najszybciej odszukać znicza, jeśli mają wygrać mecz, dlatego zaufał drużynie i
skupił się wyłącznie na tym. Słyszał, jak Puchoni zmniejszają ich przewagę, a
mecz robił się coraz bardziej nerwowy.
— Tak jak wszyscy przypuszczali,
strata ścigającego znacznie osłabia grę Gryfonów. Puchoni zminimalizowali
różnicę punktów do siedemdziesięciu, a przypominam, że jeszcze niedawno różnica
wynosiła aż sto pięćdziesiąt punktów! Drużyna Lwów głównie się broni, by dać
szukającemu jak najwięcej czasu na odnalezienie znicza!
Po sektorze kibiców Gryfonów
rozległo się skandowanie nazwiska Harry’ego, co sprawiło, że Czarny poczuł
jeszcze większą presję.
— Cudem Gryfoni zdobywają
kolejnego gola! HARRY ZOBACZYŁ ZNICZA! — zaryczał Seamus, niemal wchodząc na
swój stołek. — ZŁAPAŁ GO! — wrzasnął na całe gardło. — KONIC MECZU! GRYFFINDOR
WYGRYWA TRZYSTA OSIEMDZIESIĄT DO STU SIEDEMDZIESIĘCIU!
Rozległ się ogłuszający ryk. Jay i
Alex zaczęli skakać z radości wraz z pozostałymi Gryfonami. Czarny wylądował na
ziemi z mocno bijącym sercem, a chwilę później rzuciła się na niego cała drużyna.
Witam,
OdpowiedzUsuńta kłótnia była ostra, ale się pogodzili, no, no Harry w zespole świetnie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia