czwartek, 10 września 2015

I. Rozdział 65 - Impreza Sylwestrowa

Czarny z rozleniwieniem otworzył oczy. Jego mięśnie były całe obolałe, jakby był unieruchomiony przez kilka godzin, chociaż obudził się w swoim miękkim łóżku. Był przeraźliwie głodny, chciało mu się pić i koniecznie musiał odwiedzić łazienkę, dlatego powoli wstał z łóżka, choć ciało protestowało. Najpierw odwiedził łazienkę, a później ruszył na dół po coś do jedzenia. Nie słyszał żadnych głosów, więc pomyślał, że jest sam w domu, jednak gdy zajrzał do salonu, dostrzegł tam Ginny. Dziewczyna spojrzała w stronę drzwi znad gazety i wyraźnie ucieszyła się na jego widok.
— Już myśleliśmy, że przyrośniesz do łóżka. Spałeś dobre dwa dni.
Harry aż uniósł brwi na jej słowa, jednak stwierdził, że to nic dziwnego, skoro znowu niemal pożegnał się z życiem. Ginny natychmiast zaproponowała, że zrobi mu coś do jedzenia, więc przystał na jej propozycję, siadając w fotelu. Dziewczyna wróciła z kuchni z talerzem kanapek. Z chęcią zaczął jeść.
— Gdzie reszta? — zapytał, gdy dziewczyna usiadła mu na kolanach, pilnując, żeby wszystko zjadł.
— Tata w pracy, mama u Billa i Fleur, bliźniacy w sklepie, a reszta gdzieś wyparowała.
— Dawno wyszli?
— Może godzinę temu — odparła ze zmarszczonymi brwiami.
Czarny odstawił talerz.
— Czyli jesteśmy sami — zauważył.
Ginny spojrzała na niego, a po chwili roześmiała się, widząc jego uśmieszek. Chłopak przysunął ją bliżej siebie i przyciągnął do pocałunku. Całowali się bez opamiętania. Ginny przesunęła dłonie z jego pleców na kark, a później włosy, czochrając je jeszcze bardziej. Czarny nie mógł się powstrzymać, więc jego dłonie wsunęły się pod jej bluzkę, gładząc lekko plecy. Dziewczyna zadrżała, przysuwając się do niego jeszcze bardziej. Pewnie posunęliby się jeszcze dalej, gdyby nie usłyszeli, że ktoś wchodzi do domu. Z głosów dochodzących z korytarza domyślili się, że to domownicy. Nie mając wyjścia, musieli doprowadzić się do porządku. Ginny usłyszała cichy pomruk niezadowolenia chłopaka. Później chwyciła talerz i podetknęła go pod nos Harry’ego. Wziął kanapkę z o wiele mniejszą chęcią niż wcześniej. Ginny westchnęła i również wzięła jedną z nich. A zapowiadało się tak miłe popołudnie.
Do salonu wkroczyli Ron, Hermiona, Syriusz, Remus i Tonks. Wyraźnie się ucieszyli na jego widok. Harry próbował przekonująco się uśmiechnąć, ale nic nie mógł poradzić na to, że w jego oczach pojawił się zawód. Musieli wrócić akurat teraz?!
Łapa niemal wybuchnął śmiechem, widząc miny Czarnego i Ginny. Starali się maskować, ale niezbyt im to wychodziło. Doszedł do wniosku, że chyba w czymś przeszkodzili i mogli wrócić później.
— Jak się czujesz? — zagadnęła Hermiona.
— Mogło być lepiej — mruknął.
Ginny zasłoniła uśmiech kanapką, którą wsunęła do ust. Rozbawiony Syriusz zainteresował się obrazem wiszącym na ścianie, chociaż go szczerze nienawidził.
— Gdzie byliście? — zapytał Harry, starając się pokazać zainteresowanie.
— Na Pokątnej — odpowiedział Ron.
Później zaczęli rozmawiać o bzdurach, ale Czarny i Ginny nie przestali się boczyć.

W Sylwestra ludzie zwykle świętowali nadejście nowego roku. Trwały huczne zabawy, alkohol lał się strumieniami, słychać było głośną muzykę. Harry Potter, Jay Jonson i Alex Williams również się do tego przymierzali, aby pokazać, że nadal pozostają jednymi z największych imprezowiczów, skoro była tak idealna okazja. Skończyło się na tym, że siedzieli razem z Ronem Weasleyem, jego siostrą Ginny, bliźniakami, Hermioną Granger, Syriuszem Blackiem, Remusem Lupinem i Nimfadorą Tonks w domu, rozłożeni w różnych miejscach. Pani Weasley krążyła po kuchni i to nie pozwalało im na zrobienie wielkiej libacji alkoholowej.
— Ja chcę imprezę — zaszlochał Jay. — Co to za Sylwester bez imprezy?
Harry walnął głową w stół, a Alex bujał się do przodu i do tyłu, jakby miał chorobę sierocą. Reszta patrzyła na nich z rozbawieniem.
— Nie liczcie na domówkę, skoro Molly jest w domu — zaśmiał się Łapa.
— Więc trzeba wybyć — olśniło Alexa. — Ruszamy na poszukiwania jakiegoś baru.
To było jak znak. Bliźniacy natychmiast poderwali się ze swoich miejsc, Hermiona i Ginny pognały do pokoju, żeby się przygotować, Jay i Alex deportowali się po swoje dziewczyny, a Harry i Ron przypominali sobie najbliższe puby, w których mogły być ciekawe imprezy. Czarny spojrzał na Łapę, Lunatyka i Tonks, którzy nawet nie drgnęli.
— A wy nie idziecie? — zdziwił się.
— Jesteśmy za starzy na klubowe imprezy — stwierdził Syriusz.
— Jak chcecie — odpowiedział Harry, wzruszając ramionami.
Ginny i Hermiona wróciły jako pierwsze, a Czarny aż gwizdnął z uznaniem na ich widok. Wyglądały zabójczo. Kilka minut później wrócili Jay i Alex razem ze swoimi dziewczynami. Młodzież ruszyła na podbój miasta. Byli na końcu ulicy, gdy nagle usłyszeli:
— Czarny?!
Wszyscy odwrócili się z zaciekawieniem, a Harry rozpoznał w grupie idącej za nimi mugoli, którzy pomogli mu w trakcie ataku śmierciożerców.
— Zmieniłeś znajomych? — zaśmiała się Shane. — Więc jednak nie jesteś dilerem?
Czarny roześmiał się szczerze, gdy przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni. Mugole podeszli bliżej i zapoznali się z przyjaciółmi Czarnego. Harry poznał przy okazji dziewczynę Matta – Janet. Okazało się, że mugole również wybierają się na podbój klubów, dlatego dalej poszli razem.
— Skąd ich znasz? — zapytała cicho Ginny, gdy przechodzili na drugą stronę ulicy, zbliżając się do pierwszego klubu.
Harry zawahał się chwilę.
— Kilka dni temu miałem małą przygodę, a oni mi pomogli.
— Przygodę?
— Przypadkowe spotkanie ze śmierciożercami — mruknął, a ona spojrzała na niego z rozszerzonymi oczami. — Nic wielkiego.
Dotarli do klubu, więc nie drążyła tematu. Wkroczyli do środka i w oczy od razu rzuciło im się mnóstwo kolorowych świateł. Klub był niemal przepełniony, dlatego nie mieli szans na znalezienie jakiegoś wolnego stolika. Swoje kroki skierowali do baru, który również był oblężony. W końcu postanowili wybrać się na parkiet. Szóstka mugoli okazała się być bardzo zwariowana, więc szaleli na całego, nie zostając w tyle. Byli już nieźle wstawieni, gdy Harry poczuł, że dostał wiadomość. Ukradkiem rozwinął kartkę i przeczytał wiadomość.

Molly wyszła na całą noc. To tak gdybyście byli zainteresowani, co porabiają stare zgredy :(
Łapa

Harry niemal wybuchnął śmiechem, widząc taką wiadomość. Podał kartkę Jayowi, który przeczytał treść ze zmarszczonymi brwiami. Wymienili się rozbawionymi spojrzeniami, dostrzegając przesłanie Syriusza.
— Zbadam teren, a ty zajmij się zebraniem zgrai — stwierdził Czarny i ruszył do łazienki, skąd się deportował.
Wylądował naprzeciwko Grimmauld Place 12 i natychmiast wszedł do środka. Idąc przez korytarz, doszedł do wniosku, że trochę już go znosi na boki, ale niezbyt się tym przejął. Wszedł do salonu, gdzie dostrzegł znudzonych Remusa, Syriusza i Tonks.
— Ale stypa — stwierdził na wstępie z rozbawieniem.
— Mógłbyś poratować — stęknął Łapa.
— Twoja rozpaczliwa wiadomość dała nam dużo do zrozumienia. Jay właśnie zbiera całą ekipę do wyjścia.
— Ave! — ucieszyła się Tonks.
— Tylko moglibyście w tym czasie jakoś doprowadzić najważniejsze pomieszczenia do ładu, bo imprezujemy z grupą mugoli, więc też przyjdą. — Zmarszczył brwi. — Chyba ściągnę tutaj jeszcze kilka osób.
— Chyba zaczynam się bać — stwierdził Remus, a Harry wyszczerzył się i teleportował.
W pierwszej kolejności pojawił się w zamku Bezimiennych, gdzie odnalazł Amy.
— Piłeś? — zapytała na wstępie, gdy lekko się zachwiał.
— Jest Sylwester, więc z tej okazji wskakuj w wystrzałowe ciuszki i jazda na Grimmauld Place. — Amy wyszczerzyła się, zrywając się do pionu. — I bez magii, bo mamy imprezę z mugolami.
— Tak jest, kapitanie!
W następnej kolejności wylądował przed domem Seamusa. Miał nadzieję, że wylądował przed odpowiednim domem, gdyż znał jedynie adres, a nigdy tutaj nie był. Zadzwonił do drzwi, które otworzył mu jego współlokator. Zaskoczony chłopak zaprosił go do salonu, gdzie leciała muzyka. Już z daleka Harry wiedział, że chłopak miał gości, więc nie zdziwił się, gdy dostrzegł Neville’a, Lunę, Parvati, Lavender i Deana.
— Impreza pełną parą — stwierdził Harry na wstępie, widząc dość spokojną atmosferę.
— Jakby to powiedzieć, jesteśmy lekko uziemieni, bo rodzinka za drzwiami — odpowiedział Seamus.
— U was chyba jest trochę lepiej — dodał Dean z rozbawieniem, widząc, że Harry ma lekki problem z utrzymaniem równowagi.
— Zawsze możecie się przenieść, bo zaczynamy część drugą na domówce.
— Chyba skorzystamy.
— Więc ostrzegam: bez magii, bo będą mugolscy goście.
Dean zasalutował. Czarny zjawił się w klubowej łazience i wrócił na salę. Jego ekipa stała już niedaleko drzwi w pełnym składzie.
— Gotowi na szaloną domówkę — oznajmiła pijana Ambi ze śmiechem.
Wyszli z klubu. Dość opornie szedł im powrót do domu, gdyż cała zgraja miała już w głowach trochę promili. Czarny został trochę z tyłu. Rozejrzał się po pustej ulicy i dopiero wtedy wycelował różdżkę w roześmianą grupkę mugoli, by rzucić zaklęcie. Czarodzieje spojrzeli na niego pytająco.
— Muszą widzieć dom, no nie? — powiedział cicho.
Weszli do budynku bez problemu. Na miejscu była już Amy. Przechodząc przez poszczególne pomieszczenia, Harry nie dostrzegł żadnych magicznych przedmiotów, a jeśli już były to skutecznie zakryte przed spojrzeniami mugoli. Wraz z ich przyjściem w domu rozpanoszył się chaos, tym bardziej, że wszyscy mieli już sporo w czubach. Zaraz za nimi pojawili się ich współlokatorzy razem z Luną, więc impreza ruszyła pełną parą.
Dość szybko wybiła północ, dlatego wszyscy wysypali się na ulicę, żeby obejrzeć pokaz fajerwerków. Bliźniacy wystrzelili część swoich zapasów, a w tym czasie kilka osób z męskiej części towarzystwa otworzyło szampany. Gdyby ktoś zmierzył ilość decybeli w trakcie ich darcia się właściwie bez powodu, zapewne można było porównać to z koncertem w klubie. Po powrocie do domu i wypiciu jeszcze kilku drinków Amy i Syriusz zaczęli tańczyć przytulańca na prowizorycznym parkiecie. Czarny nie powstrzymał się przed zrobieniem im zdjęcia. Chwilę później Janet próbowała zatkać mu usta, gdy złośliwie zaczął ją przedrzeźniać. W pewnym momencie Seamus wylądował w łazience, gdy jego żołądek nie wytrzymał takiej mieszanki alkoholowej. Shane, Jay i bliźniacy zajęli stół, twierdząc najwyraźniej, że to scena, gdyż wyli tekst lecącej piosenki. Ambi i Harry we dwójkę obalali znalezioną butelkę domowego wina.
— Jest moc! — ryknęła nagle dziewczyna, zrywając się do pionu.
— Gdzie jest ten jabol? — zapytał Matt, a Ambi zachichotała. — Oni we dwójkę obalili całego winiacza!
Czarny wybuchnął niepohamowanym śmiechem, starając się utrzymać równowagę, ale było coraz trudniej. Ambi szukała u niego pomocy i uczepiła się jego ramienia, dlatego we dwójkę  przechylili się na bok, wpadając na Syriusza, który cudem utrzymał ich w pionie. Amy zachichotała, widząc kompletnie pijanego chrześniaka, który ledwo trzymał się na nogach.
— Syri, skąd masz to wino? — zaśmiał się Czarny. — Daje niezłego kopa.
Ambi potwierdziła to chichotem, a później pobiegła do Jaime’a, by mocno go wycałować, co wyraźnie spodobało się chłopakowi.
Impreza skończyła się wraz z kapitulacją ostatniej osoby.

6 komentarzy:

  1. Muszę to napisać.
    Czytalam poprzednią wersję tej historii i przyznam szczerze ona bardziej mi się podobala.
    Co się stalo? Wcześniej można bylo się nieżle pośmiać z niektóych scen a teraz to co.
    Glówno.
    Sorry ale musialam to napisać
    Pozdrawiam

    Mika Shinoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że wtedy wciskałam do opowiadania wszystko, co wpadło mi do głowy, bez umiaru. Wydaje mi się, że w tej wersji też są zabawne sceny, no ale to już zależy od przypadku ;) Mimo wszystko dziękuję za szczerą opinię :)

      Usuń
    2. Nie mówię że nie są ale gdy czytalam poprzednią wersję byla bardziej zabawiejsza.
      Ale rozumiem.

      Usuń
    3. Bardzo podoba mi się ten blog ! Kocham go po prostu ! Już kilka razy czytałam poprzednią wersję i nie raz płakałam ze śmiechu. Może w tej wersji nie ma tyle śmiesznych scen, ale i tak podoba mi się baaardzo. Piszesz świetnie i oby tak dalej.
      Pozdrawiam Klaudia Kalinowska

      Usuń
    4. Mi natomiast bardzo ta wersja przypadła do gustu. Możliwe, że jest to spowodowane moją dbałością o estetykę tekstu. Zwracam uwagę na to, co robi onet z różnymi blogami, a także na różnicę (ba! przepaść!) pomiędzy twoim dawnym stylem pisania a teraźniejszym.
      Uważam, że drobne zmiany, które odbierają nam nieco humoru w tej historii, są wynagradzane przez lepszą jakość i estetykę opowiadania.
      Jestem oczarowana tą historią, jak i pozostałymi. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy (szczególnie na muzyczne rozdziały, taa, powtarzam się).
      Życzę duuuużo czasu i chęci
      Tosia z podniebne-marzenie.blogspot.com

      Usuń
  2. Witam,
    och świetna impreza, czemu nie było na niej Rayana?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń