czwartek, 10 września 2015

I. Rozdział 62 - "Don't stay"

W trakcie tygodnia, który spędzili na Grimmauld Place przed świętami, większość czasu wszyscy przeznaczali na sprzątanie. Harry’emu, Ronowi i bliźniakom sprawiało to trochę problemów, gdyż mieli mniej godzin na odnawianie Nory. Zostały już ostatnie detale, jednak nawet na nie potrzebowali trochę czasu. Czas spędzany przy sprzątaniu często kończył się różnorodnymi wypadkami i wybuchami śmiechu. Pewnego dnia, gdy Czarny z Ronem i Łapą sprzątali jakiś nieużywany od piątej klasy pokój, rudzielec otworzył szafkę i dał nogę, zanim pozostała dwójka zorientowała się, o co chodzi. Usłyszeli zza drzwi jego krzyk, że zrobi herbatę. Zdumieni Syriusz i Harry podeszli do szafki i wybuchnęli śmiechem, widząc olbrzymie pająki. Czarny zaczął wołać Rona, ale ten się nie pojawił, więc musieli radzić sobie sami. Gdy wreszcie cały pokój błyszczał, postanowili odpocząć, zanim pani Weasley zobaczy, że nie mają nic do roboty.
— Zaprosiłem kogoś na święta — powiedział w pewnej chwili Harry.
— Kogo?
— Amy.
Syriusz przez chwilę w ogóle się nie odzywał, czym rozbawił Harry’ego.
— To fajnie — stwierdził wreszcie.
— Wiedziałem, że się ucieszysz — zaśmiał się.
Zanim zdążyli to przedyskutować, w swoje sidła złapała ich pani Weasley.

Dzień przed świętami był bardzo radosnym dniem dla Harry’ego, Rona i bliźniaków. Właśnie wrócili z budowy, która dzisiejszego dnia została zakończona. Śmiali się z byle czego, a ze zwykłego sprzątania potrafili zrobić niezłą zabawę. Po jakimś czasie zamknęli się we czwórkę w pokoju pod pretekstem ogarnięcia kolejnego pokoju. Pozostali siedzieli w jadalni, rozmawiając na różnorodne tematy. Pani Weasley kręciła się po kuchni, gdzie razem z Fleur piekły ciasta. W odwiedziny wpadli również Jay oraz Alex i to oni jako pierwsi usłyszeli hałas dochodzący z góry.
— Co oni tam robią? — zdziwił się Jay.
— Czuję, że szaleję — odpowiedział Alex z błyskiem w oku.
Wszyscy powymieniali ze sobą spojrzenia, a następnie zerwali się z krzeseł i pognali do pokoju. To, co tam zobaczyli, odebrało im mowę. Wraz z otwarciem drzwi do ich uszu wdarła się głośna muzyka i ryk, który prawdopodobnie miał być śpiewem. Harry, Ron, Fred i George wynaleźli skądś czarne peruki z włosami za ramiona. Ron stał przy biurku i udawał, że gra na klawiszach, Fred rozstawił wokół siebie mnóstwo garnków, w które trzaskał patykami, a George udawał, że gra na gitarze, chociaż w dłoniach trzymał miotłę. Harry z kolei zaopatrzył się w ogórek, do którego śpiewał. Reszta twardo mu wtórowała. Nikt nie wątpił, że mają nieźle w czubach.

...Forget our memories
Forget our possibilities
What you were changing me into...


            Harry wydzierał się najgłośniej i wszyscy z zaskoczeniem musieli przyznać, że ma świetny głos, chociaż alkohol robił swoje.

...Don’t stay
Forget our memories
Forget our possibilities
Take all your faithlessness with you
DON'T STAY!

Najwyraźniej Ron, Fred i George stracili siły na ciągłe śpiewy, gdyż zamilkli ze śmiechem na ustach. Czarny uratował ich honor i śpiewał dalej, wprawiając wszystkich w zdumienie.

…I don’t need you anymore
I don’t want to be ignored 
I don’t need one more day 
Of you wasting me away 
With no apologies
Don’t stay…
[Linkin Park – Don’t stay]

Alex i Jay wymienili między sobą spojrzenia.
— Nieźle — powiedział bezgłośnie Alex, ale z uznaniem, a Jay skinął głową.
Czwórka chłopaków wspólnie dokończyła refren. Fred uderzył ostatni raz w perkusję, wyłączył muzykę i równocześnie wybuchnęli śmiechem. Goście zaczęli bić brawo i wiwatować. Chłopcy momentalnie odwrócili się w ich stronę. George lekko się przy tym zachwiał, trącając przy tym butelkę.
— Nie chcę wiedzieć, ile wypiliście — stwierdził z rozbawieniem Alex.
— Mieliśmy powód — odpowiedział lekko niewyraźnie Fred.
— Jaki?
— Skończyliśmy to, z czym męczyliśmy się cały miesiąc — odparł z triumfem Ron. — Jutro się dowiecie — dodał natychmiast.
Na tym temat się zakończył. Zostawili ich samych, żeby się wyszaleli.

Harry z ociąganiem otworzył oczy. Był pierwszy dzień świąt, więc nie zdziwił się, że za oknem pada śnieg. Stwierdził, że nawet gdybym walił się dom, nie wstanie z łóżka, dlatego przekręcił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce. Miał zamiar spać dalej, ale mu w tym przeszkodzono. Powodem był…
— Pobudka, chłopaki!
Syriusz. Czarny wybuchnął śmiechem, widząc chrzestnego w czapce Mikołaja. Ron stęknął cicho, ale otworzył jedno oko i również zaczął się śmiać. Łapa wcisnął im na głowy podobne czapki.
— Modnie wyglądam, co nie? — wyszczerzył się Wąchacz.
Zapowiadają się szalone święta — pomyślał Czarny, a w następnej chwili wrzasnął, gdy Syriusz wysunął mu spod tyłka kołdrę, przez co zjechał na ziemię. Syriusz wybuchnął śmiechem, więc Harry cisnął w niego poduszką. Jego oczy błysnęły, kiedy zobaczył, że jego chrzestny stoi na końcówce prześcieradła. Pociągnął z całej siły za materiał, a Syriusz runął jak długi na ziemię. Ron ryczał ze śmiechu, widząc ich rodzinne potyczki.
— Co wy tutaj wyprawiacie? — zapytał wchodzący do pokoju Remus i pokręcił głową, wywracając oczami, kiedy dostrzegł, że Łapa dusi Harry’ego poduszką.
Nagle chłopak przestał się ruszać.
— Zabiłem go? — zaniepokoił się Syriusz.
— To może z niego zejdź? Mało nie ważysz — zaproponował Lunatyk.
Łapa szybko zabrał poduszkę i to był jego błąd. Harry rzucił się na niego z bojowym okrzykiem i przejął rolę duszącego. Lunatyk wiedział, że są w stanie zrujnować pokój, więc chciał przywołać ich do porządku, ale w następnej chwili oberwał poduchą w twarz. Decyzja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Cisnął poduszką prosto w Łapę.
— Ej! To nie ja! — oburzył się.
Druga poduszka poleciała w Czarnego. Ten już miał mu oddać, gdy do pokoju weszła pani Weasley i rozgoniła całe towarzystwo.

W całym domu czuć było świąteczną atmosferę, a goście zapełniali większość jadalni. Fleur była już w szóstym miesiącu ciąży, więc widać było brzuszek, a Bill chodził dumny jak paw. Dzwonek do drzwi wdarł się do ich uszu, więc Harry zerwał się z fotela, żeby otworzyć, domyślając się, że to Amy. Syriusz spiął się jak struna, dlatego Czarny walnął go w plecy i rozbawiony wyszedł na korytarz. Amy wycałowała swojego chrześniaka, jakby nie widzieli się całe wieki.
— Widzieliśmy się dwa dni temu — stwierdził rozbawiony Harry.
— Wiem, ale miałam cię wyściskać w imieniu wszystkich Aniołków za prezent — wyszczerzyła się.
— Wiem, jak Aniołki uwielbiają słodycze.
— Co to tak bulgocze?
— Matka Syriusza. Zakleiłem jej usta, żeby nie wrzeszczała.
Amy zachichotała i zerknęła na zamknięte drzwi, gdy znowu ktoś zadzwonił. Za drzwiami stali Jay i Alex, którzy oznajmili, że przyszli, żeby zobaczyć to, o czym z Ronem i bliźniakami Harry nie chciał im powiedzieć. Towarzystwo Jaya i Alexa nie było niczym nowym, więc pani Weasley natychmiast zaczęła wciskać im jedzenie, ale wejście Amy sprawiło, że wszyscy zerkali na nią z zaciekawieniem.
— Cóż to za nowy gość? — zapytał George albo Fred, tego Harry nie potrafił teraz rozróżnić.
— Amy, moja matka chrzestna.
Ci, którzy jeszcze o tym nie wiedzieli, wyglądali na zaskoczonych, jednak powitano ją ciepło i szybko porwano w wir rozmów.
W końcu nadszedł czas na ujawnienie tajemnicy. Fred i George ułożyli specjalne przemówienie na tę okazję.
— Proszę o ciszę!
— Mamo...
— ... tato.
—... Razem z Ronem...
— ... i Harrym...
— ... mamy dla was...
—... specjalny prezent.
— Tylko prosimy was...
— ... jak to zobaczycie...
— ... nie zejdźcie na zawał.
Rozległy się pojedyncze chichoty, a Harry uśmiechnął się lekko.
— Prosimy was...
— ... o chwilę cierpliwości.
— Harry was tam zaprowadzi...
— … w odpowiednim czasie…
— ... a my już...
— ... musimy iść.
Bliźniacy zniknęli razem z Ronem.
— Co wyście wykombinowali? — spytał Charlie z zaciekawieniem.
Czarny w odpowiedzi tylko się uśmiechnął, zerkając na zegarek. Nagle podał Łapie dwa paski od spodni.
— Uaktywnią się za trzydzieści sekund.
Teleportował się.
— To świstokliki — powiedziała prędko Amy do zdezorientowanych osób.
— Szybko!
Podzielili się na dwie grupy i po chwili wszyscy zniknęli z Grimmauld Place. Czwórka chłopaków stała przy najbliższym drzewie, rozmawiając o czymś. Gdy zobaczyli, że już są, od razu do nich podeszli.
— Raczej rozpoznajecie teren — powiedział na wstępie Ron.
— Wygląda tak, jakbyśmy byli przed Norą — odparł Bill ze zmarszczonymi brwiami.
— Właśnie — wyszczerzył się Fred. — Tylko gdzie ona jest?
Zapadła cisza.
— Ukryliście ją? — zapytała zdziwiona Hermiona.
— Bingo — rzucił George.
— Po co? Przecież i tak zostały z niej ruiny — stwierdził pan Weasley.
— Tak jakby… już nie — wyszczerzył się Ron, a Harry zrzucił zaklęcie jednym machnięciem ręki.
Przed nimi pojawił się dom z ogródkiem.
— Mamo, tato, ona nowa Nora — powiedzieli zgodnie bliźniacy.
Amy zaśmiała się cicho, podstawiając za Molly i Artura krzesła, co było bardzo dobrym pomysłem, bo ugięły się pod nimi kolana. Wszyscy w szoku patrzyli na dom.
— Podoba się? — zapytał wreszcie Ron.
— Boże drogi, dzieci…
Pani Weasley zerwała się z krzesła i przygarnęła do siebie dwóch pierwszych chłopaków, czyli Rona i Harry’ego. Później mocno wyściskała bliźniaków, zalewając się łzami.
— I wy to zrobiliście w ciągu miesiąca we czterech? — zapytała z niedowierzaniem Ginny.
Odpowiedziało jej kiwnięcie głowami. Przed nimi stała o wiele większa niż wcześniej Nora, lecz wyglądała na równie przytulną. Miała parter, piętro i piwnicę. Na zewnątrz chłopcy pomalowali ją na biało. Miała duże okna, przez które do domu wpadało mnóstwo światła, o czym zawsze marzyła pani Weasley. Przed budynkiem był niewielki ogródek, w którym rosło mnóstwo kwiatów. Niektórzy dostrzegli za domem nieduży budynek – najprawdopodobniej miejsce, gdzie pan Weasley przechowywał swoje mugolskie przedmioty.
— Rzuciliśmy wokół domu zaklęcia ochronne, których śmierciożercy nie powinni złamać, więc jest bezpiecznie — powiadomił Czarny.
— Może wejdziemy do środka? — zaproponował Fred i zaprowadził swoją matkę w stronę domu.
George zaciągnął tam swojego ojca, który nie był w stanie nawet się odezwać. Korytarz prowadził do różnych pomieszczeń na parterze i na piętro. Już po przejściu przez pierwsze drzwi Molly ponownie zalała się łzami.
— Wiedziałem, że to był zły pomysł — westchnął Fred.
Kuchnia była dwa razy większa od poprzedniej, bardziej przestronna i przeznaczona dla jeszcze większej liczby osób. Wiedzieli, że to pomieszczenie zawsze było miejscem spotkań całej rodziny, więc skupili na nim największą uwagę podczas budowy. Po obejściu całego domu pani Weasley ponownie wyściskała całą czwórkę. Artur poszedł za jej przykładem, wzruszony jak nigdy wcześniej.

Radość z powodu odbudowania Nory nie trwała długo. Już dzień później wszyscy wrócili na ziemię, gdy w Kwaterze Głównej pojawił się roztrzęsiony pan Weasley.
— Charlie jest w szpitalu. Został napadnięty przez śmierciożerców.
Wszyscy Weasleyowie przenieśli się do Munga, zostawiając pozostałe osoby w ciszy. W napięciu czekali na jakiekolwiek wiadomości. Mieli wrażenie, że minęła wieczność, gdy wrócili Ron i Ginny, odesłani do domu przez ojca. Ginny miała podpuchnięte oczy, co świadczyło o tym, że płakała. Bez słowa usiadła Harry’emu na kolanach i mocno się do niego przytuliła, więc objął ją ramionami, o nic nie pytając.
— Jest w śpiączce. Ma dziesięć procent szans na przeżycie — powiedział tępo Ron.
Kolejne godziny mijały niemal w zupełnej ciszy, nastał wieczór i noc. Hermiona rozdała wszystkim kubki z herbatą. Ginny zasnęła na kolanach Czarnego, więc zaniósł ją do jej pokoju. To było jak sygnał, dlatego wszyscy porozchodzili się, by się zdrzemnąć. Harry został sam, lecz nie miał zamiaru iść spać, chociaż czuł się zmęczony. Teleportował się do Szpitala Świętego Munga, gdzie złapał Marka.
— Możesz mi powiedzieć, co z Charliem?
— Wiesz, że nie powinienem. Nie jesteś jego krewnym — odpowiedział niepewnie.
— Przecież mnie znasz i wiesz, że Weasleyowie są dla mnie jak rodzina.
Mark zawahał się, ale wreszcie ustąpił. Kiwnął mu głową, żeby odeszli gdzieś dalej.
— To musi zostać między nami. — Harry pokiwał głową. — Charlie był torturowany różnorodnymi zaklęciami, ale załatwili go Klątwą Powolnej Śmierci i zostawili na pastwę losu. Leżał nieprzytomny przez kilka godzin, przez co jest mała szansa, żeby to przeżył. Taka mieszanka jest zbyt niebezpieczna, wręcz śmiertelna. Gdyby trafił do nas od razu, być może udałoby się nam coś zdziałać. Teraz możemy liczyć chyba tylko na cud.
Harry dokładnie dowiedział się, czego próbowali uzdrowiciele i wychodziło na to, że już nie mają żadnych alternatyw. Teleportował się do zamku Bezimiennych z nadzieją, że Ryan znajdzie jakieś rozwiązanie tego problemu. W jadalni trafił na Amy, Steve’a, Natalie, Seana i Najwyższego.
— Co masz taką minę? — zapytała Natalie.
— Można kogoś uzdrowić z Klątwy Powolnej Śmierci?
— Eliksir.
— A jeśli na eliksir jest już za późno?
— Można — odpowiedziała Amy po chwili namysłu. — Potrzeba do tego dużo energii i siły magicznej, ale jest wykonalne. Dlaczego pytasz?
— Na Charliego Weasleya rzuconą tę klątwę.
— Możesz spróbować, bo według mnie masz wystarczająco dużo siły magicznej, żeby mu pomóc — stwierdził Ryan. — Chodź.
Razem poszli do biblioteki, gdzie Ryan odnalazł odpowiednią księgę i podał ją Czarnemu.
— Zanim to zrobisz, musisz się porządnie wyspać, żeby nie stracić przytomności w trakcie rzucania zaklęcia.
Harry postanowił wziąć sobie jego radę do serca, dlatego poszedł do swojego pokoju w zamku, zakopał się pod kołdrą i niemal od razu zasnął. Gdy się obudził, według zegarka Seana w świecie Harry’ego nadchodził poranek. Mężczyzna chodził osowiały, a Czarny pokręcił głową, gdy zobaczył, jak co chwilę odprowadza wzrokiem Natalie.
— Może czas jej to powiedzieć? — zapytał cicho Harry, nie odrywając wzroku od książki.
— O czym ty mówisz?
— O Natalie, matołku. Wszyscy to widzą. Nie wiem, jakim sposobem cały czas to przed nią ukrywasz, skoro ja to zobaczyłem już na imprezie zapoznawczej. Rany, człowieku, jesteś Bezimiennym, a boisz się powiedzieć coś takiego? — nie dowierzał.
— Już wolałbym stanąć naprzeciwko całej armii Voldemorta.
Harry zaśmiał się.
— Według mnie powinieneś jednak spróbować z nią pogadać.
Zatrzasnął księgę i zostawił Seana z własnymi myślami. W swoim pokoju Harry nałożył na siebie szatę Bezimiennych i jak najmocniej nasunął na twarz kaptur. Deportował się w białej mgiełce, lądując w sali, w której leżał Charlie. Trafił na panią Weasley, która nie zdążyła nawet nic powiedzieć, ponieważ od razu rzucił na nią zaklęcie usypiające. Jej głowa opadła na klatkę piersiową, gdy zasnęła głębokim snem. Harry od razu podszedł do łóżka Charliego. Prawą rękę położył na głowie chorego, a drugą na jego sercu. Wyszeptał odpowiednie formułki w innym języku, a z jego dłoni wydostały się dwa białe promienie. Jeden trafił w serce Charliego, a drugi owinął się wokół jego klatki piersiowej. Usłyszał, że drzwi otwierają się, jednak nie przerwał tego, co robił. Wkroczył Bill, a za nim pan Weasley oraz Mark. Gdy zobaczyli zaistniałą sytuację, stanęli jak wryci, czując w pomieszczeniu ogromną moc. Harry opuścił dłonie, a promienie zniknęły. Charlie natychmiast otworzył oczy, wbijając je wprost w Czarnego, który z lekkim uśmiechem zaczął się cofać. Pstryknął palcami, a Molly obudziła się. Później zniknął w białym dymie.
Czuł się wykończony, gdy pojawił się w zamku Bezimiennych, jednak wiedział, że nie ma dużo czasu. Sean podał mu eliksir wzmacniający, pytając tylko, czy się udało. Czarny prędko przebrał się w normalne ciuchy i pojawił się na Grimmauld Place. Zdołał zaledwie usiąść na kanapie, gdy do środka wpadł Bill.
— Harry? Nie myślałem, że kogoś zastanę. Zresztą, to nie ma znaczenia. Charlie się obudził.
— Serio? No to super — odpowiedział Czarny z uśmiechem.
Po zniknięciu mężczyzny Harry postanowił zrobić śniadanie pod nieobecność pani Weasley. Znalazł książkę kucharską i zgodnie z instrukcjami zaczął robić posiłek. Momentami tracił kontrolę, ale szybko opanowywał sytuację. Dopóki w kuchni nie zjawili się Remus i Tonks, a później Syriusz. Rozmawiając z nimi, zapomniał o latających po kuchni nożach i po chwili uciekali z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Harry zasłonił sobą drzwi i ostrzegał każdego, kto wszedł do jadalni, żeby nie próbował wejść do kuchni, bo mogą wyjść pokrojeni na kawałki.
— Chciałem tylko zrobić śniadanie — powiedział cierpiętniczo, widząc rozbawione spojrzenia, a następnie rozszerzył oczy, gdy coś tak mocno uderzyło w drzwi, że aż zadudniło w całej jadalni.
— Chyba nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje — stwierdziła Hermiona.
— Tak poza tym, rano był tutaj Bill i powiedział, że Charlie się obudził.
Od razu na ustach wszystkich pojawiły się uśmiechy, a szczególnie na twarzach Weasleyów. Fleur podeszła do Harry’ego z różdżką w dłoni.
— Tutai potźeba kucharki — oznajmiła.
Harry odsunął się z wahaniem.
— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
Kobieta otworzyła drzwi. Po chwili słyszeli zgrzyty i dudnienia, lecz gdy zajrzeli do środka, sytuacja była już opanowana.
Późnym rankiem wszyscy udali się do szpitala w odwiedziny. Mark powtarzał im, że jest za dużo osób, ale odpuścił, gdy Harry poklepał go po plecach z dobrodusznym uśmiechem. Powitali się z chorym, rozsiadając wokół jego łóżka. Bill i pan Weasley opowiedzieli im o tajemniczym przybyszu, który pomógł Charliemu. W pewnym momencie poszkodowany wbił spojrzenie w Harry’ego.
— Był strasznie podobny do ciebie — stwierdził.
Harry poczuł na sobie wiele spojrzeń, więc uniósł brwi w niemym zdumieniu, a później zaśmiał się lekko.
— Pewnie miałeś majaki.
Charlie zmarszczył brwi.
— Całkiem możliwe.
Temat urwał się, gdy wkroczył Mark z groźną miną. Tym razem nie mieli wyjścia i musieli się ewakuować. Fleur zastąpiła panią Weasley i przygotowała przepyszne dania. W trakcie obiadu Harry dostał wiadomość od Snape’a z prośbą o jak najszybsze spotkanie, więc z niechęcią odłożył niedokończony posiłek, tłumacząc się tym, że znowu dostał informację o jakimś ataku. Narzucił na siebie kurtkę, a gdy wyszedł na ulicę, nałożył na głowę kaptur. Prędko ruszył na miejsce spotkania. Okazało się, że śmierciożercy planują zorganizować atak już za dwa dni. Po ustaleniu wszystkich faktów Snape zniknął, a Harry ruszył w stronę domu.

1 komentarz:

  1. Witam,
    cudo, udało im się sprawić wielką niespodziankę i wspaniały prezent, czyżby Charlie wiedział kto mu pomagał....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń