W trakcie tygodnia, który
spędzili na Grimmauld Place przed świętami, większość czasu wszyscy
przeznaczali na sprzątanie. Harry’emu, Ronowi i bliźniakom sprawiało to trochę
problemów, gdyż mieli mniej godzin na odnawianie Nory. Zostały już ostatnie
detale, jednak nawet na nie potrzebowali trochę czasu. Czas spędzany przy
sprzątaniu często kończył się różnorodnymi wypadkami i wybuchami śmiechu.
Pewnego dnia, gdy Czarny z Ronem i Łapą sprzątali jakiś nieużywany od piątej
klasy pokój, rudzielec otworzył szafkę i dał nogę, zanim pozostała dwójka
zorientowała się, o co chodzi. Usłyszeli zza drzwi jego krzyk, że zrobi
herbatę. Zdumieni Syriusz i Harry podeszli do szafki i wybuchnęli śmiechem,
widząc olbrzymie pająki. Czarny zaczął wołać Rona, ale ten się nie pojawił,
więc musieli radzić sobie sami. Gdy wreszcie cały pokój błyszczał, postanowili
odpocząć, zanim pani Weasley zobaczy, że nie mają nic do roboty.
— Zaprosiłem kogoś na święta —
powiedział w pewnej chwili Harry.
— Kogo?
— Amy.
Syriusz przez chwilę w ogóle się
nie odzywał, czym rozbawił Harry’ego.
— To fajnie — stwierdził
wreszcie.
— Wiedziałem, że się ucieszysz —
zaśmiał się.
Zanim zdążyli to przedyskutować,
w swoje sidła złapała ich pani Weasley.
Dzień przed świętami był bardzo
radosnym dniem dla Harry’ego, Rona i bliźniaków. Właśnie wrócili z budowy,
która dzisiejszego dnia została zakończona. Śmiali się z byle czego, a ze
zwykłego sprzątania potrafili zrobić niezłą zabawę. Po jakimś czasie zamknęli się
we czwórkę w pokoju pod pretekstem ogarnięcia kolejnego pokoju. Pozostali
siedzieli w jadalni, rozmawiając na różnorodne tematy. Pani Weasley kręciła się
po kuchni, gdzie razem z Fleur piekły ciasta. W odwiedziny wpadli również Jay
oraz Alex i to oni jako pierwsi usłyszeli hałas dochodzący z góry.
— Co oni tam robią? — zdziwił się
Jay.
— Czuję, że szaleję —
odpowiedział Alex z błyskiem w oku.
Wszyscy powymieniali ze sobą
spojrzenia, a następnie zerwali się z krzeseł i pognali do pokoju. To, co tam
zobaczyli, odebrało im mowę. Wraz z otwarciem drzwi do ich uszu wdarła się
głośna muzyka i ryk, który prawdopodobnie miał być śpiewem. Harry, Ron, Fred i
George wynaleźli skądś czarne peruki z włosami za ramiona. Ron stał przy biurku
i udawał, że gra na klawiszach, Fred rozstawił wokół siebie mnóstwo garnków, w
które trzaskał patykami, a George udawał, że gra na gitarze, chociaż w dłoniach
trzymał miotłę. Harry z kolei zaopatrzył się w ogórek, do którego śpiewał.
Reszta twardo mu wtórowała. Nikt nie wątpił, że mają nieźle w czubach.
...Forget our memories
Forget our possibilities
What you were changing me into...
Forget our possibilities
What you were changing me into...
Harry
wydzierał się najgłośniej i wszyscy z zaskoczeniem musieli przyznać, że ma
świetny głos, chociaż alkohol robił swoje.
...Don’t stay
Forget our memories
Forget our memories
Forget our possibilities
Take all your faithlessness with you
DON'T STAY!
Take all your faithlessness with you
DON'T STAY!
Najwyraźniej Ron, Fred i George
stracili siły na ciągłe śpiewy, gdyż zamilkli ze śmiechem na ustach. Czarny
uratował ich honor i śpiewał dalej, wprawiając wszystkich w zdumienie.
…I don’t need you anymore
I don’t want to be ignored
I don’t want to be ignored
I don’t need one more day
Of you wasting me away
With no apologies
Don’t stay…
[Linkin Park – Don’t stay]
Of you wasting me away
With no apologies
Don’t stay…
[Linkin Park – Don’t stay]
Alex i Jay wymienili między sobą
spojrzenia.
— Nieźle — powiedział bezgłośnie
Alex, ale z uznaniem, a Jay skinął głową.
Czwórka chłopaków wspólnie
dokończyła refren. Fred uderzył ostatni raz w perkusję, wyłączył muzykę i równocześnie wybuchnęli śmiechem.
Goście zaczęli bić brawo i wiwatować. Chłopcy momentalnie odwrócili się w ich
stronę. George lekko się przy tym zachwiał, trącając przy tym butelkę.
— Nie chcę wiedzieć, ile
wypiliście — stwierdził z rozbawieniem Alex.
— Mieliśmy powód — odpowiedział
lekko niewyraźnie Fred.
— Jaki?
— Skończyliśmy to, z czym
męczyliśmy się cały miesiąc — odparł z triumfem Ron. — Jutro się dowiecie —
dodał natychmiast.
Na tym temat się zakończył.
Zostawili ich samych, żeby się wyszaleli.
Harry z ociąganiem otworzył oczy.
Był pierwszy dzień świąt, więc nie zdziwił się, że za oknem pada śnieg.
Stwierdził, że nawet gdybym walił się dom, nie wstanie z łóżka, dlatego
przekręcił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce. Miał zamiar spać dalej, ale
mu w tym przeszkodzono. Powodem był…
— Pobudka, chłopaki!
Syriusz. Czarny wybuchnął
śmiechem, widząc chrzestnego w czapce Mikołaja. Ron stęknął cicho, ale otworzył
jedno oko i również zaczął się śmiać. Łapa wcisnął im na głowy podobne czapki.
— Modnie wyglądam, co nie? —
wyszczerzył się Wąchacz.
Zapowiadają się szalone święta — pomyślał Czarny, a w następnej
chwili wrzasnął, gdy Syriusz wysunął mu spod tyłka kołdrę, przez co zjechał na
ziemię. Syriusz wybuchnął śmiechem, więc Harry cisnął w niego poduszką. Jego
oczy błysnęły, kiedy zobaczył, że jego chrzestny stoi na końcówce
prześcieradła. Pociągnął z całej siły za materiał, a Syriusz runął jak długi na
ziemię. Ron ryczał ze śmiechu, widząc ich rodzinne potyczki.
— Co wy tutaj wyprawiacie? —
zapytał wchodzący do pokoju Remus i pokręcił głową, wywracając oczami, kiedy
dostrzegł, że Łapa dusi Harry’ego poduszką.
Nagle chłopak przestał się
ruszać.
— Zabiłem go? — zaniepokoił się
Syriusz.
— To może z niego zejdź? Mało nie
ważysz — zaproponował Lunatyk.
Łapa szybko zabrał poduszkę i to
był jego błąd. Harry rzucił się na niego z bojowym okrzykiem i przejął rolę
duszącego. Lunatyk wiedział, że są w stanie zrujnować pokój, więc chciał
przywołać ich do porządku, ale w następnej chwili oberwał poduchą w twarz.
Decyzja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Cisnął poduszką prosto w Łapę.
— Ej! To nie ja! — oburzył się.
Druga poduszka poleciała w
Czarnego. Ten już miał mu oddać, gdy do pokoju weszła pani Weasley i rozgoniła
całe towarzystwo.
W całym domu czuć było świąteczną
atmosferę, a goście zapełniali większość jadalni. Fleur była już w szóstym
miesiącu ciąży, więc widać było brzuszek, a Bill chodził dumny jak paw. Dzwonek
do drzwi wdarł się do ich uszu, więc Harry zerwał się z fotela, żeby otworzyć,
domyślając się, że to Amy. Syriusz spiął się jak struna, dlatego Czarny walnął
go w plecy i rozbawiony wyszedł na korytarz. Amy wycałowała swojego
chrześniaka, jakby nie widzieli się całe wieki.
— Widzieliśmy się dwa dni temu —
stwierdził rozbawiony Harry.
— Wiem, ale miałam cię wyściskać
w imieniu wszystkich Aniołków za prezent — wyszczerzyła się.
— Wiem, jak Aniołki uwielbiają
słodycze.
— Co to tak bulgocze?
— Matka Syriusza. Zakleiłem jej
usta, żeby nie wrzeszczała.
Amy zachichotała i zerknęła na
zamknięte drzwi, gdy znowu ktoś zadzwonił. Za drzwiami stali Jay i Alex, którzy
oznajmili, że przyszli, żeby zobaczyć to, o czym z Ronem i bliźniakami Harry
nie chciał im powiedzieć. Towarzystwo Jaya i Alexa nie było niczym nowym, więc
pani Weasley natychmiast zaczęła wciskać im jedzenie, ale wejście Amy sprawiło,
że wszyscy zerkali na nią z zaciekawieniem.
— Cóż to za nowy gość? — zapytał
George albo Fred, tego Harry nie potrafił teraz rozróżnić.
— Amy, moja matka chrzestna.
Ci, którzy jeszcze o tym nie
wiedzieli, wyglądali na zaskoczonych, jednak powitano ją ciepło i szybko
porwano w wir rozmów.
W końcu nadszedł czas na
ujawnienie tajemnicy. Fred i George ułożyli specjalne przemówienie na tę
okazję.
— Proszę o ciszę!
— Mamo...
— ... tato.
—... Razem z Ronem...
— ... i Harrym...
— ... mamy dla was...
—... specjalny prezent.
— Tylko prosimy was...
— ... jak to zobaczycie...
— ... nie zejdźcie na zawał.
Rozległy się pojedyncze chichoty,
a Harry uśmiechnął się lekko.
— Prosimy was...
— ... o chwilę cierpliwości.
— Harry was tam zaprowadzi...
— … w odpowiednim czasie…
— ... a my już...
— ... musimy iść.
Bliźniacy zniknęli razem z Ronem.
— Co wyście wykombinowali? —
spytał Charlie z zaciekawieniem.
Czarny w odpowiedzi tylko się
uśmiechnął, zerkając na zegarek. Nagle podał Łapie dwa paski od spodni.
— Uaktywnią się za trzydzieści
sekund.
Teleportował się.
— To świstokliki — powiedziała prędko
Amy do zdezorientowanych osób.
— Szybko!
Podzielili się na dwie grupy i po
chwili wszyscy zniknęli z Grimmauld Place. Czwórka chłopaków stała przy
najbliższym drzewie, rozmawiając o czymś. Gdy zobaczyli, że już są, od razu do
nich podeszli.
— Raczej rozpoznajecie teren —
powiedział na wstępie Ron.
— Wygląda tak, jakbyśmy byli
przed Norą — odparł Bill ze zmarszczonymi brwiami.
— Właśnie — wyszczerzył się Fred.
— Tylko gdzie ona jest?
Zapadła cisza.
— Ukryliście ją? — zapytała
zdziwiona Hermiona.
— Bingo — rzucił George.
— Po co? Przecież i tak zostały z
niej ruiny — stwierdził pan Weasley.
— Tak jakby… już nie —
wyszczerzył się Ron, a Harry zrzucił zaklęcie jednym machnięciem ręki.
Przed nimi pojawił się dom z ogródkiem.
— Mamo, tato, ona nowa Nora —
powiedzieli zgodnie bliźniacy.
Amy zaśmiała się cicho,
podstawiając za Molly i Artura krzesła, co było bardzo dobrym pomysłem, bo
ugięły się pod nimi kolana. Wszyscy w szoku patrzyli na dom.
— Podoba się? — zapytał wreszcie
Ron.
— Boże drogi, dzieci…
Pani Weasley zerwała się z
krzesła i przygarnęła do siebie dwóch pierwszych chłopaków, czyli Rona i
Harry’ego. Później mocno wyściskała bliźniaków, zalewając się łzami.
— I wy to zrobiliście w ciągu
miesiąca we czterech? — zapytała z niedowierzaniem Ginny.
Odpowiedziało jej kiwnięcie
głowami. Przed nimi stała o wiele większa niż wcześniej Nora, lecz wyglądała na
równie przytulną. Miała parter, piętro i piwnicę. Na zewnątrz chłopcy
pomalowali ją na biało. Miała duże okna, przez które do domu wpadało mnóstwo
światła, o czym zawsze marzyła pani Weasley. Przed budynkiem był niewielki
ogródek, w którym rosło mnóstwo kwiatów. Niektórzy dostrzegli za domem nieduży
budynek – najprawdopodobniej miejsce, gdzie pan Weasley przechowywał swoje
mugolskie przedmioty.
— Rzuciliśmy wokół domu zaklęcia
ochronne, których śmierciożercy nie powinni złamać, więc jest bezpiecznie —
powiadomił Czarny.
— Może wejdziemy do środka? —
zaproponował Fred i zaprowadził swoją matkę w stronę domu.
George zaciągnął tam swojego
ojca, który nie był w stanie nawet się odezwać. Korytarz prowadził do różnych
pomieszczeń na parterze i na piętro. Już po przejściu przez pierwsze drzwi
Molly ponownie zalała się łzami.
— Wiedziałem, że to był zły
pomysł — westchnął Fred.
Kuchnia była dwa razy większa od
poprzedniej, bardziej przestronna i przeznaczona dla jeszcze większej liczby
osób. Wiedzieli, że to pomieszczenie zawsze było miejscem spotkań całej
rodziny, więc skupili na nim największą uwagę podczas budowy. Po obejściu
całego domu pani Weasley ponownie wyściskała całą czwórkę. Artur poszedł za jej
przykładem, wzruszony jak nigdy wcześniej.
Radość z powodu odbudowania Nory
nie trwała długo. Już dzień później wszyscy wrócili na ziemię, gdy w Kwaterze
Głównej pojawił się roztrzęsiony pan Weasley.
— Charlie jest w szpitalu. Został
napadnięty przez śmierciożerców.
Wszyscy Weasleyowie przenieśli
się do Munga, zostawiając pozostałe osoby w ciszy. W napięciu czekali na
jakiekolwiek wiadomości. Mieli wrażenie, że minęła wieczność, gdy wrócili Ron i
Ginny, odesłani do domu przez ojca. Ginny miała podpuchnięte oczy, co
świadczyło o tym, że płakała. Bez słowa usiadła Harry’emu na kolanach i mocno
się do niego przytuliła, więc objął ją ramionami, o nic nie pytając.
— Jest w śpiączce. Ma dziesięć
procent szans na przeżycie — powiedział tępo Ron.
Kolejne godziny mijały niemal w
zupełnej ciszy, nastał wieczór i noc. Hermiona rozdała wszystkim kubki z
herbatą. Ginny zasnęła na kolanach Czarnego, więc zaniósł ją do jej pokoju. To
było jak sygnał, dlatego wszyscy porozchodzili się, by się zdrzemnąć. Harry
został sam, lecz nie miał zamiaru iść spać, chociaż czuł się zmęczony.
Teleportował się do Szpitala Świętego Munga, gdzie złapał Marka.
— Możesz mi powiedzieć, co z Charliem?
— Wiesz, że nie powinienem. Nie
jesteś jego krewnym — odpowiedział niepewnie.
— Przecież mnie znasz i wiesz, że
Weasleyowie są dla mnie jak rodzina.
Mark zawahał się, ale wreszcie
ustąpił. Kiwnął mu głową, żeby odeszli gdzieś dalej.
— To musi zostać między nami. —
Harry pokiwał głową. — Charlie był torturowany różnorodnymi zaklęciami, ale
załatwili go Klątwą Powolnej Śmierci i zostawili na pastwę losu. Leżał
nieprzytomny przez kilka godzin, przez co jest mała szansa, żeby to przeżył.
Taka mieszanka jest zbyt niebezpieczna, wręcz śmiertelna. Gdyby trafił do nas
od razu, być może udałoby się nam coś zdziałać. Teraz możemy liczyć chyba tylko
na cud.
Harry dokładnie dowiedział się,
czego próbowali uzdrowiciele i wychodziło na to, że już nie mają żadnych
alternatyw. Teleportował się do zamku Bezimiennych z nadzieją, że Ryan znajdzie
jakieś rozwiązanie tego problemu. W jadalni trafił na Amy, Steve’a, Natalie,
Seana i Najwyższego.
— Co masz taką minę? — zapytała
Natalie.
— Można kogoś uzdrowić z Klątwy
Powolnej Śmierci?
— Eliksir.
— A jeśli na eliksir jest już za
późno?
— Można — odpowiedziała Amy po
chwili namysłu. — Potrzeba do tego dużo energii i siły magicznej, ale jest
wykonalne. Dlaczego pytasz?
— Na Charliego Weasleya rzuconą
tę klątwę.
— Możesz spróbować, bo według
mnie masz wystarczająco dużo siły magicznej, żeby mu pomóc — stwierdził Ryan. —
Chodź.
Razem poszli do biblioteki, gdzie
Ryan odnalazł odpowiednią księgę i podał ją Czarnemu.
— Zanim to zrobisz, musisz się
porządnie wyspać, żeby nie stracić przytomności w trakcie rzucania zaklęcia.
Harry postanowił wziąć sobie jego
radę do serca, dlatego poszedł do swojego pokoju w zamku, zakopał się pod
kołdrą i niemal od razu zasnął. Gdy się obudził, według zegarka Seana w świecie
Harry’ego nadchodził poranek. Mężczyzna chodził osowiały, a Czarny pokręcił
głową, gdy zobaczył, jak co chwilę odprowadza wzrokiem Natalie.
— Może czas jej to powiedzieć? —
zapytał cicho Harry, nie odrywając wzroku od książki.
— O czym ty mówisz?
— O Natalie, matołku. Wszyscy to widzą.
Nie wiem, jakim sposobem cały czas to przed nią ukrywasz, skoro ja to
zobaczyłem już na imprezie zapoznawczej. Rany, człowieku, jesteś Bezimiennym, a
boisz się powiedzieć coś takiego? — nie dowierzał.
— Już wolałbym stanąć naprzeciwko
całej armii Voldemorta.
Harry zaśmiał się.
— Według mnie powinieneś jednak
spróbować z nią pogadać.
Zatrzasnął księgę i zostawił
Seana z własnymi myślami. W swoim pokoju Harry nałożył na siebie szatę
Bezimiennych i jak najmocniej nasunął na twarz kaptur. Deportował się w białej
mgiełce, lądując w sali, w której leżał Charlie. Trafił na panią Weasley, która
nie zdążyła nawet nic powiedzieć, ponieważ od razu rzucił na nią zaklęcie
usypiające. Jej głowa opadła na klatkę piersiową, gdy zasnęła głębokim snem.
Harry od razu podszedł do łóżka Charliego. Prawą rękę położył na głowie
chorego, a drugą na jego sercu. Wyszeptał odpowiednie formułki w innym języku,
a z jego dłoni wydostały się dwa białe promienie. Jeden trafił w serce
Charliego, a drugi owinął się wokół jego klatki piersiowej. Usłyszał, że drzwi otwierają
się, jednak nie przerwał tego, co robił. Wkroczył Bill, a za nim pan Weasley
oraz Mark. Gdy zobaczyli zaistniałą sytuację, stanęli jak wryci, czując w
pomieszczeniu ogromną moc. Harry opuścił dłonie, a promienie zniknęły. Charlie
natychmiast otworzył oczy, wbijając je wprost w Czarnego, który z lekkim
uśmiechem zaczął się cofać. Pstryknął palcami, a Molly obudziła się. Później
zniknął w białym dymie.
Czuł się wykończony, gdy pojawił
się w zamku Bezimiennych, jednak wiedział, że nie ma dużo czasu. Sean podał mu
eliksir wzmacniający, pytając tylko, czy się udało. Czarny prędko przebrał się
w normalne ciuchy i pojawił się na Grimmauld Place. Zdołał zaledwie usiąść na
kanapie, gdy do środka wpadł Bill.
— Harry? Nie myślałem, że kogoś
zastanę. Zresztą, to nie ma znaczenia. Charlie się obudził.
— Serio? No to super —
odpowiedział Czarny z uśmiechem.
Po zniknięciu mężczyzny Harry
postanowił zrobić śniadanie pod nieobecność pani Weasley. Znalazł książkę
kucharską i zgodnie z instrukcjami zaczął robić posiłek. Momentami tracił
kontrolę, ale szybko opanowywał sytuację. Dopóki w kuchni nie zjawili się Remus
i Tonks, a później Syriusz. Rozmawiając z nimi, zapomniał o latających po
kuchni nożach i po chwili uciekali z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
Harry zasłonił sobą drzwi i ostrzegał każdego, kto wszedł do jadalni, żeby nie
próbował wejść do kuchni, bo mogą wyjść pokrojeni na kawałki.
— Chciałem tylko zrobić śniadanie
— powiedział cierpiętniczo, widząc rozbawione spojrzenia, a następnie
rozszerzył oczy, gdy coś tak mocno uderzyło w drzwi, że aż zadudniło w całej
jadalni.
— Chyba nie chcę wiedzieć, co tam
się dzieje — stwierdziła Hermiona.
— Tak poza tym, rano był tutaj
Bill i powiedział, że Charlie się obudził.
Od razu na ustach wszystkich
pojawiły się uśmiechy, a szczególnie na twarzach Weasleyów. Fleur podeszła do
Harry’ego z różdżką w dłoni.
— Tutai potźeba kucharki —
oznajmiła.
Harry odsunął się z wahaniem.
— Nie wiem, czy to jest dobry
pomysł.
Kobieta otworzyła drzwi. Po
chwili słyszeli zgrzyty i dudnienia, lecz gdy zajrzeli do środka, sytuacja była
już opanowana.
Późnym rankiem wszyscy udali się
do szpitala w odwiedziny. Mark powtarzał im, że jest za dużo osób, ale
odpuścił, gdy Harry poklepał go po plecach z dobrodusznym uśmiechem. Powitali
się z chorym, rozsiadając wokół jego łóżka. Bill i pan Weasley opowiedzieli im
o tajemniczym przybyszu, który pomógł Charliemu. W pewnym momencie poszkodowany
wbił spojrzenie w Harry’ego.
— Był strasznie podobny do ciebie
— stwierdził.
Harry poczuł na sobie wiele
spojrzeń, więc uniósł brwi w niemym zdumieniu, a później zaśmiał się lekko.
— Pewnie miałeś majaki.
Charlie zmarszczył brwi.
— Całkiem możliwe.
Temat urwał się, gdy wkroczył
Mark z groźną miną. Tym razem nie mieli wyjścia i musieli się ewakuować. Fleur
zastąpiła panią Weasley i przygotowała przepyszne dania. W trakcie obiadu Harry
dostał wiadomość od Snape’a z prośbą o jak najszybsze spotkanie, więc z
niechęcią odłożył niedokończony posiłek, tłumacząc się tym, że znowu dostał
informację o jakimś ataku. Narzucił na siebie kurtkę, a gdy wyszedł na ulicę,
nałożył na głowę kaptur. Prędko ruszył na miejsce spotkania. Okazało się, że
śmierciożercy planują zorganizować atak już za dwa dni. Po ustaleniu wszystkich
faktów Snape zniknął, a Harry ruszył w stronę domu.
Witam,
OdpowiedzUsuńcudo, udało im się sprawić wielką niespodziankę i wspaniały prezent, czyżby Charlie wiedział kto mu pomagał....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia