Gdy tylko Harry’emu zaczęły
wracać siły po chorobie, coraz częściej odczuwał nudę. Jego przyjaciele i
dziewczyna zwykle byli na lekcjach, podobnie jak nauczyciele, z którymi
utrzymywał bliższe kontakty. Niemal wychodził z siebie, za towarzystwo mając
jedynie pielęgniarkę, która mówiła właściwie wyłącznie o chorobie. Ledwo
powstrzymał głośny jęk rozpaczy, kiedy otaczała go cisza, a Pomfrey nie
pozwalała mu ruszać się z łóżka. Postanowił sięgnąć po drastyczniejsze środki.
Jay i Alex siedzieli właśnie na
transmutacji i notowali to, co dyktował im Syriusz. Omawiali rzeczy, które
zdążyli przerobić u Czarnych Feniksów, lecz nie mogli zbytnio pokazywać, że
umieją zbyt dużo, więc stwarzali pozory. Nagle obaj równocześnie podskoczyli w
krzesłach, gdy w ich głowach rozległ się zrozpaczony głos Harry’ego:
— Powiedzcie, że zaraz kończycie!
Wszyscy spojrzeli na nich z
uniesionymi brwiami.
— Coś się stało? — zapytał Łapa.
— Chyba jakiś duch przeleciał nam
po nogach — odpowiedział Alex, a Jay pokiwał głową. — Za pół godziny — dodał do Harry’ego, który jęknął rozpaczliwie.
— Chyba zaraz Pomfrey wyniesie mnie nogami do przodu, bo umrę z nudów. Z
kim macie lekcję?
— Z Łapą — odparł Jay.
— Zwolnijcie się. Powiedzcie, że macie umierającego przyjaciela.
— Jesteś popieprzony. Zamknij się na moment, bo musimy pisać.
— O czym?
— O transmutowaniu idiotów w geniuszy.
— O, przyda ci się, Jay.
— Wal się.
Alex zatkał usta dłonią, żeby nie
parsknąć głośnym śmiechem.
— Na pewno mieliście o tym u Feniksów, co? — zapytał Harry.
— No tak.
— Moment. Zajmę się tym.
Alex i Jay wymienili spojrzenia.
— Co on chce zrobić? — szepnął
Alex, a Jay wzruszył ramionami.
Nagle Syriusz podskoczył jak
oparzony, więc obaj zakryli twarze, żeby głośno się nie roześmiać. Syriusz
spojrzał na nich pytająco, więc wzruszyli bezradnie ramionami. Łapa podyktował
zdanie do końca i powiedział, żeby teraz słuchali, dając tym samym Alexowi i
Jayowi wolną rękę, jeśli chodziło o telepatyczne rozmowy z Harrym.
— Jeszcze dyktuje? — zapytał Czarny.
— Nie, ale chyba ci się oberwie, bo trochę zbyt gwałtownie przekazałeś
mu wiadomość.
— Ups. No cóż, poudaję, że stan mi się pogorszył to się zlituje.
Do końca lekcji Alex i Jay
musieli powstrzymywać się, żeby nie ryknąć śmiechem, gdy Harry celowo rzucał zabawnymi
tekstami.
Tak jak się spodziewali, chłopak
został obsztorcowany od góry do dołu za przeszkadzanie w lekcjach.
Wieczorem miał bardzo dużo czasu
na przemyślenie sprawy dotyczącej prezentów świątecznych i do głowy wpadł mu
genialny pomysł, dlatego przekazał Ronowi telepatyczną wiadomość, żeby wpadł,
jeśli nie ma nic ważnego do zrobienia. Chłopak pojawił się kilka minut później
z ciekawością wymalowaną na twarzy.
— Co wymyśliłeś? — zapytał na
wstępie Ron.
— Słuchaj, tak teraz myślałam o
Norze i zbliżających się świętach. Może… odbudowalibyśmy Norę?
Ron patrzył na niego przez chwilę
z zaskoczeniem.
— To nie jest głupi pomysł, ale
chyba domyślasz się, ile będzie z tym pracy.
— Za te wszystkie lata, przez
które traktowaliście mnie jak rodzina… To dla mnie żaden problem.
Ron uśmiechnął się lekko, ale po
chwili jego uśmiech zbladł.
— To chyba nie wypali.
— Czemu?
— No wiesz… Na coś takiego trzeba
mieć forsę, a u mnie to krucho — mruknął.
— Daj spokój. To zostaw na mojej
głowie. Za to będziesz więcej pracował — wywrócił oczami, widząc, że chłopak
chce się sprzeciwiać. — Trochę rzeczy pewnie przetrwało, niektóre można
naprawić czarami, a resztę się dokupi. Myślałem, żeby wciągnąć w to też
bliźniaków, bo raczej we dwójkę tak dużo nie zdziałamy w tak krótkim czasie.
Pomfrey powiedziała, że wypuści mnie za dwa dni, więc możemy wtedy zacząć.
— Co ze śmierciożercami? Musimy
jakoś zabezpieczyć teren.
Harry zastanowił się chwilę.
— Tym też się zajmę.
— Wiesz w ogóle, jak budować
domy?
— Yyy… Niezbyt.
Spojrzeli na siebie i
równocześnie machnęli zbywająco rękami, co doprowadziło ich do śmiechu. Mieli
nadzieję, że McGonagall nie będzie robiła im problemów z wyjściami i że nie
zawalą szkoły. Postanowili też, że nikomu o tym nie powiedzą, chyba że będzie
to konieczne.
Tak jak powiedziała pani Pomfrey,
Harry został wypuszczony ze Skrzydła Szpitalnego dwa dni później.
— Tylko się nie przemęczaj, jedz
zdrowo i dbaj o siebie — powiedziała po raz kolejny, a on potulnie kiwał głową,
żeby się nie czepiała.
Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się
za drzwiami. Natychmiast ruszył do pokoju wspólnego Gryfonów. Nie zwrócił uwagi
na spojrzenia uczniów. Wiadomość o jego chorobie rozniosła się lotem błyskawicy
po całej szkole i pielęgniarka nie jeden raz musiała wyganiać spod drzwi
dziewczyny, które były tym zainteresowane. Harry znalazł Rona i razem poszli do
McGonagall, żeby ustalić z nią wyjścia ze szkoły. Po wielu przytoczonych
argumentach wreszcie udało im się przekonać ją do ich pomysłu, więc
bezzwłocznie z tego skorzystali i wydostali się ze szkoły, by porozmawiać z
Fredem i Georgem. Obu znaleźli w Hogsmeade, dlatego wyrwali ich z pracy i
zabrali do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Obaj zainteresowali się pomysłem
odbudowania Nory.
— Jeśli się zgodzicie, musicie
się liczyć z tym, że możecie czasami zaniedbywać sklepy — zastrzegł Czarny.
— Żaden problem. Mamy
pracowników, którzy przez ten czas wszystkim się zajmą — odparł Fred.
— Od czego chcecie zacząć? —
dodał George.
— Jutro pójdę do Nory i nałożę na
nią zaklęcia ochronne. Lepsze niż wcześniej, żeby sytuacja się nie powtórzyła.
W tym czasie wy możecie zająć się wyciągnięciem rzeczy, które przetrwały i mogą
się przydać — oznajmił Harry. — Jeśli chodzi o zaklęcia potrzebne do budowy
domu, myślę, że też bez problemu to załatwię.
Omówili wszystko do końca i
dopiero wtedy wrócili do swoich zajęć.
Kolejnego dnia we czwórkę zjawili
się przy zrujnowanej Norze. Harry’emu przykro zrobiło się na ten widok, gdyż
przeżył tutaj wiele dobrych chwil. Nie wyobrażał sobie, jak muszą się czuć Ron
i bliźniacy. Czarny zajął się rzucaniem zaklęć ochronnych, żeby śmierciożercy
nie mieli szans się tutaj dostać. Później deportował się do zamku Bezimiennych,
gdzie znalazł Ryana siedzącego z Amy i Stevem.
— Znacie jakieś zaklęcia
potrzebne do budowy domu? — zapytał, dosiadając się do nich.
Najwyższy zmarszczył brwi w
zamyśleniu.
— Na pewno jakieś znajdziemy w
księgach, ale wątpię, żeby ktokolwiek z Aniołów znał je z pamięci. Po co ci
takie zaklęcia?
Czarny opowiedział im o pomyśle,
co spotkało się z szerokim uśmiechem Amy. Bezimienni wyrazili chęć pomocy i
natychmiast przeszli do biblioteki, żeby odnaleźć jakieś zaklęcia. Jakiś czas
później Harry miał na kartce zanotowane uroki potrzebne między innymi do kopania
rowów czy podtrzymywania ciężkiej konstrukcji. Podziękował Bezimiennym i
zadowolony wrócił do Nory.
— Ten chłopak mnie zadziwia —
stwierdził Steve.
W trakcie kolejnego tygodnia
Harry, Ron i bliźniacy ciężko pracowali. Ich bliscy zaczęli dostrzegać, że
dzieje się coś dziwnego, jednak wszystkich zbywali, powtarzając, że niedługo
się dowiedzą. Zaklęcia Bezimiennych bardzo się przydały przy odbudowie domu,
chociaż i tak całe to przedsięwzięcie było dość męczące.
Kolejny tydzień minął im podobnie,
a Harry zaczął odczuwać pierwsze oznaki wyczerpania. Wrócił kłujący ból w
klatce piersiowej i pewnej nocy miał tak duszący atak kaszlu, że musiał szybko
pójść do łazienki.
— Wiesz, że miałeś się oszczędzać
— usłyszał cichy głos Jaya, gdy wrócił do łóżka.
— Nie jest źle — mruknął.
— Jasne — prychnął. — Przystopuj
trochę, zanim się wykończysz.
Harry nic na to nie odpowiedział.
Lekcja transmutacji przebiegała
tak jak zazwyczaj, lecz do Harry’ego kompletnie nie docierały słowa Syriusza.
Strasznie źle się czuł i obawiał się, że przesadził z nadmiarem pracy. Wszyscy
zaczęli wstawać z krzeseł, aby wypróbować zaklęcie, więc zrobił to samo,
chociaż nie miał zielonego pojęcia, o co chodzi. Gdy tylko wstał, zakręciło mu
się w głowie, a uścisk w klatce piersiowej wzmógł się.
— Dobrze się czujesz? — usłyszał
głos Syriusza.
Harry szybko na niego zerknął,
nawet nie orientując się, kiedy mężczyzna do niego podszedł. Pokiwał głową, jak
gdyby nigdy nic, co skończyło się kolejnym zawirowaniem w głowie. Łapa
natychmiast odesłał go do Skrzydła Szpitalnego. Miał zamiar kogoś z nim wysłać,
jednak Czarny się sprzeciwił i poszedł sam. Już po kilku krokach za drzwiami
klasy domyślił się, że to nie był zbyt dobry pomysł. Gdy tylko znalazł się przy
drzwiach od łazienki, natychmiast do niej wszedł. Wybuchnął tak przeraźliwym
kaszlem, że sam zaczął się obawiać o swoje zdrowie. Kręciło mu się w głowie i
wiedział, że nie da rady dojść do Pomfrey.
— Możesz jednak kogoś wysłać do łazienki? — zapytał telepatycznie
Syriusza.
Wiedział, że nie doczeka się
odpowiedzi, dlatego usiadł na ziemi i czekał z nadzieją, że rzeczywiście zdołał
wysłać wiadomość. Po chwili w drzwiach pojawił się Alex, który bez zbędnych pytań
podszedł do niego i pomógł mu się podnieść. Momentami miał wrażenie, że Alex
ciągnie go w stronę Skrzydła Szpitalnego, bo ciemniało mu przed oczami i
brakowało tchu. Nogi zaczęły się pod nim uginać. Ledwo usłyszał, jak Alex
głośno zaklął. Wreszcie dotarli do pani Pomfrey. Alex natychmiast zaczął ją
wołać, więc pojawiła się dość szybko. W następnej chwili Harry poczuł, że kładą
go na łóżku i nakładają maskę tlenową, żeby łatwiej mu się oddychało. Głosy
docierały do niego jak zza grubej szyby. Gdzieś z daleka dobrnął do niego
dźwięk dzwonka ogłaszającego koniec zajęć. Kiedy wreszcie zaczął wracać do
siebie, w Skrzydle Szpitalnym byli już Jay, Ron, Hermiona i Syriusz. Pomfrey
natychmiast do niego podeszła i zaczęła zrzędzić, że nie dostosował się do jej
zaleceń.
— Znowu poleżysz tutaj kilka dni
— dodała na koniec.
— Co? — jęknął cierpiętniczo. —
Nie chcę.
— Trzeba było o siebie dbać —
fuknęła.
— Mówiłem? Mówiłem — powiedział
Syriusz, gdy kobieta poszła po lekarstwa.
Czarny spojrzał na Rona, który
wzruszył bezradnie ramionami.
— Trzeba było słuchać George’a…
— George’a? — podchwyciła
Hermiona. — Więc bliźniacy też są w to zamieszani?
Ron miał minę, jakby chciał
walnąć się w czoło. Zanim ktokolwiek zaczął zadawać mu pytania, ewakuował się,
by przedostać się do Nory. Gdy wszyscy naskoczyli na Czarnego z pytaniami,
chłopak pierwszy raz ucieszył się z powrotu pielęgniarki.
Witam,
OdpowiedzUsuńpomysł z odbudowaniem Nory dobry, i znów Harry znalazł się w skrzydle szpitalnym....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia