Śnieg przykrył zieloną trawę na
błoniach Hogwartu. Lekki wiatr chłodził twarze uczniów, którzy postanowili
wyrwać się z zamku, by lepić bałwany lub rzucać się śnieżkami. Tafla jeziora
pokryta była lodem.
Harry’ego obudziły promienie
zimowego słońca. Był weekend, więc chciał sobie jeszcze pospać, ale piski,
śmiechy i krzyki zza okna mu na to nie pozwalały. Zakrył głowę kołdrą, ale głosy
nadal do niego docierały. Co oni tam
robią tak wcześnie, do jasnej cholery?! Nie dadzą spać! Z innych stron pomieszczenia
rozlegało się chrapanie współlokatorów. Stwierdził, że nie zmruży już oka, więc
leniwie otworzył oczy. Dał pospać pozostałym i sam ruszył do Wielkiej Sali na
śniadanie, szeroko ziewając po drodze i czochrając sobie włosy. Niezbyt zwrócił
uwagę na wlepione w niego spojrzenia jakichś młodych dziewczyn, które gapiły
się na niego jak na obrazek. Co chwilę wymijał osoby ubrane w grube, zimowe
kurtki. Niektórzy byli przemoczeni, lecz nie przejmowali się tym, śmiejąc się
radośnie po zabawie z przyjaciółmi. Harry dosiadł się do Ginny i Hermiony,
natychmiast wrzucając sobie na talerz kiełbaskę.
Po śniadaniu wraz z przyjaciółmi
dołączył do rozradowanych uczniów i urządzili sobie wielką bitwę na śnieżki. Bawili
się jak małe dzieci, zapominając o problemach.
Kolejny dzień był dla Harry'ego
koszmarem. Obudził się bólem gardła i głowy oraz gorączką. Nikomu o tym nie powiedział,
ale czuł bardzo mocne kłucie w klatce piersiowej. Nie miał zamiaru ruszyć się z
łóżka, dlatego zakrył się kołdrą po samą szyję, dopóki o jego chorobie nie
dowiedziała się Ginny. Wygoniła go do Skrzydła Szpitalnego, gdy miał napad
duszącego kaszlu. Nie był pierwszym chorym, dlatego Pomfrey podała mu leki, narzekając,
że zmiana pogody przyczyniła się do wielu zachorowań. Wrócił do łóżka i
opatulił się kołdrą, niemal w ogóle nie czując się lepiej. Głód sprawił, że
musiał pójść na obiad do Wielkiej Sali. Wyglądał tak, jakby miał wyzionąć
ducha, dlatego przyjaciele zerkali na niego z niepokojem. Nie był w stanie
przełknąć nic oprócz zupy. Wstając od stołu, lekko się zachwiał, więc Alex
zaproponował, że lepiej potowarzyszy mu w drodze do dormitorium. Po drodze
zderzyli się z Łapą i Lunatykiem i gdyby nie szybka reakcja Alexa, Harry pewnie
wylądowałby na ziemi.
— Dobrze się czujesz? — zapytał
Remus, widząc jego bladą twarz i niezdrowe wypieki na policzkach.
— Grypa — odpowiedział słabo i
ruszył dalej. — Muszę się położyć.
— Idź do Pomfrey — rzucił za nim
Syriusz.
— Już był — odpowiedział Alex, pędząc
za chłopakiem.
Miał wrażenie, że jego stan wcale
się nie poprawia, a nawet jest jeszcze gorzej. Noc nie była dla niego zbyt
litościwa. Miał tak silne napady kaszlu, że momentami aż się dusił, przez co
nie przespał większości nocy.
Rano odpuścił sobie lekcje. Jay
powiedział, żeby jeszcze raz poszedł do pielęgniarki, ale nie miał na to siły.
Dormitorium opustoszało, więc miał zamiar się przespać. Jakiś czas później
wpadł do niego Syriusz, który najwyraźniej zaniepokoił się jego stanem.
— Pomfrey nic ci nie dała na
zbicie gorączki? — zapytał, gdy przyłożył dłoń do rozpalonego czoła chłopaka.
— Coś mi podała. Nie wiem co —
mruknął.
— Idź do niej jeszcze raz.
Powinno ci już dawno pomóc, a…
Przerwał, gdy Harry zwinął się w
kłębek pod wpływem silnego kaszlu. Przez moment z trudem brał oddech, ale
wreszcie się uspokoił.
— Idziemy — powiedział cicho
Syriusz i wstał z łóżka. Czarny jeszcze bardziej nakrył się kołdrą. — Albo
idziesz dobrowolnie, albo zawlekę cię tam siłą.
— Wiesz, jak bardzo mi się chce?
— zapytał chłopak, ale Łapa zrzucił z niego kołdrę i koc, więc nie miał wyboru.
Szedł cały czas obok niego, obserwując
czujnie Czarnego, jakby spodziewał się, że zaraz padnie na ziemię. Pomfrey
opatrywała jakiegoś chłopaka, więc musieli chwilę poczekać. Łapa wbił wzrok w
Harry’ego, którego złapał kolejny atak kaszlu. Pielęgniarka podniosła
zaniepokojony wzrok znad swojego pacjenta. Odesłała go szybko na lekcję, kiedy
Czarny zaczął z trudem łapać oddech. Chłopak zaczął słabnąć, aż wreszcie brak
tlenu sprawił, że zachwiał się i stracił przytomność. Syriusz złapał go w
ostatniej chwili i prędko położył na łóżku.
— Harry! — Zaczął klepać go po
policzkach z niepokojem w oczach.
— Potrzebuje tlenu — powiedziała
Pomfrey, prędko nakładając na usta chłopaka mugolską maskę tlenową.
Kobieta szybko zorientowała się w
stanie zdrowia Czarnego, cały czas obserwując, czy nie ma problemów z
oddychaniem.
— Dlaczego zemdlał? — zapytał
Łapa z lękiem.
— Chwilowe niedotlenienie.
— To nie jest grypa…
— Na pewno nie. Obawiam się, że
to zapalenie płuc.
Harry zaczął wracać do siebie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu lekko zdezorientowany i sięgnął po maskę
tlenową, ale Pomfrey przytrzymała jego rękę.
— Najpierw mi powiedz, czy dobrze
ci się już oddycha. — Pokiwał głową, więc pozwoliła mu ściągnąć maskę. — Gdybyś
poczuł, że znowu nie możesz złapać oddechu, natychmiast ją nałóż. Takie
niedotlenienie mózgu może być niebezpieczne.
W następnej chwili zaczęła
zadawać mu mnóstwo pytań, więc nie miał wyjścia i musiał odpowiadać.
Alex razem z resztą przyjaciół
wracał z lekcji. Po drodze dołączyła do nich Ginny. W pierwszej kolejności
zajrzeli do dormitorium chłopaków, żeby sprawdzić, jak się czuje Harry. Mocno
się zdziwili, gdy dostrzegli, że łóżko jest puste.
— Gdzie on jest? — zdziwił się
Ron. — Przecież nie był w stanie się ruszyć.
— Moment — mruknął Alex. — Gdzie jesteś? — zapytał telepatycznie.
Przez chwilę Czarny nie
odpowiadał.
— W Skrzydle.
— Jest w Skrzydle — powiedział powoli
do reszty.
Ginny i Hermiona wymieniły
spojrzenia i natychmiast skierowały się do wyjścia. Chłopcy poszli za nimi.
Chwilę później otworzyli drzwi do szpitala i od razu w oczy rzucił im się
Syriusz rozmawiający z pielęgniarką. Następnie dostrzegli Harry’ego, któremu
spod kołdry wystawały tylko włosy i oczy. Obserwował dyskutujące osoby
niemrawym spojrzeniem. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, gdy weszli dalej.
Pomfrey zniknęła w swoim gabinecie.
— Co się stało? — zapytała Ginny,
wbijając wzrok w maskę tlenową w dłoni Czarnego.
— Zapalenie płuc — odpowiedział
Łapa. Widząc spojrzenie Ginny, dodał: — Stracił przytomność przez
niedotlenienie.
Pomfrey wyłoniła się z gabinetu z
mnóstwem eliksirów dla chłopaka.
— Zapalenia płuc nie wyleczy się
tak szybko jak grypy — oznajmiła na wstępie, stawiając tacę na stoliku. —
Szczególnie, że choroba przypuszczalnie rozwijała się od jakiegoś czasu i
dopiero teraz dała o sobie znać tak silnymi objawami. Zapewne ostatnio nie
czułeś się tak dobrze, jak wcześniej i już pojawiały się pierwsze oznaki,
prawda?
— Nie myślałem, że to aż tak się
rozwinie — mruknął.
— Nic dziwnego. Często wszyscy
myślą, że to przemęczenie i niedługo przejdzie.
W następnej chwili chłopak
wybuchnął przeraźliwym kaszlem, który zakończył się brakiem tchu, więc maska
tlenowa przydała się po raz kolejny. W trakcie gdy pielęgniarka podawała
chłopakowi lekarstwa, Syriusz przypomniał sobie sytuację sprzed dwóch dni.
Harry przyszedł do jego gabinetu,
co nie było niczym dziwnym, skoro robił to raz po raz. Zwykle gadali o różnych
sprawach, czasami ważnych, a czasami kompletnie bezsensownych, jednak chłopak
nie wyglądał dobrze i najwyraźniej coś go trapiło. Dopiero teraz Łapa
uświadomił sobie, że zupełnie tego nie dostrzegał, non stop bujając w obłokach,
w których była Amy. Gdy Harry wstał, by wrócić do siebie, przez moment lekko
się zachwiał, natychmiast przystając.
— Coś się stało? — zapytał wtedy
Syriusz.
— Nie, nic — odpowiedział cicho,
nawet się do niego nie odwracając i wyszedł.
Zza drzwi dotarł do niego wybuch
kaszlu, który zignorował.
Patrzył na chrześniaka pustym
wzrokiem, mając świadomość, że kompletnie zawalił. Jeszcze jakiś czas temu w
jego głowie włączyłaby się czerwona lampka, która wyłaby tak przeraźliwie, że
na pewno dostrzegłby wszystkie symptomy u Harry’ego. Lecz skupił się tylko na
sobie i Amy. Zerknął na Ginny, która usiadła obok chłopaka, lekko ujmując go za
rękę.
— Mówiłam ci, żebyś przyszedł
tutaj wcześniej — powiedziała do niego, a Syriusz poczuł, jakby ktoś uderzył go
w żołądek.
Oczywiście wszyscy zauważyli, że
z chłopakiem dzieje się coś niedobrego. Wszyscy oprócz niego. Czy zawsze musi
stać się coś złego, żeby zrozumieć błędy?
Gdy młodzież wróciła na kolejne zajęcia,
Łapa został w Skrzydle Szpitalnym.
— Masz lekcję — przypomniał mu
Harry.
— Zaraz pójdę — odpowiedział.
— Spóźnisz się.
— Trudno. — Przysiadł na łóżku
obok chłopaka, który obserwował go załzawionymi od gorączki oczami. — Chyba
ostatnio kompletnie odleciałem myślami od ziemi — rzekł cicho. — W ogóle nie
widziałem, co się dzieje. Przepraszam.
— Daj spokój. Nie mam pięciu lat,
żebyś musiał…
— Właśnie muszę — przerwał mu. —
Może i nie jesteś już dzieckiem, ale to nie znaczy, że mam cię ignorować i nie
zwracać na ciebie uwagi. Trochę późno się obudziłem.
— Jest w porządku. Nie przejmuj
się.
Łapa westchnął.
— Teraz już będzie dobrze —
postanowił.
Noc była dla Harry’ego istnym
koszmarem. Skoki temperatury, ból w klatce piersiowej, duszące ataki kaszlu... Pomfrey
nie podała mu eliksiru na sen, gdyż stwierdziła, że może się udusić, gdy nie
przebudzi się w trakcie ataku. Nie zdziwił się, kiedy w końcu dostał
telepatyczną wiadomość od Bezimiennych:
— Czarny, co się dzieje? — zapytał Jim.
— Co ma się dziać?
— Czujemy, że coś jest nie tak, a wszyscy jesteśmy na miejscu i z nikim
nie dzieje się nic złego.
Harry westchnął ciężko.
— Jestem w Skrzydle Szpitalnym.
— Co się stało?
— Złapałem zapalenie płuc.
Jim już się nie odezwał, więc
Czarny stwierdził, że postara się zasnąć, choć wcale nie było to takie proste.
Chwilę później miał tak gwałtowny atak, że musiał nałożyć maskę tlenową.
— Nieźle się załatwiłeś —
usłyszał cichy głos Amy, która wślizgnęła się do środka razem z Jimem i Ryanem.
— Tak źle?
— Szczerze? Beznadziejnie —
odpowiedział szeptem, widząc, jak Najwyższy otacza łóżko zaklęciem, dzięki
któremu Pomfrey ich nie słyszała.
— Ryan, myślisz, że damy radę coś
z tym zrobić? — zapytał Jim.
— Z ranami albo klątwami
mielibyśmy szanse, ale to mugolska choroba — stwierdził ze zmarszczonymi
brwiami.
— Może zajmiemy się chociaż
objawami, żeby tak się nie męczył? — rzuciła Amy, przykładając dłoń do czoła
Harry’ego, żeby sprawdzić temperaturę.
— Czuję się jak jakiś królik
doświadczalny — powiedział Harry, przenosząc wzrok z jednej osoby do drugiej.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł —
mruknął Ryan. — Możemy to pogorszyć, więc chyba lepiej nie ryzykować.
Amy westchnęła i usiadła na łóżku
obok chrześniaka. Przez kolejne pół godziny nie myślał nawet o śnie, gdyż
gadanie trójki Bezimiennych skutecznie mu to uniemożliwiało.
Przede mną nic się nie ukryje :D Od razu zauważyłam, że są nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńW sumie to niewiele wnoszą, poznali Amy, Harry zachorował i tyle :< Jak mówiłam, ja wciąż czekam na te muzyczne rozdziały :D Jakkolwiek, trój styl niezmiennie jest wprost cudowny :>
Pozdrawiam i czekam na dalsze części
Tosia z http://podniebne-marzenie.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńno ale się doprawił, zapalenie płuc.... Harry, Harry uważaj na siebie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia