Ron, Hermiona, Ginny, Syriusz i
Tonks za wszelką cenę chcieli nauczyć się oklumencji, żeby poznać tajemnicę
Harry’ego, dlatego chłopak wraz z Jayem, Alexem i Remusem mieli z nimi sporo
pracy. Starali się ćwiczyć regularnie, zwykle co dwa dni, choć nikomu się to
nie podobało. Po dwóch tygodniach skutki nadal nie były zbyt zadowalające,
jednak nikt nie odpuszczał. Harry często gdzieś znikał, nie mówiąc im, gdzie
był, dlatego musiał wysłuchiwać pytań, jednak twardo trzymał język za zębami.
Chłopak w tym czasie odwiedzał Bezimiennych, którzy najwidoczniej bez niego się
nudzili.
Wychodził właśnie zza portretu
Merlina i ruszył do pokoju wspólnego, jednak nie zastał tam żadnego z
przyjaciół, dlatego postanowił odwiedzi Remusa. Pocałował klamkę, tak samo jak
u Syriusza i Tonks. Lekko zirytował się swoim pechem, ale zaraz do głowy wpadł
mu pomysł. Skierował swoje kroki do Pokoju Życzeń i w ogóle się nie pomylił.
Jego przyjaciele po raz kolejny ćwiczyli oklumencję. Wślizgnął się
niezauważony, schował w cieniu i obserwował ich męki.
— Kto wymyślił to cholerstwo? —
warknął zniecierpliwiony Łapa po kolejnej nieudanej próbie.
— Teraz rozumiecie moje
narzekania — odpowiedział Harry, wychodząc z ukrycia. — Wy naprawdę chyba nie
macie co robić.
— Sam powiedziałeś, że musimy to
umieć — zauważyła Ginny.
— Raczej robicie to dlatego, że
chcecie wiedzieć, co ukrywam — zaśmiał się.
Nikt nie zaprzeczył, więc wyłożył
się w fotelu i obserwował ich wysiłki. Przeniósł wzrok na Syriusza i Remusa,
kiedy dotarło do niego, że Łapie udało się obronić. Lunatyk rzucił na niego
zaklęcie jeszcze dwa razy i oznajmił, że w końcu zrozumiał logikę oklumencji.
— Remus, przejmuję go —
wyszczerzył się Harry, a Łapa jęknął cierpiętniczo, wiedząc, że chłopak jest
tyranem, jeśli chodzi o oklumencję.
Lunatyk roześmiał się, wołając do
siebie Ginny, żeby skupić się na niej. Ginny, Ron, Hermiona i Tonks uczyli się
na przemian u Remusa, Jaya i Alexa, a Harry skupił się za Łapie.
— Miej litość! — jęknął Syriusz
po kilku próbach. — Twoje zaklęcia są dziesięć razy silniejsze od Lunatyka!
— Nie denerwuj mnie! Voldemort
nie potraktuje cię jak początkującego!
To chyba trochę zmotywowało Łapę,
gdyż przy kolejnej próbie pojawiły się postępy.
— Czy na ciebie trzeba trochę nawrzeszczeć,
żeby coś ruszyło? — zapytał Harry z rozbawieniem.
Łapa wysłał mu urażone
spojrzenie. Nagle Harry poczuł w dłoni pojawiającą się kartkę, więc ją
rozwinął. Zmarszczył lekko brwi.
— Muszę iść. McGonagall czegoś
ode mnie chce.
— Dzięki Merlinowi, trochę
odetchnę — ucieszył się Łapa, a Czarny prychnął i wyszedł.
Przez całą drogę zastanawiał się,
dlaczego został wezwany do gabinetu. Wiedział, że nie chodzi o żaden szlaban
albo szkolną sprawę, gdyż wtedy na pewno nie powiadomiłaby go przez kartkę.
Chwilę później siedział naprzeciwko dyrektorki.
— Od jakiegoś czasu myślałam o
wprowadzeniu jeszcze kolejnych zajęć, dzięki którym uczniowie nauczą się bronić
— zaczęła, a on skinął głową. — Profesor Flitwick zaproponował Gwardię
Dumbledore’a, tym razem zupełnie legalną. Tak jak wcześniej zająłbyś się
wybraną grupą osób, lecz nie musielibyście działać w ukryciu.
— Jest sens znowu to tworzyć?
— Uczniowie inaczej podchodzą do
ćwiczeń, gdy nie są obserwowani przez nauczycieli i mają świadomość, że nie
będą oceniani. Wiem, że poradziłbyś sobie z grupą, miałbyś nad nią kontrolę i
czegoś byś ich nauczył, sądząc po tym, jak Gwardia została wyszkolona. Wszystko
zależy od ciebie.
— Mógłbym to przemyśleć?
— Oczywiście. Daj mi znać, gdy
podejmiesz decyzję.
Wracając do Pokoju Życzeń, jego
myśli walczyły ze sobą. Wiedział, że ma na głowie dużo obowiązków, jednak z
drugiej strony pamiętał spotkania Gwardii organizowane w tajemnicy przed
Umbridge.
— Czego chciała? — zapytał
zaciekawiony Ron, najwyraźniej w trakcie przerwy.
Harry zmarszczył brwi.
— Żebym reaktywował Gwardię, tym
razem legalnie.
Jego wiadomość spotkała się z
entuzjazmem Rona, Ginny i Hermiony.
— Zgodziłeś się?
— Nie dałem odpowiedzi.
— Co to jest ta Gwardia? —
zapytał zdezorientowany Alex, więc Hermiona prędko wytłumaczyła jemu i Jayowi,
o co chodzi.
— Jakoś mnie nie dziwi, że
robiliście to wbrew przepisom — stwierdził na koniec z rozbawieniem Jay. —
Jesteście znani z łamania regulaminu.
W ciągu następnych godzin
wysłuchiwał tyle słów o Gwardii Dumbledore’a, że zaczęła go boleć głowa. Gdy
Neville, Dean i Seamus o tym usłyszeli, nie miał ani chwili spokoju. Alex i Jay
wyglądali na zaciekawionych, widząc entuzjazm wszystkich, którzy się o tym
dowiedzieli.
Wcale się nie zdziwił, gdy nawet
jego sny miały związek z organizacją, więc kiedy wstał rano, wiedział już, co
odpowiedzieć byłej opiekunce Gryffindoru. Kobieta przyjęła to z entuzjazmem.
— Niech to pozostanie między
uczniami, którzy będą uczęszczać na te zajęcia — powiedziała. — W jaki sposób
będziecie się porozumiewać?
— Tak jak kiedyś, za pomocą
fałszywych galeonów.
— Jeślibyś mógł, przynieś mi
jedną, żebym wiedziała, kiedy organizujecie spotkanie.
— Oczywiście, pani dyrektor.
Gdy informację o swojej decyzji
przekazał przyjaciołom, ci od razu zabrali się do powiadamiania starych
członków GD. Kilka osób skończyło szkołę, lecz na ich miejscu pojawili się nowi
uczniowie. Oczywiście nie mogło zabraknąć Jaya i Alexa.
Harry’ego trochę zatkało, gdy na
pierwszym spotkaniu Gwardii zebrało się jeszcze więcej osób, niż sądził.
— Skąd wy ich wszystkich wzięliście?
— zapytał z rezygnacją przyjaciół, gdy dostrzegł dobre czterdzieści osób.
— Tak jak wtedy… Ktoś kogoś
przyprowadził i tak się zebrali — odpowiedziała niepewnie Hermiona.
— Pięknie.
Zaczęli od sporządzenia jeszcze
jednej listy i rozdania galeonom uczniom, którzy byli tutaj pierwszy raz. Harry
niezbyt wiedział, jak wszystko zorganizować, skoro część nowej Gwardii była na
wyższym poziomie od reszty, jednak zgodnie stwierdzono, że każdy powinien znać
przynajmniej zaklęcie rozbrajające i oszałamiające, więc zaczęli od nadrobienia
tych zaległości. Dzięki pomocy uczniów, którzy potrafili rzucić ten urok,
poszło im to dość szybko.
— Ron, Alex, co wy wyprawiacie? —
zapytał w pewnym momencie Harry, widząc, że na przemian rozbrajają Zachariasza
od tyłu, a ten nie miał pojęcia, co się dzieje.
— Ma taką kretyńską minę —
zaśmiał się Alex.
— Weźcie lepiej komuś pomóżcie.
— Tak jest, dowódco!
Wszyscy od razu to podłapali, co
rozbawiło Harry’ego.
— Jay, możesz przestać podrywać
Jessicę i zająć się tym, czym masz?! Colin, schowaj ten aparat!
Panował chaos, jednak w
większości wszyscy go słuchali i pomagali sobie nawzajem, co było
najważniejsze. Skończyło się na tym, że wszyscy wykonywali zaklęcie
rozbrajające poprawnie i większa część była w stanie oszołomić przeciwnika.
— Koniec na dziś — oznajmił w końcu
Harry.
— Już?!
— Dochodzi godzina policyjna.
Widząc zdziwione twarze, domyślił
się, że nie tylko jemu czas zleciał strasznie szybko. Wszyscy wysypali się z
pomieszczenia, żeby nie dostać szlabanu, niemal wyrywając drzwi z zawiasów.
— Ostrożnie! — krzyknął za nimi
Czarny.
— Było genialnie — wyszczerzyła
się Ginny, gdy za ostatnią osobą zamknęły się drzwi. — Kiedy kolejne spotkanie?
— Gdy tylko znajdziemy czas.
Okazało się, że nie było to takie
proste. Nauczyciele uwzięli się na uczniów wraz z końcem semestru, jednak
owutemowicze przechodzili istne męki. Nawet Harry, który od czasu szkolenia
Bezimiennych nie miał problemów z nauką, teraz czuł się przytłoczony ilością
zadań i obowiązków, a wszystkie informacje zaczęły mu się mieszać. Profesorowie
zadawali im wypracowania z dnia na dzień, znienacka postanawiali robić
sprawdziany. Nawet Syriusz i Remus nie mieli nad nimi litości. Siódmoklasiści
niemal bez przerwy chodzili z nosami w książkach, a Hermiona przechodziła samą
siebie. Wraz z nawałem nauki niektórzy mieli problemy ze snem, dlatego gdy
nadszedł dzień spotkania Zakonu Feniksa, Harry poprosił Remusa, żeby je
poprowadził, co dało nauczycielom do zrozumienia, że nawet on już ledwo
funkcjonuje przez nadmiar obowiązków. Po spotkaniu pani Weasley postawiła przed
nimi pełno jedzenia, stwierdzając, że nie wypuści uczniów, dopóki wszystkiego
nie zjedzą. Gdy przyszedł czas na powrót do szkoły, Jay zawył:
— Tam czeka sterta zadań! Nie
idę!
— Nie dobijaj — mruknął Alex,
kładąc głowę na stole.
Przez kilka kolejnych dni
siódmoklasiści chodzili rozdrażnieni, niewyspani i podenerwowani. Warczeli na
każdego, kto im przeszkadzał w nauce. Hanna Abbot nie wytrzymała takiego
napięcia i pewnego dnia w środku lekcji transmutacji wybuchnęła płaczem,
krzycząc, że jest beznadziejna i rezygnuje ze szkoły. Wpadła w histerię, więc
Syriusz z pomocą Susan zaprowadził dziewczynę do Skrzydła Szpitalnego. Harry
zrezygnował ze spotkań Gwardii, chociaż młodsi uczniowie często do niego
podchodzili i pytali, kiedy planuje kolejną lekcję. Filch miał życie jak w
raju, gdyż żaden z Huncwotów nie miał ochoty na kawały. Młodsi uczniowie
umykali przed najstarszym rocznikiem gdzie pieprz rośnie.
Jedna mucha doprowadzała
wszystkich do szału, a przypadek Hanny Abbot nie był jedyną odmiennością.
— Zabijcie tę cholerną muchę! —
wrzasnął któregoś dnia Alex na cały pokój wspólny.
— Harry, mogę zrobić zdj... —
zaczął Colin.
— NIE! — ryknęli wszyscy
owutemowicze z Czarnym na czele.
Chłopak skulił się w sobie i uciekł
z pokoju. Ginny, aby nie przeszkadzać przyjaciołom, poszła do Tonks, jednak
spotkała ją już na korytarzu.
— Gdzie podziałaś resztę?
— Standardowo: uczą się.
— Czyli lepiej ich nie drażnić
głupotami — stwierdziła z rozbawieniem.
— Dokładnie.
— To tylko chwilowe, bo kończy
się semestr. Niedługo wszystko się uspokoi.
Przechodziły akurat obok portretu
Grubej Damy, gdy drzwi otworzyły się. Z pokoju wspólnego Gryfonów wyszedł
umięśniony chłopak, Rolfe Shankan, który trzymał za szatę małego Denisa
Creeveya.
— Wyrzuć go przez okno! —
wrzasnął ktoś zza portretu. Chłopak otworzył okno z zamiarem wykonania tej
prośby. — Rolfe! Ja żartowałem!
Przerażony Denis został
odstawiony na podłogę. Rolfe wrócił do pokoju.
— Co zrobiłeś? — spytała Tonks
chłopca.
— Powiedziałem że.
— Że co?
— Powiedziałem tylko słowo że!
Tonks i Ginny zachichotały.
— Zabijcie tę cholerną muchę! — dobiegły
ich głosy zza portretu.
TRZASK! Rozległ się huk, a
później śmiech. Nagle wszystko ucichło.
— AAAAAA!
Zza portretu wybiegła cała grupa
siódmoklasistów, prawie wyrywając go z zawiasów.
— Ostrożnie! Pali się czy co?! —
krzyknęła Gruba Dama, w trakcie gdy zza drzwi słychać było niezidentyfikowane
trzaski.
— Co się stało? — zapytała Tonks.
— Rolfe próbuje zabić muchę —
odpowiedziała Parvati.
— I co w tym strasznego?
— To, że próbuje to zrobić
fotelami, krzesłami i stolikami — odparł Dean.
— Chyba dostał szału. Niech go
ktoś uspokoi!
— Co to za zbiorowisko? Co tam
się dzieje? — Hałas przywołał McGonagall i Syriusza.
— Rolfe oszalał! Zdemolował cały
pokój, bo próbuje zabić muchę i rzuca czym popadnie!
Łapa, McGonagall i Tonks
wspólnymi siłami zapanowali nad Gryfonem, który wylądował w Skrzydle
Szpitalnym.
Kilka dni później wszystko się
trochę uspokoiło i wróciło do normy, więc każdy odetchnął.
Lekcja oklumencji przyniosła
wreszcie większe efekty niż wcześniej. Harry nadal męczył Syriusza, który
wreszcie zdołał w zupełności obronić się przed atakiem chrześniaka. Łapie od
razu poprawił się humor, a reszcie udzielił się jego nastrój.
Harry znalazł wreszcie czas na
odwiedziny u Grzywy.
— A co to za kobyła? — usłyszał
szyderczy głos Crabbe’a.
— Spadaj, zanim stracę do ciebie
cierpliwość — odpowiedział Harry ze znudzeniem.
— Dobrali się. Latający osioł i
przyjaciel szlam.
Nim Harry zorientował się, co się
dzieje, Grzywa zarżała, przefrunęła nad ogrodzeniem i powaliła Ślizgona z nóg.
Chłopak wrzeszczał jak opętany z przerażenia. Czarny odwrócił się w jego stronę
z wrednym uśmiechem.
— Weź to ze mnie! — zawył Crabbe.
— Nie wiedziałeś, że pegazy to
mądre zwierzęta w przeciwieństwie do goryli takich jak ty?
— Weź to ze mnie!
— Poproś.
— Bierz to coś!
— Jedno magiczne słowo.
— Nie będę się prosił!
— To nie.
Harry poklepał Grzywę po głowie i
ruszył w stronę zamku.
— Proszę — powiedział Crabbe
przez zaciśnięte zęby, więc Czarny przystanął.
— Nie słyszałem. Możesz głośniej?
— Proszę.
— Co?
— Proszę! Weź to coś ze mnie! —
zaryczał.
— To nazywa się pegaz. I nie
musisz tak krzyczeć. Wszyscy cię słyszą — uśmiechnął się ironicznie. — Zejdź z
niego, piękna — dodał cicho do Grzywy, która wykonała jego polecenie.
— Jeszcze się policzymy! —
warknął Crabbe, pędząc w stronę szkoły.
— Czekam!
W następnym dniach zorganizował
treningi quidditcha. Mecz z Puchonami miał się odbyć po świętach, jednak Harry już
teraz nie miał zamiaru go sobie odpuścić.
Witam,
OdpowiedzUsuńgwardia już zaczęła legalnie działać, Harry okazał się tyranem jeśli chodzi o oklumencję... a nauka i siódmoklasiści boska...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia