sobota, 15 sierpnia 2015

I. Rozdział 55 - Tajemnicze zniknięcie

Harry zatrzymał się dopiero przy portrecie Merlina. Szepty wzmogły się, kiedy stanął naprzeciw twarzy czarodzieja. Przejechał palcami po ramie, by sprawdzić, czy obraz można ściągnąć i wtedy w miejscu, gdzie znajdowało się serce Merlina, pojawiło się wyżłobienie dłoni. Po chwili wahania przyłożył do tego swoją dłoń i, ku jego zdumieniu, od palca środkowego zaczęło tworzyć się rozcięcie. Cofnął się o krok, obserwując to, co się działo. Obraz przedzielił się na pół, a później zniknął, ukazując wejście. Zaciekawiony do granic możliwości wszedł do środka i niepewnie ruszył w głąb ciemnego korytarza. Gdy odwrócił się za siebie, portret wrócił na miejsce i zapaliły się małe lampiony. Poszedł dalej wąskim, ceglanym korytarzem. Dotarł do dość dużych wrót, które natychmiast się otworzyły. Stanął w olbrzymim okrągłym holu, w którym znajdowało się mnóstwo par drzwi.
— Wreszcie się spotkaliśmy, Harry.
Natychmiast odwrócił się w stron męskiego głosu, który zupełnie go zaskoczył. Ku niemu szedł starszy mężczyzna z włosami pokrytymi siwizną. Piwne oczy były jednocześnie czujne i radosne, jakby od dawna czekał na to spotkanie. Tuż przy jego boku kroczyła jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widział. Długie czarne loki były zadbane jak u modelki, a niebieskie tęczówki zabłysły, gdy ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się szeroko, przez co zastanowił się, czy komuś mu go ona nie przypomina.
— Jestem Jim, a to jest Amy — przedstawił mężczyzna, stając naprzeciwko niego.
— Za wiele mi to nie mówi — stwierdził niepewnie Harry, na co Jim się wyszczerzył.
— Wcale mnie to nie dziwi. Tak się składa, że trafiłeś do zamku Aniołów Wolności.
Harry patrzył na niego niezrozumiałym spojrzeniem, ale po chwili przypomniała mu się piosenka Tiary Przydziału, która mówiła o pomocy legendarnych Aniołów.
— Powinienem coś wiedzieć na ten temat? — zapytał bezradnie, a Amy roześmiała się szczerze.
— Niekoniecznie — przyznał Jim. — Kiedyś byliśmy bardziej sławni, teraz mało kto coś o nas wie. Inaczej nazywają nas Bezimiennymi. Nie trafiłeś tutaj bez powodu, bo tak się składa, że celowo cię tutaj ściągnęliśmy.
— W jakim celu?
— Chcielibyśmy cię wyszkolić. Jesteśmy zrzeszeniem najsilniejszych magów i według naszego Najwyższego doskonale się tutaj nadajesz. — Uśmiechnął się, gdy zobaczył nieprzekonaną minę Harry’ego. — Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu miałeś niekontrolowane wybuchy magii?
— No tak, ale… żeby aż tak? — nie dowierzał.
— Aż tak — potwierdził Jim. — Wybuchy nie wszystkich ludzi są tak silne, że wyczuwa je Najwyższy. A chyba wiesz, jak mogą się skończyć takie wybuchy, prawda? — Skinął głową ze zrozumieniem. — Dzięki szkoleniu mógłbyś zacząć to kontrolować, ale to zależy od ciebie.
Zapadła chwila ciszy.
— Chyba nie mam wyboru — stwierdził Harry, na co Amy uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
— Świetnie. — Jim klasnął w dłonie. — Twoje szkolenie potrwa około roku, jednak na zewnątrz miną jakieś dwadzieścia cztery godziny, więc nie musisz się niczym przejmować. Niedługo dostaniesz swój plan zajęć, rozpiskę nauczycieli i wszystkich poznasz. Teraz Amy pokaże ci zamek i przy okazji powie coś ważnego. Ja w tym czasie powiadomię Najwyższego, że do nas dotarłeś.
Zostawił Harry’ego w rękach Amy, która wyglądała na lekko zdenerwowaną. Oprowadziła go po większości pomieszczeń, aż dotarli do jego kwatery. Jego pokój bardzo przypominał ten w zamku Czarnych Feniksów, choć był urządzony w ciemniejszych kolorach.
— Mam wrażenie, że gdzieś cię kiedyś widziałem — powiedział wreszcie, wbijając w nią wzrok.
Kobieta wyraźnie się zawahała, ale wreszcie przyznała:
— Może ktoś ci kiedyś o mnie wspomniał. Jestem Amy Way. Przyjaźniłam się z Lily i… jestem twoją matką chrzestną.
Harry wytrzeszczył oczy, dopiero teraz przypominając sobie, że Łapa mu o niej opowiadał, gdy odwiedzili Dolinę Godryka.
— Mówili mi, że nie żyjesz — wydukał w końcu.
— Wszyscy tak myślą — westchnęła. — Należą ci się wyjaśnienia. — Zerknęła w stronę okna, jakby szukała pomocy, lecz wiedziała, że jej nie dostanie, więc zaczęła: — Przyjaźniłam się z Lily od pierwszej klasy. Nasz kontakt utrzymywał się nawet po szkole. Gdy się urodziłeś, Lily i James poprosili, żebym została twoją chrzestną, więc się zgodziłam. Półtora miesiąca przed atakiem na was znaleźli mnie śmierciożercy. Myśleli, że zdradzę im miejsce waszego pobytu. Cudem uratował mnie Jim. Byłam w ciężkim stanie, więc mnie tutaj przyprowadził. Uznano mnie za zaginioną. Po pewnym czasie znaleziono ciało kobiety, która była bardzo podobna do mnie. Sprawdzono wszystko magią, jednak Jim namącił im w głowach. Zgodnie stwierdziliśmy, że najbezpieczniejsze będzie ukrywanie, że żyję, nie tylko ze względu na mnie, ale również na was. Od tego czasu ukrywam się tutaj.
— Nie przyszło ci do głowy, żeby się ujawić? — zapytał Harry lekko stłumionym głosem.
— Czasami o tym myślałam, jednak nie chciałam narażać Bezimiennych na zdemaskowanie. Poza tym… wszystko toczyło się swoim rytmem. Lily i James nie żyli, Syriusz trafił do Azkabanu, Peter rzekomo nie żył. Został tylko Remus. Wiedziałam, że sobie poradzi. A ty… miałeś rodzinę — powiedziała ciszej. — Nie chciałam ci wszystkiego niszczyć.
— Może chciałem, żeby ktoś mi to wszystko zniszczył — odpowiedział i sam usłyszał w swoim głosie urazę.
— Ja… nigdy nie sądziłam, że chciałbyś, żeby coś się zmieniło…
— Wiesz, jakie miałem myśli, gdy dowiedziałem się, że mam ojca chrzestnego, który zaproponował mi wspólne mieszkanie? Że po tylu latach męki u Dursleyów w końcu coś się zmieni. Nie udało się, ale chociaż miałem pieprzoną świadomość, że mam jakąś normalną rodzinę! — Sam nie wiedział, kiedy zaczął podnosić głos. — On chociaż próbował, kontaktował się ze mną, gdy tylko mógł, chociaż mogli go złapać! Ty najwyraźniej nie chciałaś nawet spróbować.
Amy spojrzała na niego niemal rozpaczliwie, ale szybko spuściła wzrok.
— Chciałam, ale z każdym dniem, miesiącem, rokiem było coraz trudniej — powiedziała słabo. — Gdy Ryan powiedział, że w Hogwarcie ktoś ma wybuchy magii, a później oznajmił, że to ty… wiedziałam, że wszystko się zmieni, że w końcu coś podjęło decyzję za mnie.
— Szkoda, że tak późno — powiedział chłodno, a ona wyczuła falę magii, która wydostała się z rozwścieczonego chłopaka.
— Przepraszam — szepnęła jeszcze.
Ktoś zaczął pukać do drzwi, które szybko się otworzyły. Harry odwrócił się w stronę wejścia, dostrzegając Jima i młodą blondynkę.
— W porządku? — zapytał mężczyzna, widząc złość w oczach nowego ucznia. — Chyba wszyscy w zamku odczuli mały wybuch magii.
— Wszystko w porządku — odpowiedziała cicho Amy, a blondynka skinęła głową i oboje się wycofali.
Poczuła, że z chłopaka schodzi całe napięcie, więc musiał zacząć kontrolować swój wybuch.
— Następnym razem daj komuś możliwość wyboru — mruknął, a ona pokiwała głową. — Powiedz mi coś więcej o Bezimiennych.
Korzystając z tego, że chłopak jest skory do rozmowy, zaczęła mu mówić o szkoleniu, ludziach, zasadach i tradycjach. Powiedziała mu, że z jego szkolenia zostało wyrzuconych kilka przedmiotów, których uczył się u Czarnych Feniksów. Po raz kolejny miał przechodzić katusze na ćwiczeniach fizycznych, miał jeszcze bardziej rozwinąć swoje umiejętności w zakresie magii umysłu, uroków, zaklęć i klątw, obrony przed czarną magią, zaawansowanej magii bezróżdżkowej i animagii. Ponadto planowano wyszkolić go w lecznictwie, czarnej magii i aktorstwie. Bardzo zaciekawiła go lekcja broni białej, czyli walki między innymi mieczami i lekcja czytania cudzych myśli. Trochę przeraził się przedmiotem, jakim była odporność na ból, jednak Amy stwierdziła, że dzięki temu będzie bardziej odporny na ból w trakcie walk. Poza tym Bezimienni mieli zamiar urządzać mu pojedynki.
Gdy nastał wieczór, Amy zostawiła go samego. Coś mu mówiło, że to będzie ciężki rok, jednak nie miał zamiaru zrezygnować. Otworzył szafę, w której znalazł pełno ubrań, więc poszedł się umyć. Zanim zasnął, minęło kilka godzin.
Wstał dość wcześnie, więc bez pośpiechu doprowadził się do porządku, a później ruszył do jadalni, gdzie natknął się na Amy i Jima.
— Po śniadaniu zmierzymy twoją moc, a później poznasz wszystkich Bezimiennych — powiadomił Jim.
— Zmierzycie moc? — zdziwił się.
— Na podstawie tego pomiaru Najwyższy przydzieli ci najlepszych nauczycieli i ustali, jakich zajęć potrzebujesz najwięcej, a jakich najmniej. Niektórzy mają więcej mocy, inni mniej. Najedz się i pójdziemy do Ryana.
Kilka minut później stanęli w pustym pomieszczeniu, w którym znajdował się tylko narysowany na ziemi okrąg.
— Im jaśniejsze światło, tym większa moc — powiedział Jim. — Stań w środku okręgu. Resztą się zajmiemy.
Wykonał polecenie, a po chwili od Jima odgrodził go czarny mur, który wydobył się z okręgu. Z każdą sekundą ściana stawała się coraz jaśniejsza, zielona, a on czuł się coraz bardziej zmęczony. Wreszcie zaświeciła się niemal oślepiająca biel, która niespodziewania zgasła. Jim wyglądał na zaskoczonego. Zerknął w stronę zakratowanego okienka, w którym mignęła jakaś postać.
— Nieźle — powiedział Jim do Harry’ego. — Nawet więcej niż nieźle. Niedługo dostaniesz rozpiskę nauczycieli i plan lekcji. Możesz wrócić do pokoju, żeby odpocząć.
Harry pokiwał głową, korzystając z tej propozycji.
Jakiś czas później do jego pokoju weszła Amy. Miała dziwną minę, gdy podawała mu plan lekcji i rozpiskę jego nauczycieli.

magia bezróżdżkowa – Steve Berg
broń biała – Steve Berg
aktorstwo – Karen Stewart
animagia – Karen Stewart
czytanie cudzych myśli – Amy Way
lecznictwo – Amy Way
magia umysłu – Jim McParty
obrona przed czarną magią – Jim McParty
ćwiczenia fizyczne – Lucy Hewitt
odporność na ból – Lucy Hewitt
uroki, zaklęcia, klątwy – Ryan Carrey
czarna magia – Ryan Carrey

Nastawił się, że plan lekcji będzie miał bardzo napięty, więc wcale się nie zdziwił, gdy go przejrzał.
— Co tak patrzysz? — zapytał Amy, gdy w tym czasie patrzyła na niego bardzo dziwnym wzrokiem.
— Wiesz, kim jest Ryan Carrey?
— Coś chyba o nim wspominałaś…
— To Najwyższy. Odkąd pamiętam, nigdy nikogo nie uczył.
— I co w związku z tym?
— Musisz być silniejszy, niż wszyscy wcześniej sądziliśmy. Myślę, że nawet Ryan nie był nastawiony na aż tak wysoki poziom mocy, skoro sam bierze cię pod swoje skrzydła. Wieczorem organizujemy małą imprezę zapoznawczą — zmieniła temat.
O ustalonej godzinie Amy przyszła po niego i zaprowadziła go do odpowiedniej sali. Jego kąciki ust uniosły się w górę, gdy na samym wstępie dostrzegł dużo jedzenia, piwa kremowego i Ognistej Whisky.
— Oho, widzę, że Ryan znalazł małego imprezowicza — zaśmiał się mężczyzna o szarych oczach. — Twój kat od ćwiczeń, Lucy Hewitt — dodał, wyciągając dłoń, więc Harry ją uścisnął.
W następnej kolejności podeszła do niego młoda blondynka, która wczorajszego dnia zajrzała do jego pokoju, gdy doszło do konfrontacji z Amy. Natalie była najbliższą przyjaciółką jego chrzestnej i wiecznie uśmiechniętą osobą. Według wszystkich Harry miał stać się maskotką Ellen, która zawsze uwielbiała skupiać swoją uwagę na najnowszych Bezimiennych. Poznał Karen – brunetkę ściętą na chłopaka, która była doskonałą aktorką – i Steve’a, który miał przeszywające spojrzenie i umięśnione ciało. Sean – zwariowany z wyglądu młodzieniec i czarnych włosach z granatowymi końcówkami – najwidoczniej lgnął do Natalie, która chyba tego nie dostrzegała. Frank z kolei należał do starszego pokolenia, jednak blond włosy do ramion nadawały mu wygląd rockandrollowca. Jim był chyba najstarszym osobnikiem w całym towarzystwie.
— Mam nadzieję, że masz mocną głowę i nie wysiądziesz po kilku kieliszkach, jak Sean na imprezie zapoznawczej — wyszczerzył się Frank.
— Przechodziło się różne imprezy — stwierdził Harry ze zmarszczonymi brwiami.
— Wszystko okaże się z czasem — powiedziała z uśmieszkiem Karen.
— Ale obawiam się, że z nami nie masz szans — wyszczerzył się Lucy.
Harry zaśmiał się.
— Zobaczymy.
Jakiś czas później Lucy odwoływał swoje słowa, gdy większość Bezimiennych ledwo trzymała się na nogach, a Harry nadal mógł prosto iść.
— Daliście się upić nowemu. Wstydźcie się — rozległ się rozbawiony głos od strony drzwi.
Wszyscy zerknęli w tamtą stronę, a Harry nawet bez przedstawiania wiedział, że to Najwyższy. Nie musiał nic robić, a czuło się od niego siłę.
— To nałogowiec — wydukał Steve, na co chłopak zaczął się śmiać jak opętany.
— Merlinie, Frank, ty tak serio? — zdumiał się Ryan, gdy dostrzegł Franka, który szedł na kolanach.
Mężczyzna stracił siły i położył się na ziemi.
— Niestety tak — wydukał.
— Ostatni raz widziałem go w takim stanie dobre kilka lat temu — stwierdził Ryan, podchodząc do Harry’ego.
Uścisnęli sobie dłonie. Wszyscy Bezimienni aż unieśli głowy ze zdumienia, gdy ich aury spotkały się i stały się wyczuwalne. Ryan uśmiechnął się lekko, widząc zdziwioną minę chłopaka.
— Czułeś to? — usłyszał zaskoczony szept Ellen.
— Będą jaja, mówię ci — odpowiedział równie cicho Jim.
Harry i Ryan opuścili dłonie, a wszystko ustało. Chłopak wyglądał na lekko zdezorientowanego, jednak Najwyższy uśmiechał się szeroko, jakby tego się spodziewał. Ryan klasnął w dłonie.
— Dzieci odpoczywają, dorośli biorą się za picie.
Bezimienni zgodnie jęknęli, gdy mężczyzna podał kieliszek rozbawionemu Harry’emu, a ich w zupełności zignorował.

Kiedy pięć miesięcy później Harry wspominał pierwszą imprezę z Bezimiennymi, chciało mu się śmiać. Za każdym razem, gdy z Ryanem chcieli ich skompromitować, przypominali im to wydarzenie. W ciągu tych miesięcy bardzo zżył się z Aniołami, a szczególnie z Jimem i Amy. Tęsknił za przyjaciółmi i Ginny, jednak wiedział, że oni nawet nie odczują jego nieobecności.
Ryan nieświadomie wymyślił dla niego ksywkę, gdy pewnego dnia chłopak pokazał im taki wybuch mocy, że wszyscy uciekali z zasięgu jego wzroku i słuchu. Rozwalił całe pomieszczenie tylko dlatego, że miał zły humor i Sean go zirytował. Nikt nie przychodził do niego przez dobrą godzinę, obawiając się, że oberwą bez powodu. W końcu chłopak się uspokoił i sam ich znalazł.
— Dałeś czadu, Młody — powiedział z uznaniem Lucy, gdy chłopak ich przeprosił.
— Ryan, chyba ściany popękały — dodał słabo Harry, a Najwyższy roześmiał się szczerze.
— Więc je napraw.
— Wiesz, że z moimi umiejętnościami co do zaklęć gospodarczych zawali się cały zamek.
— Rzuca zaawansowane zaklęcia na prawo i lewo, a nie umie skleić ściany, nie wierzę. — Natalie wybuchnęła śmiechem.
Harry spojrzał na nią morderczo. Natychmiast umilkła, gdy uniósł się talerz.
— Twoje humorki czasami mogą doprowadzić do szału, czarna cholero — stwierdził Ryan.
— Sam naprawię te ściany, ale nie miejcie pretensji, gdy tynk spadnie komuś na głowę — burknął i wyszedł.
— Będziesz Czarny! — krzyknęła za nim Amy. — Pasuje do ciebie!
— Way, oberwiesz tynkiem jako pierwsza!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, jednak ksywka się przyjęła.
Harry przeszedł tak zwany proces zwampirzenia, dzięki czemu wyostrzył mu się wzrok i nie potrzebował okularów. Miał także lepszy słuch i węch, był szybszy i zwinniejszy. Trening sprawił, że wyglądał jeszcze doroślej i poważniej niż wcześniej. Jego głos także się zmienił – był mocniejszy, jakby przeszedł kolejną mutację.
Na lekcjach uczył się tak różnorodnych rzeczy, że szkolenie Czarnych Feniksów było zaledwie kroplą w morzu. Steve z dumą oznajmił Ryanowi, że chłopak rzuca zaklęcia magią bezróżdżkową bez niemal żadnych ograniczeń, więc Ryan zmniejszył ilość tych lekcji, zastępując je białą bronią. Walki mieczem wymagały dużego skupienia i siły fizycznej, więc Lucy mógł się wykazać na ćwiczeniach fizycznych, żeby chłopak był bardzo sprawny i szybki. Dodatkowe lekcje bardzo się przydały, gdyż Harry polubił walki mieczem i potrzebował ich jak najwięcej. Odporność na ból z Lucym początkowo szczerze go przerażała. Brał udział w wielu walkach, w trakcie których dość mocno obrywał, jednak adrenalina sprawiała, że o tym nie myślał. Tutaj stał oko w oko z mężczyzną, który miał rzucać na niego zaklęcia sprawiające ból.
— Musisz się tego nauczyć. Zaczniesz przekraczać progi bólu, a z czasem twoje możliwości tak wzrosną, że nawet nie będziesz odczuwał mocniejszych ran — powiedział Lucy na pierwszej lekcji. — Każdy na początku jest przerażony, gdy o tym mówimy, jednak dzięki temu dużo zyskasz. — Harry skinął niepewnie głową. — Gdybyś miał wybrać sytuację, w której brałeś udział, to jaki ból fizyczny był najgorszy?
— Zaklęcie torturujące Voldemorta. Kiedyś też zwichnąłem bark w trakcie walki i musiałem używać go w bójce. Myślałam, że wyzionę ducha.
— Tak, zwichnięty bark to jeden z gorszych urazów — przyznał Lucy. — Jednak jeśli chodzi o zaklęcie torturujące Voldemorta, to po naszych lekcjach byś je ledwo odczuł. Steve potrafi pokonać nawet trzy zaklęcia torturujące rzucone na niego jednocześnie. Facet ma jaja ze stali. Teraz pomyśl, jak bardzo może to ci pomóc w trakcie bitwy.
Po tych kilku miesiącach przyzwyczaił się do bólu wywołanego przez zaklęcie Cruciatus, chociaż początkowo szło mu to z oporem. Dzięki Karen nauczył się chować emocje do kieszeni. Potrafił kłamać bez mrugnięcia okiem i czasami sama nauczycielka nie wiedziała, kiedy mówi prawdę. Poskromił także swoje humorki i nie wyżywał się na niewinnych Bezimiennych, gdy miał gorszy dzień, chociaż zdarzały mu się wybuchy. Sądził, że animagia nie będzie mu już potrzebna po szkoleniu Feniksów, jednak ujawniła się jego wieloanimagia. Mógł zamieniać się nie tylko w czarnego feniksa i lwa, lecz do tej pory opanował również przemianę w węża i pegaza. Czytanie cudzych myśli szło mu dość opornie, gdyż wyłapywał tylko pojedyncze słówka, które nie miały większego znaczenia. Według Amy znajomość telepatii i tak już mu pomogła. Lecznictwo było jednym z trudniejszych przedmiotów, gdyż uczył się uzdrawiać również bez eliksirów i zaklęć. Wymagało to dużego skupienia i chęci pomocy drugiemu człowiekowi. Dzięki magii umysłu uczył się takich sztuczek, jakich użył na nim Voldemort po tym, jak pomógł Dudleyowi. Zaawansowana obrona przed czarną magią przypadła mu do gustu, jednak uroki, zaklęcia, klątwy oraz czarna magia z Ryanem były najcięższe. Najwyższy wymagał od niego czasami więcej, niż Harry myślał, że potrafi zrobić. Po pojedynkach z Ryanem czasami wychodził z sali w takim stanie, że Amy dostawała zawału.
— Czarny, wszystko okay? — zapytał Najwyższy, gdy zobaczył przy kolacji, że chłopak jest blady jak ściana i momentami nadal ma krwotoki z nosa.
— Nieźle mi doje*ałeś — odpowiedział, trzymając kłęby chusteczek przy nosie.
— Czy ty trochę nie przesadzasz? — powiedziała Amy do Najwyższego z dostrzegalną pretensją.
— Daj spokój — powiedział od razu Harry.
— Wyglądasz tak, jakby ci wypruł wszystkie flaki i wsadził je z powrotem — warknęła.
— Amy… — zaczął Ryan z westchnięciem.
— Nie Amy! — wkurzyła się kobieta. — On nie jest workiem treningowym!
— Nie traktuj go ulgowo tylko dlatego, że jest twoim chrześniakiem — powiedział głośno Ryan.
— Chyba sobie żartujesz! — wkurzyła się, zrywając się do pionu. — Zobacz, jak wygląda!
— Amy…
— Cicho bądź — warknęła do chłopaka, który chciał się wtrącić. — Może i jest silny magicznie, ale…
— Amy! — warknął w końcu Harry, zagłuszając ją. — Sam mu mówiłem, żeby nie traktował mnie jak porcelanowej lalki!
— To nie znaczy, że ma cię niepotrzebnie katować! Nie przesadzajmy!
— Tak, bo Voldemort przyjdzie i rzuci na mnie Zniewalającą Łaskotkę — warknął Harry. Zapadła cisza. Amy zamarła z otwartymi ustami. — Myślisz, że zgodziłem się na szkolenie dla zabawy?
Amy opadła na krzesło, jakby nagle zabrakło jej sił. Ryan westchnął głośno, gdy Bezimienni zaczęli wymieniać między sobą spojrzenia.
— Czarny, wiemy o przepowiedni — powiedział wreszcie Najwyższy.
— Skąd? — zdziwił się.
— Zanim Bezimienni zwerbowali Jima, pracował on w Sali Przepowiedni. Dzięki temu mamy tak jakby… połączenie z nią. Gdy werbujemy nową osobę, sprawdzamy, czy nie istnieje żadna przepowiednia w związku z tą osobą. Dlatego powinieneś wiedzieć, że przepowiednia, o której wiesz, nie jest jedyną.
— Chyba żartujesz — powiedział słabo.
— Niestety nie. Przyznam, że niewiele z niej rozumiemy. Tobie pewnie powie ona więcej.
Machnięciem ręki sprawił, że pojawiła się przed nim treść przepowiedni, o której wcześniej nie miał zielonego pojęcia. Harry kilka razy przeczytał to, co było napisane.

TEN DZIEŃ NASTĄPI PRZED DZIEWIĘTNASTYM ROKIEM ŻYCIA TEGO, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA… STRATA OKAŻE SIĘ ZBYT WIELKA… WSZYSTKO SIĘ ZMIENI, ZNIKNIE NADZIEJA… MISJA ZOSTANIE WYPEŁNIONA, JEDNAK LOS NIE BĘDZIE DLA NICH ŁASKAWY… POLEJE SIĘ KREW WROGÓW I PRZYJACIÓŁ… JEDEN Z NICH DOJDZIE TAM, GDZIE NIE BYŁO NIKOGO… PIEKŁO I NIEBO… DEMONY I ANIOŁY… PRZED DZIEWIĘTNASTYM ROKIEM ŻYCIA…

Harry siedział przez moment, wpatrując się w tekst.
— Co to, ku*wa, jest? — zapytał wreszcie.
— Rozumiesz coś z tego? — spytała cicho Ellen.
— Niewielką część. Ale ta końcówka… Och, idźcie w cholerę z tymi przepowiedniami — warknął.
— Końcówka to największy problem do rozszyfrowania — oznajmił niemrawo Ryan. — Z reszty można stwierdzić, że dojdzie do wielkiej bitwy, zanim nadejdzie lipiec i stanie się coś, czego chyba nikt się nie spodziewa. No i ta misja nie daje nam spokoju.
— To akurat rozumiem — przyznał Harry. — Pewnie chodzi o horkruksy.
Opowiedział im o tym, czego dowiedział się od Dumbledore’a i o niszczeniu wszystkich części duszy Voldemorta.
— Więc ile ich zostało? — zapytała na koniec Natalie.
Harry zawahał się, ale wiedział, że musi wyznać im prawdę.
— Wąż i on, tak? — upewniał się Sean.
— I ja.
Zapadła chwila ciszy.
— Ku*wa — powiedział cicho Ryan. — Ten sukinsyn cię naznaczył, tak?
— Gdy miałem rok.
— Czyli? — wydusiła słabo Ellen.
— Czyli muszę dać mu się zabić. — Zanim zaczęli coś mówić na ten temat, powiedział szybko: — Dlatego końcówka tej przepowiedni wydaje się jeszcze dziwniejsza…
— Czarny…
— Nie chcę o tym mówić, okay?
— Nie możesz się poddać.
— Nie mam innego wyjścia. Już podjąłem decyzję.
W trakcie gdy wszyscy milczeli, on pomyślał z przygnębieniem o tym, po co w ogóle tutaj jest. Po co uczy się tego wszystkiego? Po co marnuje ich czas na to, żeby go uczyli, skoro w ciągu następnego pół roku ma zginąć?
— Przestań — powiedział cicho Ryan.
— Co?
— Słyszę twoje myśli. Nie myśl o tym w taki sposób.
Harry uśmiechnął się lekko.
— A jak inaczej mam myśleć?
— Nie trafiłeś tutaj bez powodu. Nie bez powodu też masz w sobie tyle mocy. Nie chce mi się wierzyć, że to wszystko ma pójść na marne. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
Harry kładł się do łóżka, mając w głowie słowa Ryana.

Wszyscy uczniowie cieszyli się weekendem. Przez okna Wielkiej Sali wpadały promienie słońca, a w pomieszczeniu słychać było gwar rozmów, śmiechy i stukanie sztućców.  Jedynie trójka Gryfonów nie uczestniczyła w ogólnym zamieszaniu.
— Jesteś pewny, że nie wrócił na noc? — zapytała po raz kolejny Hermiona.
— Tak. Czekałem na niego przynajmniej do pierwszej w nocy, a gdy rano się obudziłem, już go nie było — odpowiedział Ron.
— Nie zostawił żadnej informacji? — dorzuciła Ginny.
— Nie.
— A Jay i Alex? Pytałeś ich?
— Jay spał, gdy wychodziłem, a Alexa już nie było.
Alexa dostrzeli przy stole Hufflepuff, gdzie siedział w towarzystwie Susan. Jay z kolei akurat wchodził do środka, więc dosiadł się do nich. Nie wyglądał na wyspanego.
— Wiesz może, gdzie się podział Harry? — zapytała na wstępie Ginny.
— Nie mam pojęcia. A co? Zaginął? — odpowiedział, wrzucając na talerz pierwsze lepsze danie.
— Nie wrócił na noc — stwierdził Ron.
Jay spojrzał na niego z wypchanymi policzkami. Zmarszczył na moment brwi, a po chwili jego oczy lekko się rozszerzyły.
— Nie mogę przekazać mu telepatycznej wiadomości.
— To znaczy?
— Jest w strefie antytelepatycznej, zablokował możliwość przesyłu telepatycznej wiadomości, jest nieprzytomny albo nie żyje. — Ginny wytrzeszczyła na niego oczy. — Hej, nie nakręcajcie się — rzekł szybko, wiedząc, jak to zabrzmiało. — Powiedziałem tylko najczęstsze przyczyny.
Nadszedł obiad, a wieści od Harry’ego nadal nie było. Alex został powiadomiony o sytuacji i wyglądał na lekko zaniepokojonego, gdy nie mógł się skontaktować z chłopakiem telepatycznie. Nieobecność Harry’ego dostrzegł również Syriusz, dlatego razem z Remusem i Tonks złapał piątkę przyjaciół po posiłku.
— Gdzie Harry?
Zaczęli wymieniać między sobą spojrzenia. Łapa kiwnął na nich głową, żeby weszli do jego gabinetu.
— Przyszedł wczoraj po lekcji oklumencji, wziął coś z dormitorium i wyszedł. Od tej pory go nie widzieliśmy — powiedział Alex, gdy tylko drzwi się zamknęły.
— Nic nie powiedział?
— Nic. Próbowaliśmy skontaktować się z nim telepatycznie, ale chyba to zablokował albo znajduje się w strefie antytelepatycznej.
Nagle usłyszeli, że coś puka w okno. Za szybą dostrzegli nieznaną im sowę, więc Łapa otworzył i odebrał krótką notatkę.

Nic mi nie jest. Bądźcie dzisiaj o 18.30 nad jeziorem.
Harry

4 komentarze:

  1. Tą wersję opowiadania czyta się o wiele przyjemniej niż "pierwowzór". :P
    Mimo, że aż tak wiele się nie różni :D
    Nawet wiedząc co się wydarzy, czytelnik czeka na następny rozdział, a to nie małe osiągnięcie dla Ciebie - i twojej Bety.
    Pozdrawiam.
    Ps. Nominowałem Cię do LBA, ale jak nie chcesz to nie odpowiadaj :P
    http://cena-za-wolnosc.blogspot.com/p/lba-sratata-i.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to! :)) czytałam zarówno starą wersje i 2 inne twoje blogi i jak zwykle czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siłę życia znalazłam kilka lat temu i od razu pokochałam. Uwielbiam twoje blogi. Potrafiły rozbawić mnie do łez (jak na przykład rozdział Majonez i ketchup, sprzeczki Harry'ego i Syriusza, zawieszenie Huncwotów itd.) oraz to, że nigdy nie brakowało mojej ulubionej postaci czyli Blacka. Bardzo podobała mi się też postać Amy. Czekam z wielkim zapałem do czytania na następne poprawione rozdziały i pozdrawiam serdecznie
    Rocky

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    no i Harry odbywa kolejne szkolenia, i się okazało, że ma matkę chrzestną... ma bardzo potężną moc, sam najwyższy się nim zainteresował, i sam był pod wrażeniem jak została zmierzona, haha nałogowiec, a ten tekst, „dzieci odpoczywają, a dorośli piją” boski i Rayan podał kieliszek Harrremu, przyjaciele mattwią się jego nagłym zniknięciem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń