sobota, 15 sierpnia 2015

I. Rozdział 54 - Magia umysłu

Voldemort patrzył przed siebie rozwścieczonym wzrokiem, wbijając paznokcie w siedzenie. Zamknął oczy, niemal zgrzytając przy tym zębami Gdy ponownie je otworzył, uśmiechnął się z chorą satysfakcją. Wreszcie się nie ochroniłeś, Harry. To twoja zguba. Roześmiał się chłodno, głaskając Nagini po głowie.
— Glizdogonie!
Do pomieszczenia wbiegł mały, gruby mężczyzna z łysą głową i oczami wypełnionymi przerażeniem. Skłonił się przed Lordem i pisnął cicho:
— Tak, panie?
— Daj rękę, Glizdogonie.
Pettigrew z niechęcią wypełnił polecenie. Voldemort podwinął rękaw jego szaty i palcem dotknął Mrocznego Znaku.

Był środek nocy, gdy Severus Snape wstał z łóżka rozwścieczony do granic możliwości. Obudziło go pieczenie na lewym ramieniu. Czy ten człowiek cierpi na bezsenność? Wstał i nałożył na siebie szatę śmierciożerców. Przywołał do siebie maskę i włożył na twarz. Deportował się z cichym trzaskiem. Pojawił się przed bramą zamku Lorda Voldemorta. Przyłożył ramię ze znakiem do identycznego rysunku wyrytego na murze. Brama skrzypnęła nieprzyjemnie i stanęła przed nim otworem. Mężczyzna przeszedł przez mroczny, zarośnięty ogród, w którym rosły tylko chwasty. Przekroczył wrota, które same się przed nim otworzyły. W jego bladą twarz uderzył chłód jeszcze większy niż na zewnątrz. Przeszedł przez ciemne, puste i kręte korytarze, aż trafił przed olbrzymie żelazne drzwi, za którymi znajdowała się sala tortur. W kamiennym pomieszczeniu stało kilkunastu śmierciożerców, a na tronie siedział Lord Voldemort. Skłonił się przed nim i wstąpił do kręgu, do którego należeli najwierniejsi słudzy Czarnego Pana. Inni, mniej znaczący, ustawili się przy ścianach.
— Drodzy śmierciożercy, właśnie odkryłem, kto w naszych szeregach jest szpiegiem.
Snape poczuł, że jego serce bije coraz szybciej, jednak nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Oczy pozostawały zimne i obojętne.
— Wiecie, co macie robić — ciągnął Czarny Pan. — Glizdogonie, wprowadź naszego gościa.
Pettigrew natychmiast wyszedł. Snape ledwo powstrzymał się przed głośnym westchnięciem ulgi, chociaż nadal coś nie dawało mu spokoju. Gdy zobaczył uśmiech na ustach swojego pana, wiedział, że jego przeczucia się sprawdzą.

Rona obudziło wrażenie, że dzieje się coś złego. Dopiero po chwili dotarło do niego, że tak jest naprawdę. W jego uszy wbił się bolesny jęk, więc prędko otworzył oczy i odrzucił kołdrę. Chwilę później zapaliła się lampa, gdy Jay zerwał się z łóżka. Tylko jedna zasłona nie było odsłonięta. Ron natychmiast podbiegł do łóżka Harry’ego i odsłonił kotary. Chłopak wierzgał się w łóżku jak oszalały, więc pomyślał, że ma koszmar, jednak próby obudzenia go nie przyniosły efektu. Jay już miał użyć do tego zimnej wody, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy z ust Harry’ego zaczęła płynąć krew, a Neville aż zachłysnął się powietrzem, kiedy koszulka zaczęła nią przesiąkać.
— Jasna cholera — zaklął Jay, widząc drżące ciało przyjaciela i twarz wygiętą w grymasie bólu. — Lecę po Syriusza! — dodał, pędząc w stronę drzwi.

Syriusz obudził się ze złym przeczuciem. Starał się ponownie zasnąć, lecz to uczucie go nie opuszczało. Westchnął i wstał. Nieświadomie zaczął krążyć po pokoju, lecz doszedł do wniosku, że w ciągu kolejnych godzin już nie zaśnie, więc ubrał się w luźne ciuchy i postanowił wyjść na świeże powietrze. Wyszedł z gabinetu, zakluczył drzwi i ruszył do wyjścia ze szkoły. Zatrzymał się już po kilku krokach, gdy usłyszał, że ktoś biegnie. Po chwili zza rogu wybiegł Jay, który wyglądał na przerażonego.
— Syriusz! Szybko! Harry! Pomóż! — wydukał, ciężko dysząc.
To wystarczyło. Natychmiast ruszył za Jayem. Do dormitorium chłopców z siódmego roku wpadli jakby ścigał ich wściekły pies. Już na samym wstępie w oczy Łapy rzuciło się łóżko Harry’ego i jego stan.
— Co mu się stało? — zapytał natychmiast.
— Nie wiemy. Obudziliśmy się i już to się z nim działo — odpowiedział natychmiast Ron.
Syriusz zareagował automatycznie, gdy nagle Harry zwinął się w kłębek, a z jego ust popłynął kolejny strumień krwi. Uniósł chłopaka zaklęciem lewitacji i prędko wyszedł, uważając, żeby chłopak w nic po drodze nie uderzył. Chłopcy pobiegli za nim. Dean z rozmachem otworzył drzwi Skrzydła Szpitalnego, przy okazji budząc wszystkich tam przebywających. Jay zaczął wołać Pomfrey jak opętany, gdy Łapa położył Harry’ego na wolnym łóżku.
— To Skrzydło Szpitalne, a nie dyskoteka — psioczyła pielęgniarka, wychodząc z pomieszczenia w szlafroku.
— Co się dzieje? — zapytał zaspany Alex.
— Dobre pytanie — odpowiedział cicho Syriusz, przytrzymując Harry’ego, zanim spadł z łóżka pod wpływem bólu. Chwilę później usłyszał dźwięk łamanej kości. — Cholera — wydukał.
— Dlaczego jest w takim stanie? — zapytała Pomfrey, podbiegając do łóżka.
— Już się to z nim działo, gdy się obudziliśmy — odpowiedział prędko Neville.
— Harry? — wydukała nagle Ginny i zerwała się z łóżka, by do niego podbiec. — Merlinie, Harry! Co mu się stało?!
Rozległ się szum, kiedy wszyscy zaczęli zrywać się z łóżek. Pomfrey otworzyła oczy chłopaka, nakazując Łapie go przytrzymać. Nie dostrzegła tęczówek. Ginny jęknęła słabo, gdy kobieta ściągnęła z niego koszulkę i wszyscy dostrzegli, jak na jego klatce piersiowej pojawia się kolejne głębokie rozcięcie, które zaczęło krwawić.
— Jakby ktoś go ciął niewidzialnym nożem — wykrztusił Seamus.
— Poppy, on nie mógł użyć dzisiaj w nocy magii umysłu — powiedział Remus ze zrozumieniem.
— Myślisz, że to wina Sam-Wiesz-Kogo, tak?
— Poziom mistrzowski umysłu.
— O czym wy mówicie? — zapytał Łapa.
— Niektórzy silni magowie umysłowi potrafią rzeczy, o których byś nie pomyślał — odpowiedziała cicho pielęgniarka. — Obawiam się, że w tym wypadku jest to jeszcze bardziej prawdopodobne.
— Do rzeczy.
— Wydaje mi się, że Sam-Wiesz-Kto torturuje kogoś, a poprzez połączenie umysłowe wszystkie rany odczuwa Harry.
Zapadła chwila ciszy.
— Więc co możemy zrobić?
— Nic. Chyba że znacie kogoś, kto mógłby to przerwać, a coś takiego potrafi tylko Mistrz Umysłu, a nie pierwszy lepszy legilimenta.
Kolejną chwilę ciszy przerwał trzask łamanej kości i bolesny jęk Harry’ego, który natychmiast przewrócił się na brzuch i zwinął w kłębek.
— Czyli ten gnojek ma go torturować, a my mamy tylko na to patrzeć, tak? — warknął Łapa. Cisza była odpowiedzią. — Chyba sobie żartujecie!
Zanim ktokolwiek coś mu odpowiedział, Harry’ego złapały duszności i ledwo łapał powietrze.
— Wracajcie do siebie. Nie pomożecie mu — powiedziała Pomfrey.
Odgrodziła łóżko Harry’ego od innych i wyciszyła przestrzeń wokół niego, jednak nikt nie wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, czekając, aż kobieta powie im, co z chłopakiem. Dobre pół godziny później Pomfrey oznajmiła, że już po wszystkim i zajęła się łataniem ran. Gdy Łapa spytał, jaki jest jego stan, odpowiedziała:
— Zaklęcia torturujące, cięcia, eliksiry torturujące, złamane żebro, ręka, kręgi piersiowe. Poza tym używano mugolskich środków takich jak nóż. Widziałam też ślady, które zwykle robi bicz.
Łapa niemal zawył z bólu i przerażenia, gdy mówiła mu, co odczuwał chłopak. Teraz był opatrzony, gdzieniegdzie miał siniaki lub zaczerwienienia, był blady jak kość, a pod oczami pojawiły się ciemne cienie mówiące o wyczerpaniu. Odesłał uczniów do dormitorium, a pielęgniarka zmusiła przerażonych pacjentów, żeby wrócili do łóżek.
— Jak on mógł zrobić coś takiego? — nie dowierzał Łapa, stojąc obok Remusa.
— Voldemort strasznie zaryzykował — odpowiedział cicho mężczyzna. — Mógł stracić życie, rzucając to zaklęcie. Harry nie powinien odczuwać tego w takim stopniu, jak tamten człowiek, jednak widząc, co się z nim działo, najwyraźniej więź dodatkowo pomogła Voldemortowi.
— Czyli jeśli jeszcze kiedyś Harry nie będzie miał możliwości obronić się oklumencją albo o niej zapomni, może zrobić to jeszcze raz?
— Według mnie byłby zbyt zachłanny, gdyby próbował, ale owszem, mógłby to zrobić ponownie.
Gdy już wszyscy spali, Łapa wrócił do siebie, a Pomfrey jeszcze raz sprawdzała, czy z Harrym wszystko w porządku, pielęgniarka usłyszała cichy głos Petunii Dursley:
— Co z nim?
Pomfrey spojrzała na nią z lekkim zaskoczeniem. Niemal zapomniała, że w Skrzydle Szpitalnym znajduje się trójka mugoli i to, co widzieli, musiało ich przerazić bardziej niż czarodziejów.
— Na razie jest nieprzytomny. Musi dużo odpoczywać, żeby szybko dojść do siebie.
Po chwili ciszy mugolka odezwała się jeszcze raz:
— Ma to jakiś związek z tym, że pomógł Dudleyowi?
Pomfrey patrzyła na nią przez chwilę.
— Pośrednio tak. Przez rzucenie zaklęcia na kuzyna nie mógł się obronić przed tym, co się stało, jednak nikt nie podejrzewał, że coś takiego mogło mieć miejsce. Myślę, że nawet panu Potterowi nie przeszło przez myśl, że będzie miał takiego pecha.
Zanim Petunia zasnęła, przez głowę przeszła jej jeszcze jedna myśl. Poświęcił się dla Dudleya.

Harry z ociąganiem otworzył oczy. Z westchnięciem przyjął to, że znowu wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Po chwili do jego uszu wdarły się głosy rozmów, dostrzegł jednocześnie kręcących się po pomieszczeniu przyjaciół. Jako pierwsza, ku jego rozpaczy, zobaczyła go pani Pomfrey, która natychmiast ruszyła do niego z tacą pełną eliksirów. Nie miał siły na sprzeciwy, więc wypił wszystkie mikstury, które mu podała, żeby dała mu spokój.
— Trzeba mieć pecha, żeby akurat tak trafić — wymamrotał, gdy kobieta powiedziała mu, co dokładnie się stało.
— Musisz mieć to zawsze na uwadze i lepiej dwa razy pomyśl, zanim zdecydujesz się zrobić coś, przez co nie będziesz mógł postawić barier umysłowych.
Pokiwał niechętnie głową, ciesząc się jednak, że Brian nauczył go oklumencji, bo nie wyobrażał sobie sytuacji, gdyby Riddle mógł robić to w każdej chwili.
Kolejnego dnia Dursleyowie mieli wracać do domu. Dudley, pod całodobową opieką pani Pomfrey, zupełnie wyzdrowiał, więc nie było sensu dłużej go tutaj trzymać. Harry’ego trochę zaskoczyło, gdy chłopak dosiadł się do jego łóżka.
— Jak tam, Wielki De? — zagadnął.
— W porządku — odpowiedział bez złośliwości, którą Harry często u niego wyczuwał. — Dzięki za uratowanie życia.
— Pewnie Tina się zamartwia.
Dudley zarumienił się jak piwonia, a Harry roześmiał się lekko.
— Skąd wiesz? — wymamrotał.
— Widziałem was — odparł brunet, wzruszając ramionami.
Harry nigdy w życiu nie przeprowadził z nim tak normalnej rozmowy jak teraz.

Za oknem niebo było już zupełnie ciemne. W kominku wesoło płonął ogień. Harry, Ginny, Ron i Hermiona wygodnie rozłożyli się w fotelach. Hermiona jak zwykle zatopiona była w lekturze, Ron grał w szachy ze swoją siostrą, zaś Harry wpatrywał się w tryskające złotymi iskrami drewno. Zielone oczy chłopaka błyszczały, odbijając światło. W pokoju wspólnym było cicho. Pierwszoroczni jakiś czas temu rozeszli się do dormitoriów, a starsi, zgromadzeni w niewielkich grupach, grali w Eksplodującego Durnia. Harry zamrugał kilka razy i niespodziewanie przemówił:
— Musimy zacząć oklumencję.
Już kolejnego dnia cała czwórka zamknęła się w Pokoju Życzeń, który zamienił się w niewielką salę z półką na książki i materacem na podłodze. Harry wytłumaczył im dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi, przytaczając często słowa Briana. Zaczął od Hermiony, wiedząc, że dziewczyna jest najbardziej pojętna. Dał jej chwilę na pozbycie się emocji. Tak jak się spodziewał, po ataku zobaczył kilka wspomnień dziewczyny. Wyczuwał, że dziewczyna się stara, jednak nic z tego nie wyszło. Hermiona wylądowała na kolanach.
— To nie jest takie proste, jak się wydaje — stwierdziła. — I w żadnym stopniu nie jest też przyjemne.
Ron potwierdził jej słowa, gdy przyszła kolej na niego. Z Ginny było podobnie. Drzwi otworzyły się, jednak nikt nie wszedł do środka, dlatego cała czwórka zmarszczyła brwi. Nagle usłyszeli głos:
Legilimens!
Harry poczuł, jak zaklęcie trafia w jego bariery umysłowe, lecz z łatwością się obronił. Spod peleryny niewidki wyłonili się Jay i Alex.
— Z zaskoczenia też musicie się nauczyć — powiedział ten drugi.
— Zawsze tak sobie robiliśmy u Feniksów — dodał Jay.
— Gdy nauczycie się podstaw, też mam zamiar tak wam robić — zakomunikował Harry. — Wtedy łatwiej ocenić, czy już potraficie się obronić w każdej sytuacji.
Podzielili się na pary i wrócili do ćwiczeń.
Harry został w Pokoju Życzeń trochę dłużej od reszty. Gdy wracał samotnie do dormitorium, przechodząc obok portretu Merlina, usłyszał ten znajomy szept wypowiadający jego imię. Pognał do pokoju wspólnego, skąd wziął Mapę Huncwotów i pelerynę niewidkę. Później prędko ruszył do portretu Merlina, by dowiedzieć się, co się dzieje.

1 komentarz:

  1. Witam,
    no naprawdę ma pecha, w takim momencie, może teraz Dursleyowie zmienią swoje nastawienie co do Harrego..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń