sobota, 15 sierpnia 2015

I. Rozdział 52 - "Ja nie chcę jeszcze do piekła"

            Za oknem wiał lekki, choć chłodny wiatr. Promienie słońca przebijające się przez chmury były niemal niewidoczne, a lekka mżawka zniechęcała do wyjścia na błonia. Uczniowie Hogwartu siedzieli w swoich pokojach wspólnych i odrabiali zadania domowe. Wyjątku nie stanowił również Harry z przyjaciółmi. Siedział nad esejem z eliksirów, gdy w jego ręku pojawiła się kartka. Dyskretnie ją rozwinął, lecz siedzący obok Alex zerknął na niego.

Atak na wioski Samer, Gremmen Stan i Plase Camo. W każdej będzie po kilku śmierciożerców. Chcą porwać kilku mugoli. Macie pół godziny.
S.

Harry natychmiast zerwał się z fotela.
— Co jest? — zapytał Ron.
— Alex, Ron, powiadomcie wszystkich z Zakonu z uczniów, że mają przyjść do gabinetu McGonagall, a stamtąd przez kominek do Kwatery. Ginny, powiedz to samo Syriuszowi, Remusowi i Tonks. Jay, wyślij wiadomość do nowych członków Zakonu oraz Freda i George'a. Hermiono, idź do McGonagall i powiedz jej o zaistniałej sytuacji. Później wszyscy do McGonagall i do Kwatery.
Bez pytań wszyscy się rozeszli. Wiedzieli, że to bardzo ważne. Harry powysyłał do kilku członków Zakonu Feniksa wiadomości, żeby natychmiast stawili się na Grimmauld Place 12, a później ruszył do gabinetu dyrektorki. Po drodze spotkał Rona z Deanem i Seamusem. Według Rona wszyscy powinni już być na miejscu. Weszli do środka, gdzie w płomieniach znikała Luna, a Neville, Tonks, Alex, Jessica i Syriusz czekali na swoją kolej. Ron, Dean i Seamus dołączyli do tej grupki, a Harry podszedł do dyrektorki, by wytłumaczyć jej, co się stało. Kiedy wszyscy zniknęli, sam wkroczył do kominka i przedostał się na Grimmauld Place 12. Przeczesał wzrokiem pomieszczenie, by zorientować się, czy wszyscy są na miejscu. Wydawało mu się, że tak, więc zaczął:
— Śmierciożercy równocześnie zaatakują trzy wioski: Samer, Gremmen Stan i Plase Camo. W każdej będzie po kilku śmierciożerców, którzy mają porwać kilku mugoli. Będą tam za jakieś dziesięć minut.
Kątem oka zauważył, że Remus już wyszukuje na mapie wskazane wioski, by wszyscy wiedzieli, dokąd muszą się teleportować. W tym samym czasie Harry podzielił zebrane osoby na trzy grupy, wyznaczył osoby kierujące, czyli siebie, Remusa i Syriusza, a później powiedział, kto trafi do której wioski. Lunatyk pokazał wszystkim zdjęcie centrum każdej miejscowości.
Samer było niewielką wioską z zaledwie kilkunastoma budynkami, więc bez problemu mogli dostać się w każde miejsce, niezależenie od tego, gdzie wylądują śmierciożercy. Wszyscy pochowali się między domami, drzewami i śmietnikami, by zaatakować z zaskoczenia. Odczekali kilka minut. Ciszę przerwał trzask towarzyszący teleportacji. Zanim Zakonnicy zdążyli wyłonić się ze swoich kryjówek, śmierciożercy zaczęli siać panikę, wbiegając do domów. Zakonnicy natychmiast poderwali się ze swoich miejsc, biegnąc za nimi. Harry słyszał piski, krzyki i łomoty, gdy wkroczyli do akcji. Dom został doprowadzony do ruiny, gdy zaklęcia z pełną mocą uderzały w ściany, meble i sufit. Harry nie dostrzegł zamieszkujących tutaj mugoli, więc domyślił się, że schowali się w innym pomieszczeniu, które uznali za bezpieczniejsze. Jedna ze ścian wybuchła, a on spostrzegł kulące się ze strachu nieznajome osoby, nad którymi górował jeden ze śmierciożerców. Prędko zagrodził mu drogę zaklęciem oszałamiającym, które minęło go o kilka centymetrów. Między nimi wybuchł pojedynek. Sądząc po odgłosach, jakie docierały do niego z innych pomieszczeń i domów, śmierciożerców najwyraźniej przybyło. W końcu posłał przeciwnika w ścianę, po której osunął się nieprzytomny. W następnej chwili rzucił się na kolana, kiedy klątwy następnych śmierciożerców śmignęły mu tuż nad głową. Posłał stojący pod oknem stolik wprost w nich i cudem jedna z nóg trafiła jednego z przeciwników prosto w skroń, eliminując go z walki. Drugi zaczął ciskać w Harry’ego gradem zaklęć, przed którymi ledwo udawało mu się bronić. Wybuch za stopami śmierciożercy posłał mężczyznę wprost na Harry’ego. Obaj runęli na ziemię, gubiąc w międzyczasie różdżki. Śmierciożercy z ust leciała krew, jednak szczerzył zęby jak drapieżnik, gdy zaciskał dłonie na szyi chłopaka.
— Potter — wychrypiał. — Idealnie.
Harry usłyszał zduszony okrzyk od strony mugoli, jednak bardziej skupił się na zrzuceniu z siebie przeciwnika. Wymacał dłonią kawałek ściany, więc zacisnął na niej dłoń i, zmuszając wszystkie swoje mięśnie do wzmożonego wysiłku, zamachnął się, trafiając mężczyznę w głowę. Ten natychmiast go puścił, przewracając się na ziemię. Harry wciągnął głęboko powietrze i nie czekając na pełną regenerację sił, zaatakował. Śmierciożerca zawył wojowniczo, kiedy bili się jak mugolscy pijacy, turlając się po ziemi. Harry wreszcie szarpnął faceta za włosy, rzucił go na brzuch i jego czołem zaczął uderzać w podłogę, dopóki ciało nie sflaczało. Odetchnął z ulgą, przywołując magią bezróżdżkową swoją różdżkę i dopiero zerknął na mugoli. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy dostrzegł zdumione twarze Dursleyów.
— Wy?! — wydusił zaskoczony.
— M-my — wykrztusił Dudley.
W następnej chwili rozległ się głośny wybuch, a do środka wbiegła Ginny, okurzona od stóp do głów.
— Wezwali posiłki! — krzyknęła do Harry’ego.
Zaraz za nią do zdemolowanego pomieszczenia wbiegła trójka śmierciożerców. Harry pociągnął dziewczynę na ziemię, gdy jeden z nich cisnął w nią zaklęciem uśmiercającym.
— Padnij! — krzyknął jednocześnie do Dursleyów, gdy dostrzegł, że promień leci prosto w nich.
W następnej chwili zerwał się do pionu równocześnie z Ginny i oboje zaczęli ciskać zaklęciami w przeciwników. Dom drżał w fundamentach, gdy promienie raz za razem uderzały w różne części domu, z sufitu sypał się tynk, a okna były powybijane. W pewnym momencie lampa spadła tuż pod nogi jednego ze śmierciożerców, więc Harry wykorzystał okazję, eliminując go z bitwy. Kolejnego Ginny wyrzuciła klątwą za okno, a ten po drodze uderzył głową we framugę, więc do walki już nie wrócił. Ostatniego przeciwnika Ginny zostawiła swojemu chłopakowi, a sama popędziła do kolejnego pomieszczenia.
Nim Harry zorientował się, co jest grane, przez dziurę wpadł śmierciożerca, który cisnął w niego zaklęciem wiążącym ręce. Jego nadgarstki zostały splecione grubym sznurem, więc nie miał możliwości obrony nawet magią bezróżdżkową.
— Dudley! — krzyknęła Petunia, a w następnej chwili Harry dostrzegł, że jego kuzyn rzucił się na tego śmierciożercę z pięściami.
Chłopak miał doświadczenie w bójkach, więc poradził sobie bez problemu, szybko pozbawiając go przytomności. Wydawał się być oszołomiony swoim wyczynem. Harry skinął mu głową w geście podziękowania, starając się uwolnić swoje ręce. Do pomocy tym razem przyszła mu ciotka. Rozcięła więzy ostrym kawałkiem muru pod spojrzeniem swojego siostrzeńca. Kobieta krzyknęła, gdy kolejny wybuch sprawił, że wejście zostało zasłonięte dymem, a po chwili ktoś wpadł do środka. Dudley, kierowany instynktem przetrwania, rzucił się na tę osobę, a Harry rozpoznał Tonks.
— Dudley, nie!
Chłopak natychmiast się zatrzymał, a kobieta wycelowała w niego różdżką, którą szybko opuściła.
— Powoli przestajemy kontrolować sytuację — powiedziała w pośpiechu do Harry’ego, w momencie gdy sznury opadły na ziemię.
— Trzeba powiadomić inne…
Nie dokończył, bo zostali zaatakowani przez następnych przeciwników. Harry odwrócił się w stronę Dursleyów, żeby rzucić na nich tarczę ochronną, co skończyło się tym, że Tonks nie zdołała obronić go przed gradem zaklęć. Jedno z nich uderzyło go prosto w plecy, rozcinając mu skórę. Prędko stanął do walki, starając się większość promieni odbijać, a nie unikać, aby zmniejszyła się szansa na trafienie w Dursleyów. W pewnym momencie klątwa uderzyła wprost w pierś Tonks. Kobieta niemal natychmiast zrobiła się biała jak mleko i osunęła się na ziemię. W umyśle Harry’ego zapaliła się czerwona lampka, która sprawiła, że zrobił to instynktownie. Zacisnął dłoń w pięść, a gdy ją otworzył, wytworzyły się nad nią białe obłoczki przypominające kulki śniegu. Każda z rozmachem uderzyła w śmierciożerców, którzy stali przed nim. Runęli na ziemię jak kłody, jednak Harry nie miał pojęcia, czy nie żyją, czy zostali sparaliżowani. W następnej chwili podbiegł do Tonks, która obficie krwawiła. Spomiędzy jej palców, które zaciskała na brzuchu, płynęły strumienie krwi i Harry wiedział, że jej stan jest bardzo poważny i natychmiast powinien obejrzeć ją lekarz. Prędko wysłał telepatyczną wiadomość do Jaya, żeby natychmiast przyszedł do tego pokoju i chronił przez jakiś czas mugoli. Gdy tylko dostrzegł, że chłopak wbiega do pomieszczenia, chwycił półprzytomną Tonks na ręce i teleportował się. Przeklinając to, że nie może deportować się wprost do domu, jak najszybciej mógł popędził do Kwatery Głównej. Słyszał hałasy dochodzące z jadalni, więc natychmiast tam wpadł, kopiąc drzwi, by je otworzyć. Wszyscy umilkli, gdy tylko pojawił się z niemal nieprzytomną Tonks na rękach.
— Mark! — wrzasnął natychmiast chłopak, kładąc kobietę na stole, z którego zrzucił wszystko, co mu przeszkadzało.
Osoby znajdujące się najbliżej szybko mu pomogły. Tonks niemal wyła z bólu, gdy tylko Mark zaczął sprawdzać, co jej się stało.
— Wszyscy natychmiast do Samer. Śmierciożercy wezwali posiłki — powiedział głośno Harry.
Rozległy się trzaski towarzyszące deportacji, gdy jeden po drugim zaczęli przenosić się na drugie pole bitwy. Harry wylądował przed domem, z którego wcześniej się teleportował i natychmiast popędził w stronę pomieszczenia, w którym zostawił Dursleyów. Jayowi już towarzyszył Syriusz i znaleźli się w ciężkiej sytuacji, walcząc jednocześnie z czterema przeciwnikami, którzy nie mieli litości. Dursleyowie siedzieli skuleni w kącie z nadzieją, że nie trafi ich żadne zaklęcie. Harry zaatakował jednego ze śmierciożerców od tyłu, uderzając go w potylicę kantem dłoni, gdy przebiegał obok niego. Kolejnych trzech pokonał jednym machnięciem ręki, jakby były to jakieś natrętne muchy. Syriusz i Jay spojrzeli na niego z opadniętymi gębami, gdy dostrzegli lekko białą mgiełkę unoszącą się wokół niego i jego puste oczy. Chłopak najwyraźniej tego nie dostrzegł, jednak przymknął na chwilę powieki, jakby chciał się uspokoić. Gdy je otworzył, na powrót stały się żywe, jednak Harry wyglądał na nie lada zdezorientowanego.
— Nie pamiętasz. — Syriusz bardziej stwierdził, niż zapytał, a spojrzenie chłopaka tylko potwierdziło to, co mu się wydawało.
W następnej chwili do środka wpadli wrogowie, więc nie mieli czasu na rozmowę.
Bitwa zakończyła się ucieczką śmierciożerców, którzy najwyraźniej nie spodziewali się aż takiej liczby pomocników Zakonu. Dom był zrujnowany, jednak Zakonnicy od razu zabrali się za związanie i zebranie wszystkich przeciwników w jedno miejsce. Kiedy tylko Harry porozdzielał obowiązki między członkami Zakonu, skierował się do Dursleyów, którzy nawet nie ruszyli się z miejsca.
— Skąd się tutaj wzięliście? — zapytał.
— Byliśmy w odwiedzinach — odpowiedziała Petunia, z przerażeniem patrząc na to, jak Jay przenosi ciało śmierciożercy jednym machnięciem różdżki.
— Harry, zginęła jedna mugolka — powiedział Brian, zaglądając do pomieszczenia przez dziurę w ścianie.
Harry zerknął na Petunię, która zbladła jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, więc została odesłana do identyfikacji zwłok. Okazało się, że była to jej znajoma, która w trakcie ataku znajdowała się w kuchni i tam została zamordowana. Pojawili się aurorzy z Ministerstwa Magii, więc to oni zajęli się porządkiem i zmodyfikowaniem pamięci mugoli. Harry odesłał Dursleyów do domu, zanim do tego doszło. Dopiero gdy wszystko zostało doprowadzone do ładu, Harry wrócił do domu, gdzie większość rannych już została opatrzona. Nie miał nic do powiedzenia, kiedy Ginny dostrzegła jego stan. Zaprowadziła go do Marka, który opatrzył wszystkie jego rany. Dowiedział się przy okazji, że Ginny, Hermiona, Alex, Seamus, Remus i Tonks mają zgłosić się do Pomfrey i zostać w szpitalu na kontroli. Mark miał zamiar jego również wysłać do królestwa pielęgniarki, jednak Harry był zbyt uparty, żeby się na to zgodzić. W zamian miał dopilnować, żeby cała reszta wykonała jego polecenie.
Kiedy tylko zjawili się w szkole, Harry natychmiast odesłał wybrane osoby do szpitala. Sprzeciwiali się, jednak chłopak nie miał zamiaru słuchać ich argumentów.
— Idziecie do Skrzydła i nic mnie nie obchodzi wasze gadanie — powiedział twardo. — Obiecałem Markowi, więc zabije mnie, jeśli tego nie dopilnuję, a ja nie chcę jeszcze do piekła.
Alex westchnął cierpiętniczo, ale Harry w końcu postawił na swoim. 

1 komentarz:

  1. Witam,
    szpieg poinformował Harrego o ataku śmierciożerców, więc zakon miał szansę zadziałać, ha Dursleyowie byli akurat tam....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń