sobota, 15 sierpnia 2015

I. Rozdział 51 - Sprzeczka

Kierując się na śniadanie wraz z przyjaciółmi, Harry nie spodziewał się, że coś lub ktoś przerwie dość przyjemny dzień, lecz niestety się przeliczył. Wpadł wprost na Crabbe’a, który nie powstrzymał się przez zaczepieniem go. Początkowo Harry miał zamiar go zignorować, lecz gdy ten powiedział coś na temat Ginny, natychmiast się odwrócił, chociaż dziewczyna starała się go powstrzymać.
— Masz jeszcze coś do powiedzenia? — zapytał Harry cichym głosem, wbijając w niego zimny wzrok.
— Mam strasznie dużo do powiedzenia na temat większości ludzi, których widzę obok ciebie — wysyczał.
— Więc zachowaj swoją opinię dla siebie, zanim pożałujesz, że w ogóle zacząłeś mówić — warknął.
— Harry, chodźmy — powiedziała Hermiona, starając się odepchnąć chłopaka do tyłu. — Nie ma sensu się z nim kłócić o takie bzdury.
— Nie pytaliśmy cię o zdanie, szlamo — powiedział Crabbe z satysfakcją.
— Odszczekaj to! — warknął Ron, którego Hermiona przytrzymywała za rękę, żeby się nie wyrwał.
Jay i Alex już postąpili do przodu, lecz ich z kolei zatrzymała Ginny. Crabbe uśmiechnął się szyderczo w stronę Rona.
— Prawda boli?
— Ron — powiedziała ostrzegawczo Hermiona.
Dziewczyny zdołały zmusić chłopaków do odwrotu. Ruszyli dalej, jednak Ślizgon nie odpuścił:
— Wiesz, że pożałujesz, Potter. A za sobą pociągniesz również swoje szlamy i zdrajców.
Dziewczyny nie zdążyły zareagować. Harry odwrócił się i przeszedł dzielącą ich odległość w niewiarygodnym tempie. Nim Crabbe zdążył to zarejestrować, już leciał na ziemię po uderzeniu w nos. Obserwujący sprzeczkę Gryfoni zaczęli wiwatować.
— Dołóż mu, Harry! — krzyczał Seamus.
Pstryknął flesz.
— Colin! — warknął brunet, a w następnej chwili został zaatakowany przez Goyle’a.
W myślach dziękując Brianowi za naukę walki na pięści, uniknął ciosu i sam uderzył chłopaka w żołądek. W tym czasie Crabbe trochę się pozbierał, ale zanim się podniósł do pionu, Harry podstawił mu nogę i ponownie się przewrócił. Wiwaty Gryfonów słychać było chyba w całym zamku, co w końcu musiało sprowadzić nauczycieli, więc Harry postanowił się ewakuować, zanim tutaj dotrą. Dostrzegł głowę samej dyrektorki w tym samym momencie, gdy Crabbe krzyknął:
Serpensortia!
Z jego różdżki wyleciał wąż, który miał kilka metrów długości, więc wszyscy umilkli. Harry’emu zabłysły oczy, gdy gad popełzał w jego stronę. Nawet nie musiał się wysilać z przejściem na język wężów.
Stój.
Gad natychmiast wykonał jego polecenie. Chłopak wysyczał kolejny rozkaz, a wąż zmienił kierunek na przeciwny. Crabbe zrobił wielkie oczy, gdy zwierzę owinęło się wokół jego nóg i skierowało wyżej, aż objęło go do piersi. Później lekko go zdusił, a Ślizgon cicho jęknął ze strachu.
Zostaw go.
Wąż natychmiast zaczął się odwijać, a gdy był już na posadzce, Harry machnął różdżką, by go unicestwić. Z niechęcią dostrzegł, że nauczyciele zdążyli dość dużo zobaczyć. Łapa patrzył na niego w kompletnym zdumieniu, ale to wzrok dyrektorki powiedział mu wszystko.
— Potter, do mnie!
Rozległy się oburzone głosy Gryfonów, jednak McGonagall wyglądała na zbyt poruszoną, żeby ktokolwiek próbował wejść jej w drogę. Rozgoniła wszystkich do swoich zajęć, a Crabbe’a i Goyle’a wysłała do Skrzydła Szpitalnego. Harry został sam na sam z McGonagall, Syriuszem i Remusem, który przybył na miejsce razem ze swoim przyjacielem. Spodziewał się surowej kary od samej dyrektorki, jednak ta rzekła jedynie:
— Takie postępowanie nie będzie tolerowane w tej szkole. Syriuszu, mam nadzieję, że zachowasz się jak na opiekuna przystało i wymierzysz karę odpowiednią do przewinienia.
Łapa skinął niechętnie głową, gdy kobieta wbiła w niego ostre spojrzenie. Odeszła szybkim krokiem, z ustami zaciśniętymi w wąską linię.
— Świetnie — mruknął Syriusz, gdy zniknęła za rogiem i spojrzał na Harry’ego, który wbijał w niego żałosny wzrok. — Nie patrz tak na mnie. Sam władowałeś się w pojedynek.
— Bo się kretyni prosili o manto — odparł buntowniczo.
— Powiedziałbyś chociaż, że żałujesz. — Łapa wywrócił oczami.
— Bo żałuję — stwierdził Harry, a Syriusz i Remus wytrzeszczyli na niego oczy. — Żałuję, że nie przywaliłem im mocniej.
Mężczyźni parsknęli śmiechem.
— Już myślałem, że cię ktoś podmienił — powiedział animag.
— Dobra, zachowaj się jak na opiekuna przystało i wymierz karę odpowiednią do przewinienia, czy jak to tam było — mruknął niechętnie Harry.
— Remus, wlep mu karę, bo ja nie umiem.
— Sam mu wlep, skoro się zgodziłeś.
— Bez kary? Super — wyszczerzył się chłopak i odwrócił się, żeby zwiać, chociaż wiedział, że mu się nie upiecze.
— Hej, hej, hej, nie będę później słuchać dyrektorki — oburzył się od razu Syriusz, a Harry wywrócił oczami. — Cztery dni szlabanu u Filcha i minus trzy… dwadzieścia punktów. Zgłoś się do niego jutro o osiemnastej.
— Zero litości — stwierdził Harry.
Kolejnego dnia o wyznaczonej godzinie stawił się w gabinecie woźnego. Czekało go przepisywanie akt uczniów. Nie miał pojęcia, po co to komu, skoro były to akta przewinień uczniów sprzed kilkunastu lat, ale nie miał wyboru. Chwycił w dłoń pierwszy pergamin i z rozbawieniem dostrzegł nazwisko swojego ojca.


James Potter
Gryffindor
25.04.1975
Przewinienie: na środku korytarza wykrzykuje: "Liluś, umów się ze mną!", rozrzucając przy tym kwiaty z takim samym napisem. Jeśli podniosło się kwiaty, dostawało się wysypki.
Kara: sprzątnięcie wszystkich korytarzy.


Harry niemal wybuchnął śmiechem, czytając, co wyczyniał jego ojciec, by umówić się z Lily, jednak widząc spojrzenie Filcha, zaczął przepisywać treść dokumentu. 

Syriusz Black
Gryffindor
16.02.1976
Przewinienie: rzucił Zaklęcie Boksera na wszystkie drzwi na pierwszym piętrze, przez co pięciu uczniów i nauczyciel wylądowali w Skrzydle Szpitalnym z podbitym okiem.
Kara: tygodniowy szlaban w Zakazanym Lesie z gajowym.


            Z każdym kolejnym dokumentem tracił zapał i ziewał coraz szerzej. Trafił na wiele znanych mu nazwisk, zapewne rodziców uczniów, których znał ze szkoły. Gdy Filch na chwilę wyszedł, pomógł sobie magią bezróżdżkową. Woźny wypuścił go stanowczo za późno i pożegnał go słowami, że jutro ma przyjść o tej samej godzinie.

Wypad do Hogsmeade zrekompensował Harry’emu godziny spędzone w gabinecie woźnego, chociaż widok jeszcze większej liczby aurorów w wiosce przypominał wszystkim o trwającej wojnie. Bezpieczeństwo było jednak najważniejsze i nikt się nie skarżył.
W towarzystwie Ginny Harry wszedł do Miodowego Królestwa, które pełne było uczniów. Sprzedawcy mieli pełne ręce roboty. Na półkach stało pełno pieprznych diabełków, ślimaków-gumiaków, fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta, musów-świstusów, gum do żucia Drooblesa, miętowych ropuch i wielu innych słodyczy, które zachęcały samym wyglądem. Później ruszyli dalej i już z daleka dostrzegli jaskrawe ściany nowego sklepu Weasleyów. Wkroczyli do środka, gdzie można było dostać oczopląsu od różnorodnych barw. Uczniowie z podnieceniem kręcili się po pomieszczeniu, szukając najlepszych produktów. Lee Jordan stał przy kasie tuż obok młodej szatynki. Pracy mieli aż nadto, gdyż kolejka miała co najmniej kilka metrów.
— Młody, odczep się od tych Krwotoczków! — usłyszeli głos jednego z bliźniaków.
— Witamy sponsora i jego szanowną dziewczynę w naszych skromnych progach — powiedział Fred, podchodząc do nich z szerokim uśmiechem.
— Skromnych? Tu jest bosko! — krzyknęła Ginny i dołączyła do uczniów stojących wokół jakiegoś kosza, z którego dochodziły dziwne dźwięki.
Fred otoczył ramieniem ramiona Harry’ego i poprowadził go w stronę najlepszych wynalazków, tłumacząc, co do czego służy.
— To nasz najnowszy wynalazek. Łajnowybuchowa bomba. Coś w stylu łajnobomby, jak się można domyślić. Gdy ktoś to chwyci w rękę, wybucha na niego... no, wiesz co.
— Jasne — zaśmiał się.
— Najpierw musisz zerwać folię. Dobre do odwrócenia uwagi. Tu mamy komplet niewidzialności. Niewidzialne rękawice, buty, czapki i peleryny. Mamy cichobuciory, które tłumią twoje kroki. Tu są latające buty. Uderzysz podeszwami w siebie i lecisz. Tylko są małe problemy z kierowaniem, ale to szczegół. A tymczasem bierz, co chcesz, za darmo! Ja muszę obsłużyć klientów. Interes kwitnie.
Obserwując, jak jakiś młody chłopak unosi się w powietrzu dzięki butom, Harry dostrzegł Rona.
— Jak oni to robią? — nie dowierzał rudzielec, a w następnej chwili odskoczył przed latającym chłopakiem, który niemal kopnął go w głowę. — Młody, uważaj trochę!
— Próbuję, ale… aaa!
Harry i Ron rozszerzyli oczy, gdy chłopak stracił kontrolę i wpadł na regał. Cały mebel zaczął się przechylać, lecz George w ostatniej chwili rzucił zaklęcie, które utrzymało szafkę w pionie. Wszyscy roześmiali się z chłopaka, który zawisł do góry nogami. Widząc opanowaną sytuację, Harry i Ron ruszyli dalej, by zabrać swoje dziewczyny do Trzech Mioteł.

1 komentarz:

  1. Witam,
    no, zero litości zupełnie, musiał mu wlepić aż taki szlaban... interes bliźniaków kwitnie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń