Miał wrażenie, że krew gotuje się
w nim jak wrzątek w czajniku. Wszystkie wspomnienia stanęły mu przed oczami,
jednak najwyraźniejsza była twarz umierającego Dumbledore’a. Miał ochotę zabić
osobę stojącą przed nim gołymi rękoma. Za to wszystko, co mu zrobił. Za
wszystkie lata nauki w Hogwarcie, gdy szydził z niego i docinał mu. Nie miał
wątpliwości, że jego oczy świecą jak żarówki, ale w ogóle go to nie obchodziło.
Chyba tylko przez zaskoczenie tym spotkaniem jeszcze nie rzucił się na niego
albo nie zabił machnięciem różdżki.
— Jednak przyszedłeś — usłyszał
znienawidzony głos Snape’a.
— Chyba tylko po to, żeby cię
zabić — warknął, a mężczyzna uniósł kącik ust w szyderczym grymasie.
— Uwierz, że gdyby nie instrukcje
Dumbledore’a, nie byłoby mnie tutaj.
Harry nie potrafił się
powstrzymać przed głośnym prychnięciem pełnym niedowierzania.
— Instrukcje? Zabiłeś go, gnojku!
— Gdybyś nie był tak ograniczony,
może dotarłoby do ciebie, dlaczego to zrobiłem.
— Jeśli chciałeś się ze mną
spotkać tylko po to, żeby mnie znowu obrażać, to już możemy się rozejść —
warknął rozwścieczony.
— Przyszedłem tutaj z innego
powodu. Tak się składa, że Dumbledore chciał, żebym go zabił.
Zapadła chwila ciszy, a później
Harry zaśmiał się szyderczo.
— Słyszysz, co mówisz? — warknął.
Snape odłożył swoją różdżkę na
stolik i popchnął ją w stronę chłopaka, który patrzył na to nieufnie.
— Masz pewność, że nic ci nie
zrobię, więc wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia, Potter, chociaż nie sprawia
mi to przyjemności.
— Mów — burknął, gotowy w każdej
chwili powalić mężczyznę na ziemię.
— Zapewne doskonale pamiętasz, co
się działo z jego ręką — zaczął Snape cichym głosem, patrząc przeszywająco na
chłopaka. — Zapewne znasz również powód, dlaczego to się stało, chociaż mnie
nic o tym nie wiadomo. — Harry zmrużył oczy, uważnie go słuchając i obserwując.
— Zostało mu niewiele tygodni życia, a doskonale wiedział, że Draco Malfoy ma
go zabić.
— Skąd?
— Bo mu o tym powiedziałem,
Potter. Byłem jego szpiegiem, więc doskonale o wszystkim wiedział.
Wiedział też, że złożyłem przysięgę
matce Dracona. Sam powiedział, że mam to zrobić. Domyśliłem się, że byłeś wtedy
na wieży i wszystko widziałeś, więc musiałeś również widzieć, że Draco nie był
w stanie wykonać polecenia Czarnego Pana. Dumbledore’a zabiłem na jego własną
prośbę. Przekazał mi informację, że dowództwo nad Zakonem Feniksa spadnie wtedy
na ciebie, gdy tylko osiągniesz pełnoletniość, bo zapisał to w testamencie. Przekazał
mi również, że w takim wypadku nadal mam kontynuować rolę szpiega, tym razem
twojego, co niezbyt mi się podobało.
— Dlaczego akurat teraz mi o tym
mówisz? — zapytał nieufnie.
— Uznałem, że tak będzie
najbezpieczniej dla wszystkich. Czarny Pan w ostatnim czasie podejrzewał, że ma
w szeregach szpiega. Nie mogłem ryzykować, żeby nie zdemaskować się na samym
wstępie.
Przez chwilę między nimi panowała
cisza.
— Nie pokazałeś, że masz dobre
intencje na weselu Billa — zauważył Harry, szukając jakiejś luki w tłumaczeniu
mężczyzny.
— To był zwykły niefart —
odpowiedział spokojnie Snape. — Celowałem w śmierciożercę stojącego za tobą,
ale wpadłeś na tor lotu zaklęcia.
Harry z niechęcią musiał
przyznać, że mężczyzna prawdopodobnie mówił prawdę. Gdy wtedy usłyszał głos
Snape’a, natychmiast się odwrócił, przez co stracił na moment równowagę.
Rzeczywiście, mógł wpaść na tor lotu promienia.
— Gdzie zaatakujecie osiemnastego
listopada? — zapytał niespodziewanie Harry.
— Masz informacje od kogoś czy
nadal nie nauczyłeś się oklumencji?
— Nic ci do tego.
— Sądzę, że jednak dużo mi do
tego, skoro przez twój umysł Czarny Pan może zobaczyć, że się z tobą
kontaktowałem.
Harry niemal zazgrzytał zębami,
gdyż po raz kolejny musiał przyznać mu rację.
— Nauczyłem się oklumencji i
legilimencji, jasne? — warknął. — Nie odnowiłem na czas barier i się przebił,
ale kontrolowałem wizję. Pasuje?
— Pasuje — odpowiedział Snape,
uważnie go obserwując.
— Nie musisz sprawdzać — wkurzył
się chłopak, gdy poczuł, że śmierciożerca upewnia się, czy mówi prawdę.
Snape uśmiechnął się ironicznie.
— Wolę mieć pewność — stwierdził.
— Atak odbędzie się w Skatemore o czternastej. Wstępnie ma być około stu
pięćdziesięciu śmierciożerców. Skoro Kingsley został ministrem magii, nie
powinieneś mieć problemu ze sprowadzeniem aurorów. Wracając jeszcze do tematu
oklumencji… Radziłbym ci, żebyś nauczył oklumencji swoich najbliższych. Czarny
Pan może chcieć poprzez nich dorwać ciebie, a zbyt dużo o tobie wiedzą.
Harry pokiwał niechętnie głową.
— I tak mam zamiar porozmawiać o
tym z Dumbledorem. Nie myśl, że ci zaufałem.
— Byłbyś kompletnym idiotą,
Potter, gdybyś to zrobił — odparł.
— Jeśli kłamiesz, następnym razem
cię zabiję.
— Uważaj, bo się przestraszę —
zaszydził.
— Uważaj, bo pożałujesz swoich
słów — odpowiedział cicho, patrząc na niego przeszywająco, a później odwrócił
się i wyszedł.
Swoje kroki od razu skierował do
gabinetu dyrektorki.
— Harry? Co cię do mnie sprowadza?
— zapytała na wstępie McGonagall, siedząc za biurkiem.
— Mógłbym porozmawiać chwilę z
profesorem Dumbledorem?
Kobieta wbiła w niego spojrzenie,
a później przeniosła wzrok na portret mężczyzny. Harry nie zdziwił się, że
dyrektor, tak jak osoby na innych portretach, śpi. McGonagall wstała i zawołała
mężczyznę, by się obudził.
— Harry ma do ciebie ważną
sprawę, Albusie.
Dumbledore poprawił okulary na
nosie, przeniósł spojrzenie na ucznia i uśmiechnął się szeroko.
— Oczywiście, Minewro. Mogłabyś
zostawić nas na chwilę samych?
Kobieta skinęła sztywno głową i
ruszyła do drzwi. Harry podziękował jej.
— Spotkałem się ze Snapem. —
Dumbledore uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Naprawdę chciał pan, żeby pana
zabił? — zapytał niemal rozpaczliwie.
Starzec westchnął.
— Tak, Harry. Severus powiedział
ci prawdę. Wiedziałem o panu Malfoyu, wiedziałem o przysiędze. Severus
wykonywał moje polecenia. Poprosiłem go również, żeby kontynuował swoją misję,
gdy już przejmiesz dowództwo w Zakonie. Zacząłem obawiać się, że nie dotrzymał
obietnicy.
Harry westchnął cierpiętniczo.
— Nie wiem, czy mam się cieszyć,
że mam szpiega u Voldemorta, czy rozpaczać, że to akurat on.
Dumbledore uśmiechnął się do
niego z błyskiem w oku.
— Severus dostarczy ci wielu
ważnych informacji o planach Voldemorta, ryzykując zdemaskowanie.
Harry ponownie westchnął.
— Chyba nie mam wyjścia.
Dumbledore pokiwał głową. Harry
pożegnał się ze starcem i wyszedł. Na korytarzu wpadł na McGonagall, której
przekazał, że jutrzejszego dnia odbędzie się zebranie Zakonu Feniksa. Jego
kolejnym celem był gabinet Remusa. Zastał go sprawdzającego wypracowania
uczniów.
— Są dwie sprawy. Jutro o
dziewiętnastej będzie zebranie Zakonu. To po pierwsze. Po drugie: umiesz
oklumencję?
— Może nie po mistrzowsku, ale
umiem — odpowiedział lekko zdziwiony.
— Mógłbyś nauczyć Tonks i
Syriusza?
— Postaram się. Dlaczego nagle ci
na tym zależy?
— Doszedłem do wniosku, że
Voldemort może zacząć grzebać wam w umysłach. Wolę nie ryzykować. Sam wezmę
sobie na głowę Rona, Hermionę i Ginny. Będę musiał nagadać Jayowi i Alexowi,
żeby mi pomogli.
Lunatyk pokiwał powoli głową.
Siedząc na transmutacji kolejnego
dnia, myślał o nadchodzącym spotkaniu Zakonu Feniksa, gdy w jego dłoni pojawił
się kawałek pergaminu. Rozwinął go dyskretnie pod ławką.
Czekam we Wrzeszczącej Chacie. Mam nowe informacje o ataku.
S.
Z niecierpliwością zerknął na
zegarek. Zostało kilka minut do dzwonka, więc Snape musiał być cierpliwy. Gdy
tylko Łapa zakończył lekcję, Harry powiedział Ronowi, że musi coś załatwić i
pognał do Wrzeszczącej Chaty. Na samym wstępie Snape podał mu trzy rolki
pergaminu.
— Na jednym jest mapa Anglii.
Dokładnie zaznaczyłem położenie Skatemore. Na drugim jest mapa wioski i zdjęcie,
żebyście wiedzieli, gdzie się deportować. Na trzecim różne informacje. Śmierciożerców
będzie więcej, niż się wcześniej spodziewano. — Harry skinął głową, zerkając w
zapiski mężczyzny. — Rozmawiałeś z Dumbledorem?
Po chwili pokiwał głową, nie
odrywając wzroku od pergaminu.
— Nie mam powodu mu nie wierzyć —
powiedział jedynie. — Muszę iść. Mam eliksiry — zaznaczył.
Snape uśmiechnął się ironicznie,
nie komentując tego.
O dziewiętnastej na Grimmauld
Place 12 zebrali się wszyscy Zakonnicy. Harry odczekał, aż wszyscy dotrą na
miejsce. Rozpoczął spotkanie informacjami, które wywołały szum:
— Osiemnastego listopada
śmierciożercy zaatakują wioskę Skatemore.
Syriusz spojrzał na niego ze
zdziwieniem. Doskonale wiedział, że Harry nie dowiedział się z wizji, w jakim
miejscu ma odbyć się atak.
— Skąd masz te informacje? —
zapytała jakaś kobieta.
— Mamy szpiega wśród
śmierciożerców — przyznał, a wszyscy spojrzeli na niego w zdumieniu.
— Kto to jest?
— Lepiej, żeby jego nazwisko
pozostało nieznane.
Dla niego i dla was — dodał w myślach, gdy ponownie zaczęły się
ciche rozmowy.
— Mówisz serio? — zapytał cicho
Remus, a Harry pokiwał głową.
— Od kilku dni — dodał.
— Jesteś pewien, że jego
informacje są wiarygodne?
Harry skrzywił się lekko, ale
ponownie potwierdził, a później powiedział już głośno, przerywając rozmowy:
— Skatemore jest małą wioską pięćdziesiąt
kilometrów od Londynu. Tutaj jest mapa — położył na stole odpowiedni pergamin.
— Tutaj jest plan wioski i jej zdjęcia, żebyśmy wiedzieli, gdzie mamy się
deportować — położył drugi pergamin, który zaczął krążyć wśród Zakonników. —
Będzie około dwustu śmierciożerców. Podzieleni na mniej więcej równe grupy
zaatakują od północy, wschodu i zachodu wioski oraz w centrum. Na południu z
kolei zaatakuje około trzystu dementorów. Możliwe, ale niepotwierdzone, że
pojawi się sam Voldemort. Głównie zależy im na zabiciu jak największej liczby
mugoli i zniszczeniu wioski. Kingsley, będziemy potrzebowali co najmniej setki
aurorów, żeby mieć jakiekolwiek szanse.
— Zajmę się tym — odpowiedział
natychmiast.
— Zakon i aurorzy podzielą się na
pięć grup i każda grupa zajmie się atakiem od jednej strony. Wszyscy, którzy
potrafią wyczarować cielesnego patronusa zaczną od południa, a później
rozdzielą się do pomocy innym grupom.
Kolejną godzinę spędzili na
rozplanowaniu taktyki i przeanalizowaniu wszystkich pomysłów.
— Tak z innej beczki — wtrącił
Fred, gdy już wszystko zostało podsumowane i Harry zapytał, czy mają jakieś
pytania. — Ostatnio z Georgem rozmawialiśmy z naszymi starymi znajomymi:
Angeliną, Katie, Oliverem, Alicją i Lee.
— Chcą wstąpić do Zakonu — dodał
George.
— Nowe spotkanie? — zastanowił
się Harry.
— Niekoniecznie — odpowiedział
Remus. — Moglibyśmy ściągnąć ich do Hogwartu i w obecności kilku członków
Zakonu i przywódcy przyjąć ich do Zakonu. Tyle wystarczy.
Harry skinął głową i spojrzał na
bliźniaków.
— Macie z nimi kontakt?
— Bez problemu.
— Przekażcie im, żeby byli
pojutrze o szesnastej w Trzech Miotłach.
Obaj zasalutowali w jego stronę.
Spotkanie Zakonu zostało zakończone.
Harry nie zdziwił się, że
przyjaciele patrzą na niego jak cielaki na malowane wrota, gdy zabrał się za
zadanie z transmutacji. Wiedział, że chcieliby wyciągnąć z niego informacje o
szpiegu.
— Nic wam nie powiem. Nie
patrzcie tak.
— Nie puścisz farby?
— Nie macie na co liczyć. Nie
wysilajcie się.
Odpuścili z zawodem w oczach.
Mam nadzieję, że rozdział z bitwą wstawisz niedługo, oraz że ta bitwa będzie krwawa...
OdpowiedzUsuńKiedy kolejne? ;)
OdpowiedzUsuńGdy beta odeśle poprawione rozdziały.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięc to Snape jednak, jest i był szpiegiem u Voldemorta...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kochana. Opowiadanie kocham. Szczególnie w tej pierwszej, oryginalnej wersji. Ale takie pytanko, które mnie gnębi.
OdpowiedzUsuńA gdzie "czarnoskóre diabły" z tegoż samego rozdziału na wcześniejszym blogu? ;) I "Europa pokryta miodem"? Kocham to. Epickie ;)
Pozdrawiam i czekam na odpowiedź i zaspokojenie mojej ciekawości,
BB
Niezbyt wpasowało mi się w rozdział ;)
UsuńAle było świetne. Muszę się bardziej zagłębić w odnowione opowiadanie. Mimo pominięć pewnie będzie równie dobre, albo nawet i lepsze. Ale moje serce na zawsze pozostanie przy pierwowzorze :')
OdpowiedzUsuńTrochę późno, ale lepiej późno niż wcale :)
OdpowiedzUsuńTo jest trzecie opowiadanie, które czytam i muszę Ci powiedzieć, że KAŻDE wbiło mnie w ziemie. Drugie oblicze było pierwszym, które przeczytałam i nadal nie mogę się pozbierać po nim, więc dałam sobie z nim spokój. (Przeczytałam go za dużo razy) to opowiadanie daje takie sam efekt jak poprzednie, więc nie mam się do czego przyczepić...