poniedziałek, 13 lipca 2015

I. Rozdział 47 - Tajemniczy list

W drugiej połowie listopada na błoniach zrobiło się wietrznie, jednak słońce raz po raz wychylające się zza chmur poprawiało samopoczucie niektórych młodszych uczniów. Starsi wychowankowie nie mieli czasu na cieszenie się dość ładną pogodą jak na tę porę roku, ponieważ nauczyciele nie dawali im spokoju. Pani Pomfrey często musiała podawać eliksiry uspokajające osobom o słabszych nerwach, a ogrom nauki przytłaczał nawet Hermionę.
Harry postanowił oderwać myśli od zadania z eliksirów, ponieważ miał wrażenie, że jego mózg niedługo eksploduje od natłoku informacji. Nawet wiedza ze szkolenia Czarnych Feniksów nie pomogła mu w takim stopniu, w jakim by chciał. Wyszedł z pokoju wspólnego w celu przewietrzenia się. Zatrzymał się przy portrecie Merlina, kiedy po raz kolejny usłyszał szept:
— Harry… Harry…
Zamknął oczy i zaczął masować sobie skronie, gdy ból głowy zaczął rozsadzać mu czaszkę. Za dużo nauki — pomyślał, ruszając dalej. Stanął w otwartych wrotach wyjściowych i zerknął na zewnątrz. Stwierdził, że spacer to niezbyt dobry pomysł, gdyż zbierało się na niezłą ulewę. Nie był tym zdziwiony, skoro jako Władca Natury nie czuł się zbyt dobrze. Zerknął w stronę chatki Hagrida, dostrzegając palące się światło. Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie pierwsze spotkanie z gajowym. Tak wiele się zmieniło od tego czasu. Miał wrażenie, że przygoda z Kamieniem Filozoficznym wydarzyła się kilka miesięcy, a nie kilka lat temu. Usłyszał kroki, więc zerknął za siebie, żeby zobaczyć, kto przechodzi korytarzem.
— Nie uczysz się? — usłyszał głos Syriusza.
— Już mnie boli od tego głowa.
— Siódma klasa to nie przelewki. Miałem to samo.
— Chyba mi nie powiesz, że uczyłeś się całe dnie? — Harry spojrzał na niego z uniesioną brwią.
— Byłem pilnym uczniem.
— Jesteś okropnym kłamcą, Black.
— Obrażasz mnie.
— A ty robisz ze mnie idiotę.
Dalsze słowa Syriusza nie dotarły do niego. Ból niemal rozsadził mu czaszkę, rozchodząc się od blizny do skroni. Przytrzymał się drzwi, żeby się nie przewrócić, a później widział już całkiem inne obrazy.
Był wściekły. Przed sobą widział poturbowanego śmierciożercę, zdrajcę.
— Sądziłeś, że mnie oszukasz? — syknął Harry nieswoim głosem. — Samego Lorda?
— Panie, to nie ja — odpowiada mężczyzna z przerażeniem w oczach, a z jego ust wycieka stróżka krwi.
Harry macha lekko różdżką, a zdrajca zaczyna wrzeszczeć jak opętany pod wpływem bólu. Nagle otwierają się drzwi. Wchodzący do środka zakapturzony mężczyzna rzuca jedynie krótkie spojrzenie w stronę torturowanego, a następnie podchodzi do Harry’ego i klęka, by pokazać swoje oddanie.
— Panie — mówi stanowczym głosem i wstaje. — Wszystko jest gotowe. Przekazałem informację o ataku osiemnastego. Wszyscy będą na miejscu o czternastej.
Harry kiwa lekko głową i nakazuje mu odejść. Gdy drzwi się zamykają, przenosi wzrok na zdrajcę. Wybucha szyderczym śmiechem i rzuca zaklęcie zabijające.
— Harry! Harry, słyszysz mnie?
Dopiero po chwili zorientował się, co się przed chwilą stało. Siedział na ziemi przy drzwiach wyjściowych, przed sobą mając zaniepokojonego Syriusza. W uszach nadal brzmiał mu szalony śmiech Voldemorta.
— Już… w porządku — wychrypiał.
— Co jest? — zapytał zaniepokojony Łapa.
— Osiemnastego będzie jakiś atak — mruknął, powoli się podnosząc.
— Wizja? Myślałem, że już to powstrzymujesz.
— Zwykle się udaje, ale czasami, gdy jest wściekły, jakoś się przebije.
Łapa skrzywił się lekko.
— Gdzie?
— Tego nie wiem. Pomyślę, co z tym zrobić, ale czas wielki iść zmagać się z eliksirami, zanim Hermiona wydłubie mi oczy.
Syriusz uśmiechnął się lekko. Każdy poszedł w swoją stronę.

Powolnym krokiem szedł w stronę Wielkiej Sali, trzymając Ginny za rękę. Kiedy tylko przekroczyli próg, wiedzieli, że coś jest na rzeczy, gdyż szybko zaległa cisza. Wzrok Harry’ego padł na Proroka Codziennego na stole Krukonów. To dużo  wyjaśniało. Skierowali się do przyjaciół, a Harry zerknął w stronę stołu nauczycielskiego. Syriusz czytał gazetę ze zdumieniem i rozbawieniem na twarzy. Gdy Hermiona zauważyła, że Harry i Ginny do nich podchodzą, prędko schowała prasę pod stół.
— Hermiono, daj mi tę gazetę. Wiem, że coś o mnie piszą.
— Tylko się nie denerwuj — powiedziała z dziwną miną, podając mu Proroka.
Jay, Alex i Ron patrzyli na Harry’ego z ciekawością, więc usiadł obok Ginny i razem zaczęli czytać tekst.

HARRY POTTER: CZY NA PEWNO ZŁOTY CHŁOPIEC?
Czy rzeczywiście słynny Harry Potter jest po dobrej stronie? Czy może przeszedł już na ciemną stronę? Czy wydarzenia ze spotkań Pottera i Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać są prawdziwe? A może są zmyślone?
Przeprowadziliśmy wywiad z psychologiem ze Szpitala Świętego Munga, panem Ernestem Mirey'em, który oznajmił, że opowiadania Wybrańca mogą być zmyślone! 
„Czy nastoletni chłopak może wyjść cało ze spotkania z Sami-Wiecie-Kim? To bardzo niepokojące — mówi pan Mirey. — Możliwe, że urazy z dzieciństwa spowodowały tak wybujałą wyobraźnię Pottera. Musimy zacząć się zastanawiać, czy Harry Potter nie jest czasami po stronie Sami-Wiecie-Kogo. Być może został jego prawą ręką.”
Nasza korespondentka dowiedziała się, że Potter zniknął w wakacje na trzy miesiące i nie było po nim żadnego śladu. „Możliwe, że Potter uczył się od Sami-Wiecie-Kogo — twierdzi pan Mirey. — Przez trzy miesiące mógł sporo przyswoić. Szczególnie czarnej magii. Każdy, kto widział Pottera jeszcze pół roku temu, musi przyznać, że jest inny niż teraz. Zmienił się z wyglądu i charakteru. Do tego widuje się z nim dwóch nowych uczniów Hogwartu, których nikt wcześniej nie znał. Według pewnego ucznia, który nie chciał podać swojego nazwiska, już na uczcie powitalnej zachowywali się jak dobrzy znajomi. Możliwe, że zaprzyjaźnili się na służbie u Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.”
Warto się zastanowić, czy można ufać Harry'emu Potterowi.

Z każdym przeczytanym słowem brwi Harry’ego unosiły się coraz wyżej. Na sam koniec wymienił spojrzenie z Ginny, a później zerknął na Jaya i Alexa z głupkowatym uśmiechem.
— Dzięki tobie jesteśmy sławni — szepnął Alex.
— Muszę was wykorzystać do przedstawienia. — Jay i Alex wyszczerzyli się bez protestów, a Harry zmarszczył brwi. — Ginny, ciebie też mogę?
— Droga wolna — zachichotała.
Syriiiiiiii… Mogę wykorzystać cię do przedstawienia? — zapytał telepatycznie i zerknął na Łapę, który uśmiechnął się jak Huncwot i lekko skinął głową. — Mówiłem, że będzie podejrzanie wyglądać, jeśli od razu pokażemy, że się znamy! — naskoczył na Alexa i Jaya, którzy przybrali przerażone miny. — Teraz wszystko się wydało!
— Kto z nas miał wiedzieć, że jakiś walnięty doktorek połączy wszystkie fakty? — odpowiedział Jay, wczuwając się w rolę.
— Teraz nas wpakują do Azkabanu — warknął Harry.
— Cholera — jęknął Alex. — A miałem zabić jakiegoś faceta. Nie zdążę.
— Przejmujesz się — prychnął Jay. — Nie minie godzina, a Czarny Pan nas uwolni, no nie? Nie zostawi swojej prawej ręki na pastwę losu — dodał, patrząc w zamyśleniu na Harry’ego.
Ron i Hermiona wymienili spojrzenia, ledwo hamując wybuch śmiechu. Ginny ukryła twarz w dłoniach, żeby nikt nie widział, że zaraz ryknie śmiechem na całą salę.
— Trzeba zabić tego psychologa. Za dużo koleś wie — stwierdził Harry ze zmrużonymi oczami.
— Wbiję temu kretynowi nóż w brzuch i zacznę nim kręcić jak młynkiem — rozmarzył się Jay. — Tyle krwi… Cud, miód, orzeszki.
— Mam lepszy pomysł — rzucił Harry z entuzjazmem. — Powiesimy go za... — sugestywnie uniósł brwi, a Jay i Alex wyszczerzyli się radośnie — będziemy topić i poderżniemy mu gardło.
— To jest pomysł! — ucieszył się Alex, zrywając się z ławki, ale zaraz uśmiech zszedł z jego twarzy. — Chłopaki, trochę za głośno mówiliśmy. Oni wszystko słyszeli.
— Trzeba wszystkich przecisnąć przez wyżymarkę. — Harry wzruszył bezradnie ramionami. — Ginny, pomożesz nam, nie? Wiem, że to lubisz.
— Wreszcie mówisz jak człowiek. Ile się mogę prosić o tak małą rzecz? — odpowiedziała poważnie.
Ktoś wciągnął głęboko powietrze.
— Wiedziałem, że sprowadzisz ją na złą drogę! — włączył się Ron.
— Ale ona już wcześniej to robiła! Ja jej to tylko ułatwiam! — oburzył się Harry. — Syriusz, no powiedz coś! — krzyknął nagle do Łapy, który szybko opanował śmiech. — Sam mnie uczyłeś, jak z kogoś wypruć flaki!
— Byłeś bardzo zdolnym uczniem, więc myślałem, że poradzisz sobie ze swoją dziewczyną.
— Wiesz co… Tyle czasu poświęciłem na naukę nekromancji, żeby cię wyciągnąć z grobu, żebyś mógł sobie jeszcze pozabijać ludzi jako żywy trup, a ty tak się odwdzięczasz. Merlinie, chyba zaraz wrzucę cię z powrotem do trumny, bo zaczynasz mnie denerwować  — warknął. — Siedź sobie z tymi robakami pod ziemią!
— Wiesz co? — rzekł nagle Jay z zamyśleniem. — Jesteś bardziej psychiczny od Voldka. Weź ty go zabij, zajmij jego miejsce i zrób mnie swoją prawą ręką.
— Mogę cię najwyżej zrobić moim zwierzaczkiem. Będziesz pełzał po ziemi jak Nagini i jadł moje ofiary. Na balu pokazałeś swoje prawdziwe oblicze, więc teraz będziesz mógł się tym chełpić.
Alex tego nie wytrzymał. Ryknął niepohamowanym śmiechem na całą Wielką Salę, a zaraz za nim Hermiona, Ginny i Ron. Harry i Jay starali się jeszcze powstrzymać, ale w końcu i tak do nich dołączyli. Syriusz wył ze śmiechu przy stole nauczycielskim, a Remus ukrył twarz w dłoniach i cały się trząsł pod wpływem śmiechu.
— To jesteś po stronie Sam-Wiesz-Kogo czy nie? — spytał jakiś pierwszoroczny Krukon, na co ponownie ryknęli śmiechem.
— Powietrza! — zawył Jay, wycierając łzy.
— Temu psychologowi przydałby się psychiatra albo egzorcysta — podsumował Alex ze śmiechem.

Harry ziewnął szeroko, robiąc powoli zadanie z transmutacji. Ginny miała jeszcze lekcję, a pozostali poszli gdzieś na spacer ze swoimi drugimi połówkami, więc nikt go nie rozpraszał swoim natrętnym gadaniem. Zerknął przed siebie, gdy ktoś otworzył okno, za którym siedziała niewielka sówka. Harry trochę się zdziwił, gdy ptak podleciał do niego, upuścił list na jego kolana i wyleciał przed otwarte okno. Rozwinął niewielki skrawek papieru i przeczytał:

Spotkaj się ze mną dzisiaj o 18 we Wrzeszczącej Chacie. Przyjdź sam. To bardzo ważne.
S.

Harry uniósł mocno brwi, widząc taką treść. S? Syriusz? Natychmiast wyrzucił z głowy tę myśl. Łapa na pewno by się podpisał bardziej dosłownie lub złapałby go gdzieś na korytarzu. Miał mętlik w głowie głównie dlatego, że miał przyjść na spotkanie sam. Nad jego głową zapaliła się czerwona lampka. A jeśli to jakaś pułapka? Z drugiej strony na teren Hogwartu niepostrzeżenie mógł się wkraść tylko ktoś, kto znał tajne przejścia. Chyba że był to ktoś ze szkoły. Schował list do kieszeni, żeby nikt go nie przeczytał przez jego ramię, chociaż cały czas główkował, kim może być tajemniczy S.
Drgnął  z zaskoczenia, gdy ktoś zasłonił mu oczy, lecz szybko zorientował się, kim była ta osoba. Ginny pisnęła głośno, gdy chłopak przerzucił ją przez oparcie kanapy tak, że wylądowała głową na jego kolanach. Zaśmiała się, starając wyplątać się z torby, która dziwnie zawinęła się wokół niej.
— Spacer? — zaproponował jej z uśmiechem, a dziewczyna chętnie pokiwała głową.
Ginny zostawiła torbę w swoim dormitorium i razem wyszli na korytarz. Nagle rudowłosa zaczęła go ciągnąć za rękę i nim się zorientował, wpadli do jakiejś nieużywanej klasy. Szybko zamknęli drzwi, a później Harry poczuł, że Ginny mocno całuje go w usta. Objął ją w pasie i powoli pokierował tak, że plecami dotknęła ściany. Zadrżała, gdy jego usta przesunęły się wzdłuż linii szczęki i zatrzymały się na szyi. Zamknęła oczy, przeczesując dłonią jego włosy. Przybliżył się jeszcze bardziej, aż ich ciała przylgnęły do siebie. Jej dłoń zatrzymała się na jego krawacie, który lekko poluzowała. Usłyszeli, że drzwi powoli się otwierają, więc prędko się od siebie odsunęli. Harry poprawił sobie krawat, lecz do klasy nikt nie wszedł. Najwyraźniej ktoś się rozmyślił. Para spojrzała na siebie. Harry uśmiechnął się lekko, gdy dostrzegł na policzkach Ginny delikatne rumieńce. Niestety, zbliżająca się lekcja zaklęć uniemożliwiła im kontynuowanie tej przyjemnej czynności, jaką było całowanie.

Harry nie miał pojęcia, kim jest tajemniczy S, lecz postanowił stawić się na spotkanie, nikomu o tym nie mówiąc. Miał nadzieję, że nie wpadnie w żadne kłopoty. Różdżkę trzymał w dłoni i był przygotowany w każdej chwili wysłać telepatyczną wiadomość do któregoś z przyjaciół. Stanął obok Wierzby Bijącej i zerknął w stronę chatki Hagrida, w której świeciło się światło. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł kontur ogrodzenia i jakąś sporej wielkości sylwetkę. Na zapas współczuł uczniom, którzy mieli zajmować się tym stworem, chociaż nie miał pojęcia, co to takiego. Na dworze było już dość ciemno, więc wszyscy schowali się w ciepłym i jasnym zamku. Gdy unieruchomił Wierzbę lewitującą gałązką, skarcił się w duchu, że nie wziął peleryny niewidki, lecz nie chciał się już cofać. Przeszedł przez tunel, a chwilę później już był we Wrzeszczącej Chacie. Podłoga skrzypnęła mu pod nogami. Czuł, że jest obserwowany, więc mocniej zacisnął dłoń na różdżce, chociaż ukryty wróg na pewno zdołałby już kilka razy powalić go na ziemię. Bardziej czuł, niż usłyszał lub zobaczył ruch w głębi pomieszczenia, do którego nie docierało światło.
— Możesz wyjść — powiedział stanowczo.
Z cienia wyszedł mężczyzna, a Harry’ego na moment zatkało, a później krzyknął jedynie:
— TY?!

2 komentarze:

  1. To chyba Snape, ale nie jestem pewna... Lecę czytać następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    rozdział jest fantastyczny, ciekawe kim jest ten tajemniczy „s” może to Severus, a to przedstawienie boskie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń