W drugiej połowie listopada na
błoniach zrobiło się wietrznie, jednak słońce raz po raz wychylające się zza
chmur poprawiało samopoczucie niektórych młodszych uczniów. Starsi
wychowankowie nie mieli czasu na cieszenie się dość ładną pogodą jak na tę porę
roku, ponieważ nauczyciele nie dawali im spokoju. Pani Pomfrey często musiała
podawać eliksiry uspokajające osobom o słabszych nerwach, a ogrom nauki
przytłaczał nawet Hermionę.
Harry postanowił oderwać myśli od
zadania z eliksirów, ponieważ miał wrażenie, że jego mózg niedługo eksploduje
od natłoku informacji. Nawet wiedza ze szkolenia Czarnych Feniksów nie pomogła
mu w takim stopniu, w jakim by chciał. Wyszedł z pokoju wspólnego w celu
przewietrzenia się. Zatrzymał się przy portrecie Merlina, kiedy po raz kolejny
usłyszał szept:
— Harry… Harry…
Zamknął oczy i zaczął masować
sobie skronie, gdy ból głowy zaczął rozsadzać mu czaszkę. Za dużo nauki — pomyślał, ruszając dalej. Stanął w otwartych
wrotach wyjściowych i zerknął na zewnątrz. Stwierdził, że spacer to niezbyt
dobry pomysł, gdyż zbierało się na niezłą ulewę. Nie był tym zdziwiony, skoro
jako Władca Natury nie czuł się zbyt dobrze. Zerknął w stronę chatki Hagrida,
dostrzegając palące się światło. Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie
pierwsze spotkanie z gajowym. Tak wiele się zmieniło od tego czasu. Miał
wrażenie, że przygoda z Kamieniem Filozoficznym wydarzyła się kilka miesięcy, a
nie kilka lat temu. Usłyszał kroki, więc zerknął za siebie, żeby zobaczyć, kto
przechodzi korytarzem.
— Nie uczysz się? — usłyszał głos
Syriusza.
— Już mnie boli od tego głowa.
— Siódma klasa to nie przelewki.
Miałem to samo.
— Chyba mi nie powiesz, że
uczyłeś się całe dnie? — Harry spojrzał na niego z uniesioną brwią.
— Byłem pilnym uczniem.
— Jesteś okropnym kłamcą, Black.
— Obrażasz mnie.
— A ty robisz ze mnie idiotę.
Dalsze słowa Syriusza nie dotarły
do niego. Ból niemal rozsadził mu czaszkę, rozchodząc się od blizny do skroni.
Przytrzymał się drzwi, żeby się nie przewrócić, a później widział już całkiem
inne obrazy.
Był wściekły. Przed sobą widział poturbowanego śmierciożercę, zdrajcę.
— Sądziłeś, że mnie oszukasz? — syknął Harry nieswoim głosem. — Samego
Lorda?
— Panie, to nie ja — odpowiada mężczyzna z przerażeniem w oczach, a z
jego ust wycieka stróżka krwi.
Harry macha lekko różdżką, a zdrajca zaczyna wrzeszczeć jak opętany pod
wpływem bólu. Nagle otwierają się drzwi. Wchodzący do środka zakapturzony
mężczyzna rzuca jedynie krótkie spojrzenie w stronę torturowanego, a następnie
podchodzi do Harry’ego i klęka, by pokazać swoje oddanie.
— Panie — mówi stanowczym głosem i wstaje. — Wszystko jest gotowe.
Przekazałem informację o ataku osiemnastego. Wszyscy będą na miejscu o
czternastej.
Harry kiwa lekko głową i nakazuje mu odejść. Gdy drzwi się zamykają,
przenosi wzrok na zdrajcę. Wybucha szyderczym śmiechem i rzuca zaklęcie
zabijające.
— Harry! Harry, słyszysz mnie?
Dopiero po chwili zorientował
się, co się przed chwilą stało. Siedział na ziemi przy drzwiach wyjściowych,
przed sobą mając zaniepokojonego Syriusza. W uszach nadal brzmiał mu szalony
śmiech Voldemorta.
— Już… w porządku — wychrypiał.
— Co jest? — zapytał zaniepokojony
Łapa.
— Osiemnastego będzie jakiś atak
— mruknął, powoli się podnosząc.
— Wizja? Myślałem, że już to
powstrzymujesz.
— Zwykle się udaje, ale czasami,
gdy jest wściekły, jakoś się przebije.
Łapa skrzywił się lekko.
— Gdzie?
— Tego nie wiem. Pomyślę, co z
tym zrobić, ale czas wielki iść zmagać się z eliksirami, zanim Hermiona
wydłubie mi oczy.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
Każdy poszedł w swoją stronę.
Powolnym krokiem szedł w stronę
Wielkiej Sali, trzymając Ginny za rękę. Kiedy tylko przekroczyli próg,
wiedzieli, że coś jest na rzeczy, gdyż szybko zaległa cisza. Wzrok Harry’ego
padł na Proroka Codziennego na stole
Krukonów. To dużo wyjaśniało. Skierowali
się do przyjaciół, a Harry zerknął w stronę stołu nauczycielskiego. Syriusz
czytał gazetę ze zdumieniem i rozbawieniem na twarzy. Gdy Hermiona zauważyła,
że Harry i Ginny do nich podchodzą, prędko schowała prasę pod stół.
— Hermiono, daj mi tę gazetę.
Wiem, że coś o mnie piszą.
— Tylko się nie denerwuj —
powiedziała z dziwną miną, podając mu Proroka.
Jay, Alex i Ron patrzyli na
Harry’ego z ciekawością, więc usiadł obok Ginny i razem zaczęli czytać tekst.
HARRY POTTER: CZY NA PEWNO ZŁOTY CHŁOPIEC?
Czy rzeczywiście słynny Harry Potter jest po dobrej stronie? Czy może
przeszedł już na ciemną stronę? Czy wydarzenia ze spotkań Pottera i
Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać są prawdziwe? A może są zmyślone?
Przeprowadziliśmy wywiad z psychologiem ze Szpitala Świętego Munga,
panem Ernestem Mirey'em, który oznajmił, że opowiadania Wybrańca mogą być
zmyślone!
„Czy nastoletni chłopak może wyjść cało ze spotkania z Sami-Wiecie-Kim?
To bardzo niepokojące — mówi pan Mirey. — Możliwe, że urazy z dzieciństwa
spowodowały tak wybujałą wyobraźnię Pottera. Musimy zacząć się zastanawiać, czy
Harry Potter nie jest czasami po stronie Sami-Wiecie-Kogo. Być może został jego
prawą ręką.”
Nasza korespondentka dowiedziała się, że Potter zniknął w wakacje na
trzy miesiące i nie było po nim żadnego śladu. „Możliwe, że Potter uczył się od
Sami-Wiecie-Kogo — twierdzi pan Mirey. — Przez trzy miesiące mógł sporo przyswoić.
Szczególnie czarnej magii. Każdy, kto widział Pottera jeszcze pół roku temu,
musi przyznać, że jest inny niż teraz. Zmienił się z wyglądu i charakteru. Do
tego widuje się z nim dwóch nowych uczniów Hogwartu, których nikt wcześniej nie
znał. Według pewnego ucznia, który nie chciał podać swojego nazwiska, już na
uczcie powitalnej zachowywali się jak dobrzy znajomi. Możliwe, że zaprzyjaźnili
się na służbie u Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.”
Warto się zastanowić, czy można ufać Harry'emu Potterowi.
Z każdym przeczytanym słowem brwi
Harry’ego unosiły się coraz wyżej. Na sam koniec wymienił spojrzenie z Ginny, a
później zerknął na Jaya i Alexa z głupkowatym uśmiechem.
— Dzięki tobie jesteśmy sławni —
szepnął Alex.
— Muszę was wykorzystać do
przedstawienia. — Jay i Alex wyszczerzyli się bez protestów, a Harry zmarszczył
brwi. — Ginny, ciebie też mogę?
— Droga wolna — zachichotała.
— Syriiiiiiii… Mogę wykorzystać cię do przedstawienia? — zapytał
telepatycznie i zerknął na Łapę, który uśmiechnął się jak Huncwot i lekko
skinął głową. — Mówiłem, że będzie podejrzanie wyglądać, jeśli od razu
pokażemy, że się znamy! — naskoczył na Alexa i Jaya, którzy przybrali
przerażone miny. — Teraz wszystko się wydało!
— Kto z nas miał wiedzieć, że
jakiś walnięty doktorek połączy wszystkie fakty? — odpowiedział Jay, wczuwając
się w rolę.
— Teraz nas wpakują do Azkabanu —
warknął Harry.
— Cholera — jęknął Alex. — A miałem
zabić jakiegoś faceta. Nie zdążę.
— Przejmujesz się — prychnął Jay.
— Nie minie godzina, a Czarny Pan nas uwolni, no nie? Nie zostawi swojej prawej
ręki na pastwę losu — dodał, patrząc w zamyśleniu na Harry’ego.
Ron i Hermiona wymienili
spojrzenia, ledwo hamując wybuch śmiechu. Ginny ukryła twarz w dłoniach, żeby
nikt nie widział, że zaraz ryknie śmiechem na całą salę.
— Trzeba zabić tego psychologa. Za
dużo koleś wie — stwierdził Harry ze zmrużonymi oczami.
— Wbiję temu kretynowi nóż w
brzuch i zacznę nim kręcić jak młynkiem — rozmarzył się Jay. — Tyle krwi… Cud,
miód, orzeszki.
— Mam lepszy pomysł — rzucił
Harry z entuzjazmem. — Powiesimy go za... — sugestywnie uniósł brwi, a Jay i
Alex wyszczerzyli się radośnie — będziemy topić i poderżniemy mu gardło.
— To jest pomysł! — ucieszył się
Alex, zrywając się z ławki, ale zaraz uśmiech zszedł z jego twarzy. — Chłopaki,
trochę za głośno mówiliśmy. Oni wszystko słyszeli.
— Trzeba wszystkich przecisnąć
przez wyżymarkę. — Harry wzruszył bezradnie ramionami. — Ginny, pomożesz nam,
nie? Wiem, że to lubisz.
— Wreszcie mówisz jak człowiek.
Ile się mogę prosić o tak małą rzecz? — odpowiedziała poważnie.
Ktoś wciągnął głęboko powietrze.
— Wiedziałem, że sprowadzisz ją
na złą drogę! — włączył się Ron.
— Ale ona już wcześniej to
robiła! Ja jej to tylko ułatwiam! — oburzył się Harry. — Syriusz, no powiedz
coś! — krzyknął nagle do Łapy, który szybko opanował śmiech. — Sam mnie
uczyłeś, jak z kogoś wypruć flaki!
— Byłeś bardzo zdolnym uczniem,
więc myślałem, że poradzisz sobie ze swoją dziewczyną.
— Wiesz co… Tyle czasu
poświęciłem na naukę nekromancji, żeby cię wyciągnąć z grobu, żebyś mógł sobie
jeszcze pozabijać ludzi jako żywy trup, a ty tak się odwdzięczasz. Merlinie,
chyba zaraz wrzucę cię z powrotem do trumny, bo zaczynasz mnie denerwować — warknął. — Siedź sobie z tymi robakami pod
ziemią!
— Wiesz co? — rzekł nagle Jay z
zamyśleniem. — Jesteś bardziej psychiczny od Voldka. Weź ty go zabij, zajmij
jego miejsce i zrób mnie swoją prawą ręką.
— Mogę cię najwyżej zrobić moim
zwierzaczkiem. Będziesz pełzał po ziemi jak Nagini i jadł moje ofiary. Na balu
pokazałeś swoje prawdziwe oblicze, więc teraz będziesz mógł się tym chełpić.
Alex tego nie wytrzymał. Ryknął
niepohamowanym śmiechem na całą Wielką Salę, a zaraz za nim Hermiona, Ginny i
Ron. Harry i Jay starali się jeszcze powstrzymać, ale w końcu i tak do nich
dołączyli. Syriusz wył ze śmiechu przy stole nauczycielskim, a Remus ukrył
twarz w dłoniach i cały się trząsł pod wpływem śmiechu.
— To jesteś po stronie Sam-Wiesz-Kogo
czy nie? — spytał jakiś pierwszoroczny Krukon, na co ponownie ryknęli śmiechem.
— Powietrza! — zawył Jay,
wycierając łzy.
— Temu psychologowi przydałby się
psychiatra albo egzorcysta — podsumował Alex ze śmiechem.
Harry ziewnął szeroko, robiąc
powoli zadanie z transmutacji. Ginny miała jeszcze lekcję, a pozostali poszli
gdzieś na spacer ze swoimi drugimi połówkami, więc nikt go nie rozpraszał swoim
natrętnym gadaniem. Zerknął przed siebie, gdy ktoś otworzył okno, za którym
siedziała niewielka sówka. Harry trochę się zdziwił, gdy ptak podleciał do
niego, upuścił list na jego kolana i wyleciał przed otwarte okno. Rozwinął
niewielki skrawek papieru i przeczytał:
Spotkaj się ze mną
dzisiaj o 18 we Wrzeszczącej Chacie. Przyjdź sam. To bardzo ważne.
S.
Harry uniósł mocno brwi, widząc
taką treść. S? Syriusz? Natychmiast wyrzucił z głowy tę myśl. Łapa na pewno by
się podpisał bardziej dosłownie lub złapałby go gdzieś na korytarzu. Miał
mętlik w głowie głównie dlatego, że miał przyjść na spotkanie sam. Nad jego
głową zapaliła się czerwona lampka. A
jeśli to jakaś pułapka? Z drugiej strony na teren Hogwartu niepostrzeżenie
mógł się wkraść tylko ktoś, kto znał tajne przejścia. Chyba że był to ktoś ze
szkoły. Schował list do kieszeni, żeby nikt go nie przeczytał przez jego ramię,
chociaż cały czas główkował, kim może być tajemniczy S.
Drgnął z zaskoczenia, gdy ktoś zasłonił mu oczy,
lecz szybko zorientował się, kim była ta osoba. Ginny pisnęła głośno, gdy chłopak
przerzucił ją przez oparcie kanapy tak, że wylądowała głową na jego kolanach.
Zaśmiała się, starając wyplątać się z torby, która dziwnie zawinęła się wokół
niej.
— Spacer? — zaproponował jej z
uśmiechem, a dziewczyna chętnie pokiwała głową.
Ginny zostawiła torbę w swoim
dormitorium i razem wyszli na korytarz. Nagle rudowłosa zaczęła go ciągnąć za
rękę i nim się zorientował, wpadli do jakiejś nieużywanej klasy. Szybko
zamknęli drzwi, a później Harry poczuł, że Ginny mocno całuje go w usta. Objął
ją w pasie i powoli pokierował tak, że plecami dotknęła ściany. Zadrżała, gdy
jego usta przesunęły się wzdłuż linii szczęki i zatrzymały się na szyi.
Zamknęła oczy, przeczesując dłonią jego włosy. Przybliżył się jeszcze bardziej,
aż ich ciała przylgnęły do siebie. Jej dłoń zatrzymała się na jego krawacie,
który lekko poluzowała. Usłyszeli, że drzwi powoli się otwierają, więc prędko
się od siebie odsunęli. Harry poprawił sobie krawat, lecz do klasy nikt nie
wszedł. Najwyraźniej ktoś się rozmyślił. Para spojrzała na siebie. Harry
uśmiechnął się lekko, gdy dostrzegł na policzkach Ginny delikatne rumieńce.
Niestety, zbliżająca się lekcja zaklęć uniemożliwiła im kontynuowanie tej
przyjemnej czynności, jaką było całowanie.
Harry nie miał pojęcia, kim jest
tajemniczy S, lecz postanowił stawić się na spotkanie, nikomu o tym nie mówiąc.
Miał nadzieję, że nie wpadnie w żadne kłopoty. Różdżkę trzymał w dłoni i był
przygotowany w każdej chwili wysłać telepatyczną wiadomość do któregoś z
przyjaciół. Stanął obok Wierzby Bijącej i zerknął w stronę chatki Hagrida, w
której świeciło się światło. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł kontur ogrodzenia i
jakąś sporej wielkości sylwetkę. Na zapas współczuł uczniom, którzy mieli
zajmować się tym stworem, chociaż nie miał pojęcia, co to takiego. Na dworze
było już dość ciemno, więc wszyscy schowali się w ciepłym i jasnym zamku. Gdy
unieruchomił Wierzbę lewitującą gałązką, skarcił się w duchu, że nie wziął
peleryny niewidki, lecz nie chciał się już cofać. Przeszedł przez tunel, a
chwilę później już był we Wrzeszczącej Chacie. Podłoga skrzypnęła mu pod
nogami. Czuł, że jest obserwowany, więc mocniej zacisnął dłoń na różdżce,
chociaż ukryty wróg na pewno zdołałby już kilka razy powalić go na ziemię.
Bardziej czuł, niż usłyszał lub zobaczył ruch w głębi pomieszczenia, do którego
nie docierało światło.
— Możesz wyjść — powiedział
stanowczo.
Z cienia wyszedł mężczyzna, a
Harry’ego na moment zatkało, a później krzyknął jedynie:
— TY?!
To chyba Snape, ale nie jestem pewna... Lecę czytać następny!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, ciekawe kim jest ten tajemniczy „s” może to Severus, a to przedstawienie boskie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia