poniedziałek, 13 lipca 2015

I. Rozdział 46 - Bal

Harry czuł, że coś jest nie tak. Ledwo pamiętał, co się działo w gabinecie Remusa, a zachowanie jego przyjaciół tylko potwierdziło, że stało się coś poważnego. Co on właściwie zrobił? Jak przez mgłę widział twarz przerażonego Syriusza i wiedział, że to przez niego. Ale dlaczego…? Ciszę przerwał trzask z niedaleka i mamrotanie Filcha:
— Znowu Irytek…
Zobaczył zbliżający się cień zza rogu, więc prędko otworzył drzwi klasy i wepchnął przyjaciół do środka, starając się zachowywać jak najciszej. Niestety, sam nie zdążył się schować.
— Potter! Widzę cię! — krzyknął Filch z satysfakcją, więc Harry prędko zamknął drzwi, zostając na korytarzu. — Jest już po ciszy nocnej, więc kara cię nie ominie. Kogo tam chowasz? — dodał nagle podejrzliwie.
— Nikogo — odparł lekceważąco.
— W takim razie sprawdźmy.
Harry otworzył drzwi i zanim Filch wszedł zaraz za nim, rzucił na przyjaciół zaklęcia uciszające i iluzję.
— Mówiłem, że nikogo — burknął do woźnego.
— Bez szlabanu się nie obędzie — odpowiedział z satysfakcją. — Do opiekuna!
Harry westchnął rozpaczliwie.
— Właśnie od niego wracam.
— To się okaże. Za mną!
Wymamrotał pod nosem przekleństwo i zanim zamknął drzwi, zrzucił z pozostałych zaklęcia. Z miną cierpiętnika ruszył za Filchem do gabinetu Syriusza. Nie pofatygował się, żeby przekazać woźnemu, że mężczyzny prawdopodobnie nie ma w środku, jednak okazało się, że Łapa już wrócił.
— Złapałem Gryfona łażącego po korytarzu po godzinie policyjnej — rzekł niemal radośnie i wciągnął do środka Harry’ego, który ociągał się przed drzwiami.
Łapa, Lunatyk i Tonks spojrzeli na niego.
— Harry był z nami — oznajmił Syriusz, zanim Filch cokolwiek powiedział.
Z ust woźnego zszedł uśmiech.
— Mówiłem? — rzucił do niego Harry. — Nie będzie wieszania pod sufitem.
Tonks parsknęła śmiechem.
— Ale dobrze się składa, że go przyprowadziłeś, bo zapomniałem mu o czymś powiedzieć — dodał Syriusz.
Harry zerknął na niego niepewnie, jednak nic nie powiedział. Wkurzony Filch wyszedł, trzaskając drzwiami, aż obraz wiszący na ścianie niebezpiecznie zadygotał. Lunatyk rzucił Łapie szybkie spojrzenie i stwierdził, że już pójdzie. Zaraz za nim do wyjścia ruszyła Tonks. Harry i Syriusz zostali sami. Zapadła chwila ciszy.
— O co chodzi? — zapytał wreszcie chłopak, a w jego głosie można było wyczuć wahanie.
— Możesz mi powiedzieć, co to było?
Harry nerwowo zaczął wykręcać palce.
— Szczerze mówiąc to sam nie wiem i… — zawahał się, zanim dodał: — niezbyt wszystko pamiętam.
Łapa wytrzeszczył na niego oczy.
— Jak to: niezbyt pamiętasz? — zdumiał się, a Harry zagryzł dolną wargę.
— Mam tylko przebłyski. Trochę jak wtedy, gdy przed szkoleniem rzucałem zaklęcia, których później nie pamiętałem — przyznał. — Brian uznawał to za wybuchy magii, tyle że po szkoleniu miały ustać — dodał niepewnie.
Syriusza nagle uderzyły słowa, które powiedział w jego stronę Brian, gdy znajdowali się w zamku Feniksów: Jego moc rośnie. Nie tylko chodzi o Feniksy.
— Może nie do końca nad tym panujesz — zaproponował, a chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
— Przepraszam.
— Daj spokój. To nie twoja wina.
— Tego nie wiem — szepnął.
Łapa nie odpowiedział.

Nadeszła Noc Duchów, a wraz z nią bal Halloween. Od miesiąca mówiono tylko o tym. O strojach, o muzyce, o partnerach… Dziewczyny szykowały się do balu cały dzień. Męska część Hogwartu zabrała się do tego godzinę przed rozpoczęciem imprezy.
Harry zdecydował się na strój wampira, dlatego pomazał twarz, szyję i dłonie białym jak śnieg fluidem. Okulary odłożył na bok, do oczu włożył soczewki o krwistoczerwonych tęczówkach, a obwódkę oka pomalował na czerwono, żeby był lepszy efekt. Zaklęciem wydłużył sobie dwa zęby, żeby wyglądały jak kły, a brodę ochlapał substancją, która przypominała krew. Ze skrzywieniem doszedł do wniosku, że kły są bardzo uciążliwe przy mówieniu, więc wyobrażał sobie, co będzie przechodził, gdy będzie chciał coś zjeść albo wypić. Czarny strój idealnie kontrastował z białą twarzą, a czarna jak smoła peleryna skojarzyła mu się ze Snapem. Po przemyśleniu postanowił pod szatę włożyć białą koszulę i również poplamił ją sztuczną krwią.
Jay wybrał przebranie zombie i wyszło mu to naprawdę świetnie, choć Alex uznał, że obrzydzi wszystkim posiłek, a Jessica, jego partnerka, z którą chodził zaledwie od dwóch tygodni, zwymiotuje, zanim go pocałuje. Po tym stwierdzeniu Jay postanowił zmniejszyć ilość ran na twarzy. Alex natomiast przykleił sobie skrzydła upadłego anioła i przy każdym obrocie kogoś nimi uderzał. Ron postanowił przebrać się w mumię, dlatego owinął się bandażami i nadał swojej twarzy zmęczony wygląd.
Kierując się w stronę Wielkiej Sali, dostrzegli trytonkę, elfa, mugolską pielęgniarkę, pluszowego misia i lalkę Barbie. Alex znalazł w tłumie sterczącym na korytarzu Susan przebraną za wróżkę. Jessica oznajmiła, że Jay wygląda obrzydliwie i ze skrzywieniem przyjęła jego całusa w policzek. Sama przebrała się za anielicę. Po kilku minutach dołączyły do nich Hermiona i Ginny. Starsza Gryfonka najwyraźniej zainspirowała się wypadkiem w drugiej klasie i przebrała się za kota, natomiast rudowłosa natapirowała włosy, zrobiła sobie ostry i rozmazany ciemny makijaż, a w dłoni trzymała miotłę – była wiedźmą.
Wielka Sala urządzona była w ponurych kolorach, a źródłem światła były świecące dynie zwisające ze sklepienia i położone na stołach. Gdzieniegdzie zawieszono pajęczyny, co sprawiło, że Ron mocno się wzdrygnął. Stół nauczycielski zastąpiła scena, a pomieszczenie podzielono na dwie części: w jednej stały okrągłe stoliki na kilkanaście osób, a w drugiej pozostawiono wolne miejsce do tańca. Alex poprowadził wszystkich do wolnego stolika w głębi pomieszczenia, żeby mieli trochę prywatności. Harry dostrzegł, że również nauczyciele byli przebrani. Spostrzegł Syriusza z przepaską na oku i pirackim kapeluszem na głowie, Tonks z aureolą nad głową i Lunatyka z turbanem na głowie i w stroju sułtana. Sama dyrektorka Hogwartu przebrała się z za damę dworu królewskiego. Kiedy wszyscy zajęli już swoje miejsca, McGonagall powstała, by przemówić:
— Witam was, drodzy uczniowie. Nadszedł czas balu Halloween. Bardzo się cieszę, że wzięliście sobie do serca słowa o przebraniach. Wielu z was ciężko rozpoznać, jedni przerażają, inni wzbudzają śmiech, ale każdy z was wygląda wyjątkowo. Zabawa będzie trwała do białego rana i mam nadzieję, że wyniesiecie dużo dobrych wspomnień z tego balu.
Na scenę wyszedł zespół, który zaczął grać pierwszą piosenkę. Jednocześnie na stole pojawiły się różnorodne potrawy i napoje. Parkiet zapełnił się uczniami. Jessica i Hermiona musiały poczekać, aż ich partnerzy zapełnią żołądki, natomiast Susan i Ginny zostały natychmiast wyciągnięte do tańca. Gdy impreza znacznie się rozkręciła, do Harry’ego i Jaya odpoczywających po tańcu dosiedli się Seamus i Dean.
— Coś na większe rozluźnienie? — wyszczerzył się Seamus i ukradkiem wyciągnął spod szaty butelkę Ognistej Whisky.
Jay wytrzeszczył oczy.
— Wy to proponujecie? — nie dowierzał Harry.
— Ślizgoni mają niezły zapas pod stolikami, więc im jedną zwędziliśmy — odpowiedział Dean z uśmieszkiem. — Chętni?
Jay rozejrzał się po tłumie, dłużej zatrzymując wzrok na nauczycielach.
— Lej.
Seamus odkręcił butelkę i pod stołem zaczął polewać do szklanek.
— Bu!
Cała czwórka podskoczyła, a Seamus niemal upuścił butelkę.
— Ron! — warknął Harry, ale odetchnął z ulgą.
— Macie Ognistą? — pisnął radośnie Alex.
— Ciii! Dawajcie szklanki.
Ron i Alex wymienili spojrzenia i szybko podetknęli Seamusowi swoje naczynia.
— Nalejcie soku, żeby zabarwiło. McGonagall nas zabije, jak zobaczy, co mamy w szklankach — stwierdził Harry.
Postanowili skorzystać z jego rady. Wypili pierwszą kolejkę. Alex zabrał Seamusowi butelkę i zaczął machać nad nią różdżką. Po chwili wyglądała jak sok jabłkowy w butelce. Dean poklepał go po plecach z wyszczerzem, chowając Ognistą pod stół.
Idąc na parkiet z Ginny, Harry dostrzegał, że nie tylko oni maskowali się z piciem alkoholu. Jacyś Krukoni ukradkiem polewali sobie do szklanek i rozglądając się czujnie, wychylali je. Jakieś dwie dziewczyny już szalały na parkiecie z większą energią niż pozostali, a gdzieś niedaleko usłyszał dźwięk obijających się o siebie butelek.
W końcu jednak Gryfonom skończył się alkohol, więc ktoś musiał załatwić kolejną porcję. Seamus wskazał Harry’emu i Jayowi stolik, pod którym Ślizgoni trzymali swoje zapasy. Ruszyli na polowanie. Kręcili się obok nich, czekając na okazję. W końcu Jay się wkurzył i przechodząc obok stolika, rzucił zaklęcie przywołujące. Złapał butelkę, lecz nie miał gdzie jej schować, więc z paniką podał ją Harry’emu, który prędko schował ją pod peleryną. Wymienili spojrzenia z nadzieją, że nikt tego nie widział. Harry założył na siebie ręce, jedną trzymając butelkę pod peleryną. Ruszyli w drogę powrotną, gdy drogę zagrodził im Slughorn z Syriuszem.
— I oto moi najzdolniejsi uczniowie! Wampir i zombie we własnej osobie — rzekł z uśmiechem nauczyciel eliksirów, a serce Harry’ego zabiło szybciej.
Wymienił z Jayem szybkie spojrzenie i obaj przywołali na usta lekkie uśmiechy. Mieli nadzieję, że Slughorn nie spostrzeże, że Harry non stop obejmuje swój brzuch, bo mogłoby to wydawać się podejrzane. Mężczyzna nie kończył swoich wywodów, a oni grzecznie odpowiadali, szukając w myślach rozwiązania ich małego problemu. Harry spostrzegł, że Łapa rzuca mu podejrzliwe spojrzenia, non stop zerkając na jego ułożenie rąk.
— Brzuch cię boli? — zapytał.
Harry i Jay spojrzeli na niego. Syriusz rzucił chrześniakowi lekki uśmieszek. Wiedział.
— Chyba coś mi zaszkodziło — odpowiedział poważnie.
— Chyba wiem co.
Jay zamarł, a Harry zacisnął zęby.
— Te ostrygi są strasznie ostre! — stwierdził Slughorn.
— Dokładnie! — rzucił natychmiast Harry.
— Pani Pomfrey podała mu jakiś środek i stwierdziła, że ma trochę posiedzieć, żeby zadziałało — dodał Jay szybko.
Slughorn klasnął w dłonie.
— Poppy ma rację, chłopcy. Już was nie zatrzymujemy.
Harry i Jay ruszyli do stolika, widząc rozbawionego Łapę.
W końcu alkohol zaczął działać na nich ze zwiększoną siłą, więc zachowywali się coraz głośniej. Dziewczyny nie próbowały alkoholu, więc co chwilę starały się ich uciszać, żeby nie wpadli w kłopoty. Gdy dostrzegli, że Ernie Macmillan wypił za dużo i nie trafił na krzesło stolik od nich, Harry, Ron i Alex szybko go zasłonili przed wzrokiem nauczycieli, a Jay w tym czasie doprowadził go do porządku.
Gryfoni przeżyli mały zawał, gdy do ich stolika podszedł opiekun domu razem z Remusem Lupinem. Harry wiedział, że obaj ich nie wydadzą, jednak niedaleko kręciła się McGonagall z profesor Vector, a to mógł być problem. Seamus z Deanem szybko się ewakuowali pod pretekstem skorzystania z toalety.
— Ten sok jabłkowy smakowicie wygląda — rzucił Łapa i sięgnął po butelkę, której nie zdążyli schować po stół.
Harry i Ron wymienili szybkie spojrzenie.
— Smakuje gorzej niż wygląda — stwierdził Jay, a Syriusz uśmiechnął się kącikiem ust, powoli nalewając do szklanki napoju.
— Piraci nie piją soków — zauważył Alex.
— Nie mam rumu, więc został mi sok. Może sułtan też się poczęstuje? — zwrócił się do Remusa, który pokręcił głową, wysyłając Łapie karcące spojrzenie.
Chłopcy zerknęli nerwowo w stronę McGonagall, która niebezpiecznie się do nich zbliżała.
— Rany boskie, lej szybciej — zniecierpliwił się wreszcie Harry, co Syriusz przyjął ze śmiechem.
Zakręcił butelkę, a Jay prędko schował ją pod stół. Dyrektora odeszła w drugą stronę.
— Naprawdę chcesz nas dzisiaj wkopać — stwierdził Harry do chrzestnego.
— Przecież sok jabłkowy nie jest zakazany. — Wypił zawartość szklanki. — Bardzo smaczny sok.
Harry wysłał mu zdegustowane spojrzenie.
— Opiekun — prychnął.
— Mogę naprawdę zacząć się tak zachowywać, ale wtedy możecie mieć problemy — wyszczerzył się.
— Nie zrobiłbyś mi tego.
— Zakład?
Cisza.
— Nie zrobiłbyś — powiedział Harry, ale już mniej pewnie. — Nie wypada, żebyś ładował mnie w kłopoty, bo jesteś moim ojcem chrzestnym, więc powinieneś mnie chronić.
Łapa roześmiał się szczerze, a Harry usłyszał za sobą zaskoczone odgłosy. Zerknął tam i dostrzegł Lavender i Parvati zawzięcie ze sobą dyskutujące.
— Chyba słyszały — zauważył Jay.
— Jutro cała szkoła będzie o tym wiedziała — dorzuciła Hermiona ze skrzywieniem.
— Ale wstyd — stwierdził Harry.
Łapa z oburzeniem zdzielił go w ramię, gdy pozostali wybuchnęli śmiechem.
Kolejnego poranka cała szkoła plotkowała o tym, że profesor Syriusz Black jest ojcem chrzestnym Harry’ego Pottera.

2 komentarze:

  1. wreszcie się dowiedzieli! Rozdział super itp itd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    no i dowiedzieli się wszyscy, że Syriusz jest ojcem chrzestnym Harrego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń